Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Komentarze

nekobasu

  • Avatar
    R
    nekobasu 8.09.2014 21:14
    przerafinowanie dysertacji implikuje dysonans, a nie koherencję
    Komentarz do recenzji "Mushishi Zoku Shou"
    irytuje mnie ta recenzja. nie dlatego, że jej nie rozumiem, nie mam poczucia humoru albo nie lubię na Tanuki tekstów nieszablonowych. rozumiem, mam i lubię. w tym teksty Tablisa. i nie jest to ten inspirujący rodzaj irytacji, który nie daje spokoju i popycha do poszukiwań i przemyśleń. porównałabym ją raczej do wrażenia związanego z takimi zjawiskami jak chrzęst piasku w zębach, brodzenie boso po żwirze czy darcie styropianu na kawałki.

    to, czego nie rozumiem, to dlaczego recenzent, który w innych swoich tekstach dał się poznać jako osoba o wybitnie lekkim piórze, tutaj postanowił odrzucić je precz i napisać przerdzewiałą stalówką. parodia stylu akademickiego? byłby to wspaniały chwyt, gdyby tylko: 1) była zabawna, 2) zawierała bezsporne wewnątrztekstowe wskazówki, że jest parodią, 3) była adekwatna do charakteru serii. jeśliby napuszonym stylem napisać recenzję jakiegoś kiksa, dałoby to przez kontrast efekt absurdalnie komiczny; gdyby zaś przeintelektualizowanej formy użyć do opisu dziełka równie przesadzonego, byłaby to stylistyczna ironia (rzecz jasna pomysły to nienowe, ale kompozycyjnie spójne). w jaki sposób jednak drętwo wypracowaniowe zdania (np. „Łączenie nowych form wyrazu jest koncepcją tak starą, jak sama sztuka, jednak Mushishi, szczególnie w formie serialu, charakteryzuje się nieczęsto spotykaną zgodnością i koherencją warstwy graficznej, muzycznej i fabuły.”) mają udatnie opisywać serię tak subtelną, że sam autor odnosi ją do haiku? innymi słowy, po co używać tak nudnej „parodii”, żeby przekazać, że coś budzi podziw? ani to błyskotliwe, ani inspirujące. a już na pewno nie śmieszne. i nie piszę tego jako gorliwa polonistka czy fanbojka Mushishi, ale czytelniczka zwracająca uwagę na to, czy piszący „odpowiednie dał rzeczy słowo”.

    można jeszcze przyjąć, że ten tekst to tak na serio.

    Tablis napisał(a):
    Gdybym jednak miał wskazać jedno japońskie dzieło, które, w całkowicie subiektywnym odczuciu, najbardziej zasługuje na potraktowanie na równi z tzw. „kulturą wysoką” i dla którego warto byłoby pokazać (czy udanie to inna sprawa), że coś takiego da się przeprowadzić, to byłoby to… dokładnie.

    ale w takim razie biada „kulturze wysokiej” (dobrze że chociaż w cudzysłowie) i dziełom, które zasługują na potraktowanie na równi z nią. bo to by znaczyło, że lepiej nie pisać o nich po prostu wnikliwie i ciekawie – trzeba jeszcze używać wielu trudnych wyrazów i skomplikowanego szyku zdania, bo to jest to, co ludzi zmusza do myślenia.

    mój prywatny domysł jest taki, że autor szukał – wpadając w jego nomenklaturę – dominanty stylistycznej dla tej recenzji i kartka z napisem „hermetyczna rozprawa pseudokrytycznoliteracka, możliwie nieporywająca” jako pierwsza wypadła z kapelusza. mógł to być fajny eksperyment formalny, ale zważywszy że chodzi akurat o Mushishi, wyszło skrzypiąco i z zadęciem. szkoda, że nie wypadła kartka z napisem „wabi”.
  • Avatar
    A
    nekobasu 9.04.2014 01:04
    Ave Sensei
    Komentarz do recenzji "Black Jack OAV"
    podpisuję się pod (a właściwie nad) opiniami o nierówności serii. co prawda nie przeszkadza to o tyle, że każdy odcinek jest osobną historią, więc o tych słabszych można po prostu zapomnieć (dla mnie najgorszy był 10, naiwnie dramatyczny & romantyczny. Black Jack roześmiany? Black Jack ze łzami w oczach? nastoletnia zakochana „syrenka”? jakoś to nie uchodzi!).
    za to na tle pozostałych tym bardziej błyszczą najlepsze opowieści – wg mnie były trzy: o księżniczce (6), o drzewie (8) i o karbunkule (9). bardzo klimatycznie mieszają się w nich jawa i sen, legenda i rzeczywistość, zjawiska znane i niewytłumaczalne, świadomość i to, co ukryte w głębi ludzkiej psychiki. w ten oniryczny klimat umiejętnie wpleciono wątek lekarza, próbującego leczyć nie tylko ciało, ale czasem też chorą sytuację, czasem czyjeś trudne wspomnienia, czasem wieloletnią historię – a czasem zmuszonego przyznać samemu przed sobą, że niektórych pacjentów wyleczyć nie sposób, bo nie wymyślono jeszcze na to wystarczająco głęboko w duszę sięgającego skalpela… słowem, jest tu Black Jack w najlepszej formie, jaką pamiętam z mangi.
    pozostałe odcinki są generalnie bardziej „realistyczne” (choć nie wszystkie) i skupiają się raczej na problematyce politycznej, społecznej lub obyczajowej (wojna, narkotyki, zanieczyszczenie środowiska). ciekawym zabiegiem jest przy tym stylizacja na opowieści niesamowite. burze z piorunami, szalejący wicher, deszcz, gra świateł w ciemności, dzwoniący telefon, którego nikt nie odbiera – to wszystko buduje klimat grozy, dzięki któremu anime jest o wiele bardziej mroczne i niepokojące niż pierwowzór.

    słowo o Pinoko. też miałam wrażenie, że w tej serii jest bardziej dziecinna niż w mandze, ale moim zdaniem jako postać na tym traci. tak, Pinoko z natury jest wkurzająca, ale dlatego, że została specjalnie przez Tezukę tak napisana – jako osoba o wymieszanych cechach dziecka i dorosłego. w mandze można znaleźć sygnały świadczące o tym, że Pinoko przeżywa swego rodzaju dramat tożsamości: z jednej strony ma cały asortyment emocji i zachowań rozpieszczonego bachora, a z drugiej zdarzają jej się autentycznie rozpaczliwe wybuchy protestu, że nikt jej nie traktuje jak  kliknij: ukryte . połączenie dorosłych marzeń i aspiracji ze światem wyobrażeń i możliwościami dziecka – jeśli interpretować mangową Pinoko w ten sposób, to ukazanie jej w tym anime po prostu jako rozwydrzoną przeszkadzajkę wydaje mi się dla tej postaci zubożające i niesprawiedliwe.
  • Avatar
    nekobasu 12.04.2013 20:29
    Komentarz do recenzji "Yokohama Kaidashi Kikou"
    Subaru napisał(a):
    zachwyty cyborga nad światełkami, kawą i robieniem zdjęć

    zabrzmiało co najmniej jakby laska strzelała foty instagramem swojemu latte i wrzucała je na fb :>

    Subaru napisał(a):
    czemu bohaterką ma być właśnie cyborg

    moja pierwsza reakcja była taka: „hmm, równie dobrze można by zapytać, dlaczego major Motoko jest cyborgiem”. ale potem pomyślałam, że o ile major Motoko zadawała sobie i nam pytanie, czy cyborgi mają duszę i co z tego może wynikać, o tyle w „Yokohama Kaidashi Kikou” nikt już nie wydaje się wątpić, że mają. wyobrażam sobie, że przedstawiony tutaj świat tak odbiegł w przyszłość od czasów GitSa, że cyborg może żyć jak zwykła dziewczyna i nikogo to już nie dziwi, bo roboty od dawna są częścią rzeczywistości. w tym sensie wybór cyborga jako bohaterki jest celowy: żeby pokazać jak mógłby wyglądać świat, w którym człowiek przekroczył „dolinę niesamowitości”.

    Subaru napisał(a):
    Na poziomie postępu widocznego w tym anime obecność cyborgów w życiu ludzi jakoś mi nie pasuje, świat wydaje się bardzo prosty, bez technicznych nowinek, a tu nagle coś tak innowacyjnego.

    pewne przesłanki (zalane wodą budynki, mała gęstość zaludnienia) przemawiają za tym, że jest to świat postapokaliptyczny, a powrót do prostego życia po katastrofie jest znanym motywem w sf. w tym ujęciu cyborgi byłyby więc pozostałościami mocno technologicznych czasów sprzed kataklizmu – jak również aparat, którego wygląd i sposób zintegrowania z robotem wskazuje moim zdaniem na dość zaawansowaną technologię. przy czym jest to, by tak rzec, przejaw ambient technology – nie kolejna krzykliwa wersja wypasionego smartfona, którą „każdy musi mieć”, lecz przedmiot, który tak dobrze spełnia swoje zadanie niczego przy tym nie reklamując, że niemal zintegrował się z otoczeniem. jak dla mnie to najlepsze z możliwych podejście do technologii :)
  • Avatar
    A
    nekobasu 15.01.2013 14:15
    piękny (ale jednak to tylko) pokaz slajdów
    Komentarz do recenzji "Iblard Jikan"
    Iblard Jikan nie zagrało mi głównie z 2 powodów: braku historii i braku ruchu. przy czym niedobór jednego dałoby się naprawić obecnością drugiego: gdyby kadry układały się w jakąś opowieść, mogłabym im wybaczyć (niemiłosierną chwilami) statyczność – i odwrotnie, gdyby w poszczególnych ujęciach było więcej życia, nie raziłby mnie tak bardzo brak spinającej wszystko klamry narracyjnej.

    a tak obejrzałam coś, co kojarzy mi się najbardziej z prezentacją ruchomych tapet. sceny zmieniały się zbyt wolno, by mnie nie znużyć, i zbyt szybko, bym mogła się dobrze wszystkiemu przyjrzeć. sugestia obecności jakichś postaci i ich działań zostawiła mi tylko niedosyt (czy to była przez cały czas ta sama dziewczynka? gdzie podróżowała? po co? i czy ludzie w tym świecie zajmują się w ogóle czymś więcej niż spoglądaniem w przestrzeń i jazdą tramwajem?). nałożenie wyraźnie odcinającej się animacji na malarskie tła uważam za udany i celowy pomysł, ale efekt „zamrażania” animowanych bohaterów chwilę po ich ożywieniu był frustrujący – bywało że ledwo zaczęli się ruszać, a już zamierali jak przyszpileni pędzlem. czasem miałam wrażenie, że oglądam gameplay zawieszającej się przygodówki point'n'click.

    ponad tym wszystkim nie neguję jednak wartości samej wizji świata – jest urzekająca. myślę, że gdyby studio zdecydowało się pójść wyraźniej w którymś kierunku (albo statyczna historia, albo dynamiczne, niepowiązane ze sobą scenki), postałoby coś naprawdę ciekawego, ale do pokazania TAKICH krajobrazów niepotrzebny był od razu film (tym bardziej, że nie wykorzystano za dobrze możliwości tego medium). artbook zupełnie by wystarczył.
  • Avatar
    A
    nekobasu 24.08.2012 22:33
    sea of green
    Komentarz do recenzji "Kujira no Chouyaku"
    pomysł świata przypominał mi chwilami „Opowieści kosmikomiczne” Italo Calvino – ten specyficzny klimat, który rodzi się z udomowienia niecodziennego konceptu ludzką obecnością (u Calvino jest to np. stanowiący początek Wszechświata pierwotny punkt, w którym tuż przed Wielkim Wybuchem mieszkają „ściśnięci jak sardynki” ludzie ze swoimi towarzyskimi konwenansami, sprzątaczką i potencjalną porcją krajanych kluseczek).

    tutaj odniesieniem jest „czas w czasie”, który zainspirował autora do stworzenia niezwykle urzekającej wizji szklanego morza. jest to świat, którego rozległy czas rozpościera się w chwili naszego świata jak życie w kropli wody. skok wieloryba trwa kilka sekund, ale w szklanej rzeczywistości mija kilka godzin – wystarczająco długo, by malarz namalował kilka obrazów, a w zebranych wokół wieloryba widzach obudziły się długie wspomnienia. i w pewnym sensie jest to film o wspomnieniach: bo czy przywołując je, nie skupiamy jakiegoś zdarzenia i całego związanego z nim świata w krótkiej chwili? a czym innym jest pamięć, jak nie nieustanną podróżą tam i z powrotem na rozhuśtanym wahadle zegara od tego, co blisko („teraz”), do tego, co daleko („kiedyś”)?

    warto zobaczyć, jak wygląda życie mieszkańców szklanego morza (i posłuchać przepięknej piosenki wodnych ludzi). „Kujira no Chouyaku” tak naprawdę nie trwa 23 minuty. a ile? to zależy od każdego widza.
  • Avatar
    A
    nekobasu 1.08.2012 23:20
    kanashimi wa mou takusan nanda
    Komentarz do recenzji "Mawaru Penguindrum"
    reżyser „Uteny”? no to już wszystko jasne, dlaczego podskórnie kojarzyła mi się z nią wiwisekcja osobistych dramatów bohaterów ;)

    niestety, to co w „Utenie” zagęszczało akcję w bardzo intrygujący i wielowarstwowy sposób, tutaj, już nie tak umiejętnie poprowadzone, spowalnia ją i rozrzedza. od 3/4 serię oglądałam z postępującym zmęczeniem i znudzeniem – nie dość, że dramaturgia przybiera coraz bardziej absurdalne formy (nie przekonuje mnie na dłuższą metę przeszłość żadnego z bohaterów, a jak mnie coś nie przekonuje, to przestaje mnie obchodzić), to jeszcze jest podlewana niestrawnymi gadkami o przeznaczeniu i bratersko­‑siostrzanej miłości. w ogóle związana z przeznaczeniem symbolika jest w „Mawaru Penguindrum” dość oczywista, przy czym o ile metro jeszcze się broni identyfikacją wizualną (świetny patent z Double H w roli metrowo­‑życiowych filozofek z ekranu), o tyle jabłko – nigga, please…

    końcówka serii osłabia też bardzo dobre wrażenie wywołane początkiem – w tym głównie oprawą audiowizualną. podobały mi się właściwie wszystkie piosenki (zwłaszcza główny ending), a graficzne zabawy z konwencją wypadły po prostu świetnie. szczególnie brawa za wspomniane już metro, ukazanie tłumu jako zbioru piktogramów oraz wątek miłosny Ringo i Tabukiego w formie wycinankowego musicalu :D

    podsumowując: seria nierówna z tendencją zniżkową i pod koniec nuży, ale jeśli kto lubi zabawy graficzne, można dać szansę. zakończenie też nie AŻ TAK złe ;) ofk nie wymknęło się pewnej sailor­‑moonowej schematyczności (i nagości), ale motyw  kliknij: ukryte  jest całkiem niegłupim pomysłem na zamknięcie tej historyjki.
  • Avatar
    A
    nekobasu 20.07.2012 14:44
    przełom wieku z perspektywy lat 80. obejrzany w 2012 roku
    Komentarz do recenzji "Kidou Keisatsu Patlabor: Gekijouban"
    pierwszą część „Patlabora” znalazłam, ustawiwszy sobie w głowie następujące warunki wyszukiwania: film sensacyjny z elementami sf, akcja, mechy, retro i żeby był dobry. film spełnił wszystko z nawiązką, którą jest fenomenalna oprawa graficzna. poszczególne wybrane ujęcia (np. skok ze spadochronu, sznur pocisków na niebie, widok sztucznej wyspy z lotu ptaka) są bardzo starannie przemyślane i ogląda się je z ogromną przyjemnością.

    zauważyłam też taką graficzną prawidłowość: elementy świata przedstawionego są tym lepiej zaprojektowane, im mniej mają bezpośredniego związku z człowiekiem. przyroda i panoramy miasta (dzielnice pre- i postindustrialne) bywają pokazywane w bardzo klimatycznych kadrach. mechy (czy też raczej: labory), komputery i samochody są już narysowane bez szczególnego polotu, poprawnie – aczkolwiek czasami wkomponowano je w dość cyberpunkowe ujęcia, np. awaria głównego komputera w fabryce laborów z czerwonym napisem „BABEL” powielanym na wszystkich ekranach. natomiast ludzie wyglądają (zwłaszcza w porównaniu z maszynami) jak ziemniaki.

    wygląd postaci ludzkich byłby dla mnie rażący, gdyby nie ich charakterologiczna wiarygodność. sekcja policyjna zapowiada już dość wyraźnie bohaterów z przyszłych dzieł Mamoru Oshiiego; zresztą takich zaczątków stylu reżysera znajdzie się tu więcej – od szczegółów, jak pościg w ukazanej z lotu ptaka biednej dzielnicy miasta, po ogólne, jak refleksje egzystencjalne o koegzystencji robotów i ludzi. „Patlabor” wnosi jednak jednocześnie coś swojego i swojskiego – wyraźny powiew obyczajowego realizmu, który sprawia, że film nie jest po prostu biedniejszym trailerem „Ghost in the Shell”, lecz dzielnie broni się sam w sobie. mikro i makro kłopoty policji (od problemów małżeńskich wynikających z rzadkiej obecności w domu po wywieranie przez rząd nacisku na śledztwo ze względów budżetowych) są świetną przyprawą dla bardzo dobrze poprowadzonej akcji.

    generalnie film jest interesujący zarówno jako szkoła stylu reżyserskiego Mamoru Oshiiego, jak i dobra historia kryminalna. daję 8/10, warto obejrzeć.
  • Avatar
    nekobasu 26.05.2012 10:19
    Re: 2 pytania do 2. zdania z "2 zdań o"
    Komentarz do recenzji "Dog Soldier"
    all clear, dzięki!
  • Avatar
    R
    nekobasu 25.05.2012 17:00
    2 pytania do 2. zdania z "2 zdań o"
    Komentarz do recenzji "Dog Soldier"
    nie to, że się czepiam, ale próbuję to rozkminić:
    1) czego to anime jest adaptacją?
    2) jak może nawiązywać do kina akcji lat 80., skoro jest z 1989 roku?
  • Avatar
    A
    nekobasu 8.05.2012 20:52
    accidentaly in love
    Komentarz do recenzji "Denshinbashira Elemi no Koi"
    miłość to jak dla mnie wyjątkowo niewdzięczny temat, nie tylko w anime. no bo z jednej strony trzeba jakoś wyrazić niewyrażalne, a z drugiej – skonfrontować się z przynajmniej połową ludzkości, która nie bacząc na to, że niewyrażalne, zdążyła już temat ugryźć (często łamiąc sobie na nim zęby, ale to inna rzecz). dlatego też każdy, kto potrafi wnieść coś nowego – albo przynajmniej przekonującego – w kwestii pokazania miłości, dostaje ode mnie +10 do szacunku. dotyczy to także „Denshinbashira Elemi no Koi”.

    zastanawiałam się na czym polega, hmm, „miłosny sukces” tego anime i widzi mi się to tak:

    po pierwsze, pomysł fabularny jest bardzo nietypowy, ale nie udziwniony na siłę. słup telefoniczny zakochał się w człowieku? ok, takie rzeczy to tylko w japonii, ale też ten słup, a raczej słupiczka, ma osobowość, uczucia, kontekst słupo­‑społeczny, w którym funkcjonuje, i nawet zasady moralne. czyli jest to postać spersonalizowana na tyle, że wypada przekonująco – pod warunkiem, że widz zaakceptuje albo zapomni, że to jest mimo wszystko SŁUP. I mean, można sobie w zależności od upodobań i wrażliwości wyobrażać duszę w różnych przedmiotach, ale kto zwykł myśleć w ten sposób o słupach telefonicznych?! i tu jest fajna świeżość spojrzenia tego anime (i punkt wyjścia do rozkminy, jak w ogóle japończycy patrzą na przedmioty – ale ja nie o tym).

    druga rzecz: w „Denshinbashira Elemi no Koi” bardzo umiejętnie operuje się niedomówieniem. wiele scen pozostawiono bez komentarza czy wyraźnej puenty. dużo kadrów jest statycznych, a nawet gdy bohaterowie akurat coś robią, kamera często ich zostawia i dyskretnie się oddala. część rozmów Elemi i Takahashiego słyszymy jakby zza okna; większości nie słyszymy wcale. dzięki tej oszczędności w pokazywaniu relacji udaje się nie zapędzić jej w kozi róg melodramatyzmu i banału. zarazem jednak anime jest tak pomyślane, że nie robi wrażenia nudziarskiej dłużyzny z zakalcem – fakt, tempo jest spokojne, ale odbiera się je bardzo życiowo.

    i trzecie, co mi przyszło do głowy, to coś, co bardzo doceniam w kinie każdego rodzaju: szczerość. ileż to komedii romantycznych i dramatów miłosnych wysmażono na starej dobrej zasadzie: ona wiedziała ale mu nie powiedziała, on jej powiedział chociaż nie wiedział, wyszedł kwas, no ale ostatecznie się pogodzili/rozstali (niepotrzebne skreślić). tutaj nie ma czegoś takiego. i choć szybko można się zorientować, że twórcy „Denshinbashira Elemi no Koi” szanują inteligencję i czas widza, to i tak nie spodziewałam się, że  kliknij: ukryte 

    na koniec refleksja zainspirowana fragmentami recenzji:

    od początku do końca pozostaje najdziwniejszymi okruchami życia, jakie spotkałam

    ze względu na specyficzny klimat i umowność całego założenia, widz, chociaż zaskoczony, łyka te wszystkie niedorzeczności

    Wszystko w tym filmie jest ekscentryczne i zaskakujące


    - mi się wydaje, że tak naprawdę trzeba tu łyknąć tylko jedno: słup :) a jak się go łyknie, okazuje się, że wszystko tutaj jest niespodziewanie bliskie i znajome. i nie bardziej dziwne niż życie itself.
  • Avatar
    A
    nekobasu 19.03.2012 22:10
    I think I will continue... watching this twilight world... as long as time flows
    Komentarz do recenzji "Yokohama Kaidashi Kikou"
    wizualne haiku, łagodnie ukazujące piękno świata, który odchodzi. pozbawione choćby jednej niepotrzebnej sceny. nawiązując do komentarza Anandy do Mushishi: rzecz dla „ludzi o starych duszach”.
  • Avatar
    A
    nekobasu 14.03.2012 22:08
    uwaga, może wywoływać lekki opad szczęki (także sztucznej)
    Komentarz do recenzji "Roujin Z"
    najzupełniej udane połączenie obyczajówki, komedii i… cyberpunku? tak, to jest możliwe! chciałoby się powiedzieć: okruch życia zawarty w robocie – albo odwrotnie. elementy komiczne wywołują co prawda raczej ciepły uśmiech niż śmiech, ale i to w tym przypadku zaleta. Katsuhiro Otomo bez trudu omija związaną z tematem starości pułapkę ckliwości/moralizatorstwa/szydery, a w końcówce okazuje się także mistrzem w operowaniu groteską :) szacunek.
  • Avatar
    A
    nekobasu 14.02.2012 21:41
    love will/won't tear us apart
    Komentarz do recenzji "There She Is!!"
    miłe i świeże podejście do tematu. fabularnie niczym nie zaskoczy, ale oprawa AV jest very cool i ma kilka świetnych drobiazgów (mój ulubiony to vending machines ze świeżymi rybami i sokiem marchwiowym obok siebie). dobrze obejrzeć i dobrze sprezentować linka bliskiej osobie – zwłaszcza w walentynki (choć i niejeden „walę­‑tynkowiec” podążający za modą na antywalentynki pewnie z uśmiechem obejrzy).
  • Avatar
    A
    nekobasu 6.02.2012 22:47
    in life, sometimes it really happens like you're in the "what-if" box
    Komentarz do recenzji "Amazing NUTS! Kung-fu Love"
    już tytuł trochę zapowiada, co jest w środku tej szkatułki – świeża, swobodna, skrząca się humorem i kolorami iskierka. lekka, ale z charakterkiem. pełna wdzięku i ironicznie przekorna. bez ograniczeń, ale niepozbawiona głębi. bawiąca się konwencją i kpiąca z powagi. a do tego świetny twist jako pomysł na fabułę i bezbłędna muzyka… twinkle twinkle, whaaaa­‑ia! ^^
  • Avatar
    A
    nekobasu 6.02.2012 21:27
    świetna krótka forma
    Komentarz do recenzji "Amazing NUTS! Global Astroliner"
    gorillaz, starsky and hutch, funky hip­‑hop, psychodela, retro sf – nie dość, że to wszystko (i o wiele więcej) zmieściło się w 8 minutach, to jeszcze zostało upakowane z sensem, megazakręconą energią i fajerwerkami. wszystko jest na maxa przemyślane: fabuła i postaci, chociaż zaledwie muśnięte w pociętym achronologicznym montażu, są żywe, człowiek ma poczucie, że zajrzał na chwilę przez kalejdoskop do środka jakiejś zwariowanej historii. polecam obejrzeć. przynajmniej 2 razy.
  • Avatar
    nekobasu 3.02.2012 12:35
    Re: Dla kogo Ghibli robi anime?
    Komentarz do recenzji "W krainie bogów"
    przyczynek do tematu
  • Avatar
    A
    nekobasu 27.01.2012 11:23
    z perspektywy profana serii
    Komentarz do recenzji "Tekken: Blood Vengeance"
    jedyny kontakt z tekkenem mam podczas okazjonalnego pykania w którąśtam część na psp, więc podczas oglądania nie interesowało mnie, która postać i jak dokładnie zostanie w tym filmie odwzorowana. interesowało mnie tu tylko jedno: żeby było ładnie i soczyście. no i ładnie było. ale soczyście nijak nie było.
    dla pełnej jasności – generalnie nie mam nic przeciwko takim fabularno­‑postaciowym kliszom, jak zbuntowana nastolatka,  kliknij: ukryte  emo­‑bohater, szkolne romanse, korporacyjny konflikt pokoleń,  kliknij: ukryte  eksperymenty genetyczne, nieśmiertelni mutanci,  kliknij: ukryte  itd. ale mam coś przeciwko, jeśli to wszystko składa się na nudną i rozwlekłą fabułę zabierającą czas antenowy temu, co tu powinno być najważniejsze – efektownemu mordobiciu!
    „w tego typu filmach historia ma być i nie przeszkadzać”? problem polega na tym, że przeszkadza właśnie – fatalnym rozplanowaniem napięcia, nijakimi, przegadanymi postaciami (dotyczy to zwłaszcza głównych bohaterek) i ogólnym irytującym rozmemłaniem. na szczęście jest kilka miłych oku bijatyk, ale mogłoby ich być o wiele więcej, gdyby Xiaoyu zamiast ciągle stękać „ach, czemu ludzie muszą ze sobą walczyć?” wzięła się do roboty (a nie do robota. haha).
    generalnie w filmie z „tekken” w tytule spodziewałam się „mniej gadania, więcej nawalania” i to zawiodło. 6/10 wyłącznie za bardzo ładną grafikę i finałową walkę.
  • Avatar
    nekobasu 19.01.2012 11:22
    Re: lucky are those with voices
    Komentarz do recenzji "Ghost in the Shell 2: Innocence"
    ale pozbawiać czego?
    zapożyczenia bez uźródlenia to faktycznie lipa, ale do tego i innych zarzutów nie będzie mi już chyba dane się odnieść, bo anielski pył zniknął tak zupełnie i tajemniczo, jak mógłby to sugerować jego nick… czego tytuł mojego posta wydaje się ironicznym podsumowaniem.
  • Avatar
    R
    nekobasu 5.01.2012 15:25
    lucky are those with voices
    Komentarz do recenzji "Ghost in the Shell 2: Innocence"
    ciężko napisać dobrą reckę na kolanach, ale Tobie najwyraźniej się udało :-) jedyne, czego mi osobiście zabrakło, to wzmianki o niesamowitej wizycie w pałacu hakera Kima (mogłaby być zilustrowaniem refleksji o zwątpieniu w rzeczywistość) oraz rozwinięcia motywu lalki, która jest tu m.in. symbolicznym odwołaniem do korzeni myśli człowieka o stworzeniu bytu na swoje podobieństwo. dziecko­‑lalka­‑android tworzą bardzo ciekawy (częściowo zasygnalizowany przez Ciebie) układ wzajemnych odniesień i – jak dla mnie – jeden z bardziej inspirujących motywów filmu.
    ale generalnie dobra robota!
  • Avatar
    A
    nekobasu 2.01.2012 22:42
    Komentarz do recenzji "Pan Głowa"
    jak dla mnie jest to teatralna przypowieść o schizofrenii.
  • Avatar
    A
    nekobasu 2.01.2012 22:17
    długość dźwięku samotności
    Komentarz do recenzji "Kanojo to Kanojo no Neko"
    stonowany głos narratora + oszczędna, męska poetyka + kawaii kocia mordka :3 = klimatyczny strzał w 10!
  • Avatar
    A
    nekobasu 2.01.2012 21:31
    łapie za gardło
    Komentarz do recenzji "La Maison en Petits Cubes"
    rzadko się wzruszam, ale to naprawdę jest kawał dobrej roboty – opowiedzieć o śmierci i samotności bez cienia sentymentalizmu i banału, a zarazem tak… po ludzku
  • Avatar
    A
    nekobasu 2.01.2012 21:10
    profesor layton w pepperlandzie w kolorach blue meanies
    Komentarz do recenzji "Aru Tabibito no Nikki"
    garść poetyckich obrazków na długi zimowy wieczór; piękne kolory i jeszcze piękniejsze dźwięki. oprócz tytułowych skojarzeń klimatem przypomina mi trochę książkę „z powrotem” zbigniewa batko (ale bez charakterystycznego książkowego mrugnięcia okiem).
  • Avatar
    nekobasu 14.12.2011 14:35
    Komentarz do recenzji "Cowboy Bebop"
    właściwie to ten piesek też nie był normalny, bo nie dość, że jest to „data dog” stworzony przez naukowców, to jeszcze potrafi m.in.  kliknij: ukryte . ale domyślam się, że to tym bardziej Cię nie zachęci :-)
  • Avatar
    nekobasu 12.12.2011 12:05
    Re: Odkryj w sobie wilka ;P
    Komentarz do recenzji "Wolf's Rain"
    cóż to byłby za edypowy dramat dla tego starego fanatyka!
    z drugiej strony to była jedna z ciekawszych postaci w tym anime.