Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Komentarze

Sezonowy

  • Avatar
    Sezonowy 10.07.2014 14:46
    Komentarz do recenzji "Gen'ei o Kakeru Taiyou"
    Podobnie jak tamakara uważam, że trzeba było pozostać przy pierwotnej wersji („to raczej udana seria”), odważnie i uczciwie – nie byłoby zamieszania. Zobacz sama: „naciągając” prawdę osiągnęłaś skutek odwrotny od zamierzonego i ściągnęłaś na siebie krytykę.

    Dobra recenzja to uczciwa recenzja. Taka, gdy recenzent pisze co myśli, kieruje się własnym zdaniem i nie ogląda za siebie w trosce o to „co ludzie powiedzą”. Od podobnych numerów pod publiczkę to mamy polityków z ich miłością do wskaźników poparcia, a nie jest to najbardziej lubiana i wiarygodna grupa ludzi.
  • Avatar
    Sezonowy 10.07.2014 12:37
    Komentarz do recenzji "Gen'ei o Kakeru Taiyou"
    Tyle że tutaj nie chodzi o to, czy recenzentka wystawiła ocenę słuszną czy nie, bo to zupełnie inny temat, ale o to, że wystawiła jednocześnie dwie, w dodatku bardzo różne oceny – średnią w tekście recenzji i bardzo dobrą w postaci graficznej. I domyślaj się teraz użytkowniku, czy recenzentka ci to anime rekomenduje („bardzo dobre”) czy zaleca sięgać po nie tylko wtedy, gdy nie będzie nic lepszego („średnie).

    Jak mi się wydaje, to kwestia czysto techniczna i problem zniknie z chwilą, gdy konsekwentnie ocena graficzna zostanie zrównana z merytoryczną albo odwrotnie.
  • Avatar
    Sezonowy 10.07.2014 11:19
    Komentarz do recenzji "Gen'ei o Kakeru Taiyou"
    Nie jest abstrakcyjna na tanuki.pl, bo tu każdej cyfrze (gwiazdce) Redakcja przyporządkowała stosowny opis i ósemka to „Bardzo dobra seria – zalet sporo, niewiele istotnych wad. Coś ją wyróżnia, i to dość znacząco. Oglądać!”

    Z tego powodu wątpliwości popopo uważam za jak najbardziej uzasadnione, jako że ocena opisowa podana w podsumowaniu recenzji ma się nijak do graficznej (gwiazdkowej)oceny punktowej:

    [link]

    Jeśli w tej samej recenzji autor ocenia anime raz jako średnie, a drugi raz jako bardzo dobre, to coś ewidentnie jest nie w porządku. Aż się prosi, żeby recenzent wprowadził poprawkę i zdecydował się na jedną, spójną wersję.

    Poza tym, pomijając nawet słowne opisy poszczególnych ocen,
    tak na zdrowy chłopski rozum: jeśli przyjąć, że osiem dla kogoś jest oceną średnią, czyli mieszczącą się mniej więcej w połowie skali, to na pewno nie jest średnią w skali dziesięciopunktowej, a taką tu przecież stosujemy.

  • Avatar
    Sezonowy 27.06.2014 15:00
    Re: Naprawdę fajne^^
    Komentarz do recenzji "Gochuumon wa Usagi Desuka?"
    To oczywiste, że nie zarabia tylko na płytach, ale to nie zmienia faktu, że za wyschnie jeden ze strumieni, którymi pieniążki płyną do kieszeni wytwórni. W dodatku będzie to strumień o szczególnym znaczeniu, bo nierozerwalnie związany z kulturą otaku i będący bezpośrednim linkiem do ich kieszeni, a w gruncie rzeczy żerowaniem na instynkcie zbieractwa.

    Tak czy owak, ten strumień pieniędzy zaraz wyschnie i pytanie, czym wytwornie zamierzają go zastąpić, pozostaje aktualne.
  • Avatar
    Sezonowy 27.06.2014 14:32
    Re: Naprawdę fajne^^
    Komentarz do recenzji "Gochuumon wa Usagi Desuka?"
    Na tym przykładzie widać, jak w gruncie rzeczy mała grupa konsumentów decyduje o być albo nie być tego czy innego anime.

    Zastanawiam się teraz nad tym, czy w dobie powszechnego odchodzenia użytkowników od korzystania z nośników fizycznych branża anime podejmuje jakieś próby wprowadzenia w życie innego modelu biznesowego? Za chwilę dorośnie i będzie dysponowała własnymi pieniędzmi generacja przyzwyczajona do korzystania tylko z zawartości dostępnej online, czy to w formie DLC, czy streamingu i ona w ogóle nie będzie kupowała żadnych płyt, a tym samym odpadnie element zbieractwa, specjalnych wydań kolekcjonerskich itd.

    Ciekaw jestem, jak branża zamierza ugryźć ten temat.
  • Avatar
    R
    Sezonowy 26.06.2014 11:30
    Krzywe cycki :)
    Komentarz do recenzji "Seikoku no Dragonar"
    Na przykładzie tej recenzji można zobaczyć, czym jest dobry lead: przeczytałem o krzywych cyckach, zwąchałem ironię i już nie miałem wyjścia – musiałem przeczytać resztę.

    Nie zawiodłem się i przy akapicie o cyckach naprawdę uśmiałem się. Nawet nie wiedząc, jakiej płci jest recenzent da się poznać, że wie o czym pisze bo sam na co dzień nosi biustonosz. I nie mam tu na myśli faceta z monstrualną nadwagą, nabytej przez lata niewstawania z kanapy przed ekranem, na którym obejrzał setki i tysiące animowanych cycków, tak prostych jak i krzywych. :)
  • Avatar
    A
    Sezonowy 9.06.2014 17:26
    Wielkie rozczarowanie
    Komentarz do recenzji "Samurai Flamenco"
    Dałem się nabrać twórcom jak ta ostatnia sierota i do samego końca żywiłem płonną nadzieję, że obejrzę wyjaśnienie wszystkich nieprawdopodobnych zwrotów akcji i rozwiązań fabularnych, których byłem świadkiem. Może to wszytko, co pokazano na ekranie, było tylko snem głównego bohatera? Może cierpiał na urojenia i w ostatniej scenie zostanie pokazany w szpitalnej świetlicy, bawiący się opakowaniami od leków i figurkami superbohaterów? A gdzie tam! Koniec ostatniej sceny przywitałem opadem szczęki i jednym wielkim niedowierzaniem: o co tak naprawdę chodziło? Co właściwie obejrzałem? Czemu to miało służyć?

    Jako opowieść „Samurai Flamenco” może posłużyć za podręcznikowy przykład tego, jak nie powinno się opowiadać historii. Jak nie popłaca wielokrotne obracanie w niwecz wszystkiego, co do tej pory układało się w mniej lub bardziej sensowną całość i gwałtowne sprowadzanie opowieści na zupełnie inne tory, żonglowanie konwencjami, beztroskie mieszanie komedii z elementami obyczajowymi, parodią, groteską, elementami grozy i mystery, wprowadzaniem sugestywnych wątków pobocznych i pozostawianiem ich otwartymi itd.

    Szczerzę żałuję, że opowieść o zwyczajnym śmiertelniku wcielającym się w rolę superbohatera i Rycerza Sprawiedliwości, zamiast supermocy i superbroni mającym do dyspozycji wyłącznie kolorowy kostium i chwytliwą ksywkę, w jednym momencie zmieniła się w szaleńczą galopadę coraz to bardziej nieprawdopodobnych zdarzeń, postaci i zwrotów akcji. Do chwili pojawienia się pierwszego potwora naprawdę dobrze oglądało się zmagania młodzieńca grającego rolę wyimaginowanego obrońcy porządku, na zdrowy będącego ostatnim z ludzi, którzy w ogóle powinni zabierać się za taka robotę. Nieoczekiwana przyjaźń Pana Bujającego w Obłokach z Panem Twardo Stojącym Obiema Nogami Na Ziemi Policjantem, zbudowana na zasadzie dopełniania się przeciwieństw, obiecywała zaskakująco dużo. Refleksyjna obyczajówka z elementami komedii, może też akcji i kryminału… I komu to przeszkadzało? Bandyci napadający w parku na spóźnionych przechodniów, gwałciciele i dręczyciele słabszych byli za mało potworni? Trzeba było do tego mieszać bandę kosmicznych klownów w służbie Wielkiego Złego i całą resztę tego groteskowego tałatajstwa?

    Wielkie rozczarowanie i po obiecującym początku – gwałtowny zjazd ku przepaści, ku obłędowi. Szkoda.
  • Avatar
    Sezonowy 31.05.2014 13:33
    Re: Mam wrażenie, że autorka recenzji oglądała inny film niż ja.
    Komentarz do recenzji "Golden Time"
    blob napisał(a):
    ja zawsze próbuje patrzeć na Japonię i ich sztkę filmową/animacji trochę inaczej


    Tu wypada odpowiedzieć sobie na pytanie, jak bardzo to spojrzenie zbliżone jest do tego, jakim obdarza się dziecko upośledzone umysłowo? Spojrzenia, w którym odrobina litości wymieszana jest z odrobiną współczucia, a my sami jesteśmy skłonni wybaczyć matołkowi wiele, nawet jedzenie kleju do tapet czy malowanie pastą do zębów po ścianach, bo w końcu to przecież tylko dziecko, w dodatku niepełnosprawne? Że wypada traktować je pobłażliwie, że to nie jego wina itd.

    Tu: „bo to przecież anime, bo ten typ tak ma, bo to Japończycy – a oni są przecież z innej planety” itd.

    Ile i jakie rzeczy jesteśmy w stanie wybaczyć twórcom tylko dlatego, że tę czy inną historię opowiedzieli w formie anime, a nie np. filmu fabularnego? Fatalnie skonstruowanych i niewiarygodnych bohaterów, nieumiejętnie poprowadzoną opowieść – przedramatyzowaną i przekombinowaną? Bezwstydne stosowanie tanich chwytów pod publiczkę? Powielanie utartych schematów?

    Jestem zdania, że aby być w pełni obiektywnym i zachować wiarygodny punkt odniesienia przy wystawianiu oceny, warto patrzeć na anime tym samym krytycznym spojrzeniem, jakim spoglądamy na kino animowane czy fabularne, tak z Polski, jak i z Włoch czy USA. Jeśli ktoś zamiast czapki zakłada na głowę torbę foliową, to nie wynika to z różnic kulturowych, a wyłącznie z niepełnosprawności intelektualnej i tę trzeba nazywać po imieniu. Zerkam na wypadkową ocen użytkowników balansującą w okolicy siódemki i zastanawiam się, jak bardzo zły musiałby być scenariusz i jak bardzo beznadziejni bohaterowie, żeby widzowie w końcu dostrzegli, że sprzedaje im się torbę kleju do tapet zamiast pieczywa? I jak wiele można wybaczyć scenarzystom, zanim podziękuje im się za współpracę i ześle do pracy w kamieniołomach albo przy wyrębie lasu?

    Gdzieś w tym wszystkim prawdopodobnie kryje się odpowiedź na pytanie, dlaczego oceny recenzentów czy redakcji potrafią być nieraz tak skrajnie różne w porównaniu z wypadkową oceną ogółu użytkowników. I że nie chodzi o to, by ocenić czy klej do tapet jest smaczny ale o to by dostrzec, że to klej i jako taki w ogóle nie powinien być spożywany, nawet pod postacią anime.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 17.05.2014 21:12
    Na koniec serialu - niespodzianka
    Komentarz do recenzji "Densetsu Kyojin Ideon: Hatsudou Hen"
    Nieczęsto zdarza mi się oglądać anime, w którym  kliknij: ukryte  Bardzo satysfakcjonujące zakończenie, happy end jedyny w swoim rodzaju, w oryginalnym i dobrym stylu. Daje do myślenia i zapada w pamięć.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 17.05.2014 11:13
    Miła niespodzianka
    Komentarz do recenzji "Densetsu Kyojin Ideon"
    Nietypowy i zarazem bardzo ciekawy serial. To, że stoi w rozkroku między opowieścią dla dzieci, a historią dla starszego i dojrzałego widza, dodaje mu specyficznego uroku i wywiera zaskakująco dobre wrażenie, zarazem stanowiąc największą słabość tej produkcji i nie pozwalając jej w pełni rozwinąć skrzydeł.

    To zaskakujące, ale znalazłem tu bohaterów, których charakterystyki i osobowości górują nad wieloma postaciami z seriali, jakie dane mi było oglądać ostatnimi czasy. Przyjemnie było patrzeć na gwałtownie rozwijające się i zmieniające relacje między nimi, postawy bez ogródek prezentujące całą gamę tych ludzkich cech, których na co dzień raczej się wstydzimy: uprzedzeń, pogardy, tępego uporu, ślepej nienawiści, żądzy zemsty, żądzy krwi, niechęci do porozumienia. Z drugiej strony, przyjemnie było patrzeć, jak członkowie załogi powoli budują zaufanie do siebie nawzajem, jak przełamują uprzedzenia, cementują przyjaźń, jak pojawia się miłość, jak samotna walka przeciwko wszystkim tworzy i umacnia więzi. Jak bardzo boli utrata przyjaciół i że na wojnie każdy może paść ofiarą, nikt nie jest bezpieczny. Postaci i ewolucja ich charakterów to stanowczo najlepsza część serialu, w dodatku najbardziej wiarygodna. Zwłaszcza postaci kobiece: nie dość, że grają tu najważniejsze role, to jeszcze są najbardziej wyraziste.

    Wielka szkoda, że pod względem wizualnym serial tak bardzo się zestarzał. Fajnie jest wyobrazić sobie, jak mógłby wyglądać dzisiaj, zwłaszcza gdyby twórcy nie musieli udawać, że to radosna i kolorowa produkcja dla dzieci a w związku z tym nie musieli poświęcać połowy czasu ekranowego na sekwencje bitewne, zamiast tego skupiając się na postaciach i relacjach między nimi.
  • Avatar
    Sezonowy 13.05.2014 14:37
    Re: Podobieństwo
    Komentarz do recenzji "Berserk"
    Wątpię, żeby autor mangi wcześniej czytał Sapkowskiego, bo kiedy zabrał się do pracy nad komiksem, „Wiedźmin” nie był znaną i popularną sagą, a zaledwie dwoma opowiadaniami, które ukazały się w miesięczniku „Fantastyka”, wyłącznie po polsku.

    Sam motyw pt. „wchodzi twardziel do baru i robi kęsim miejscowym żulom” jest uniwersalny i stary jak historia barów, zajazdów i zamtuzów. Western szczególnie go sobie ukochał i pokazywał na setki, jeśli nie na tysiące sposobów sposobów. Ba! Nawet u Sienkiewicza w „Ogniem i mieczem” jest scena, w której Skrzetuski robi porządek z podstarościm Czaplińskim („Nie wylewaj waćpan wina!”), rozbijając nim drzwi karczmy. Fakt, nie pochlastał go i nie usiekł, ale też z miejsca wyrobił sobie renomę i popularność nie gorszą, niż wiedźmin w Wyzimie. :)
  • Avatar
    A
    Sezonowy 12.05.2014 15:02
    Co większe muchy...
    Komentarz do recenzji "Break Blade [2014]"
    Ucieszyłem się na wieść, że Break Blade zostanie poddane reedycji i pokazane jako dwunastoodcinkowy serial, bo to całkiem przyjemna historia z niegłupim głównym bohaterem i sporą galerią interesujących, często niejednowymiarowych bohaterów drugoplanowych. Do tego do kwestii wojny, walki i śmierci na polu bitwy twórcy prezentowali zaskakująco dojrzałe, nieinfantylne podejście. Miałem nadzieję, że nie tylko zobaczę jakieś nowe, wcześniej niepublikowane sceny, ale że reżyser ze scenarzystą dokonają poprawek i usuną z serialu te, które wcześniej znalazły się tam, powiedzmy to łagodnie – „przez pomyłkę”. Bo skoro Break Blade momentami bliżej do dramatu niż do mechanicznego shounena, to dziwi i smuci wrzucanie doń scen o ewidentnie fanserwisowym albo komediowym, wręcz slapstikowym charakterze. W rezultacie ani to dramat, ani komedia, ani obyczajówka tylko ni pies ni wydra, coś na kształt animowanego świdra. Dlaczego, z jakiej przyczyny i czemu to miało służyć, wiedzą chyba tylko Najmądrzejsi Starcy z Gór Animowanych. Gdybym miał to zjawisko z czymś porównywać, to chyba tylko z muchą w zupie: niby małe, niby nic, a przecież odbiera apetyt. Miałem nadzieję, że przy okazji reedycji przynajmniej największe muchy znikną z talerza i ekranu, ale już widzę, że to była płonna nadzieja. Szkoda, bo niewielkim nakładem pracy i przy użyciu nożyczek można było w prosty sposób wygładzić scenariusz, z korzyścią dla opowieści i jej bohaterów.

    Podam dwa przykłady.

    Pierwszy to pojawiająca się znienacka scena pokazująca królową Krishny w pościeli, w skąpym negliżu, w wybitnie erotycznej pozie, z apetycznie wypiętym tyłeczkiem. Niby, że zasnęła pracując nad planami technicznymi do późna w nocy. Akurat. Scena nie wnosi do filmu niczego, nic jej nie zapowiada, nic z niej nie wynika. Równie dobrze mogłoby jej nie być w ogóle. W ostateczności twórcy mogli pokazać śpiącą królową­‑inżyniera opartą o biurko zasypane podręcznikami i blueprintami, co pasowałoby zarówno do charakteru postaci, jak i do okoliczności. Ale nie, zamiast tego dostaliśmy jednorazowy wizualny zastrzyk podtekstów erotycznych. Dla fetyszystów stanowczo za mało, dla widzów cieszących się samą opowieścią – nieprzyjemne zaskoczenie i mucha w zupie.

    Drugi przykład: nocna scena rozmowy Zessa, dowodzącego oddziałem specjalnym, z najstarszym towarzyszem broni. Poważna rozmowa poważnych ludzi, wytrawnych wojowników. Kamera wędruje od twarzy do twarzy, pokazując zatroskane oblicza. A potem budzi się śpiąca w kokpicie mecha dziewczyna. Zbliżenie kamery zaczyna pokazywać ją od brzucha, wędruje w górę ciała opiętego kombinezonem, pokazuje wielkie piersi wypełniające połowę ekranu, w końcu (niechętnie) dociera do twarzy. Nie ma to jak właściwe priorytety. Scena ma pokazać, jak z beztroskiej trzpiotki i ciamajdy rodzi się wojowniczka, zdeterminowana do walki za sprawą niedawnej śmierci najbliższej przyjaciółki. I wszystko byłoby OK, nawet z obecnością ujęć zrobionych tylko po to, żeby pokazać cycki, ale na koniec tej absolutnie poważnej sceny dziewczyna odwraca się, potyka się o własne nogi i ląduje twarzą w piachu. ?! W sitcomie takim scenom zawsze towarzyszy śmiech z offu i w tym momencie naprawdę bardzo go brakowało. Jednym głupim zabiegiem poważny, a nawet dramatyczny charakter sceny został przekreślony.

    Nie znoszę podobnych zabiegów. Nie znoszę wprowadzania na ekran ujęć i scen, które burzą rytm i nastrój opowieści w imię sam nie wiem czego: pragnienia dotarcia do jak największej ilości potencjalnych widzów (jeśli tak, to gdzie są seksowne lolitki, ja się pytam?)? Bo twórcy naoglądali się i naprodukowali tyle anime, że nie potrafią już wypuścić serialu, w którym dziewczyny nie będą kusić krągłościami i zachowywać się jak idiotki? I nieważne, że przez takie zabiegi dramat zamienia się w groteskę. Nawet, jeśli dokładnie tak wyglądają sceny w mandze, obowiązkiem reżysera i scenarzysty anime jest wykazanie się zdrowym rozsądkiem i krytyczne podejście do materiału i fabuły, które zostaną poddane adaptacji. Nie zrobiono tego ani za pierwszym, ani za drugim podejściem. Wielka szkoda, bo jak napisałem na początku, Break Blade to naprawdę przyjemna historia i skrojenie jej po latach do wielkości dwunastoodcinkowego serialu było świetną okazją do wyciągnięcia much z animowanej zupy, z korzyścią dla serialu, bohaterów i samej opowieści. Niestety, okazja ta została zmarnowana i opowieść, która mogłaby być naprawdę dobra, jest tylko niezła.
  • Avatar
    R
    Sezonowy 1.05.2014 18:38
    CG
    Komentarz do recenzji "Initial D"
    Do tego, co w recenzji napisał Slova na temat użycia w serialu grafiki komputerowej, chciałbym dodać jedno: bez CG zrealizowanie tak dynamicznego i wiarygodnego filmu animowanego o wyścigach samochodowych byłoby niesłychanie trudne. I wcale nie z racji spektakularnych efektów czy projektów graficznych, bo tych tu nie zobaczymy, ale ze względu na możliwość pokazania kluczowych scen w jak najbardziej przekonujący i zbliżony do rzeczywistości sposób: od zachowania należytych proporcji brył samochodów pokazywanych pod dynamicznie zmieniającymi się kątami, po umiejętne operowanie przepływającymi po karoseriach odbiciami świateł pojazdów i lamp ulicznych. A animowane komputerowo są tu nie tylko samochody, ale od czasu do czasu również elementy jezdni i jej otoczenia, co pozwoliło na zachowanie wiarygodnej gry świateł. Jako że wszystkie czy niemal wszystkie sceny wyścigowe mają miejsce po zmroku, to właśnie efekty CG pozwoliły wydobyć z nich to co najlepsze.

    I jeszcze jedno. W nadaniu wyścigom brawurowego i dynamicznego charakteru bardzo pomógł odpowiedni montaż i kompozycja scen. Zabierając się za realizację serialu autorzy prawdopodobnie spędzili wiele godzin na zbieraniu materiałów, oglądaniu relacji sportowych i filmowych scen samochodowych pościgów. Dzięki temu nie brakuje w Initial D efektownych ujęć jak gwałtowne zbliżenia na rozgrzewające się hamulce kół czy nagłe zatrzymania kamery, by pędzący samochód mógł majestatycznie i w zwolnionym tempie przesunąć się przed oczyma widza, jak drapieżnik uchwycony w trakcie skoku przez filmowców National Geographic.
    To naprawdę kawał porządnej scenopisowej roboty.
  • Avatar
    Sezonowy 26.04.2014 20:30
    Re: DARK FANTASY!!!
    Komentarz do recenzji "Hitsugi no Chaika"
    anime przygodowe w klimatach fantasy z elementami komediowymi


    W ten sposób chyba najlepiej i najpełniej można oddać charakter tego anime, tu mogę się tylko z Tobą zgodzić. Podejrzewam, że w moim przypadku elementy komediowe wygrywają z przygodowymi o kilka długości, ponieważ serial wzbudza moją wesołość w momentach, w których twórcy woleliby, żeby zachował kamienne oblicze. Mimo najlepszych chęci nie mogę traktować poważnie anime, którego bohaterką jest lolitka w stroju francuskiej pokojówki, z magiczną snajperką w dłoni i trumną na plecach, z premedytacją nazwana tak, by kojarzyła z cudem motoryzacji krajów demokracji ludowej. :)

  • Avatar
    Sezonowy 25.04.2014 22:48
    Re: DARK FANTASY!!!
    Komentarz do recenzji "Hitsugi no Chaika"
    Jestem pewien, że motyw przewodni nie powinien służyć za wskazówkę, do jakiego gatunku zakwalifikować ten czy inny tytuł. Gdyby tak było, „Highschool of The Dead” byłby horrorem, a to przecież fanserwiśna komedia, choć na ekranie oglądamy tłumy krwiożerczych zombiaków a trup ściele się gęsto.

    Kwestia tego, czy walkę uważamy za brutalną, czy nie wypada pozostawić indywidualnemu gustowi każdego widza. Jeden ziewa z nudów widząc na ekranie wyrywane flaki, inny mdleje w scenie, gdy bohaterowi pielęgniarka pobiera krew. Ja ani przez chwilę nie widziałem w nich choćby cienia Berserka. No bo zastanów się tylko: jakie Zło może czaić się za kimś, kto nazwał swoją córkę Czajka Trabant Gaz (wszystkie trzy słowa to marki samochodów produkowanych kiedyś w NRD i ZSRR). Imperator „Gazik”, jak kiedyś nazywaliśmy w Polsce ten samochód terenowy. Jeśli wiesz o tym, a mimo to w głowie nie zapala Ci się lampka z pulsującym napisem „komedia”, to trudno będzie mi znaleźć argumenty, aby przekonać Cię do tego, że naprawdę nie mamy tu do czynienia z fantasy pożenionym z horrorem.
  • Avatar
    Sezonowy 25.04.2014 09:45
    Re: DARK FANTASY!!!
    Komentarz do recenzji "Hitsugi no Chaika"
    Berserk nie ma wyłączności na dark fantasy, to oczywiste, ale też Hitsugi no Chaika nie należy do gatunku dark fantasy. I wcale nie za sprawą obecności lub nie elementów komediowych. Wystarczy odwołać się do definicji gatunku: dark fantasy to połączenie fantasy i horroru, a horror wprowadza do opowieści klimat grozy, niepokoju, obrzydzenia i szoku. W HnC nie widać nawet śladu takiego klimatu, bo mamy tu do czynienia jedynie z lekką, uroczo naiwną komedią z elementami fantasy, która w żadnym razie nie chce nikogo straszyć, niepokoić czy szokować.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 23.04.2014 17:31
    Żenująco słabe
    Komentarz do recenzji "Mangaka-san to Assistant-san to"
    Sam nie wiem, co mnie podkusiło do sięgnięcia po ten tytuł: może nieśmiało spodziewałem się, że przy okazji epatowania majtkowymi dialogami i walenia głównego bohatera po głowie przez co rusz to inną pannę, będę miał okazję zerknięcia za kulisy pracy i warsztatu mangaki? Nic z tego. Równie dobrze mogłaby to być opowieść o pracownikach biura rachunkowego, warsztatu krawieckiego czy zakładu pogrzebowego – konwencja nie ma tu większego znaczenia. To zarazem ten rodzaj filmu, którego istnienia, jako miłośnik anime, najbardziej się wstydzę i nie chciałbym, aby kiedykolwiek obejrzał je któryś z moich znajomych, bo znowu usłyszałbym od nich teksty o „durnych chińskich bajkach”. I nie mam tu na myśli pokazywania damskiej bielizny i innych atrybutów gatunku eccchi, bo wiele razy zdarzało mi się oglądać seriale gatunkowo leżące zupełnie poza sferą moich zainteresowań i nie narzekać. Ten tutaj serial jest po prostu tak żenująco słaby, że aż wstyd o nim opowiadać komukolwiek, kto sam nie ogląda anime. Takie „Hametsu no Mars” miało przynajmniej oryginalną fabułę. :/

    Słaby, nudny, pusty, bez polotu, nieśmieszny, bez choćby cienia oryginalności, ale za to zawiera chyba wszystkie od dawna zgrane do cna klisze, schematy i inne żelazne pozycje repertuaru dla niedzielnych fetyszystów. Główny bohater – beznadziejnie nieporadna sierota, która „jeszcze nigdy”? Check! Harem? Check! Bielizna, więcej bielizny? Check! Boobgrab? Check! Lolitkowata tsundere? Check! Ukryte przed niepowołanymi zbiory pornosów, które wysypują się na podłogę w najmniej spodziewanym (akurat!) momencie? Check! Lista zgranych do cna numerów jest długa jak lista leków, których przyjmowania uparcie odmawia Antoni Macierewicz i jego zespół ekspertów smoleńskich.

    Gdyby przynajmniej podano je w oryginalny sposób i z polotem… Ale tu nawet klasyczne gagi, jak choćby przypadkowe złapanie dziewczyny za pierś, z których pewnie śmiałbym się oglądając je w jakimś fabularnym sitcomie, wywołują co najwyżej grymas politowania. Siedząc przed ekranem miałem wrażenie, że twórcom po prostu się nie chciało silić na oryginalność, jakby wyszli z założenia, że ciemny lud i tak to kupi i że kiedy tylko zobaczy na ekranie boobgrab, będzie zanosił się śmiechem, bo tak każe animowana tradycja i dlatego że „boobgrab wielkim poetą jest”. Już nie jest, choć może kiedyś był. Dzisiaj to nudy na pudy. Najwyższy czas, żeby pozycje spod znaku ecchi podłapały parę nowych sztuczek, bo ścieżka, którą podąża „Mangaka­‑san to Assistant­‑san to” prowadzi donikąd.

    PS Ja wiem, że to produkt klasy D (G?), ale czy wspomniałem już, że pomimo tego jest żenująco nudny i słaby?
  • Avatar
    Sezonowy 18.04.2014 16:21
    Komentarz do recenzji "Blade & Soul"
    O tym samym pomyślałem. Z drugiej strony, jak to jest, że fioletowo­‑różowa szefowa zamtuza czy też karczmy, która ewidentnie roztacza wokół siebie aurę ekskluzywnej kurtyzany, jest zakutana w jedwabie od stóp do głowy, suknię ma do samej ziemi i bez najmniejszego choćby dekoltu na piersiach? Podejrzane, prawda? :)

    A skoro wspomniałeś o Queens Blade, to zasunęła mi się zabawna refleksję na temat tego, w jakiej dwuznacznej pozycji bohaterki tego serialu stawiają tam inne, zwyczajne kobiety i jak nieświadomie utrudniają im pożycie intymne. :)

    Załóżmy, że żona młynarza pokłóciła się z mężem, a wina była ewidentnie po jej stronie. Żeby go przeprosić i ugłaskać, przygotowała dlań przepyszną kolację, złożoną z jego ulubionych potraw. Mąż zjadł, ale nic nie powiedział – zamiast tego milczał i tylko patrzył spode łba. Kobieta nie zniechęciła się ani trochę, szybciutko polała mu najlepszego wina, jakie specjalnie na tę okazję kupiła od zamorskiego kupca. Mąż wypił, ale dalej nic nie mówił, tylko patrzył wilkiem. „Nie ma rady, trzeba sięgnąć po środki ekstremalne” – pomyślała zdesperowana. Zgasiła świece w świeczniku, zostawiając tylko dwie, najmniejsze i tym samym pogrążając pokój w intymnym półmroku. Wyszła na środek pokoju i zaczęła tańczyć zmysłowo, nucąc głośno ich ulubioną niegdyś piosenkę. W tańcu zrzucała z siebie szmatki, jedną po drugiej, co rusz wypinając w stronę ślubnego którąś ze swoich apetycznych krągłości, a miała ich całkiem sporo. W końcu, gdy już została w samej bieliźnie, którą również specjalnie na tę okazję kupiła u tego samego zamorskiego kupca, przyjęła najbardziej kuszącą z póz i rzuciła mężowi namiętne, gorące spojrzenie. To w końcu zadziałało. Mężczyzna dopił wino, otarł usta wierchem dłoni i wbiwszy zimny wzrok w praktycznie gołą kobietę, wycedził przez zęby: „A ty co? Na wojnę się wybierasz?” I to był pierwszy krok w stronę rozwodu. :)

  • Avatar
    Sezonowy 18.04.2014 15:22
    Komentarz do recenzji "Blade & Soul"
    Ja natomiast zastanawiam się nad czymś takim: skoro pokazane tu wojowniczki praktycznie bez wyjątku ubierają się jak dziwki, podsuwając wszystkim dookoła pod nos (pod oczy?)ledwie okrytą „mleczarnię” i inne co bardziej krągłe części ciała, jak twórcy ubierają prawdziwe dziwki, o ile takie pojawiają się w tym serialu, choćby na drugiem czy trzecim planie?

    A nie ulega wątpliwości, że muszą je ubrać tak, żeby już na pierwszy rzut oka odróżniały się od najemniczek, zabójczyń i innych fighterek. Bo wyobraźmy sobie: idziesz wieczorkiem do karczmy bo chcesz się zabawić, kładziesz dłoń na kolanie ponętnie i skąpo ubranej (rozebranej?) kobiety, ale zamiast spodziewanego przyzwalającego uśmiechu dostajesz pięścią w nos albo i nożem pod żebra. Jak je odróżnić, żeby nie stracić zębów? W jakim stresie muszą żyć serialowi miłośnicy kobiet lekkich obyczajów! Czy twórcy o tym pomyśleli?

    Poważna sprawa. :)
  • Avatar
    Sezonowy 16.04.2014 15:16
    Re: Coraz dziwniejsze(gorsze ?)
    Komentarz do recenzji "Yowamushi Pedal"
    Super moce i magiczne techniki (...) są wpisane w konwencję sportowych anime.


    Nie są, wystarczy że sięgniesz po tytuły, które zostały stworzone z myślą o widzach, którzy mentalnie wyrośli już z wieku dziecięcego i nie tkwią w nim choćby nawet tylko jedną nogą. Bardziej dojrzały odbiorca nie kupi historii, w której można zostać gwiazdą jakiejś dyscypliny sportu tylko dlatego, że opanuje się lub odkryje w sobie jakaś nadzwyczajną technikę, a nie dlatego, że ma się talent, który jest pielęgnowany i rozwijany latami morderczego treningu. No, chyba że wrzuci taki film czy serial do kategorii „bajki sportowej”, co pozwoli wyłączyć zdrowy rozsądek i oglądać do woli.

    Na dobrą sprawę większość produkcji mających sport za motyw przewodni a zawierających solidną historię i ciekawych, pełnokrwistych bohaterów obywa się bez „czarów”, bo w ich przypadku nie ma potrzeby zapełniania fabularnej czy charakterologicznej pustki, jako że te nie istnieją. „Major” – talent i lata treningu, „Initial D” – talent i lata treningu, „Chihayafuru” – talent i lata treningu, „Hajime no Ippo” – talent i lata treningu, „Slam Dunk” – talent i lata treningu (zwłaszcza treningu, o czym główny bohater boleśnie przekona się na własnej skórze), „Yawara!” – talent i lata treningu. Długo by wymieniać.
  • Avatar
    Sezonowy 12.04.2014 09:43
    Re: Sidonia
    Komentarz do recenzji "Sidonia no Kishi"
    Ciekawe, bo ja odniosłem zupełnie odmienne wrażenie: oglądało mi się z wielką przyjemnością. Nie bardzo potrafię wyjaśnić na czym to polega, ale ten sposób animowania postaci bardzo przypadł mi do gustu. Częściowo prawdopodobnie dlatego, że wyróżnia się na tle innych produkcji, przykuwa uwagę. W jakiś nieokreślony sposób wydał mi się też bardziej naturalny, jeśli mogę użyć tego słowa (może jakiś spec od technik animacji będzie umiał to wyjaśnić). Dziękuję twórcom, że większość postaci ma włosy w tym samym kolorze, podobne i nieekstrawaganckie fryzury, jak w życiu. Że mają stroje oszczędne, skromne i funkcjonalne, a nie jak wyjęte żywcem z magazynu mody dla imprezujących nastolatków. Wszystko to sprawia, że pod względem grafiki Sidonia no Kishi z miejsca przypadło mi do gustu.

    Mało tego: zastosowana w serialu paleta barw również wydaje mi się szczególnie pociągająca, zbliżona do naturalnej. Prawie nie ma tu tych nasyconych barw i pastelowych kolorów jak z kolorowanki dla dzieci, straszących w większości animacji. Sceny we wnętrzach, na platformach startowych, w kosmosie – w moich oczach wyglądają szczególnie dobrze. Szczególnie barwy i oświetlenie w scenach na zewnątrz statku, gdzie przeważa światło białe i blade, zbliżone jest bardziej do filmu dokumentalnego niż do kosmicznych przygód młodocianego pilota.

  • Avatar
    A
    Sezonowy 11.04.2014 13:54
    A myślałem, że tej wiosny nic mnie już nie zdziwi
    Komentarz do recenzji "Hitsugi no Chaika"
    Mój prywatny faworyt w tegorocznym konkursie na najbardziej obłąkany pomysł w dziedzinie kreowania postaci: słodka jak małe dziecko czternastolatka, wysławiająca się jak dwulatek, w kostiumie francuskiej pokojówki, z wielkokalibrowym magicznym karabinem wyborowym przenoszonym w trumnie dźwiganej na plecach.

    To takie absurdalne i obłąkane, że aż na swój sposób fajne. A myślałem, że tej wiosny nic mnie już nie zdziwi. :)
  • Avatar
    Sezonowy 3.04.2014 18:19
    Komentarz do recenzji "Space Dandy"
    Odcinek „roślinny” to również jeden z moich ulubionych epizodów i nie tylko ze względu na zawarty w nim ładunek emocjonalny. Jeśli zdjąć z bohaterów otaczającą ich komediową aurę okaże się, że to porządne science fiction, bliskie klasycznemu nurtowi eksploracyjnemu, tak rzadko obecnemu w anime. Nieznana planeta, obca cywilizacja, sztuczna (indukowana) inteligencja, ingerencja w ewolucję naturalną i konsekwencje takiej ingerencji, a w to wszystko wrzucona załoga kosmicznych poszukiwaczy. Jak najbardziej poważne sprawy, w nie do końca poważnej scenografii, ale i tak pięknie zagrało.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 1.04.2014 14:51
    Komentarz do recenzji "Space Dandy"
    Właśnie dotarło do mnie, że serial nie boi się być – i tu zaskoczenie – sentymentalnym, a chwilami nawet wzruszającym. Zabawa zabawą, surrealizm surrealizmem, ale jeśli przyjrzeć się bliżej tematom niektórych opowieści, zajrzeć pod jaskrawe kolory i karykaturalne postaci, można dostrzec, że niemała część odcinków dotyka spraw, nad którymi nawet największym cynikom przychodzi od czasu do czasu pochylić się w zadumie.

    Znajdziemy tu więc opowieść o miłości, która może dopaść każdego i choć nieodwzajemniona, to nawet elektronicznym odkurzaczom dodaje odwagi i skrzydeł, a wtedy możemy góry przenosić. Przez chwilę będzie o starości i samotności (kosmiczny ramen), o istocie istnienia (czy to pleonazm?) i o śmierci (nie w dosłownym tego słowa znaczeniu), bo „rośliny też ludzie”. Pojawi się wątek o stawianiu czoła własnej przeszłości i pytaniom, na które boimy się usłyszeć odpowiedź (Miau wraca do domu), o bezinteresownym poświęceniu i instynkcie opiekuńczym, silniejszym od worka pieniędzy i wizji półnagich panienek pląsających w kosmicznym barze (dziewczynka z parzydełkami). W każdym przypadku byłem zaskakiwany przebijającą z ekranu nutą melancholii i to było naprawdę fajne, tym bardziej że zgrabnie podane.

    Zabijcie mnie, ale lubię Kosmicznego Dandysa.
  • Avatar
    Sezonowy 26.03.2014 18:01
    Re: Szczerze, nie polecam
    Komentarz do recenzji "Toaru Hikuushi e no Koiuta"
    Sam przebieg bitew powietrznych i ich fazy są przemyślane i wiarygodne


    W takim razie zwrócę Twoją uwagę na jedną, kluczową scenę, w której dywizjon bohaterów zostaje otoczony przez przeważające siły wroga. „Nasi” używają samolotów naśladujących rozwiązania techniczne amerykańskiego V­‑22 Osprey, posiadającego zdolność do pionowego startu i lądowania. Zamiast rzucić się do ucieczki, formują koło, tak jak kiedyś wozy amerykańskich osadników broniące się przed napadem Indian, tyle że wiszące w powietrzu. Nieruchome koło. Nieruchomy cel. Nie mogłem uwierzyć, gdy to zobaczyłem. Czy twórcy w ten właśnie sposób wyobrażali sobie pojęcie walki kołowej? Przez wystawianie samolotów na strzał? Owszem, wyglądało to malowniczo, ale do tego stopnia stało w sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem, że mogło rywalizować nawet ze wspomnianym wcześniej bombardowaniem trumnami. Całe szczęście, że tym razem zakończyło się to masakrą Ospreyów, bo naprawdę zasłużyły sobie na to.