x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Tak czy inaczej strona graficzna nie podoba mi się i tyle. Jest to tylko i wyłącznie moja subiektywna opinia (to, że mi się nie podoba, nie to, że jest to CGI ;)) innym może się podobać i wnioskuję, że właśnie Tobie się podoba więc nie dojdziemy tu do konsensusu. Chyba, że wypowie się osoba animująca tę scenę obojętnie czy komputerowo czy tradycyjnie, na co prawdopodobieństwo jest bliskie zeru.
I ujecie, którego nie było w pierwszym sezonie jak ten blondasek przechodzi przez drzwi, tak samo komputerowo.
Ja wiem czepiam się szczegółów ale na powitanie tak scena nie jest zachęcająca jak dla mnie.
Scenę z koncertu jakoś można przeboleć, właściwie to nawet nie można powiedzieć, że jest zła, tyle razy już została wykorzystana ta technika przy scenach koncertów, że głowa mała.
Jak dla mnie to jest o wiele gorsza animacja. I w sumie to zwykle nie przykładam wagi do animacji do czasu jak czuję, że coś jest nie tak czyt. wykorzystano komputerówkę.
Tu natomiast ewidentnie coś jest na rzeczy. Hikitani jakoś dziwnie wygląda, proporcje postaci chwilami też. Bardzo dużo statycznych ujęć, tła nieruchome. I dziwi mnie takie podejście twórców bo pierwszy sezon okazał nieprzewidzianym sukcesem, więc tym razem mogliby więcej uwagi poświęcić stronie muzycznej i graficznej, a zachować poziom dialogów i fabuły.
No ale przynajmniej Saika wygląda jak zawsze „olśniewająco” ;D
Wykonanie bardziej przypomina amatorską Youtube'ową produkcję niż pełnoprawną serię, nawet krótko metrażową, z tym, że niema kompletnie nic do zaoferowania.
Target to chyba masochistyczne dziewczynki, spragnione ... nie w sumie to chyba nikt. Chyba, że ktoś nie wpadnie na pomysł wykorzystywania tego przy torturowaniu jeńców wojennych lub więźniów w Guantanamo.
Dawno temu obejrzałam kilka odcinków i klimatycznie bardzo mi przypadło ale nie chcę zabierać się ponownie rozczarować jeśli nie jest to zamknięta historia.
Cóż tak działa demokracja, nie istotne jest kto ma rację.
__
Jeśli koniecznie chcesz zaspokoić swoją ciekawość to powiem, że wszystko od projektów postaci, fanserwis, samych bohaterów (tak głębokich, że tylko mucha mogła by się utopić), wątki i sceny, wprowadzane nie wiadomo po co, deus ex machiny (dla których wystarcza zdawkowe wyjaśnienie), wiele relacji między bohaterami i związków przyczynowo skutkowych(z pominięciem przyczyn i w ogóle zakłócenie tych związków) wziętych z ..., na fabule kończąc.
Produkt przeznaczony dla masowego widza, który, z godnie z założeniami, miał się podobać każdemu. Łączy popularne i lubiane motywy, koncepcje, a przede wszystkim koncepcję głównego bohatera, która już od wieków jest ostro eksploatowana nie tylko w anime, chociaż z różnymi skutkami.
Twisty fabularne (zatrzęsienie ich), które są dla większości osób zaletą, biorą się najczęściej z znikąd; miałam chwilami wrażenie, że odcinki są pisane na bieżąco z jakimś ogólnym zarysem fabularnym całości ustalonym na początku. Wyłączamy myślenie, akceptujemy co się dzieje, podziwiamy twisty. Jest dobrze.
I tak pewnie nie zawarłam istoty mojego zażenowania tą serią ale tak to mniej więcej wygląda.
Nie mam nic przeciwko seriom czysto rozrywkowym ale w takim razie przepraszam bardzo nie zatracajmy celu – ROZRYWKI, a rozrywki ja tu nie uświadczyłam, wręcz autentycznie się męczyłam.
Trochę lepszy od pierwszego sezonu ale tylko z uwagi na poważniejszy kaliber spraw mających miejsce i oczywiście wspomnianą końcówkę ostatniego odcinka.
Jeśli miałabym oceniać na podstawie przyjemności z oglądania to 4/10 bo przyjemności w tym nie było żadnej w dodatku zero szacunku do inteligencji widza ze strony twórców.
Technicznie wszystko jest jak w najlepszym porządku (muzyka, grafika) historia sama w sobie (jeśli by się mocno uprzeć i wyłączyć mózg) też jest niezła i w miarę spójna (ALE pamiętajmy: tylko jeśli wyłączymy mózg. Będzie dobrze, będzie dobrze. Musicie mi zaufać. Wszystko jest pod kontrolą) ale na pewno nie odkrywcza czy co dopiero ocierająca się o geniusz.
Próbuję zrozumieć wysokie oceny ale nie mogę.
Po co ja to piszę – nie wiem (chyba dlatego, że zdziwiły mnie Twoje odczucia co do dróg komunikacji, ale podejrzewam, że to wynikło z literówki bo dalej nie miałoby to sensu)
Wracając do tematu. Czym jest religia tak właściwie? Bardziej mi chodziło o nawiązywanie do pewnych modelów moralność przypisanych danym kręgom kulturowym. One natomiast wykształciły się m.in z religii tam dominujących.
W Europie jest to, mimo, że może Ci się to nie podobać, chrześcijaństwo(ale oczywiście też dorobek filozofów i uczonych antyku). I na podstawie tych już od wieków wyrytych w podświadomości zasad, nie z związanych z wiarą boga czy istnienie piekła/nieba, my dzisiejsi Europejczycy kierujemy się w swoich osądach, często nie będąc tego nawet świadomi.
W Azji moralność wygląda inaczej co analogicznie wynika, tym razem, z tamtejszej tradycji. I jedna ta sama kwestia może być różnie odbierana przez ludzi z tych kręgów kulturowych i oczywiście wewnątrz też. Kiedyś te różnice były większe, ale obecnie w dobie globalizacji i „kurczeniu się” Ziemi są coraz mniej zauważalne. Na przykład pierwsza sprawa z mężem i żoną szczególnie w Japonii może mieć inny odbiór (pozycja kobiet w ichniejszym społeczeństwie).
Nie wiem czy mogę siebie nazwać osobą wierzącą ale obojętnie jakiej wiary bym nie wyznawała nie mogę zignorować faktu, że w świecie przedstawionym w tej serii jest i Bóg i istnieje reinkarnacja i pustka. Taki system wymyślili sobie autorzy w oparciu o hinduizm, buddyzm i jako bonus dorzucili system przypominający korporację, biuro zmagające się z nadwyżką roboty, istoty zmagające się z problemami „życia osobistego” i różnie sobie z nimi radzące (alkohol, kolekcjonowanie lalek). I w tym stanie jest to twór nowy jeszcze żadna książka(bądź dla niektórych Księga) nie powstała, w której byłaby przedstawiona taka wizja.
Autorzy budują ten system tylko i wyłącznie po to by pod koniec(co od samego początku wiadomo) stwierdzić, że jest on wadliwy. Ale to też ma cel – nadrzędny: wysunięcie pytań o sens ocen, egzystencji arbitrów ale tylko w świecie przedstawionym. Nie jest to odwołanie do naszego świata niestety. Tym bardziej jak się nie wierzy w niebo/piekło niema do czego takich postaci przyłożyć.
kliknij: ukryte Ta, nie wiem jak to nazwać, „fascynacja” lalkami i ludźmi u Decima sprawiła, że tak z nią postąpił. Ale z drugim arbitrem, tym od Mayu, było tak samo (pod koniec lalka ją przypominająca, którą polerował, a następnie odstawił).
Na najniższym piętrze wala się mnóstwo manekinów/lalek, a Decim zadaje sobie trud i je stylizuje na swoich gości i umiejscawia je w swoim otoczeniu. Tłumaczy to tym, że ma szacunek i podziwia ludzi żyjących pełnią życia i chce ich jakoś upamiętnić sprawić, aby ta przemijająca skorupa zyskała namiastkę nieśmiertelności.
I w przypadku jednego jak i drugiego podziwianie, próba zrozumienia ludzi i ich emocji przejawia się w między innymi przechowywaniem z godnością tych lalek.
Co zabawne drugi arbiter to taka tsundere – nie mówi tego w prost, wynika to z jego zachowania i reakcji. Pamiętam w jednym odcinku nieźle się zdenerwował z powodu dotykania jego lalek, a do ludzi odnosi się z niemalże pogardą.
Re: Chyba to nie jest do końca tak
Wyrok jest randomowy więc powinien wystarczyć, przy ocenianiu, zwykły algorytm losowy na podstawie wspomnień. Reinkarnacja lub pustka. Tyle. Żadni arbitrzy i gry nie są potrzebne.
„Nieludzie” arbitrzy nie mogą oceniać ludzi, wiec kto wg. Ciebie może? Z tego co pamiętam w ostatnim odcinku była mowa, że tak na prawdę wszyscy są marionetkami. I z tym się zgodzę. Ludzie też są niejako marionetkami, w śmiertelne ciało zostaje wtłaczana nieśmiertelna dusza. Nie mają pełnej kontroli nad swoim losem – cecha marionetek. Ciało przechodzi rozkład i tak w kółko życie, śmierć. Dzieje się to od nich niezależnie. Arbitrzy też są marionetkami tylko takimi, które nie mogą doświadczyć śmierci i przez to ich obecność w jakiś sposób w tym miejscu jest uzasadniona. Człowiek z uczuciami, i ze świadomością śmierci, jeszcze bardziej jest niezdolny do oceny innych ludzi bo w podświadomości działają te same mechanizmy, które działałyby w ludziach sądnych poinformowani gdzie są i co może im grozić, w razie nieczystych zagrań.
Wiadomo, że świat nie jest po prostu czarno biały mimo że niektóry tak myślą albo chcą żeby tak było. Ja nie wiem czy chciałabym takiego świata – kto miałby ustalać co jest dobre, a co złe?
Powiedz mi jak nie mieszać w to treści religijnych jak to anime czerpie pełnymi garściami z założeń hinduizmu i buddyzmu. Jest nawet mowa o Bogu który stoi najwyżej tego interesu. To jest nieuniknione w przypadku rozmów bardziej do głębszych niż sama powierzchowność fabularno‑techniczna.
Co ma arbiter do tego wszystkiego. Nie rozumiem Twojego toku myślenia. To jak ci ludzie mieli bez nich ogarnąć o co wg. chodzi tych grach. Dlatego, że oni oceniają i mają do dyspozycji ten pilocik? Całe ta gra służy wydobyciu najgłębszego mroku z ich dusz.
Teraz jak o tym, myślę to coraz bardziej to wszystko ręce i nogi traci. Przede wszystkim arbitrzy dostają mozaikę ze wspomnieniami rzeczonych osób biorących udział w grze i nie są na podstawie tego wydać wyroku i to właściwie moment po śmierci staje się kluczowy w dokonaniu wyroku, a reszta jest odsuwana w zapomnienie a miejsce do którego ma być wysłana dusza może się zmienić pod wpływem jednego fałszywego ruchu.
Założenie może takie było ale o wiele lepiej z wykonaniem było w Death Billiards.
Sporo nihilizmu i przeświadczenia, że nie dość w świecie żywych nie ma sprawiedliwości to również po śmierci trudno o sprawiedliwy wyrok – brak nadziei na właściwie cokolwiek.
Duża część wyroków jest wydawana randomowo co nie powinno mieć miejsca.
kliknij: ukryte No i fakt, że Chiyuki popełniła samobójstwo, a została tak oceniona… Może w buddyjskim czy hinduskim systemie moralnym to nie wzbudza żadnych dyskusji i jest akceptowalne ale jak dla mnie jest to posunięcie nielogiczne.
Zabiła się – okej, dajmy jej szansę na reinkarnację niech zabija się ile chce przecież to nie jej wina, że tak się stało, była nieszczęśliwa i nikogo nie skrzywdziła. Oh ah biedna dziewczynka.
Natomiast w przypadku głupiutkiej, ale o szczerym sercu Mayu i jej idola – pustka. „Tak, tak są razem wiec muszą być szczęśliwi.” Wszyscy zadowoleni? To lecimy dalej.
Nawet gdyby ktoś się uparł, że to jest jak najbardziej logiczny system i żadna z pośmiertnych opcji nie jest zła, a do pustki trafiają ludzie spełnieni, którzy osiągnęli nirwanę i zostali wyłączeni z całego cyklu narodzin, śmierci i ponownych narodzin – przykład kliknij: ukryte mangaczki autorki rysunków do książeczki z dzieciństwa Chiyuki, która jest ze śmiercią pogodzona i spełniona(chodziarz można dyskutować na ten temat: nie miała dzieci więc w kolejnym życiu mogłaby mieć na to szansę) wysyła się na reinkarnację.
Wyrok detektywa i chłopaka szukającego zemsty nie został pokazany wiec można spekulować gdzie kto trafił naprawdę, ale oczom też jak się okazuje nie do końca można wierzyć (przykład obrotowego znaku nad windą przy osądzie Mayu). Ocena małżeństwa i reszty postaci też jest różnie odbierana z tego co widziałam po komentarzach co wskazuje na relatywizm i ogólny brak sprawiedliwości.
Nie lubię takiego ,przepraszam, burdelu, bo inaczej nie da się tego nazwać. Kilka systemów moralnych zmieszanych ze sobą i co z tego wychodzi…
Nihilizm i relatywizm moralny. Niby poglądy bardzo mi bliskie, jednak seria albo nie stosuje ich świadomie albo wynikają ona z błędów logicznych.
Pytanie kto ma prawo rozstrzygać jak jest naprawdę.
Zamiast się skupić na czymś konkretnym autorzy chwytają się wszystkich mniej lub bardziej popularnych motywów po to aby zyskać jak najszerszą publiczność. I to by było w porządku jeśli poszczególne motywy był na pewnym poziomie i razem współgrały.
Pierwsze odcinki były porządku, humor przyjemny, Chidori jeszcze nie irytowała, jakaś logika zachowana.
I mamy 5 odcinek „wydarzenia się dzieją” hucznie i wybuchowo .Ale jeśli przyjrzeć się bliżej zachowanie bohaterów w obliczu zagrożenia jest tak alogiczne, że kończyny opadają.
Wpychane na siłę elementy komediowe z Chidori w roli głównej pasują jak pięść do nosa. Te organizacje też w dogodnym dla scenarzystów momencie okazują się bezbronnymi, dającymi się łatwo oszukać półgłówkami w innych godnymi oponentami. Niby organizacje militarne, a chwilami brak jakiegokolwiek uporządkowania wewnętrznego…
Dla wątku militarnego niema co oglądać. Do tej pory, w prawdzie po FMP!, powstało kilka dobrych anime m.in. Black Lagoon czy CG. Komedia mimo, że chwilami wypada dobrze bardzo często pojawia się w nieodpowiednich momentach rujnując klimat. Nie wiem czy jest sens dalej oglądać skoro jest tyle lepszych produkcji o podobnej tematyce.
Na pewno wzbudził we mnie więcej emocji.
Grafika w niektórych momentach tak piękna, że aż do mimowolnego rojenia łez doprowadza.
W moim przypadku te obrazy to trochę jak reminiscencja czegoś co bardzo chciałabym zachować w pamięci, czegoś co powoli znika w natłoku nowych informacji i bodźców, które w konsekwencji okazują się nic nie warte, a jedynie te skrawki są w stanie wydobyć skrywane głęboko emocje.
Paradoksalnie wizja przyszłości a przypomina o przeszłości. Intrygujące…
Dziełem idealnym, bez skazy jednakowoż nie jest, a ocena tego epizodu wynika jedynie z subiektywnych, personalnych odczuć, których prawdopodobnie nie jest w stanie ze mną nikt podzielić.
Mam nadzieje, że nie skończy się jak w Psycho‑Pass 2 bo tego chyba nie zdzierżę.
Hashire Melos! z serii Aoi Bungaku Series i tak wielkie wrażenia wywołał że boje się trochę tej starej wersji oglądać aby nie zaprzepaścić dobrego zdania o tej historii. Ale kusi fakt zaangażowania w produkcję wielu cenionych animatorów.
Filmy kinowe zawsze albo prawie zawsze mają lepszą animację niż serie TV, od których lepsze z kolei są OVA jeśli nie pod względem animacji to braku problemu z pokazaniem pewnych treści nie możliwych do wyemitowania w TV.
I tak jak przeglądam produkcje I.G to wychodzi na to ze żadna z ich serii nie przypadła mi do gustu ale jeśli chodzi o OVA i filmy to już lepiej bo graficznie FLCL bardzo mi podchodzi jak i GitS z 95.
Ja to tradycyjnie Madhouse cenię ale to co oni nawyprawiali w Hellsing Ultimate z CGI to nie wiem. 5 sekund animacji komputerowej zniszczyło całe 30 min dobredo wrażenia ze zwykłej porządnej animacji i kreski.
Wszelkie deformacje są w anime jak najbardziej pożądane bo chyba nie dążymy do jak największego realizmu w animacji, a wręcz przeciwnie indywidualizacji kreski, postaci i maksymalnego odrealniania. W tym to chyba przoduje Studio 4°C. No a klasykiem jest Masaaki Yuasa.
Cellshadnig czy inne techniki na mnie nie działają do puki mam świadomość, że to animacja komputerowa. Sama koncepcja i kierunek są dobre ale efekty na razie mi nie odpowiadają. Kiedy uda się twórcom do tego stopnia oszukać widza aby ten myślał, że to rysunek albo rzeczywistość, a będzie to CGI to na takie techniki jestem jak najbardziej na tak.
Bo jak się ma trochę wiedzy technicznej (nie żebym bardzo się tym interesowała) to widać w jaki sposób co zostało zrobione i na mnie zawsze ręczna animacja będzie robić wrażenie bo wiem ile pracy i świadomości trzeba w to włożyć. Natomiast tej świadomości przy tworzeniu animacji komputerowej trochę niektórym brakuje co widać po efektach m.in. objawia się to w sposobie poruszania się postaci i fizyki świata.
Takim przykładem, w którym różnice między animacją tradycyjną, a komputerową(połączoną ze zwykłą) jest remake openingu Macross oryginalna animacja 1982:[link] wydanie blu ray 2012:[link].
Oczywiście w niektórych kwestach nowy opening jest lepszy: dokładniejsza kreska, więcej klatek na sekundę, odblaski w oczach. Ale jeśli dochodzimy do animacji o no to już tylko usiąść i płakać. Nie oglądałam całej serii przypadkowo nadziałam się i różnica wzburzyła mną nie mało. Myśliwce/maszyny/mech wyglądają jak z papieru, a ruch jest tak nie naturalny jak na CGI przystało.
Jeśli chodzi o animacje to moim zdecydowanym faworytem jest animacja poklatkowa. Praca przy tym jest ogromna, ale za to efekt końcowy najczęściej jest tego warty.
Niema jak porównać animacji dzisiejszej z tą z 2002 roku. Wszystko poszło do przodu, przynajmniej w teorii, techniki zostały udoskonalone, nowe są odkrywane, powstały szybsze, efektywniejsze procesory z większą mocą obliczeniową gdzie nie powinno być problemów z zrenderowaniem zapierających dech w piersiach animacji. I tyle teorii. W praktyce jest jak każdy widzi jednak jak wiadomo ludzie widzą to samo, a oceniają inaczej.
Animacja komputerowa to największa zbrodnia anime, nie ma znaczenia czy to powstająca teraz czy ta zaprzeszła. Tutaj czy dla przykładu w bardziej „współczesnej” Sidonia no Kishi jest beznadziejna.
Moje serce i oczy się radują kiedy mogą ujrzeć tradycyjną animację zamiast tego komputerowego plastiku.
I żeby było jasne odnoszę się cały czas do anime, nie do animacji w ogóle bo nie oglądam obecnie wychodzących filmów Disney czy Pixar. Ale wydaje mi się, że ich dzisiejsze produkcje mimo używania różnych technik są bardziej spójne wewnętrznie.
Co w anime natomiast jest rzadkością. Pięknie, ręcznie rysowane tła połączone z komputerową animacją ruchu ulicznego lub co gorsza postaci. Tak połączone elementy gryzą się ze sobą niesamowicie.
Ale muszę przyznać, że jeden jedyny raz byłam mile zaskoczona, wręcz wywołany został efekt całkowitego osłupienia CGI i chodzi mi o ostatnią wydaną „krótkometrażówkę” z serii Nihon Animator Mihonichi „Evangelion: Another Impact”.
Ale do tego przyczyniło się pewnie to, że NGE do jedno z niewielu moich ulubionych anime.
Takie CGI to mogę oglądać ale oczywiście w odpowiednich produkcjach typu sci‑fi, a nie slice of life itp.