x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Boku no Hero Academia 5 po 17 odcinku
Seishun Buta Yarou wa Yumemiru Shoujo no Yume o Minai - subiektywna opinia...
niejednoznaczna końcówka filmu, którą można interpretować dwojako, przez to, że nie dostajemy wyjaśnień na zaistniałe wydarzenia i sceny. Wspomnę tylko jeszcze o wcześniejszych wydarzeniach, które po analizie i skonfrontowaniu ich z zasadami jakie sobie autor wprowadził do tego uniwersum na czele z wszelakimi teoriami fizycznymi i syndromem dojrzewania, wydają się być w pełni logicznie i spójnie poprowadzone. W samym zakończeniu po prostu się kłania zrozumienie, a raczej wstrzelenie się w to co autor (reżyser, scenarzysta) filmu i pierwowzoru chciał nam przekazać.
Według mnie…
kliknij: ukryte W pewnym momencie Sakuta deklaruje, że chciałby się cofnąć z naszej perspektywy do przeszłości w której mała Shouko jeszcze nie zachorowała i w jakiś sposób odkręcić jej chorobę, która może mieć jakiś związek z syndromem dojrzewania. Futaba troszkę wybija mu z głowy ten idiotyczny pomysł, ale połowicznie chłopak już decyzje podejmuje. Krótka rozmowa z Mai, która akceptuje takie rozwiązanie to pokazuje. Później mamy sceny w szpitalu oraz rozmowę Sakuty z Shouko, która trochę zmienia położenie protagonisty. W skrócie Makinohara przeprasza i jednocześnie dziękuje oraz ostatecznie to ona deklaruje, że sama wszystko załatwi, bo tak naprawdę wiedziała o wszystkim. Sakuta wraca do pokoju w szpitalu, rozmawia z Mai, a on rysuje „kwiatek” na pracy domowej dziewczynki dotyczącej jej przyszłości. Późniejsze sceny, czyli przebłyski z przeszłości i efekt znikania Sakuty oraz Mai siedzących na szpitalnej ławeczce mogą świadczyć o, że się tak wyrażę „nadpisie teraźniejszości”, chyba za sprawą samej Shouko. Widzimy ją w przeszłości, w klasie, podczas pisania tego wspomnianego zadania, ale tym razem z uśmiechem na ustach wypełnia kartkę po brzegi, co może być symbolem zmiany przyszłości w której Makinohara nie poznaje Azusagawy. Czy to działo się na takiej zasadzie, nie wiem, ale sens w tym jakiś jest, ponieważ kolejne sceny o tym świadczą. Kluczowe postaci mimo wszystko się poznały i żyją „razem”, ale wydają się kompletnie nie pamiętać o dziewczynce. Rzecz jasna w trakcie są wzmianki o filmie w którym zagrała Mai, czy o ty snach, które mają duże znaczenie w tym wątku poprzez nakładanie się na siebie różnych/powstałych rzeczywistości oraz wspomnień/pamięci postaci z nich. Oczywiście ostatnia już scena filmu pokazuje to w zupełności, poprzez przypomnienie sobie protagonisty (za sprawą tych rzeczonych snów) o dziewczynce, abyśmy mogli otrzymać emocjonalną końcówkę. Natomiast była jedna scena pomiędzy tymi wydarzeniami, które napisałem powyżej, która nieco mnie skołowała. Mam tutaj na myśli wizytę Mai i Sakuty w świątyni. Słowa tego drugiego są dwuznaczne i można je odebrać tak jakby wiedział i pamiętał o wszystkim co się wydarzyło wcześniej, chyba, że miał na myśli konkretne wydarzenia, a nie stricte te w których brała udział Shouko chociażby. Tutaj już kwestia interpretacji jego słów, które mogą skutecznie zburzyć wszystko co do tej pory napisałem, ale ustalam ostatecznie dla swoich własnych potrzeb, że chodziło mu raczej o te drugie.
Pozostaje teraz tylko pytanie, czy to właśnie o to chodziło i czy Makinohara nadal pozostaje chora, czy jakoś wyzdrowiała, bo tej informacji nie otrzymaliśmy, niestety. Natomiast ewidentnie ona o wszystkich wydarzeniach pamięta, gdyż sama zdecydowała się zmienić przyszłość i świadczy też o tym jej reakcja na protagonistę w ostatniej scenie, czyli radość przez łzy. W sumie tak jak teraz o tym myślę, to jest to naprawdę smutne, gdyż do tego momentu musiała zostać z tymi wspomnieniami zupełnie sama. Ta seria to w ogóle strasznie zaburza emocjonalną strukturę postaci jakie w niej występują. Dużo strasznych rzeczy z którymi bohaterowie muszą się zmierzyć tak naprawdę sami, bez udziału dorosłych, ale jak to mówią – mimo wszystko anime rządzą się swoimi prawami i to nie jedyny przykład o tym świadczący. Po prostu zwyczajny dramat romantyczny z elementami nadprzyrodzonymi, które skutecznie mogą wywołać ból głowy przy kolejnych nowych faktach i możliwościach Shouko jakie wychodzą w trakcie seansu.
Jeśli to wszystko działo się na takiej zasadzie jak ja to sobie zinterpretowałem, to wtedy naprawdę jestem zadowolony z tego co obejrzałem. W takim wypadku po prostu uważam, że jest to udana kontynuacja i jednocześnie zamknięcie historii. Z miłą chęcią zobaczyłbym kolejne z tego uniwersum w przyszłości, jeśli w ogóle jest na nie szansa. Ogólnie to ten film zyska chyba u mnie jeszcze więcej z czasem, bo im dłużej o nim myślę, to tym bardziej go doceniam za opowieść i postaci, nie zapominając oczywiście o nieco ponad średniawym wykonie technicznym.
Tantei wa Mou, Shindeiru po 2 odcinku
Bokutachi no Remake po 2 odcinku
Josee to Tora to Sakana-tachi - subiektywna opinia, nie recenzja
Ważne jest też dla mnie to, że produkcja nie stara się być na siłę ambitna. Oczywiście sam pomysł z protagonistką jeżdżącą na wózku jest w miarę świeży i dzięki temu mamy opowieść z trochę innej perspektywy, ale pozostałe elementy historii pozostają raczej niezmiennie zwyczajne i przystępne dla przeciętnego widza. A same zwroty akcji kliknij: ukryte chociażby śmierć babuni i wypadek chłopaka mogą okazać się zaskakujące, ale to też zależy od samej osoby oglądającej i co już ma za sobą. Zmierzam do tego, że to co chce robić ten film, czyli wzbudzać emocje, robi bardzo dobrze. Dodatkowo jest piękny wizualnie, posiada wpadającą w ucho, przyjemną i pasującą do całości muzykę oraz niezwykle sympatyczne postaci z nad wyraz uroczą Josee i zabawną babunią na czele, które spokojnie można polubić i co najważniejsze, zrozumieć, gdyż nieraz dają nam powód do przemyśleń na temat ich postępowania, a gdyby postawić się na ich miejscu, to pewnie zrobiłoby się dokładnie tak samo. Nie są sztuczne, wręcz prawdziwe w zachowaniu. Po prostu, nie licząc konkretnych przerysowań dla wiadomych potrzeb, film wiarygodny i życiowy z prostym jak budowa cepa morałem na koniec. Seiyuu, pomimo moich wcześniejszych obaw z uwagi na prawie same debiuty, spisali się wzorowo i nie mam do nich pretensji o nic. Bezbłędnie wykonana robota.
Seans mnie bardzo pozytywnie zaskoczył i usatysfakcjonował. Pomimo iż jeszcze świeży, to już teraz jeden z najlepszych, jak nie najlepszy w swoim gatunku. Szkoda, z uwagi na wykon i prostotę, że tak mało popularny, ale z pewnością będzie zyskiwał z czasem. Serdecznie polecam.
Fate/stay night: Heaven's Feel po 3 (ostatniej) części filmu (Spring Song)
Made in Abyss: Fukaki Tamashii no Reimei - subiektywna opinia, nie recenzja
Made in Abyss: Fukaki Tamashii no Reimei - subiektywna opinia, nie recenzja
Wszystko w spoiler, bo nie chce mi się wyciągać pojedynczych zdań, które mogą popsuć oglądanie.
kliknij: ukryte Seans był trochę dla mnie dziwny, bo naprawdę bardzo udany, lecz momentami lekko rozczarowujący głównie przez stronę wizualną, która fragmentami była co najwyżej przeciętna jeśli chodzi o animację, reżyserię i kadrowanie. Uważam, że poprzeczka jaką zawiesili sobie twórcy perfekcyjnie wykonanym serialem telewizyjnym była nie do przeskoczenia, ale sądziłem, że przynajmniej zbliżą się do tego poziomu. Według mnie się nie udało, ale w pewnym stopniu rekompensuje to: fantastyczna końcówka finałowej walki, która została prze pięknie skomponowana. W tym konkretnym momencie zagrało wszystko, od muzyki, przez seiyuu, po animację oraz idealnie zastosowana muzyka, stworzona znowu przez Kevina Penkina. Na największe uznanie zasługuje perfekcyjna kompozycja z konkretnymi scenami. Chociaż tutaj muszę wspomnieć, że udźwiękowienie niektórych scen było naprawdę śmieszne i zamiast wzbudzić epickość, bo taki był chyba początkowy cel twórców w tych momentach, to wywoływały lekkie zażenowanie swoim wykonaniem.
Postaci fantastyczne. Nie chcę wrzucać lekko irytującej Riko, która słabo się sprawdza jako protagonistka serii (wygląda jakby była tam na doczepkę) do jednego wora z pozostałą dwójką z serii tv, ale ogólnie uważam, że sprawdzają się równie dobrze co wcześniej, bo to co w nich złe i dobre wiedziałem już pod koniec serialu. Nadal sympatyczne charaktery, które dalej dążą do swojego celu i przez cały seans nie mam do nich większych zastrzeżeń. No może poza dziwnymi i drastycznymi zmianami stanu emocjonalnego, ale do tego Abyss już nieco przyzwyczaił. Jednak na pierwszy plan wysuwa się tutaj według mnie dwójka nowych postaci, czyli Bondrewd i Prushka. Ten pierwszy genialnie wykreowany na prawdziwego obrzydliwego wariata i psychopatę, który momentami nawet udolnie ukrywa swoje prawdziwe oblicze poprzez uprzejme gadki. Tak naprawdę od początku, do samego końca mydli wszystkim oczy swoim współczuciem, niewinnością i powierzchowną dobrocią. Bez krztyny skrupułów i z odpowiednią kalkulacją dosłownie hoduje i pielęgnuje zarazem swoją niby miłość do dzieci tylko dlatego, że jest mu ona niezbędna aby zdobyć w ostateczności kompletny byt, który poprzez okrutne tortury oraz cierpienie, poświęcenie i przerobienie na papkę po wycięciu narządów zmysłu i wnętrzności, a na koniec spakowanie do pojemnika, stanie się kolejnym dla niego błogosławieństwem dającym mu możliwość przeciwstawienia się klątwie otchłani i zejścia w niższe jej rejony. Tego typa trzeba nawet nienawidzić, gdyż jego poziom okrucieństwa i nieustępliwości nie zna granic, a świadczy też o tym fakt poświęcenia własnego ciała aby stworzyć biały gwizdek i przenoszenia swojej duszy do kolejnych ciał. Ale też mam jednocześnie szacunek dla twórcy za stworzenie takiego, interesującego na swój sposób, niejednoznacznego na pierwszy rzut oka, tajemniczego i irracjonalnego w zachowaniu oraz okazywaniu emocji charakteru. Ta druga natomiast, czyli Prushka może nieco gorsza, ale nadal bardzo dobra. Nie tylko dlatego, że jest urocza, a jej koniec wzbudza smutek i wzruszenie u niejednego widza, tylko dlatego, że od początku do końca była po prostu prawdziwa w zachowaniu oraz szczera w słowach. Najbardziej uderza tutaj jej relacja z przybranym ojcem Bondrewdem. Bez zawahania robił z nią to co z innymi dziećmi, czyli w skrócie hodował na rzeź, a ona odwdzięczyła się płaczem za niego i wsparciem jego osoby. Jest wręcz takim symbolem wszystkich straconych dzieci. Wielu uzna, że to bezsensu, ale dla mnie tak nie jest. Na pewno było to w pewnym stopniu jej podziękowanie za to, że był przykładnym rodzicem (bezbłędnie udawanym dodajmy), którego ma się tylko jednego i nieraz słyszy się przypadki, że taki właśnie rodzic krzywdzi swoje dziecko, a gdy przychodzi co do czego, a dokładniej przychodzi opieka społeczna zabrać takiego malucha dla jego własnego dobra, to ono kurczowo trzyma się rodzica nawet jeśli wyrządza mu ogromną krzywdę. Nie inaczej jest w przypadku relacji Prushki i Bondrewda, co uderza z podwójną siłą. Dodam na koniec tego aspektu, że seiyuu spisali się wzorowo, brak zastrzeżeń.
Historia niezwykle ciekawa i zajmująca. Nie dość, że emocjonalna i dramatyczna, to znowu pokazująca jaką siłę ma prosta w zamyśle przygoda, pożądanie i chęć podróżowania ku nieznanemu. Film nie daje odpocząć ani przez chwilę, bo nawet jeśli mamy chwilowy przestój od ciężkich scen (na pierwszym planie Riko krzycząca, że Prushka się wylewa pozostanie w mojej głowie chyba na zawsze), to od razu serwuje nam od groma interesujących i bardzo ważnych informacji, które mają duże znaczenie później – można się momentami pogubić, więc trzeba uważnie oglądać i słuchać. Chociażby wątki poskramiacza dusz, prawdziwego pochodzenia białych gwizdków, przeszłe czasy i przeznaczenie idofrontu, czy też przeszłość, motywacje oraz makabryczna idea eksperymentów antagonisty. Ciekawy jest też motyw nowej mocy Rega, która daje kompletnie nowe światło na jego potencjał i przeznaczenie, a sam wykon daje sygnały, że kryje się za tym coś więcej niż można było przypuszczać po serii tv, chociaż na pierwszy rzut oka wygląda jak zwykły powerup z nie powiem czego, to wcale nie musi nim być. Do samej fabuły mam jednak zastrzeżenia za ostateczne rozwiązanie sporu. Oczywiście z tego co wywnioskowałem to całe laboratorium i wszystko co z nim związane zostało zniszczone przez wybuch Rega, co w pewnym sensie powstrzymuje głównego złego – nie widzę problemu w odbudowie. Rozumiem, że nastąpiło jakieś niby poddanie się, zezwolenie pójścia dalej i porozumienie o nieznanej dla nas treści, ale za wszystkie koszmarne czyny jakich się dopuścił Bondrewd, wypadałoby raczej skończyć to bardziej konsekwentnie i ubić drania, a tutaj tego nie uświadczyliśmy. Czyżby jakiś symbol pogodzenia się na prośbę Prushki? Być może. Jednak ja tego troszkę nie kupuję i to jest jedyny mały zgrzyt jaki mam do tego wątku. Z drugiej też strony jestem świadom, że Made in Abyss to specyficzne uniwersum. Nie chodzi tutaj tylko o to aby ubić każdego i karać wszelkie zło, gdyż jest tutaj wiele niewiadomych. Autor celowo wypośrodkował moralność, aby podróżnicy decydujący się na zejście w tajemniczą czeluść mogli sami zdecydować, co jest dobre, a co złe. Przecież tutaj głównie chodzi o przygodę, pogoń za nieznanym i samoczynne oszacowanie wartości życia dzięki tej podróży.
Film trudny w ocenie poszczególnych aspektów. Wszystko nadal na bardzo wysokim poziomie, ale też wszystko posiada pewne, większe bądź mniejsze braki w realizacji. Na pewno seans mnie usatysfakcjonował, ale niekoniecznie w tych kwestiach, które chciałem. Tak czy siak, nie mogę się już doczekać kontynuacji, ponieważ z tego co ludzie piszą, to jest ostatni moment w którym było w miarę spokojnie, a dalej jest już jazda bez trzymanki. Ciekawość co do kolejnych makabrycznych pomysłów twórcy, który zdrowy chyba nie jest, pozostaje tak wielka, że chyba ostatecznie przed premierą kolejnego sezonu pochwycę po kolejne tomy mangi, ponieważ mam je przygotowane na taką właśnie ewentualność. Polecam.
Fate/stay night: Heaven's Feel po 3 (ostatniej) części filmu (Spring Song)
Fate/stay night: Heaven's Feel po 3 (ostatniej) części filmu (Spring Song)
Krystalicznie czysta reżyseria, wspaniała i dopieszczona do granic możliwości animacja (silne te cwaniaki z ufotable, bo podnieśli własną poprzeczkę, która i tak już sporo ważyła, a walka Alter Saber vs Rider z 'the four rings' w tle to istne mistrzostwo wszechświata, nie zapominając rzecz jasna o epickiej transformacji Emiyi i towarzyszącej jej 'why I fight – EMIYA ver. 2020'), przepiękna sceneria i kolorystyka kadrów, obłędnie wykonana i dobrana muzyka oraz fantastyczna kompozycja całości. Do tego dodajmy emocjonalną i jednocześnie emocjonującą od początku do końca historię wzbogaconą o pokaźną ilość niezwykle ciekawych informacji na temat samego graala, jego przeszłości oraz zasad i te cudowne relacje pomiędzy postaciami np. Shirou i Illyi, których mi tak zabrakło w innych ścieżkach, czy sam Kotomine Kirei, którego tak ubóstwiałem po Zero i w końcu dostał drugie '5 minut' w których mógł się należycie pokazać i wykazać, a otrzymamy wyborną mieszankę wybuchową, wywołującą ciarki na całym ciele. Śmiem z pewnym przekonaniem twierdzić, że na obecne czasy, nie dało się raczej tego wykonać lepiej. Nawet jeśli jestem świadom i dostrzegłem kilka małych nieścisłości oraz niewyjaśnionych do końca kwestii, to kompletnie mi one nie przeszkadzają, ponieważ są zbyt mało wyraźne i też nie wpływają na samą jakość całości na tyle, aby odebrały niesamowitą wręcz przyjemność z oglądania tej części.
W swoim obecnym dorobku nie widziałem jeszcze wielu filmów anime, czeka na mnie jeszcze od groma klasyków, które są uważane przez wielu za arcydzieła i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się wszystko nadrobić. Lecz w tym momencie, w tej chwili, z pełną świadomością i 100% przekonaniem uważam, że ta ostatnia część trylogii, którą miałem okazję niedawno skończyć, jest najlepszym filmem anime jaki do tej pory było mi dane obejrzeć. I też pierwszym, który otrzymuje bez chwili zawahania ode mnie najwyższą z możliwych ocen, ponieważ z pewnością na to zasłużył całym swoim wykonaniem. Natomiast ostatecznie cała trylogia otrzymuje ode mnie jedno oczko niżej. Dla mnie seans fenomenalny, podtrzymujące zdanie po poprzednich częściach, w żadnym aspekcie się na nim nie zawiodłem, a wręcz momentami pozytywnie zszokował, do którego będę często wracał i który nawet jak nie wzbudzi u innych takich samych pozytywnych emocji jak u mnie, to i tak uważam, że musi być wszystkim znany. Osoby jeszcze nie mające okazji się z tą trylogią zapoznać naprawdę nie wiedzą co tracą. Dlatego serdecznie polecam, zachęcam i wymagam aby nadrobić zaległości, BO WARTO.
Kimetsu no Yaiba: Mugen Ressha Hen - subiektywna opinia, nie recenzja
Wonder Egg Priority po 13 odcinku (special)
Kumo Desu ga, Nanika? po 24 odcinku (koniec)
Ogólnie seria wydaje się co najwyżej przeciętna, ale jest tak naprawdę wyjątkowo ciężka w ostatecznej ocenie, przynajmniej dla mnie. Ma bardzo nierówno wykonane poszczególne aspekty, ale jednocześnie jest też ciekawa, intrygująca, chwilami niezwykle zabawna oraz momentami bardzo przyjemna w odbiorze i to głównie dzięki wiadomo komu – napiszę to ostatni raz tutaj, brawo Kumoko, brawo Yuuki Aoi.
Tak jak napomknąłem powyżej, ja czekam na zapowiedź kontynuacji, gdyż po pierwowzór sięgać mi się nie chce, a ciąg dalszy opowieści pajęczycy z miłą chęcią poznam i ostatecznie po głębokim namyśle chyba nawet w takim samym wykonie jak tutaj – niech stracę, bo bardzo mi zależy. ^^
Mam też nieodparte wrażenie (można mnie wyśmiać), że przez swój potencjał dzięki interesującej i wydaje się, że też dobrze zaplanowanej historii, gdyby ta seria wyglądała po prostu lepiej, miałaby duże szanse stać się naprawdę obiecującym tworem.
To jest przykład tytułu, który wiem, że jest słaby, a momentami też tragiczny przez technikalia, ale mimo wszystko dzięki pewnym kwestiom sprawia niezwykłą wręcz przyjemność podczas seansu, więc…
Zostańmy bohaterami tego świata! Hip Hip Huraaaaa! :D Ja zachęcam i polecam. :P
Hige o Soru. Soshite Joshikousei o Hirou. po 13 odcinku
Natomiast ja jestem chyba trochę przygłupi, bo nie do końca rozumiem ostatniej sceny po napisach. To jest time‑skip po dłuższym okresie czasu kliknij: ukryte po zakończeniu szkoły przez Sayę itd. i takie trolololo w stylu symbolicznej pętli? Jeśli tak, to git, kapuję. :D Ale jeśli nie… to problem. :P
Vivy -Fluorite Eye's Song- po 13 odcinku (koniec)
Vivy -Fluorite Eye's Song- po 13 odcinku (koniec)
86 po 11 odcinku (koniec)
Fruits Basket the Final po 13 odcinku (koniec)
Hige o Soru. Soshite Joshikousei o Hirou. po 10 odcinku
Odpowiedź na komentarz użytkownika GLASS
Co do trzustki, to nie musisz się opierać tylko na mojej opinii, bo ona jest nieco niekorzystna na rzecz samego filmu, no ale ja o wiele bardziej polecam komiks, przy lekturze serio się wzruszyłem, a film całkowicie zniszczył, to co dobre miała manga. Może jest to też wynikiem tego, że podczas oglądania wiedziałem jak to się wszystko skończy, ale niektóre zabiegi wizualne, których nie było w takiej postaci w komiksie, a wyszły strasznie i debiutanckie (według mnie kompletnie nietrafiony dobór aktorów) role seiyuu, które kompletnie nie oddawały emocji bohaterów powodują, że tak nisko film oceniam i go wręcz odradzam. Ale chyba najlepiej będzie jak w końcu sama obejrzysz i wyrobisz sobie własną opinię. Czy po lekturze, czy przed, w sumie nie ma znaczenia. :D
Odpowiedź na komentarz użytkownika Saarverok
Odpowiedź na komentarz użytkownika bedlamite
86 po 10 odcinku
86 po 9 odcinku
Odpowiedź na komentarz użytkownika GLASS