Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Komentarze

Sezonowy

  • Avatar
    A
    Sezonowy 7.05.2012 09:24
    Muzyczne trzy grosze
    Komentarz do recenzji "Vision of Escaflowne"
    Gwoli ścisłości: ścieżka muzyczna do VOE nie jest autorstwa wyłącznie Yoko Kanno. To rezultat pracy duetu twórców i znajdują się na niej również kompozycje, które wyszły spod ręki Hajime Mizoguchi (ówczesnego męża Yoko).

    Przypisywanie zasług wyłącznie jednej osobie nie oddaje stanu faktycznego, zarówno w recenzji kapplakka, jak i Zegarmistrza.
  • Avatar
    Sezonowy 4.05.2012 10:38
    Komentarz do recenzji "Hoshi o Ou Kodomo"
    Rozumiem twoje zaskoczenie, ale tak, to jest komentarz.Poetycki.

    Nie znajdziesz w regulaminie zasady mówiącej, że wyrażać swoje opinie na temat filmu i opisywać uczucia, które wywołał, należy tylko i wyłącznie za pomocą prozy.
    Ciesz się, że ze względu na specyficzną tematykę serwisu i kraj, z którego anime się wywodzi, Redakcja nie wprowadziła obowiązku wypowiadania się wyłącznie przy pomocy własnoręcznie napisanych haiku. Swoją drogą – szkoda, bo może wtedy mniej pojawiałoby się "komętaży" pisanych przez anonimowych malkontentów.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 15.04.2012 16:50
    Obejrzałem z przyjemnością, ale...
    Komentarz do recenzji "Toaru Hikuushi e no Tsuioku"
    Miła dla oka i sympatyczna opowieść, choć w sensie fabularnym prościutka. Oglądałoby mi się jeszcze lepiej, gdyby autorzy solidnie przyłożyli się do pracy nad samolotem, który jest tutaj najważniejszym bohaterem drugoplanowym. I nie mam na myśli projektu graficznego.

    Z założenia Santa Cruz to wodnosamolot pływakowy. Ale wystartował z lotniska, nie z wody. Gdzie więc podziały się jego pływaki, na których później kilkakrotnie wodował? Chowają się w kadłubie, tak jak podwozie w skrzydłach. Tyle że w kadłubie nie ma na nie miejsca, nawet jeśli wziąć pod uwagę, że pływaki są bardzo małe (po wysunięciu rozsuwają się trochę na zasadzie teleskopowej). I tak są za małe, dużo za małe. Pasowałyby do łodzi latającej, z kadłubem wypornościowym, gdzie zamiast utrzymywać samolot na wodzie, dbają o stateczność. Santa Cruz w takim kształcie, jaki pokazano na filmie, nie miałby prawa ani bezpiecznie wylądować na wodzie, ani z niej wystartować, ponieważ nie pozwoliłyby na to prawa fizyki.

    No i jakim cudem dwójka młodych ludzi wyciągnęła kilkutonową maszynę z wody na skraj dżungli? Jedyne wytłumaczenie widzę w tym, że oprócz silnika na wodę morską Santa Cruz został też wyposażony w wyciągarkę.

    Pływaki, podwozie, dopalacze rakietowe, wyciągarka, dwóch członków załogi, do tego ogon maszyny zamieniono na bagażnik, który i bez walizek przyszłej królowe jest wypełniony po brzegi zapasami i sprzętem biwakowym. A przecież miała być szybka maszyna rozpoznawcza, umykająca prześladowcom zamiast z nimi walczyć, dla której każdy zaoszczędzony kilogram masy był na wagę złota. Po co więc zostawiono ciężki karabin maszynowy wraz z amunicją w kabinie obserwatora/nawigatora?

    Czepiam się, ale lubię filmy z gatunku wojskowe/wojenne i dlatego irytuje mnie, gdy twórcy chcą aspekty techniki wojskowej przedstawić realistycznie, ale nie przyłożą się do pracy. Zwłaszcza w sytuacji, gdy ich dzieło na pewno obejrzą fani animowanych militariów.

    Inna rzecz, że pomimo swoich wad projekt graficzny Santa Cruz jest piękny i dzięki niemu raz czy dwa zatęskniłem za „Porco Rosso” zrobionym współczesną technika animacji. Tam przynajmniej samoloty były jak prawdziwe, choć za sterami zasiadała świnia w pilotce. :)
  • Avatar
    A
    Sezonowy 14.04.2012 20:40
    Znakomite
    Komentarz do recenzji "Kemono no Souja Erin"
    Dawno nie oglądałem anime opowiadającego tak interesującą i z każdym odcinkiem coraz bardziej wciągającą historię. Z pełnokrwistymi i wiarygodnymi bohaterami posiadającymi silne, wyraziste charaktery i bagaż autentycznych, życiowych doświadczeń, które w innych okolicznościach mogłyby być udziałem widza. Gdzie relacje między ludźmi pokazane są w sposób daleki od uproszczeń, a na miłość, wierność czy zwyczajne przywiązanie – człowieka czy zwierzęcia – trzeba zasłużyć i zapracować. Gdzie nie ma cudów i szczęśliwych przypadków, a zamiast tego jest pochwała ciężkiej pracy, odpowiedzialności i sumiennego wypełniania obowiązków. Chwała Nahoko Uehashi, że umiała przelać na papier historię zrodzoną w wyobraźni i chwała scenarzyście, że równie pięknie poradził sobie z ekranową adaptacją.

    Swoją drogą, potencjał tkwiący w tej historii i jej bohaterach jest tak wielki, że gdyby za realizację wersji fabularnej adresowanej do dorosłego widza wzięło się HBO, nieco inaczej rozkładając akcenty, z naciskiem na wątki polityczne, sensacyjne i dramat historyczny, otrzymalibyśmy przebój na miarę „Rzymu” skrzyżowanego z „Grą o tron”.

    Treść Kemono no Souja Erin można opowiadać dzieciom na dobranoc jak najlepszą, a do tego pouczającą bajkę, albo dorosłym nieanimemaniakom jak intrygującą sagę fantasy. To historia uniwersalna, która nie zestarzeje się za lat pięć, dziesięć czy pięćdziesiąt, co samo w sobie stanowi najlepszą rekomendację.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 5.04.2012 22:24
    Zawiedziony i poirytowany
    Komentarz do recenzji "Bakuman 2"
    Z serialu można dowiedzieć się między innymi, jak pisać dobry scenariusz, aby fabuła była wciągająca, bohaterowie nieszablonowi, a widz (czytelnik) z niecierpliwością czekał na kolejny odcinek. Niestety, autor nie wziął sobie do serca własnych rad i w efekcie powstał długi i nudny serial o niczym.

    Stało się tak przede wszystkim za sprawą tego, że wszystko, co ciekawego w procesie tworzenia mangi, świecie twórców i wydawców, opowiedziano w pierwszej serii. W drugiej do przekazania zostały same popłuczyny po pierwotnej, świeżej koncepcji, mało interesujące i mało przekonujące resztki pomysłów, które za wszelką cenę postanowiono podnieść teraz do rangi historii zasadniczej. Niestety, bez powodzenia. Są tu dłużyzny, nieprawdopodobne i niedojrzałe wątki „uczuciowe”, brak jakiejś sensownej historii wiążącej wszystkie odcinki w całość, a jeszcze do tego irytujący swoim dziecinnym zachowaniem główni bohaterowie. Historia ze szpitalem i sposób, w jaki Mashiro potraktował siebie i innych wołał o pomstę do nieba. Ja rozumiem, że to serial dla młodzieży, że w cenie są egzaltowane zachowania i skłonność do dramatyzmu, przesady i stawiania wszystkiego na jedną kartę, ale jest przecież jakaś granica, do której można irytować widza. Czasami trudno mi było oprzeć się wrażeniu, że serial traktował o przedszkolakach, choć przecież bohaterowie mają po osiemnaście lat, a to wiek, w którym młodych ludzi przyjmuje się do wojska. Niestety, gdyby Mashiro trafił do komisji poborowej, wtedy zamiast do armii najprawdopodobniej zostałby skierowany z powrotem do grupy „Muchomorków” i zamiast karabinu nosił pluszowego misia i worek z kapciami.

    Kontynuowanie opowieści o mangakach w przypadku, gdy wszystko co najciekawsze zostało już opowiedziane we wcześniejszej części, było bardzo złym pomysłem, prawdopodobnie wprowadzonym w życie na fali powodzenia pierwszej serii (czytaj: pod wpływem pychy i dla pieniędzy). Z mego punktu widzenia ten, kto ceni sobie ciekawe opowieści z interesującymi bohaterami, powinien darować sobie oglądanie i oszczędzić czasu oraz nerwów.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 9.02.2012 19:50
    Zaskakująco nudne
    Komentarz do recenzji "Nurarihyon no Mago: Sennen Makyou"
    Fabularnie serial wypadł bardzo słabo. W porównaniu z pierwszą częścią przygód Trzeciego Dziedzica klanu Nura, ta okazała się być po prostu nudna. Nie od razu, oczywiście i nie w całości. Fragment opowieści opowiadający o wydarzeniach sprzed czterystu lat, gdy Nurarihyon budował swoją pozycję, zakochiwał się w ludzkiej kobiecie i walczył z demonami w stolicy, są świetne. Natomiast historia dziejąca się współcześnie to praktycznie nieprzerwany ciąg pojedynków, treningów, doskonalenia technik sztuk walki, z oczywistym finałem. Chwilami miałem wrażenie, że oglądam Dragon Ball. Szkoda, naprawdę szkoda, że z tak dobrego pomysłu na głównego bohatera scenarzysta nie wycisnął więcej.
  • Avatar
    Sezonowy 17.01.2012 00:14
    Re: Muzyka
    Komentarz do recenzji "Ruchomy zamek Hauru"
    Ja również tego nie rozumiem. Tym bardziej, że na poparcie tak niskiej oceny recenzent przytacza argumenty, które łatwo obalić.

    Wydaje mi się, że miarą wartości ścieżki muzycznej do filmu jest to, jak wysokiej jakości jest kompozycja i wykonanie oraz, a może przede wszystkim, czy utwory dobrze ilustrują to, co dzieje się na ekranie. To wszystko można ocenić obiektywnie, nie uciekając się do ogólników i jałowej dyskusji o gustach. Pod tym względem ocena cząstkowa wystawiona przez Mizuumi wydaje się być zwyczajnie nietrafiona. Bez dwóch zdań, kompozycja JH i wykonanie orkiestry symfonicznej, którą dyrygował, są znakomite, podobnie jak dopasowanie ilustracji do scen filmowych. Tu akurat Studio Ghibli ustawiło kolegom z branży poprzeczkę tak wysoko, że chyba tylko ścieżki muzyczne amerykańskich blockbusterów mają szanse równać się im pod względem jakości i rozmachu. Natomiast to, że styl Hisaishi nie zaskakuje z filmu na film, uważam za zaletę, a nie wadę. Gdyby było to wadą, to ten sam zarzut można by postawić również muzyce Johna Williamsa, Hansa Zimmera czy Ennio Morricone, których charakterystyczny styl można z łatwością rozpoznać.

    Szkoda, że tak mało jest anime z naprawdę dużym budżetem, gdzie producenta stać na zatrudnienie światowej sławy kompozytora i orkiestry symfonicznej, dzięki czemu ścieżka muzyczna do filmu byłaby czymś więcej niż tylko przebojową piosenką z czołówki i drugą z zakończenia. Tym bardziej, że na polu muzycznym mamy się czym pochwalić. Ilu fanów polskich anime wie, że nasza Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Narodowej nagrywała ścieżkę dźwiękową do Cowboy Bebop, Oh! My Goddess, The Vision of Escaflowne, Wolf's Rain, Hellsing Ultimate, czy Fullmetal Alchemist: Brotherhood (pełna lista jest dużo dłuższa)? Może i w Polsce nie produkujemy anime, ale mamy swój znaczący wkład w brzmienie niejednego z nich.

    Do posłuchania na koniec: Hisaishi na żywo, podczas koncertu:
    [link]
  • Avatar
    A
    Sezonowy 12.01.2012 22:43
    NIe polecam
    Komentarz do recenzji "Bartender [2011]"
    Choć do mojego ogryzka Redakcja dopisała kategorię widowni „seinen”, stanowczo odradzam ten film facetom. Wynudzicie się, bo fabularny „Bartender” to telenowela poświęcająca mnóstwo czasu relacjom Ryuu Sasakura i Miwa Kurushima, a te mają w sobie tyle ognia, napięcia i zaskakujących momentów, co noworoczne orędzie prezydenckie. Licealistki – jeśli miałbym wskazywać widownię docelową, wskazałbym raczej na tę grupę. Z drugiej strony, jak na niepełnoletnich to stanowczo za dużo tu alkoholu pokazanego w sposób, który autentycznie zachęca do sięgnięcia po kolorowego, smacznego drinka.

    Dla dojrzałego widza, który jako klient widział od środka niejeden bar, film będzie nieciekawy, aktorstwo – drewniane, a monologi barmana w trakcie przygotowywania drinków – pełne niepotrzebnego uwznioślenia i patosu. Jedyną prawdziwie interesującą postacią w całym filmie jest chyba tylko pojawiający się w jednym z odcinków, w epizodycznej roli, były senpai głównego bohatera, obecnie prowadzący obskurny bar, w podłej dzielnicy, prawdziwy szpital polowy dla poharatanych dusz. Niestety, to stanowczo za mało, żeby uratować serial.
  • Avatar
    Sezonowy 8.01.2012 10:45
    Re: oceny czytelników
    Komentarz do recenzji "Muteki Koujin Daitarn 3"
    Teraz mam już odpowiedzi na wszystkie wątpliwości, które popchnęły mnie do uprawiania pasożytnictwa na recenzji Gamera.
    Dziękuję za wyjaśnienie i nadzieję.
  • Avatar
    Sezonowy 8.01.2012 10:18
    Re: oceny czytelników
    Komentarz do recenzji "Muteki Koujin Daitarn 3"
    Chamstwo i drobnomieszczaństwo, jeśli chodzi o ścisłość.

    Nie miej do mnie żalu, Gamer. Tanuki nie prowadzi otwartej, swobodnej i nieulotnej platformy wymiany myśli i wrażeń (IRC nią nie jest, e­‑maile też nie), gdzie mógłbym wylewać żale i czekać na ich ewentualne ukojenie. Stąd taki a nie inny mój komentarz w miejscu, w którym kropla przepełniła czarę, wg zasady „czasami człowiek musi, inaczej się udusi”. Przynajmniej pogróź palcem tym anonimowym, którzy „widzieli” recenzowane przez ciebie anime i nie zawahali się jasno dać do zrozumienia, że mają na jego temat zdanie skrajnie odmienne od twojego.

    I najważniejsze: za wyjaśnienie kiedy pojawia się opcja „zobacz jak ocenili” szczerze ci dziękuję, bo męczyło mnie to od wczoraj i już nawet zacząłem snuć na ten temat coraz bardziej absurdalne teorie spiskowe. Teraz nareszcie mogę dać odpocząć rozpalonej głowie.
  • Avatar
    R
    Sezonowy 7.01.2012 17:27
    oceny czytelników
    Komentarz do recenzji "Muteki Koujin Daitarn 3"
    Minęło kilka godzin od opublikowania recenzji, a już pojawiły się dwa głosy „czytelników”: jedna jedynka i jedna dziesiątka. Stawiam dolary przeciw orzechom, że wystawili je użytkownicy niezalogowani (nie mogę tego sprawdzić, ale idę o zakład; zgaduję, że dopiero większa ilość oddanych głosów odblokowuje opcję „zobacz jak ocenili”?) i że żaden z dwóch delikwentów nigdy nie widział tego anime nawet we fragmencie (choćby dlatego, że stare i długie), ale mimo to postanowili kliknąć, mieszając w statystykach.

    Możliwość wystawiania ocen przez użytkowników niezalogowanych to bodajże największa bolączka, z jaką przychodzi mi się mierzyć, kiedy przy recenzji widzę sumę ocen czytelników. Wzięte z sufitu oceny niezalogowanych, doskonale anonimowe, w większości przypadków przyjmują wartości skrajne („nie lubię mechów, więc daję 1”, „lubię mechy, to dam 10”). Całe szczęście, że przy większej ilości ocen jest możliwość skorzystania z opcji „zobacz jak ocenili”, a tam zerknięcia w oceny użytkowników zalogowanych. Jest niemal regułą, że przy praktycznie każdym anime oceny zalogowanych są wyważone, a wśród niezalogowanych przeważają dozgonna miłość bądź szczera nienawiść, zupełnie jak na jakimś forum politycznym, a to czyni oceny niezalogowanych niewiarygodnymi i zmusza mnie do tego, by je odrzucić jeśli chcę mieć pojęcie o rzeczywistej wartości danego anime.

    Przykłady pierwsze z brzegu, ze strony głównej, wg najnowszych komentarzy:

    [link]
    [link]
    [link]

    I choć rozumiem (co nie znaczy, że się z nimi zgadzam) obiektywne przyczyny, dla których redakcja zdecydowała się na udostępnienie niezalogowanym możliwości wystawiania ocen, to zaciskam zęby zawsze, ilekroć obserwuję u użytkowników takie praktyki i nieodpowiedzialność, żeby nie powiedzieć szkodnictwo. Jakbym widział małpy bawiące się brzytwą.

    Mam tylko cichą nadzieję, że nie jest to wyłącznie moje zdanie.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 27.12.2011 19:47
    Muzyka
    Komentarz do recenzji "Powrót do marzeń"
    Na dodatkową uwagę zasługuje ścieżka dźwiękowa. Z racji licznych retrospekcji oraz dzięki folkowym zainteresowaniom muzycznym jednego z bohaterów, bardzo różnorodna pod względem stylów, wykonawców, pochodzenia z odmiennych kręgów kulturowych i różnych stron świata. Całość została bardzo umiejętnie dobrana, przez co stanowi atrakcyjny koktajl muzyczny, w sam raz do słuchania przez osoby pragnące chwilę odpocząć od piosenek w nowoczesnej, j­‑popowej aranżacji.

    Można tu znaleźć m.in. utwory symfoniczne (Katsu Hoshi), muzykę ilustracyjną odwołującą się do korzeni hiszpańskich (Teruhiko Saigo) i rytmów pasodoble, oryginalny j­‑pop – w tym ballady – z lat 60­‑tych (różni wykonawcy), węgierską muzykę ludową (Sebestyén Márta & Muzsikás), grecką fletnię pana w pieśniach węgierskich i włoskich (George Zamfir). Prawdziwa muzyka świata.

    Ze wszystkich utworów najbardziej przypadło mi do basowe, rozchodzące się po ciele mruczenie jakiejś madziarskiej basetli, rozlegające się w tle utworu Teremtés [link] . Węgierskim chłopom harującym na polach w pocie czoła ani się śniło, że kiedyś ich pieśni będą stanowiły ilustrację muzyczną filmu animowanego wyprodukowanego w zupełnie innej epoce, po drugiej stronie kuli ziemskiej.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 18.12.2011 15:45
    Komentarz do recenzji "Baka to Test to Shoukanjuu"
    Choć sam serial nie jest nadzwyczajny, a momentami wręcz głupawy, to mimochodem przedstawia ciekawy sposób motywowania uczniów do nauki: ucz się dobrze, a będzie ci się żyło lepiej. Teraz, dziś, a nie za dziesięć czy dwadzieścia lat, o ile w ogóle skończysz szkołę, pójdziesz na studia i znajdziesz pracę. Proste i przejrzyste zasady premiujące najlepszych i nagradzające ich bezpośrednio po opublikowaniu wyników testów. W takim systemie porażka na teście nie oznacza końca świata, a zachęca do uzyskania następnym razem lepszych wyników. Idealne odwzorowanie prawdy tkwiącej w porzekadle „bez pracy nie ma kołaczy”.

    Inna rzecz, że mieszanie do tego wszystkiego bitew awatarów – pomysłu, na którym zbudowano Baka to Test to Shoukanjuu – całkowicie podważa sens nowego systemu motywacji. Po co w ogóle się uczyć, skoro można siłą i sprytem odebrać lepszym od siebie nagrody, których nie udało nam się wcześniej zdobyć z powodu lenistwa czy niedorozwoju intelektualnego? Anime pokazuje to bez krępacji: klasa intelektualnych matołów co rusz pokonuje w wirtualnych bitwach rówieśników lepszych od siebie. I to pomimo tego, że teoretycznie siła walczących awatarów zależy od wyników w nauce. Gdzieś w nowym systemie edukacji tkwi błąd. :)
  • Avatar
    Sezonowy 17.12.2011 13:37
    Komentarz do recenzji "Code Geass: Lelouch of the Rebellion"
    Co do analogii mechów z bolidami F1 to mam wrażenie, że oglądanie F1 jest nudne dlatego, że ścigają się tam w kółko po tym samym torze, według sztywnych reguł, a przez to przez większość praktycznie nic się nie dzieje. :)

    Natomiast to, co wyżej napisał 616 o połączeniu jakości maszyny z umiejętnościami pilota to bardzo celna uwaga i nie wzięła się z powietrza.

    Lubię spoglądać na mechy i ich pilotach przez przez pryzmat analogii z samolotami myśliwskimi i pilotami I wojny światowej. W owych czasach chyba najwyraźniej było widać, jak bardzo przewaga w powietrzu zmieniała się skokowo wraz z wprowadzeniem nowej technologii przez jedną ze stron. Raz w przestworzach rządzili Alianci, raz Państwa Centralne. Dlatego jeśli bohater anime dysponuje maszyną bijącą na głowę wszystkie inne, to w porządku, jestem gotów to zaakceptować tak samo jak w przypadku Niemców wprowadzających do walki Fokkera DVII. Podobnych dysproporcji technologicznych jest sporo w anime o mechach, a nie rażą mnie one zbytnio właśnie dzięki analogii, o której wspomniałem.

    Mimo to posiadanie nawet najlepszej maszyny nie gwarantowało nikomu zwycięstwa, a jedynie zwiększało szanse na sukces. Postaci pilotów mechów o „cudownych” umiejętnościach i talentach bardzo łatwo mi zaakceptować, skoro pamiętam o takich myśliwskich asach jak Fonck (75 zwycięstw), Collishaw (60 zwycięstw), Guynemer (53 zwycięstwa, osiem razy zestrzelony, raz lądował w płonącym samolocie, a mimo to wciąż wracał do latania; czy to interygujący wzór pilota do anime o mechach?), Mannock, von Richtohofen czy Immelmann. Kosili wrogów równo z trawą i wychodzili cało z najgorszych opresji w czasach, gdy średnia życia lotnika na froncie (w 1917 r.) wynosiła zaledwie 23 dni! Teraz wystarczy tylko, że wyobrażę sobie, iż Lelouch Lamperouge i Suzaku Kururugi równie mogliby nazywać się Lelouche von Richthofen oraz Suzaku Fonck, i od razu nabiera wiarygodności fakt, że za każdym razem, gdy stają do walki, deklasują rywali.

    A co dopiero powiedzieć o asach myśliwskich II wojny światowej? Takich jak Erich Hartmann (352 zwycięstwa) czy Gerhard Barkhorn (301 zwycięstw). Gdyby oprócz talentu i umiejętności walczyli w maszynach zapewniających znaczącą przewagę technologiczną nad przeciwnikiem, co nieraz ma miejsce w anime, wątpię aby liczba ich zwycięstw nie przekroczyła tysiąca.

    Innymi słowy: wcale nie trzeba dysponować supermaszyną, żeby nie mieć sobie równych na polu walki. Samoloty myśliwskie, czy mechy to przecież tylko narzędzia. O tym, jak podejść i zaatakować wroga, w którym momencie nacisnąć spust, decyduje człowiek.

    I dlatego największą bolączką anime o mechach pozostają nie same mechy czy ich piloci, a dziecinna łatwość, z jaką maszyny uskakują przed promieniami laserów, jakby same były szybsze od światła. I na to nie mam już żadnej odtrutki, niestety.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 15.12.2011 13:56
    Nic nadzwyczajnego, niestety
    Komentarz do recenzji "Space Battleship Yamato [2010]"
    W porównaniu z animowanym pierwowzorem, film fabularny ma szczątkową fabułę. Z jednej strony to nie jest dziwne, bo anime liczy sobie 26 odcinków i trudno upchnąć wszystkie wątki w dwugodzinnej produkcji. Z drugiej jednak strony widać, że producent starał się przede wszystkim uczynić film atrakcyjnym dla współczesnych, młodych widzów, którzy oryginału nie widzieli i nie mają z tego powodu wyrzutów sumienia. Z tego względu zachowano zarys oryginalnej historii, ale poddano ją cięciom i modyfikacjom do tego stopnia, że główną atrakcją stały się nie opowieść czy bohaterowie, a sceny akcji, walki i efekty specjalne. Przez to momentami film przypomina „Battlestar Galactica”, a chwilami „Obcy: decydujące starcie”. Susumu Kodai, i tylko on, jest tu głównym bohaterem, lecz w porównaniu z oryginałem przypomina jedynie kalkomanię prawdziwego herosa, a jego największą zaletą jest to, że dobrze wygląda na ekranie.

    Jako całość film prezentuje bardzo przeciętny poziom. W kinach, na DVD czy w sieci jest mnóstwo filmów SF, które biją „Yamato” na głowę pod niemal każdym względem. Jedyne, czym ta produkcja może się obronić, to strona wizualna, ale to stanowczo za mało, by móc choćby stanąć w cieniu wielkiego, animowanego poprzednika.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 21.11.2011 14:10
    Efekt uboczny :)
    Komentarz do recenzji "Touch"
    Obejrzałem serial z wielką przyjemnością. Co ciekawe, w trakcie oglądania doszedłem do wniosku, że gimnastyka artystyczna – druga po baseballu dyscyplina sportowa, której serial poświęca najwięcej uwagi – to piękna sprawa. Co prawda, rywalizacja facetów w kolorowych mundurkach i fikuśnych czapeczkach, rzucających w siebie piłeczką czy machających kijem jest fajna, ale i tak nie ma w sobie choćby odrobiny tego niesamowitego wdzięku gimnastyczki ćwiczącej ze wstążką, piłką, kołem czy maczugami. I piszę to całkiem serio, bez odrobiny sarkazmu. Następnym razem, kiedy trafię w telewizji na pokazy gimnastyczne, nie będę odruchowo zmieniał kanału na inny, niby że oglądanie gimnastyczek to dobre dla zniewieściałych wymoczków, co to lubią malować sobie paznokcie.

    Ot, taki nieszkodliwy efekt uboczny oglądania anime, skutkujący poszerzeniem horyzontów. :)
  • Avatar
    Sezonowy 19.11.2011 13:48
    Re: Recenzja do kosza!
    Komentarz do recenzji "Shoujo Kakumei Utena"
    Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś pokazał, jak według ciebie powinna wyglądać recenzja Uteny. Krótka, treściwa, zachęcająca/zniechęcająca do obejrzenia, zarazem zrozumiała nawet dla stroniących od czytania dwunastolatków, taka jak lubisz. Jestem przekonany, że zarówno Redakcja oraz recenzenci pozostający poza Redakcją, jak i zwyczajni czytelnicy chętnie przeczytają i skomentują owoce twojej pracy. Sądząc po objętości twego pierwszego komentarza, pisanie przychodzi ci z łatwością, dlatego poważnie sugerowałbym skorzystanie z nadarzającej się okazji. Recenzje alternatywne to jedna z jasnych stron Tanuki: dlaczego nie pójść w tę stronę? Bądź jak jedi, wybierz Jasną Stronę Mocy i utrzyj nosa tym, którzy zarzucają ci miałkość umysłu, niedojrzałość psychiczną, złośliwy i wredny charakter, a w końcu zwyczajne lenistwo intelektualne.

    Ścieranie się w komentarzach szybko przeradza się w pyskówkę i zwyczajnie staje się nudne. Ale już walka na recenzje – o, to dopiero byłoby coś!
  • Avatar
    R
    Sezonowy 19.11.2011 10:31
    NIe szarżowałbym tak z ocenianiem pierwowzoru literackiego
    Komentarz do recenzji "Itsuka Tenma no Kuro Usagi"
    Słowa:
    jest „dziełem” pisarza (czy raczej, sądząc po jakości ekranizacji jego prac: grafomana)
    to wyjątkowo niezręczna teza.

    Jak można twierdzić, że jakość ekranizacji świadczy o jakości pierwowzoru literackiego? Gdyby rzeczywiście tak było, to w Twojej recenzji telewizyjnego serialu „Wiedźmin” książki Sapkowskiego powinny reprezentować poziom szlamu zaczerpniętego z dna przydrożnego rowu. Odnoszę wrażenie, że oceniając literacki pierwowzór Itsuka Tenma no Kuro Usagi posunąłeś się za daleko. Skoro w „Tanuki” recenzujemy filmy, które oglądaliśmy, to ocenianie, choćby i mimochodem, książek, których nie czytaliśmy, wydaje się być co najmniej niewłaściwe. Nawet jeśli faktycznie reprezentowałyby poziom literatury śmietnikowej, ale o tym wypadałoby najpierw przekonać się na własne oczy.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 30.10.2011 23:04
    Zawiedziony
    Komentarz do recenzji "Ookiku Furikabutte"
    Chyba jeszcze nigdy nie oglądałem na ekranie bohatera, który byłby takim żałosnym mięczakiem i beksą z samooceną na poziomie poniżej dna Rowu Mariańskiego. Do tego stopnia irytującym, że obserwując go sam omal nie popadłem w depresję. Wiem, że to zabieg celowy w myśl zasady „od zera do bohatera”, ale w tym przypadku scenarzysta posunął się za daleko. Od pierwszego do ósmego odcinka, w którym to definitywnie przerwałem oglądanie, miałem ochotę kopnąć Mihashiego w miejsce, gdzie plecy tracą swoja szlachetną nazwę. Gdyby miał choć trochę ikry, budził choć odrobinę sympatii zamiast współczucia jakim zwykle obdarzamy niepełnosprawnych umysłowo, może oglądałbym dalej, ale niestety: zero kręgosłupa, galareta zamiast mózgu. Nawet jeśli w kolejnych odcinkach wyrobi się i nabrał charakteru, pierwsze wrażenie zrobił fatalne i to zdecydowało o moim negatywnym nastawieniu do całego serialu.

    Do tego dochodzi jeszcze przytłaczająco wielka ilość monologów wygłaszanych w myślach przez bohaterów, przez co akcja podczas meczu nie ma wiele z dramatyzmu i dynamiki, a przecież powinna. To przecież podobno miał być widowiskowy baseball młodych, pełnych energii ludzi, a nie statyczne szachy emerytów! Pierwszy pokazany w serialu mecz ciągnie się aż przez pięć odcinków, podczas których nie dzieje się praktycznie nic szczególnie ważnego czy interesującego.

    Szkoda.
  • Avatar
    Sezonowy 28.10.2011 10:17
    Komentarz do recenzji "Hoshi o Ou Kodomo"
    Jeszcze ciekawiej wygląda rozkład ocen wśród użytkowników. Zalogowani oceniają odpowiedzialnie, w sposób wyważony, a niezalogowani albo ubóstwiają, albo nienawidzą. I jak zerkam na rozkłady ocen w innych anime, to wydaje się być regułą, jak choćby w przypadku recenzowanego przeze mnie wczoraj Gatchaman.

    Mam wrażenie, że opinie użytkowników niezalogowanych są po prostu niemiarodajne i w dużej części wystawiane przez ludzi, którzy filmu w ogóle nie oglądali. Dlaczego w takim razie wystawiają oceny, fałszując średnią ? Bóg jeden wie.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 27.10.2011 11:15
    Muzyczne postscriptum
    Komentarz do recenzji "Kagaku Ninja-Tai Gatchaman"
    Dla ciekawskich, jako uzupełnienie recenzji i w charakterze materiałów poglądowych, linki do wspomnianych w tekście piosenek:

    Taosozu! Galactor i Gatchaman no Uta [link]

    A tak brzmi amerykański opening, który kiedyś mogliśmy oglądać w Polsce (Wojna planet)
    [link]
    Inaczej, ale równie fajnie. :)
  • Avatar
    Sezonowy 22.09.2011 15:30
    Re: tl;dr
    Komentarz do recenzji "Dragon Ball Z"
    A która jest najdłuższa, jeśli można wiedzieć? :)
  • Avatar
    Sezonowy 19.09.2011 11:58
    Komentarz do recenzji "Dragon Ball Z"
    I w dodatku całkiem fajnie brzmi:

    [link]

    :)
  • Avatar
    A
    Sezonowy 18.09.2011 12:42
    Dla mnie bomba.
    Komentarz do recenzji "Usagi Drop"
    Świetny serial i obejrzałem go z prawdziwą przyjemnością. Porusza w duszy struny, o których zapomniałem, a które kiedyś starannie ukryłem i owinąłem watą, tak żeby przypadkiem nie zabrzęczały w nieodpowiednim momencie. Tyle w nim ciepła i naturalnej, ludzkiej serdeczności, że potrafi poprawić humor na cały dzień.

    Mam wrażenie, że to jeden z tych tytułów, które w ciemno można polecać osobom nie mającym kontaktu z anime albo wręcz nastawionym negatywnie do całego gatunku. Np. rodzicom, którzy dają ci szlaban na anime i posługują się przy tym argumentami w rodzaju „nie będziesz mi tu oglądał durnych japońskich bajek dla zboczeńców”.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 14.09.2011 17:05
    Za długie, zbyt nijakie
    Komentarz do recenzji "Bakuman"
    Serial jest stanowczo za długi. Jeśli przyjrzeć się bliżej, znajdzie się w nim treści na jakieś 10, góra 12 odcinków. Postać Miho i „uczuć” („znam cię z widzenia, praktycznie niczego o tobie nie wiem, ale kocham cię i ożenię się z tobą, gdy będę sławny”) jako motywacji do pracy, wydają się być najsłabszymi elementami opowieści. Gdyby całkowicie usunąć ten wątek, fabuła niczego by nie straciła, a jedynie zyskała na spójności i wiarygodności. Kto wie, czy Bakuman nie byłby dobrym dramatem? Pojawiły się przecież naprawdę obiecujące momenty, jak chwila rozpadu duetu twórców, z dziewczyną i prawdziwym uczuciem w tle. Aż się prosiło, żeby dopisać do tej opowieści trójkąt miłosny. No, ale wtedy byłaby to już całkiem inna opowieść, dla całkiem innego widza.

    Najbardziej interesujące było to, że miałem okazję zajrzeć przez ramię twórcom i producentom mangi. I pomyśleć, ze jeszcze do niedawna uważałem, iż rysowanie historyjek obrazkowych jest proste. Czapki z głów przed zawodowymi twórcami mangi.