x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Owszem, jeśli chodzi o wersję animowaną Transformerów, to Generation 2 nigdy nie doczekała się swojego sezonu, czy nawet odcinka, a sezony japońskie dotyczą Generacji 1. Istnieje jednak oficjalna amerykańska wersja komiksowa, która swój początek miała jako crossover z G.I. Joe. Opowiadała o tym, jak Megatron i Starscream wygrzebali się z po raz kolejny rozbitej Arki (Starscream do spółki z Shockwave'm ukradli ją jeszcze w Generacji 1 podczas bitwy z Unicronem)i ( z tego co pamiętam) wykryli źrodło zaawansowanej technologii. Okazało się ono bazą Cobry. Megatron (bardzo rozklekotany) wygrał i zawarł układ z liderem Cobry, że ich będzie wspierał w zamian za upgrade siebie i Starscream'a. Oczywiście ich wykołowali.
Transformers Generation 2 – już jako osobny komiks – opowiada o walce Autobotów z Decepticonami 2.0 pod dowództwem Jhiaxusa i „starymi” pod wodzą Megatrona. Fabuła Generation 2 niestety się urywa po zakończeniu wątku.
Mam nadzieję że wyjaśniłem dokładnie zawiłości dotyczące Generacji 2 ^^.
Zabierając się za MM! miałem nadzieję na ecchi z pomysłem, w końcu ktoś wpadł na pomysł by zamiast ciamajdowatych kryptomasochistów z haremówek dać prawdziwego masochistę. Niestety po kilku odcinkach okazało się że seria zjada własny ogon serwując cały czas gagi z torturami i foot fetishem (z domieszką high heels). Motywy parodystyczne były nierówne, z jednej strony parę ciekawych konceptów z drugiej po raz n‑ty parodia DB. Postacie poza Tarou nie wniosły nic nowego do gatunku. Na upartego dało się serię wybronić na 5 (jest wiele znacznie lepszych ecchi i od groma w podobnej kategorii), gdyby nie mój „ulubiony” chłit markietingowy mający na celu przyciągnięcie japońskich otaku – czyli lolikon i kazirodztwo. Ostatnimi laty staje się to plagą, co oznacza jedno – to się sprzedaje, czyli przybrało niebezpieczną skalę u Japończyków.
A teraz mięsko:
Co do zlasowanych przez anime mózgów, uwłaczania męskości i domniemanego „obrażania” – te słowa kieruję do bardzo konkretnej grupy fanów (czy może raczej fanbojów) lolikonu i kazirodztwa – ślinienie się do narysowanych dziewczynek (co zresztą jest niebezpieczne) oraz matek i sióstr jest jak dla mnie (i nie tylko) mocno nie halo. Jeśli się komuś to podoba, albo co gorsza odczuwa z tego erotyczną przyjemność – to zalecam wizytę u lekarza zanim nie będzie za późno. I w tym momencie nie obrażam, tylko się martwię. To, że duża część Japończyków ma kompleks Lolity i Edypa nie oznacza, że polscy fani mają z nich brać przykład i jeszcze tego bronić jakby walczyli o złote kalesony. Bo w imię czego? Odmienności kulturowej?
Pozostali fetyszyści (w tym miłośnicy stópek do których nic nie mam swoją drogą) mogą – na razie – spać spokojnie, w końcu każdego faceta coś kręci i mam w tym temacie (z paroma wyjątkami jak widać powyżej) naprawdę szeroką tolerancję.
Re: Beznadziejna recenzja beznadziejnego portalu
W tym momencie musielibyśmy wyrzucić z portalu połowę redakcji i to tej najbardziej doświadczonej, ale to szczegół.
Żeby było śmieszniej ja lubię ecchi, nawet bardzo, niektóre osoby z redakcji wręcz łapią się za głowę jak ja wytrzymuję niektóre z nich (mają z reguły odmienne gusta). Sęk w tym, że w kategorii anime zbereźnych jak wszędzie są perełki oraz morze przeciętności i szajsu. MM! miało kilka fajnych pomysłów i gagów, niestety zaczęło szybko zjadać swój ogon. W kwestii fanserwisu też nie odkryło Ameryki, „inspirowało się” też innymi tytułami. Niestety kilka przebłysków kreatywności nie czyni anime dobrym jeśli jednocześnie pogrążają go wady.
A w kwestii lolikonu i kazirodztwa, to by mnie wyrzucili, a może i wezwali odpowiednie służby właśnie wtedy jakbym te abominacje zaczął chwalić. Ok, są nieszkodliwe zboczenia i fetysze (sam mam kilka i nie wstydzę się do tego przyznać). Ale zdania na temat lolikonu i kazirodztwa nie zmienię, ba, będę miażdżył walcem i rozpierniczał w drobny mak niczym Kapitan Bomba każdy przejaw tej plagi. Wiem, że to walka z wiatrakami, bo kwalifikująych się do leczenia problemów psychicznych młodych Japończyków nie zmienię, ale może chociaż kilka duszyczek uratuję. Po prostu taki jestem, rzeczy trzeba nazywać po imieniu, a jak jakiś nawiedzony otaku będzie chciał z tego powodu napisać pseudorugające mnie wypociny – jego problem, bo sam się pogrąża. No sorry, nie wiem jak można jarać się kazirodztwem i go bronić. Rodzinę kochać należy, ale nie w ten sposób. A obrona lolikonu to już w ogóle jakiś obłęd.
Jedno mnie jednak cieszy – Polacy są dużo bardziej odporni na takie skrzywienia od Japończyków (w polskich animacjach jak Kapitan Bomba czy Generał Italia ani śladu lolikonu i kazirodztwa, zatem te chwyty się nie sprzedają – dzięki Bogu), zatem wielkiego kataklizmu tych skrzywień nie przewiduję. I całe szczęście.
Miało być krótko, wyszły epicko długie wypociny ^^. W następnym odcinku poodpowiadam na kolejne uwagi mojego fanklubu :P.
Re: Przyjemna i zabawna seria.
Urzekła mnie wasza historia
I to takiego betonu, że PZPN wymięka. Zresztą sam planowałem pochwalić MM! jako przykład przełomowego kina sprośnego, ale niestety dostałem telefony od Gosi, Krzysia i Przemcia (którzy siedzą w kieszeni Mira, Rysia i Zbysia), że otrzymam korzyść finansową i stanowisko specjalisty od nicnierobienia za 10 patyków/mc.
Zatem trudno było mi odmówić.
Zaś kwestii zarzutów mniej lub bardziej konstruktywnych wypowiem się w swoim czasie, cierpliwości. Akurat mam drugą zmianę w pracy i wracam o północy ^^.
Re: Beznadziejna recenzja beznadziejnego portalu
kliknij: ukryte Prima Aprilis ^^ (bo w Polsce Prima Aprilis trwa cały rok)
A w kwestii gnojenia to znajdzie się kilka tytułów ecchi które zostały pochwalone. Wystarczy poszukać.
Re: Ja pitole...
Owszem, GitS jest przeznaczony dla ludzi potrafiących myśleć… na tyle, by móc zauważyć jego odtwórczość. Ukazanie się pierwszych książkek i obrazów w nurcie cyberpunk przypada na wczesne lata osiemdziesiąte… GitS powstał paręnaście lat później. Mało tego, twórca operuje tymi samymi środkami wyrazu, co poprzednicy. Z punktu widzenia humanisty wyklucza to oczywiście wynoszenie filmu na piedestały arcydzieł (nie oznacza to, że GitS jest zły).
Podsumowując, film jest dobry, nawet bardzo dobry, ale nawet w swoim gatunku ma przedstawicieli bardziej zasługujących na szacunek. Swoją drogą zauważyłem, że niby myślący fani GitSa lubią atakować inne gatunki i nie mówią, jakie to film ma szczególne wyróżniające go zalety oraz czemu uważany jest za kultowy…