x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Niesamowite
Jednak nadal twierdzę, że w mandze zachowano logikę – natomiast w anime to wszystko zostało wyolbrzymione, przesadzone. Wygląda to tak jakby twórcy na siłę próbowali wpakować do serii wszystkie możliwe scenariusze z gry, tylko niestety totalnie bez pomysłu.
Co do bohaterów i twojego pierwszego zdania – nie, nie jestem osobą dla której wszyscy bohaterowie muszą być dobrzy i czyści jak łza. Wręcz przeciwnie, lubię gdy mają swoje słabe i mocne strony, nie są wyidealizowani itp. Natomiast nie wiem skąd założenie, że bohater myślący to bohater „dobry”. Nawet ci „źli” nie godzą się na wszystko.
Re: Niesamowite
I tylko to mnie boli, że kompletny tu brak logiki. Manga była o wiele lepsza, na pewno bardziej poukładana i fabuła była faktycznie składna, nie rozumie jak można było tak zmienić zamysł autora.
Niesamowite
Ja właśnie przez to sięgnęłam po ten tytuł. Najpierw przeczytałam mangę, która o dziwo nie była taka straszna – naprawdę, majstersztykiem bym jej nie nazwała, jednak uplasowała się gdzieś pomiędzy przeciętniakami. Potem zdziwiłam się jak bardzo można rozwlec 2‑tomową mangę na 12 odcinków anime – więc zaczęłam oglądać, a im dalej w las… tym ciemniej.
W życiu [chyba] nie oglądałam czegoś tak złego, tak strasznego, tak okropnego. W tym anime nie ma kompletnie niczego wartościowego. Z każdym kolejnym odcinkiem zastanawiałam się czy kliknij: ukryte wszystkie dziewczyny w School Days są durne, ślepe czy są po prostu masochistkami – a może wszystko na raz? Przez większość odcinków jedynie Katsury mi szkoda było, ale ostatnie odcinki sprostowały mój pogląd, jednak nie było warto – tam wszystkie postacie są albo wariatami albo po prostu są idiotami.
Skończyło się jak się skończyło, nie żebym tego nie podejrzewała – z resztą fala spoilerów w Internecie zaoszczędziła mi roboty.
Żałuję każdej minuty, którą zmarnowałam.
Amen.
Mogło być lepiej.
Ponieważ napisanie tego litym tekstem zajęłoby mi więcej czasu to zwyczajnie podzielą swój komentarz na to co mi się podobało, a co dla mnie było porażką.
1. Chikane Himemiya – postać, która samym swym wyglądem przyciągnęła moją uwagę. Bardzo mi się podobała – od początku do końca i ani na chwilę się na niej nie zawiodłam.
2. Dramatyzm. Cała seria przypomina mi kliknij: ukryte „Madokę” (zwłaszcza ostatni film kinowy), dlatego rozumiem skąd to przykre uczucie po zakończeniu.
3. Opening „Kapłanek (...)" przypadł mi do gustu, jest dynamiczny, a sama animacja świetnie komponuje się z piosenką. Jedynie w dwóch, może trzech odcinkach pominęłam opening. Muzyka występująca w trakcie trwania odcinków też była dla mnie w porządku – strasznie lubię ckliwe kawałki od których natychmiastowo napływają mi łzy do oczu.
4. Kreska bardzo mi się podobała, uwielbiam wygląd Chikane i Tsubasy.
5. Zakończenie – nie wyobrażam sobie innego, koniec i kropka.
Natomiast tym co kompletnie mi się nie podobało, było:
1. Himeko – Chrystusie niebieski czy istnieje bardziej irytująca postać w tym anime? Nie polubiłam Himeko, denerwowała mnie od samego początku. Niestety seiyuu, który podkładał głos dla kapłanki strasznie mnie drażnił. Każda wypowiedź Himeko, która zawierała wyższy ton zmuszała mnie do przyciszania odcinka.
2. Souma – następna postać do odstrzału, chociaż muszę przyznać, że był mnie irytujący niż Himeko (przynajmniej nie drażnił moich bębenków).
3. Animacja chwilami tak kulała, że żal było patrzeć. Szczególnie w momentach, w których obraz się oddalał postacie były tak szkaradne, że gdyby nie kolory włosów to dziewczyn nie można byłoby odróżnić, nie wspominając, że ich twarze wówczas wyglądały jakby dostały w nie patelnią.
4. Zmienna długość włosów Himeko. Nie wiem czy to moja wyobraźnia, ale w jednej scenie Himeko miała włosy za tyłek, a w innej już znacznie krótsze. Raz miała poszarpane końcówki, a raz miała przycięte je na prosto – na litość czy autorzy nie mogli zdecydować się na jedno?
Z grubsza byłoby na tyle. kliknij: ukryte Tak naprawdę nie obejrzałabym całości gdyby ktoś pod tą własnie recenzją nie zamieścił spoilera, że przejdzie na „złą stronę mocy” i Chikane zginie. Zaleciało mi wówczas tak „Madoką”, że nie mogłam się oprzeć i musiałam dotrwać do tego momentu. Nie chcę oglądać kontynuacji, bądź tego co za kontynuację chciało uchodzić, bo jakoś nie widzę tutaj otwartej furtki do kontynuowania historii.
Recenzja, według mnie, niezwykle adekwatna.
Re: gothic lolita
Nawet jeśli wpasowuje się w jakiś kanon lolit to, dzięki Bogom, nie rzuca się to na tyle w oczy.
Yaho!
Seria naprawdę dobra, dynamiczna, z zawrotnie pomykającą akcją. Uwielbiam wszystkie postacie, które są mocnym plusem serii. Ich wygląd jest fantastyczny i każda ma w sobie coś niezwykłego, charakterystycznego, co sprawia, że nie są mdłe, szaro‑bure, nudne. Uwielbiam naszego rudego łowce nagród, Favaro, który nawet swoim wyglądem bije wszelkie schematy głównego bohatera. Wg. mnie jest naprawdę okropny, no brzydal jakich mało, paskudny koczkodan, ale po obejrzeniu całej serii nie mogłam go nie pokochać. Podobają mi się postacie o takich charakterkach, a ten jego oryginalny wygląd pięknie wkomponowuje się w całość. Również Rita została świetnie wykreowana. Nie mogłam się doczekać każdej chwili, w której się pojawiała na ekranie. Zawsze cięta i wyszczekana, a wzrokiem mogłaby oszronić szampana. Cała reszta postaci równie genialna. Kaisar ze swoim kryształowym sercem, do końca niezmienny czy Joanna D'Arc, która absolutnie podbiła moje serce. Nieco mniej podobała mi się postać Amiry – na początku była moją faworytką, potem troszkę zbladła, a jej charakter momentami mnie irytował. Nie mniej jednak, ją również polubiłam, a kliknij: ukryte w formie demona wyglądała wspaniale.
Chwilami miałam wrażenie, że akcja leci troszeczkę za szybko – acz producenci uraczyli nas jedynie 12 odcinkami, więc niech czują się z tego (w moich oczach) rozgrzeszeni.
Cała seria ma u mnie wielkiego plusa. Trafiła do mnie jak kliknij: ukryte bełt w pierś Favaro. Z niecierpliwością czekam na drugą serię, chociaż nie mam bladego pojęcia do czego można byłoby wrócić. Podejrzewam, że może to być całkiem inna historia osadzona jedynie w tym samym uniwersum. Pozostaje nam czekać, jestem dobrej nadziei.
Przedsionek piekła.
W Clannadzie urzekła mnie na pewno relacja kliknij: ukryte między głównym bohaterem, a Nagisą. Jest właśnie taka jaka powinna być – ich związek ma wiele niedomówień, nie ma w serii scen bezpośrednich jak pocałunki itp. I według mnie, właśnie tak miała wyglądać ta relacja. Przez te „niedomówienia” związek między nimi był dla mnie czymś nowym, niezwykle delikatnym oraz magicznym.
Mnie również drażniła Nagisa, ponieważ jest typem bohaterki, których wręcz nieznoszę, jednak zdaję sobie sprawę, że w serii muszą być również takie postaci. Gdyby każdy był rozgarnięty, odważny etc. to dostalibyśmy zestaw takich samych osób tylko z inną gębą albo płcią. W Clannadzie dostałam wachlarz przeróżnych osobowości – niektóre lepsze, a niektóre gorsze, jednak różniące się między sobą.
Finalnie, nie potrafię ocenić Clannada jako samodzielniej serii, ponieważ wydarzenia zawarte w kontynuacji stanowczo przyćmiewają całą pierwszą serię. Clannad jest dla mnie serią, która tworzy niezwykle ciepłe tło dla Clannad After Story oraz pozwala zżyć się z bohaterami, kliknij: ukryte jednak bez pierwszej serii, seria druga nie uderzałaby tak w widza (przynajmniej według mnie).
Do kompletnej klapy daleko.
W dużej części komentarzy pojawiają się okrzyki niezadowolenia, jednak ja, po obejrzeniu TG nie mam wcale tak wiele obiekcji. Owszem, nawet nie czytając papierowej wersji widać, że czegoś tu brakuje. Fabuła często wydaje się pourywana, a wątki poskracane albo w ogóle pominięte, acz całość nie jest taka zła. Wiele postaci przypadło mi do gustu zarówno charakterem, jak i wyglądem. Niestety anime skończyło się w momencie, w którym akcja zaczynała się dopiero rozkręcać, ale z tego co czytałam ma być kontynuacja także jestem dobrej myśli. Po drugi sezon sięgnę na pewno. Pomimo wielu niedociągnięć TG stanowi dla mnie całkiem ciekawy tytuł, któremu należałoby dać jeszcze szansę.
Aha!
Relacja między Takumim i Naną – cóż, próżno doszukiwać się taniego romansidła. Jednak uważam, że Takumi pomimo wszystkich swych wad kochał na swój sposób Nanę. Przynajmniej wziął odpowiedzialność za dziecko, które mogło nie być jego. Chociaż zazwyczaj po prostu olewał Hachi (ewentualnie sprowadzał ją sobie kiedy mu to odpowiadało) to finalnie się nią zaopiekował. Dał Nanie to czego ona od początku pragnęła – rodzinę oraz dom z prawdziwego zdarzenia.
Nobu mógłby zrobić podobnie, w końcu był spadkobiercą sieci hoteli (czy coś w tym guście). Miał szansę „zrobić wszystko aby była szczęśliwa”, jednak wiązało się to z wzięciem odpowiedzialności i porzuceniu własnych marzeń. On również kochał Nanę, ale uważam, że nie był gotowy na takie poświęcenie – poza tym, jak wspominałam był strasznym tchórzem. Bardzo mnie zasmuciła scena, w której opuścił Nanę gdy ta najbardziej potrzebowała wsparcia.
Mistrzostwo samo w sobie.
Teraz ciężko znaleźć anime, które dorównywałoby starszym tytułom. Nana nie jest bardzo starą serią, jednak ma swoje lata, które dają o sobie znać oglądając następne odcinki. Takie przeświadczenie tkwi w mojej głowie, bowiem im nowsze anime oglądam tym coraz częściej spotyka mnie zawód. W Nanie przeżywałam wszystkie emocje razem z postaciami. Nawet w wolnych chwilach rozważałam jakie to kolejne przeszkody napotka Nana wraz z resztą paczki. Jest to seria, która gwarantuje nie jedno drgnięcie serducha. Jeśli miałabym z czymś porównać Nanę w obrębie gatunku to tylko z nieco nowszym Clannadem, którego kreska jednak chwilami mnie odstraszała.
Fabuła Nany stoi na naprawdę wysokim poziomie. Jest niezwykle wciągająca, wiarygodna, a przy tym opiewa w wiele pobocznych wątków. kliknij: ukryte Samo zakończenie serii jest dla mnie sycące, chociaż niezwykle smutne i przygnębiające. Podejrzewam, że własnie takie uczucia chciano wzbudzić w widzu.
Muzykę z Nany poznałam zanim w ogóle pomyślałam o obejrzeniu serii, ale nawet w najśmielszych snach nie myślałam, że tak świetnie pasuje do całości. Uwielbiam wszystkie utwory kliknij: ukryte i jedyne do czego mogłabym się przyczepić to ich ilość, bowiem BLAST wykonuje jedną i tą samą piosenkę przez większość anime.
Nie wiem dlaczego niektórzy czepiają się kreski. Owszem, nie każdemu może się spodobać, ponieważ jest niezwykle charakterystyczna, jednak według mnie oddaje klimat serii i naprawdę do niej pasuje.
Nie będę się rozpisywać o samej fabule itp. Nana to anime, które jest niezwykle życiowe. Pokazuje, że nierzadko życie stawia człowieka w sytuacji, w której musi wybierać między tym co proste, a tym co słuszne.
Z czystym sumieniem tytuł polecam każdemu. Jest to pozycja obowiązkowa, która potrafi nie tylko wzruszyć, ale również zachwycić.
Ps. Komentarz jest tylko i wyłącznie moją opinią toteż można się z nim nie zgodzić. :-)
Kamisama Hajimemashita nie jest dziełem wybitnym ani też specjalnie oryginalnym pod względem wątku romansowego, w zasadzie jest schematyczne oraz przewidywalne, a jednak seria ma w sobie coś co przyciąga widza i każe mu włączyć następny odcinek, i następny, i następny ...
Niewiele mogłabym serii zarzucić. Projekty poszczególnych postaci bardzo mi się podobały. Opening bardzo pasuje do anime, chociaż nie przypadł mi do gustu. Za to ending bardzo mi się spodobał, zwłaszcza „ah, ah, ah”, które często występowało pod koniec odcinka i zawsze wpasowywało się w idealnym momencie. Sama piosenka – nie gustuję w takich kawałkach, a jednak ten ma coś porywającego, co delikatnie łapie za serducho. Ale najbardziej podoba mi się kawałek, który występuje za każdym razem gdy pojawia się nasz Kruk :D!
Jedyne co czasami doprowadzało mi do szału to Nanami. Miała swoje fajne momenty, ale nierzadko mnie irytowała. Często przypominała mi swoim zachowaniem typową panienkę z shoujo. Nie przepadam za takim typem postaci, drażni mnie niesamowicie. Potem trochę się do tego przyzwyczaiłam, ale jednak niesmak pozostaje.
Tytuł wart polecenia komuś kto szuka lekkiej rozrywki, bo przy Kamisama Hajimemashita ubawiłam się przednio. Również wątek romansowy jest niczego sobie, ale głównie dzięki postaci naszego liska – Tomoe.
Nihil novi
Gniot jakich mało?