x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: 7,5/10
Re: kwestia Irumyui
zawyżone oczekiwania
Zastanówmy się nad plusami… hm. Zdumiewające jak trudno mi znaleźć coś dobrego. Aha! Opening i ending bardzo klimatycze.
Anime to usiłuje być odkrywcze i zaskakujące. Nie jest. Świat gry już od kiedy oglądałam pierwsze SAO był powielany mnóstwo razy.
patologia i drastyczność niektórych scen, wydają mi się bezsensowne. Nie mają znaczenia. (I mówi to miłośniczka Made in Abyss)
np. spoiler! kliknij: ukryte Facetowi odcinane są nogi, ale za chwilę zostaje on uleczony. Komuś leci czarna maź oczu, ale okazuje się, że to pęknięcie naczynka w powiece i za chwilę już jest dobrze. Ktoś ginie spektakularnie. Ale to w sumie tylko avatar…
Bohaterowie są nierówni i ich charaktery są jakieś pokiełbaszone. Główny bohater robi najpierw za hikikomori. Izoluje się i ukrywa 6 lat w pokoju. A potem wychodzi sobie na zewnątrz jak gdyby nigdy nic.
Brat jest taki trochę wyprany z emocji. Myślałam że może asperger czy coś, ale za chwilę jest już zupełnie normalnym nastolatkiem.
Mamusia, Tatuś i asystentka… Wszystko patologia i popapranie. Nie będę się zagłębiać, bo są za bardzo powiązani z fabułą. Ale żadnego jakoś nie kupuję i przede wszystkim nie współczuję im. W ogóle coś jest dziwnego z patosem gry, z tekstami, mimiką, tempem akcji, że nie czułam się emocjonalnie wciągnięta w wydarzenia.
To znaczy byłam ciekawa owszem. Bo mamy jakąś tajemnicę i zagęszczającą się fabułę i wiele postaci, ale wszystko dzieje się dość szybko. Niby to plus, ale mi przypominało bardziej relację. Jakby oglądać czyjeś zdjęcia z podróży. Postaci jest za dużo. Pojawiają się tłumnie dostajemy ich jakąś historię i wkrótce nie mają w fabule już udziału.
Akcja jest przewidywalna mimo największych starań. Nie było efektu łał. Nic mnie nie zaskoczyło.
Końcówka mnie zaś drażniła, a najbardziej cały ten gówniany ojciec.
Wydaje mi się, że to zmarnowany potencjał, niemniej nie mam pojęcia, czy dałoby się tu coś uratować.
6/10
a ocenę zawyża muzyka z czołówki.
Ale nie da się zaprzeczyć, że jako bohaterka istotnie jest apatyczna, mimozowata i po prostu nijaka.
Cóż natomiast: .
Ja też tak robię. A także: I mnie zależy na tym samym. W nas wszystkich jest egoizm. Kiedy pracuję chcę być dostrzeżona i by moją pracę ktoś pochwalił. Gdy daję prezent chcę by druga osoba była zadowolona, wdzięczna i mnie lubiła. Gdy ktoś mnie prosi o coś, dostaję jakieś zadanie, to chcę się wykazać, Usłyszeć, że jestem bardzo dzielna, że sobie świetnie radzę, że jestem miła. Lubię być pochwalona za to, że wykazałam się jako gospodyni. To naturalne zachowanie. Nie wiem jak wam, ale mi jest przykro, gdy np. posprzątam, a nikt tego nie doceni. Gdy wpakuje się z brudnymi butami na umytą podłogę, gdy wstawi stos brudnych naczyń do lśniącego czystością zlewu.
Nie o motywację tu chodzi. Może o sposób zarządzania czasem? To czy się wpisuje w realia epoki czy nie mniej nas tu zajmuje. Mio jest po prostu NIEINTERESUJĄCA.
„Mój mąż tak ciężko pracuje, ja tez muszę się postarać” – i kurde uczy się chodzić w sukieneczce o zachodnim kroju. No co za poświęcenie. Dla fabuły jest ciekawa jak flaki z olejem.
Re: po 8 odc.
po 8 odc.
Zaczęłam oglądać, bo myślałam, że to jest coś w stylu od zera do bohatera. Bardzo lubię tego typu formułę. Gdzie ktoś jest w dramatycznej sytuacji, ale jest bardzo dzielny. A potem wykorzystuje jakąś swoją umiejętność i okazuje się w tym bardzo dobry. Tutaj bohaterka jest po prostu bardzo potulna. Cała jej osobowość i wola życia została stłamszona przez okrucieństwo rodziny. Myślałam, że jak trafi pod skrzydła narzeczonego to będzie powoli łamać jego lodowate obejście i burkliwość poprzez pracowitość. Myślałam, że zacznie gotować, sprzątać chatę, robić drobne naprawy, zajmie się rękodziełem, które potem będzie się sprzedawać na targu i okaże się hitem. Nic z tych rzeczy.
Na razie anime to jest pochwałą patriarchalnego społeczeństwa, usłużnych, grzecznych, cichych żon. Kobieta jest w porządku jak jest milutka, gotuje i dobrze wygląda w ciuchach od męża.
wahanie
Z przerwami.
Myślę, że to ciekawe anime. Rzecz w tym, że ten humor mnie nie bawi. Mam współczucie dla „wujka”, jest też trochę cringe'owy. Jego trudne smutne życie w świecie fantasy przyprawia nieco o ciarki. Gdybym miała nadmiar czasu i niedobór rzeczy do oglądania to może bym i ukończyła serię. Ale w obecnej sytuacji nie bardzo mi się chce.
Polecam by zerknąć i sprawdzić o co chodzi. Najśmieszniejsze jest to, co zostało zawarte (poniekąd zaspojlerowane) w recenzji. Czyli warto obejrzeć pierwszy odcinek nie wiedzac o serii zupełnie nic. I się ciut zdziwić może?
drobiazg
bez zakończenia
Jeśli chodzi o samą serię – ciekawa, szczególnie intrygujący jest białowłosy. Wydaje mi się, że to ktoś kto przeżył o wiele więcej niż normalnie człowiek jest w stanie dźwignąć. Poruszyło mnie to, że chłopcy (a przynajmniej jeden z nich) starają się trzymać zasad. Nawet w chwili gdy aż korci, by coś zmienić. Gdyby to był aktorski amerykański sf z, dajmy na to, Brucem Willisem, to przeszłość byłaby z pewnością pogmatwana. Tutaj okrutna prawda a jeszcze ten subtelny efekt motyla, jak niewielka ingerencja może zrujnować komuś życie. Cóż, tak czy siak jest interesująco.
Aczkolwiek… sprawy, które są przedstawiane sprawiają, że silnie sympatyzujemy z poznanymi bohaterami zdjęcia. Że im współczujemy. Sprawy są przypadkowo tak dobrane, że czujemy iż pewne kwestie są akurat w danym momencie kluczowe, że poznane decyzje zaważą o reszcie życia bohatera i ujmują za serce. To mnie odrobinę irytowało. Nie wiem czy wyrażam się zrozumiale… przypadkowo (?) zadania, których podejmują się chłopcy należą do takich, gdzie poznajemy Problem, w większości poważny i trudny do rozwiązania. Nie ma tutaj zadań zwykłych. Tak się wydaje, ale zadanie niesie ze sobą konsekwencje psychologiczne.
Współczuję czarnowłosemu, że wszystko odczuwa i że istotnie przeżywa fragmenty życia innych ludzi a szczególnie te właśnie ważkie problemy. A także współczuję białowłosemu, bo on to wszystko widzi także daleko naprzód. Notabene ciekawe jak bardzo naprzód. Jego moc jest mimo wszystko dość enigmatyczna, nie do końca rozumiemy jej zasady.
Dziwną sprawa jest istnienie wspominanego dwa razy tajemniczego mistrza, który zdaje się zna moc przenoszenia się w zdjęcie i ponadto uczy ciosu typu One PunchMan…
No i kwestię poznania się bohaterów, zniknięcia rodziców i przystąpienia do Akcji wchodzenia w zdjęcia – to wszystko jest podane po łebkach, tylko liźnięte. Nie przyjrzałam się, ale seria przypomina realizację jakiejś powieści czy mangi – ze środka fabuły i o tylko fragmentarycznie, jakby zachęcając inwestorów do utworzenia kolejnej serii.
Z rzeczy która mi ponadto przeszkadzała, jest to, że bohaterowie bezustannie chodzą w tych samych ciuchach. I to nawet na ujęciach sprzed kilku lat. I to (wiem, że to taki styl, ale mimo wszystko…) że prawie wszyscy mają czerwony „make up” pod oczami.
Podobał mi się opening – zarówno muzyka jak i animacja.
Oglądałam z chińskim dubbingiem i początkowo było mi dziwnie, z czasem się przyzwyczaiłam, ale podtrzymuję to co chyba pojawiło się już w komentarzach: chiński dubbing jest nieco wyprany z emocji. Japońskie anime jest o wiele bardziej ekspresyjne, zapewne stąd moje wrażenie. Gdy oglądałam Mo Dao Zushi to nie miałam takiego wrażenia.
Na plus oddanie introwertycznego charakteru Hitori. Jak wcześniej wspomniano pomieszanie autentyczności z przerysowaniem. Na scenkach z jej reakcjami osadza się 80% humoru, ale do końca sezonu pozostaje to w miarę zabawne. Zwłaszcza, że bohaterka przechodzi pewien progres. Przerywniki w postaci odmiennej grafiki – paradne ;D
Trochę żałuję, że jeśli chodzi o większość spotykanych postaci okazuje się, że świat jest mały i wszyscy się znają… no mam na myśli konkretnie dwa przypadki. meh
Zabawne było to, że tata Hitori pozostaje przez cały czas (celowo) bez twarzy. Lol. Nie wiem po co. Bo to niemal jedyny mężczyzna w tle?
Udany finał i zgrabne, sensowne prowadzenie fabuły. Postaci niezłe, najbardziej cieszyło mnie, że dziewczęta są bardzo wyrozumiałe i wpierające dla Bocchi.
Chyba mogę z czystym sercem dać 8/10 ;)
Chętnie obejrzę kontynuację, bo seria ma do tego potencjał
Re: 23
Poza tym projekty postaci są niezwykle ciekawe. Każdy jest bardzo wyjątkowy. Nie są o twarze kopiuj‑wklej. A poza tym ich wygląd nie ma nic wspólnego z charakterem – cudownie! Czasem po projekcie można zgadywać – o ten, czy tamten ma wygląd rzezimieszka, albo kombinatora i tym się właśnie okazuje. W tej serii nikt nie jest tym za kogo go uważamy… Przy czym tu bohaterowie zmieniają też strony jak chorągiewka na wietrze.
Początek obiecujący, później ilość absurdu i wyciskania łez robi się denerwujący. Sceny mi się dłużyły i bardzo chciałam znać już zakończenie. W sensie nie główny wątek, bo to było na swój sposób oczywiste, ale właśnie te wszystkie elementy po drodze. No i jak pisze Serene, nie zostają owe wątki wyjaśnione. Pozostawienie furtki dla kolejnego sezonu? ehm… nie wiem czy warto.
Chyba oceniłabym 7/10 za dobry początek, zamysł, świat i grafikę. Zawyżają ocenę. Sposób poprowadzenia akcji… 5/10 >_<
Re: kwestia Irumyui
Re: Pean pochwalny
Na pewno tak jest w:
- Bokura ga ita
słyszałam, że tak jest w:
- Orange
czy nie trochę
- Toradora? choć ten czworokąt jest trochę… skomplikowany
zdaje się, że w:
- Ookami Shoujo to Kuro Ouji
Część tropów zapożyczyłam z internetowych top10 shoujo clichees i ten motyw się powtórzył kilka razy. Czasem zdaje się zamiast być przyjacielem głównego bohatera, jest to przyjaciel z dzieciństwa głównej bohaterki.
trochę też jest tak w Hanazakari no Kimitachi e
, tworzy się trójkąt, ale jeden z boohaterów ustępuje. No i nieco w Yumeiro Pâtissière gdzie w którymś sezonie jeden z bohaterów mówi cichcem głównemu bohaterowi, że jak ów nie zadziała to on sam zacznie się starać o uwagę Ichigo.
No i w jakimś stopniu w: Ouran High School Host Club. W jednym z odcinków w ogóle pojawia się przyjaciel z dzieciństwa Haruhi. W każdym razie protagonistka jest parowana z Tamakim, ale w tle pewnym uczuciem darzą ją też bliźniacy i przynajmniej Kaoru zdecydowanie ustępuje miejsca.
2.
Coś w tym jest. Ale akurat ojciec mnie nie dziwi. Może nie do końca na temat, ale jak przeczytałam „Kwiaty w pudełku” ([link] to uznałam, że Japończycy mają zdumiewającą umiejętność zamiatana pewnych rzeczy pod dywan.
3.
Mnie nie szkoda, właśnie takie zachowania i charakter Anzu jako całość powoduje, że się w niej zakochują. A nie dlatego, że się zaczyna ubierać modnie i malować się.
Ale moim zdaniem nie dlatego, że oszałamia ją przystojność chłopaków (jak w Yamato Nadeshiko Shichihenge...), ale wie, że we wszystko są zamieszane czary. Ma też świadomość, że jest tylko nastolatką i mogłaby zrobić pod wpływem chwili coś, czego będzie potem żałować. Ona albo On. I wielokrotnie zżrzyma się na fakt iż rodzące się „uczucie” jest nierealne skoro w grę wchodzą czary. Jest ostrożna. Też byłam, póki nie uważałam, że jestem głupią nastolatką i z pewnością nie rozumuję logicznie.
Pean pochwalny
Zacznijmy od tego, że chyba nawet fani anime typu shoujo miewali myśli, że ten gatunek jest skazany na pewne schematy. Czy w komedii romantycznej da się uniknąć oczywistych klisz i chwytów? No ba! Choć chyba niewiele produkcji próbuje. Albo wychodząc z jednych schematów i tak wpada w drugie.
Przypomnijmy sobie zatem schematy szkolnych mang/anime shoujo:
1. Występowanie typowych eventów i lokacji:
Natsu‑matsuri (festiwal letni)/ szkolny festiwal‑dzień sportu/ wycieczka szkolna/ walentynki‑biały dzień/ Boże Narodzenie/ plaża‑basen/ park rozrywki – diabelski młyn/ karaoke/ onsen/ wspólny klub szkolny;
2. Typowe charaktery:
Niezdarna główna bohaterka, ale bardzo energiczna „genki”, ale zarazem słaba i niewinna, przeciętna z charakteru, spóźnialska, gapowata, często o słabej woli, braku inicjatywy, taka trochę bezwolna. Czasem bohaterka obrażalska – tsundere. On – Pan superpopularny otoczony wianuszkiem fanek. Jest tajemniczy nieco nieprzystępny, czasami łobuz albo playboy. Najczęściej w tle życiorysu widoczny dramat i trauma. Naturalnie mówimy o tym najgłówniejszym Panu Ikemenie, bo przecież wokół bohaterki w wersji reverse harem będzie więcej typowych podtypów.
3. Typowe zachowania:
• Niebotycznie zawstydzający problem z przechodzeniem na „Ty”;
• Bohater/bohaterka mieszkająca sama, rodzice pracują za granicą. Wiążą się z tym odwiedziny w domu i nocowano;
• Bieganie z tostem w zębach „Och nie! Spóźnię się, spóźnię”;
• Przyszpilanie bohaterki do ściany. Oparłszy się jedną ręką o ścianę bohater zawłaszcza przestrzeń prywatną bohaterki. Ten zabieg chyba nazywa się „Kabe‑don”;
• Bohaterka się potyka i On ją łapie/ przytrzymuje;
• Ciężka praca w spożywcza ku/ kafejce itp… druga zmiana;
• Chwytanie za nadgarstek i wyciąganie z tłumu;
• Wpadanie nosem w cycki, lądowanie na kimś, wpadanie przypadkowo w czyjeś ramiona;
• Bardzo przyjacielski, sympatyczny, ogarnięty i pomocny przyjaciel głównego bohatera, który nieszczęśliwie zakochuje się w bohaterce;
• Niemożność postawienia pewnych spraw jasno, brak właściwej komunikacji, niewyjaśniane nieporozumienia;
• Scena parasolowa;
• Scena bento. Typowe śniadanko z obowiązkowymi parówkami‑ośmiorniczkami i Omurise;
• Spanie na kolanach u drugiej osoby/ opieranie się o ramię w autobusie we śnie;
• Pocałunek „pośredni” poprzez napicie się z tego samego kubeczka;
• Wyjmowanie paproszka z włosów, usuwanie ziarenka ryżu z policzka. Bohaterka jest zmrożona bliskością, a On jawi się jako romantycznie delikatny;
• Bohater gorączkujący/zamroczony/pijany wyznaje coś czego potem nie pamięta;
Z pewnością znajdzie się tego więcej. Ale któż nie rozpoznaje większości z tych scen? Główna bohaterka anime „Romantic Killer” zna to wszystko. Jest fanką gier, (czekolady i kotów). Grała w tyle gier „otome”, że te schematy ma w małym paluszku. Czy jest zamkniętą w sobie aspołeczną hikikomori? Nic z tych rzeczy. Ma po prostu hopla z przerzutką na punkcie wcześniej wymienionych trzech rzeczy i ani myśli tego zmieniać. Nie wzdycha do nikogo, nie zazdrości bohaterkom gier, jest zadowolona ze swojego życia. Ale to ma się zmieni ć, bo otóż pojawia się magiczny stworek, który radośnie oznajmia, że oto Anzu Hoshino zostanie bohaterką romantyczną spotka wielu przystojniaków i z pewnością się zakocha. Anzu nie zamierza w to brnąć, ale zostaje niejako zmuszona, bo stworek odbiera jej wszystkie ukochane rzeczy.
Wiele schematów scen shoujo pojawia się i tutaj, choć lwia część tylko dlatego, że zostają magicznie sprowokowane przez Riri/Lili. Mało tego, bohaterka dostrzega to i najczęściej jest świadoma nierealności sytuacji. Hoshino stara się przeciwdziałać planom czaro‑stworka i postępuje dokładnie odwrotnie niż można się tego spodziewać po bohaterce shoujo. Cudowna, odświeżająca odmiana.
Ze scen klasycznie schematycznych pojawiają się natomiast głównie te sprowokowane przez Riri i bohaterka odznacza je w myśli na mapie typowych scen shoujo. Są to:
kliknij: ukryte - wyjazd rodziców i bohater mieszkający sam;
- wybieganie do szkoły z kanapką i słowami „och nie spóźnię się, spóźnię!”;
- lądowanie na obiekcie w dwuznacznej pozie w skutek potknięcia;
- scena parasolowa;
- wyjmowanie „czegoś” z włosów (Bogowie moja ukochana scena, nie mogę się nie uśmiechnąć XD)
- spanie trzymając obiekt za rękę;
Plus:
- karaoke, festiwal i praca w spożywczaku.
Co prawda w różnych seriach anime (przeważnie nie znam mangowych pierwowzorów) pojawiają się takie postaci, które może nieco odbiegają od schematu. Np.:
- Gekkan shoujo Nozaki‑kun (bohaterzy są dla siebie życzliwi, przyjacielscy, a Sakura nie jest głupia, tylko całkiem utalentowana i też nieco świadoma schematów shoujo z racji, że to jej ulubiony gatunek);
- Kuragehime (Bohaterka ma swoje hobby, lubi swoje życie i przerażają ją „normalni” ludzie, a w szczególności mężczyźni);
- Yamada‑kun to 7‑nin Majo (Shiraishi nie jest osobą, która nie radziła sobie z odpowiednią komunikacją – gdy jej uczucia stają się dla niej jasne nie zamierza ich ukrywać;
- Ore monogatari (Tu raczej mi chodzi o głównego bohatera niż o Nią. Takeo Gouda jest wyjątkowy);
Ale w „Romantic Killer” cała idea polega na tym by schematami się bawić, brnąć w nie, łamać i przy tym całkiem zgrabnie operować fabułą.
Co uwielbiam w głównej bohaterce to to, że jej charakter wcale nie przechodzi jakiejś drastycznej przemiany. To nie jest kopciuszek, który nagle ściąga okulary i przemienia się w piękną księżniczkę. Jeśli Anzu Hoshino ma ochotę to chodzi po domu w brylach i rozczochrana, w wygodnych gaciach i powyciąganych koszulkach. Nie rezygnuje z kocich drobiazgów (notabene uwielbiam design jej kocich bluz), ani nie porzuca gier odkrywszy, że jara ją bardziej życie towarzyskie. Nie. Zresztą ona nigdy specjalnie nie stroniła od znajomych, ma przyjaciółkę, a starą klasę z gimnazjum traktuje z dużą życzliwością. Chodzi o to, że Anzu jest dobra taka jaka jest i jej charakterowi nie ma nic do zarzucenia. Jeśli trzeba, potrafi być odważną, wspierającą dziewczyną, która doskonale zna priorytety przyjaźni i bardzo jasno stawia sprawy.
Wspaniałe było to, że od strony bohaterki nie ma nieporozumień. Utrudnia oczywiście fakt, że nie wolno jej mówić o magicznej stronie sytuacji, co jest dla niej bardzo frustrujące, kliknij: ukryte a gdy tylko nadarza się okazja wszystko sprawnie wyjaśnia.
I tak, jeśli chodzi o złamanie schematu, to w tym anime: (to może stanowić spoiler, więc ukrywam)
kliknij: ukryte - Bohaterka jest zaskoczona i zasmucona faktem, że jej rodzice wyjeżdżają do Stanów Zjednoczonych. Zresztą „Jak to?” – pyta sama Anzu – „Przecież tata jest tylko pracownikiem poczty. Nie zostawiajcie licealistki samej!!!”. Bardzo mi się podoba, że bohaterka pozostaje z rodzicami w kontakcie telefonicznym i informuje ich o wszystkim na bieżąco.
- Przyjaciel głównego bohatera jest sympatycznym gościem, który od razu oznajmia, że będzie mówił na bohaterkę per „Hosshi” (i to się nie spotyka z żadnym sprzeciwem), ale nie należy do haremu, między nim a Anzu nie ma żadnych romantycznych wycieczek.
- Praca w sklepie jest po to, żeby się czymś zająć, bo gdy bohaterka nie może grać w gry to się nudzi. Idzie więc na trochę do pracy i ma pieniądze na zakupy i albumy o kotach.
- Obecność Ikemena nie sprawia, że Anzu staje się nerwowa i głupiutka. Nie czerwieni się, nie zapomina języka w gębie. Oczywiście ma świadomość jego atutów, ale wygląd absolutnie nie jest dla niej priorytetem.
- Kazuki też mieszka sam, ale jak się okazuje są ku temu powody, całkiem realne. I to nie tak, że chłopak nie ma kontaktu z rodzicami. Poznajemy bliskich Hoshino, Kazukiego nawet widzimy rodzinę Junty i Saki (przyjaciółka). Nikt nie jest zawieszony w próżni, wszyscy mają swoje życie i nawet dalszych znajomych.
- Sam Kazuki okazuje się bardzo przyjemną postacią. Początkowo zdystansowany (co później też jest dokładnie wyjaśnione) w rzeczywistości okazuje się bardzo pomocny i grzeczny. To nie jest typ łobuza i gdyby nie wyjątkowa uroda, mógłby być zupełnie zwyczajnym… No dobra – świetnie gotuje, sprząta i znakomicie się uczy. Pan idealny (prawie jak mój mąż <3 <3 <3) Ale jego relację z Hoshino uznaję za zdrową.
Poza tym
Styl super‑deformed, miny bohaterki i jej reakcje autentycznie mnie bawiły. Gagi cudne. Zrozumiałe, że nie każdemu będzie odpowiadał ten typ humoru, mnie on przypasował bardzo. Rżałam szczęśliwa w głos w każdym odcinku i później z powodu kaca po‑ukończeniowego, natychmiast oglądałam poszczególne odcinki ponownie.
Fabuła też najzupełniej mi odpowiada. Najpierw poznajemy protagonistę nr 1, na którym skupia się 70% magicznie spowodowanych absurdów. Odgrywa on rolę mrukliwego playboya. Później pojawia się typ „przyjaciel z dzieciństwa”, którego życzliwość także staje się źródłem gagów. Jako trzeci dochodzi typ „księcia”, który wydaje się najbardziej schematyczny i nierealny i najbardziej tsundere (co również bohaterka dostrzega i jest kolejnym sposobem na rozbawienie widza). Jest jeszcze typ „wesoły, energiczny rozrabiaka”, w którego wciela się Riri/Rio w męskiej postaci, w celu skupienia na sobie zazdrości pozostałych i sprowokowania ich reakcji.
Gdy poznajemy traumę głównego bohatera, robi się trochę poważniej, ale sprawa nie jest czymś z czym rozprawia się heroicznie wyłącznie protagonistka. Gdy Anzu kliknij: ukryte zostaje lekko ranna i trafia na obserwację do szpitala, przybywają jej zatroskani rodzice, a także rodzina Kazukiego. Już wcześniej pojawia się siostra Kazukiego, poczuwająca się do opieki nad młodszym bratem. Moim zdaniem całkiem realistycznie. Trauma spaja w pewien sposób fabułę, jest jej istotną częścią. Pozwala tez ukazać bohaterów w sytuacjach bardziej życiowych niż komediowe.
Serii „Romantic Killer” daję 9/10 czyli najwyżej ile uznaję dla serii tego typu. Nie wiem czy kolejny sezon miałby szansę być równie udany, ale jeśli się pojawi to obejrzę bez względu na wszystko. Bawiłam się wspaniale i będę wyśpiewywać peany pochwalne wszystkim zainteresowanym.
kwestia Irumyui
kliknij: ukryte Przede wszystkim ustalmy fakty:
Dziewczynka należała do społeczności z brzegu otchłani, gdzie kobiety miały dość wysoki status jako rodzące dzieci. Matka Irumyuui posiadała bardzo wysoką pozycję dzięki temu, że powiła wielu synów. Irumyuui jako jej pierwsza córka początkowo cieszyła się względami, gdy jednak rada wioski uznała dziewczynkę za bezpłodną z miejsca stała się bezwartościowa. Wykorzystano ją jako ofiarę dla Otchłani i Irumyuui powędrowała razem z przybyłymi podróżnikami na dół.
Irumyuui przywiązała się bardzo do Vueko, która troszczyła się o nią i traktowała jak młodszą siostrzyczkę. Ale poczucie odrzucenia nie opuszczało Irumyuui i gdy wręczono jej artefakt spełniający życzenia spowodowało to, że jej ciało zaczęło się przekształcać i wydawać na świat stworzenia, które uważała za swoje dzieci. Życzenie było jednak wypaczone, czy przez wiek Irumyuui, przez właściwości Abyssu, czy dzieworództwo… Albo wszystko na raz stworzenia rodziły się, ale nie były zdolne do życia. Truchełka potraktowano jako ratunek dla umierających i głodujących podróżników zakażonych pasożytami. Dzieci Irumyuui istotnie uratowały chorych, ona sama zaś rozrastała się dalej, zwłaszcza, że Wazukyan dodał jej jeszcze dwa artefakty – kolejne „Kolebki Pożądania”.
W końcu Irumyuui osiągnęła rozmiary przekraczające zdrowy rozsądek. Przestała nawet przypominać żywą istotę, zatraciła możliwość komunikowania się, ale podjęła jeszcze jeden wysiłek by odnaleźć odpowiednie miejsce, usadowić się tam, rozrosnąć jeszcze bardziej i utworzyć w swym wnętrzu schronienie dla wszystkich.
Teraz bardziej przypominała pusty w środku pień drzewa, które żyje, ale jego żywot jest powolny i ospały jak stuwiekowego dębu.
Wnętrze Irumyuui stało się bezpieczne w tym sensie, że dawało ochronę przed stworzeniami Otchłani. Żaden potwór nie miał wstępu do środka, niemniej mogli tam wejść ludzie.
I teraz pytania:
1. Dlaczego Irumyuui ochroniła podróżników wewnątrz siebie? Stworzyła swoje ostatnie dziecię, czyli Faputę, w której umieściła wszystkie trzy artefakty, aby ta zgładziła wszystkich. I to jak wyszło później chyba również przybyłych do wioski później… Czemu ich chroniła? By żyli w strachu? By nie mogli kontynuować podróży? By udawali, że są jej dziećmi?
2. Czemu wszyscy, którzy weszli do wnętrza wioski przemieniali się? Czy Irumyuui w ten sposób spełniała ich życzenia? Czy odbierała im coś, czy wręcz przeciwnie? Czemu Vueko się nie zmieniła, ani Riko?
3. Wazukyan chciał tak naprawdę kontynuować wędrówkę w głąb Abyssu. Czemu tego nie zrobił? Bał się Faputy?
4. Czy narodziny Faputy nie spełniły niejako życzenia Irumyuui o potomstwie? Dlaczego Faputa przetrwała? Czemu nie umarła jak pozostałe stworki, bo Irumyuui nauczyła się jak ją odpowiednio stworzyć? Czy to przez przekazanie jej artefaktów? I czy po zrujnowaniu wioski czy Faputa nadal jest nieśmiertelna?
5. Równoważeniem w wiosce zajmowały się takie trochę duchy, emanacje, poprzednich dzieci Irumyuui. Czy chciała by życie w wiosce przebiegało sprawiedliwie? Nie ukarała tak nikogo za zbrodnie na jej dzieciach… Dotyczyło to najwyraźniej bieżących złych uczynków… Jak w ogóle, mieszkańcy wioski, mając świadomość, że za każdą wyrządzoną krzywdę spotka ich okrutna kara, jak mogli się dopuszczać krzywd na innych? Rozumiem jeszcze Maa, który najwyraźniej nie wiedział co robi. Jak 4‑latek. Czy pozostali mieli spaczone Otchłanią umysły? Czy zmieniły się nie tylko ich ciała, ale także rozum? Czy to były dzieci strącone w Otchłań przez mieszkańców skraju?
Najbardziej mnie męczy pierwsze pytanie. Na cholerę Irumyui zrobiła to co zrobiła? Po co dawać schronienie tym, na których chce się zemścić?
Re: Odcinek 3 - niekradnij
A za mną 12
Uhi – czyli niejako kapłanka bogini Guren Niang‑Niang zamieszkuje odległy pawilon pałacowy i mimo statusu cesarskiej małżonki w zasadzie nią nie jest. Jej rolą jest pozostać w odosobnieniu i służyć tajemniczej bogini.
Funkcja Uhi jest przekazywana przez lata wybranym przez boginię dziewczętom, a wiedza i moc scedowana jest na nie przez poprzedniczki. Nie inaczej było z Jusetsu.
Nic przyjemnego żyć samotnie, znosić obecność i widok zmarłych na co jest się wyczulonym i odczuwać co miesięczne bóle… Aaa i nie chodzi o miesiączkę XD
Trochę zatem można zrozumieć nieprzystępny charakter bohaterki. Ma 16 lat, jest zatem młoda, znosi swoje brzemię i stara się godzić z tym, że w zasadzie nie dane będzie jej prawdziwie żyć, ani nawet specjalnie długo.
I wówczas zjawia się młody cesarz, który obalił poprzedni rząd i ma sprawę do Uhi.
fabuła
Tu zaczyna się szereg mini‑kryminalnych spraw, dotyczących krążących po potężnym kompleksie pałacowym dusz. Wcale to nie dziwne, gdyż burzliwie dworskie życie produkuje całą armię trupów.
Jusetsu wykazuje tutaj moim zdaniem wiele współczucia. Dzięki wiedzy i mocy „kapłanki” odsyła kolejne dusze za morze/ do raju.
Sprawy nie są szczególnie zawiłe, często zajmują jeden/ dwa odcinki i stanowią w zasadzie tło dla duetu Jusetsu – cesarz. Z każdym odcinkiem uchylany jest rąbek tajemnicy dotyczący Uhi i jej roli.
Cesarz zaintrygowany dziewczyną oswaja ją jak dzikie zwierzątko. Przynosi w darze kolejne smakołyki i stara się ZAPRZYJAŹNIĆ. Dziewczyna zachowuje się jak typowa tsundere, niemniej trochę mnie to nie dziwi, skoro była nauczona, że cesarz nie powinien się z nią widywać, a ten uparcie do niej przyłazi, pod byle pretekstem.
Wciągnięta w kolejne sprawy Jusetsu poznaje ludzi, na których zaczyna jej zależeć, o których zaczyna się troszczyć i w zasadzie okazuje się, że jest dość szczera i prostolinijna. Może nieco obrażalska, ale potrafi przemyśleć sprawę i przeprosić. Trzymanie ludzi na dystans trochę jej nie wychodzi w czym upatruje własnej słabości, ale prędko się okazuje, że towarzystwo jakiejś żywej duszy (poza histerycznym kurakiem) bardzo ją krzepi. Można tej postaci nie lubić, może ona irytować, ale uważam, że taka właśnie ma sens.
Cesarz niby jest zajęty, ale bez przerwy fatyguje się by pogawędzić z Uhi. Jest taki wyrozumiały i dobry. Zupełnie nierealistyczny. Jego podwładni są czasem wobec niego bezczelni, zapominają o swoim statusie i pojawia się kilka sytuacji gdzie moim zdaniem za sprzeciwianie się cesarzowi powinni zostać ukarani. Ale cesarz to ignoruje.
Dwór jest wzorowany na klimacie a la Chiny. Pałac jest w istocie małym miasteczkiem gdzie każda z małżonek mieszka we własnym pałacu i jest otoczona przez damy dworu. Małżonek jest najwyraźniej wiele, choć poznajemy tylko kilka z nich. Po pałacu krąży też wiele eunuchów, cała armia urzędników. Panuje rozbudowana hierarchia. Każdy ma swój określony typ stroju w zależności od pozycji jaką zajmuje. Panie mają różnorodnie upięte włosy… Przemycane są wzmianki o trudach życia pałacowego, o pewnych poświęceniach aby zdobyć wyższy status dla siebie i rodziny. Wszystko to oszczędnie ale dość realistycznie.
Tylko cesarz nie przypomina człowieka z krwi i kości, a shounenowego ikemena – pana idealnego, który hasa po swoim pałacu i pochyla się nad maluczkimi.
Interesujące są opening i ending. W openingu wciąga mnie tembr głosu wokalisty, ale przewijam moment gdy zaczyna śpiewać „Mysterious”, bo wtedy melodia niepotrzebnie zmienia charakter. Ending jest hipnotyzujący i bardzo mi się podoba wstawka chińska.
Czy mogę komuś polecić to anime?
Cóż oceniam 6/10, traktując jako niezobowiązującą rozrywkę. Można obejrzeć dla projektu wizualnego głównej bohaterki i takiego trochę innego klimatu. Ale bez poczucia, że to będzie coś ambitnego, frapującego, czy niezwykłego.
przemiłe
Bardzo ładna animacja i kolorystyka. Postaci poruszają się wiarygodnie i wyglądają dość realistycznie – mam na myśli głównie proporcje. Widać to szczególnie w stosunku do dziewcząt, które często bywają w anime wychudzone. Zwróciłam uwagę w drugim odcinku na rozmawiające dziewczęta w strojach na wf. Wyglądają normalnie i naturalnie.
Niezwykle relaksujące. I długość odcinków sam raz!
na Lana Wangji mówię Gitara alb Lan‑chan
na jego brata mówię „Uśmiechnięty starszy brat”
Jiang Cheng to Chian‑chain
Nie Mingjue – to Rzeźnik Nie
Nie Huaisang – To Useless
Wen Ning – to Ciapek
Jin Ling – to Kurczaczek
Jin Guangshan – to Wachlarz
I jestem dumna, że po pierwszym sezonie ogarniam już który to który.
Pętle
Główny bohater wraca na rodzinną wyspę z Tokio gdzie ukończył liceum. Wraca gdyż w wypadku zginęła jego przyszywana siostra. Prędko się okazuje, że nie był to zwykły wypadek, a na wyspie zaczynają się dziać bardzo dziwne, niepokojące rzeczy.
W dochodzeniu do prawdy Ajiro Shinpeiowi pomaga młodsza przybrana siostra Mio i przyjaciele z dzieciństwa – rodzeństwo Sou i Tokiko. Nieocenioną pomocą okaże się również tajemnicza Pani Nagumo, dziadek Nezu. Policjant jest bezużyteczny. Taki spoiler.
Wszystko zaczyna się niejako od wyspiarskiej legendy jakoby gdy ujrzysz swojego sobowtóra – swój cień, czeka cię rychła śmierć…
Anime czekało w kolejce i uważam, że warte jest obejrzenia, jednak nie podzielam nazbyt zachwyconych opinii. Czytając entuzjastyczne komentarze, oraz achy i ochy chyba miałam nieco inne wyobrażenie.
Lecimy zatem od początku.
Minusy i plusy:
Pierwszy epizod tak naprawdę trochę mnie zawiódł. Nie znoszę scen wpadania nosem w biust i tutaj był on dla mnie bezsensowny. Tak samo kilka scen typu: muszę zajrzeć do łazienki kiedy siostra się kąpie, spektakularne slow motion z kadrem na majtki… Ja wiem, że te sceny w fabule miały swoje zastosowanie i swój sens, ale było to dla mnie szalenie niepoważne i można było się bez tego obyć.
Także motywy romantyczne kto się w kim kocha były dla mnie trochę męczące. Rozumiem, że bohaterowie to rówieśnicy, przyjaciele z dzieciństwa, wszyscy ze sobą zaprzyjaźnieni, powiązani i sobie bliscy. Jednak nudziły mnie wynurzenia i odejście od głównego wątku. Psuło mi to klimat. Czy istotnie martwiąc się, że giną ludzie, bliscy, przyjaciele, rodzina i próbując to powstrzymać zaprzątałaby waszą głowę potrzeba wyznania uczuć? W moim przypadku byłaby to ostatnia rzecz jaką bym zrobiła.
Kolejna sprawa to Nagumo‑sensei. Trochę ta postać była absurdalna. Pisarka, która zachowuje się jak tajna agentka, robi dziwne sceny, zamieszanie (to ostentacyjne otwarcie trumny na pogrzebie było bardzo nieodpowiednie), wygląda szalenie poważnie i profesjonalnie po czym wisi głową w dół z gałęzi drzewa. Biega ze spluwą i wielkim młotkiem i czyni szalone backflipy. Później wyjaśnia się jej osobliwość, ale pierwsze wrażenie było dziwne. I nadal trochę tej postaci nie kupuję.
Te elementy zaburzały mi odbiór. Sama fabuła i postępowanie głównego bohatera sprawdzały się świetnie. Ale wspomniane zabrudzenia psuły wszystko. Początkowo zamiast ekscytować się zagadką dziwiłam się ciągle, czemu to anime jest tak cholernie długie i kiedy wreszcie się skończy. Chcę wiedzieć jak się potoczy, byle szybko. Nie powinno tak być.
Wszystko przez to, że liczyłam na nieco melancholijne, kryminalne rozkminki i to może bez elementu fantasy, (nie doczytałam opisu serii) choć w praktyce szalenie lubię fantasy i sf więc nie powinno mi przeszkadzać.
Ciągle się zastanawiam czy to kwestia nastawienia, czy samego wykorzystania motywu cieni… W znaczeniu na początku poznajemy cień po prostu jako złowrogi byt, o morderczych zapędach, o pewnych cechach. Ale z czasem okazuje się, że niektóre cienie mają różnego rodzaju dodatkowe moce. Żeby nie było za łatwo. I jeszcze trochę tricków i skilli… I to przypomina wyciąganie piątego asa z rękawa. Eh. I dalej w las, im więcej epizodów, tym więcej supermocy o których wcześniej nie było mowy.
Gdzieś po 9 odcinku fabuła jakby się zagęszcza. Akcja pętli się wydłuża i zbieramy coraz więcej informacji. Zarówno strona „dobrych” i „złych” ewoluują i napięcie się kumuluje.
Podobały mi się niektóre decyzje, ochronne stroje (mogą wyglądać śmiesznie, ale kilka razy ratują życie), przedstawianie sytuacji większej grupie by zyskać więcej sojuszników, czy „niedziałanie pod wpływem instynktu/ impulsu”. Było też trochę scen pod tytułem: „przewidziałem, że tak zrobisz więc…” które lubię mniej, za to zdarzały się w zaskakujących momentach i odwracały kota ogonem.
Bardzo udane piosenki na opening i ending. Choć nie chciało mi się ich słuchać za każdym razem do końca.
Projekty postaci czy tła też przyzwoite, choć w scenach gdzie chciano podkreślić wyrazistą mimikę rozpaczy/ szaleństwa… wyglądało to jakby anime wyrzuciło na stół kartę swojego zapasowego rysownika. Te ujęcia były tak różne od pozostałych twarzy, że to aż raziło. Trochę jakby wyciąć kadry z „Isekai Ojisan”.
Denerwowały mnie płomienne przemowy i zapewnienia „Ochronię Cię!” – chyba najczęstszy tekst padający w całej serii.
W końcu rzecz dla mnie niezrozumiała, ale to już ukrywam, bo za duży spoiler.
kliknij: ukryte Oko Hiruko miał Shinpei – nie wiadomo dlaczego. Okiem Hiruko była Ushio‑cień, w zasadzie nie wiadomo dlaczego stała się Ushio właśnie. Hiruko miała bandaż na jednym oku. No to czemu się zrobiły dwa? Czemu dane Ryunosukego odbiły się i trafiły w siostrę?
Bo tak. To nie zostało wyjaśnione. Było tak, bo tak pasowało w fabule, ale nie ma to sensu.
Wreszcie zakończenie – którego w zasadzie oczekiwałam. kliknij: ukryte Na zasadzie, dobra skoro już wiemy wszystko cofnijmy się stosownie daleko i odkręcimy wszystko. Shinpei nie mógł tego uczynić. Takie ograniczenie odstała jego moc, by było ciekawiej, no i cool. Choć Hiruko twierdziła, że zwyczajnie on nie potrafi w pełni używać tej mocy.
Czemu Ushio‑cień nagle na końcu potrafiła cofnąć Shinpeia do początku? Teoretycznie było to zbędne. Skoro zmienili przeszłość tak bardzo, wszystko powinno się odkręcić automatycznie. Może. Osobliwe.
Cała seria wypada dobrze. Przyjmijmy, że generalnie wszystko się trzyma jakoś kupy, mamy całkiem spoko postaci i wciągającą fabułę. Warto przyjrzeć się pewnym elementom krytycznie ale jeśli komuś pasuje odrobina horroru i zagadki, to powinien przyjemnie spędzić czas. Ode mnie 8/10.
Z punktu osoby która nie zna pierwowzoru
Tutaj się liczy co kto komu powiedział i jak się zachował. W zasadzie tła, projekty postaci czy animacja ruchu są tutaj trochę nieistotne, wszyscy mogliby być bezkształtnymi Punpunami i wyszłoby na to samo.
Są serie, które muszą koniecznie być piękne i poprawnie animowane, bo inaczej gryzą w oczy. To wtedy gdy główną rolę odgrywa świat przedstawiony. Wówczas z kolei to co mówią postacie może nie mieć sensu, a i tak jest dobrze.
Tutaj mamy nastawienie na relacje. I pod tym względem anime nawet się sprawdza. Bez szału, ale jest dość interesująco.
Robotę robi oczywiście główny bohater, który bądź co bądź jest w mojej opinii socjopatą. W pierwszej serii nie było to tak widoczne, nie wiem czy celowo, w drugiej coraz bardziej się przekonujemy jak bardzo protagoniście zwisa to, co myślą inni. Działa według własnych założeń i realizuje zasadę minimalnej koniecznej interakcji. Nie odczuwa żadnej więzi z kolegami z klasy, ani też nie przejmuje go w istocie ich los, ale działa często na ich korzyść gdyż widzi w tym jakiś cel. Trochę mi przypomina głównego bohatera z Ajina, ale tamten miał w sobie mimo wszystko znacznie więcej przywiązania i targających nim emocji, a Ayanokouji jest trochę z nich wyprany, o czym dobitnie przekonują nas ostatnie odcinki.
Najlepsze jest to, że brak odczuć w stosunku do innych to miecz obosieczny, nikogo tak na prawdę nie darzy sympatią, ale także nikogo nie nienawidzi. Ktoś może być bardzo problematyczny i stwarzać problemy, ale gdy Ayanokouji się rozprawi z „problemem” nie oznacza to, że dana osoba przestanie być użyteczna.
Ani sympatia ani mściwość nie powoduje głównym bohaterem i bardzo mi się to podoba.
Reszta postaci jest raczej typowa, ale w relacjach z głównym bohaterem wypadają nie najgorzej. Jestem szczególnie zadowolona z postaci Horikity i Kouenjiego. Horikita wyciąga wnioski, poprawia swój stosunek do innych, nie jest tylko obrażalską tsundere, ma swój rozum. Blondas Kouenji jest bardzo ciekawy, ma wszystkich gdzieś i nie czuje potrzeby by tego zmieniać. Nie angażuje się w sprawy klasy ale specjalnie nie przeszkadza, zachowuje się neutralnie i nie szuka zwady. Uznałabym, że to raczej nietypowa postać. Kushida jest dziwna i nie do końca ją kupuję. Kei jest głupiutka i nie zupełnie mnie obchodzi. Ibuki też jest osobliwa. To dopiero tsundere! Wściekła jak osa i wierna jak pies. Ale nic o niej nie wiemy więc jej zachowanie jest dla mnie niejasne. Ryuen był super postacią, bo nie był tylko tępym tyranem gnębiącym innych dla przyjemności. Potrafił sprytnie knuć i z jakiegoś powodu klasa była mu wierna. A wydaje mi się nie tylko ze względu na jego siłę. Pod koniec jego charakter i motywacja zamiast zagęścić to się spłyciły i stracił w moich oczach jako antagoniasta.
Reszta postaci nie ma większego znaczenia, jest ich sporo, na razie poznajemy ich trochę pobieżnie. Ciekawą zbieraniną są wychowawcy, ale za mało o nich wiemy by cokolwiek wyrokować.
Generalnie drugi sezon był ok. Ale nadal 6/10 jestem zaciekawiona, ale nie oczarowana. Pewnie będę śledzić kolejny sezon, ale nie stawiam mu wysokiej poprzeczki.
Nie myśl o rzeczach niepotrzebnych...
Zaznaczam, że oglądałam wyłącznie anime i nie znam pierwowzoru, choć słyszałam, że i tak fabuła się rozchodzi względem pierwowzoru.
Pierwszy sezon to wprowadzenie oraz przebieg debiutu głównych bohaterów.
Drugi sezon niemalże w całości dotyczy prowadzonego przez Kate i jej pomocników śledztwa, co poprzetykane jest odrobiną retrospekcji do czasów Maryrose i Barbary tuż po ich debiucie.
Wiele się dowiadujemy, pojawia się coraz więcej szczegółów, coraz więcej wyjaśnień, a zarazem coraz więcej pytań. I bardzo dobrze, tajemniczość i urok serii zostają podtrzymane.
W pierwszej serii pierwsze skrzypce grała Emilco. Podobało mi się, że mimo wesolutkiej, beztroskiej natury bohaterka nie jest głupia. Była bystra, przede wszystkim spostrzegawcza, a jej działania wychodziły na jej korzyść. Mam na myśli to, że pochylała się nad każdym z życzliwością i empatią, co w zamian pozwoliło jej zdobyć nieocenioną pomoc sojuszników.
W tym sezonie zaś główną rolę mogę śmiało przypisać Kate. Jej umiejętności dedukcji, łączenia faktów, szczerej ocenie swoich możliwości i rozsądkowi. Podkreślane jest to, że wciąż jest dzieckiem, że jest niedoświadczona, brak jej wiedzy co usprawiedliwia niektóre decyzje. Tak czy siak ta postać jest znakomita i bardzo odpowiadało mi skupienie fabuły wokół niej.
Pojawiają się też drobne epizody dotyczące innych debiutantów z „rocznika” Kate. W tle nie brakuje też postaci drugoplanowych.
Informacje pozornie nieistotne są dawkowane nam równomiernie, dzięki czemu nasz wiedza dotycząca domu Shadow wciąż rośnie, nie ma natomiast zamętu i niepotrzebnych niejasności. Tak jak w pierwszym sezonie wszystko jest klarowne, cały postęp fabuły łatwo jej zrozumieć. Sprowadza się to w głównej mierze do relacji i rozmów z mieszkańcami domu Shadow.
Każdy odcinek oglądałam z dużym zainteresowaniem i satysfakcją. Szczególnie ujmuje mnie to, że początkowo widzimy dość sielankowe sceny z domu shadow, gdzie głównym celem życia „żywych lalek” jest sprzątanie i one to kochają, jak również swoich cienistych panów… A potem wychodzi coraz więcej zgrzytów tego życia, coraz więcej brudów i mrocznych tajemnic, co bardzo mi odpowiadało.
Z przyjemnością słuchałam za każdym razem utworu z wejściówki do drugiego sezonu, gdzie pojawiają się zdania takie jak:
- Napijmy się kawy…
- Ból, urazę, smutek zmieszajmy, zgniećmy i buzi na dobranoc.
- Nie myśl o rzeczach niepotrzebnych.
- Stańmy się jednością…
I w kontekście serii te teksty są bardzo wymowne i bardzo dwuznaczne ;)
Polecam całą serię, oceniam ją wysoko 8/10 i niecierpliwie czekam na kontynuację.
wow
Obejrzałam Liz to Aoi Tori już jakiś czas temu i przyznam, że nie zapadło mi jakoś intensywnie w pamięć. Dla mnie to spin off serii, którą lubię i doceniam jako muzyk. W tej kwestii jestem bardzo skupiona na animacji ruchu dłoni muzyków oraz wykorzystanych utworach. To, co się dzieje w fabule ma mi po prostu nie przeszkadzać w odbiorze przyjemnych obrazów. Chyba podchodzę do tego bardzo sensorycznie…
Pierwsza!
Natsume i jej przyjaciel Kouske mieszkali razem w jednym bloku. Obecnie przeprowadzili się w nowe mieszkania, a stary blok ma być lada dzień wyburzony. Dziewczyna nie może się z tym pogodzić, bo ze starym mieszkaniem wiąże się wiele wspomnień. Przychodzi wciąż do mieszkania ukochanego dziadka Kouske, który to dziadek opiekował się dziewczynką, gdy jej rodzie się rozwodzili i w domu było zamieszanie. O starych blokach krążą plotki, że są nawiedzone, więc koledzy z klasy Natsume i Kouske idą tam na polowanie. Dołączają jeszcze przypadkowo dwie dziewczynki z tego samego rocznika i cała gromadka ląduje na dachu budynku. Tam Natsume rozbiła obóz twierdząc ponadto, że budynek zamieszkuje jeszcze jeden Wysoki (Noppo) chłopiec.
Przez, nie do końca jasną sprzeczkę dawnych przyjaciół, która wynika głównie z niedopowiedzeń i wzajemnej troski, następuje fatalne w skutkach zamieszanie. Kończy się to przeniesieniem wszystkich łącznie z całym budynkiem na środek oceanu. Tak, żelbetowy budynek dryfuje sobie niczym statek po wodzie.
Teraz grupka znajomych musi przetrwać w bardzo osobliwych warunkach. Całe szczęście, że już zaczęły się wakacje…
Początkowo film bardzo mi się podobał. Ładna, płynna animacja, dość naturalnie rozwijająca się akcja, nieco fantastyki i odrobina zagadki. Między Natsume i Kouske jest chemia, ale to raczej kwestia bliskości jaką daje znajomość od dzieciństwa. Ta dwójka jest bardziej jak brat i siostra, zwłaszcza że oboje wciąż są w podstawówce. Reszta przyjaciół stanowi tło, czy przydatne? Czy konieczne? Dodają trochę ruchu na scenie i tyle. I dodatkowych emocji i sprzeczek, powodowanych zwłaszcza przez zauroczoną w Kouskem: Reinę.
Później następuje bardzo dramatyczna część pełna niebezpieczeństw, wątpliwości, wyznań, poświęceń i ciągnie się, ciągnie, ciągnie… Po pół godzinie zmagań zaczynam kibicować wzburzonemu morzu, a po godzinie wzdycham zerkając na zegarek i czekając kiedy wreszcie koniec. Serio, film można by skrócić o co najmniej godzinę. Jakby potraktować sytuację bardziej kompaktowo wymowa byłaby taka sama, ale seans nie byłby taki wyczerpujący. Kulminacja przeciąga się i napięcie wciąż podsycane męczy, a dramatyzm robi się pompatyczny.
Zastanawiam się wciąż nad pewnymi kwestiami, ale to już potraktuję, jako znaczny spoiler:
kliknij: ukryte - Mijane na wodzie budynki ewidentnie łączą się ze wspomnieniami Natsume. Basen, gdzie chodzili z Kouskem na zajęcia, dom towarowy gdzie w dziale z zabawkami kłócili się jej rodzice. Później to wszystko pochłaniane było przez czas? Niepamięć? Złe emocje? Co to miało symbolizować? Chyba nieubłagany czas, skoro noga Noppo skruszyła się ukazując pręt zbrojenia?
- Dlaczego fragment wesołego miasteczka, czyli diabelski młyn, pochodzący ze wspomnień Reiny miał swojego ducha, a inne budynki nie? Po co to w ogóle było? Można by się bez tego obyć, zwłaszcza, że scena z łapaniem naciągniętego kabla i łańcuchów powinna wszystkich tam pozabijać. Ja wiem, że całość była bardzo surrealistyczna, ale inne elementy do tej pory jakoś w miarę pasowały. Tylko tu absurd zaczął się nawarstwiać.
- Domek dopłynął do zaświatów dla domków i wszystko się skończyło dobrze. Czemu dzieci trafiły razem z nim na ocean? Bo domek czuł się osamotniony? Czemu w pewnej chwili w końcówce oparł się czasowi i ich… uratował? O co właściwie chodziło? Czemu Noppo mógł opuścić swoje lokum i przejść do domu towarowego? Czy to właśnie spowodowało zderzenia z pojawionymi znikąd budynkami? Czemu budynek najpierw po zderzeniu nabierał wody, a później mógł płynąć w zasadzie w połowie oberwany?
Mądre, życiowe kwestie, na które można tu zwrócić uwagę to:
- Fakt iż dzieci z rozbitych związków sądzą, że to ich wina,
- Gdy rodzice sobie nie radzą dzieci czują się zmuszone zająć ich miejsce i grać dorosłych,
- Dla niektórych osób nie ważne co zrobisz, jak miłą i pomocną osobą jesteś i tak będą cię obwiniać i traktować pogardliwie. Takie osoby trzeba olać i szkoda się starać.
- Stare domy mają duszę.
- Nie ważne czy ktoś jest twoją realną rodziną, ale jak go traktujesz i jak bardzo jest dla ciebie ważny.
Waham się przy ocenie. Może na zachętę 7/10 bo na swój sposób to była ładna, mądra bajka. I tylko trochę nudna.