x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Przez królika (a mi się podoba, a co :)
A już całkiem poważnie, to zwierzątka w serialach dla dorosłych, m.in. za sprawą wnoszenia do filmu „niedorosłej” czy magicznej konwencji, sprawdzają się nadspodziewanie dobrze, że wspomnę tu choćby genialną chomiczkę z „Oruchuban Ebichu”.
Seriale jak „Servant x Service” traktujące o dorosłych należy hołubić i roztaczać nad nimi opiekę, bo w dobie powszechnego zdziecinnienia produkcji adresowanych dla nastolatków są niczym bezpieczny azyl dla widzów, którzy dawno wyrośli już z kategorii shoujo czy shounen.
Re: widownia?
Wybacz, proszę, niepotrzebne zamieszanie, choć podejrzewam, że gdybym nawet przeczytał dosłownie tak jak napisałeś (shounen‑seinen), to nie zdając sobie sprawy z istnienia furigany z całą pewnością podniósłbym te same wątpliwości.
Cieszę się, że miałem okazję nauczyć się czegoś nowego. I że używamy tylko jednego alfabetu.
Re: widownia?
Nie miałem bladego pojęcia o istnieniu furigany. To by wyjaśniało, o czym pisał Antanaru, a czego ja nie mogłem pojąć. Dziękuję za łopatologiczne objaśnienie sprawy.
Re: widownia?
Jak dla mnie, stoi tu jak byk, że to, czy coś jest shounen czy seinen, zależy przede wszystkim od dwóch rzeczy:
1. od pisma (w rozumieniu periodyku)
2. (i) od użytego alfabetu.
...„zależy (...) od (...) alfabetu”...
Moje pytanie dotyczy tego, jakim sposobem rodzaj użytego alfabetu może mieć wpływ na to, czy mangę będziemy uważać za przynależną do grupy shounen czy shoujo? Jak w ogóle alfabet, nawet nie język, może mieć wpływ na cokolwiek, poza czytaniem ze zrozumieniem? Tego nie jestem w stanie żaden sposób pojąć, ale nie jestem czytelnikiem mang i pewne kwestie mogą być mi obce, ale kwestia z alfabetem wydaje mi się szalenie ciekawa, o ile tylko jest prawdziwa.
Re: widownia?
To akurat nie jest dla mnie zrozumiałe: co miałeś na myśli pisząc” że podział shoujo‑snounen zależy m.in. od użytego alfabetu? Mógłbyś wyrazić się jaśniej?
Re: Mieszane uczucia, z lekką przewagą pozytywnych
Re: Mieszane uczucia, z lekką przewagą pozytywnych
Mam wrażenie, że niczym nie zasłużyłem sobie na traktowanie z góry, nawet jeśli poczułeś się wywołany do tablicy moim żalem z powodu tego, że świadomie pominąłeś w recenzji najciekawszą postać całej historii, dziewczynę‑klucz i zarazem spoiwa oraz ducha sprawczego wydarzeń z udziałem Mahiro i Yoshino. Owszem, uważam to za recenzencki błąd w sztuce, ale w swoim komentarzu nie stawiam Ci z tego powodu zarzutu, lecz zamiast tego przedstawiam i uzasadniam własny punkt widzenia na kwestię, której nie należy pomijać. Mam wrażenie, że udało mi się zrobić bez spoilerowania i psucia przyjemności tym, którzy po serial mogą sięgnąć choćby dlatego, by przekonać się na własne oczy, co takiego tkwi w tej Aice, że Sezonowy się nad nią rozpływa, a co Diablo pominął milczeniem.
Mieszane uczucia, z lekką przewagą pozytywnych
Aika dostała od scenarzysty świetnie napisaną rolę, bo praktycznie przez cały serial, zza grobu pociąga za sznurki sterując wydarzeniami. Odpowiedź na pytanie „kto zabił Aikę” jest tu kluczem do całej historii, zupełnie jak to „kto zabił Laurę Palmer” w serialu Davida Lyncha „Miasteczku Twin Peaks”, przed laty, a dążenie do znalezienia odpowiedzi motywuje bohaterów do działania. Świetna intryga, wikłająca postaci w tragedię zarówno osobistą, jak i cywilizacyjną, a do tego niełatwe relacje osobiste.
Ale jaki to nierówny serial! Pierwsza część trzyma w napięciu, posiada autentyczną intrygę sensacyjno‑kryminalną, niebanalne zwroty akcji, nie stroni od wątków dramatycznych, nawet tragicznych. Obejrzymy śmierć, zagładę, cierpienie, które nie spływają po bohaterach czy widzach jak woda po kaczce. Scena z Yoshino, który ciała dwojga zmarłych, tulących się do siebie dzieci osłania parasolem przed deszczem, choć na zdrowy rozum nie ma to najmniejszego sensu, jest tego dobrym przykładem. I jeszcze to szczególne napięcie pojawiające się zawsze, gdy na ekran trafia postać nieżyjącej Aiki: koktajl tajemnicy i napięcia z wyczuwalnym posmakiem zakazanego owocu.
W drugiej części serialu zrezygnowano z tego na rzecz akcentów komediowych, banalnego wątku romansowego i pokazowych walk przy pomocy czarów. Wielka szkoda. Wyobrażam sobie, że niemała część starszych widzów była rozczarowana takim obrotem sprawy: ja byłem. Zupełnie, jakby w połowie emisji producent zwołał zebranie realizatorów i powiedział: „Towarzysze artyści! To, co robicie, może jest i fajne, ale oglądalność jest za mała. Słupki nam spadają. Partia oczekuje od was więcej oglądalności. Niech będzie prościej, weselej i bardziej kolorowo, bo to się lepiej sprzedaje”; (serial jest na podstawie mangi, więc „Stalinem‑producentem” równie dobrze mógł być ktoś z wierchuszki wydawnictwa komiksowego, co nie zmienia faktu, że dokonano zbrodni na fabule i bohaterach).
W rezultacie wygląda to tak, jakby drugą część serialu robiła ekipa młodsza od poprzedników o dziesięć lat, dla widzów o dziesięć lat młodszych. Szkoda, bo gdyby nie ta wolta fabularno‑gatunkowa, serial oceniłbym wyżej, choć i tak warto go obejrzeć, nawet jeśli tylko po to by dowiedzieć się, kto i dlaczego zabił Aikę. Moment, w którym w końcu spada zasłona tajemnicy najlepiej świadczy o tym, jaki potencjał dramatyczny tkwił w tej historii.
Re: Anime - ocena
W tym miejscu pozwolę sobie zażartować, wykorzystując przemyślenia Evrinny:
[link]
Re: Nie polecam.
Pozwolę sobie posunąć inny, ale dużo bardziej wiarygodny trop.
Nie śledzę serialu, ale bazując na wypowiedziach osób komentujących szukałbym raczej wskazówek nie w syndromie sztokholmskim, co wydaje mi się oczywistą pomyłką, a w relacjach o podłożu seksualnym: „uległość i dominacja”.
Tak, to normalne i oczekiwane w relacjach tego typu. Ze względu na młody wiek bohaterów i niezakończony proces dojrzewania może to nie mieć jeszcze przełożenia na związek o charakterze otwarcie seksualnym i realizować się w inny sposób, ale podłoże do rozwinięcia się takich relacji już jest. Uległość i dominacja: to tu szukałbym klucza do zrozumienia bohaterów serialu i stosunków między nimi.
Re: Najnowszy odcienk (12!)
I jakimś cudem tak wielka ekipa nie zauważyła, a jeśli nawet zauważyła, to nie była w stanie nic zrobić z tym, że serial, nad którym pracują, jest gorszy z odcinka na odcinek? Jeśli tak, to z tym systemem coś jest ewidentnie nie w porządku.
Re: Najnowszy odcienk (12!)
Spójrz na to z następującej strony: do wyprodukowania jednego docinka zatrudniany jest inny reżyser i scenarzysta. Nie będzie ich już przy kolejnym odcinku, z czego doskonale zdają sobie sprawę. To jest minus każdej pracy na zlecenie, gdy zatrudnia się podwykonawców: nikt od nich nie oczekuje, że będą kreatywni, oni mają zrobić to, co im kazano i tyle. Nikt od nich nie oczekuje, że rozwiną skrzydła i dadzą z siebie wszystko, bo nie ma na to ani miejsca ni czasu. Ich głos w ewentualnej dyskusji waży też tyle co nic, bo niby dlaczego miałby ważyć: za tydzień na ich fotelach będą siedzieli już inni ludzie. Założę się, że na zebraniach kolegium redakcyjnego siedzą w ciemnym kącie, zaraz obok stojaka z wodą pitną.
W zaistniałej sytuacji nie ma mowy o wprowadzeniu w życie jakichkolwiek zmian, ulepszeń, poprawek w fabule, kreacji bohaterów czy zastosowaniu wypełniaczy w postaci wątków czy bohaterów pobocznych nie ujętych w scenariuszu podstawowym (a chyba każdy widzi, że SnK potrzebuje ich bardziej zamiast kolejnych płomiennych przemówień). Nie ma mowy o planowaniu działań długofalowych, np. poprzez rozbudowanie jakiegoś wątku pobocznego, bo to wykracze poza jeden odcinek, a ten już będzie realizowała inna ekipa.
W mojej opinii zwyczaj oddawania pracy nad kolejnymi odcinkami w ręce coraz to innej ekipy realizatorów jest jak rak: zabija kreatywność i rozmywa odpowiedzialność, wysysając życie z bohaterów i fabuły, pozbawiając twórców wizji całości. W efekcie mamy SnK: nudny serial akcji, ze sztywnymi i nudnymi bohaterami, gdzie nikt z twórców nie zrobił niczego, by produkcje ratować i uczynić atrakcyjną dla widza, kiedy jeszcze jest na to czas.
Re: Kawaleria powietrzna i inne techniki walki
[link][link][/link]
Mam na myśli widoczny strumień wylotowy czy cokolwiek to jest, a ciągnie się za latającym kawalerzystą. Wiem już, że w grę nie wchodzi silnik odrzutowy (nie ma komory spalania), ale można ulec złudzeniu, prawda? Ja uległem (odrzut do wykonania skoku i nadania prędkości, linki do manewrowania). Jakoś mi nie przyszło do głowy, że te tu maleństwa to są (bo przecież muszą być) wciągarki (a do tego pewnie i wyrzutnie linek)), które znam z realu i to zwykle wielkie krówska plus niezbędny (i równie wielki) silnik.
Re: Kawaleria powietrzna i inne techniki walki
Jakby nie patrzeć, można wysuwać wiele zastrzeżeń zarówno do fortyfikacji, uzbrojenia, taktyki i samego „wojska”. Jedne mniej, inne bardziej poważne i zasadne. Widzę jedno wytłumaczenie: wynikają one z założenia, że tak po prostu musi być, bo gdyby ludzie byli w stanie się obronić, Eren‑zbawiciel nie byłby potrzebny, a tym samym manga by nie powstała.
Nie oszukujmy się: żaden z bohaterów nie należy do ludzi, z którym chciałby się nawet nie tyle spędzać czas, ale zwyczajnie zawrzeć znajomość. Nawet stosunkowo najnormalniejsza i najbardziej opanowana Mikasa to typ dziewczyny, jaki normalni faceci omijają szerokim łukiem. Żeby główne postaci, pomimo widocznych wad wypadły pozytywnie na tle innych bohaterów, ci musieli zostać pokazani w negatywnym świetle. I tak się stało. Na ich tle nawet histeryczny Eren, porozumiewający się z otoczeniem przy pomocy krzyku, urasta do miana herosa, a panikarz Armin zostaje geniuszem taktyki. Gdyby miasto miało dowódcę na miarę przywołanego wcześniej pana Wołodyjowskiego i jego załogi twierdzy Kamieniec, Eren i spółka spędzaliby dni w szkole, tam gdzie ich miejsce, a nie na polu walki.
Nie ta opowieść, nie ci bohaterowie.
Ale nie będę się już dłużej czepiał i narzekał, bo nie do mnie skierowane jest to anime. Mam tylko nadzieję, że fani serialu nie będą przyjmowali bezkrytycznie wszystkiego, co widzą na ekranie, bo jeśli tak się stanie i producenci dojdą do wniosku, że podobne seriale mają branie, to kolejne produkcje będą coraz bardziej proste, niewiarygodne i głupawe. Nawet te o wojnie, śmierci i zniszczeniu.
Re: Kawaleria powietrzna i inne techniki walki
[link][link][/link]
Są, jak najbardziej i nie takie znowu żałosne. I most wygląda na taki, który nie byłby w stanie utrzymać ciężaru giganta, a zdawało mi się, to była solidna droga. Tu nawet artyleria jest na swoim miejscu. Dlaczego więc nie zadziałało? Wydaje mi się, że rację ma tu Qualu zwracając uwagę na to, że są za małe, jakby projektowane z myślą o zatrzymaniu ludzi, a nie gigantów. Olbrzymy przeszły przez nie jak przez masło.
Re: Kawaleria powietrzna i inne techniki walki
Chyba najlepszym argumentem świadczącym o tym, że te „fortyfikacje” nie były żadna przeszkodą dla olbrzymów jest wspomniana przez ciebie wielkość. One są nie tylko skromne i na małej przestrzeni, ale po prostu malutkie.
Następne odcinki będę oglądał uważniej, żeby pozbyć się wszelkich wątpliwości.
Re: Kawaleria powietrzna i inne techniki walki
Oczywiście, pamiętam te doły, zlokalizowane na krótkim odcinku tuż za bramą, wyglądające jak rodzaj półkolistych okopów. Niestety, zostały wykopane obok drogi, po której tak ludzie jak i giganci najzwyczajniej w świecie swobodnie sobie przechodzili. Nie odegrały i nie mogły odegrać żadnej roli, ponieważ nie stanowiły żadnej przeszkody dla nikogo. Nie wyobrażam sobie, że mogłyby zatrzymać olbrzyma, no chyba żeby wpadł do takiego przydrożnego rowu po pijanemu. Ich projektant powinien zostać rozstrzelany albo rzucony gigantom na pożarcie.
Co innego, gdyby fosa była duża, głęboka i w poprzek drogi, wtedy olbrzymy musiałyby przełazić przez nią w pocie czoła, dając obrońcom okazję do ataku. Rozumiem to tak, że osoba tworząca scenopis słyszała, że dzwonią, ale nie bardzo wiedziała, w jakim kościele. No, chyba że tak rysowane „umocnienia” pojawiły się już wcześniej w mandze.
Co do statku, to o ile sobie przypominam, płynął po kanale a nie w fosie. Na zewnątrz murów nie ma fosy, chociaż powinna tam być,z oczywistych powodów.
Masz rację, umknęło to mojej uwadze, napisałem już o tym w odpowiedzi udzielonej Qualu. Czyli, że rakiety jednak tak, ale już miotacze ognia niekoniecznie. Nie, żeby to robiło wielką różnicę.
Re: Kawaleria powietrzna i inne techniki walki
No, ale z drugiej strony mówimy tu o SnK, gdzie wszystko jest możliwe, naturalne i oczywiste. Nawet to, że giganci, choc dyspnują ludzkim garniturem zębów, nie przeżuwają posiłku przed połknięciem, na szczęście dla miasta i Erena. Bo gdyby tylko przeżuwali… :)
Kawaleria powietrzna i inne techniki walki
Weźmy takie fortyfikacje. Bramy miasta okazały się najsłabszym punktem umocnień, stosunkowo łatwym do sforsowania, ale nie wyciągnięto z tego konstruktywnych wniosków. Fosy, mosty zwodzone, wilcze doły, barykady: nie wybudowano niczego. Takie fortyfikacje, choćby i prowizoryczne, nie musiałyby nawet zatrzymywać gigantów. Wystarczyłoby samo ich spowolnienie, odwrócenie uwagi, danie zajęcia dla rąk i tym samym odsłonięcie i wystawienie na cel kawalerii powietrznej. Zanim przedrą się przez bramę, a jeśli nawet już to zrobią, to zanim wedrą się między zabudowę.
Kolejna sprawa: w powszechnym użyciu jest broń palna, działa ładowane odprzodowo i karabiny z zamkiem skałkowym (od biedy mógłby to być nasz przełom XVIII i XIX wieku). Nie zawsze skuteczna, nawet w przypadku dział, co mieliśmy okazję zobaczyć. Dlaczego więc nikt nikt nie używa min? I nie muszą to od razu być odpowiedniki współczesnych min wojskowych czy mudżahedinowskich IED, z fikuśnymi zapalnikami. Wystarczą zwykłe miny prochowe używane już w czasach pana Wołodyjowskiego do kruszenia murów (tu zastosowanie dla kawalerii powietrznej: zwabić giganta w stronę miny, podpalić lont i.. fruuu! na bezpieczną odległość, bez konieczności wchodzenia w zasięg rąk przerośniętego ludożercy). Nawet jeśli gigant nie zginie, to okaleczony jest łatwym celem dla kawalerii. Do tego granaty, również znane i popularne od wieków, również prochowe (znowu Wołodyjowski). Albo zamiast mieczy, nie zawsze skutecznie i wystarczająco głęboko tnących, zwłaszcza w rękach dzieciaka, harpun z ładunkiem prochowym, wbijany w kark przeciwnika. Nie wierzę, że nikt w świecie SnK na to nie wpadł. Albo i wpadł, tylko szybko wybito mu to z głowy, bo wtedy pomysł kawalerii powietrznej walczącej za pomocą mieczy mógłby runąć.
Do tego dochodzi kwestia wojska. Cały czas mamy do czynienia z garstką obrońców, których morale praktycznie nie istnieje. Niby stanowią elitę, ale do formacji przyjmuje się każdego, kto się zgłosi. Nawet (a może przede wszystkim) tchórzy, histeryków i dzieci. Efekty mamy okazję widzieć na ekranie: żadnej dyscypliny, żadnego morale. Garstka walczy, a reszta umyka i chowa się po kątach, kiedy tylko padają pierwsze trupy; przykro patrzeć. A przecież ludność wewnętrznego miasta urosła niedawno o potężną liczbę uciekinierów, którzy pozostają bez zajęcia. Aż się prosi, żeby wprowadzić obowiązek powszechnej służby wojskowej i tam, gdzie strzela jedno działo, postawić dwadzieścia, a do tego tysiąc piechoty z bronią palną i granatami. Przecież tu już naprawdę nie ma nic do stracenia, dlaczego więc pozwalać zdrowym, silnym ludziom zbijać bąki, zamiast walczyć?
I na koniec: nie wiem na jakiej zasadzie funkcjonują olstra skokowe używane przez kamikaze na uwięzi, ale zakładam, że skoro zużywa paliwo, jest to rodzaj silnika odrzutowego. Czyli możemy produkować rakiety, tak? Poza tym, skoro jest paliwo, to i bomby albo miny‑pułapki zapalające również dałoby się skonstruować? Może nawet miotacze ognia? Nawet jeśli nie zadałyby dużych obrażeń, to przecież giganci czują ból, a i z celowaniem nie ma większego kłopotu. Nie muszą ginąć, wystarczy że zostaną odpędzeni. I tu znowu podkreślę: zanim wedrą się do miasta.
Na pewno pominąłem inne, mniej lub bardziej oczywiste sposoby czy warianty, za pomocą których ludzie mogliby opierać się gigantom. Tak czy owak, jestem przekonany, że można było lepiej i skuteczniej, i że pomysł odrzutowej kawalerii powietrznej walczącej wręcz z przeciwnikiem wielkości wielopiętrowego budynku, nie jest najszczęśliwszym z możliwych rozwiązań.
Dla mnie bomba
Ot, choćby drobiazgi muzyczne: w uroczej restauracyjce Niedźwiedzia Polarnego muzyka ilustracyjna to głównie lekkie aranżacje jazzowe, podczas gdy w barze dla drapieżników Niedźwiedzia Grizzly króluje blues. Albo drobiazgi graficzne: kiedy Panda przeżywa okres fascynacji bycia niegrzecznym chłopcem i w wyobraźni udaje w podróż motocyklem po USA, na miejsce startu wybiera kultową autostradę międzystanową Route 66, matkę wszystkich dróg, mekkę harleyowców i obieżyświatów (wniosek: autorzy czytają coś jeszcze poza mangami i chwała im za to). Tę samą, o której Bobby Troup napisał przed laty słynną piosenkę "(Get Your Kicks On) Route 66”:
„If you ever plan to motor west, travel my way
Take the highway, that's the best
Get your kicks on Route 66”
[link]
Takich smaczków jest dużo więcej. Nie ma sensu się o nich tu dłużej rozpisywać, bo warto je odkrywać samemu.
Re: teoria (spiskowa) - głos malkontenta, czyli nie ma tego złego...
Wszystko to z korzyścią dla warstwy dialogowej, bo raczej trudno mu będzie w dalszym ciągu wygłaszać podniosłe, pełne patosu przemowy. Niestety, bohaterowie i dialogi to najsłabsza część serialu i w tym kontekście zastąpienie Erena olbrzymem wydaje się wcale niezłym pomysłem.
Re: Nowomowa
Pozwól, ze zacytuję, zaznaczając najistotniejsze:
Z tych słów, jak sądzę, jasno wynika, że według mnie wojownik nie jest synonimem rycerza, bo do rycerstwa warunkiem jest szlachetne urodzenie. Rycerz jest wojownikiem, ale już wojownik nie musi być rycerzem. Tak jak w katolicyzmie ksiądz z definicji jest mężczyzną, ale już nie każdy mężczyzna jest księdzem.
Re: Nowomowa
Z którą częścią mojej wypowiedzi na temat definicji rycerza nie zgadzasz się?
Re: Nowomowa
Jak rozumiem, właśnie dlatego, że nie było kobiet‑rycerzy, nie pojawiła się w naszym języku rycerka. Tak jak Anataru, uważam że rycerka jest przykładem nowomowy, podobnie jak ministra czy psycholożka albo chirurżka (chirurgini?). W tym przypadku szczególnie niezręczną, bo próbującą zmieniać nazwę profesji, która jest już tylko i wyłącznie częścią historii i jako taka powinna zostać pozostawiona w spokoju.
Re: Nie i jeszcze raz nie
Porzuciłem oglądanie po drugim odcinku, ale jeśli rzeczywiście jest tak jak mówisz, to tym bardziej nie rozumiem podobnego podejścia ze strony producenta. Widz wyrabia sobie zdanie już w trakcie pierwszego odcinka, podejmując decyzję czy oglądać dalej czy też nie(efekt pierwszego wrażenia). Tymczasem w Valvrave pierwszy odcinek pokazuje plastikowego, niewiarygodnego bohatera i bardziej niż naciągane założenia fabularne, czego nawet przy maksimum dobrej woli nie sposób uznać za dobrą przynętę na widza. Przynajmniej nie na takiego, który kilka seriali obejrzał i może dokonać porównania oraz wyboru. O to właśnie mam największe pretensje do twórców, że nie starali się zachęcić mnie do pozostania przy ekranie prezentując interesujący pomysł fabularny i interesujących bohaterów. Nawet jeśli pokażą ich później, mojej sympatii już nie odzyskają, bo ja w tym czasie będę oglądał coś innego.
I pozwolę sobie nie zgodzić się z Tobą, jakoby seria z założenia miała być przerysowana i śmieszna. W odcinkach, które obejrzałem, nie zauważyłem elementów komediowych czy choćby zabawnych, które mogłyby na to wskazywać. Wręcz przeciwnie: ilość scen pokazujących bezduszne okrucieństwo, czasami połączone z satysfakcją, towarzyszące zabijaniu bezbronnych ludzi (mam tu na myśli działania grupy sabotażystów) sugeruje, że to raczej nie jest komedia ani tym bardziej parodia. A nawet jeśli rzeczywiście jest, to zwyczajnie nieudana, ponieważ skutecznie przegoniła mnie sprzed ekranu pomimo tego, że jestem fanem mechów i wielkich robotów.