x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Koniec mojej przygody z Jackiem
Byłoby naprawdę super...
Oglądane na dwa razy
Ogólnie mielizna, malizna i słabizna. 4/10 i ani punkcika więcej. Nie polecam.
Koniec mojej przygody z Jackiem
Animacja na standardowym poziomie z początków lat 90‑tych, więc współczesnego widza niczym nie zaskoczy, ale też specjalnie nie przeszkadzała. Muzyka to typowy, ostry rock przyjemny do słuchania i nie zapadający w pamięć.
Mogłabym się rozpisać, ale nie widzę sensu. Wszystkie trzy części Violence Jacka są do siebie podobne – fundują końską dawkę przemocy i makabry w starym, dobrym stylu i nadają się tylko do oglądania dla miłośników jednego i drugiego. Do tego starszych miłośników, których nie odstraszy archaiczna oprawa audio‑wizualna. Ja bawiłam się przyzwoicie, choć jestem kobietą, ale nie polecę z czystym sumieniem. Po prostu każdy musi sam odpowiedzieć, czy widoki rozrywanych na strzępy niewinnych (ukazane z detalami) są na jego nerwy. Daję 5/10 i z poczuciem „miło” spędzonego czasu zamykam swoją znajomość z Jackiem. Teraz zaczynam z Devilmanem.
Przyzwoite gore
Mam tylko jedno nurtujące mnie pytanie, jakiej płci był/a Blue? Niby miało cycki, ale miało męskiego seiyu i kiedy było nagie było wymazane jak facet. She‑male? Zastanawiam się.
Potęga dubbingu
Dzisiaj obejrzałam z oryginalną ścieżką dźwiękową i stwierdzam, że to zupełnie inne anime. Nareszcie wszystko ma ręce i nogi, zachowanie bohaterów jest w miarę sensowne (choć nadal na miejscu Akiry już w połowie tłumaczenia co i jak odesłałabym kumpla do Tworek, niech sobie posiedzi w spokoju i pokoju, może mu przejdzie), a dialogów da się słuchać bez zgrzytania zębami. Nadal to anime, które oglądałam głównie dla obrazów, ale przynajmniej reszta tak nie denerwuje.
Podnoszę ocenę do 5/10 i z przyjemnością obejrzę następne części.
Milutkie
Kolejna półgwiazdka za animację. Jestem ostatnio bardzo wyczulona na animację walk, a tu były przepyszne. Każdy cios, każdy unik, każde parowanie pokazane z dokładnością i pietyzmem, piękna praca mięśni, śliczna choreografia, nawet uproszczony rysunek miał tu swoje uzasadnienie.
Tak więc dając piątkę jako ocenę początkową (bo jednak nic zapadającego w pamięć to nie było) i dwie półgwiazdki za kota i walki wychodzi 7. I taką ocenę zasłużenie wystawiam. 7/10
Jednak prosta ze mnie kobieta
Dla współczesnego widza nie widzę jednak w tym anime nic ciekawego. Ot, kolejny produkcyjniak z lamusa. Pełen wad właściwych dla czasu powstania i z niewielką garścią zalet. Nie polecam, nie odradzam, na wyrost daję 5/10, bo naprawdę solidnie wypoczęłam.
Dobre to było
Tak na serio, to po prostu kocham sensacje z lat 80‑tych, więc od samego początku klimat mi leżał. I wprost uwielbiam beznadziejne kino, więc wykonanie też mnie zachwyciło. I jedyne czego żałuję, to tego, że miałam za niski poziom alkoholu we krwi, bo aż się prosiło o browarka dla podkreślenia klimatu.
Z oceną mam problem, bo na jedynkę (w mojej prywatnej skali tragicznie złe filmy gwarantujące świetną zabawę) to jednak trochę brakuje. Z kolei na dwójkę (po prostu tragicznie złe filmy, których oglądanie jest męką) jest za dobre. Damy więc 1,5. Polecane na posiadówki z kumplami pamiętającymi czasy VHS'u. Ubaw gwarantowany.
Dobre
Nie, to nie jest kino wybitne, ale bardzo przyzwoite kino rozrywkowe w starym stylu i dla tego je polecam. Nie jest długie, animacja nie specjalnie się zestarzała, a nadal może bawić. 7/10
Fazogenne
Generalnie polecam, jako odmużdżacz i poprawiacz nastroju sprawdza się wyśmienicie.
Fajne, ale...
Poza tym, bardzo przyzwoity film sensacyjny, w takim lekko oldschoolowym klimacie. Jest szybko, głośno i wesoło. Trup ściele się gęsto, w typowym dla tego reżysera stylu. Walki też mocno przypominały mi te z Kite, głównie swoim brakiem realizmu i widowiskowością. Ale do Kite nie ma co porównywać, bo klimat i styl są w Mezzo Forte dużo lżejsze. Takie patrzydło w sam raz na sobotni wieczór. Polecam, choć za scenki seksu obniżyłam, pierwszy raz w życiu, ocenę na 6/10. A byłoby 7.
Kinówka? Raczej odcinek z serii
Ale kilka razy się uśmiechnęłam, kilka razy zaliczyłam facepalm, końcówka zupełnie mnie rozłożyła na łopatki i powaliła swoją głupotą. Polecam tylko dla fanów Slayers lub, paradoksalnie, tym, którzy nigdy nie widzieli serii i chcieli by poznać z czym to się je. Tym może spodobać się humor, a kalki z innych odcinków nie będą przeszkadzać.
Dla mnie 4/10
Re: Dno i mile mułu
Re: Dno i mile mułu
Cienizna
W Bubblegum Crash leży praktycznie wszystko, poza oprawą audiowizualną. Fabuła jest wtórna i przewidywalna. Jeszcze w pierwszym odcinku, może poza detalami, trzyma jako‑taki poziom, ale już epizod z Adamą sprawił, że zaliczyłam olbrzymiego WTF'a. Jaki był sens konstruowania istoty o mentalności Adama, nie potrafię pojąć. Nawet jak na standardy cyberpunku, a jest to gatunek który zniesie wiele niedorzeczności, tłumaczenia jego twórców były rażąco idiotyczne. Nie chcę spoilerować, ale kliknij: ukryte sens konstrukcji boomera pacyfisty o umyśle ośmiolatka pozostaje dla mnie zagadką. Ostatni odcinek był jeszcze gorszy. Najpierw wyświechtany jak tylko się da motyw buntu maszyn, potem najbardziej żałosny szwarccharakter jaki widziałam. Normalnie, jak doszłam do jego motywacji załamałam się. Takiego nagromadzenia kiczu nie widziałam, od czasu Titanica Camerona. Jego przemowy, jego działania, jego pomysły… żałości, po prostu żałość. kliknij: ukryte Już w oryginalnej serii Largo nie był szczytem oryginalności i dużo mu brakowało do prawdziwego złego z klasą, ale przynajmniej się starał. A tu? Tylko Sylia i Sylia i motywy ekologiczne. Ja rozumiem, ludzie niszczą planetę, trzeba ją ocalić, ale ile anime można obejrzeć o tym samym? Aż nabrałam ochoty, by przestać gasić światło, gdy na chwilę wychodzę z pokoju. Na serio, nie dość że nieszczęśliwie zakochany, to jeszcze polał to ekopatosem. Mieszanka absolutnie nie strawna.
Tak oto płynnie przeszłam do postaci. Z nimi też nie najlepiej. O głównym złym już napisałam. Czas na resztę. kliknij: ukryte Adama najchętniej był odstrzeliła, mam uczulenie na „urocze” dzieciaki, a on był metalową wersją tego gatunku. Pozostałe postacie złych sztampowe i absolutnie pozbawione oryginalności czy choćby własnych celów. Gdzie ci ośliźli biznesmeni z oryginalnej serii? Gdzie typki gotowe na wszystko, by osiągnąć własne korzyści? Gdzie wszechobecne knucie i brudne interesy? Genom może nie był szczytem oryginalności, jego zarząd był schematyczny, ale ich sposoby działania były niepokojąco prawdziwe. Tu nie znalazłam nawet cienia tamtych zagrożeń. Jakieś wybujałe marionetki. Nawet znanym już postaciom zabrakło ikry i niebezpiecznie zbliżyły się do własnych karykatur. Nie będę wyliczała przykładów, bo zajęłoby to pół strony, ale oberwało się po chrześcijańsku wszystkim. Nene tylko gada o jedzeniu, Lina o pieniądzach i nie ma ani jednego faceta, Sylia jest wszechwładna w swojej tajemniczości, a Priss nagle znienawidziła wszystkie Boomery kliknij: ukryte (a o swojej przyjaźni z Silvie i Anri najwyraźniej zapomniała). Najgorzej oberwało się jednak ADPolice. Z grupy profesjonalistów, zmienili się w bandę… *chwila na poszukanie eufemizmu na pewne zakazane na Tanuku słowo* ciap. Rozumiem że zabrali im zbroje sterowane, ale żeby z wszystkich operatorów przeżył tylko Leon? Bo tak to wyglądało. O jego partnerze, uroczym geju z części pierwszej, lepiej nie wspominać.
Oprawa za to trzyma poziom, co prawda charadesign nowych postaci nie szczególnie mi się spodobał (kobieta boomer z środkowego odcinka była paskudna), ale stare wyglądały bardzo dobrze. Do animacji też nie mam zastrzeżeń, za to muzykę mogę tylko chwalić. Wszystkie części z uniwersum BGC mają świetną oprawę dźwiękową i Crash na szczęście nie odstaje od reszty. Mamy bardzo dobre piosenki, zarówno ostrzejsze jak i bardziej jazzujące, i bardzo przyzwoitą muzykę w tle. Ale co z tego, skoro cała reszta zawodzi?
Z przykrością stawiam 3/10. Naprawdę, na więcej to anime nie zasługuje.
Dobre to było
Bardzo solidne 7/10. Dałabym nawet więcej, ale nie chcę by mi zarzucono, że zawyżam oceny przez sympatię dla reżysera.
Jedno z moich ulubionych
Polecam Fake'a wszystkim fanom yaoi, którzy wolą emocje nad mięsko i nie przestraszą się wyglądem postaci. Bo co, jak co, ale przyzwyczajonym do miękkiej kreski i dziewczęcych chłopców kanciasty Ryo może wydawać się okropnie brzydkim.
Dla mnie bardzo solidne 7/10
Podsumowanie
I niniejszym kończę maraton kiepskich anime, czas zająć się normalnymi tytułami.
Niezłe, naprawdę niezłe
Ludzie! Panowie zwłaszcza, normalne cycki tak się nie zachowują! Naprawdę nie wiem z czego biusty musiałby być zrobione, by zachowywać się jak w tym anime, ale na pewno nie z tkanki miękkiej i tłuszczowej. Kilka razy ryknęłam śmiechem, kilka razy przetarłam oczy ze zdumienia, raz mi szczęka opadła gdy widziałam tą cycko‑ekwilibrystykę. Podskakiwania, obwijanie się, dyndanie, skręcanie… Nie, nie mam nic przeciw ich rozmiarom, ale sposób w jaki się poruszały ma tyle wspólnego z realnym światem, co anime z rzeczywistością. I za te cycki obniżam ocenę do 7/10.
Re: Czy najgosze?
Choć trzeba przyznać, że pomysł marketingowy jest świetny – minimalne koszta, za to miłośnicy fanservisu mogą być wniebowzięci. Od czasów Aiki nie spotkałam się z anime, „Spanie…” i Siggy przełamały ten monopol, w którym majtki pełniły by funkcję niezależnego bohatera.
Zaskakujące
Czy najgosze?
Tak, czy inaczej mogę siebie uważać za prawdziwego hardcora, pokonałam Chuka Norisa. Ocena? 1/10
Śliczne, choć...
nie jest źle
Oprawa audiowizualna też jest przyzwoita jak na lata powstania. Recenzent zarzuca postaciom kobiecym zbyt szerokie bary i mało kobiecy wygląd. O ile rzeczywiście, w pierwszym odcinku Leena przypominała zawodniczkę NRD, w pozostałych dwóch było dużo lepiej. Co prawda panie były dość masywne i daleko im do współczesnych wychudzonych małolat, ale w latach 90‑tych taka sylwetka była modna. Z resztą przy takiej Lucifel z Angel Cop (ta, to dopiero wyglądała jak niemiecka kulomiotka), nawet Leena przypominała wiotką księżniczkę. Tła może nie grzeszyły dokładnością, ale kiedy trzeba były dobijające i ponure.
Nie zgadzam się też z oceną warstwy dźwiękowej. Same głosy postaci nie wybijają się powyżej średniej, taka przyzwoita warsztatowa robota (słuchałam obu ścieżek dźwiękowych, angielskiej i japońskiej i muszę przyznać, że ta pierwsza zaskakuje jakością), ale muzyka to już zupełnie inna bajka. Są naprawdę przyjemne, lekko rockowe piosenki, trochę dobrej muzyki elektronicznej, takiej idealnie w klimatach końca lat 80‑tych. Co prawda muzyka nie zawsze jest dobrze zsynchronizowana z obrazem, zwłaszcza w ostatnim odcinku aż prosiłoby się o coś bardziej dramatycznego, ale nie zostawia uczucia niesmaku.
Nad końcową oceną musiałam się zastanowić. Jak wspomniałam, kocham klimaty cyberpunkowe i proste sensacje z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, więc AD Police idealnie trafiło w mój gust. Wysoko cenię też Bubblegum Crisis, którego AD Police jest spinoffem, więc korciło mnie by dać 7/10. Ale w końcu wrodzony krytycyzm przeważył i z ciężkim sercem dałam 6/10. Ale na pewno do tej serii jeszcze powrócę.