x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Scrapped..idea
Mnie Scrapped Princess wciągnęło, nie powiem, choć dopracowanie wyszło nie za dobre, szczególnie zakończenie. Bo zapowiadało się trochę lepiej niż kończyło. Jeśli chodzi o resztę momentami przy nudnawe, ale często działy się rzeczy ciekawe, ogółem mocne 8/10. Historia była fajna od połowy, początek jednak trzeba było przeżyć. Produkcja ma jednak wiele zalet, raczej więcej niż wad, toteż niżej niż 8 nie mogę zejść. Z jakiegoś powodu nie mogłam przestać oglądać, a pewne momenty kazały mi wręcz oglądać dalej. Nie żałuję, bardzo polubiłam głównych bohaterów, jak i niektórych pobocznych i poleciłabym serię tę każdemu, kto liczy na solidne fantasy.
One Punch Man
To tyle jeśli już muszę upomnieć kilka zachowań, a teraz odnośnie serii..
One Punch Man ma jednak to ,,coś'' w sobie. Co to takiego? Moim zdaniem to oryginalny pomysł na fabułę, bo jak niektórzy zdążyli już zauważyć, to nie tylko shounen z ładną kreską i ciekawą animacją. Dlaczego mamy tu tak wysokie noty? A to może dla tego, że gdzie moi państwo znajdziemy tak nietypową serię o bohaterze, znudzonym już swoją wręcz destrukcyjną mocą? Szczerze powiedziawszy sama z niesamowitym zaciekawieniem oglądałam próby Saitamy na znalezienie tego jedynego wroga, wroga tak silnego by nie był on tylko ,,trudnym do pokonania” Musiał być najsilniejszym, takim by nie padł tak, jak każdy inny od ,,jednego ciosu” Stąd też mamy tytuł, One Punch< jedno uderzenie> ,,a o czym może być taka seria? O bohaterze, który pokonuje każdego jednym ciosem? To musi być nudne..”
A moim zdaniem przy tej serii nie można się nudzić. Sama postać Saitamy wykreowana została w ten sposób, by mogło wykorzystanych z nim być wiele sytuacji komediowych, o dziwo zwykle zabawnych. Drugi przy nim, cyborg Genos dla równowagi przedstawiony został jako osoba, która nawet nie stara się zostać bohaterem, lecz być obrońcą ludzkości, podczas gdy Saitama wciąż przejmuję tylko tym, by ktoś zauważył jego umiejętności, by ktoś ,,rozpoznał” go jako bohatera. O każdym innym z postaci również można by wspomnieć, choćby o rowerzyście bez uprawnień; całkowicie pozbawionego talentu, który za wszelką cenę chce zostać bohaterem, czy innych bohaterów klasy S, choć nie pamiętam już ich imion, gdyż każdy z nich miał inną osobowość. Było ich jednak zdecydowanie zbyt wiele, a brak fabuły robił tylko miejsce dla kolejnych nowych postaci by zapełniły one ekran, podczas walk z potworami (dopóki nie zjawił się Saitama…)
Ogólnie musząc jakoś podsumować serię:
Muzyka była nawet niezła, op- genialny, ed-...nie chciało mi się słuchać, choć myślę, iż było to miłe oderwanie od całokształtu dać tak energiczny opening, i tak spokojny ending.
Grafika- śliczna, projekty postaci były bardzo szczegółowe, a walki‑świetnie zrobione przede wszystkim animacyjnie.
A fabuła.. Tu jej nie znajdziemy, choć możemy szukać. Ja odradzam, lecz tym faktem nie musicie się martwić, to nie tak,że mamy tu pierwszy lepszy shounen o walkach, o wzlotach i upadkach głównego bohatera, by w końcowym rozrachunku i tak wyszedł on zwycięsko…Ciężko zresztą zrobić coś takiego przy serii, gdzie główny bohater już jest najsilniejszy…
Nie mniej jednak, ja bez żadnych wyrzutów daję 10, nie dlatego, że jest to coś genialnego, tylko dlatego, iż łatwiej zauważyć mi zalety tej serii niż wady. Dobry seans, który dostarcza dużo śmiechu i potrafi cieszyć oko. Cóż, czego chcieć więcej..?
Pozdrowionka ;P
Death Parade
Odnośnie całej historii, zabranie się za temat oceny duszy po śmierci mnie nie zanudził, choć przyznam szczerze, iż z początku przekonana byłam, że każdy odcinek wyglądać będzie tak samo. No, wielce się nie rozczarowałam, ale oglądało się przyjemnie, nawet pomimo tego. Nie zamierzam wyżalać się odnośnie przedstawionych historii, bo jak dla mnie każda była interesująca, jedna bardziej druga mniej. Końcówka również mi odpowiadała, najbardziej odpowiednia jak dla tak krótkiej serii. A co do stopnia ckliwości… więc, może niekiedy było to przesadzone, mnie nie bolało tak bardzo (pomijając ostatni odcinek, bo wówczas przyznam szczerze- nieco przesadzili)
Przechodząc do muzyki, nie mam pomysłu co napisać, jakoby ona w żaden sposób nie była powalająca. Opening…dało się słuchać, więc nie powiem że był on zły, ed raczej też, choć tego nie słuchałam już tak często.
I jeśli dochodzi już do sytuacji podsumowującej… nie zamierzam wystawiać oceny serii, bo ciężko było by mi dokonać czegoś takiego. Recenzja…słuszna. Zachęcam do przeczytania jej, słuszna jak dla mnie oczywiście. Mnie seans sprawił wiele radości i niewiele zawodu, zachęciłabym wszystkich oczekujących perełki jeśli nie mogą znaleźć czegoś odpowiedniego dla siebie pośród innych serii. W jakim stopniu wam się spodoba..lub czy w ogóle..? Tego nie wiem. Powiem tylko, że o ile macie trochę czasu serdecznie zachęcam do spróbowania choć podejścia do tejże serii, a może jest to właśnie coś dla was..?
Re: Easter Egg w 11 odcinku?
Madhausocepcja…
Było w sumie fajnie...
Co do reszty, muzyka mnie nie powaliła, ani op, ani ed… Mało wyróżniała się na tle grafiki, która również nie powalała, ale raczej była prosta i przyjemna. Animacja… tak średnio powiem, w każdym razie mogło być gorzej.
A teraz coś, co zostawiłam sobie na koniec, jako swego rodzaju wisienkę na torcie, mianowicie świat przedstawiony. Powiem, że może tak jak niewielu tutaj nie oglądałam Asteriska, który powszechnie ma opinię ,,klona'' tejże serii. Dlatego też nie mogę porównywać Rakudai Kishi no Cavalry właśnie do tego. Odnośnie świata, bardzo ograniczony. Podobał mi się natomiast sam pomysł ze swego rodzaju kliknij: ukryte ,,materializacją duszy'' aby powstała broń Ale jak wspominałam o wisience.. Miałam raczej na myśli iż twórcy jeszcze zanim dokończyli serie zdążyli ją do połowy zjeść, zostawiając tylko to czego już nie mogli.
Całość zamknięta w 12 odcinkach, zapowiadająca się kiepsko i kiepsko kończąca raczej nie wywołała u mnie tak negatywnych odczuć jak u niektórych. Jak to stwierdziłam na samym początku, było w sumie fajnie… Romans nawet mi się podobał, bo zajmował on przecież większość czasu serii, nawet główna oś fabuły zdawała się być nieco nieważna pewnymi momentami, bo przecież do samego końca sam motyw ,,walk'' nie został wyjaśniony i choćbyśmy nawet doczekali się kontynuacji przekonana jestem, iż nadal tego byśmy się nie dowiedzieli.
Pozdrowionka.
Gangsta? nie, może nie...
Zaczynając może od początku, ja przynajmniej rozczarowałam się w sensie negatywnym, co trochę mnie żenuje.
Gangsta, sama w sobie z początku była tytułem zaskakującym, pomijając już różne zapowiedzi na jakie natykaliśmy się, gdy seria dopiero się zaczynała, takie jakie podstawiały nam portale, czy Spychu… Bardzo obiecujące, jak mniemałam. I doprawdy; pierwsze dwa odcinki naprawdę mnie zaskoczyły, bo przyznać muszę, że nie spodziewałam się, że przez 12 odcinków może być aż tak dobrze. I faktycznie, zawiodłam się.
Jak dostrzec może każdy, nawet ten co nie patrzy zbyt uważnie, z początku przyciąga nas wstępny opis fabuły i kreska, nawet dobrze oddająca klimat pozycji gangsterskiej za jaką Gangsta robi na dzielni. Ale mnie nie wystarczyły 2 odcinki by przekonać się do fabuły, miałam wiarę do końca. I powiem tak, jak to Tanuki podsunęło mi wstępną ocenę, gdy biłam się z myślami jak tu ocenić ten tytuł?
,, Z pewnością ma kilka zalet ale po co oglądać takie serie, skoro jest wiele lepszych?” Tak , dokładnie to pytanie zadałabym tym, którzy pytaliby się mnie o Gangstę.
Oczywiście, bez obrazy szanując różne gusta jednym się spodoba, innym nie. Pewnie to dlatego Gangsta ma, powiedzmy ,,średnią” ocenę, przynajmniej tu, na Tanuki. Na MALu u mnie 5, czy 6.. Sama nie pamiętam. W każdym razie recenzji nie czytałam, bo mi się nie chce, powiem tylko,że dla każdego kto oczekuje serii gangsterskiej, to raczej nie tu tego szukać. Spodoba mu się jednak, jeśli znaleźć chcę serię gdzie wyczuję nutkę brutala, cenzurę..w miarę ograniczoną i dwóch kozaków z pistoletami w mieście gdzie coś takiego to nic nowego. Nie zabraknie również pięknych pań…pani..jedna w każdym razie była,której niektóre walory wyeksponowane zostały tak, że niekiedy grały główną role zamiast niej samej.
Mam zachęcić, lub zniechęcić, ale jednak się wstrzymam. Zawsze warto obejrzeć, może to jest to czego szukacie?
W każdym razie ,ja nie to chciałam znaleźć, jedynym pozytywem była postać Nicka, dobrze wykreowana, choć bardziej podobał mi się zanim bliżej ukazano jego historię, która szczerze powiedziawszy zrobiła tylko gorzej niż było.
Pozdrowionka.
Re: ,,Noragami? Seria nietuzinkowa? A jakże, dla fanów pozycja obowiązkowa''
Otóż, oczywiście tylko w moich oczach, twórcy starali się ukazać nam romans Ikki Hiyori z bogiem Yato, naturalnie. Niestety tak jak w pierwszej serii pomysł mógłby być jeszcze udany, tak aragoto bardziej skupiło się na walkach i samej historii wspomnianego boga. Aczkolwiek nie umknęło mojej uwagi, że stosunki Bóg- człowiek w tejże serii zostały przekroczyły znaną nam granice koleżeństwa. Oczywiście porzucenie ciągu romansu wynikało z faktu, iż Hiyori była przykładem typowej tsundere, która na każde wspomnienie o Yato czerwieniła się jak burak zaprzeczając przy kolezankach o swoich stosunkach z Bogiem.
W dodatku rozpaczliwe próby Yato zatrzymania przy sobie dziewczyny mówiąc, że jest ona dla niego ważna ( może niejednoznacznie) jednak sugerowało nam o jego przywiązaniu do Hiyori. W romansie nie musi być miłość dosadna, a jeśli tak, wtedy w większości serii posiadających oznaczenia ,,romans” jest to całkowitą nieprawdą. Jednakże, po części masz rację, para nie wyznała sobie miłości przez obie serię, ani nie wykazała inicjatywy, by ich ,,znajomość” jakkolwiek się zmieniła. Rozsadniejszym więc może było by napisanie w komentarzu o napomknięciu przez autora rzekomego romansu, bo seria nawet wcale go nie potrzebowała, była świetna mimo tego. Być może tylko ja odniosłam wrażenie, że stosunki Hiyori i Yato przypominają romans. Cóż, jak każda dziewczyna :P
Pozdrowionka.
,,Noragami? Seria nietuzinkowa? A jakże, dla fanów pozycja obowiązkowa''
Dlaczego? O to nie ma potrzeby się pytać , jeśli jednak ciekawi kogoś moje zdanie bezsprzecznie odsyłam do recenzji pierwszej serii- która popiera również moje odczucia. Wracając jednak do Aragoto…
To przesympatyczna i jak najbardziej udana kontynuacja obecnego sezonu, a brak fabuły jakiego niestety w żaden sposób nie można ukryć, podczas seansu nie przeszkadzał mi w ogóle. Być może to właśnie przez bohaterów z poprzedniej serii, których już wtedy zdążyłam dosłownie pokochać za ich charaktery, emocje i czyny nie zawsze przemyślanie, niekiedy błędne. Ta cała otoczka, gdzie romans miesza się dramatem momentami scenami brutalnymi, które tylko graja na emocjach widzów, to to wzbudza uczucia, które sprawiają, że wręcz nie można doczekać się następnego odcinka, a świadomość, że czekać na niego musimy kolejny tydzień doprowadza do obłędu (przynajmniej mnie) Co do oprawy graficznej- nie mam zastrzeżeń, co najmniej tak samo śliczna jak w pierwszej serii, jeżeli nie lepsza, animacja bije na kolana i zachęca do oklasków,( choć, nie oszukujmy się; FateZero to to nie jest)a muzyka… To coś, za co należą się owacje na stojąco.
Nie jestem przekonana ilu z was zwróciło na nią uwagę w czasie seansu, ale ja osobiście kocham przygrywkę do walk, która często pojawiała się również w Noragami, a mnie zachwycała za każdym razem. Cudownie powalona.
Opening również; utwór Hey kids! w wykonaniu THE ORAL CIGARETTES nuciłam przez każde półtorej minuty w każdym kolejnym odcinku i Ending, przyjemny, spokojny i cholernie dobry (twórcy wykazali się doskonałym doborem początków i końców odcinków w obu seriach, co przyznam szczerze naprawdę mnie zaskoczyło; przekonana byłam bowiem, że drugi op będzie skopany…)
I całokształt, no cóż ja zarzucić mogę tylko to, co i w pierwszej serii, mianowicie humor, bo mnie nie bawi.
Przymykałam jednak na to oko, bo przekonana byłam, że twórcy go nie odpuszczą. Jedyny problem kliknij: ukryte wynikał z pozostawieniu na wierzchu wątku z ojcem, dodanego w ostatnich minutach 13 odcinka, który napomniany został.. no nie wiem.. Ze względu na mangę? o nie, panowie, tak bez trzeciej serii się nie obejdzie, a jeśli już tak,to no na jaki *uj robić serie 12 odcinkowe?
To po prostu seria czysto rozrywkowa, do obejrzenia bez zobowiązań, zresztą dla każdego znudzonego na świętach również polecam. Krótkie 12 odcinków pierwszej serii i 13 drugiej zleci szybciej niż przypuszczacie, a mam wrażenie, że wielu ta seria może się spodobać: dla fanów shounenów, dobrej akcji, przyjemnej muzyki, ślicznej kreski, płynnej animacji no i oczywiście dobrej zabawy.
Bo przecież kto nie pokochał by Yato za jego niezdarność i zachowanie,niekiedy kontrowersyjne,poważne kiedy trzeba, Yukine za młodzieńczy bunt i nieprzemyślane decyzje oraz Hiyori, za to, że jest na tyle ogarniętą bohaterką, iż równie dobrze na ekranie gościć mogła by tylko ona, a przyjemność z oglądania z pewnością by wam nie ostygła.
A ocena? ,,Żeby psa ubić i kij się znajdzie'' 9 z pewnością by wystarczyła, ale kończąc seans jestem usatysfakcjonowana, raczej bez nadziei na kontynuację, choć być może…
Co do...?
Jeśli ktoś ma czas..
Sam wątek naprawdę bardzo fajny, i cała ta otoczka tajemniczości.. Muzyka…naprawdę dobre połaczenie. Wielka szkoda, że nie powstała cała seria, bo po zobaczeniu takiego wstępu zabrała bym się za oglądanie natychmiast. Grafika też ładna, zależy jak dla kogo, ale mnie osobiście nie raziła, animacja również niczego sobie..szkoda tylko, że tak krótko.
Jest źle, no ale bez przesady....
Jeśli chodzi o fabułę, Cóż, po początkowych odcinkach zapowiadało się na coś jak.. Może Sidonia, tylko w lepszej wersji graficznej. Brnąc jednak dalej w zaparte, z Sidonii jednak nie zostało nic oprócz wątku w kosmosie. Choć, jakby tak na to patrzeć marsjanie i ludzie walczący o przetrwanie na ,,już i tak splądrowanej Ziemi” jest jednak pomysłem ciekawym. Szkoda, że Aldnoah Zero nie wykorzystał całkowicie potencjału jaki z pewnością posiadał na samym początku. To tyle w tym temacie.
Teraz wypada co nieco o bohaterach, a tu się już streszczę; jak ze skróconego opisu możemy się dowiedzieć mamy kilku bohaterów jednych, bardziej, innych za to mniej ważnych. I to powiem, niestety, że pomijając Inaho, reszta tz. głównych bohaterów nie była godną uwagi kliknij: ukryte więc księżniczka, raczej mało rozgatnięta, wciąż myśli o pokoju, choć wszyscy dookoła wmawiają jej ,że jest to zabieg bezcelowy. I rzeczywiście, wszystkie próby pogodzenia zwaśnionych światów przez dobroduszną marsjankę były jak dla mnie nieco zabawne, bo była to jedna z tych bohaterów, którzy dobrzy są, i tacy pozostaną niezależnie od sytuacji, a księżniczka na ten przykład zginęła by przez to z pewnością kilka razy, gdyby nie to, że zawsze z boku był ktoś, kto śpieszył jej z pomocą. W tym przypadku Inaho Inaho, no właśnie.. Tylko on był na dobrą sprawę bohaterem jakiego wszyscy chcieliśmy zobaczyć w tejże serii, gdyż myślał trzeźwo, zawsze potrafił poradzić sobię w zaistniałej sytuacji..właściwie wszystko czego oczekuwałam po protagoniście. Drugim w kolejności był Slaine, ale tu to nawet szkoda pisać, z początku nieco ciekawy, w końcowym efekcie okazał się straszną.. (Tu zapewne doczekam się cenzury) dupą. Nie zrobił nic, za co można by go pochwalić. A teraz; Pytanie tylko czy jeden bohater może uratować 12 odcinkowe anime? Odpowiedź jest prosta. Może. Jednak tu tak się nie stało. Zdaję się, że Inaho był kimś takim jak Lelouch Lamperouge, tylko nie do końca dorobionym i oczywiście nie zawsze mógł wszystko przewidzieć ( za co właściwie należą się podziękowania) Do tego bohater ten przedstawiony został w sposób całkowicie obojętny w stosunku do otaczającego go świata, więc jeśli chodzi o charakter, najlepiej wstrzymać się od zdania.
Co zostało..? Muzyka. Tu, szczerze byłam naprawdę pozytywnie zaskoczona, gdyż muzyka była naprawdę świetna. No, poziom Fate Zero to może nie jest, ale nawet to, co zostało nam podane wielokrotnie w czasie bitew nie było czymś co zasługuję na tak niskie noty, panie recenzencie… Opening, istne cudo, ending, gorzej ale również w porządku. Na pewno warto wspomnieć o muzyce w tejże serii, gdyż z doświadczenia wiem, iż wiele z tytułów jako takiej, wyróżniającej się ścieżki dźwiękowej nie posiada. A to naprawdę spory błąd.
Grafika nie zrobiła na mnie wrażenia. Żeby nie powiedzieć, że brzydka.. Drodzy państwo, brzydkie to było Shiki, bądź Higurashi no naku koro ni, a to było tylko.. Przeciętne. Animacja płynna, mechy ładne. Nic ,,ponad to”.
I wreszcie dochodzimy do momentu końca, czyli ostatnich odcinków 12 odcinkowe serii..i co w związku z tym… kliknij: ukryte niestety, zdaję sobię sprawę, że wielu z czytelników zauważając napis ,,spojler'' lub,, ukryty tekst” z pewnością nie może się powstrzymać i sięga po tajemnicę. Nie wiem ,czy wynika to z powodu zbyt dużej ciekawości, czy niektórzy zwyczajnie lubią sobię ,,zaspojlerować” Tu nie napiszę nic konkretnego, tylko dla tych, którzy serię tą oglądnęli… Dla mnie fakt, że ,,umarli” był właściwię czynnością przeprowadzoną raczej z powodzeniem. Żałuję jednak z tego powodu decyzji o rzekomej kontynuacji, gdyż nie jest to coś potrzebnego tak bardzo, jak np. drugi sezon Noragami.. Reasumując, zdaję sobię sprawę iż wiele z tego co napisałam powyżej nie jest raczej zachęceniem do oglądnięcia danego tytułu. Nic bardziej mylnego. Uważam, że choć Aldnoah Zero nie jest całkowicie wykorzystanym, tytułem to zwracając uwagę na ładną grafikę, bohatera( który choć częściowo dostarczył śladowych ilości rozrywki) muzyki, przede wszystkim i tego, że pomimo niedokończonej fabuły nie była ona sprzecza…załuguję na mocne 6.5, co niewiele zachaczyła o 7, przynajmniej u mnie.
A na koniec, drodzy koledzy/ koleżanki: uważam, iż recenzja ta nie jest zbyt adekwatna do poziomu tegoż anime, z pewnością nie jest ono ,,aż tak złe” jak zostało to zapisane. Zachęcam zatem do uprzedniego czytania komentarzy, w celu poznania opinii innych osób. Jak widać, recenzje nie zawsze są przydatne tak, jak sądzimy. Pozdrawia.
Recenzant myślę że trafnie ujął wszystkie wady i zalety serii. God job, każdego odeślę właśnie to tejże recenzji.
Jak dla mnie 8, no może 9 przez wzgląd na pierwszą serię, ale poleciła bym tę serię każdemu, kto ma chwilę wolnego czasu i szuka spokojnej przygodówki.
Dobre, ale mogło być lepsze...
Wracając do anime.. Pierwszą rzecz to humor. Nie cierpię tego japońskiego dowcipu, który tak jak tu nie rozbawił mnie ani razu, a na 20 min odcinek, żart był praktycznie co kilka sekund. Niepotrzebny. Bez tego tytuł z pewnością nabrał by o wiele lepszego klimatu. Druga- bohaterowie. Do nich w sumie nic nie mam. Jestem dziewczyną, to klubie bisze, choć tu było ich zdecydowanie zbyt wiele. Dwoili się i troili w oczach. Zresztą wszystkie prawie sceny miały jakiś podtekst, jak mówienie ,,kocham kolor twoich włosów'' czy ,,jesteś bardzo uroczą panienką'' Na początku zorientowała się, że między główną bohaterką, a którymś z pobocznych bohaterów będzie coś na kształt romansu.. Ale na boga Nie z wszystkimi!
Wracając do romansu, strasznie szkoda mi, że nie został on przedstawiony jak należy. Myślałam, że rozwiną wątek księżniczki z Hakiem, rozczarowała się jednak.
Fabuła jako tako nie pozwalała. A właściwie była dość mizerna. Historia że smokami była ciekawym pomysłem, ale koniec końców okazało się, że nie mają one tak naprawdę nic do zrobienia, a księżniczka kliknij: ukryte zamiast odzyskać królestwo postanowiła po prostu z nimi spacerować
Muzyka..ech. Pierwszy op był w porządku, drugi katastrofa. Słowami pasował jak nic, ale muzyka..wywołała u mnie salwę śmiechu.
Ostatnią rzeczą jest zakończenie. Wprawdzię przeczytała w recenzji, iż nie zostało ono dokończone, a wręcz urwane, to nie spodziewała się, że kliknij: ukryte ostatniemu smokowi, notabene prezentujący się nadwyraz ciekawie poświęcą tak mało czasu. Jeszcze jedną scena z ostatnich odcinków kliknij: ukryte gdy Yona nagle spotkała so‑wona na ulicy przy porcie. Masakra! Ani go nie zabiła, ani nie wybaczyła mu.. Spodziewała się czegoś więcej. Modłę się o kontynuację, choć przyzanję, że jeśli już za nią chwycę, dopiero po zakończeniu i uprzedwszym zastanowieniu.
po pierwsze bohaterowie:
na początku dostajemy 2: Nine i Twelve to geniusze są terrorystami, potrafią sami zbudować bomby, przewidzieć każdy następny ruch przeciwnika. Five to też geniusz : niby to ''ten zły''który na końcu ma być pokonany ,ale i tak wszystko przewidzi, wszystko wie. Shibazaki to także geniusz: jako najlepszy policjant potrafi rozwiązać każdą sprawę i nawet zagadki Sfinksów ,które miały być rzekomo super trudne on rozwiązuje w mgnieniu oka. I patrząc na zestawienie tej czwórki naprawdę nie wiem po co w tym wszystkim była Lisa? Pośród inteligentnych bohaterów ona miała być tą głupią? szczególnie, że nawet gdyby jej zabrakło nic by się nie zmieniło, no a może nawet pomogło. Do tego także dochodzą relacje bohaterów względem siebie: Cóż Five była zła wiec właściwie niczego po niej nie oczekiwałam ale kiedy już wyjaśniły się jej prawdziwe intencje to naprawdę wydało mi się to głupie. Coś w stylu 'zabiję cię bo cię kocham ,albo jak już z się nie uda to nie mam po co żyć' powiało straszną tandetą.
następnie relacje Nine x Twelve x Lisa co było strasznie nie jasne bo oni właściwie w ogóle się do siebie nie odnosili: Nine był skryty, ogólnie nie lubiał mówić, a gdy już to robił to mało a w stosunku do Lisy to szczegołnie mało w zasadzie nic ( chyba że zaliczamy teksty w stylu 'nie powinno cie tu być, tylko zawadzasz''
Twelve był włściwie na początku sympatyczny , ale twórcy na siłę chcieli wcisnąć połączenie jego i Lisy co także zakńczyło sie fiaskiem bo poświęcili im stanowczo za mało czasu.
Po drugie fabuła:
Niby na początku na coś ciekawego się zapowiadało, niby coś o terrorystach, niby coś o policji, a jednak końcowy efekt co racja to racja był zaskakujący, ale nie tak jak można było spodziewać się po wcześniejszej akcji i wydarzeniach.
po trzecie no właściwie napisałabym muzyka, ale tu raczej nie mam się do czego przyczepić. Oba Op i Ed podobały mi się ,a reszta soundtracków także była w porządku
Grafika? to właściwie jedyny fenomen tej serii bo była ona naprawde śliczna. Postacie poruszały się naturalnie, animacja i grafika: perfekt, jednak w tym całym nakładzie akcji, muzyki, dynamiki zabrakło fabuły, która niewątpliwie by tą serie uratowała.
A nie można było skrócić o połowę i napisać po prostu komu tą serię polecić, a komu nie? Przecież to w większości inteligentny bełkot.
Widać,że twórcy mieli pomysł, realizacja może nie doskonała, ale także dobra , produkcja z 2013r graficznie przedstawia się naprawdę doskonale.. lecz cóż z tego? Death Billards w moim odczuciu to troszkę niewypał. Odcinek jaki powstał zapowiadał się niezwykle ciekawie, lecz do tego czasu nie powstała seria TV.
Jeden pojedyńczy odcinek to za mało aby odwzorować cały potencjał drzemiący w tym tytule. O wiele lepiej byłoby gdyby powstał film.