Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Komentarze

Sezonowy

  • Avatar
    A
    Sezonowy 24.02.2013 11:05
    Producentów pod ścianę
    Komentarz do recenzji "Strange Dawn"
    Jeśli dobrze pamiętam, to właśnie w przypadku tego serialu moja irytacja na bezwzględne metody stosowane przez producentów, sięgnęła zenitu. Mogę się tylko domyślać, ale stawiam złoto przeciwko orzechom, że „Strange Dawn” zostało zwyczajnie zamordowane przez wytwórnię zaraz po tym, jak animowane dziecko okazało się nie tak piękne i popularne, jak sobie producenccy rodzice wymarzyli, a zaoszczędzone w ten sposób pieniążki przeznaczono na inne, lepiej się zapowiadające potomstwo. A przecież honor nakazywałby umożliwienie skazańcowi, by ten mógł odejść z godnością. Zamiast tego po prostu rozwalono mu głowę cegłą. Barbarzyństwo.

    Szczerze żałuję, że nie dano serialowi rozwinąć skrzydeł, bo pod względem fabularnym prezentował się naprawdę obiecująco. Koncepcja pozornie bajkowego świata, który pod kolorową otoczką wcale nie jest ani taki barwny, ani taki szczęśliwy, bardzo przypadła mi do gustu, bo to wyśmienita okazja do tego, by charakter obu bohaterek został poddany próbie. Niestety, zamiast charakterów testowano wytrzymałość kości czaszki, przy pomocy wspomnianej cegły. Szkoda.
  • Avatar
    Sezonowy 15.02.2013 23:29
    Re: kreska jest okropna
    Komentarz do recenzji "NANA"
    Nie raz i nie dwa czytam podobne słowa („nie podoba mi się kreska, nie będę oglądał/a, choć wiem, że polecają”) i zastanawiam się, czy to działa też w drugą stronę („wiem, że odradzają, ale podoba mi się kreska, dlatego obejrzę”).

    W pierwszym przypadku – strata dobrego filmu. W drugim przypadku – strata czasu.

    W pierwszym przypadku strata tym większa, że przecież jest mnóstwo dobrych i bardzo dobrych tytułów sprzed epoki cyfrowej, niejednokrotnie bijących na głowę współczesne produkcje jeśli chodzi o fabułę i bohaterów, albo też filmów niskobudżetowych, które nie mają szans rywalizować pod względem wizualnym z gorszymi, ale technicznie bardziej atrakcyjnymi pozycjami o niczym. Trudno jest mi sobie wyobrazić, że można je tak po prostu odrzucić, z góry skazać na przegraną. To jakbym ja sam odrzucił fabularne kino czarno­‑białe i tym samym posłał do kosza „Casablankę”, „Siedmiu samurajów” i… „Czterech pancernych”. Nawet nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.

    Nie rozumiem takiego podejścia, choć je szanuję. Żal mi tylko, że o wielu dobrych tytułach nie będę miał okazji z tyloma osobami porozmawiać, „bo to brzydkie obrazki były”.
  • Avatar
    Sezonowy 12.02.2013 20:47
    Re: POLECAM
    Komentarz do recenzji "Uchuu Kyoudai"
    Prawdopodobnie chodzi o wzmiankę na temat UFO, co może sugerować czytelnikowi iż ma do czynienia z serialem o kosmitach, pierwszym kontakcie itp. Z przygodami naśladowców Hana Solo a nie następców Neila Armstronga.
  • Avatar
    Sezonowy 9.02.2013 10:45
    Komentarz do recenzji "Maoyuu Maou Yuusha"
    Skoro w końcu pojawiło się „mięsko”, to kto wie? Może jeszcze wrócą na ekran cycki z pierwszego odcinka? Przeczytałem zabawny komentarz zawiedzionego fana, jak to do obejrzenia Maoyu zachęciły go obejrzane na w Internecie GIFy z „bimbałkami”, które pojawiły się natychmiast po pierwszym odcinku. Porównał to do napompowanej powietrzem paczki czipsów, która po otwarciu zawierała zaledwie kilka sztuk tego, co sugerowało opakowanie. Biedaczysko dał się zrobić w balona, a może raczej – w balony.

    Ale tak czy owak fajnie jest w końcu zobaczyć na ekranie opowieść w stylu fantasy. Mam wrażenie, że literacki pierwowzór może zawierać sporo interesującej treści, tutaj zaledwie zasugerowanej przez epizodyczną obecność obiecujących bohaterów drugoplanowych, miejsc i zachodzących w tle wydarzeń natury politycznej i gospodarczej.
  • Avatar
    R
    Sezonowy 3.02.2013 11:54
    @ recenzja by Slova
    Komentarz do recenzji "Comic Party"
    Jestem przekonany, że recenzja polemiczna to niedobry pomysł. Przede wszystkim dlatego, że znacząca część zawartości odnosi się nie do samego filmu, a do osoby recenzenta i jego środowiska, albo (co w tym przypadku oczywiste) recenzji innych autorów. A ponieważ nie czytałem recenzji, z którymi polemizuje Slova, czułem się jakbym siedział na tureckim kazaniu. Nie mogłem też pozbyć się wrażenia, że czytam nie rzeczową, fachową recenzję, a obszerny komentarz będący częścią dyskusji na forum, w dodatku skierowany do kogoś innego niż ja. Może lepszym wyjściem byłoby nadanie recenzji charakteru klasycznego felietonu, bez uciekania się w polemikę?

    Nie podobało mi się i mam cichą nadzieję, że był to jednorazowy eksperyment.
  • Avatar
    Sezonowy 2.02.2013 10:58
    Komentarz do recenzji "Maoyuu Maou Yuusha"
    Podzielam twoją irytację. W moim przypadku jej źródło jest inne, za to stres podobny.

    Mam wrażenie, że twórcy próbują tu pożenić ze sobą dwie grupy widzów. Po pierwsze tę, dla której w pierwszym odcinku na ekran wjechała podskakująca i kołysząca się na wszystkie strony mleczarnia. Charakterystyczne, że w kolejnych odcinkach cycki już nie podskakują, a kamera nie podąża za nimi jak zaczarowana. Wniosek: megapiersi to nic innego niż wabik i pułapka, które przestały być potrzebne zaraz po tym, jak pomogły w przyciągnięciu widzów przed ekran. Tyle że w miejsce cycków wspomniana grupa widzów praktycznie nie dostała niczego w zamian. Żadnych bitew, pojedynków, potworów: „mięska”, jak napisałeś w komentarzu wyżej. Nie dziwię się, że przedstawiciele tej grupy widzów mogą poczuć się zawiedzeni.

    Z kolei druga grupa – ta, którą przed ekran przyciągnęły nie cycki, a nadzieja na serial podobny do „Spice and Wolf”, wprawdzie dostała to, czego chciała (ja w końcu zrozumiałem, na czym polega wyższość czeropolówki nad trójpolówką, czego nijak nie byłem w stanie zrozumieć z podręczników historii), ale niepotrzebnie podlane śłitaśnym lukrem. Mam tu na myśli fakt, że z pary głównych bohaterów uczyniono osoby niepełnosprawne emocjonalnie, nieporadne w wyrażaniu uczuć. Dorośli ludzie, a w sprawach męsko­‑damskich zachowują się jak dzieci z podstawówki; szablon jakby żywcem wyjęty z animowanych opowieści o szkolnych perypetiach miłosnych. Najbardziej jaskrawy przykład: nie widzieli się od roku i oto raptem spotykają się nocą w jej sypialni. Półmrok, za oknem muzyka i fajerwerki, w pałacu ani żywej duszy poza zakochaną parą, ona w nocnej koszuli, wytęskniona. I co? Nawet się nie pocałowali, choć w tym momencie cały świat robił dosłownie wszystko, żeby poszli ze sobą do łóżka. Żeby taką okazję zmarnować. Frajer, a nie żaden Bohater. Wrrrrr…

    W rezultacie wychodzi na to, że Maoyuu Maou Yuusha to ni pies, ni wydra. Takie lody malinowe w sosie cebulowym dla jednych, albo whisky z keczupem dla drugich. Niby pożywne, niby ma wszystkie potrzebne procenty ale czy naprawdę smaczne? Pocieszam się, że dopiero połowa serialu i jeszcze nie wszystko stracone, lecz przeczucie podpowiada mi, że zamiast rozkoszy podniebienia skończy się to niestrawnością. Obym się mylił.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 30.01.2013 09:15
    Przewrotnie fajne 3/10 :)
    Komentarz do recenzji "Crystal Triangle"
    Z premedytacją sięgnąłem po „Crystal Triangle” szukając czegoś, co by miało wartość zbliżającą się do zera. Takiego „Hametsu no Mars” w innych dekoracjach. Recenzent narobił mi apetytu wystawiając filmowi jedynkę, ale oszukał mnie, biednego żuczka, nabrał, skołował i wyprowadził na manowce. Zamiast „pięknej katastrofy” dostałem bardzo przyjemny film sensacyjny klasy D: sztandarowy produkt epoki kaset wideo adresowany do miłośników tanich chipsów, taniego piwa i plakatów ze skąpo ubranymi dziewczynami.

    To zaskakujące, jak przyjemnie można spędzić czas przed ekranem, jeśli w jednym filmie scenarzysta upchnie judaizm i buddyzm, KGB i CIA, śmigłowce szturmowe Mi­‑24 i miecz Muramasy, wnuka Rasputina i kosmitów, archeologów i yakuzę. Gdyby ktoś kiedyś zdecydował się połączyć przygody Indiany Jonesa z Commando oraz Gwiezdnymi Wrotami, jak amen w pacierzu otrzymałby właśnie „Crystal Triangle”.

    Oczywiście, pod względem wartości artystycznej film plasuje się niziutko, ale to nie zmienia faktu, że można się dobrze bawić w trakcie seansu. Pod jednym wszakże warunkiem: wybór takiej rozrywki musi być dokonany świadomie, podobnie jak w przypadku piątkowego wypadu do klubu ze striptizem; tu i tam narzekanie na niski poziom programu artystycznego byłoby rażącym nieporozumieniem.

    Może i nie ma w „Crystal Triangle” skomplikowanej intrygi i oryginalnych bohaterów, może i scenariusz przypomina chaotyczną kompilację tanich komiksów sensacyjnych, której fabularnej realizacji podjąłby się co najwyżej Uwe Boll, ale właśnie dzięki temu znalazły się tu sceny, w których piękna kobieta z szelmowskim uśmiechem całuje lufę pistoletu swego partnera, a wnuk Rasputina naparza wszystkich i wszystko pociskami z granatnika przeciwpancernego. Tego nie obejrzysz ani w „Sword Art Online”, a już na pewno nie w „Moim przyjacielu Totoro”.

    Do zestawu polecam dużą paczkę chipsów o smaku bekonowym, Piwo Kowboyskie (1,65 puszka) i obowiązkowo plakat z Samanthą Fox.
  • Avatar
    Sezonowy 16.01.2013 12:46
    Re: Anime żywym (?) dowodem, że gier tego typu ekranizować nie warto
    Komentarz do recenzji "Amnesia"
    Zestawienie dokonane z użyciem wyróżnika „shoujo” daje bardzo krótką listę: w tym kontekście (aż) dwa tytuły z oceną 7 i więcej to wcale niezły wynik.

    Ale nie w tym rzecz. Już choćby te dwie siódemki, o których wspominasz, dowodzą, że generalizowanie „gier tego typu ekranizować nie warto a wręcz nie powinno się” kłóci się ze stanem faktycznym, skoro na wybranych przykładach widać, że odpowiednim nakładem pracy i wyobraźni można osiągnąć więcej niż zadowalające rezultaty, co też starałem się pokazać Riannon93, zachęcając ją, by nie przekreślała z góry i definitywnie ekranizacji „gier tego typu” niezależnie od tego, czy chodzi o eroge czy otome game.
  • Avatar
    Sezonowy 16.01.2013 10:49
    Re: Anime żywym (?) dowodem, że gier tego typu ekranizować nie warto
    Komentarz do recenzji "Amnesia"
    Anime żywym (?) dowodem, że gier tego typu ekranizować nie warto


    Pozwolę sobie nie zgodzić się z Tobą. Moim zdaniem jest wręcz przeciwnie: warto ekranizować eroge – podobnie jak inne źródła noszące w sobie potencjał gotowy do rozwinięcia w interesującą historię – pod warunkiem, że włoży się odpowiednio dużo pracy w adaptację. Rezultat może być bardziej niż zadowalający.

    Zerknij na tanukowe zestawienie anime o „eroge'nnych” korzeniach klik!: jak widzisz, można w nim znaleźć aż nadto tytułów ocenionych przez Redakcję na 7 i więcej punktów, czyli uznanych za dobre lub bardzo dobre. Jeśli przyjrzysz się ocenom wystawionym przez czytelników portalu, pozycji uznanych za wartościowe będzie jeszcze więcej.
  • Avatar
    Sezonowy 12.01.2013 11:48
    Re: Prawie ideał
    Komentarz do recenzji "Uchuu Senkan Yamato 2199"
    Elementów decydujących o sukcesie jest na pewno więcej, a prostota jedynie pomogła, tak jak napisałeś (ale spróbuj zaśpiewać np. taki opening do Sword Art Online, zwłaszcza na trzeźwo… masakra). To przede wszystkim znakomita kompozycja muzyczna i już samo to z pewnością wystarczyło, by osiągnąć sukces.

    Olbrzymia doza nostalgii, o której wspominasz, rzeczywiście wydaje się być tu bardzo silna. Dla Europejczyka pewnie mniej wyczuwalna, ale dla Japończyka? O ile mnie pamięć nie myli, swego czasu utwór robił (czy nadal robi?) za nieoficjalny hymn japońskiej marynarki wojennej. I akurat tej popularności się nie dziwię, bo współczesne, oficjalne pieśni marynarki JSDF są ze względu na zaszłości historyczne, przepraszam za słowo, gejowskie do bólu. Nie ma w nich tej dumy ani siły, które mieć powinny, bo jeszcze ktoś by sobie pomyślał, że to wyraz tęsknoty za duchem Cesarskiej Marynarki (Niemcy mają ten sam problem, bo największymi zwycięstwami, z oczywistych względów, nie mogą się pochwalić ani do nich nawiązać). Dla porównania: pieśni z tamtego okresu brzmiały tak [link][link][/link], a współczesne brzmią tak: [link][link][/link].

    Oczywiście, to żart: nie jest aż tak źle. Ale dobrze też nie jest. Na szczęście istnieje kosmiczny pancernik Yamato i jego tytułowa pieśń.

    „Żegnaj Ziemio! Okręt, który rusza w rejs
    To kosmiczny pancernik Yamato.
    Zaczyna podróż do Inkandaru,
    Ku krańcom kosmosu niosąc swoje przeznaczenie”.

    Czy to nie piękne?
  • Avatar
    Sezonowy 11.01.2013 16:19
    Re: Prawie ideał
    Komentarz do recenzji "Uchuu Senkan Yamato 2199"
    Cieszę się, że nie zawiodła mnie intuicja.

    A przy okazji, właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że wielkim plusem utworu jest fakt, iż jest on marszem, o prostej melodyce i mocnym rytmie, przez co bardzo łatwo go zapamiętać i zaśpiewać. Nawet osoba o drewnianym uchu nie będzie miała z tym większych problemów, czy to maszerując w szyku plutonu, czy dołączając do rozbawionego chóru podczas karaoke. Kto wie czy nie miało to wpływu na popularność pieśni o kosmicznym pancerniku.
  • Avatar
    Sezonowy 11.01.2013 12:10
    Re: Prawie ideał
    Komentarz do recenzji "Uchuu Senkan Yamato 2199"
    Rzeczywiście, twój link prowadzi do aktualnej wersji, mój do wcześniejszej. I nie potrafię się zdecydować, która wersja bardziej mi się podoba.

    Fantastyczne jest to, że buszując po youtube w poszukiwaniu klipów z tą pieśnią, natknąłem się na gigantyczną ilość nagrań prezentujących wykonanie tego utworu na żywo przez orkiestry symfoniczne, kameralne, zespoły wojskowe, szkolne, zawodowe i amatorskie itd. Czy można na tej podstawie zaryzykować stwierdzenie, że tytułowa pieśń z Uchuu Senkan Yamato to prawdopodobnie najpopularniejszy i uznany utwór wywodzący się rodem z anime, jaki kiedykolwiek został skomponowany? Zwłaszcza, kiedy słucha się muzyki z tego serialu w wykonaniu orkiestry marynarki wojennej Japońskich Sił Samoobrony [link][link][/link].

  • Avatar
    Sezonowy 9.01.2013 11:32
    Re: Strata czasu
    Komentarz do recenzji "Btooom!"
    Szkoda, że nie możemy spotkać się przy piwie i wszystkiego przedyskutować, rysując schematy na papierowych serwetkach. Nie chcąc pisać coraz to bardziej obszernych komentarzy i coraz bardziej pogrążać się w szczegółach, zwrócę Twoją uwagę na sedno mojej wypowiedzi i frustracji: scenariusz Btooom!jest słabej jakości. Reżyser do spółki ze scenarzystą powinni go przeanalizować w poszukiwaniu słabych punktów, po czym je usunąć. Ponieważ takich punktów jest stanowczo zbyt wiele a ja nie miałem żadnych problemów z ich wskazaniem, można odnieść wrażenie, że tej pracy zwyczajnie nie zrobiono albo powierzono ją nieodpowiednim ludziom. Lub, co jeszcze gorzej, pozostawiono bez zmian wychodząc z założenia, że „damy więcej wybuchów, dramatów i emocji, a wtedy nikt nie zauważy, że historia się nie klei”.

    A przecież podstawowe założenie scenariusza jest barzo proste: gracze znajdują się w sytuacji bez wyjścia i muszą grać według reguł narzuconych przez organizatora. W tym sensie to, co widzimy na ekranie, nie spełnia owych założeń. Starałem się to wykazać: sytuacja graczy na wyspie nie jest sytuacją bez wyjścia i istnieje więcej niż jeden, narzucony przez organizatorów sposób wykaraskania się z opresji. W dodatku przesłanki sugerujące taki stan rzeczy zostają bohaterom podsunięte jak na talerzu; inna rzecz, że ci z nich nie korzystają. Świat gry i środowisko, w którym gra się toczy, ma za dużo słabych stron, które można i powinno się wykorzystać. A to, że postaci na ekranie nie próbują tego robić, nie tylko źle świadczy o grze, ale też o bohaterach. I o scenarzyście, których wskazanych przeze mnie luk i wątpliwości nie załatał, pozostawiając widza z naiwną historią pełną dziur nieudolnie zamaskowanych gejzerami emocjonalnych i pirotechnicznych wybuchów.
  • Avatar
    Sezonowy 9.01.2013 02:01
    Re: Strata czasu
    Komentarz do recenzji "Btooom!"
    Masz rację, Sakamoto starał się unikać zabijania, co czyni go postacią wyjątkową, ale taki przecież powinien być główny bohater tej historii: moralnie lepszy, szlachetny, pomagający słabszym i nie stosujący przemocy, chyba ze w samoobronie. Dlatego właśnie on, a Himiko, czy doktor, jest głównym bohaterem. Jest wyjątkiem potwierdzającym regułę, podczas gdy reszta graczy praktycznie z miejsca przyjęła narzucone reguły gry, godząc się zapomnieć o zasadach moralnych czy humanitarnych. Ale nawet to nie powinno zwalniać go od myślenia.

     kliknij: ukryte 

    Napisałem w pierwszym komentarzu, że fabularnie serial jest bardzo słaby i zdania nie zmienię. Za dużo w scenariuszu dziur logicznych i założeń, że gracze będą zachowywali się dokładnie tak, jak wymyślili to sobie organizatorzy, a są to założenia bardzo proste i naiwne. Ich nieodpowiedzialność i brak wyobraźni, dotyczący zresztą i samych graczy, są dla mnie po prostu niewiarygodne. Dla porównania: we wspomnianym Battle Royale scenarzysta zdawał sobie sprawę z tego, że pozostawienie graczom wolnej ręki może doprowadzić do wydarzeń, których Mistrz Gry nie był w stanie przewidzieć. Dlatego biednych uczniów praktycznie poganiano tam do szybszego zabijania się, przemieszczania z miejsca na miejsce itd, nie dając wiele czasu na myślenie i ewentualną organizację. W Btooom! nic takiego nie miało miejsca co w moim mniemaniu stanowi kolejny dowodem na to, jak naiwna jest sama historia i jak słaby jej scenariusz. A że w tego typu opowieściach właśnie fabułę cenię sobie najwyżej, nie byłem w stanie czerpać przyjemności z oglądania Btooom! i czas spędzony przed ekranem uważam za stracony.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 5.01.2013 12:26
    Strata czasu
    Komentarz do recenzji "Btooom!"
    Ani oryginalne, ani przekonujące. Fabularnie – bardzo, ale to bardzo słabe. Bohaterowie – karykaturalnie przerysowani. Sens i logika całego przedsięwzięcia zabójczej gry na żywo – wątpliwe.

     kliknij: ukryte 

    W dwóch słowach: strata czasu.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 4.01.2013 18:47
    Zaskakująco przyjemne
    Komentarz do recenzji "Kami-sama Hajimemashita"
    Miłe dla oka, miłe dla ucha, proste i zabawne. Bez przerysowań, dramatyzmów, nie próbuje na siłę udawać czegoś więcej niż lekkiej komedii i nie stosuje „ulepszaczy” by przyciągnąć jak największą ilość widzów. Bohaterka nie tylko sympatyczna, ale i z charakterem, obdarzona dobrym sercem i otwarta na ludzi (duchy), ale nie naiwna. Cała historia zgrabnie opowiedziana i równie zgrabnie zamknięta, co już samo w sobie wystarczy, by nie żałować czasu spędzonego przed ekranem.

    Naprawdę dobrze się bawiłem.
  • Avatar
    R
    Sezonowy 1.01.2013 12:11
    Gratuluję, ale...
    Komentarz do recenzji "Sword Art Online"
    Gratuluję Autorowi napisania recenzji, która nie dolewa oliwy do ognia i nie podsyca już szalejących płomieni dyskusji. Mogę się tylko domyślać, że wymóg swego rodzaju politycznej poprawności czy bezstronności w trakcie pisania wisiał nad Autorem pisania niczym miecz Damoklesa. Czy to był powód, dla którego kwestia różnicy jakościowej i gatunkowej pomiędzy dwiema częściami SAO, i kontrowersyjności tej zmiany, nie znalazła miejsca w recenzji? Wielka szkoda, ponieważ wydaje mi się, że może to uderzyć rykoszetem w widza, który SAO nie widział, a lektura recenzji nie przygotuje go na taki zwrot, w lepszą lub gorszą stronę, w zależności od upodobań. A przecież dualizm gatunkowo­‑jakościowy SAO­‑ALO jest paliwem wojny fanbojowsko­‑hejterskiej i źródłem bodajże największych kontrowersji. Należałoby o tym wspomnieć, choćby w ramach przestrogi.

    A propos widza, który chciałby obejrzeć SAO po lekturze recenzji: odnoszę wrażenie, że na jej podstawie miałby kłopoty ze zorientowaniem się, o czym właściwie jest ten serial? Na czym zbudowano główne wątki opowieści i czego dotyczą? Czy jest tu w ogóle jakaś fabuła czy może SAO to jedynie montaż kolorowych klipów ze scenami walk? To przygodówka, serial akcji, dramat czy może komedia romantyczna? Jeśli jest tu jakaś historia, to czy jest ona skomplikowana czy prosta? Wielowątkowa i ciekawa, czy może prosta i nudna? Dla bardziej wymagającego odbiorcy czy dla fanów kolorowej oranżady? Sam opis bohaterów, wstęp do historii i zarysowanie realiów świata MMO to moim zdaniem stanowczo za mało, aby czytelnik mógł wyrobić sobie jakieś pojęcie o tym, czy warto sięgać po serial. Unikanie spoilerowania to jedno, ale ignorowanie fabuły serialu jakby była nieistotna, to coś zupełnie innego. W rezultacie, żeby dowiedzieć, o czym tak naprawdę jest ten serial, musiałbym poszukać odpowiedzi na innych portalach. Same wyróżniki gatunkowe zamieszczone obok tekstu to stanowczo za mało i nie powinny zastępować recenzji. Gdyby przy wyborze materiału do oglądania kierować się nimi, recenzja w ogóle nie byłaby potrzeba, a tak przecież nie jest.
  • Avatar
    Sezonowy 30.12.2012 13:48
    Re: 7 grzechów SAO
    Komentarz do recenzji "Sword Art Online"
    "(...) są właśnie powodem dla którego w mainstreamie dużo cieplej przywitano pierwszą połowę w serii. (...)"

    Ja ze swojej strony dorzuciłbym jeszcze jeden powód, wpływający na ocenę całości w przypadku tych widzów, którzy nie siedzą w SF i fantasy, a mimo to pierwsza część serialu bardziej przypadła im do gustu: to różnica gatunkowa. I nie mam na myśli gatunku w sensie jakości, choć pod względem fabularnym ta jest więcej niż wyraźna: chodzi mi o gatunek w rozumieniu typologicznym.

    Zaryzykowałbym stwierdzenie, że pierwsza część SAO jest w gruncie rzeczy historią obyczajową czy środowiskową z elementami opowieści przygodowej; to, mniej lub bardziej, „okruchy życia”, jak przyjęło się nazywać ten gatunek na Tanuki. Mamy tu bohatera, który z wyboru jest odludkiem i nawet znajdując się w sytuacji ekstremalnej odruchowo stroni od ludzi, nie chcąc angażować się w jakiekolwiek relacje. W kolejnych odcinkach obserwujemy, jak jego postawa stopniowo zmienia się. Kirito zaczyna się angażować i uczestniczyć, wykształca się w nim swego rodzaju poczucie bezinteresownej odpowiedzialności za innych w sytuacjach, w których jeszcze do niedawna wybrałby neutralną obojętność. Nawiązuje pierwsze przyjaźnie, przeżywa nieuchronnie związane z takimi relacjami wzloty i upadki, w końcu znajduje miłość. Z czasem cel, do niedawna główny, jakim było ukończenie gry, traci na znaczeniu, a w życiu bohatera zaczyna odgrywać coraz większą rolę inny, nie mierzony punktami doświadczenia, złotem czy poziomami system wartości. Ustatkowuje się, zakłada rodzinę, adoptuje dziecko. Do walki na frocie z potworami wychodzi z domu jak do zwykłej pracy, po wszystkim wracając do ciepłego, przytulnego, rodzinnego gniazdka. Wydaje się, że w wirtualnym świecie w końcu znalazł swoje miejsce. Miejsce, w którym może być szczęśliwy. Nie na przygodach, walkach, miłosnych dramatach zbudowano pierwszą część Sword Art Online: to opowieść o bohaterze, który pod wpływem nowego środowiska przechodzi wewnętrzną przemianę. To opowieść o wirtualnym środowisku, które taką przemianę umożliwia.

    W historii obyczajowej czy środowiskowej brak żywej akcji i obecność pozornie nic nie wnoszących wątków pobocznych, a są to argumenty najczęściej pojawiające się w zarzutach przeciwko tej części serialu, wydaje się być czymś naturalnym i nie razi. Oczywiście, ci widzowie, którzy po historii rozgrywającej się w świecie MMORPG spodziewali się kina akcji czy opowieści przygodowej, mogli poczuć się zawiedzeni, bo serial nie spełnił ich oczekiwań, ale to wcale nie znaczy, że pierwsza część serialu jest gorsza od drugiej: jest po prostu inna, ponieważ należy do innego gatunku. To, czego chcieli, dostali w części drugiej, kosztem i ku zawodowi tych, którym pierwsza część przypadła do gustu. Inny gatunek filmu, inny typ bohatera, inna historia.
  • Avatar
    Sezonowy 23.12.2012 20:48
    Re: Więcej nie znaczy lepiej.
    Komentarz do recenzji "Sword Art Online"
    Bardzo prawdopodobne, że jest dokładnie tak, jak piszesz. Z drugiej strony, popularne i porównywalne pod względem długości Higurashi no Naku Koro ni to w sumie siedmiu reżyserów, a nie dwudziestu jeden jak w SAO, o kierownikach animacji nie wspominając.

    Tak czy owak to nie daje odpowiedzi na pytanie, z jakiego założenia wychodzi producent oddając prace nad poszczególnymi odcinkami w ręce coraz to innych ludzi, skoro to musi mieć negatywny wpływ na obraz całości. Jak w przypadku orkiestry, która z każdym kolejnym wykonaniem utworu zgrywa się i daje coraz lepsze brzmienie. Tutaj z odcinka na odcinek zwalnia się skrzypków i dobiera innych wiolonczelistów, a za pulpitem staje inny dyrygent. Praktycznie niemożliwym jest, aby w tej sytuacji powstał zgrany zespół, a przez to niemożliwe jest, aby jakość pracy twórców z odcinka na odcinek była coraz lepsza.

    Nie, żebym z tego powodu nie mógł spać po nocach, ale zwyczajnie nie daje mi to spokoju. O ile mi wiadomo, w zachodnich produkcjach animowanych czy fabularnych, nie stosuje się takich praktyk, dlaczego więc tak się dzieje w przypadku anime? Czy to kwestia kulturowa czy wynikająca ze sposobu produkcji? Bo w to, że więcej ludzi zatrudnionych przy produkcji daje lepszy wynik, zwyczajnie nie mogę uwierzyć.
  • Avatar
    Sezonowy 23.12.2012 17:37
    Re: Więcej nie znaczy lepiej.
    Komentarz do recenzji "Sword Art Online"
    Owszem, to nie była krytyka SAO tylko refleksja ogólna. I nie wątpię, że Japończycy świetnie dają sobie z tym radę, bo podobne postępowanie to nic nadzwyczajnego, choć w przypadku SAO wydaje mi się, że norma została przekroczona.

    Z chęcią obejrzałbym jakiś odpowiednik Bakumana dziejący się w światku twórców i realizatorów anime, tak aby można było podejrzeć proces twórczy i wydawniczy, i lepiej zrozumieć mechanizmy nimi rządzące. Np. dlaczego w SAO lista twórców zajmujących kluczowe stanowiska w procesie produkcji to kilkadziesiąt nazwisk, a w takim Showa Monogatari mniej niż dziesięć. Dlaczego jedni oddają kolejne odcinki w ręce coraz to innych ludzi, a drudzy od początku do końca trzymają się jednego, sprawdzonego zespołu. Czy ma to wpływ na jakość całości? Zrozumiałbym, gdyby wiele odcinków powstawało jednocześnie w różnych zespołach, tak aby przyspieszyć proces powstawania całości. Ale może jest inna przyczyna? Może chodzi np. o to, by dać zajęcie jak największej grupie ludzi, którzy w innym przypadku pozostawaliby bez zajęcia? Czy może tak jest po prostu taniej? I jak wydawcy wywierają nacisk na twórców w przypadku, gdy anime nie cieszy się taką oglądalnością jak się spodziewano i trzeba coś szybko zrobić, zanim serial spadnie z anteny. Bardzo chętnie obejrzałbym coś w tym stylu, anime od kuchni.
  • Avatar
    Sezonowy 23.12.2012 15:48
    Re: Więcej nie znaczy lepiej.
    Komentarz do recenzji "Sword Art Online"
    Zauważ, że pisałem o procesie produkcji, a nie o tym, co w jego rezultacie widać ma ekranie. Praca zespołowa, kiedy za przychodzącymi/odchodzącymi nowymi/starymi członkami zespołu drzwi się praktycznie nie zamykały, musiała być bólem głowy dla osób mających pieczę nad projektem. Na dobrą sprawę każdy odcinek realizowała grupa ludzi w innym składzie. Kierownik produkcji ani chybi nabawił się choroby wrzodowej żołądka.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 23.12.2012 11:41
    Więcej nie znaczy lepiej.
    Komentarz do recenzji "Sword Art Online"
    Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej jestem przekonany, że procesowi produkcji SAO na każdym kroku towarzyszył CHAOS. Rzuciłem okiem na witrynę ANN, gdzie wymieniona została ekipa realizatorów serialu i zwyczajnie nie mam pojęcia, jak taka duża i co rusz zmieniająca się grupa ludzi była w stanie ze sobą pracować: sześciu scenarzystów, siedemnastu autorów scenopisów, dwudziestu czterech kierowników animacji i tylko jeden reżyser główny, ale za to aż dwudziestu reżyserów wykonawczych. Zebrania ekipy realizatorskiej musiały przypominać wiec ludowy albo nawet sejmik szlachecki. Nie rozumiem, czym kierowało się A­‑1 Pictures decydując się na taki krok. Zupełnie, jakby dostało zadanie zrealizowania serii reklamowych wideoklipów, a nie opowieści przygodowej w odcinkach.
  • Avatar
    Sezonowy 22.12.2012 21:06
    Komentarz do recenzji "Girls und Panzer"
    Dziękuję, obejrzałem i w ten sposób narobiłem sobie smaku na ponowne obejrzenie „Złota”. To miłe zaskoczenie, że scenarzysta zrobił ukłon w stronę widowni oglądającej coś więcej poza anime, zwłaszcza jeśli chodzi o film sprzed niemal pół wieku.
  • Avatar
    Sezonowy 22.12.2012 20:34
    Komentarz do recenzji "Girls und Panzer"
    A ja, ponieważ nie oglądam GUP, poproszę o mały spoilerek, jak że za „Złotem” przepadam.
  • Avatar
    A
    Sezonowy 21.12.2012 13:32
    Całkiem niezłe
    Komentarz do recenzji "Tasogare Otome x Amnesia"
    Wcale przyjemny serial. Byłby jeszcze lepszy, gdyby dramatyczny w gruncie rzeczy wątek nie przeplatał się z banalną szkolną komedią. A zakończenie! Ostatnia scena, zamieniająca porządny dramat w słodziutką scenkę rodzajową z cyklu „moja pierwsza miłość”, woła o pomstę do nieba. Takie fajne zakończenie spartaczyć to trzeba być albo pozbawioną sumienia wredotą, albo ulec naleganiom producenta, za wszelka cenę domagającego się happy endu „bo tego oczekują widzowie” (czytaj: to się lepiej sprzedaje). Przypomina mi się ostatnia, optymistyczna scena z „Łowcy androidów”, dokręcona z podobnych powodów i wywracająca do góry nogami koncepcję reżysera. Bywają producenci gorsi od faszystów, co prawdopodobnie miało miejsce i w „Tasogare Otome x Amnesia”. Na samą myśl nóż się w kieszeni otwiera.

    W pierwszym odruchu tragiczna historia Yuuko wydała mi się sztuczna i nieprawdopodobna:  kliknij: ukryte  A potem przypomniałem sobie, że jakieś dziesięć lat wcześniej przed pokazywanymi na ekranie wydarzeniami, zaledwie siedemdziesiąt kilometrów od mego domu, jedna grupa ludzi zagoniła drugą grupę do stodoły by tam spalić ją żywcem, w imię większego dobra, lepszego jutra i z przekonaniem, że wykonują zbożne dzieło. Dlatego teraz dziękuję twórcom, że skupili się na szkolnych duchach, a nie na prawdziwych potworach w ludzkiej skórze, dzięki czemu serial przez większość czasu zachowuje lekki charakter. Ale nie zapominam, że w tle kryje się wyjątkowo ponura i tragiczna historia, która byłaby znakomitym materiałem na pierwszorzędną opowieść grozy. I w niej na pewno nie byłoby happy endu.