Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Komentarze

Pazuzu

  • Avatar
    Pazuzu 4.09.2013 16:42
    Komentarz do recenzji "Sailor Moon - Czarodziejka z Księżyca"
    Prawda, ale u mnie hasło „bizon” uruchamia obraz eterycznego hermafrodyty z włosami do pasa.

    A co do paringów z Usagi, to i tak wygrywa Seiya. Przynajmniej wśród moich znajomych.
  • Avatar
    Pazuzu 4.09.2013 13:28
    Komentarz do recenzji "Sailor Moon - Czarodziejka z Księżyca"
    A kto mówi o bishonizacji Mamoru? Brrryy… To byłby koszmar. Niech będzie nadal „miłym chłopakiem z sąsiedzctwa”, choć powinno być raczej „miłym facetem z sąsiedztwa”, ale niech przypomina człowieka. A nie piątek trzynastego w kalendarzu urody.

    Swoją drogą, właśnie wyobraziłam sobie Mamoru z długimi włosami w stylu „cierpiący bizon” i dostałam spazmów śmiechu.
  • Avatar
    Pazuzu 3.09.2013 13:18
    Komentarz do recenzji "Sailor Moon - Czarodziejka z Księżyca"
    Mi bardziej podoba się dorosła Rei, wyszła naprawdę pociągająco. Zdecydowanie gorzej wygląda Minako i Makoto (ale to może być wina moich prywatnych preferencji). Za to Mamoru to prawdziwa porażka – wyszedł krzywy, toporny i po prostu brzydki. Choć muszę przyznać, że nigdy nie lubiłam typka.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 17.08.2013 21:42
    Komentarz do recenzji "Mazinkaiser SKL"
    Jestem w ciężkim szoku – anime o ociekających testosteronem samcach w którym kobiety pełniły większą rolę niż stojaków na cycki. Ba! One nawet myślały i miały wpływ na fabułę, i nawet dało się je lubić. A to naprawdę dużo więcej niż się spodziewałam.
    Co do reszty… Lubię socjopatów i psychopatów więc nasi główni bohaterowie, bardzo adekwatne słowo, też mi podpasowali. Nawet byłam trochę zawiedziona, że nie okazali się jeszcze bardziej szaleni i nieobliczalni.
    Fabuły jako takiej nie uświadczyłam, po prostu seria pojedynków połączonych jakimś ciągiem przyczynowo skutkowym. Za to same walki były ładne, dynamiczne i rewelacyjnie się je oglądało. A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że nie znoszę wielkich robotów, nie znalazłam nawet jednego tytułu z nimi na którym dobrze bym się bawiła (wyjątek Macross Plus), a tutaj miałam ubaw po pachy. Naprawdę polecam jako sympatyczną, niezobowiązującą rozrywkę.
    7/10
  • Avatar
    A
    Pazuzu 30.07.2013 21:28
    Stany średnie
    Komentarz do recenzji "Burn Up"
    Anime to ma konstrukcję cepa: początkowy pościg – zawiązanie akcji – torpedowanie akcji przez przełożonych – prywatne śledztwo – wtopa – akcja wbrew przełożonym – solidna dawka przemocy – koniec. Tylko nie mówcie, że spoileruję, 90% anime i filmów sensacyjnych z tego okresu ma taką fabułę, reszta to ozdobniki. Tu w postaci sztafarzu S­‑F i trzech panien z mózgami w stanikach. No, trochę przesadziłam, bo bohaterki nieźle sobie radzą i czasem nawet myślą, ale tak naprawdę dostały te role głównie ze względów estetycznych (lepsze to, od ociekających potem mięśniaków, znanych z produkcji amerykańskich). Całość, jak przystało na początek lat 90­‑tych, jest kretyńska i pełna nielogiczności, ale paradoksalnie dzięki temu nieźle się ogląda. Przemocy, oczywiście niemal bezkrwawej, jest pełno; humoru dostatecznie dużo; do tego tu i ówdzie mignie kawałek biustu lub pośladka – czego chcieć więcej?
    Może lepszej animacji i muzyki. Raził mnie wygląd postaci żeńskich – panny wyglądały na wczesne licealistki, może nawet gimnazjalistki, a nie policjantki z kilkuletnim stażem. Wiem, taka konwencja, ale nie zmieniało to wrażenia, że wszyscy panowie to pedofile. Poza tym animacja była oszczędna i pozbawiona fajerwerków, ale całkiem poprawna – oczywiście jak na czasy powstania – teraz szkoda gadać. Choć muszę przyznać, że początkowa sekwencja pościgu była wprost urocza w swojej oldscholowości. Z muzyki zapamiętałam tylko okropnie kiczowatą piosenkę przy napisach końcowych.
    „Burn up” oglądałam z angielską ścieżką dialogową i muszę jedno przyznać – tak debilnych dialogów dawno nie słyszałam. Kilka razy zaliczyłam głową blat stołu słuchając głupot jakie wypowiadali. Dialogi były drętwe, kretyńskie i wypowiadane z jednolitą intonacją źle dobranymi głosami. Krótko pisząc – nie polecam, szukajcie oryginalnej ścieżki dźwiękowej.
    Daję 6/10 i ani oczka więcej, ale lubię stare anime. Dla współczesnego widza będzie to co najwyżej 5/10, a może nawet i 4. Ale to solidny akcyjniak mogący nadal dostarczyć uczciwej rozrywki. Tylko tyle i aż tyle.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 30.05.2013 19:15
    Do zachwytów daleko
    Komentarz do recenzji "Plastic Nee-san"
    Właśnie skończyłam oglądać i nie jestem zachwycona. Niby komedia, a uśmiechnęłam się (uśmiechnęłam, nie uśmiałam czy roześmiałam) raptem trzy razy. Za to kilkukrotnie poczułam zażenowanie poziomem humoru. Słowem kiepsko. Muzyki w trakcie seansu nie stwierdziłam, zaś opening i ending strasznie mnie irytowały. Oprawa wizualna wydała mi się w porządku – nie zadobra, ale przyzwoita jak na komedię (tylko znowu, gdzie tam komedia?). Do tego, choć nie było go wiele, fanservice wydał mi się tu jakoś wyjątkowo odpychający – wiem, miał być raczej zabawny niż podniecający, ale w tej roli zupełnie się nie spradził – był nachalny, wulgarny i byle jaki.
    Może po poprostu mam inne poczucie humoru, ale jakoś „Plastic Nee­‑san” nie mogę dać więcej niż 5/10, a i to naciągane za uszy.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 11.04.2013 17:07
    Schemat goni schemat, schematem pogania
    Komentarz do recenzji "Wedding Peach"
    Wedding Peach jest najbardziej klasycznym mahou shojo jakie widziałam. Wszystko tu jest absolutnie sztampowe i nie wybijające się ponad przeciętność. Standardowy zestaw magical girlsów (roztrzepana jako główna postać, oprócz tego poważna, chłopczyca i tajemnicza), standardowe moce, standardowe kostiumy, standardowi źli, nawet wątki miłosne (wraz z typowym twistem pod koniec serii) są standardowe. Nie znajduję tu żadnej cechy która wychodziłaby ponad stosowane w podobnych seriach chwyty. Krótko pisząc – oryginalności dziękujemy. Do tego kilka irytujących elementów, jak przesadzona słodkość i Limone (tak, przyznaję się bez bicia, nie znoszę typa), oraz, oczywista,schematyczność wątków (kto widział Sailor Moon, ten spokojnie przewidzi wydarzenia w Wedding Peach – zarówno główne zamierzenia fabuły, jak i poszczególne motywy).
    Dlatego powinnam dać 5/10, ale jednak podniosłam ocenę o oczko. Z dwóch powodów. Po pierwsze – bardzo spodobały mi się openingi. Co prawda są typowymi przedstawicielami słodkiego j­‑popu i były puszczane na okrągło jako podkład muzyczny, ale nadal chętnie ich słucham. Są melodyczne i porządnie zaśpewane i po prostu przyjemne dla ucha. Za to pierwsze ćwierć gwiazdki. Po drugie, jako fanka piłki nożnej, nie mogłam nie docenić smaczków jakie wepchnięto do tej serii. Bohaterowie biegają w ochraniaczach na golenie, pojawiają się terminy typowe dla piłki nożnej (jak spalony, czy hart tric), nasi piłkarze mają umiejętności na poziomie odpowiednim dla wieku (odpadają przy pojedynkach z zawodowcami – co było ładnie pokazane w jednym z odcinków). Niby nie jest tego wiele, ale te detale i tak cieszyły moje oko i za nie drugie ćwierć gwiazdki.
    Tak więc 6/10 i rekomendacja, by pokazywać to albo młodszym siostrom (mimo piłki nożnej chłopaki odpadną w przedbiegach), albo początkującym otaku (bo ci nie zauważą wszechobecnych schematów), albo fanom mahou shojo na głodzie (bo łykną wszystko – wiem, bo sama zaliczam się do tej kategorii).
  • Avatar
    A
    Pazuzu 4.04.2013 21:56
    To mi się będzie śniło po nocach
    Komentarz do recenzji "Eiken"
    Jako koszmar. Przysięgam, widywałam mniej obsceniczne hentaie. Nic, tylko ciągłe jedzenie bananów, najazdy na tyłek, jedzenie bananów, najazdy na cycki, jedzenie bananów, najazdy na tyłek i cycki w rozbryzgach jogurtu i jedzenie bananów… i do tego te monstrualnych, karykaturalnych, anormalnych rozmiarów cycki – w ręcznikach, kostiumach kompielowych i bez niczego. Coś przerażającego.
    Do tego w połowie drugiego odcinka drastycznie zmieniła się kreska, może i na ładniejszą (odrobinę), ale bardziej statyczną, co zaowocowało masą lazy animation.
    Czy polecam? Nie i nikomu. Ani amatorom cycków (są po prostu beznadziejne), ani amatorom macanki (bo co za dużo, to niezdrowo, z resztą i tak była koszmarnie zanimowana), ani fanom komedi (monstrualnie nieśmieszne), ani echi (zbyt brzydkie), ani kobietom (choć nie, my możemy się pośmiać z sposobu animowania cycków – zamiast tkanki galaretka), ani facetom (bo naprawdę lepiej sięgnąć po hentaica), ani nawet miłośnikom złych anime (jak ja). Zdecydowanie zmarnotrawiona godzina.
  • Avatar
    Pazuzu 6.03.2013 20:40
    Komentarz do recenzji "Sailor Moon - Czarodziejka z Księżyca"
    Jak już jesteśmy w temacie cenzury, pamięta ktoś jak określono kryształy serc zbierane w serii S? Te, które w mandze uroczo nazwano hostiami? Próbowałam sobie przypomnieć i za cholere nie mogę.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 27.02.2013 21:57
    Takie patrzydło
    Komentarz do recenzji "Makeru na! Makendo"
    Jedno jest pewne, do miana wybitnej ta OVA nigdy nie dążyła. Jest absolutnie przeciętna pod każdym względem – i technicznym, i fabularnym, i muzycznym (mdłe choć poprawnie wykonane pioseneczki na początek i koniec, brzdąkanie w środku), i rzeczywiście bardzo kojarzy się z Pokemonami. Ale, co istotne, kilka razy szczerze się roześmiałam, kilka razy zachichotałam i ogólnie dobrze się bawiłam. Jak kogoś nie odstraszą przedpotopowe technikalia (nie ukrywajmy, w dniu premiery były pod tym względem dużo lepsze serie) może nawet dobrze się bawić. Ja się bawiłam i dla tego daję 6/10. Z drobną rekomendacją.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 19.02.2013 21:28
    Poyo
    Komentarz do recenzji "Poyopoyo Kansatsu Nikki"
    Mogłabym napisać, że miałam rudego kocura o wdzięcznym imieniu Neko bardzo podobnego do Poyo jak dwie krople wody (może był trochę mniej okrągły). Mogłabym napisać, że zawwsze koło mnie był jakiś kot, często znajda. Mogłabym… ale wystarczy, że napiszę, że jestem absolutnie nieobiektywna jeżeli idzie o koty i anime z kotami w roli głównej (kurcze, nawet Tokyo Mew Mew obejrzałam tylko dla tego, że główna bohaterka zmienia się w kota) ale Poyopoyo to naprawdę dobre anime. Bardzo dobre nawet. Postacie są barwne i mają wyraziste charaktery, koty są naturalne i zachowują się dokładnie jak koty, humor zaś jest pierwsza klasa. Nie było odcinka bym nie śmiała się na całe gardło. Polecam wszystkim kociarzom, chcącym mieć kota i miłośnikom dobrych komedii. Pierwszym i ostatnim wiadomo dla czego, a środkowym by przemyśleli swoje pragnienie. Bo kot jest puchaty, słodki i uroczy dopóki nie poluje na twój duży palec u nogi o trzeciej nad ranem. I to dokładnie jest pokazane.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 29.01.2013 13:10
    Okiem nerda
    Komentarz do recenzji "Mass Effect: Paragon Lost"
    Nie znam uniwersum Mass Effecta. Wiem tylko tyle, że jest to o niejakim Shepardzie, który ratuje świat przed Żniwiarzami i uwodzi niebieskoskure laski. Anime obejrzałam tylko dla tego, że prosił mnie o to mój brat, wielki fan Mass Effecta. Mogę więc ocenić go jako niezależny widz. I co?
    I bida z bryndzą jak mawia moja babcia. Zacznijmy od technikaliów. Tu mamy słabiutki charadesign i kulawą animację. Plusem był projekt broni i statków (mój młodszy na pierwszy rzut oka rozpoznał większość), minusem postaci – często krzywe i ze znikającymi nosami. Sam Vega wyglądał misiowato, co wzbudzało sympatię, ale nijak się miał do oryginału (no co? Nie grałam, ale widziałam kilka filmików), poza tym było boleśnie ubogo. Nawet kombinezony bojowe w jakich przez większą część czasu paradowali wydawały mi się bardzo boleśnie ogołocone z szczegółów. Mocno średnio wypadły postacie kobiece – krzywe i aseksualne. Brat kilka razy mi wspominał, że asari to niezłe laski i dobrzy wojownicy, po anime nigdy bym tak nie powiedziała. Asari wyglądała jakoś dziwnie z tymi mackami na głowie (wina kolorystyki), i często traciła proporcje ciała. Zdecydowanie była słabiutka. Bawiły mnie okulary jednego z bohaterów – ludzie podbijają galaktyki, stosują przekaźniki masy, mają super­‑mega­‑hiper technologie a elitarny żołnierz paraduje w brylach. Mogiła. Kulała też animacja – była sztywna, rwana i na odwal się. To bolało, zwłaszcza że pierwsza walka była chwilami szalenie efektowna i dawała nadzieję na coś dużo lepszego. Potem nawet pojedynki stały się jakieś, takie prostackie. Muzyki nie zauważyłam, co dobrze o niej nie świadczy.
    Fabuła – ach, fabuła. Na pierwszy rzut oka dla kompletnego laika nie była zła – taka przeciętna dla s­‑f i filmów akcji. Trzymała się jakoś kupy i dała się oglądać. Problem zaczął się, gdy zaczęłam ją analizować. Może nawet nie tyle, wystarczyło, że się zastanowiłam i doszłam do wniosku, że o ile ogólne założenie było wtórne ale znośne, o tyle detale położyły je zupełnie. Schematy wylewały się wiadrami, postacie niczym nie zaskakiwały, poszczególne wątki były albo oklepane do bólu, albo przewidywalne jak cholera. Zdrajca pozostał zdrajcą i tchórzem, dzielni marines pozostali dzielni do samego końca, irytujący bachor miał wycisnąć łzy w odpowiednim momencie (co w moim wypadku zupełnie nie podziałało), a efekt był taki, że przejmująca końcówka – zamiast chwycić za serce i pokazać, pełnie dylematu moralnego Vegi i jego cierpienia sprawiła, że ryknęłam śmiechem. Jasne, jak się potem zastanowiłam, to nic śmiesznego w niej nie było, ale w trakcie seansu ilość banałów i „przejmujących momentów” wywołała efekt zupełnie przeciwny do zamierzonego.
    Dodatkowo autorzy nic nie tłumaczyli, w związku z tym, by dowiedzieć się co i jak, choćby z takim Cerberusem, musiałam pytać się brata. Dla niezaznajomionych z grami film był po prostu nieczytelny!
    Tak więc ja, jako zupełny Mass Effectowy nerd nie byłam zachwycona z seansu. Animacja gorsza niż w starszych seriach TV, kiepściutka fabuła i papierowe postacie nie ujęły mojego serca. Daję 4/10 a i to z lekka naciągane.

    Na koniec kilka słów o tym, jak Mass Effecta przyjął mój młodszy brat – wyjadacz growy, który każdą część przeszedł po kilka razy na wszystkich stopniach trudności i odkrywając wszystkie zakończenia. Otóż o ile na początku chętnie komentował i opisywał co i jak (dla mnie duża pomoc, bo wyjaśniał poszczególne wątki fabuły), im bliżej było końca tym częściej milczał, a na końcu zrobił wielkiego facepalma. I to by było na tyle. Też nie poleca.
  • Avatar
    Pazuzu 13.12.2012 20:50
    Re: @@@
    Komentarz do recenzji "Sailor Moon - Czarodziejka z Księżyca"
    Czyli będę musiała zrobić coś z tymi mackami na mojej twarzy.
  • Avatar
    Pazuzu 13.12.2012 10:59
    Re: @@@
    Komentarz do recenzji "Sailor Moon - Czarodziejka z Księżyca"
    Wydaje mi się, że było to w latach 1995­‑1997, dlaczego? Bo miałam dokładnie 14 lat gdy zaczęły lecieć w telewizji i 16 gdy się skończyły – nawet żartowałyśmy z koleżankami, że jestem rówieśnicą Usagi.
    I w ten oto sposób zdradziłam jak starym koniem jestem.
  • Avatar
    Pazuzu 8.10.2012 19:59
    Re: Przyzwoite gore
    Komentarz do recenzji "Violence Jack ~Jigoku Gai~"
    Tak też podejrzewałam. Miło wiedzieć, że nie tylko ja miałam Blue za faceta.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 14.09.2012 23:30
    Trzymać się z daleka
    Komentarz do recenzji "TANK S.W.A.T. 01"
    Najlepiej trzymać się z daleka od tego koszmarka. Trwa to to 30 minut i było to jedno z najgorszych 30 minut w mojej karierze otaku. Beznadziejna komputerowa grafika (choć może nie taka zła, mechadesign był nawet nawet, to postacie leżały i wołały o dobicie), straszne efekty 3D, koszmarna muzyka, drętwe postacie, kompletny brak humoru i wtórna fabuła. Nic tego nie ratuje. Naprawdę, szkoda czasu. Dla fanów oryginalego Dominiona szok może być na tyle duży, że dostaną zawału, więc naprawdę nie polecam.

    P.S.
    Animowane Anna i Umi Puma mogą spokojnie przyśnić się po nocach. I to wcale nie w „mokrym” śnie.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 31.08.2012 20:38
    Moja wina
    Komentarz do recenzji "Devilman [2004]"
    Nie miałam dużych wymagań co do tego filmu. Właściwie, przejechawszy się na wersjach aktorskich, nie miałam żadnych. Założyłam, że będzie chała z drętwą grą aktorską i kiepskimi efektami, i się przejechałam. To naprawdę dobrze się oglądało! Aktorzy byli w miarę, jak na Japończyków, naturalni, a kilka scen było na tyle widowiskowych, by zapomnieć o rozmazanych pikselach w innych. Akcja była w miarę zrozumiała (moja koleżanka oglądała to nie mając zielonego pojęcia o Devilmanie i wszystko wyłapała), bez jakiś durnych przeskoków. Ładnie pokazano narastającą paranoję i budzenie się drugiej strony ludzkości. Skoro tak chwalę, w czym problem?
    Otóż we mnie.  kliknij: ukryte 
    Dla tego daję 6/10, bo mimo wszystko to niezłe kino i nie jego wina, że niektórzy kilka lat za długo siedzieli w wiadomym fandomie.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 31.08.2012 20:22
    Rzeczywiście, bardzo shounenowe
    Komentarz do recenzji "Devilman: Youchou Sirene Hen "
    Ale może właśnie dzięki temu tak dobrze się ogląda? Klimatycznie jest to najlżejsza z produkcji o Devilmanie, choć oczywiście nie brakuje i tu typowych dla tej serii pytań o człowieczeństwo. Na szczęście są podane w przystępnej i mało dołującej formie. Wyraźnie ustępują akcji (co nie zawsze miało miejsce w komiksie i pozostałych filmach), co niewątpliwie wpłynęło na odbiór całości. Anime po prostu się „łyka”, bez specjalnego kaca moralnego. Wymiany ciosów, efektowne pościgi, dopakowane ataki, szybkie zwroty akcji. Aż trochę szkoda, że anime ma swoje lata i antyczną jak na nasze czasy oprawę graficzną. Bo gdyby powstało współcześnie miałoby sporą szansę na sporą popularność. Ja wystawiłam solidną 6/10 i mam nadzieję, że ktoś w końcu na nowo zekranizuje Devilmana. Bo warto by było.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 20.08.2012 21:58
    Moe - to zdecydownie nie dla mnie
    Komentarz do recenzji "Ai Mai! Moe Can Change!"
    Boże, to to ma dwadzieścia kilka minut a wynudziłam się za wszystkie czasy. Ani to bardzo ładne (choć brzydkie też nie było), ani zabawne (nie uśmiechnęłam się ani razu), ani ciekawe. Może jak ktoś lubi moe to będzie zachwycony, ja tylko się przekonałam, że słodkich dziewczynek nie trawię. Daję 3/10 tylko dla tego, że oprawa graficzna była powyżej przeciętnej.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 20.08.2012 21:49
    Bez rewelacji
    Komentarz do recenzji "Devilman Lady"
    Przyjemne patrzydło z słuszną dawką przemocy i ponurości, ale nic specjalnego. Niewysoki budżet wyskakiwał z co drugiej sceny, ale projekty postaci były dość udane, a demony odpowiednio demoniczne. Tła może nie powalały ilością szczegółów, choć pustymi trudno było je nazwać. Muzyka dzieliła się na klimatyczny opening, nijaki ending, kiepski drugi ending i sztampę w środku. Tak więc technikalia – stany średnie dla swojego wieku. Za to warstwa psychologiczna jest ciekawa i, choć chwilami banalna, potrafi chwycić za serce.
    Głównym zarzutem jaki mam, to wtórność fabuły.  kliknij: ukryte 
    Poza tym, zaliczyłabym to anime do gatunku yuri, wątków tego typu było dużo, były istotne dla fabuły i zdecydowanie przeważały nad innymi.
    Podsumowując to porządny przedstawiciel swoich czasów, nie wybijający się z tłumu, nie szczególnie obniżający loty. Ja dałam 6/10, ale jeżeli nie zna się pierwowzoru to spokojnie można podnieść ocenę o oczko.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 20.08.2012 21:32
    Niezwykła produkcja
    Komentarz do recenzji "Level-C"
    Rzadko kiedy znajduję anime takie jak to, pozbawione jakichkolwiek zalet (może poza jedną, ale o tym za chwilę). Animacja jest sztywna i uboga, projekt postaci zupełnie nieanatomiczny (koszmarnie chude nogi i ręce
    ) i z dziwnymi oczami (by nie powiedzieć, po prostu brzydki) i kojarzy się z latami osiemdziesiątymi, a nie drugą połową następnej dekady. Przysięgam, Muzyki nie zapamiętałam. Fabuła… kretyńska i fragmentaryczna jak to w hentaiu. Służy tylko temu by dać dwie wątpliwej urody scenki erotyczne. Dialogi są po prostu żałosne. W ogóle całe anime wygląda na dziesięć lat starsze niż jest. Więc jaką ma zaletę? Cenzurę. Jest tak głupia (znikanie zamiast standardowego zamazania), że jak pierwszy raz ją zobaczyłam ryknęłam śmiechem i śmiałam się do samego końca. Nie o to chodziło twórcom ale Level­‑C dostarczyło mi pysznej, choć mocno prześmiewczej rozrywki.
    Tak, czy inaczej nie polecam. No, chyba że ktoś chce zobaczyć najbardziej kretyńską cenzurę do czasów No Money.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 19.08.2012 23:36
    Łamię zasady
    Komentarz do recenzji "Taimanin Asagi"
    Postanowiłam, że nie będę komentowała hentaiów, ale dla tej produkcji złamię zasady. Uważam, że powinno się przed nim przestrzec. To anime jest okropne. Fatalnie zanimowane (miałam wrażenie, że oglądam jedną scenę gwałtu przez wszystkie odcinki, tylko że ze zmienioną kolejnością), monotonne, nudne i co najgorsze – po prostu brzydkie. Nie wiem, kogo mogą podniecać wywalone gały (bo oczami to ciężko nazwać), cycki w rozmiarze Z, powalona zupełnie anatomia i jeden moment puszczany na okrągło tylko w różnych konfiguracjach, ale dla mnie było to niesmaczne. Najsłabszy hentai jakiego widziałam.

    I mała uwaga dla redakcji – wywaliłabym z tagów yuri/shojo ai, bo tego tam nie ma, a ktoś poszukujący czegoś spod znaku białej lilii, jak ja, może się paskudnie naciąć. Jak ja.
    2/10
  • Avatar
    A
    Pazuzu 19.08.2012 23:29
    Bardzo leciwe
    Komentarz do recenzji "Boku no Sexual Harassment"
    Kreska która teraz odstrasza, momenty które są ocenzurowane, fabuła która jest pretekstowa. Krótko pisząc, nie ma co marnować czasu, zwłaszcza jeżeli jest się młodą fanką współczesnych yaoiek.
    No, chyba że chce się wiedzieć, dlaczego starsze koleżanki po fachu na hasło „kukurydza” wybuchają znaczącym śmiechem.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 24.06.2012 21:59
    Najgrzeczniejsze z wszytkich
    Komentarz do recenzji "Amon Devilman Mokushiroku"
    Obejrzałam OVA Devilmana, obejrzałam OVA Violence Jacka i obejrzałam, w końcu, Amona. I wiecie co? Zgrzeczniało to anime. Jucha sika, trup ściele się często, gęsto to prawda, ale na próżno spodziewać się scen rodem z Jacka jak rozrywanie człowieka w pół z realistycznym ukazaniem wnętrzności. Co brutalniejsze sceny są delikatnie, co prawda, ale zawsze, ocenzurowane – czy dzieją się poza kadrem, czy pokazane są wyrywkowo. Była tylko jedna scena która tak naprawdę mną wstrząsnęła, reszta jakoś spowszedniała w porównaniu do poprzednich części cyklu. Ale mimo to, Apokalipsa daje naprawdę końską dawkę przemocy i zwykłego okrucieństwa. Świat jaki pokazuje, zarówno ten demonów, jak i ludzi jest mało optymistyczną wizją. Zwłaszcza pokazanie ludzi, zwykłych sąsiadów, jako katów może dać do myślenia i sprawia, że mimo ograniczonej przemocy tytuł ten najsilniej działa na psychikę. Dla tego też daję najwyższą ocenę z wszystkich części cyklu i zdecydowanie polecam. Choć uprzedzam, całość naprawdę nie napawa optymizmem, co do przyszłości gatunku ludzkiego.
  • Avatar
    Pazuzu 19.06.2012 17:24
    Re: Koniec mojej przygody z Jackiem
    Komentarz do recenzji "Violence Jack ~Hell's Wind Hen~"
    Próbuję, ale znalezienie jej graniczy z cudem. Zwłaszcza przy moich możliwościach.