x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Wziąłem to po prostu za logiczną dziurę i poszedłem za flowem ;f
Myślę, że jest to trochę bardziej skomplikowana sytuacja i nie ogranicza się tylko do tego, czy kliknij: ukryte ją kocha, czy już nie. Jednak nie jest to temat o Berserku, więc nie będę ciągnął wątku :)
Kwestia przywiązania. kliknij: ukryte Nanachi zwyczajnie nie potrafi odpuścić pomimo tego, że rozumie iż ta góra mięsa ma niewiele wspólnego z jego(czy jej, dunno -.-) przyjaciółką. Byłoby litościwie ale jest to jeden z tych elementów, który ma pomóc zrozumieć widzowi(lub czytelnikowi) postać Nanachi.
Bohater zbytnio się nie zmienia. Jeśli potrzebujesz jakiejś motywacji, to mogę powiedzieć tyle, że jest ładny after(krótki, bo krótki ale jest).
W przypadku Nanachi właściwie niewiele było mówione o Mitty – kilka flashacków i wyjaśnienie w jaki sposób doprowadziła się do tego stanu(zakładając, że prawda nie była o wiele bardziej brutalna), nic poza tym. Brakuje mi trochę historii kryjącej się za ich sytuacją.
Dawno nic tak mnie nie ciągnęło w stronę pierwowzoru, żeby zobaczyć więcej. Szkoda, że to tylko 13 odcinków.
Oczywiście to nadal jest kwestia dyskusyjna – sami na koniec wspominali, że nie wiadomo, czy oni połączą się ze swoim docelowym światem, stworzą nową odnogę w ich uniwersum lub cokolwiek innego; powrót do ich świata mógł równie dobrze kończyć się po prostu na ich zniknięciu – nikt nie wiedział gdzie i czy w ogóle trafią po przekroczeniu bramy.
Sama ich egzystencja była utrzymywana przez akceptację ludzi i bardzo ładnie wyjaśnili możliwość wpływania na ich postaci gdzieś w połowie( kliknij: ukryte próbowali dorobić na Selesii na kolanie nową moc).
Właściwie gdyby nie to, że pokazywali sceny walki w ich własnych uniwersach, to skłoniłbym się ku przekonaniu, że są po prostu swojego rodzaju avatarami stworzonymi z wiary i emocji, zaczerpujących pamięć, historię i charakterystykę z konkretnych uniwersów – stworzonymi na osobiste potrzeby Altair( kliknij: ukryte która szukała upustu frustracji, złości i nienawiści; czyli wszystkie te emocje u końca żywota nieżyjącej swojej autorki)), jednak nie będąc z nimi bezpośrednio połączonymi.
Nie było tutaj specjalnie pseudonaukowego bełkotu – jest to fikcyjny świat i prawa oraz działania wszystkiego, co widać było na ekranie to był wymysł autorów, nic poza tym. To, że się o tym tak długo rozgadywali nie świadczyło o głęboko przemyślanych mechanizmach działania świata, tylko próbie przekazania swojej wizji widzom – ciężko doszukiwać się logiki we fikcyjnym świecie(nawet, jeśli był bardzo podobny do naszego).
Podsumowując – ja bym nad tym zbyt wiele się nie rozmyślał, jest to ciekawa koncepcja, nad którą można debatować godzinami ale z drugiej strony to po prostu idea, która niekoniecznie wymaga dodatkowych interpretacji.
Tak ja to widzę.
Ludzie powiadają, że materiał źródłowy czyta się całkiem nieźle i tak faktycznie może być – mam wrażenie, że w formie mangi to może zdawać egzamin ale ta adaptacja to mocny średniak podchodzący pod nawet coś słabszego(sporo uproszczeń w kresce, momentami nawet proporcje postaci się nie zgadzały; humor jakby na siłę i brak fabuły).
W podsumowaniu bardzo lekki, niespecjalnie ciekawy harem ze sporą dozą ecchi. Może się już starzeje, nie wiem ale mam wrażenie, że kiedyś haremówki nawet te przeciętne bywały ciekawsze. Ode mnie 5/10 i to mocno naciągnięte.
W pewnym sensie nawet przypomina Nisekoi, choć tamten mimo braku ambicji wydaje się być o klasę wyżej(i nie mówię tylko o stylu kreski).
Imo jest ok, aczkolwiek mogło być lepiej.
Teraz tylko jeszcze afterparty… oby to nie był recap.
Jakoś specjalnie nie jestem zachwycony ale wygląda na to, że to wcale nie koniec tych rozkmin, intryg i całej reszty dziejącej się za plecami bohaterów.
tldr; tak jak mówi Klemens :)
Protagonista jest typem overpowered na propsie i niestety trzeba to przeboleć, żeby dać radę obejrzeć serię.
Co myślał twórca(LNki)? Cóż… zapewne chciałby widzieć siebie w jego roli :)
Obejrzyj 6 odcinek – seria zalicza poważny kamień milowy, który zdawało się, że zaliczy dopiero na koniec. To może trochę zmienić serię pod względem tych niedomówień(mnie to też trochę drażniło ale cóż i tak mam sporą radochę z serii).
Gry faktycznie są jedynie tłem i mają niewiele wspólnego z motywem przewodnim. Z drugiej strony było to prawie pewne w momencie kiedy kliknij: ukryte Keita odmówił przystąpienia do klubu.
Nowa uczennica może trochę rozpędzić fabułę ale jeśli będzie się to tylko ograniczało do strachu Hime, który pokona, bo kliknij: ukryte jaszczurzyca jej pokaże swoją ludzką stronę, to ponownie będziemy mieli nic nie znaczący wątek.
Najbardziej mam problem z nastawieniem do serii – bo niby to faktycznie taki slice of life ale naprawdę bardzo mało ciekawy(srsly, Hime przejęła się, kliknij: ukryte że może mieć kuciapkę jak krowa :D), z drugiej strony po tej całej napiętej atmosferze czekam na wyjaśnienie dlaczego tak właśnie działa uniwersum. Jak się nie doczekam, to na pewno ocena poleci w dół.
Podejrzewam, że problem jest tutaj przy poprowadzeniu serii, bo reżyser prawdopodobnie nie zrozumiał idei twórcy i próbuje przedstawić to po swojemu… albo się mylę i wszystko jest na swoim miejscu, co imho świadczyłoby jeszcze gorzej o serii.
PS. Wiem w końcu jak centaury noszą gacie! :D
Czekałem naprawdę sporo czasu na wydanie w blu‑ray, żeby obejrzeć w pełnej krasie i naprawdę nie żałuję. Rozczarowany natomiast jestem poziomem fabularnym – jest to historia przepisana raz n‑ty i niczym specjalnie do siebie nie zachęcająca.
Porządny kawał okruch życia, momentami trochę komedii, dramatu i wielu innych jednak nie jest to niestety splecione w historię, którą chciałbym rozpamiętywać po latach. Nie ma tutaj żadnych refleksji, żadnego głębszego dna, ani punktu zaczepienia lub zwrotu akcji – natomiast pojawia się naprawdę sporo emocji, którymi twórcy bardzo umiejętnie rozporządzali w czasie seansu.
Jest to faktycznie przepiękna podróż emocjonalna i recenzja idealnie podkreśla charakter tego czym jest oraz czym mógł być film Makoto Shinkaia. Jest arcydziełem wizualnym, a mógł być również fabularnym.
Ode mnie 8/10, nie mogę dać więcej właśnie ze względu na niedomagającą fabułę.