x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Z drugiej strony to też całkiem możliwe, że jest właśnie tak jak piszesz. Kiepski dowódca, polegający wyłącznie na przewadze liczebnej i jakości wojska. Niewykluczone, że od lat stosujący uparcie tę samą taktykę frontalnej szarży, bez szczególnej finezji, opierając się na sile pierwszego uderzenia. Trudno mi w to uwierzyć, ale nie mogę tego wykluczyć. Znamy z historii starożytnej perskich królów, którzy prowadzili w pole potężne armie, które niby to miażdżyły wszystko i wszystkich na swej drodze. Co prawda tacy władcy zawsze dostawali w kość od słabszych przeciwników i to nie jeden raz, jak Kserkses czy Dariusz III stający przeciwko Grekom czy Macedończykom. A taki Andragoras nie dostał łupnia ani razu, aż do fatalnego końca, co stawia go o niebo wyżej zarówno od Kserksesa jak i od Dariusza, bo ci obrywali równo, mimo posiadania przygniatającej przewagi nad przeciwnikiem.
Jak by nie było, na dwoje babka wróżyła. Wolę swoją interpretację, ale i Twojej nie mogę odmówić rozsądku. Gdybyśmy tylko znali prawdziwą historię królestwa Pars i dokonań wojennych Andragorasa… Kusi mnie, żeby znowu sięgnąć po wersję z 1991 roku i przypomnieć sobie, jak tam pokazano tę bitwę i osobę króla. A że mam wrażenie, że nowa wersja anime jest robiona dla widza o kilka lat młodszego niż w przypadku wersji poprzedniej i opiera się na innym materiale źródłowym, niewykluczone że tu i tam inaczej rozłożono militarne akcenty, albo zawarto więcej informacji wskazujących na to, czy król faktycznie był złym dowódcą, czy po prostu tego szczególnego dnia podejmował wyłącznie złe decyzje.
Kiedy odświeżę sobie starą wersję Arslana, wrócę do tego wątku i podzielę się uwagami.
Re: Przerost formy nad treścią
To bardzo zabawny tekst, ale nie pełni praktycznie żadnej funkcji informacyjnej. Treści merytorycznych jest tu jak na lekarstwo, a i te trudno zauważyć, zamaskowane bogactwem formy, szyderstwem czy ironią. Drastyczna różnica w porównaniu z bogactwem rzetelnych informacji i opinii popartych rzeczowymi argumentami, jakich zwykle dostarcza lektura recenzji na tanuki.
Powtórzę: uważam, że ten tekst nie powinien znaleźć się wśród tanukowych recenzji. Jego miejsce, z oczywistych względów, jest gdzie indziej: w dziale rozrywkowym, „po godzinach” i temu podobnych – tam, gdzie mógłby zostać należycie doceniony. Tutaj natomiast, żeby dowiedzieć się czegoś konkretnego na temat tej produkcji, wiarygodnie podanego, musiałbym szukać informacji w innym miejscu w sieci i pewnie niejeden czytelnik tak właśnie zrobi. Czy taki efekt powinny wywoływać recenzje na Tanuki? Nie sądzę. Gdybyż jeszcze w nagłówku znalazło się kilka słów od redakcji, sugerujące kontekst z niedawnym Prima Aprlis…
Porzucenie Reiko uważam za najgorszy z wyborów dokonanych przez autora, ponieważ jest to postać fascynująca i to właśnie jej relacje z Shinichim pozwoliły chłopakowi przyswoić prawdę, że sprawa z pasożytami nie jest czarno‑biała, a przeciwnik inteligencją nie ustępuje jemu samemu. W jakimś sensie faktycznie okazała się być dla bohatera nauczycielką. Wielka szkoda, opłakiwałem ja bardziej niż przyjaciół i rodzinę chłopaka.
A jeśli przeszkadzały Ci ekologiczne odloty w dwóch ostatnich odcinkach, to co mam powiedzieć ja, obserwujący jak elita oddziałów specjalnych, zamiast nacisnąć spust i zabić śmiertelnie groźnego przeciwnika, pozwala mu na wygłaszanie politycznej przemowy, a nawet wdaje się z nim w pyskówki? Jak w serialu o superbohaterach, gdzie każdy kluczowy pojedynek musi zostać poprzedzony tyradą o „wartościach”. Albo fakt, że wygraną z najtrudniejszym przeciwnikiem Shinichi zawdzięcza nie sobie, nie wysiłkowi, nie poświęceniu, nie cechom charakteru, a wyłącznie ślepemu losowi, bo gdyby na nielegalnym wysypisku w lesie leżał gruz z rozbiórki chlewika, a nie odpady toksyczne, serial zakończyłby się przed czasem.
Ale tak czy owak, dobry serial i zgrabnie opowiedziana historia. W przyszłości chętnie obejrzałbym coś podobnego.
PS Nie mogę pozbyć się wrażenia, że gdyby pasożyty zastąpić wampirami, otrzymalibyśmy dokładnie tę samą opowieść. To wypisz, wymaluj gotowy scenariusz do gry RPG w realiach „Wampira: maskarady”. :)
Re: Dobry film, oryginalna historia, a do tego japoński Gandhi w roli głównej
Re: Dobry film, oryginalna historia, a do tego japoński Gandhi w roli głównej
Tak czy owak, Japończycy traktują Amerykanów jak największego sojusznika i gwaranta pokoju, stąd słowo „okupacja” wydaje mi się ostatnim określeniem, jakie powinno zostać użyte. Do tego, w kontekście sprzeciwu Japończyków przeciwko tej „okupacji” w filmie jest mowa jedynie o pokojowych demonstracjach przeciwko obecności Amerykanów, które to demonstracje regularnie zdarzają się i dzisiaj, zwłaszcza na Okinawie, która dużo wycierpiała z rąk amerykańskich podczas wojny. Ale zastrzegam, to tylko moje przypuszczenia, bo nie znam mangi i kto wie, co tam autor wymyślił i co nawyczyniali jego papierowi Amerykanie.
Chińczycy z drugiej strony… W ich interesie jest jak najbardziej wyrwanie Japonii z amerykańskiej strefy wpływów i oto nadarzyła się okazja. Jak znam realia to ich pomoc wcale nie okazała się bezinteresowna. Niewykluczone, że domagali się cesji tych czy innych terytoriów, korekty granicy morskiej, usunięcia baz amerykańskich z Japonii i innych podobnych ustępstw. Nie wątpię, że Japonia nie zamierzała ustąpić. Przypuszczam, że w odpowiedzi Chiny zdecydowały się powołać na zajętych przez siebie terenach posłuszny japoński „rząd”, który zgodzi się na te warunki. Może nawet będzie skłonny zwrócić się ku sojuszowi z Chinami? Czy w takich warunkach amerykańskie wojsko powinno wycofać się ze „swojej” części Japonii, podczas gdy Chińczycy stoją pod bronią po drugiej stronie zatoki? Łatwo mogę sobie wyobrazić co by się stało. Chińskie wojsko, na prośbę „sojuszniczej” części Japonii i jego „rządu', wkroczyłoby żeby „zjednoczyć” kraj, oczywiście pod swoim berłem. Byłaby to dokładnie ta sama sytuacja co w podzielonych Niemczech podczas zimnej wojny, gdzie na terytorium RFN stała połączona armia sił NATO, żeby powstrzymać Układ Warszawski przed myślą o „zjednoczeniu” Niemiec. I to byłaby odpowiedź na pytanie, dlaczego Amerykanie nie wycofali się z Japonii po piętnastu latach i dlaczego utrzymują pełną kontrolę nad ruchem granicznym. Przynajmniej tak myślę, wyciągając wnioski z nie tak odległej historii Europy, gdzie mieliśmy podobną sytuację i gdzie nic dobrego z tego nie wynikło.
Wybacz, rozpisałem się, ale mam dzisiaj wolne i nic ciekawszego do roboty, a temat wydał mi się na tyle ciekawy, żeby puścić wodze wyobraźni. :)
Dobry film, oryginalna historia, a do tego japoński Gandhi w roli głównej
Chcę jednak przestrzec potencjalnych widzów sugerujących się recenzją i spodziewających się w filmie czegoś z ducha japońskiego rewanżyzmu (recenzent pisze o bezpardonowej amerykańskiej okupacji, co moim zdaniem jest jaskrawym nieporozumieniem): nie ma tu niczego o Złych Amerykanach, Wybranym Narodzie Japońskim i temu podobnych czarno‑białych tonów. Przedstawiona sytuacja podziału wysp między dwa mocarstwa nie postała drogą okupacji, a na skutek scedowania uprawnień aparatu państwowego przez Japonię na rządy dwóch mocarstw udzielających pomocy humanitarnej upadłemu krajowi, niezdolnemu do dalszego samodzielnego istnienia, a później przeprowadzających gigantyczną akcję odbudowy kraju ze zgliszczy. Co prawda zobaczymy wojska amerykańskie pakujące do skrzyń skarby kultury japońskiej i wywożące je w bezpieczne miejsce, ale to normalna procedura w czasie katastrof żywiołowych. Poza tym, skąd mieli listę, co i skąd zabrać? Nie napisało jej przecież CIA przed laty i nie trzymało w szafie, na wypadek inwazji na Japonię: dostarczyli ją Amerykanom Japończycy, prosząc o pomoc w ratowaniu dziedzictwa narodowego.
A dlaczego Chińczycy i Amerykanie nie wycofali się z Wysp Japońskich i piętnaście lat po katastrofalnym trzęsieniu ziemi wciąż sprawują kontrolę nad podzieloną Japonią? Dlaczego wciąż sprawują kontrolę nad swoją częścią japońskiego terytorium, zamiast spakować się i wrócić do domu? Kluczem wydaje się zrozumienie, że film jest projekcją japońskich lęków, wynikających z historii militarnej i politycznej związanej z końcem drugiej wojny światowej i zimną wojną. Rozpad kraju i jego podział na dwie części obserwowali Japończycy na przykładzie Korei i Wietnamu, a w Europie – Niemiec. Podobny los mógł spotkać Japonię, na szczęście udało jej się tego uniknąć i co by nie mówić, dobrze na tym wyszła. Ale przecież coś z tych lęków pozostało i cały czas wraca w filmach, książkach, komiksach. Mogę się domyślać, że w tej części historii, która nie został zekranizowana, główny bohater będzie podejmował działania zmierzające do połączenia obu części Japonii i odzyskania przez nią niepodległości. A jeśli wziąć pod uwagę, że główny bohater to praktycznie japoński Gandhi, obdarzony charyzmą, bezpośredni, prawy, szczery i wyrzekający się przemocy, mogę być spokojny, że nie zobaczylibyśmy go na ekranie, jak z hachimaki na skroniach i mieczem w doni prowadzi atak powstańców na amerykańskie czy chińskie umocnienia.
Czerpałem wielką przyjemność z oglądania Genichirou Ryuu, obserwowania jego działań, bycia świadkiem niezłomnej postawy, prawego i otwartego na ludzi charakteru. Nie dość, że bohater wypadł przekonująco i wiarygodnie, to chwilami autentycznie go podziwiałem. Pokojowy Marsz Osiemdziesięciu Tysięcy wywarł na mnie naprawdę wielkie wrażenie, łącząc specyficzny rodzaj japońskiego ducha, gdzie wszyscy współpracują ze sobą dla dobra społeczności jak jeden organizm i są skłonni do poświęceń, z pacyfizmem oraz z gandhijskim spokojem i filozofią biernego oporu. Już dawno nie kibicowałem tak bardzo żadnemu bohaterowi anime życząc mu, by dopiął swego i droga, którą obrał, okazała się słuszna; to było bardzo przyjemne, bo niespodziewane uczucie.
Re: gorszy niż część pierwsza
Ja doceniam je również dlatego, że do ich pokazania nie zastosowano paskudnego szybkiego montażu (pokazać rękę w zbliżeniu , cięcie, pokazać nogę, cięcie, pokazać grymas twarzy, cięcie, pokazać w półplanie przeciwnika zginającego się po ciosie, cięcie ) stwarzającego złudzenie, że aktorzy naprawdę toczą pojedynek i coś tam potrafią. Dzięki tej technice byle cieć może zagrać mistrza sztuk walki; nie znoszę oglądać tego na ekranie, a w kinie zachodnim to już jest w zasadzie standard.
Na szczęście w „Kenshinie” postaci niemal bez wyjątku walczą w pełnym planie, walki nie są przerywane cięciami, bo aktorzy posiadają wystarczające umiejętności do tego, by nie trzeba było maskować ich nieudolności. Zastosowano za to manipulację polegająca na przyśpieszeniu wyświetlania ilości klatek na sekundę, ale znów w pełnym planie, niczego nie maskując i nie ukrywając, dzięki czemu postaci atakują czy poruszają się „błyskawicznie”, na modłę superumiejętności z mangi czy anime. W pełni akceptowalne i dobrze wykonane. Jeśli dodać do tego dobrego operatora,a film ma tak wiele malowniczych ujęć, że powinien dostać nagrodę na zdjęcia, to przyjemność z oglądania na ekranie walki na miecze niemal nie ustępuje tej, jaką mam z oglądania filmów samurajskich z lat pięćdziesiątych.
Re: Bieda (trochę przewrotnie, a trochę też głos rozsądku)
Kto by pomyślał: pod sam koniec sezonu nieoczekiwanie powrócił ekscytujący klimat z pierwszej serii, a bohaterowie znowu mają nadrzędny i wyraźny cel, zamiast kręcić się w kółko, bez ładu i składu, od przypadku do przypadku, w pogoni za niczym. Nie żeby pomogło to samej opowieści, bo na naprawę szkód jest już za późno, ale może przynajmniej usunie to paskudne poczucie niesmaku po fabularnej papce, jaką w tym sezonie raczono nas do tej pory.
Pytając o kontekst miałem na myśli to, czy symbol pojawia się w kontekście militarnym czy całkowicie oderwanym od wojska i wyłącznie dlatego, że jest na nim miś, np jako obrazek na opakowaniu proszku do prania. Zakładam, że zachodzi pierwsza ewentualność.
Jak sądzę, Inter. dał jasno do zrozumienia, że dokonuje tu własnej interpretacji, nie wnikając w to, co miał lub mógł mieć na myśli Lech Wałęsa, albo sam gdzie usłyszał te słowa, bo to wie tylko Pan Prezydent (i jego mocodawcy z SB, jeśli wierzyć Antoniemu „Gdzie moje tabletki” Macierewiczowi).
Inna sprawa, że gdybyś to Ty rzucił hasło „zbudujemy w Polsce drugą Japonię”, podejrzewałbym raczej, że nie masz na myśli dynamicznego rozwoju przemysłu elektronicznego, motoryzacyjnego i ciężkiego, opartych na nowych technologiach, a rozwój wytwórni filmów animowanych, z naciskiem na działy zajmujące się tematyką yuri. Kto wie? Może wtedy mielibyśmy „Przygody Bolki i Lolki”, a zamiast skośnookich arashi‑misiów‑yursiów moglibyśmy pochwalić się jakimś smakowitym pairingiem Uszatki z Colargollą? Naprawdę, nie obraziłbym się, gdyby tak się stało. :)
Re: Bieda (trochę przewrotnie, a trochę też głos rozsądku)
Nie mamy jeszcze nawet choćby cienia technologii, które by nam umożliwiały choćby jeden procent tego, co sugeruje serial. Magiczna przyczyna tego stanu rzeczy (w sensie: nie doszukujmy się tu logiki, skoro nastąpił oczywisty cud), o której napisał Daerian, jest bardzo dobrym wyjaśnieniem i można przyjąć bez bólu głowy. Bo autor tak chciał, bo mu było wygodnie, a może po prostu nie potrafił wymyślić żadnej przekonującej intrygi i w opowieści po prostu pominął wstęp, od razu przechodząc do rozwinięcia.
Jeśli już koniecznie chcielibyśmy szukać w miarę rozsądnego i choć trochę zbliżonego do poziomu technologii wyjaśnienia tego, co się właściwie stało, widzę tylko jedno wytłumaczenie: postaciom graczy tylko wydaje się, że zostały przeniesione z realu a tak naprawdę nigdy nie były żywymi ludźmi. Są niczym innym jak sztucznymi osobowościami, konstruktami stworzonymi przez autorów gry, szukających materiału na idealnych NPC czy testujących nową wersję gry. Wyposażeni w sztuczne wspomnienia nie są tego świadomi i w swoim najgłębszym przekonaniu byli (są) ludźmi, podobnie jak jak androidy Rachel i Deckard w filmowym „Blade Runner”. Ich wewnętrzne uwarunkowania zapobiegają zbytniemu zaprzątaniu sobie głowy powrotem, bo to stałoby w sprzeczności z zamierzeniami programistów, chcących zatrzymać graczy w cyfrowym świecie i zmusić ich od odegrania przeznaczonych wcześniej ról. Dlatego postaci w grze praktycznie nie zastanawiają się nad tym co się stało i jak to odwrócić, a koncentrują się na dostosowaniu do nowej sytuacji.
Tu również pojawia się wspaniała okazja do opowiedzenia porządnego dramatu, gdy garstka sztucznych osobowości raptem odkryje prawdę o sobie i rzeczywiście zapragnie człowieczeństwa i życia w realu, jak ludzie, za których się uważały. A do tego serwer za pół roku zostanie wyłączony i ich życie dobiegnie końca. Będą chciały wyrwać się z cyfrowej powłoki i zaprogramowanego przeznaczenia, żyć, przetrwać w prawdziwym ciele. Znowu, podobnie jak w „Blade Runner”. Shiroe jak Roy Batty prowadzący grupę przyjaciół ku wolności i długowieczności, i podążający za nimi bezwzględny łowca Rick Deckard – sam również konstrukt i android, choć jeszcze o tym nie wie. :)
:)
Innymi słowy: zwycięstwo zwolenników HR nad marudami byłoby większe od tego pod Grunwaldem. :)
Oczywiście, niektórzy faceci piszą negatywne komentarze, jak zawsze, jak w przypadku każdego anime, ale jak widać na przytoczonych przez mnie przykładach, gdyby doszło do walnej bitwy miedzy facetami piszącymi negatywne komentarze dotyczące Haibane Renmei a facetami nastawianymi do tego tytułu negatywnie, to „siły dobra” walczące pod sztandarami z napisem „HR rulez!” miałyby miażdżącą przewagę. Wydusilibyśmy te kręcące nosem marudy jak wszy! ;)
Wyrok na Machiko: swobodny dryf myślowy.
Tak czy owak, byłem pełen wątpliwości co do wyroku wydanego na kobietę aż przypomniała mi się scena, w której asystentka czyśćcowego barmana próbowała szukać dla postępku Machiko okoliczności łagodzących i wysunęła sugestię, że jej zdaniem nie było mowy o romansie, a jedynie o pojedynczym skoku w bok (jakby to cokolwiek zmieniało). Że Machiko nie zdradzała Takashiego na okrągło, a uczyniła to tylko jeden jedyny raz. Tu pokazano nam króciutką retrospekcję i Machiko łóżku z mężczyzną, tuż po seksie. Pełną wyrzutów sumienia z powodu tego co przed chwilą zrobiła, wyglądającą tak, jakby zbierało się jej na płacz. Jej żal z całą pewnością był szczery, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.
[link]
Kluczowa jest odpowiedź na pytanie, kim jest mężczyzna, z którym zobaczyliśmy w łóżku z Machiko? Na zdrowy rozum, na co wskazywałyby słowa asystentki i kontekst fabularny, to wspomniany kochanek, przygoda na jedną noc. Poszła z nim do łóżka i już po wszystkim dopadły ją wyrzuty sumienia. To wskazywałoby, że wcale nie była dziwką, a jedynie zwykłą, niedoskonałą śmiertelniczką, która okazała chwilę słabości. Tyle że jeśli faktycznie tak było, to dlaczego w tej scenie Machiko ma na palcu obrączkę? Tę samą, którą widzimy na jej palcu w zaświatowym barze? A dłoń z obrączką możemy zobaczyć wyraźnie na pierwszym planie, co pozwala zakładać, że nie znalazła się tam przypadkowo.
[link]
Skoro Takashi i Machiko trafili do baru jako nowożeńcy, ile czasu minęło od ślubu do zdrady? Kilkanaście dni? Kilka tygodni? Miesiąc? Dwa? Czy to aby nie za wcześnie na skok w bok, na „chwilę słabości”? Jaki trzeba mieć charakter, żeby zaraz po ślubie spuścić do klozetu słowa przysięgi „ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską”? Jeśli Machiko puściły hamulce zaraz po ślubie, co byłoby za pół roku, za rok czy za dwa? A może kobieta w ogóle nie ma hamulców? Może Takashiemu należałoby tylko i wyłącznie współczuć, skoro jego podejrzenia wobec do żony były jak najbardziej słuszne?
Może.
Dla porządku załóżmy drugą, mniej prawdopodobną wersję, że mężczyzną, którego zobaczyliśmy w łóżku z Machiko, był jej mąż Takashi, a scena w sypialni rzeczywiście miała miejsce po ślubie, na co wskazywałaby wspomniana obrączka. Jeśli tak było, to dlaczego akurat tę scenę przywołano w kontekście niewierności kobiety? Skąd u niej żal i wyrzuty sumienia w małżeńskiej sypialni, skoro ślub i słowa przysięgi pozwoliły jej zostawić przeszłość za sobą i zacząć nowe życie z czystym kontem? Czy nie powinna być teraz wolna od poprzedniego życia i szczęśliwa, zamiast się dręczyć? Jakie znaczenie dla jej (ich) przyszłego szczęścia mogło mieć to, że wcześniej, jeszcze jako niezamężna kobieta poszła do łóżka z innym facetem? W końcu nie ona jedna, to nie dziewiętnasty wiek. Jaki mogła mieć powód by zaraz po ślubie, w łóżku, u boku ukochanego, odczuwać gorycz, walczyć z wyrzutami sumienia? Przychodzi mi na myśl jedno najbardziej prawdopodobne wytłumaczenie: dopiero co dowiedziała się, że jest w ciąży, a z obliczeń jasno wyszło jej, że to nie Takashi jest ojcem dziecka. Teraz wbrew wszystkiemu, a przede wszystkim wbrew temu, że po ślubie naprawdę chciała zacząć z czystym kontem, do końca życia będzie musiała okłamywać męża, a później również syna czy córkę, modląc się, by prawda nie wyszła na jaw.
Czy takie wyjaśnienie znaczenia sceny łóżkowej i w jej kontekście – wyroku skazującego Machiko na Niebyt, wydaje się prawdopodobne?
Być może ponosi mnie wyobraźnia, być może obrączka znalazła się w scenie łóżkowej w wyniku błędu rysownika, przegapionego przez reżysera. Może. Ale jeśli mam rację, to mówienie o tym, jakoby Takashiego brak zaufania dla żony źle o nim świadczył i mógł rzucić cień na pożycie obojga i ich przyszłe domniemane szczęście, co pojawiło się w m.in. w komentarzach poniżej, wydaje mi się być dla zdradzonego mężczyzny więcej niż krzywdzące. W świetle tego, że Machiko zdradziła męża od razu po ślubie lub że nosi w łonie nie jego dziecko, poczęte tuż przed przed ślubem, z innym mężczyzną, jasnym jest, że Takashi miał rację i intuicja go nie zawiodła: żona nie była mu wierna, nie była godna zaufania i dała temu świadectwo zanim jeszcze zdążyły zwiędnąć kwiaty z weselnego bukietu. I jeśli choć część z tego, co napisałem na podstawie króciutkiej retrospekcji z życia erotycznego Machiko, odpowiada prawdzie, rację miała filmowa Nona: młoda asystentka zaświatowego barmana musi się jeszcze dużo nauczyć o ludziach i ich charakterach, zanim zacznie wydawać sądy.
cdn.
Z drugiej strony, jeśli to buddyzm czy hinduizm, to odesłanie w niebyt i przerwanie cyklu reinkarnacji stanowiłoby najwyższą nagrodę, a nie karę, tylko czy bohaterka zasłużyła na nagrodę i zbawienie? Z drugiej strony, wygrała grę, więc nagroda byłaby wskazana. Tyle że znowu: czy barman w ogóle wspomniał o jakiejkolwiek nagrodzie za wygraną?
Tak naprawdę czort wie, jak jakie zasady obowiązują w ginkobarze. Bardzo prawdopodobne, że mamy tu do czynienia z jakimś miksem religijno‑filozoficznym. Niewykluczone, że coś się wyklaruje w kolejnych odcinkach albo ktoś dogrzebie się w Sieci jakichś wyjaśnień ze strony twórców serialu, a na razie mogę wyłącznie zgadywać, a pole do interpretacji jest szerokie.
Mam wrażenie, że mamy tu do czynienia z koncepcją losu duszy po śmierci zbliżoną do hinduizmu czy buddyzmu. Reinkarnacja nie oznacza przecież, że zostajesz nagrodzony kolejnym życiem. Jeśli twoja karma była zła, możesz wcielić się w gorszy byt i zaznać cierpienia większego niż to, które sam zadałeś innym. Z godnie z tym reinkarnacja może być surowszą karą za złe uczynki niż chrześcijańskie Piekło i niewykluczone, że los odrodzonego po śmierci bohatera będzie naprawdę do pozazdroszczenia.
Re: AW YISS.
Swoją drogą, sugestia, że po śmierci można zmienić karmę i dzięki wygranej grze uniknąć losu, który sami sobie zgotowaliśmy podłymi uczynkami w doczesnym życiu, wydaje się aż za dobra, żeby była prawdziwa. Na miejscu graczy (tych i przyszłych) podejrzewałbym raczej, że gra od początku jest ustawiona i tak naprawdę jej wynik nie jest w żaden sposób istotny, bo karmy przecież nie zmienimy i żaden barman – nawet były mushishi – nie będzie o tym decydował. Być może to sama ostateczna konfrontacja partnerów jest tu najważniejsza, zerwanie zasłony kłamstw, za którą partnerzy ukrywali przed sobą nawzajem prawdę o tym, jacy są w rzeczywistości. Bo jeśli nie teraz, to kiedy? Przecież innej okazji nas szczerość, choćby i wymuszoną, już nie będzie. Los postaci jest przecież już i tak z góry określony.
Oczywiście, że nie jest fajnie dowiedzieć się, że np. twoja słodka i niewinna żona w rzeczywistości była kłamliwą, zdradliwą i łajdaczącą się dziwką, ale może zdarcie tej zasłony kłamstw już samo w sobie jest dla okłamywanych pośmiertną formą wyrównania krzywd, dla kłamiących – karą, zdemaskowaniem?
Pewnie niepotrzebnie dorabiam tu całą tę filozofię, ale chętnie obejrzę kolejny odcinek żeby przekonać się, kto tym razem trafi do tej wyrafinowanej izby duchowych tortur i w jaki sposób Ginko wyciągnie z niego to, co najgorsze i zarazem najgłębiej skrywane. I bardzo przepraszam za karkołomne skojarzenie, ale dostrzegam w tajemniczym barze z zaświatów coś z ducha telewizyjnego widowiska The Jerry Spinger Show. Nawet na koniec, gdy Prawda już zostaje ujawniona, partnerzy rzucają się sobie do gardeł. Brakuje tylko w barze miejsc dla publiczności. :)
Re: AW YISS.
: )
Tym, którzy jeszcze nie widzieli DMC, w ramach zachęty przypomnę pewien szczególny AMV, w którym sceny z DMC w przezabawny sposób zmiksowano ze scenami z K‑ON! Muzyka w filmiku to „Beelzeboss (The Final Showdown)" duetu Tenacious D, z filmu „The Pick of Destiny”. Piosenka opowiada o pojedynku muzyków z Szatanem, kto da większego gitarowego czadu: tu pojedynek toczą dziewczęta z K‑ON! przeciwko Krauzerowi z DMC w roli Belzebuba. W mojej opinii sam filmik dobrze oddaje groteskowo zakręcone poczucie humoru Detroit Metal City.
[link]
Miłośnikom ostrego gitarowego brzmienia uskarżającym się na nadmiar powagi w życiu gorąco polecam zarówno DMC jak i The Pick of Destiny. :)
Re: Zwala z nóg
Z łatwością mogę sobie wyobrazić, że gdyby autor SnK dał Erenowi partnerkę o podobnej postawie i charakterze co Marlene, prawdopodobnie o kilka lat starszą, Eren mógłby się od niej przynajmniej czegoś nauczyć, opanować skłonność do dramatyzowania i do histerycznych zachowań, by w końcu zostać prawdziwym żołnierzem, z korzyścią dla Miasta i przyszłości jego obywateli. Dorosnąć do odpowiedzialności związanej z rolą Wybrańca, którą przygotowało dla niego przeznaczenie.
Cóż, pomarzyć zawsze można.