Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Komentarze

Mindless

  • Avatar
    A
    Mindless 15.03.2011 20:10
    Wyśmienite
    Komentarz do recenzji "Suzumiya Haruhi no Shoushitsu"
    „Oczywiście, że to jest zabawne.”

    Zacznę od tego, że bardzo zaskoczył mnie ten film. Po genialnej serii pierwszej i mocno średniej serii drugiej liczyłem na odcinanie kuponów od tego anime. I powiem szczerze, że myliłem się.

    Fabularnie, film stoi na wysokim poziomie. Pewnego dnia w świecie zachodzą pewne zmiany, nikt oprócz Kyona nie pamięta Haruhi, inne znane postacie mają odmienne osobowości jak również nikt z Brygady SOS nie pamięta siebie nawzajem. Co się stało ? Czyżby kolejna sztuczna Haruhi ? Czy można zmienić ten stan rzeczy ? Na te pytania uzyskamy odpowiedź po oglądnięciu tego molocha.

    Tak jest, film trwa ponad 2,5 h. Początkowo taka długość odrzucała mnie, jednak z czasem ten problem zniknął. Z chwilą gdy coraz głębiej wsiąkałem w fabułę
    „no Shoushitsu” zapomniałem o upływającym czasie. Te niecałe trzy godziny upłynęły w mgnieniu oka, dzięki świetnej fabule trzymającej z suspensie prawie do samego końca, bardzo dobrze zarysowanym postaciom i oprawie audio­‑wizualnej ale o tym później.

    Główne persony tegoż anime stoją na poziomie znanym nam z pierwszej serii perypetii Haruhi. Znomu mamy cynicznego, ironicznego Kyona wraz ze swoimi genialnymi przemyśleniami, chodzący tajfun i wulkan energii w postaci Haruhi czy spokojnego i elokwentnego Koizumiego. Na tej płaszczyźnie nie można narzekać.

    Oprawa audio­‑wideo również potrafi oczarować. Ładne modele postaci wspaniale współgrają z ręcznie rysowanymi tłami, raczej wszyscy poza świrami na punkcie kreski powinni być zadowoleni.

    Audio to cud­‑miód. Świetnie komponowało się z wydarzeniami przedstawianymi w filmie. Kiedy było wesoło, grała miła dla ucha muzyka, kiedy fabuła gęstniała i robiło się niebezpiecznie, raczeni byliśmy ciekawym ambientem. Nie obeszło się również bez z lekka pompatycznych melodyjek, szczególnie pod koniec.

    Z minusów wymieniłbym niewielki wkład tytułowej bohaterki w tym obrazie. Seria odcinkowa kręciła się głównie wokół postaci Haruhi, tutaj jest jej zdecydowanie za mało. Oprócz tego, niektóre momenty zdają się być za bardzo przegadane, nie mniej nie wpływa to znacząco na jakość. Oprócz tego osoby, które oglądały podstawową serię spory czas temu mogą czuć się lekko zagubione gdy do fabuły wchodzą wątki o podróżowaniu w czasie.

    Ogólnie polecam, jest to kawał dobrego filmu, mamy momenty śmieszne i poważne, ciekawie zarysowane postacie i całkiem niezłą intrygę. Życzyłbym serii trzeciej (o ile ta wyjdzie?) aby trzymała poziom jak z tego anime.

    9/10
  • Avatar
    A
    Mindless 3.06.2010 21:26
    Noblesse oblige ?
    Komentarz do recenzji "Higashi no Eden"
    Noblesse oblige ?

    Tuzin tajemniczych postaci posiadających telefony o mocy dorównującej samym Bogom. Kim oni są, kto wymyślił tą grę i jaki jest jej cel ?

    Nie powiem, skusiłem się na przyglądnięcie się tej serii zachęcony wysoką oceną na Tanki. 11 odcinków w sam raz na dwa popołudnia relaksu po pracy. I wiecie co ? Całkowicie muszę się z nią zgodzić.

    Ale od początku.

    Głównym bohaterem jest młody chłopak z przyrodzeniem znacznie przewyższającym standardy Japońskie Akirę. Kim jest i dlaczego jest w posiadaniu dziwnego telefonu komórkowego, nie wie. Krótko po początku poznaje młodziutką Saki, starającą się wejść w dorosłe życie, pracującą na siebie etc. Nasi bohaterowie nie wiedzą jeszcze, że to przypadkowe zdarzenie wpłynie na ich życie i obróci jest o 180 stopni. Akirę poznajemy zaraz po tym jak usunął sobie pamięć. Co do tej pory robił, tego nie wie. Jednak jest na tyle zdesperowany aby dowiedzieć się prawdy o sobie. Tak w skrócie, ciężko jest cokolwiek napisać o tym anime aby nie zdradzić choć rąbka tajemnicy, tak więc tło fabularne pozostawiam na takim stopniu [choć dodam, że warto].

    Postacie wypadają bardzo dobrze. Co prawda mają swoje mocne jak i słabe strony, nie mniej dało się wejść w ich skórę. Akira to bezpretensjonalny, prostolinijny facet ze sporym zacięciem jak i chęcią dowiedzenia się prawdy. Jego nowopoznana Saki stara się uzyskać pracę w pewnym biurowcu. To ciepła i miła dziewczyna, jednak wykorzystywana przez innych i naiwna. Każdy z posiadaczy pozostałych telefonów które potrafią zrobić wszystko co tylko zapragnie jego posiadacz to indywiduum. Mam tak więc przepiękną morderczynię, skorumpowanego policjanta czy lekarza prowadzącego szpital dla starszych ludzi. Do tego dochodzą znajomi Saki: ewidentnie czujący coś do niej [Saki] Ohsugi, młodziutka geniuszka programistka Micchon, zawsze stanowczy i pomysłowy Hirasawa. Ogólnie, postacie spełniły swoją rolę. Spore zróżnicowanie, z różnych warstw społecznych i o różnych poglądach. Będzie się działo.

    Grafika urzeka, gdybym miał wystawiać ocenę za samą warstwę wizualna dałbym 9. Jednakże jak każdy wie, nie ocenia się książki po okładce. Postacie narysowane są bardzo dobrze, mimika, gestykulacja czy płynność animacji stoją na odpowiednim poziomie. Urzekły mnie za to tła. Wspaniałe, ręcznie rysowane wieżowce miast, drzewa czy ciemne zaułki z porozrzucanymi wszędzie śmieciami robią wrażenie.

    Muzyka – jako tło spisała się dobrze. Oprócz kilku momentów stanowi dopełnienie tego co się dzieje, ani nie rzuca się w uszy [? ciekawe czy taki zwrot w ogóle istnieje ^^] ani nie przybije widza na łopatki i długo nie pozwoli się podnieść. Wyjątkami potwierdzającym regułę są: opening o dziwo po angielsku, nie mniej zrobił swoje. Zdecydowanie jeden z najlepszych jakie ostatnio słyszałem i jeden z lepszy w ogóle. Drugim wyjątkiem jest muzyczka z ostatniego epka, klimatyczna, adekwatna do chwili. Ogólnie plus.

    Dobra, z tego co piszę można wywnioskować, że anime zasługuje na co najmniej mocną dziewiątkę, a nawet ociera się o ideał. Jednak tak dobrze to nie ma. Jest kilka rzeczy które skutecznie wyrzuciły tą serię z mojego TOP 10. Po pierwsze, telefony spełniające życzenie o co tylko się poprosi [hah, i życzeń jest więcej jak standardowe trzy]. Niektóre rzeczy byłby wręcz niewykonalne w tak krótkim czasie albo i w ogóle. Rozumiem, że ktoś może mieć wszelakie kontakty polityczne, jednak aby doszło do wydarzeń z anime, ktoś musiałby przynajmniej posiadać władzę nad ludzkimi umysłami aby tego dokonać. Mocno naciągane, jak na tak realistyczną serię. Drugą rzeczą jest trochę śmieszny wątek z Panią od męskich „interesów” ale być może się czepiam. No i ta tajemnica która uleciała gdzieś mniej więcej w połowie serii. Na początku napięcie można było kroić nożem, potem uleciało niewiadomo gdzie. Wielki sekret jest cóż… niezbyt wielki ? Także końcówka mnie nie urzekła. Urywa się w takim momencie, że na twarzy maluje się ładne WTF. Są jeszcze dwie filmówki których nie widziałem więc mam nadzieję, że ten argument legnie w gruzach.

    Ogólnie polecam. Coś dla widzów z wyrobionym gustem odnośnie anime. Tajemnicze, polane ładnym sosem z wierzchu jak i równie ładne wewnątrz. Oglądnięcie jedenastu odcinków na pewno nie będzie stratą niczyjego czasu. Wszak nie często trafia się tak krótka i tak udana seria. Wszak ciekawe anime oblige ? Oglądać ^^



  • Avatar
    A
    Mindless 3.05.2010 13:25
    How far I can ride without looking back?
    Komentarz do recenzji "Honey & Clover"
    How far I can ride without looking back?

    Anime obyczajowe. Tekst na który większość ludzi reaguje zgrzytaniem zębów, podwyższonym ciśnieniem i bluzgami na ustach w spokoju wracając do swojego ulubionego Naruto czy Bleacha. Mimo to, jest to jeden z moich ulubionych gatunków, a seria Honey and Clover tylko potwierdza to, że anime może być wyśmienite bez walk 24/7, mieczy czy innych super mocy.

    Główny wątek obraca się w okół kilku osób studiujących w akademii sztuk pięknych a.k.a. szkole dla artystów. Poznajemy młodego Yutę podczas jego pierwszego roku, nieświadomego tego co na niego czeka przez te kilka najbliższych lat. Mieszka w Tokio, a dokładniej w drewnianej ruderze z kilkoma innymi ewenementami. Takumi najdojrzalszy z całej ekipy, troszczący się o innych, student powoli kończący szkołę i rozglądający się za możliwościami pracy, wchodzący w dorosłe życie gdzie sam musi na siebie zarobić. Shinobu – wieczny student siódmego już roku, człowiek zagadka, zamknięty [początkowo] w sobie, tajemniczy, posiadający dziwną pracę nie wiadomo gdzie i nie wiadomo na czym polegającą, wracający z ogromnymi ilościami pieniędzy, do tego zakręcony maksymalnie. Przewija się także postać wykładowcy mającego dobre stosunki z tymi właśnie ludźmi, Shujiego. Właśnie to on, a raczej jego rodzina wprowadzi w ten spokojny studencki domek najwięcej rozgardiaszu. Przyprowadza on swoją kuzynkę Hagu i już nic nigdy nie będzie takie samo jak przedtem. Hagumi to młoda prawie osiemnastoletnia dziewczyna, geniusz malowania, trochę niedożywiona [lub paliła za młodu dlatego nie urosła], obrażalska i kapryśna, lecz z drugiej strony kochająca, troszcząca się o swoich przyjaciół. Pomiędzy nią a Yutą narasta dziwna więź, na której rozwinięcie i zakończenie przyjdzie nam poczekać. Mamy także „przyjaciółkę domu” Ayumi, popularną w szkole, piękną kobietę potrafiącą z kawałkiem gliny zrobić takie cuda, że w głowie się nie mieści. A i podkochującą się nieszczęśliwie w jednym z bohaterów.


    Postacie stanowią mocną stronę tego tytułu. Każdy jest inny, każdy z nich ma swoją historię do opowiedzenia, swoje problemy i tajemnice. Nie są to persony sztampowe, nudne czy płytkie. Ilość i ich zróżnicowanie idealnie pasują do tego typu serii.

    Kreska stoi na poziomie, nie jest to co prawda geniusz rysunku aczkolwiek trzyma poziom. Jest trochę modyfikacji twarzy i innych części ciał bohaterów, jednak nie jest tego za wiele. Nie podobała mi się postać Hagu. Jak na osiemnaście wiosen za pasem wygląda szczególnie młodo, maksymalnie niewyrośnięta trzynastka. Do tego zbytnio przesłodzona. Nie wiem, może twórcy mieli taki zamysł, ale nie wiem czemu takie coś miało służyć; tutaj minus. Reszta postaci prezentuje się w miarę poprawnie, większych powodów do narzekań nie ma.

    Muzyka – krótko i zwięźle. Dobra, może nawet ciut więcej jak dobra. Dopasowana to sytuacji, odpowiednio stonowana. Jednak nie podobał mi się zabieg polegający na wzięciu głównego motywu serii i przerobieniu go aby pasował do tego co mamy na ekranie. Tak więc, raz leci ten sam motyw grany melancholijnie na pianinie by chwilę potem być skocznym i wesołym gdy dzieje się coś dobrego. Jednak ogólny wydźwięk pozytywny.

    Fabuła – majstersztyk. Aby opisać wszystkie niuanse, zwroty akcji i gagi potrzebowałbym całego dnia. Wyśmienite, raz poważne innym razem głupkowate czy totalnie przyziemne rzeczy spotykające naszych bohaterów zachwycają. Mają swoją moc, uderzają w odpowiednim momencie pozostawiając nas w łezką w oku, bananem na twarzy bądź natłokiem przemyśleń. Dla mnie absolutnie plus.

    Podsumowując: anime świetne, fani tego gatunku nie powinni przejść wobec niego obojętnie, wgniecie w fotel i da do myślenia. Cała reszta może być zawiedziona, nie będzie tutaj potężnych bossów, mega mocy, dawki sensacji lub wspaniałej komputerowej grafiki. Lecz myślę, że każdy powinien dać szansę tej serii, a nuż komuś się spodoba i zmieni swój pogląd na anime.

    Arigato ^^

    9/10
  • Avatar
    A
    Mindless 9.04.2010 20:37
    Mukiaaa vol. 3
    Komentarz do recenzji "Nodame Cantabile: Finale"
    ...Koda

    Byłem niezmiernie ucieszony, że jedna z moich ulubionych serii doczekała się kontynuacji, aczkolwiek szkoda, że to ostatnia część.

    Historia w Finale jest bezpośrednią kontynuacją Paris Hen. Chiaki i Nodame uczą się pod okiem najlepszych muzyków świata w Paryżu, mieście marzeń i miłości. Jednak w przeciwieństwie do poprzedniej serii, w tej główne skrzypce gra wątek dwójki głównych bohaterów. Nie zabraknie śmiesznych gagów, a także sytuacji poważnych.

    Od strony technicznej anime stoi na wysokim poziomie. Kreska jest ładna, przejrzysta, nie ma wielgachnych na pół głowy oczu poza kilkoma śmiesznymi wyjątkami, szczególnie z Nodame, jednak mają one na celu spotęgować daną sytuację. Twórcy zrezygnowali też z cyfrowych wstawek koncertów [które swoją drogą nie powalały] co wyszło serii tylko na dobre.

    Muzyka – nie ma co wiele mówić, jak w poprzednich seriach dominują utwory klasycznych wykonawców: Bacha, Mozarta, Chopina etc. Idealnie pasują do tego co dzieje się na ekranie, dogłębnie poruszają i miażdżą sposobem wykonania. Nie ma co dyskutować, ocena 10 za muzykę tej serii się po prostu należy.

    Nie doszły praktycznie żadne nowe postacie względem Paris Hen [kilka trzecioplanowych nie wpływających w ogóle na fabułę] co wg. mnie jest dobrym krokiem. Finale liczy tylko 11 odcinków, wiec stworzenie nowych postaci i choć trochę zgłębienie ich charakterów było by stratą czasu i popełniło by błąd poprzedniczki która w przeciągu 11 odcinków zdążyła dodać 5­‑6 drugoplanowych postaci i tylko pobieżnie je przedstawić. Standardowa paczka oprócz Nodame i Chiakiego liczy Tanię, Yasu, Yunlonga i Frank. Oprócz tego mamy plejadę innych „gwiazd” tj. maestro Stresemanna, Rui lub Auclair. Ogólnie jest dobrze, ba nawet bardzo dobrze. Wyraziste postaci które mogliśmy powierzchownie poznać w Paris Hen nabierają tutaj głębi. Duży plus.

    Ja tu o postaciach pobocznych jednak nie one są tutaj najważniejsze. Na pierwszy plan wyłania się wątek Nodame i Chiakiego. Ich związek pogłębia się [jeśli to w ogóle możliwe w przypadku Megumi ^^], obie postacie dorastają i inaczej zaczynają postrzegać otoczenie.

    Niestety, jest kilka rys na szkle. Przede wszystkim długość serii, liczy ona tylko 11 odcinków. Ciężko w takiej ilości przekazać wszystko co się chce. Autor daje radę ale w moim mniemaniu mogło być znacznie lepiej. Niektóre wątki są potraktowane po macoszemu, albo w ogóle ciężko się rozwijają, bądź kończą się bez wyraźnej przyczyny. Prowadzi nas to do kolejnej rzeczy która nie przypadła mi do gustu, mianowicie zakończenia.
    Jest szybkie, proste, żadnego patosu. Po anime które ma nakręcone trzy serie a łączna ilość 45 odcinków wymaga aby koniec był mocny, z pompą. Wiem, wiem, nie jest to anime o ratowaniu świata przed zagładą przez bandę nastolatków a dramat, komedia i romans w jednym dodatkowo silący się na realizm, aczkolwiek myślałem, że zakończenie będzie bardziej wyraziste.


    Reasumując, anime mocne. Godne podsumowanie całej serii, must watch dla widzów bardziej wybrednych i wybiórczych którzy nie łykają natychmiast kolejnego odcinka z ninja w żółtym kombinezonie z umiejętnością klonowania. Raczej dla widzów dojrzałych, wiedzących czego chcą. Polecam wszystkim, seria ocieka świetnym klimatem, mega­‑zabawnymi gagami, przepiękną muzyką dla melomanów klasyki, dobrą kreską i jednymi z najciekawszych postaci jakie dane mi było z anime oglądać.

    9-/10

    Nodame Cantabile 10/10

    Nodame Cantabile: Paris Hen 8-/10

    Nodame Cantabile: Finale 9-/10

    Za całokształt 9/10

    Zapraszam i polecam, Piotr Fronczewski.

  • Avatar
    A
    Mindless 16.12.2009 11:26
    Mukiaaa vol. 2
    Komentarz do recenzji "Nodame Cantabile: Paris Hen"
    Koncertu część dalsza…

    Nodame Cantabile wciągnęło mnie całkowicie, nie dziw że, w chwilę po oglądnięciu pierwszej serii zabrałem się za Paris Chapter.

    Paris Hen jest bezpośrednią kontynuacją NC. Chiaki i Nodame wyjeżdżają z Japonii aby szlifować swoje umiejętności w Paryżu. Nodame nic się nie zmienia, dalej jest zakręconą dziewczyną z Japonii, to samo Chiaki, surowy i bezpośredni dyrygent.

    Fabuła stoi na przyzwoitym poziomie, nie jest co prawda tak błyskotliwa jak w pierwszej serii ale i tak jest dobrze. Co prawda niektóre wątki zostały spłycone ponieważ liczba odcinków wynosi zaledwie 11. Tak więc fabuła leci do przodu na złamanie karku w pewnej chwili tracąc widza z oczu.

    Głównymi postaciami nadal są Nodame i Chiaki. Spotkamy także znajomego Chiakiego z Japonii, frywolną Rosjankę czy Francuza otaku. Na dobór postaci nie można narzekać, jedynie co to to że, autorzy nie zgłębili ich, skupiając się raczej na głównej parze.

    Graficznie seria wypada tak samo jak Nodame Cantabile, kreska dalej jest dobra tak więc w tej materii nie ma co narzekać.

    Muzyka która notabene grała pierwsze skrzypce w części wcześniejszej tutaj jest trochę zepchnięta na margines. Niby są tam jakieś próby czy egzaminy ale raczej większość naszej uwagi zwrócona jest w stronę „zakochanej” pary. Mimo wszystko muzyka dalej jest w anime obecna, i tak samo jak w NC jest to muzyka poważna, grana na instrumentach klasycznych.


    Ogólnie seria podobała mi się, co prawda fabuła leci za szybko i niektóre wątki zostały potraktowane po macoszemu, muzyka spadła na drugi plan jak i nie ma tak wielu śmiesznych gagów co w „jedynce”, serię z całym szacunkiem polecam.

    8/10
  • Avatar
    A
    Mindless 15.12.2009 18:15
    Mukiaaa
    Komentarz do recenzji "Nodame Cantabile"
    No więc, zagrajmy wesołą muzykę…

    Świetna seria, ma to coś w sobie że, po oglądnięciu tego anime nie chce się zabierać za inne żeby sobie nie popsuć wrażeń…

    Fabuła jest solidna, nie ma głupich spłyceń lub przyśpieszania akcji aby wyrobić się w 23 odcinkach, całość jest harmoniczna i doskonale ze sobą współgra. Aczkolwiek chciałem aby wątki postaci pobocznych były bardziej rozwinięte ale jako nie jest to seria długa poniekąd rozumiem twórców że, nie zdecydowali się pogłębić postaci drugoplanowych.

    Postacie rządzą jednym słowem. Początkowo cyniczny i chłodny Chiaki, wraz z nim słodka, zabawna, kapryśna i niezdarna Nodame. Duet wybuchowy. Do tego dołożyć zazdrosną ex­‑dziewczynę głównego bohatera, zakręconego gościa z ADHD Mine i inne równie ciekawe postacie co zaowocuje zwrotami akcji, śmiesznymi sytuacjami i konfliktami pomiędzy nimi.

    Graficznie anime stoi na wysokim poziomie, nie jest to co prawda najlepsza kreska jaką widziałem aczkolwiek na tyle dobra że nie ma się prawie do czego przyczepić. Wyjątkiem są kawałki zrobione cyfrowo [głowinie podczas grania orkiestry], ruchy dłoni i smyczków niekiedy wyglądają sztucznie.


    Muzyka, kwintesencja tego anime, rzecz wokół której obraca się cała linia fabularna. Rodzaj muzyki jaki w anime usłyszymy to w 99% przypadków muzyka poważna. Grana na instrumentach klasycznych typu fortepian, skrzypce czy inny obój. Ludzie lubujący się w takim typie muzyki będą zachwyceni; mamy tu Mozarta, Liszta, Rachmaninowa, Brahmsa czy Beethovena. Sam nigdy nie przepadałem za muzyką klasyczną, po oglądnięciu tego anime też nie pałam tym aby wziąć płytkę Vivaldiego i rozkoszować się nią w salonie, aczkolwiek muzyka mi nie przeszkadzała nic a nic. Świetnie się komponowała z całą serią, miła dla ucha i występowała tam gdzie trzeba. Osoby, które nie przepadają za taką muzyką mogą być narzekać na czasami przydługawe utwory cała reszta będzie w niebo wzięta.

    Podsumowując, anime świetne, idealne połączenie komedii z obyczajem, kreska na poziomie, muzyka miód dla uszu, zwariowane i zróżnicowane postacie- czego chcieć więcej ? Dla mnie absolutnie najlepsza seria jaką oglądałem od dłuższego czasu, dumnie może szczycić się miejscem w moim Top 10.



    10/10