x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
kliknij: ukryte Wyprawa na Marsa!
Aczkolwiek u mnie plus za dosadne ukazanie, że ten cały bajzel wcale nie tak łatwo im będzie odkręcić, o ile w ogóle przetrwają.
2 odcinki do końca.
Re: Odcinek 19
I połowa serii!~
kliknij: ukryte I ten death flag lol. To było taaakie oczywiste, że poprzednia dziewczyna musi odejść. Ale i tak, dobrze to zrobili.
W ogóle ten zgrzyt zębów jakiejś połowy widowni, która jakoś nie odpadła do tej pory po tej jednej scenie… ( ´・◡・`)
Co do Siluci i Theo kliknij: ukryte niby to takie zaskakujące nie było,
a z drugiej strony jednak zabrakło trochę wg mnie więcej przesłanek, więcej skupienia się na nich wcześniej, drobnych zapowiedzi… Aczkolwiek doceniam, że jak już dostali swoje 5 minut, to postarali się na chybcika sklecić klimat i dosyć jasno przedstawili swoje uczucia.
No a co do ostatniej sceny… kliknij: ukryte Hej, ona wprawdzie była cała fanserwiśna i tak jak ją matka urodziła, ale on został w gaciach!
Co to ma być ja się pytam! A tak serio, to zwykle jednak nawet jak do takich układów dochodzi, to gdzieś za kuluarami opowieści… nie rozumiem czemu przy najwyraźniej ograniczonym mocno czasie postanowili poświęcić tak dużo czasu scenie „seksu za korzyści”, ni to specjalnie ważne dla fabuły, by nam to pokazać, ni to nie wiem, ukazać desperację księżniczki? Zmanipulować emocjami tak, by znienawidzić kolesia? No cóż…
I wciąż ogromnie mi brak przedstawienia czemuż w ogóle księżniczka kompletnie odwróciła się od dążenia do tego, by pokojowo wszystko rozwiązać i wrócić do opcji bycia z Alexisem. No, nie rozumiem tego, a bez tego i jej wszelkie działania zaprzeczające temu są z tyłka.
Perełka!... pogrzebana pod tonami piasku.
No więc kilka pierwszych odcinków było naprawdę wciągające. Wprawdzie już tu pojawiały się bardzo durne decyzje (branie na pokład panienki, która chciała na dzień dobry cię ukatrupić…), ale można było je sobie wytłumaczyć tym, że ta odizolowana grupka społeczności nie przywykła do żadnej formy przemocy i pozostaje na niebezpieczeństwo wyjątkowo niewyczulona. Przede wszystkim: świat przedstawiony! Widać, że ktoś bardzo dużo włożył w stworzenie go – słownictwo, zależności, specyficzne mechanizmy, zdolności, nawet język i piśmiennictwo. Po drugie: tajemnice! Kim są mieszkańcy, dlaczego są „przeklęci”, co się skrywa? Tu na część pytań dostajemy odpowiedzi, na część nie, ale jest to bardzo ciekawe i wciągające. I generalnie zakrojenie intrygi na szeroką skalę, mrrrr. Postaci jest cały przekrój – od tych, którym kibicuje (Oni jest spoko), do neutralnych (główny bohater był w porządku, choć jego rola sprowadziła się do biernego obserwatora raczej), do wyjątkowo irytujących (weźcie mi z ekranu tego różowego pajaca). Oprawa audiowizualna! Ładne to to, 3D w ogóle nie rzucało się w oczy. A muzyka dobrze podkreślała klimat, szczególnie końcówki odcinka i zapowiedź. Poza momentem kiedy wchodzą „pieśni ludowe” uh.
Dlaczego więc coś tu poszło nie tak?
Tonięcie w piasku zaczęło się wyraźnie w momencie, kiedy zszokowani mieszkańcy wyruszyli do kontrataku i zaczęli podejmować wreszcie jakieś działanie, ale jednocześnie twórcy gdzieś odpłynęli w… realności tych poczynań. Ich atak na wroga był niczym radosna wyprawa na piknik, zamiast zachować czujność, to oni świergotali i urządzali sobie przemowy. I zamiast kogoś porządnie zabić, to nagle na raty zabijają i cóż, potem są tego skutki. Potem pod koniec zaczyna się czyste zło: znaczy zacznijmy sto nowych wątków, choć wiadomo, że nie ma szans ich zrealizować.
To wszystko sprawiło, że na początku byłam skłonna moooże nawet dać 8/10, ale ostatecznie spadło do 6,5/10. Specyficzna seria – jeśli ktoś lubi takie klimaty i charakteryzuje się dużą odpornością na durne decyzje bohaterów, to niech ogląda! Bo mimo stosunkowo niskiej oceny, nie żałuję. I z chęcią obejrzałabym ciąg dalszy.
Wrażenia po ponownym obejrzeniu
I nadal utrzymuje bardzo dobry poziom. Znaczy początek jest przeciętny – znając tożsamość zabójcy, nie da się wytworzyć takiego napięcia, takiego nastroju i tutaj trzeba przyznać, że bez tej radości odkrywania, kto to może być, sporo traci na klimacie. Niemniej w zamian dostaje się widzenie jak na dłoni gdzie były wskazówki… co jednak nadal nie dorównuje napięciu, towarzyszącemu uczuciu „co będzie dalej”. Tak naprawdę ponowny seans rozkręcił się w pełni dopiero podczas ostatniej konfrontacji w „revivalu” oraz tym, co było potem. Nadal potrafi solidnie zagrać na uczuciach. I nadal dzięki temu ogląda się bardzo dobrze.
Jak dla mnie nadal mocne, zasłużone 8,5/10.
Re: Ciąg dalszy nastąpi!
Poza tym mam wrażenie, że im niżej schodzimy, tym robi się coraz… specyficzniej. Pod kątem abstrakcyjności, dosadności, czasem wręcz obrzydliwości, dziwności (obecnie 43 rozdział jest).
I koniec sezonu!
Bardzo dobrze, że ostatni odcinek dali dłuższy – 40 minut ponad i bardzo równomiernie wypełnione… różnościami. Można było i się wzruszyć, i popłakać, i poczuć smutek, no i radość. Ale naprawdę tak dobrze wyważone, że nigdzie nie odczułam przesadnego dramatyzmu czy przesady.
MU‑ZYY‑KAAA!
I jak dobrze było znów zobaczyć Ozen i spółkę, choćby tylko przez chwilę.
I nawet otwarte zakończenie nie przeszkadza, bo w sumie to był bardzo dobry moment na zamknięcie pewnego rozdziału i zatrzymanie się.
Jak nic daję 9/10, czekam na kontynuację i biorę się za mangę.
Re: ep10
(no i ending jest uroczo zaspoilerowany)
Do 7. odcinka - wow
Trochę zwodnicze jest to, że takie radosne, naiwne, pyzate dzieciaczki są głównymi bohaterami… o mało nie dałam się temu zwieść i w ogóle nie brała się za tą serię, ale na szczęście tak się nie stało.
To ma KLIMAT. Budowanie napięcia, muzyka, przecudna grafika… wciągnęło mnie bardzo. Siedem odcinków w jeden wieczór. Chyba najbliższe skojarzenie z innym anime, to z Shinsekai Yori – też zwodziło radosnym klimatem, spokojem, młodziutkimi bohaterami – by potem wszystko totalnie wywrócić do góry nogami, prezentując niezwykle wciągający, niebezpieczny świat. To samo tutaj – dzieciaczki może jeszcze naiwne, ale otaczający je świat (a raczej – ta otchłań) jest pełna niebezpieczeństw, dziwnych stworzeń, pułapek, a kolejni bohaterowie – mocno niejednoznaczni. I klimat wcale się nie ulatnia po pierwszym odcinku, wręcz przeciwnie – jest coraz bardziej fascynująco.
I tylko szkoda, że tylko 13 odcinków… bo jednak zakładam, że dotrą na samo dno?… a tu tyle jeszcze przy okazji tajemnic do poznania. Mam nadzieję, że jakoś to zrobią z sensem.
Po 8 latach...
Niby dla dzieci, a jednak niezbyt dla dzieci. Niby te żarciki o puszczaniu bąków i cenzura przemocy, a z drugiej strony jest bardzo życiowe, śmierć nie pomija nikogo i trudno nazwać je dziecinnym. Przemyca też mnóstwo pozytywnych treści – zaciekawienie otaczającą przyrodą, ciekawe spojrzenie na bestie, zachęca do samodzielnego myślenia.
Wprawdzie przeskakiwałam te kolejne powtarzające się wprowadzenia i wypychacze, ale ogólnie historia nadal mnie zaciekawiła, rozbawiła i wciągnęła. Mrrrrr.
Nadal niezmiennie 9/10.
Nie takie złe, tylko po prostu przewidywalne
A tak to była taka standardowa drużyna… czasu nie było zbyt wiele, by w serii przybliżyć każdego z nich – motywy, skąd jest, dlaczego, jak się poznali… więc nic w sumie o nich nie wiemy. Chwila, jak oni w ogóle mieli na imię… uh. Ale byli całkiem sympatyczni, na ile można powiedzieć tak o kimś, kto tylko się pokazuje na ekranie na chwilę. Była i księżniczka z problemem. I wielki troll dla kontrastu. I sztandarowe siły ciemności z mięchem armatnim. I smoki fajne były (okej, to było jedyne co mnie zaskoczyło pozytywnie, ale trochę mało). I tak wyruszyli na misję rozwalenia króla sił ciemności… i protaga uratować po drodze… Jak na serię o śmiertelnej walce też trupów takich ważnych mało, nooooo. Acz dzięki temu oglądało się to po prostu lekko i przyjemnie, ot tak by wypełnić wieczór, bo w sumie ładne to i jakiś irytujących wyjątkowo momentów nie miało.
Dobre, ale brak mi wisienki na torcie!
YOI dało mi mnóstwo świetnej rozrywki i dużą dawkę emocji, adrenalinki, endorfinek. Zaskakiwało, zwykle jednak pozytywnie. Nigdy do końca nie dało się przewidzieć, co będzie dalej. A najbardziej podoba mi się to, że ta historia nie opowiada właściwie niczego wprost, a wszystko subtelnie przekazuje… i im bardziej człowiek lubi serię analizować, tym większą ma frajdę.
Było świetnie. Uwielbiam Viktora, uwielbiam Yuuriego i ich tak ludzkie reakcje ( kliknij: ukryte Że co, doprowadziłem cię do płaczu? Acha. Tylko teraz nie wiem w zasadzie co mam zrobić… / Spoko, a mogę popatrzeć? Nigdy nie widziałem, jak płaczesz…). Bardzo sympatyczny, różnorodny soundtrack. Animacja… niestety nie była genialna, tak jak w pierwszym odcinku, była strasznie nierówna, ale jak dla mnie była na tyle wystarczająca, by nie odstraszać.
Co jednak mi zabrakło, to tej właśnie wisienki na torcie. Jak poszczególne wątki i ich zamknięcie potrafiły zostawić widza z takim totalnym katharsis w stanie mruczącej błogości, tak końcówka wypada słabo pod tym względem. Osobiście uważam, że wyszło jednak coś, co wspominała sama Kubota‑sensei – a mianowicie, że ona nie miała specjalnie do czynienia z tworzeniem anime do tej pory. I musiała nauczyć się walczyć z czasem… Dzięki temu stworzyła coś naprawdę ciekawego – czas i akcja w YOI płynie prędko i dynamicznie, a jednak widz nie odczuwa tego dopóki sobie tego nie uświadomi. Przeskoki czasowe między odcinkami bywają naprawdę długie – od dni do miesięcy. I twórcy zdecydowanie uwzględniają, że przez ten okres czasu dużo się mogło pozmieniać w dynamice relacji choćby. To zaskakuje, ale po uświadomieniu sobie tego, zaczyna się to naprawdę doceniać. Tym niemniej, seria trochę poległa na końcówce, była zbyt skompresowana. Zgadzam się też z pojawiającymi się zdaniami, że biorąc pod lupę to, co budowano przez 11 odcinków, jest ona zaskakująca, tak jakby decyzja była zmieniona pod wpływem impulsu. Ostatni odcinek, mimo że jest finałem Grand Prix, nie sprawia wrażenia bycia ostatnim odcinkiem serii… Jest to ogromny minus, jeśli patrzeć na serię jako zamkniętą, ale daje to nadzieję na kontynuację, no. Mnie osobiście najbardziej szkoda dwóch rzeczy – więcej ukazania osobistych rozmów Yuuriego i Viktora oraz ukazania sposobu, w jaki się stopniowo docierali.
kliknij: ukryte A zwłaszcza tego, kiedy i w ogóle JAK oni doszli razem do wniosku, że Yuuri potrzebuje również układu do gali i w ogóle fajnie, może to być Hanarezuni. W duecie. Nie no, serio, naprawdę, jak oni to ustalili, ile ćwiczyli? Oraz brak mi mojego „Hanarezuni” w duecie w Hasetsu z PV, którym mnie ztrollowali :< No, a największym dowodem na to, że coś jednak z rozplanowaniem legło w gruzach jest to, że na oficjalnym oście jest piosenka, której nigdy nie wykorzystano – Yuriowe „Welcome into the madness”, które miało być jego galowym utworem :D
Reasumując: jestem zachwycona. Uwielbiam. Acz nie dam pełnej dziesiątki, bo jednak trochę polegli z tym rozplanowaniem i zabrakło na koniec „tego czegoś”.
Smuteczek.
Pierwsze odcinki, w których nie było tygrysołaka i całej reszty ferajny, a za to był Odasaku i Dazai oraz generalnie czeluści mrocznej przeszłości, były wg mnie bardzo dobre. Wciągające, dynamiczne, dorośli bohaterowie, ciekawe powiązania… dużo akcji, dużo emocji. I za tą część byłabym skłonna dać spokojnie 8/10.
A potem ta część się niestety skończyła. Powróciła stara ferajna z Atsushim oraz Akutazawą na czele, by stawić czoła nowemu najeźdzcy z zewnątrz, który ot tak se postanowił rozwalić ich miasto. I o ile te pierwsze ich odcinki jeszcze nie były aż tak złe, tak im dalej w las tym gorzej. Zjazd fabuły jak z górki na sankach! Zaczęło wiać absurdem i niewytłumaczalną głupotą. Walka z głównym bossem była tak głupia, że aż brak słów. Dałabym pół gwiazdki wyżej gdyby kliknij: ukryte Kyouka pozostała martwa, ale niestety tak się nie stało.
Ostatecznie daję 6/10 i to jest zawyżona ocena właśnie ze względu na genialny początek. Także z drugiego sezonu warto obejrzeć te kilka pierwszych odcinków, a jak tamten wątek z przeszłości zostaje zakończony, to dla własnego dobra – nie oglądać dalej.
Re: Po 10 epku :D
Inna sprawa, że ciekawa jestem czy YOI pozostanie faktycznie zapamiętane jako wyjątkowe czy szybko odpłynie w rację niebytu, bo się okaże, że wszędzie są spoilery i nie da się „na świeżo” go obejrzeć, jeśli się jest nowym fanem… a to może zabić radość oglądania, bo nie ma już miejsca na cotygodniowe spekulacje.
(a co do zabawności postów bazujących na błędnym tłumaczeniu – okej, dopóki ktoś nie idzie w zaparte, że SUBY wiedzą lepiej i na pewno jego interpretacja jest dobra, jeśli mu się zwróci uwagę subtelnie :))
Re: Po 10 epku :D
Myślę też, że kwestia czy jeden czy dwa została tak zawaluowana, specjalnie czy nie, przez twórców, że nie sposób w tym momencie jednoznacznie jej rozstrzygnąć. Być może kolejny odcinek rozstrzygnie :)
Jest jeszcze jedna możliwość, która w sumie… może jest prawdopodobna?
kliknij: ukryte Viktor kupił pierścionek wcześniej, z zamiarem oświadczyn, na przykład jak był sam w Hasetsu. Albo jak śpiąca królewna z jet‑laggiem spała, to szwędał się po mieście i ten sam sklep odwiedził i tu kupił. Na co może delikatnie wskazywać jego narracja, że „czasami, atleci przyparci do muru, mogą działać w najmniej niewytłumaczalny sposób”, co może nawiązywać bezpośrednio do niego lub do Yuuriego jednocześnie.
Re: Po 10 epku :D
Re: Po 10 epku :D
Ja w tym wątku pierścionkowym widziałam tak:
kliknij: ukryte Yuuri szuka intensywnie odpowiedzi na coś.
Yuuri dostrzega witrynę z biżuterią i spontanicznie postanawia wejść tam z Viktorem – nie mówi mu „nie, poczekaj tutaj, zaraz wrócę!” tak jakby to był klasyczny romans. Idzie z nim do środka.
Prosi o pokazanie mu dwóch pierścionków wystawionych w gablotce z przodu, w myślach ma „cały czas szukałem czegoś, co mogłoby mi posłużyć za amulet przynoszący szczęście!” (czy jak to tam przetłumaczyć na polski) i wręcz się sam przed sobą tłumaczy, zająkując, że to amulet na finały. Pierścionki są w parach, ale sprzedawane pojedynczo, bo pod każdym jest cena za sztukę. Swoją drogą, 635 euro. Za jeden. Yuuri ma na paragonie jeden, w takiej właśnie cenie, bierze na kredyt. Potem dodaje w myślach, że poza tym, że to amulet, to także jego sposób na wyrażenie podziękowania dla Viktora – czyli jest to w jakiś sposób związane z Viktorem :)
Hop do sceny pod katedrą.
Yuuri ściąga rękawicę Viktora i zakłada mu pierścionek. Viktor komentuje, że przyparci do muru, atleci potrafią podejmować zaskakujące akcje (on sam też jest atletą :)). Jest zaskoczony, lecz również świadomy, że to efekt tego, że Yuuri jako atleta, czuje się pod presją.
Yuuri mu dziękuje za to, że był przy nim do tej pory (póki co, cały czas oficjalnie jako coach). Potem tłumaczy się gęsto, że nic innego nie przyszło mu do głowy, a że jutro da z siebie wszystko, to to ma spełniać funkcję talizmanu. Yuuri nie ma nigdzie drugiego pierścionka z tej scenie, on sam oczywiście mocno onieśmielony i w ogóle. W końcu dał coś Viktorowi coś co było przeznaczone specjalnie dla niego.
A potem Viktor bierze jego rękę, chyba trochę niespodziewanie, bo wolna ręka Yuuriego nieznacznie drga. No, a gdy to Viktor zakłada mu pierścionek, Yuuri jest w szoku i raczej mocno zaskoczony.
Oboje myślą o tym, by dobrze poszło na Grand Prix, a że ich prawdziwe intencje są przesiąknięte ich akcjami i jedno jest nierozerwalnie złączone z drugim… :)
Jedynym pójściem na skróty ku złotemu medalowi jest danie z siebie wszystko tak, by samemu móc z czystym sercem powiedzieć, że bez zahamowań dało się z siebie wszystko i świetnie bawiło – o to chodzi Viktorowi w podsumowaniu, tak myślę. Nie myślenie nad techniką, ilością quadów… podbicie spontanicznością. Viktor wierzy we wszystko, cokolwiek postanowi Yuuri na finałach zrobić ze swoim programem.
Później zapytani o pierścionki, Viktor podsumowuje, że mają dwa, do pary. A gdy Phichit wyskakuje ze swoją uroczą konkluzją, oboje są raczej mocno zmieszani, nawet Viktor, który dopiero po chwili postanawia „wykorzystać sytuację” ;)
Czyli że niby co się wydarzyło?
Że niby Yuuri kupił dwa pierścionki zaręczynowe i jeden dla Viktora a drugi… dał w rękę Viktorowi, żeby mu założył pierścionek na palec? Uh xD
Myślę, że Yuuri naprawdę chciał po prostu coś, co byłoby jego rzeczą przynoszącą szczęście. Ale w zamyśle cały czas miało to być coś dla Viktora, mimo że to dla niego talizman. Ale nie potrzebował na dłużej, bo przecież potrzebuje go na GP, które będzie jego ostatnim GF. A co możnaby kupić Viktorowi, który ma wszystko z najwyższej półki i sobie kupuje, co chce? No cóż, pierścionka w takim wydaniu nikt mu nie podaruje. Z klasą i wyjątkowy, ot co. Yuuri kupił jeden, bo nie myślał o nim jako tako jako o prezencie dla siebie (gdyby chciał dla dwojga, mógłby wybrać coś tańszego…). Myślę, że Viktor w tym momencie postanowił zadziałać równie spontanicznie – czy przy Yuurim czy jakoś później, kupił drugi z tej samej pary. Dla siebie. Bo myślał, że Yuuri kupuje prezent‑talizman dla siebie… A on sam chciał mieć „do pary” taki sam jak Yuuri. Tylko nie spodziewał się, że Yuuri kupił swój… dla niego. Ale że miał swój „dla siebie”, to od razu mógł niejako wymienić się… tak spontanicznie. Jak się rozważy w ten sposób scenę, to ma chyba najwięcej sensu. A że niby obrączki i zaślubiny…? No cóż, to miało tak wyglądać. :D
Re: Po co się kłócić jak jest odcinek 10? :D