Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Komentarze

Pazuzu

  • Avatar
    Pazuzu 19.06.2012 15:21
    Re: Koniec mojej przygody z Jackiem
    Komentarz do recenzji "Violence Jack ~Hell's Wind Hen~"
    Jestem miłośniczką starych serii, ale nie masochistką. Z tylu źródeł słyszałam o słabości serii TV, że nawet nie próbuję do niej podchodzić. Na razie zabieram się za OVA, potem kinówka, a potem Devilman Lady. O ile oczywiście uda mi się je zdobyć ;)
  • Avatar
    A
    Pazuzu 19.06.2012 15:12
    Byłoby naprawdę super...
    Komentarz do recenzji "Re: Cutey Honey"
    ...gdyby seria utrzymała poziom pierwszego odcinka. Początek był rewelacyjny, a przynajmniej bardzo dobry. Szybka akcja, fanserwis w morderczej ilości, pięknie pokazana policja i ogólny klimat lat 70 i zakazanego zioła wylewający się z większości kadrów (jeżeli ktoś mi powie, że byli trzeźwi i „bez wpływu” wymyślając penismana, to mu nie uwierzę). Niestety pozostałe dwa odcinki uderzają już w poważniejsze tony, a przemowy pod koniec trzeciego odcinka zupełnie mnie rozłożyły. Patos, ckliwość, poświęcenie, miłość i inne tego typu bzdury w hurcie i na detal. Mdło się robiło i żal ściskał, że twórcy nie pozostali w hipisowsko­‑odjechanym klimacie. Zwłaszcza, że animacja pozostała w takim właśnie stylu – na poły karykaturalnym, na poły psychodrelicznym. Podobało mi się, ale więcej niż 6/10 nie dam. Za zbyt patetyczną końcówkę.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 18.06.2012 22:33
    Oglądane na dwa razy
    Komentarz do recenzji "Makai Toshi Shinjuku"
    Pisałam już o tym w komentarzu do Wicked City, ale mam wielką słabość do filmów Yoshiaki Kawajiri. Po prostu uwielbiam styl tego faceta. Dlatego też za pierwszym obejrzeniem dałam Demon City Shinjuku 6/10. Ale za drugim razem rzeczywistość walnęła mnie młotkiem – ten film jest zwyczajnie słaby. Oglądałam go i wierzyć mi się nie chciało, że można wpaść w taką sztampę. Nie było ani jednego zwrotu akcji, którego bym mnie przewidziała. Nie było ani jednej sceny, która budowałaby napięcie. Postaciom brakowało charyzmy i, mówiąc kolokwialnie, jaj. Panienka była przewidywalną do bólu damą w opałach. Główny bohater próbował nie być herosem o czystym sercu, ale mu nie wyszło. Sprytny bachor należał w ogóle do mojego ulubionego gatunku postaci i przez cały seans modliłam się, by go ubili. Jeden Mefisto wzbudził we mnie cieplejsze uczucia – mam dziką słabość do długowłosych, małomównych mącicieli. O przeciwnikach nie ma sensu się wypowiadać – typowe mięso armatnie, choć ich projekty, jak to zwykle u Kawajirego, były ciekawe. Ogólnie oprawa wizualna była, jak na swoje lata, na dość wysokim poziomie. Zrujnowane miasto tworzyłoby fajną, klaustrofobiczną lokalizację, gdyby fabuła pozwoliła mu zagrać. Postacie ludzkie były typowe dla reżysera i nie ma co na nie narzekać – takli styl. Muzyka trochę mnie irytowała, ale w porównaniu z resztą wad nie była zła.
    Ogólnie mielizna, malizna i słabizna. 4/10 i ani punkcika więcej. Nie polecam.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 18.06.2012 22:03
    Koniec mojej przygody z Jackiem
    Komentarz do recenzji "Violence Jack ~Hell's Wind Hen~"
    Tak oto dobrnęłam do końca mojego trzydniowego maratonu z Jackiem i jego krwistymi przygodami. Ostatnia część niczym nie zaskakuje. Znów mamy postapokaliptyczny świat w klimatach MadMaxa (tu nawet bardziej, bo przeciwnikiem jest gang motocyklowy), znów mamy ludzkość po trzęsieniu ziemi, wyraźny podział na ofiary i katów i małomównego olbrzyma który staje w obronie uciśnionych. Czyli powtórka tego co było, tylko z nowymi przeciwnikami. Choć nie, zmiana, jest jedna nowość w postaci mścicielki z łukiem. Nie powiem, sztampowa postać (swoją drogą, która z postaci w Violence Jacku nie jest sztampowa), ale wzbudziła moją sympatię – jako jedyna wyłamywała się z schematu kaci­‑ofiary, choć jednocześnie popadała w inny schemat. Sceny przemocy jak zwykle były realistyczne z dokładnym ukazaniem flaczków i mózgów, więc, jak zwykle, nie polecam do oglądania przy jedzeniu. Ale za to gwałtów było jakby mniej, więc płeć piękna może popatrzeć na całość trochę przychylniejszym okiem.
    Animacja na standardowym poziomie z początków lat 90­‑tych, więc współczesnego widza niczym nie zaskoczy, ale też specjalnie nie przeszkadzała. Muzyka to typowy, ostry rock przyjemny do słuchania i nie zapadający w pamięć.
    Mogłabym się rozpisać, ale nie widzę sensu. Wszystkie trzy części Violence Jacka są do siebie podobne – fundują końską dawkę przemocy i makabry w starym, dobrym stylu i nadają się tylko do oglądania dla miłośników jednego i drugiego. Do tego starszych miłośników, których nie odstraszy archaiczna oprawa audio­‑wizualna. Ja bawiłam się przyzwoicie, choć jestem kobietą, ale nie polecę z czystym sumieniem. Po prostu każdy musi sam odpowiedzieć, czy widoki rozrywanych na strzępy niewinnych (ukazane z detalami) są na jego nerwy. Daję 5/10 i z poczuciem „miło” spędzonego czasu zamykam swoją znajomość z Jackiem. Teraz zaczynam z Devilmanem.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 18.06.2012 21:41
    Przyzwoite gore
    Komentarz do recenzji "Violence Jack ~Jigoku Gai~"
    Gdybym miała zaliczyć to anime do jakiegoś gatunku dałabym wyznacznik gore, może nawet horror gore, bo niektóre akcje były naprawdę mocno obrzydliwe. To zdecydowanie nie jest anime dla nieletnich i ludzi o słabych nerwach i żołądkach. Rozczłonkowywanie, gwałty, zjadanie karaluchów, szczurów, pałaszowanie trupów, obrywanie kończyn, miażdżenie czaszek, flaki na wierzchu… wszystko to i nawet trochę więcej daje solidną porcję męskiej rozrywki w starym stylu. Żadnych małolat z wielkimi spluwami, żadnych lolitek, tylko czyste mięśnie i testosteron. Ze względu na niektóre momenty nie polecam oglądać do jedzenia, ale poza tym to jak najbardziej. Teraz takich anime po prostu już się nie robi. 6/10
    Mam tylko jedno nurtujące mnie pytanie, jakiej płci był/a Blue? Niby miało cycki, ale miało męskiego seiyu i kiedy było nagie było wymazane jak facet. She­‑male? Zastanawiam się.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 18.06.2012 21:33
    Potęga dubbingu
    Komentarz do recenzji "Devilman: Tanjou Hen"
    Jednak angielski dubbing potrafi sporo zepsuć. Za pierwsym razem oglądałam Devilmana z angielskim dubbingiem i było strasznie. Fatalnie dobrane głosy, beznadziejne dialogi, zerowy klimat, kretyńskie odgłosy tła… z trudem zdzierżyłam. Jedyne co mnie utrzymało przy ekranie, to przepiękne obrazy z świata demonów. Każdy fragment oglądałam z prawdziwym zachwytem. I tylko dla tego dałam 4/10.
    Dzisiaj obejrzałam z oryginalną ścieżką dźwiękową i stwierdzam, że to zupełnie inne anime. Nareszcie wszystko ma ręce i nogi, zachowanie bohaterów jest w miarę sensowne (choć nadal na miejscu Akiry już w połowie tłumaczenia co i jak odesłałabym kumpla do Tworek, niech sobie posiedzi w spokoju i pokoju, może mu przejdzie), a dialogów da się słuchać bez zgrzytania zębami. Nadal to anime, które oglądałam głównie dla obrazów, ale przynajmniej reszta tak nie denerwuje.
    Podnoszę ocenę do 5/10 i z przyjemnością obejrzę następne części.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 18.06.2012 21:04
    Milutkie
    Komentarz do recenzji "Kizuna Ichigeki"
    Obejrzałam na jednym wdechu i z nieschodzącym uśmiechem z ust. Taka przeurocza, ciepła historyjka o pewnej niezwyczajnej rodzinie, z rewelacyjnym wątkiem kota. Po prostu mój ulubieniec – takie typowe bydle, o historii jaką fani kopanek znają z niejednego filmu –  kliknij: ukryte . Tylko, że tu bohaterem jest kot. Pomysł jak dla mnie bomba. Zdecydowanie, za niego półgwiazdki w górę.
    Kolejna półgwiazdka za animację. Jestem ostatnio bardzo wyczulona na animację walk, a tu były przepyszne. Każdy cios, każdy unik, każde parowanie pokazane z dokładnością i pietyzmem, piękna praca mięśni, śliczna choreografia, nawet uproszczony rysunek miał tu swoje uzasadnienie.
    Tak więc dając piątkę jako ocenę początkową (bo jednak nic zapadającego w pamięć to nie było) i dwie półgwiazdki za kota i walki wychodzi 7. I taką ocenę zasłużenie wystawiam. 7/10
  • Avatar
    A
    Pazuzu 13.06.2012 22:37
    Jednak prosta ze mnie kobieta
    Komentarz do recenzji "Violence Jack ~Harem Bomber Hen~"
    Prosta, bo bawiłam się na Violence Jack'u całkiem nieźle. Ilość trupów, natężenie przemocy,  kliknij: ukryte , seks i prostota fabuły, by nie powiedzieć jej cepowatość, sprawiły mi niekłamaną frajdę. Jak pisałam nie raz, lubię stare anime, więc uboga szata graficzna mi nie przeszkadzała, muzyka gdzieś sobie tam brzdąkała nie irytując, więc oprawa dla mnie nie była zła. A zerowy stopień komplikacji fabuły miło uśpił moje wyczerpane robotą szare komórki.
    Dla współczesnego widza nie widzę jednak w tym anime nic ciekawego. Ot, kolejny produkcyjniak z lamusa. Pełen wad właściwych dla czasu powstania i z niewielką garścią zalet. Nie polecam, nie odradzam, na wyrost daję 5/10, bo naprawdę solidnie wypoczęłam.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 30.05.2012 23:24
    Dobre to było
    Komentarz do recenzji "Dog Soldier"
    Nie powiem, uśmiałam się setnie. Takiego natężenia absurdu i kretyńskich sytuacji dawno nie oglądałam. Z nożem na faceta z pistoletem, ostrzał człowieka z działka samolotowego, rzutki vs karabin gdzie rzutki wygrywają, arsenały brane z nieba i, oczywiście, scena dozbrajania się z obowiązkowym wiązaniem bandamy na czole. Wszystko tu mamy i to bardziej. Do tego ta wspaniała oprawa graficzna – gubienie anatomii, „zapominanie” o kluczowych klatkach animacji, koszmarnie sterylne tła i sprytne „przeskakiwanie” nad trudniejszymi ujęciami. I dynamika walk, montaż strzelanin, a końcowy pojedynek na noże… po prostu cud, miód i orzeszki.
    Tak na serio, to po prostu kocham sensacje z lat 80­‑tych, więc od samego początku klimat mi leżał. I wprost uwielbiam beznadziejne kino, więc wykonanie też mnie zachwyciło. I jedyne czego żałuję, to tego, że miałam za niski poziom alkoholu we krwi, bo aż się prosiło o browarka dla podkreślenia klimatu.
    Z oceną mam problem, bo na jedynkę (w mojej prywatnej skali tragicznie złe filmy gwarantujące świetną zabawę) to jednak trochę brakuje. Z kolei na dwójkę (po prostu tragicznie złe filmy, których oglądanie jest męką) jest za dobre. Damy więc 1,5. Polecane na posiadówki z kumplami pamiętającymi czasy VHS'u. Ubaw gwarantowany.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 12.05.2012 21:50
    Dobre
    Komentarz do recenzji "Youseiki Suikoden"
    Nie ukrywam, mam słabość do jednoodcinkowych OVAłek z lat 90­‑tych. Mam też słabość do prostych akcyjniaków, też z lat 90­‑tych. I uwielbiam ówczesne poczucie humoru, prostych bohaterów o złotych serduszkach i szybkich pięściach, kopaniny rozwiązujące wszystkie dylematy moralne i niekończącą się amunicję w karabinach. I wszystkiego tego, a nawet więcej dostarczył mi Youseiki Suikoden – solidną dawkę nie przesadnej przemocy, uczciwą porcję męskiej rozrywki, połamane kończyny i przestrzelone klatki piersiowe. Bohaterowie, co ważne w takich filmach, wzbudzają sympatię, zwłaszcza polubiłam transwestytę – karatekę i byłego komandosa – takie zwariowane, silne osobowości idealnie sprawdzające się w kinie akcji.
    Nie, to nie jest kino wybitne, ale bardzo przyzwoite kino rozrywkowe w starym stylu i dla tego je polecam. Nie jest długie, animacja nie specjalnie się zestarzała, a nadal może bawić. 7/10
  • Avatar
    A
    Pazuzu 12.05.2012 21:35
    Fazogenne
    Komentarz do recenzji "Cutey Honey: The Movie"
    Obejrzałam właściwie przypadkiem i nie żałuję. Dawno się tak nie uśmiałam. Z plusów, poza absolutnie genialną walką z Black Panter, wymieniłabym aktorstwo – zadziwiająco subtelne jak na japoński film będący adaptacją komiksu, piękna pani komisarz, piękna Honey (naprawdę, aktorka grająca ją jest wyjątkowo śliczna, z resztą na obu paniach można z przyjemnością zawiesić oko), humor i muzykę. Fabuła jest jaka jest, to jest nie powala oryginalnością (ale bądźmy szczerzy, nie o to chodzi). Kostiumy złych śmieszyły w negatywnym znaczeniu, choć granie przez męskich mężczyzn kobiet wyszło przekomicznie. Za to efekty specjalne wyszły jak to na japońską dramę przystało – czasami jest dobrze, czasami okropnie, przez większość czasu wyjątkowo odpustowo.
    Generalnie polecam, jako odmużdżacz i poprawiacz nastroju sprawdza się wyśmienicie.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 3.05.2012 22:41
    Fajne, ale...
    Komentarz do recenzji "Mezzo Forte"
    ...po cholere dali te sceny seksu? Naprawdę, daleko mi do purytanki, odrobina miłości nigdy mi nie przeszkadzała, ale tu momenty były dodane w tak kretyński sposób, że tylko się śmiałam. Po prostu masakra.
    Poza tym, bardzo przyzwoity film sensacyjny, w takim lekko oldschoolowym klimacie. Jest szybko, głośno i wesoło. Trup ściele się gęsto, w typowym dla tego reżysera stylu. Walki też mocno przypominały mi te z Kite, głównie swoim brakiem realizmu i widowiskowością. Ale do Kite nie ma co porównywać, bo klimat i styl są w Mezzo Forte dużo lżejsze. Takie patrzydło w sam raz na sobotni wieczór. Polecam, choć za scenki seksu obniżyłam, pierwszy raz w życiu, ocenę na 6/10. A byłoby 7.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 3.05.2012 22:31
    Kinówka? Raczej odcinek z serii
    Komentarz do recenzji "Slayers Premium"
    Bo i długością odpowiedni, i jakością wykonania nie powalał i fabularnie było na poziomie słabszych odcinków serii. Do tego miałam wrażenie, że jakieś sceny zostały usunięte, takie uczucie że występują dziury w scenariuszu. Nie znaczące, ale obniżające frajdę z oglądania.
    Ale kilka razy się uśmiechnęłam, kilka razy zaliczyłam facepalm, końcówka zupełnie mnie rozłożyła na łopatki i powaliła swoją głupotą. Polecam tylko dla fanów Slayers lub, paradoksalnie, tym, którzy nigdy nie widzieli serii i chcieli by poznać z czym to się je. Tym może spodobać się humor, a kalki z innych odcinków nie będą przeszkadzać.
    Dla mnie 4/10
  • Avatar
    Pazuzu 2.05.2012 17:05
    Re: Dno i mile mułu
    Komentarz do recenzji "Dragonball: Ewolucja"
    Wersji amerykańskiej nie widziałam, więc nie wiem, co zostało zmienione a co nie (no, powiedzmy, że w większości nie wiem). A co do fazowości zwłaszcza Sera Myu sprawdza się wyśmienicie. Lepiej nawet niż Live Action. Mimo wszystko żałuję, że Saban Moon nie wyszło poza trailer. Śmiechawka musiałby być zabójcza.
  • Avatar
    Pazuzu 1.05.2012 22:31
    Re: Dno i mile mułu
    Komentarz do recenzji "Dragonball: Ewolucja"
    Nie myślałam, że kiedykolwiek to napiszę, ale teraz naprawdę widziałam już wszystko. Aż szkoda, że nie wyszli poza ten trailer.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 21.04.2012 19:52
    Cienizna
    Komentarz do recenzji "Bubblegum Crash"
    Bardzo lubię Bubblegum Crisis, to jeden z moich ulubionych tytułów z pogranicza akcji i cyberpunku, podeszłam więc do Crash z niezłą opinią. Co prawda słyszałam, że kontynuacja jest dużo słabsza, ale nie spodziewałam się, że aż tak. Cóż, zawsze byłam niepoprawną optymistką.
    W Bubblegum Crash leży praktycznie wszystko, poza oprawą audiowizualną. Fabuła jest wtórna i przewidywalna. Jeszcze w pierwszym odcinku, może poza detalami, trzyma jako­‑taki poziom, ale już epizod z Adamą sprawił, że zaliczyłam olbrzymiego WTF'a. Jaki był sens konstruowania istoty o mentalności Adama, nie potrafię pojąć. Nawet jak na standardy cyberpunku, a jest to gatunek który zniesie wiele niedorzeczności, tłumaczenia jego twórców były rażąco idiotyczne. Nie chcę spoilerować, ale  kliknij: ukryte  Ostatni odcinek był jeszcze gorszy. Najpierw wyświechtany jak tylko się da motyw buntu maszyn, potem najbardziej żałosny szwarccharakter jaki widziałam. Normalnie, jak doszłam do jego motywacji załamałam się. Takiego nagromadzenia kiczu nie widziałam, od czasu Titanica Camerona. Jego przemowy, jego działania, jego pomysły… żałości, po prostu żałość.  kliknij: ukryte 
    Tak oto płynnie przeszłam do postaci. Z nimi też nie najlepiej. O głównym złym już napisałam. Czas na resztę.  kliknij: ukryte  Pozostałe postacie złych sztampowe i absolutnie pozbawione oryginalności czy choćby własnych celów. Gdzie ci ośliźli biznesmeni z oryginalnej serii? Gdzie typki gotowe na wszystko, by osiągnąć własne korzyści? Gdzie wszechobecne knucie i brudne interesy? Genom może nie był szczytem oryginalności, jego zarząd był schematyczny, ale ich sposoby działania były niepokojąco prawdziwe. Tu nie znalazłam nawet cienia tamtych zagrożeń. Jakieś wybujałe marionetki. Nawet znanym już postaciom zabrakło ikry i niebezpiecznie zbliżyły się do własnych karykatur. Nie będę wyliczała przykładów, bo zajęłoby to pół strony, ale oberwało się po chrześcijańsku wszystkim. Nene tylko gada o jedzeniu, Lina o pieniądzach i nie ma ani jednego faceta, Sylia jest wszechwładna w swojej tajemniczości, a Priss nagle znienawidziła wszystkie Boomery  kliknij: ukryte . Najgorzej oberwało się jednak ADPolice. Z grupy profesjonalistów, zmienili się w bandę… *chwila na poszukanie eufemizmu na pewne zakazane na Tanuku słowo* ciap. Rozumiem że zabrali im zbroje sterowane, ale żeby z wszystkich operatorów przeżył tylko Leon? Bo tak to wyglądało. O jego partnerze, uroczym geju z części pierwszej, lepiej nie wspominać.
    Oprawa za to trzyma poziom, co prawda charadesign nowych postaci nie szczególnie mi się spodobał (kobieta boomer z środkowego odcinka była paskudna), ale stare wyglądały bardzo dobrze. Do animacji też nie mam zastrzeżeń, za to muzykę mogę tylko chwalić. Wszystkie części z uniwersum BGC mają świetną oprawę dźwiękową i Crash na szczęście nie odstaje od reszty. Mamy bardzo dobre piosenki, zarówno ostrzejsze jak i bardziej jazzujące, i bardzo przyzwoitą muzykę w tle. Ale co z tego, skoro cała reszta zawodzi?
    Z przykrością stawiam 3/10. Naprawdę, na więcej to anime nie zasługuje.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 21.04.2012 12:42
    Dobre to było
    Komentarz do recenzji "Youjuu Toshi"
    Nie ukrywam, mam słabość do filmów Yoshiaki Kawajiri. Podoba mi się ich specyficzna kreska, kobiety o trochę męskim wyglądzie, faceci przypominający facetów, błękitnawy odcień kadrów, brutalna erotyka i końska dawka przemocy. Lubię jego sposób prowadzenia narracji i rozwiązywania wątków romansowych. Podobają mi się nawet jego demony, specyficznie rozwiązywane nawet jak na warunki anime. A w Wicked City mamy to wszystko w naprawdę solidnym wydaniu. Fabuła, jak to zwykle u tego reżysera, jest pełna naiwności, ale trzyma w napięciu. Jucha się leje w ilościach hurtowych, obrzydliwość jest utrzymana na odpowiednim dla horroru poziomie, a seks stanowi „miły” (o ile tak można nazwać to, co się dzieje na ekranie) dodatek. Zdecydowanie polecam na wieczory z kumplami (lub, jak było w moim wypadku, kumpelkami).
    Bardzo solidne 7/10. Dałabym nawet więcej, ale nie chcę by mi zarzucono, że zawyżam oceny przez sympatię dla reżysera.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 20.04.2012 15:55
    Jedno z moich ulubionych
    Komentarz do recenzji "Fake"
    Wiem, nie trudno znaleźć shoen­‑ai lepiej narysowane. Nie trudno też znaleźć takie z ciekawszą fabułą, humorem wyższych lotów  kliknij: ukryte , czy liczniejszymi momentami (wiadomo, im więcej, tym lepiej), a jednak to Fake należy do moich ulubionych produktów w tym stylu. Ma wdzięk, uczucie między bohaterami jest bardzo naturalne, ich relacje ciepłe i bezpretensjonalne. Bardzo dobra jest też robota seyiu – bezbłędnie oddają emocje i nadają humorystyczny rys scenkom.
    Polecam Fake'a wszystkim fanom yaoi, którzy wolą emocje nad mięsko i nie przestraszą się wyglądem postaci. Bo co, jak co, ale przyzwyczajonym do miękkiej kreski i dziewczęcych chłopców kanciasty Ryo może wydawać się okropnie brzydkim.
    Dla mnie bardzo solidne 7/10
  • Avatar
    A
    Pazuzu 13.04.2012 09:38
    Podsumowanie
    Komentarz do recenzji "First Kiss Monogatari"
    Najlepiej to anime podsumuje fakt, że pierwszy raz je oglądając, gdzieś w połowie przerwałam i poszłam spać. Tak po prostu. I nie było mi szkoda. 2/10

    I niniejszym kończę maraton kiepskich anime, czas zająć się normalnymi tytułami.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 12.04.2012 23:11
    Niezłe, naprawdę niezłe
    Komentarz do recenzji "Highschool of the Dead"
    Całkiem przyzwoita seria akcji, a w moich ustach to duży komplement, bo zombi nie lubię. Przyjemnie spędziłam kilka wieczorów, trochę się przestraszyłam, trochę uśmiałam, moja inteligencja nie poczuła się obrażona na rozwiązania fabularne. Postawy ludzi wobec apokalipsy wydały mi się naturalne, za co duży plus. Ale… no właśnie, musi być jedno ale, tu ono nazywa się biusty.
    Ludzie! Panowie zwłaszcza, normalne cycki tak się nie zachowują! Naprawdę nie wiem z czego biusty musiałby być zrobione, by zachowywać się jak w tym anime, ale na pewno nie z tkanki miękkiej i tłuszczowej. Kilka razy ryknęłam śmiechem, kilka razy przetarłam oczy ze zdumienia, raz mi szczęka opadła gdy widziałam tą cycko­‑ekwilibrystykę. Podskakiwania, obwijanie się, dyndanie, skręcanie… Nie, nie mam nic przeciw ich rozmiarom, ale sposób w jaki się poruszały ma tyle wspólnego z realnym światem, co anime z rzeczywistością. I za te cycki obniżam ocenę do 7/10.
  • Avatar
    Pazuzu 11.04.2012 22:19
    Re: Czy najgosze?
    Komentarz do recenzji "Issho ni Sleeping"
    Ale jednocześnie Siggy nie zdzierżyłam i przewinęłam, co nie zdarzyło się przy Hinako. Pod tym względem jest lepsze (mniej mnie zirytowało).
    Choć trzeba przyznać, że pomysł marketingowy jest świetny – minimalne koszta, za to miłośnicy fanservisu mogą być wniebowzięci. Od czasów Aiki nie spotkałam się z anime, „Spanie…” i Siggy przełamały ten monopol, w którym majtki pełniły by funkcję niezależnego bohatera.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 11.04.2012 18:42
    Zaskakujące
    Komentarz do recenzji "Issho ni Training Ofuro"
    Najbardziej zdumiał mnie ręcznik w części z ćwiczeniami, który nie zależnie od tego jak Hinako się wygina zawsze pozostaje na miejscu. Poza tym fanservice dla fanservicu, yuri dla yuri, sensu nie uświadczysz. Krótko pisząc kuriozum dla ciekawych.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 11.04.2012 09:14
    Czy najgosze?
    Komentarz do recenzji "Issho ni Sleeping"
    No właśnie nie wiem. Uzbrojona w kubek kawy, i drugi z mocną herbatą, usiadłam i obejrzałam. Nie, nie z masochizmu, raczej dla celów badawczych. Otóż niedawno oglądałam „Queen's Blade Rebellion – Siggy's Passionate Sacred Pose Lessons” i zastanawiałam się, czy „Sleeping with Hinako” jest równie złe, czy gorsze od Lekcji z Siggi. Okazało się być porównywalne. Ta sama zasada (kilka klatek animacji powtarzane w koło Macieju), to samo natężenie absurdalnego fanservisu, nawet bohaterki w obu przypadkach mówią do mitycznego widza, wykazując początki choroby psychicznej. Ale na Lekcjach przynajmniej się uśmiałam (plus dla nich), choć jednocześnie nie wytrzymałam i przewinęłam kilka minut (plus dla Hinako).
    Tak, czy inaczej mogę siebie uważać za prawdziwego hardcora, pokonałam Chuka Norisa. Ocena? 1/10
  • Avatar
    A
    Pazuzu 9.04.2012 22:17
    Śliczne, choć...
    Komentarz do recenzji "Egao"
    ... nie jest to najlepsze dzieło Makoto Shinkai. Jednak nadal wybija się spośród tłumu miniaturek wszelakich. Bardzo przyjemne 2 minuty.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 9.04.2012 21:29
    nie jest źle
    Komentarz do recenzji "A.D. Police"
    Co prawda oglądałam wersję ocenzurowaną, gdzie usunięto większość scen seksu robiąc z 40 minutowych odcinków 25 minutowe, ale jestem całkiem zadowolona z seansu. Po recenzji spodziewałam się naprawdę kiepskiego anime, takiego, który wyleczy mnie z mojej miłości do cyberpunku, ale zawiodłam się. Dostałam przyzwoitej jakości produkt sensacyjny, o fabule wtórnej acz nie przesadnie idiotycznej i jak na swoje lata z kilkoma ciekawymi pytaniami dotyczącymi cybernetyzacji. Pamiętajmy, że mówimy o początku lat 90­‑tych, kiedy pytanie o to, czym różni się 69 procentowy cyborg od 70­‑procentowego nie było tak oklepanym jak teraz. Do czasów major Kusanagi brakowało pięciu lat.
    Oprawa audiowizualna też jest przyzwoita jak na lata powstania. Recenzent zarzuca postaciom kobiecym zbyt szerokie bary i mało kobiecy wygląd. O ile rzeczywiście, w pierwszym odcinku Leena przypominała zawodniczkę NRD, w pozostałych dwóch było dużo lepiej. Co prawda panie były dość masywne i daleko im do współczesnych wychudzonych małolat, ale w latach 90­‑tych taka sylwetka była modna. Z resztą przy takiej Lucifel z Angel Cop (ta, to dopiero wyglądała jak niemiecka kulomiotka), nawet Leena przypominała wiotką księżniczkę. Tła może nie grzeszyły dokładnością, ale kiedy trzeba były dobijające i ponure.
    Nie zgadzam się też z oceną warstwy dźwiękowej. Same głosy postaci nie wybijają się powyżej średniej, taka przyzwoita warsztatowa robota (słuchałam obu ścieżek dźwiękowych, angielskiej i japońskiej i muszę przyznać, że ta pierwsza zaskakuje jakością), ale muzyka to już zupełnie inna bajka. Są naprawdę przyjemne, lekko rockowe piosenki, trochę dobrej muzyki elektronicznej, takiej idealnie w klimatach końca lat 80­‑tych. Co prawda muzyka nie zawsze jest dobrze zsynchronizowana z obrazem, zwłaszcza w ostatnim odcinku aż prosiłoby się o coś bardziej dramatycznego, ale nie zostawia uczucia niesmaku.
    Nad końcową oceną musiałam się zastanowić. Jak wspomniałam, kocham klimaty cyberpunkowe i proste sensacje z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, więc AD Police idealnie trafiło w mój gust. Wysoko cenię też Bubblegum Crisis, którego AD Police jest spinoffem, więc korciło mnie by dać 7/10. Ale w końcu wrodzony krytycyzm przeważył i z ciężkim sercem dałam 6/10. Ale na pewno do tej serii jeszcze powrócę.