x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Wstępne wrażenia
Re: Smiech na sali
Pamiętaj, że recenzenci to ludzie, którzy najczęściej widzieli bardzo, bardzo dużo anime. I to wpływa na gust. To zależy od człowieka, ale często dramatycznie. Większość serii typowanych na szlagiery sezonu jest bardzo schematyczna – twórcy korzystają ze sprawdzonych rozwiązań, które gwarantują sporą oglądalność. To pasuje przeciętnym oglądaczom, ale nie ludziom, którzy widzą to po raz setny. Stąd recenzje, które są o wiele bardziej krytyczne niż opinia większości widzów.
Czy da się coś z tym zrobić? Nie. Próba symulowania przez recenzenta odczuć przeciętnego odbiorcy nie ma najmniejszego sensu, ani szans powodzenia, będzie tylko pisał o tym, jak przeciętny widz według niego wyglądać powinien. Poza tym lepiej chyba promować serie, które próbują czegoś oryginalnego.
Pamiętaj też, że nawet ocena 5/10 nie jest oceną złą. To umiarkowana satysfakcja, uznanie, że dany serial można bez bólu przełknąć, ale jest wiele lepszych rzeczy i na Tanuki można recenzje tych lepszych rzeczy znaleźć. Recenzje taki średnio udanych tytułów są często przepełnione krytyką, z tego powodu, że krytykować łatwiej. (Co widać też po komentarzach…) Tego się faktycznie można czepiać.
Re: Smiech na sali
Nie nie nie! To zupełnie nie tak! Poziom i polityka Tanuki zawsze była taka, po prostu czytelnicy dopiero teraz zaczęli to dostrzegać.
Przede wszystkim – zohydzić, taki jest nasz plan. Jesteśmy bowiem patriotami, młodzież powinna czytać polską literaturę i komiksy, nie nippońskie badziewie. Trzeba więc bluzgać na uznane tytuły na prawo i lewo, w dodatku poziom recenzji powinien być okropny, żeby wszyscy myśleli, że kto ogląda mangę i anime, ten idiota. Nie zaszkodzi też napisać komentarza wypełnionego jadem i sarkazmem, żeby udowodnić, że to wywyższające się chamidła.
A na poważnie:
Komuś się nie podoba recenzja? Jasne, niech ją skrytykuje. Ale:
1) Nie mieszać do tego całego Tanuki, recenzenci to nie jest umysł zbiorowy.
2) Trochę kultury dyskusji, jeśli ktoś porywa się na totalną krytykę recenzji, to wypadałoby ją uzasadnić sensowną analizą. Taką nie czepiającą się pojedynczych zdań, tylko najważniejszych faktów i ocen, jakie recenzja chce przekazać. Nie zaszkodziłoby też wskazanie, jak recenzję można by poprawić, aby była lepsza. To ostatnie jeśli komuś szczerze zależy na poziomie recenzji na tym portalu.
Wstępne wrażenia
Zachwytów brak, choć wstrętu również. Pewnie będzie 6/10, bo mają jednak jakieś ambicje, przynajmniej trochę zrealizowane. No chyba, że mnie wyjątkowo pozytywnie, lub negatywnie, zaskoczą zakończeniem. Ogólnie – czym chce być ten serial? Dobrym kryminałem, krwawą jatką gore, czy traktatem społeczno‑filozoficznym? Bo próba odstawienia wszystkich 3 w 11 odcinkach to gwarantowana metoda, żeby schrzanić wszystko.
Poza tym, do diabła kliknij: ukryte cały ten serial to nieustanne mordowanie bogu ducha winnych ludzi przez Sybil. Wygląda na to, że w tym społeczeństwie jeśli ktoś zobaczy przemoc i się zdenerwuje, to z miejsca staje się psychopatą do natychmiastowego odstrzału. Ja rozumiem, że Sybil ma prawo mieć skłonności sadystyczne. W końcu to złożony umysł składający się z mózgów psychopatów. Ale jakim cudem postacie to kupują, szczególnie Akane, to niepojęte, całkowicie niepojęte. U Miki pokazują jej kryzys psychiczny tym spowodowany, ale reszta? Co z rodzinami ludzi, którym oznajmia się, że ich bliscy zostali zamienieni w krwawą plamę, bo tak? Czy to jest typowe w tym społeczeństwie?
Nie żebym wiedział, o co Sybil w ogóle chodzi. Chcą zniszczyć Akane, bo coś (miejmy nadzieję, że raczą się wytłumaczyć na końcu). Nie chcą zabić Kamui. Czekaj, teraz już chcą, kiedy pochłonie to dużo więcej ofiar i będzie ogólnie bardziej problematyczne!
Poza tym, Kamui… Człowiek poskładany z ciał zabitych dzieci, ma złożony umysł… eee? W jaki dokładnie sposób? Zszyli u niego korę wzrokową z jednej osoby, słuchową z drugiej oraz hipokamp z trzeciej, więc on jest tymi 3 osobami na raz? O co w ogóle chodzi? Swoją drogą, jak na tak egzotyczny twór zachowuje się nadspodziewanie normalne… A, w związku z tym „maszyny postrzegają go jako kupę pozszywanych trupów” i nie mogą policzyć jego psycho‑pass. Aha.
Re: Nie karmić Slovy!
Przedstawianie skrajnej postawy bez solidnego jej uargumentowania – obecne. Konkretnych argumentów za tezami nie ma tam żadnych, a postuluje, że Slova to jakiś sadysta dręczący użytkowników każdym niemal słowem.
Próba wywołania ognia i podgrzania atmosfery, trollowanie – obecne. Związane z powyższym. Ciężko znaleźć inny cel, któremu post ten miałby służyć. Konstruktywnych uwag i propozycji nie tam żadnych.
Dziecinada – a jakże, to tylko recenzja i kilka komentarzy.
Próba „urażania ludzi, nawet kiedy nie ma to sensu” (?) – raczej obecne, na ile rozumiem, jaka była intencja tego niezbyt sensownego wyrażenia. W każdym razie wyzywanie ludzi od błaznów to zdecydowanie urażanie i sensu w tym żadnego.
Nie zgadzam się tylko z reakcją postulowaną pod koniec – zignorowanie tego posta może i byłoby zalecane, ale nie chciałbym, aby to autora „najbardziej zabolało”. Nie mam ochoty ranić ludzi za kilka akapitów w Sieci! Podchodzę do tego raczej podobnie jak ta okropna moderacja: „przyglądając się z rozbawieniem”.
Zrzuta główna
Kadr ten jest wyjątkowy, ponieważ widzimy na nim jednocześnie dwóch głównych bohaterów: Chrisa (duża postać) oraz Innego Chrisa (półprzezroczysta sylwetka na koniu). Inny Chris biegnie aktualnie na koniu, bieg ten jest pokazywany w zwolnionym tempie; Chris natomiast właśnie doświadcza duchowej wizji, a jego sylwetka z nieznanych przyczyn przesuwa się w stronę prawego górnego rogu. Ciężko powiedzieć, co dokładnie Chris odczuwa, jednak barwne, psychodeliczne tło przesuwające się w powoli prawo i półprzezroczysta sylwetka Innego Chrisa stanowią pewną wskazówkę.
Gwiazdki widoczne na dolnej części obrazu lecą grupami z lewej na prawą z dość dużą prędkością. Jednocześnie wisiorek w lewym dolnym rogu cały czas intensywnie drży, faluje i błyska.
Na odbiór sceny może również wpływać puszczana w jej trakcie psychodeliczna muzyka oraz temat rozmowy bohaterów, dyskutujących o wytwarzaniu sprzętu wojskowego. Tematycznym wstępem do tego kadru jest poprzednia scena, na której widz obserwował bąble powietrza, wodorosty oraz znajdującego się za nimi, widocznego z lotu ptaka, Innego Chrisa biegnącego na koniu po czymś w rodzaju fioletowej, świetlistej smugi.
Refleksje odbiegające od tematu
Jednak część uwag porusza pokazuje różnorodność oczekiwań względem podstawowej roli, jaką recenzja powinna pełnić, co jest ciekawym tematem i myślę, że mogę wtrącić swoje trzy grosze. Widzę tu konflikt funkcji informacyjnej i analizującej, innymi słowy „recenzja kontra krytyka”. Jestem gorącym fanem skrzywienia w tę drugą stronę, co jest skrajnie widoczne w mojej recenzji Mushishi. Moje rozumowanie jest z grubsza takie, że do decyzji, czy z daną pozycją warto się zapoznać, czy nie, wystarczy ocena, gatunek i jeden akapit tekstu opisujący klimat opisywanego tworu. Przynajmniej mi wystarczy. Z reguły przeglądam szybko daną recenzję bez wnikania w szczegóły, decyduję, czy oglądać czy nie, a później czytam ją szczegółowo po obejrzeniu/przeczytaniu danej pozycji. Robię tak ponieważ czerpię satysfakcję ze skonfrontowania swojej opinii z opinią recenzenta, a poza tym recenzja często pozwala dostrzec niuanse i znaczenia, które mi umknęły.
W przypadku mojej recenzji ilość informacji o Mushishi jest porównywalna ze znajdującą się w recenzji poprzedniego sezonu autorstwa Avellany, tyle że informacja ta jest bardziej rozrzedzona w tekście, co rolę informacyjną bezdyskusyjnie upośledza, a wzmacnia analizującą.
Wskazując dalsze założenia stojące za takim wyborem, mam przekonanie, że w każdym medium powinna się toczyć dyskusja na temat znaczenia i interpretacji ważnych utworów. Kto i gdzie miałby taką dyskusję prowadzić, jeśli nie recenzenci na portalach i w pismach im poświęconych? Jest problem, pod jakim szyldem taka dyskusja powinna być prowadzona. Bardziej pasuje szyld „krytyka” i większość moich ulubionych autorów na YouTube taki właśnie szyld stosuje, często ostrzegając, że dany film jest zaadresowany dla osób, które daną pozycję znają. Daje to ogromną swobodę, ale skazuje na niszowość. Wielu innych (jako znany przykład wskazałbym recenzenta gier Angry Joe) stara się godzić wodę z ogniem, przy czym powodzenie tego przedsięwzięcia w przeważającej mierze zależy od osobistego talentu. Na ile mi go starczyło niech każdy oceni sam, ale będę twardo bronił stanowiska, że trzeba i warto próbować. Niektóre rodzaje porażek uważam za bardziej wartościowe od sukcesów.
Jeśli zaś chodzi o styl, mniej lub bardziej udanie symulujący krytyki literackie, to nie da się ukryć, że do większości mang i anime taki styl nie pasuje, sam go zresztą zwykle nie stosuję. Większość z nich to proste, schematyczne historie, dostarczające przede wszystkim rozrywki. Daleko im do ambitnej literatury i kinematografii. Gdybym jednak miał wskazać jedno japońskie dzieło, które, w całkowicie subiektywnym odczuciu, najbardziej zasługuje na potraktowanie na równi z tzw. „kulturą wysoką” i dla którego warto byłoby pokazać (czy udanie to inna sprawa), że coś takiego da się przeprowadzić, to byłoby to… dokładnie.
Swoją drogą ciekawe, na jakiej zasadzie wybierano rozdziały mangi na poszczególne odcinki. Wydają się wyciągnięte dość przypadkowo, nie widzę żadnej reguły.
Na ile podobają się poszczególne historie to oczywiście kwestia gustu w dużej mierze. Ja akurat zinterpretowałem wspomniany motyw zupełnie inaczej: kliknij: ukryte zaczął podgwizdywać sobie w nocy właśnie dlatego, że Ginko zwrócił mu na to uwagę, przez co zaczęło go to półświadomie intrygować. Głupotą ze strony Ginko jest, że mu nie wyjaśnił, o co dokładnie chodzi. Ginko mógł być niechętny w udzielaniu informacji, co byłoby skutkiem gwizdania w nocy, aby nie uświadamiać chłopcu, jak silną destrukcyjną umiejętność posiada, ale dość oczywiste było, że trzymanie go w zupełnej niewiedzy nie skończy się dobrze. Mógł rzucić coś w rodzaju „Gwizdanie w nocy może przywabić niebezpieczne mushi, które tylko ja potrafiłbym kontrolować.” – coś takiego by starczyło.
Oniryczne
Zbyt bezpośrednie
Ciekawe graficznie
Nie ma drugiego dna
@Gamer2002 Nie widzałem, stąd nie komentowałem. Wylądował na liście do przerobienia.
@616 Będzie trochę nieuporządkowanie, posortowane względem tematów:
O poprawności politycznej: Dobra, masz rację, „asekuracyjny” byłoby bardziej na miejscu.
O postaciach: Nie rozumiem, o co Ci chodzi. W recenzji można nie pisać nic o charakterach postaci i jest to dla mnie całkowicie dopuszczalne, jeśli seria/film nie aspiruje do miana kina psychologicznego. Niech skonam, jeśli ta aspiruje. Mógłbym obdarować każdą z nich zdaniem psychologicznego opisu. Czy byłaby to istotna informacja dla widzów? Nie, informacja, że jest młodzieżowo powinna im wystarczyć, nie obejrzą tego serialu ponieważ dowiedzą się, że Kiri jest opiekuńcza i nieśmiała. Ten serial jest oparty na głównym bohaterze, to on powinien wciągać w akcję charyzmą. Nie robi tego, bo to katarynka „uratuj wszystkich”, ale to inna sprawa. Jak stwierdzasz
W ten sposób lepiej ode mnie podsumowałeś moją opinię o miałkości tego serialu pod tym względem. O wszystkim i o niczym.
Swoimi porównaniami chciałem pokazać, że te postacie to zbiór klisz z innych produkcji. Nie pisałem nigdzie, że są dokładnymi kopiami postaci z X‑mena. Napisałem
i jakby nie patrzeć zdanie to jest prawdziwe. Zarówno Kiri jak i Banshee posiadają moc głosu.
Jeśli dobrze Cię zrozumiałem, to zgadzasz się ze mną, że postacie te do najoryginalniejszych nie należą. Zgadzasz się więc ze mną i krytykujesz mnie za to? Z tego co zrozumiałem uważasz za to, że realizacja jest na tyle dobra, że postacie i dalszej kolejności cała seria zasługują na lepszą ocenę.
A więc:
to tylko część. Nic Ci nie poradzę, że odnosisz takie wrażenie.
Poświęcasz też cały akapit krytyce wcześniejszych seriali studia Bones. Co ma piernik do wiatraka? Słabość (dyskusyjna) wcześniejszych dokonań Bonesów nijak się ma do oceny tego. Ja napisałem, że mimo, że serial ten jest niezły, to jestem zły na studio Bones, więc napisałem dlaczego. Ma to zdecydowanie więcej sensu.
Długi temat. Skoncentrowanie się na mniejszej ilości postaci sprawiło, że nie przeskakiwał po każdej z nich po łepkach. Traktował siebie z poczuciem humoru i dystansem, co uczyniło w nim wątki równie tandetne i zużyte jak główny w Towa no Quon zabawnymi i przyjemnymi w ogladaniu. Mam zresztą wrażenie, że mechy w tamtym serialu były tylko tłem dla warstwy obyczajowej, w której 3 główne postacie i ich relacje ulegały nieustannej ewolucji. Towa no Quon jest serialem 2 razy krótszym, w którym chciano zmieścić 2 razy więcej postaci i 2 razy więcej wątków. Powodzenia. Aczkolwiek osobiście oceniłem go na 7/10, więc wspomniane argumenty dotyczą tej -1/10.
Co do opinii o całym Bones, to nawet przeredagowałem fragment swojej recenzji, obawiając się, że ktoś zinterpretuje to tak jak Ty i napisałem bardzo dokładnie: przykro mi, że studio Bones już od jakiegoś czasu nie wyprodukowało niczego naprawdę dobrego, bo kiedyś takie produkcje z pewną regularnością wytwarzali. Wytwarzali też sporo tandety, ale to właśnie tych perełek (które zresztą w większości wymieniłeś), mi szkoda, bo od jakiegoś czasu ich nie ma. Ani słowa o tym, że płynęło od nich tylko wino i miód. Zaryzykowali by z czymś odważniejszym, a nie średniak za średniakiem. Wyrażenie „za starych dobrych czasów” połączone z datą 2008 to dość wyraźny żart.
Jestem paskudnie złośliwy, wiem to, ale na postaciach się jakoś szczególnie nie wyżywałem.
Jak i fabule, dałem im 6/10 „niezłe”, dałbym więcej, gdyby nie szwarcharakter. W akapicie z X‑Menami, pisałem nie tylko o ich mocach, ale też w kilku słowach o charakterze. Wymianiając analogie z X‑manów chciałem pokazać, że nie wychodzą poza „złoty standard” i tyle. Może za bardzo się o tym rozpisałem, może nie. Na pewno to drugorzędna kwestia. kliknij: ukryte Banshee, zależnie od nastroju scenarzystów, jest w stanie zrobić głosem dowolną nieprawdopodobną czynność, więc analogia do Kiri wydaje mi się doskonała.Główną uwagę skupia Quon, w którym też nie widzę głębi, coby elaboraty pisać. Głównie w historii jego życia jest trochę smaku, co było napisane, ale trudno bez spoilerów wchodzić w szczegóły. Uznałem, że ich dłuży opis nie wpłynie na zdanie czytających o serialu, bo to shounenowy standard. Często do tego standardu udaje się twórcom dodać coś od siebie (i to podniosłoby ocenę), tutaj tego nie zauważyłem, więc co będę przynudzał. Jak wskazują cytaty wyżej, jakoś przesadnie im tego nie wypominam.
Pasuje idealnie. Tolerancja dla inności, bogactwo w różnorodności, ekologia, „podążaj za głosem serca”, każdy ma szansę na odkupienie… Rzeczy, z którymi wypada się zgadzać. Dla mnie w porządku, ale w innym wykonaniu. Pisałem, że „serial w tym tonie”. Innymi słowy: nie łapie się trzech srok za ogon. Wybraliby jeden i rozwinęli (6 odcinków to niewiele), tak – wszystko o niczym zgodnie z obowiązującą społeczną wrażliwością. Ciężkie sceny? kliknij: ukryte Bohaterowie są dobrzy, wszystko co robią jest słusznie‑słuszne. Obrażenia w walce są nietrwałe, wszystko pozbawione nadmiernej przemocy. To serial akcji, ma budować napięcie, czymś je wywołać trzeba. Fabułą, walkami, bohaterami. Ten serial oglądało mi się przyjemnie (jak pisałem), ale dreszczu żadnego nie było. Lepiej jest w wątkach pobocznych (np. chłopak‑orchidea), co też wspomniałem. Kwestia gustu?
Co do aluzji do „Tokusatsu”. Nie oglądałem, więc nie dostrzegłem. Wierzę Ci, że są ewidentne. Gdybym o tym wiedział, moja recenzja byłaby pełniejsza, ale nikt nie zna wszystkiego. Oglądałem X‑menów. Widzę bardzo wyraźne aluzje. Te pomysły krążą w popkulturze, więc całkiem możliwe, że w rzeczywistości nie były z tego źródła, ale tego nie da się udowodnić. Nie zmienia to faktu, że widz potraktowany zdaniem „X‑men po japońsku”, będzie miał całkiem dobry ogólny obraz tego serialu. O to mi chodziło.
Jako autor oczywiście mam spaczony pogląd, ale patrząc wyłącznie objętością odpowiedniego tekstu, to bardziej tą serię chwaliłem niż ganiłem. Patrząc po ocenie (wiem, powtarzam się) – jest „niezła i warta uwagi, lecz to jeszcze nie to”. Twoja krytyka dotyczy głownie treści, których nie miałem w intencji. Zasadne jest pytanie, czy w takim razie poniosłem porażkę tą intencję oddając. Na razie wydaje mi się, że wyciągnąłeś krytyczne fragmenty mojego tekstu, które Ci się nie spodobały i zignorowałeś resztę, która ten obraz znacząco łagodziła.
O spoilerach.
Wiadomo od pierwszego odcinka, nie widzę problemu. „i/lub” nie determinuje sprawy, tym bardziej, że jest to pisane w analogii do X‑menów, gdzie (co powszechnie wiadomo) pojawiają się raz jedna, raz druga opcja, niekiedy obie naraz.
Co do reszty – masz rację. Mój błąd, poprawię te fragmenty.
Niezłe oglądadło
W związku z tymi wszystkimi pokładami dobra boli, naprawdę boli, zakończenie. Twórcy zbyt szybko zużyli wątki z oryginalnej powieści, więc końcówkę postanowli udramatyzować całkowicie według własnego konceptu, co wyszło tragicznie. Jest cieńka linia, po przekroczeniu której nadmiar dramatyzmu zamiast dodawać serialowi energii zaczyna dodawać wybuchów śmiechu, i została przekroczona. Realizm psychologiczny postaci zrobił sobie wolne i wszyscy zaczęli się zachowywać jak miotani nieudolnością scenarzysty.
Cóż, mógł być serial wybitny, ale i tak pozostał mocno ponadprzeciętny.
Dobre fantazy
Więcej uwag mam do realizacji. W celu uczynienia serialu przystępnym dla wszystkich wykastrowano wiele scen z dramatyzmu, na który zasługują, czego najgorszym przykładem jest para idiotów, łażących za główną bohaterkę i komentujących głupio wszystkie wydarzenia. Ich wpływ na fabułę jest zerowy, tylko przeszkadzają. Złe wrażenie robią również ciągłe retrospekcje i uwagi narratora, przypominające rzeczy, które doskonale wiemy, bo działy się 1,2 odcinki temu.
Wykonanie graficzne jest poprawne, ale nie więcej. Nie ma żadnych wyraźnych błędów, ale i wodotrysków, a te przydałyby się przynjamniej do scen walk, które są, a jakby ich nie było.
Poza tą nieco mylącą wyliczanką wad to przemyślane, często zaskakująco rozsądne anime, nie do przegapienia dla miłośnika fantazy.
8/10
Powiedziałem „nie jest to mistrzostwo realizmu”. Poza tym krytyka FMA nie ma wpływu na ocenę tego filmu. Takie technikalia spokojnie bym w filmie zmieścił. Filmy biograficzne mieszczą się w 100 min, na jakiś komentarz odnośnie alchemii starczą 2 minuty. W sumie nikt mi akurat tego faktu wyjaśniać nie musi. Rzecz w tym, że Mervin jest litaralnie postacią z nikąd. Przybył, ma potężną alchemię i jest szalony. To nie jest pełnokrwista postać, to jest popychacz fabuły.
To zależy od sytuacji. Powstanie listopadowe – niewątpliwie idioci, nie mieli szans od początku, co było oczywiste patrząc na ówczesną sytuację polityczną. Powstanie warszawskie – dyskusyjne, mogło im się udać, nie mogli przewidzieć „miłego gestu” armii radzieckiej. Powstańcy Milos – nie idioci, plan ze zdobyciem kamienia mógł się udać, ile razy mam to pisać i pytać o co Ci chodzi z krytyką mojej nieistniejącej krytyki romantyzmu?
My się ciągle nie rozumiemy. Film może przedstawiać idotów, może ich nie przedstawiać – to nieważne dla jego jakości. Tutaj wszyscy zachowują się jak idioci, kiedy to pasuje scenarzyście, co jest, do diabła, ewidentne. Pasuje im popisowe wejście Ashleya na końcu – niech przez lata siedzi w bazie kilometr od niej i nasyła na nią wilkołaki, a dać jej znać, że żyje niech nie może. Nieśmiały taki, poczekanie aż wybuchnie powstanie to idealny moment na odnowienie więzi rodzinnych poprzez zabicie wszystkich jej przyjaciół. Będzie zdecydowanie dramatyczniej. A, i niech broń Boże nie ostrzeże jej (liścik dałby radę, zresztą mógłby to nawet wykrzyczeć przez magafon), że ten facet z jego twarzą będzie próbował ją zabić, żeby go zapytała o wspomnienia z dzieciństwa, czy coś… To by zepsuło niespodziankę. Pasuje im ucieczka Ashleya – proszę bardzo, niech nikt go nie pilnuje i ten sobie wyjdzie. Jego zlinczowanie zepsułoby pozytywne zakończenie przecież. Pasuje im pojawienie się Mustanga (coby fani nie sarkali) – niech powstańcy chwilowo ignorują ludzi w mundurze Amestris, a władze Amestris niech chwilowo ignorują fakt, że Mustang pomaga w powstaniu przeciw Amestris, o Edzie i Alu nie wspominając.
Kwestia gustu. Ale powtórzę – nie o to chodzi. Tutaj luki logiczne nie układają się w obraz „pochłonięci emocjami bohaterowie w feworze walki nie mają czasu na przemyślenie strategii”. Układają się w „ma być dużo jatki, 2 duże zwroty akcji, Ed, Al, Mustang i Winry, no i pozytywne zakończenie”. Szczegóły techniczne, kogo obchodzą szczegóły techniczne? Otóż mnie obchodzą. Jeśli komuś to nie wadzi – niechże ogląda, napisałem, że reszta filmu jest na wysokim poziomie.
Co do kamienia – nie wiem, czy Julię należy podciągać pod Kimbleya i Ala, którzy z niego korzystali jako źródła mocy, ale żadnej korupcji, ani wzrostu umiejętności, nie było, czy Wratha i Greeda, którzy się z nim stopili, co było bardziej widowiskowe. Średnio pasuje do obu.
A jego siostra była jednym z ich liderów. Trudne nie do zauważenia.
Czerwonych oczu i efektów specjalnych się nie czepiam – niech im będzie, że czasami tak wychodzi. Ale dowiadujemy się, że kamień ma niszczący wpływ na psychikę (o Ashleyu coś takiego mówią), co nijak się ma do wcześniejszego użycia. Ale dobra, nie rozwodzą się nad tym, to drobnostka. Dlaczego Julia, która jak sama stwierdza nie ma pojęcia o alchemii nagle zaczyna strzelać piorunami – oto jest pytanie.
To była najlepiej wyjaśniona alchemia w mandze. Podpala cząsteczki pyłu znajdujące się w powietrzu. Nie jest to mistrzostwo realizmu, ale Melvin rządzi błyskawicami, lodem i robi eksplozje oraz transplantacje, a Ashley z kamieniem to półbóg w pełnej krasie z armią wilkołaków do dyspozycji. Julia jw. Ogólnie: typowa inflacja mocy. Pomysłowe walki z FMA, łączące fizyczną nawalankę z wspomaganiem alchemią zastąpiło nawalanie błyskawicami. Przejaskrawiam tutaj trochę, bo sama realizacja walk mi się podobała – po prostu psuje to klimat FMA.
Mogę tylko odesłać do postu wyżej. Nie zaakceptuję fabuły opartej na niejawnym założeniu, że postacie to idioci.
Sam wcześniej przyznałeś, że zachowuje się jak wariat. Gdyby przyczyny były jw., to przebieg nie ma sensu, gdyby przebieg był jw., to skutki nie mają sensu – potężny alchemik chciał ich wszystkich zabić, więc zostawiamy go po zajściu niepilnowanego w szpitalu i „niespodziewanie” ucieka.
przyczyny – to wariat
przebieg – to wariat
skutki – wszyscy to wariaci
Nie do zaakceptowania z przyczyn już wymienionych.
Sprawa jet prosta. W zbyt wielu punktach filmu postacie podejmowały działania, dla których nie widzę uzasadnienia. Albo to uzasadnienie otrzymam, albo podtrzymam swoją fatalną opinię o tej fabule. Zewnętrzne „pozafabularne” okoliczności nie są istotne.
kliknij: ukryte Bronisz Ashleya z wilkołakami, zalewanie lawą zostawiasz w spokoju, ciekawe… Człowiek pragnący wymordować wszystkich wokół poza 1 osobą jest antagonistą. Właściwie to, czy jest, czy nie jest to sprawa drugorzędna, zostawmy to. Chociaż to kolejny przykład nielogiczności. Wysyłał wilkołaki, aby ją chronić. A przed kim konkretnie? Bo Mervin wyszedł z więzienia ostatnio, a powstańcy mówili, że wilkołaki terroryzowały ich dużo wcześniej. Dziwna to ochrona.
Zwróciłem uwagę, że twórcy filmu zmieniają reguły gry. Kamień działa inaczej, pojawia się potężna alchemia znikąd, itd. Mam prawo to krytykować, bo nikt mi niczego nie tłumaczy, a Ed i Al, którzy powinni być zdrowo zaskoczeni nie reagują. Twórcy mają wizję – niechże ją uzasadnią jakkolwiek, cudów nie wymagam.
Co ty z tym powstaniem i romantyzmem! W poście wyżej napisałem że jego plan „trzyma się kupy najbardziej” i że nie krytykuję romantyzmu, a Ty nadal swoje. Sam zacząłeś ten temat, o przebiegu powstania w recenzji napisałem tylko tyle, że jest mało oryginalne, z czym się akurat zgadzasz. Chodzi mi cały czas o to samo – brak uzasadnienia i spójności. Podałem przykład Ishvaru nie dlatego, że wg mnie wszystkie powstania powinny tak wyglądać, tylko ponieważ u Arakawy mieliśmy podane: przyczyny, przebieg i skutki. Cały czas o to mi chodzi. Wyłącznie o to. Powstanie jest mniej istotne, nie poświęcają mu za dożo uwagi, to takie „dynamiczne tło” do poszukiwań kamienia i historii rodzeństwa.
W planie Ahleya również chciałbym znać: przyczyny, przebieg i skutki. Jak sam napisałeś, jego działania można uzasadnić tylko uznając, że zdrowo stuknięty. Tak samo cały plan Mervina można przyjąć tylko na zasadzie, że Mervin z logiką jest na bakier. Powstańcy również nie muszą za dużo myśleć, bo są przedstawieni w klimacie romantycznym. Ty chyba skłaniasz się ku uznaniu, że jeśli takie były potrzeby akcji filmu, to można zaakceptować takie rozwiąznie. To chyba clu różnicy między nami, ponieważ ja tego nie zaakceptuję. Dla mnie, jeśli przedstawiamy szaleńca, to dlatego, że mamy pomysł na pokazanie ciekawej szalonej postaci, jeśli przedstawiamy romantyków, to aby powiedzieć coś ciekawego o romantyzmie itd. I szaleńcy i romantycy w tym filmie są sztampowi, to również przyznałeś. Dla mnie są wytrychem zasłaniającym nieudolność scenarzysty. Nie zaakceptuję takiego rozumowania – przyjmując, że „film starał się przedstawić bohaterów idiotów” można uzasadnić najgłupszą nawet fabułę.
Drobna uwaga: lepiej zasłaniaj tekst, bo edycja może nie być zachwycona szczegółami fabuły na wierzchu…
kliknij: ukryte
Chyba żartujesz. Przez całą akcję nasyłał wilkołaki, które mordowały, kogo popadnie, a pod koniec chciał zatopić slumsy Milos w lawie z mieszkańcami włącznie! Czy my oglądaliśmy ten sam film? (I co to ma do rzeczy? Złe postaci porównujemy tylko ze złymi postaciami?)
kliknij: ukryte
Do czego chcesz mnie przekonać? Że 2 szaleńców pragnących mocy i władzy to oryginalny motyw? Jest przysłowiowo nieoryginalny. Że jest sprawnie i lgocznie poprowadzony? Wymieniam konkretne przykłady nielogiczności, a w odpowiedzi otrzymuję, że „to moje interpratacje”. To nie jest argument. Argumentem jest uzasadnienie, że fabuła jest logiczna.
Aha. Na pewno miała dużo do powiedzenia. Scenarzyści radzili się jej bez przerwy, a kiedy miała jakiekolwiek uwagi, natychmiast je uwzględniali. To taka powszechna praktyka w ekranizacji komiksów. Tylko skąd się w takim razie biorą te wszystkie tragiczne ekranizacje?
Litości, to przykład. Chciałem uzasadnić coś tak oczywistego, że nie powinienem tego robić, mianowicie, że da się napisać film z lepszą fabułą o podobnej tematyce. Twoje wypowiedzi zrozumiałem tak, „że się nie da” – ponieważ muszą się trzymać alchemikowych realiów, ponieważ to film akcji, „od zawiłości jest pierwowzór” (?), ponieważ jest w środku fabuły i tak dalej. Niech Ci bedzie – są usprawiedliwieni, że zrobili przeciętny film z fatalną fabułą.
Nie wiem, co miałbym napisać, aby przynajmniej po części Cię przekonać. Przeprowadziłem eksperyment myślowy. Jeśli ta fabuła nie jest sztampowa, to jaka jest? Jeśli ta nie jest źle nielogicznie zaplanowana, to jaka jest? Co jest poniżej? Ja staram się i wiele poniżej nie widzę.
Rozróżniam romantyzm od skłonności samobójczych. Często bliskoznaczne… ale jednak. Nie uważam, że wolą scenarzysty było sportretowanie grupy romantyków, wtedy bym to zaakceptował jako część fabuły (co prawda niezgodną klimatem z resztą Fullmetala, tam myślą, kiedy coś robią). Nie tylko powstańcy, tutaj wszyscy zachowują się jak idoci. To nie wola scenarzysty, to jego niekompetencja.
Alex DeLarge, Hannibal Lecter, Daniel Plainview, Commodus, Anton Chigurh… Za duże oczekiwania? Już Scar z Króla Lwa jest ciekawszy.
Przez pół recenzji i 2 odpowiedzi w rozmowie prawie wyłącznie wymieniam kolejne jej nielogiczności i w odpowiedzi słyszę tylko, że się czepiam. Aby fabuła była średnia, nie powinna mieć nielogiczności. Aby była ponadprzeciętna powinna pokazywać coś nowego i poruszającego. To proste.
Prawie wcale ich nie ograniczała. Musieli tylko:
kliknij: ukryte
1. ograniczyć się do spraw lokalnych na peryferiach – ok
2. nie mieszać w to kamienia – schrzanili
kliknij: ukryte Dokładnie! Pisałem o tym w recenzji! Po co tworzyć fikuśne wieloletnie nierealne spiski i egzotyczną alchemię, wyciągać szaleńców z pudełka, skoro można przedstawić proste losy rodzeństwa rozdzielonego przez wojnę i powstanie narodowowyzwoleńcze. To klasyka, ale sporo da się z niej ukręcić. Święta gwiazda Milos podążyła swoją drogą…