x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Opening i ending
Re: Sprettycurzenie Sailorek do reszty!
I tym bardziej dziwi mnie fakt, że ogólnie rysunki Takeuchi mi się podobają i ciągle mnie urzekają.
Jasne, ale i my, stare moonies, miałyśmy wtedy po 10‑16 lat, byłyśmy wychowane na kreskówkach czeskich i amerykańskich, czasem na produkcjach z lat 70‑tych które leciały na Polonii 1 i Sailory, z płynną jak na tamte czasy animacją, ciągłością zdarzeń, rozwojem postaci, realnymi (jak na tamte czasy) charakterami i zmienną garderobą bohaterek! To był zbyt wielki szok kulturowy. I mniejsza znajomość tematu. A teraz, po latach stare serie „jadą” na sentymencie. W końcu udowodniono naukowo, że w latach młodości i trawa była zieleńsza, słońce jaśniejsze, a lody smaczniejsze.
Re: Sprettycurzenie Sailorek do reszty!
I mam podobne odczucia do Crystala i mangi co ty, Szarka – jakoś zetknięcie po latach mocno ochłodziło szczenięcy zachwyt. Naoko Takeuchi wielką mangaką nie jest…
mniam
Re: Crystal a Pokemony
I nie traktuj moich wypocin na poważnie – obejrzałam za mało anime, by traktować je jak coś innego niż mało wymagającą rozrywkę. Z resztą wychodzę z założenia, że powaga jest dobra tylko na pogrzeby. A już na pewno nie na taką masakrę jaką jest Crystal. ;-)
Crystal a Pokemony
Po pierwsze: kliknij: ukryte Mamoru znów wyprali mózg. Brawo! Mam potężne przeczucie, że po 23 chapterach autorce pomysły się kończą. I ciekawe jak to wpłynie na jego osobowość. O ile jest na co wpływać.
Dwa: Chibiusa coraz mocniej przypomina mi Asha z Pokemonów. Tylko, że tamten łapał stworki, a ona zaburzenia psychiczne. Nie jestem specjalistką, ale schizofrenię, zachowania kompulsywne, paranoiczny kompleks mamusi i kilka innych już przerobiliśmy, ale ten odcinek wyznaczył zupełnie nowy poziom. Numer jaki odstawiła, spokojnie wystarczyłby do umieszczenia jej w szpitalu, a rodziny objęcia opieką, jako że jest wysoce dysfunkcyjna. Ciekawe co wyskoczy w następnym odcinku – zoofilia? Boję się pytać.
Re: Odcinki 21-22.
Po połowie serii, recenzja skrócona
Ano, wyglądają lepiej niż za pierwszym podejściem. Nie, nie oślepłam. Nadal animacja woła o pomstę do nieba. Rei ma w trakcie swojej „pozycji bojowej” otwarte złamanie nadgarstka, a Ami dziwny uraz kręgosłupa na odcinku lędźwiowym, ale oglądając to po raz wtóry człowiek jest przygotowany i szok jest zdecydowanie mniejszy. Jest parszywie, ale to parszywość oczekiwana. Nawet doszłam do wniosku, że Crystal jest pod tym względem na swój sposób wybitne – rzadko kiedy w nowych produkcjach spotykam się z sytuacją gdzie w pięciu ujęciach pod rząd w każdym, ale to w każdym postać ma zupełnie inne rysy twarzy i proporcje. Ba! Nawet oczy w ciągu jednego odcinka nie potrafią utrzymać swojego kształtu dłużej niż jedno‑dwa ujęcia w ciągu. Musicie przyznać, że to jest pewne osiągnięcie. Za to chwali się twórcom wierne odwzorowanie kreski Naoko Takeuchi. Widać to nie tylko w kopiowaniu poszczególnych kadrów z mangi, ale też w oryginalnym podejściu do anatomii – taki drobiazg jak stopy Usagi z endingu (scena gdy staje na palcach) – toćka w toćkę jak z artbooka naszej wybitnej znawczyni układu kostnego. Nie chcę się chwalić, ale moja 11‑letnia kuzynka narysowałaby lepiej. O rysowaniu kotów się nie wypowiem, bo to co wyszło to czysty dadaizm.
Kolejnym plusem jest muzyka, znaczy się dopóki nie popełni się tego błędu i nie zdobędzie się OST’ów i nie zacznie się ich słuchać ciurkiem. Wtedy okazuje się, że te całkiem niezłe chórki i znośne kawałki absolutnie nie nadają się do słuchania samodzielnie. Każdy z nich jest przyzwoity, razem zlewają się w jeden ciąg zupełnie nie rozróżnialnego zawodzenia. Monotonne są strasznie. Kilka oddzielnych ciepłych słów należy się seiyuu. Nie są źli, nawet niekiedy udaje im się oddać emocje i stworzyć, nędzny bo nędzny, ale klimat – wyjątek Artemis, który brzmi jak pięćdziesięcioletni pedofil. Ale pełnią talentu błyszczą w Character Songach (sorry za spolszczenie). Efekt po prostu zabójczy – jak stado szczurów uwięzione w klatce, poganiane przez kastrata udającego samca alfa. Z wyjątkiem utworu śpiewanego przez Rei , która ma co prawda piękny, niski głos, ale za to ani wyczucia melodii, ani wyczucia rytmu, ani nie potrafi czysto zaśpiewać dwóch nut pod rząd. A to jest pewne osiągnięcie, przyznacie.
Niestety nic równie ciepłego nie jestem w stanie napisać o postaciach. W poprzednich komentarzach wiele osób wspominało, że są płaskie, wtórne i wyprane z charakterów. Ja na ich obronę mam tylko to, że po prostu niewolniczo trzymają się swojej roli z mangi, która była wybitnie Usagi‑centryczna i zostawiała niewielkie pole do popisu pozostałym postaciom. Miały się pojawić, zaprezentować dwie cechy charakteru niezbędne do popchnięcia fabuły, a potem spaść do roli tła dla Usako i Mamoru, w późniejszych częściach Chibiusy. Z krótkotrwałymi wyskokami w postaci rozdziałów specjalnych. Choć na plus muszę zaliczyć bardziej przekonujące ukazanie romansu naszej pary. Momentami nawet czułam tu chemię, malutką ale zawsze, a nie tylko wszechmoc reżysera (co, wstyd przyznać, często zdarzało mi się w trakcie oglądania Classic). Choć muszę jednocześnie zauważyć, że nigdy nie była to moja ulubiona para.
Jak już przy romansie jesteśmy to uroczy związek Sailorek z Generałami, przedmiot tylu spekulacji fanów, tak wytęskniony i dający takie pole do popisu został potraktowany w najlepszy możliwy sposób. Łączka, spojrzenia i wycie „że przecież nie możemy z nimi walczyć”. Naprawdę, o wiele bardziej wolałam Zoisite tulącego się do Kunzite (nawet jako nieszczęśni bracia), o cudownym związku Naru z Neplite nie wspominając. Nie wiem, jak tego dokonali twórcy, ale zamordowali jedyny wątek jaki sami wymyślili i to ten, który dawał najlepsze pole do popisu. Naprawdę żałowałam, że w tej jednej kwestii nie trzymali się mangi. Po prostu żal zad ściskał jak się patrzyło na ten, pożal się Boże, romans.
Tak narzekam, narzekam, ale był jeden, zdecydowany plus mara tonowania (i nie, nie było to nabranie przekonania, że jednak jestem masochistką), po prostu po sześciu odcinkach pod rząd dostałam tak niepohamowanej głupawki, że nawet sławetne Crystal Triangle nie mogło tego przebić. Naprawdę wątpię, że gdybym oglądała to z normalnymi przerwami zauważyłabym cudowną dwuznaczność twierdzenia Mamoru, że „Posiadam Jedite, Nefrite, Kuzite i Zoisite” (pamiętajmy, ze panowie żyli i mieli się dobrze… A Ami w kinówce Rki sugerowała, jakoby Mamoru i Fione…); albo czy zastanawiałabym się czemu władczyni ciemności nie ma czasu na pójście do fryzjera (w scenie w której Beryl dusiła Sailorki włosami). Choć muszę przyznać, że nic nie pobije Luny twierdzącej radośnie, że „teraz odbudujemy Księżycowe Królestwo” zapominającej przy tym, że populacja tego królestwa składa się z dwóch kotów, czterech zawoalowanych lesbijek i pary, która przez sześćset lat pożycia spłodziła aż jedną córkę. Jasno widzę ich ciągłość. Na pewno też nie dostałabym takiego wytrzeszczu na widok śmierci Generałów. To nie było nawet żałosne, to było tragiczne. Różowy wybuch i trupy. Ba! Nawet trupów nie było. Nie było też kamieni, w które zamienili się w mandze (a skoro ich nie było, to skąd miał je Endymion w trakcie walki z Usagi? Zagwostka). Nic nie było! I po to biedacy przeżyli wszystkie taki sailorek i podwójne pranie mózgu? W trakcie seansu śmiałam się z tej sceny do łez, ale teraz jest mi szkoda chłopaków, że tak parszywie skończyli.
Co jeszcze? Różowa Metalia była niemal urocza, a w kluczowych scenach z Księżycowym berłem brakowało dorysowanego Srebrnego Kryształu. Mamoru raz był studentem, raz licealistą, a włosy Usagi rosły i kurczyły się w dowolny sposób. Zaś w ostatnich dwóch odcinkach całe dialogi można by zastąpić serią wykrzykników. Efekt byłby ten sam. Patetyczne przemowy bawiły zamiast wzruszać (patrz wspomniana śmierć Generałów), a kończenie zdań przez postacie zdecydowanie przywodziło na myśl jeden komputer o wielu terminalach. I mogłabym tak wyliczać długo, ale nie chce mi się. Już i tak dość napisałam.
Ale mimo wszystko naprawdę nie musiałam się zmuszać, by oglądać kolejne odcinki, no może trochę (powtarzanie „to wszystko dla twojego dobra, nie pluj na monitor, to wszystko dla twojego dobra, nie wyłączaj, to wszystko dla twojego dobra…” naprawdę pomaga) a i na dalszą część patrzę z optymizmem. W końcu gorzej być nie może… chyba.
Re: nie jest źle
Co do cenzury, już się spotkałam z przypadkami, że wersja ocenzurowana była lepsza, choćby MEZZO OVA, więc nie dziwię się, że i tu mógł być taki przypadek.
Uwagi po 8 odcinku
Zastanawiam się też nad jednym – na razie idą łeb w łeb z mangą, jedyną różnicą jest pozostawienie generałów przy życiu, więc jak twórcy do licha ciężkiego chcą nabić te 26 odcinków? Nijak tego nie widzę. I boję się zastanawiać jak zmienią końcówkę (bo na to się zapowiada), gdyż nie wydaje mi się by cokolwiek dobrego z tego wyszło. No cóż. Będę nadal oglądać i czekać. Aczkolwiek nie powiem, że niecierpliwie.
Co do technikaliów – oglądam sporo anime z tego okresu, więc jestem przyzwyczajona do poziomu, ale nawet biorąc poprawkę na wiek nie jest dobrze. W czasach swojej młodości było przeciętnie, teraz jest kiepsko. Broni się jedynie projekt maszyny bojowej – interesująco organiczny.
Generalnie anime nie polecam. Można się co prawda pośmiać, ale i w kategorii „pięknych katastrof” jest sporo lepszych tytułów.
Re: Habemus Victor
Re: Trzeci odcinek
Trzeci odcinek
Ale muzyka coraz bardziej mi się podoba.
Może trochę zawyżyłam ocenę, ale daję Strange+ 7/10, bo naprawdę od dłuższego czasu nie widziałam komedii która tak by mnie rozbawiła. No, może poza pierwszymi trzema sezonami Usavich, ale to już inna historia.
Po drugim odcinku...