x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Pierwsze odcinki wciągnęły mnie swoim klimatem. Narracja prowadzona była dość przeciętnie, ale kreacja głównych bohaterów i ich relacja były naprawdę ciekawe. Światotwórczo mogło być wspaniale i dostrzegałem tutaj ogromny potencjał. Niestety im dalej brniemy w fabułę, tym bardziej ona przyśpiesza- do tego stopnia, że pojawiają się dziury i robienie mnóstwa rzeczy na chybcika. Po 9 odcinku, Sabikui Bisco już tylko mnie rozczarowywało. Zachowanie Milo było cokolwiek słabe, a plot twist Bisco- choć sam w sobie mógłby być świetny- został zrobiony wręcz klasycznie dla shounenów (nie jest to komplement), wręcz na poziomie Dragon Balla, choć to anime nie miało czasu aż tak rozkochać w sobie widzów.
Relacje między bohaterami początkowo były zarysowane bardzo dobrze, nawet intrygująco. Milo‑Pawoo, Bisco‑Jabi, Milo‑Kurokawa, Tirol‑Milo i Bisco, a przede wszystkim Milo‑Bisco: początkowo wydająca się dość standardowa, z każdym odcinkiem była pogłębiana i coraz bardziej niejednoznaczna, a której podsumowanie w 9 odcinku było poruszające. Niestety, z niezrozumiałych dla mnie przyczyn postanowiono ją spłycić poprzez dość naciąganą fabularnie relację Bisco z Pawoo. nie żebym miał z tym problem, ale dajmy widzom do tego podstawy. Przez ten wątek i pojawienie się dziwnego trójkąta, który oczywiście dla wszystkich wokół wygląda zupełnie naturalnie, psuje to efekt początkowy.
Fabuła jest niezwykle dziurawa. Widać, że w oryginalnym LN świat i akcja są znacznie bardziej rozbudowane, tutaj jednak postawiono na szybkie zarysowanie uniwersum bez zbędnych ceregieli, wiedząc, że tych 12 odcinków ma być serią zamkniętą, pozbawioną kontynuacji. Szkoda, bo mam przeczucie, że to anime mogłoby być nawet lepsze od Re Zero.
Podsumowując, generalnie mam bardzo pozytywne wrażenia i Sabikui Bisco mi się podobało. Widzę jednak, że mogłoby to być coś naprawdę dobrego, jeśli nie wybitnego. Szkoda.
Technicznie jest słabo. Kreska przypomina Magi, ale jest pod pewnymi względami od niej gorsza, co irytuje, bo i Magi miało problemy z jakością; ratowało się jednak całą resztą. Orient jest gorszy tak technicznie, jak i fabularnie, a także światotwórczo. Wątpię, czy obejrzę do końca.
I zastanawia mnie, dlaczego postanowili zanimować nową mangę Shinobu Ohtaki, a nie zamierzają kontynuować ukończonego już Magi. The Labirynth of magic, które jest naprawdę dobrą serią.
Polecam fanom Mashimy, dla innych może być to duże rozczarowanie i kolejny z miliona shounenów.
Re: Po dwoch odcinkach
Co do oryginalności bohaterów… nie mam na myśli tworzenia „postaci, której jeszcze nie było”, a postaci, które wychodzą poza standardowy szablon i schemat, w jaki można włożyć 90% bohaterów anime. Jak do tej pory, schematyczność pozostaje zachowana.
„Lubię to jak próbujesz odgadnąć co będzie dalej^^ Słodkie.”
Nie ma co się wywyższać, tylko dlatego, że zna się pierwowzór. Jeśli wiesz co będzie dalej, to gratulacje. Nie silę się na wieszcza, a dzielę się swoimi przemyśleniami. Tylko i aż tyle. Jak wspomniałem, jeśli zarzut o schematyczność okaże się błędny, to będę z tego powodu bardzo zadowolony.
Po dwoch odcinkach
Naciągana dziewiątka
Podsumowując, jest to seria na wysokim poziomie, ale nierównym i akcja rozkręcająca się po początkowych odcinkach może lekko rozczarowywać.
Mimo wszystko jak najbardziej polecam.
Coś w tym jest
Ciekawe
Dobre, ale uproszczone i ugrzecznione
Przede wszystkim uważam, że to anime sprawdziłoby się znacznie lepiej, jako Seinen- albo bardziej rozbudowany i mocniejszy shounen. Szczerze? „Kanata no Astra” miało potencjał dorównujący „Fullmetal Alchemist”, ale z jakichś powodów postanowiono trochę zmarnować potencjał już w samym zarodku. Nie oznacza to, że seria jest słaba- nie jest. Nie jest jednak również wybitna. Czego zabrakło?
Zabrakło realnie zbudowanego kontekstu politycznego. Cała historia uniwersum była dość logicznie i dobrze zbudowana, ale rozwiązanie problemów historyczno‑politycznych było niezwykle infantylne i oderwane od realizmu. kliknij: ukryte Skoro światowy rząd postanowił wymazać prawdziwą historię, to dlaczego tak łatwo poszło naszej grupce upublicznienie wszystkiego? Przede wszystkim: w jaki sposób rządowi udało się tego dokonać? Ładnie prosząc ludzkość, żeby okłamała swoje dzieci? Nawet jeżeli 99% ludzi by się posłuchało, to jeden procent na pewno by się zbuntował, a w przypadku całej ludzkości, jest to liczba ogromna, powodująca, że plan nie mógłby się powieść. Aby plan był skuteczny, niezbędny był terror, a jeżeli światowy rząd byłby zdolny do użycia przemocy, na pewno tak łatwo nie udałoby się grupce nastolatków ujawnić prawdy.
Sprawa druga: kliknij: ukryte klonowanie ludzi było zakazane. Wszystko ładnie, pięknie, ale w sprawę było zamieszanych kilku wpływowych ludzi- dwóch wybitnych naukowców, polityk, trójka- zapewne zamożnych- artystów, a przede wszystkim król, którego rola polityczna została z jakiegoś względu spłycona i tak naprawdę niewyjaśniona. Można by pomyśleć, że w sprawę zaangażowanych było wiele osób, łącznie z rządem, jednak… okazało się, że klonowanie było kilkuosobowym spiskiem, który wystarczyło podać do mediów, żeby wszystkich pozamykać, łącznie z królem. Poza tym jakoś wątpię, żeby rząd nie był zainteresowany eksperymentami na klonach- to było oczywiście zakazane, ale mleko się rozlało, a przecież w sensie prawnym prawdopodobnie nie było żadnych regulacji nadających klonom statusu człowieka…
Wracając do króla- kliknij: ukryte jaką pełnił rolę? Jakie realne miał wpływy? Na czym polegałą jego władza? Co to za król, którego bez przeszkód może aresztować byle dzielnicowy? (tu pojawia się złośliwość, ale w gruncie rzeczy do tego się to sprowadza). Po fabule można było wywnioskować, że był on figurantem, ale ostatni odcinek wyraźnie zaznaczył, że Charce „zrzekł się realnej władzy”, więc jednak jakaś tam władza królewska była.
Sami bohaterowie, choć trochę uproszczeni, nie byli specjalnie płascy, ale nie wykorzystano do końca ich potencjału, wynikajacego chociażby z problematycznego dzieciństwa. Zupełnie natomiast pominięto rodziców głównych bohaterów, którzy prezentowali się bardzo dobrze, a jednak ich czas antenowy był właściwie marginalny.
To teraz: co mi się podobało?
Oczywiście sam pomysł był bardzo dobry: jak napisano w recenzji, wiele z pozornie infantylnych rozwiązań fabularnych miało swoje mocne wyjaśnienie w późniejszych odcinkach. Perspektywa podróży po planetach była bardzo ciekawa i nie przeszkadzało mi nawet uproszczenie różnych problematów z taką podróżą związanych. Podobali mi się bohaterowie, którzy choć trochę zbyt cukierkowi i mimo wszystko zbyt szablonowi, budzili sympatię. Podobały mi się ich historie i przeżycia emocjonalne. Podobało mi się uniwersum, które miało dobre bardzo dobre podstawy. Podobała mi się grafika oraz klimat. Podobała mi się sprawnie i spójnie poprowadzona fabuła, nawet jeśli na koniec ją zinfantylizowali.
Uważam, że „Kanata no Astra” mogłoby być wybitne, gdyby tych 12 odcinków stanowiło część pierwszą, zakończenie nie było cukierkowe, a wręcz przeciwnie i druga część serii polegałaby na kliknij: ukryte mierzeniu się „Grupy b‑5” ze światowym rządem, problemem masowego kłamstwa, cenzury i terroru, który nie tylko polega na fizycznej przemocy, a również na tym, co zrobiono z ludzkością- odebrano im religie, narodowości, rozbrojono ich, odebrano im wiele z wolności osobistych.
W sensie etycznym, zakończenie serii było niezwykle pesymistyczne, jeśli nie po prostu straszne- wnioski jakie można wyciągnąć z serii są takie, że kliknij: ukryte do zbudowania lepszej rzeczywistości niezbędne jest zniesienie narodów, religii, wartości wyższych i aksjomatów. Konkluzje- jeśli nie są stricte komunistyczne, to na pewno postmarksistowskie. Ale to temat na zupełnie inną kwestię…
Całkiem przyjemna seria
Wszystko na plus, tylko...
Ed odeszła razem z psem, Spike umiera, a kiedy Faye w końcu sobie uświadomiła, gdzie jest jej dom, to okazuje się, że już go tak naprawdę do końca nie ma. Czuję smutek i niezadowolenie…
Świetne
Jestem nastawiony jak najbardziej pozytywnie. Przemoc mnie nie razi, ale chyba trzeba będzie się przygotować na to, że techniczna strona będzie momentami razić. Przeżyję! :) Zastanawiam się nad sięgnięciem do materiału źródłowego.
Re: Ciekawe
Re: Ciekawe
Jak wcześniej wspomniałem, to anime nie zapisze się w mojej pamięci, ale kibicuję Netflixowi, ponieważ posiadają odpowiednie środki i potencjał techniczny (i merytoryczny) do tego, żeby tworzyć bardzo dobre dzieła. Na razie trochę raczkują, zobaczymy, co będzie później.
Ciekawe
Generalnie jestem zadowolony, ale nie do końca usatysfakcjonowany. Mam przed sobą jeszcze ostatni odcinek, ale już na tym etapie wyszło parę wad.
Przede wszystkim problemem jest uniwersum. Bardzo lubię, kiedy widz jest wrzucany w sam środek historii, ale sprawdza się to tylko w przypadkach, w których świat przedstawiony jest dla widza jasny i zrozumiały. Tutaj zabrakło tego elementu, przez co ma się wrażenie, jakby oglądało się drugi sezon jakiejś serii i nie za wszystkim się nadąża.
Problematyka jest dość oklepana, ale mogłaby się sprawdzić, gdyby była wcześniej podbudowana jakąś mitologią. Tę dostajemy gdzieś po drodze, trochę mimochodem, w biegu, jakby było to dla twórców zbędne marnowanie czasu, który można by było poświęcić na super akcje.
Same sceny akcji prezentują się świetnie. Kreska i animacja są bardzo ładne i z estetycznego punktu widzenia jest to dzieło naprawdę bardzo dobre. Nie wybitne, ale dobre. Do tego równe, bo nie ma tu gorszych momentów, w których unaocznia się oszczędność budżetu.
Nie można powiedzieć tego samego o ścieżce dźwiękowej, która jest miła dla ucha i dobrze wkomponowuje się w obraz, ale praktycznie rzecz biorąc nie daje się wciągnąć i się nie wyróżnia.
Bohaterowie są przyzwoici. Nie stronią od schematów i szablonów, ale z drugiej strony nie są płytcy i jakaś tam psychologizacja zastała zawarta. Choć nie jest to oszałamiające.
Generalnie jestem na tak. Gdyby lepiej rozpisano scenariusz, dokładniej przedstawiono uniwersum i trochę posiedziało nad postaciami, to mielibyśmy coś naprawdę, naprawdę dobrego. A tak mamy fajną serię, którą miło się ogląda, ale w pamięci na długo raczej nie pozostanie. Mam nadzieję, że Netflix dopiero się rozkręca i oprócz genialnych seriali, będziemy również dostawać genialne anime.
Mieszane uczucia
Postacie, to najmocniejsza strona serii. Rozwój Akiry jest ciekawy i choć on sam pozornie jest oklepany i przeciętny (jak na bohatera anime), to i tak oglądało się go z ciekawością. Ryo mu tutaj nie ustępuje na krok, a reszta obsady też jest niczego sobie. Gdyby nie popsuli ich wszystkich na koniec, to byłbym usatysfakcjonowany przynajmniej pod tym względem.
O ile soundtrack zupełnie nie wzbudził mojego zainteresowania (czasami wręcz męczył), to kreska była genialna- bardzo niestandardowa, niestarająca się być na siłę cukierkową i wliczającą się w kanon piękna. Przy tym jednak mająca swój urok i w pewnych względach estetyczna.
Akcja została poprowadzona genialnie. Odwaga w brutalności nie jest może rzadkością, ale nieocenzurowana intymność, która jednocześnie w najmniejszym stopniu nie może być zaliczana do fanserwisu, to już coś niecodziennego. Tutaj przedstawiono to genialnie- w połączeniu z przemocą, ale również zahaczając o religijność, co wyszło fenomenalnie, biorąc pod uwagę fakt, że ani razu nie odczułem, żeby cokolwiek miałoby tutaj być obrazoburczego. Napięcie było rozłożone dość nierówno- czasami z nim przeholowywali, a czasami go brakowało. W ostatnich odcinkach było go już tak dużo, że w kulminacyjnych momentach czułem się, jak dziecko, któremu dało się cukierka, a potem nie dość, że mu go zabrano, to jeszcze zdzielono go w twarz, żeby było było bardziej dramaturgicznie. kliknij: ukryte O ile tragizm syna pożerającego własną matkę i ojca niemogącego nic z tym zrobić był potwornie smutny i angażujący, o tyle sposób poprowadzenia śmierci ostatnich pobocznych bohaterów był już po prostu niesmaczny.
Symbolizm w „Devilman: Crybaby” był zamyślony bardzo mądrze i wręcz dziwiło mnie, w jaki sposób autorzy łączą rzetelną analizę chrześcijaństwa z dalekowschodnią interpretacją artystyczną. Niestety, pod koniec dostaliśmy dokładnie to, co dostajemy od Japończyków za każdym razem, gdy zabierają się za tematykę chrześcijaństwa…
Gdyby nie ostatnie 3 odcinki, z czystym sumieniem dałbym za to siedem gwiazdek. Gdyby cała seria utrzymała poziom pierwszych 4‑5 odcinków, a fabuła byłaby poprowadzona z wiekszym wyczuciem i mądrością, to mogłaby to być nawet dziewiątka. A tak? 5 gwiazdek. Pięć z dużym plusem, ale na 6 niestety nie zasługuje.
5/10
Re: 22 ep
[link][link][/link]
[link][link][/link]
Być może wychodzi ze mnie animacyjny ignorant i nie znam się na tym zupełnie, ale po pierwsze jestem estetą i jestem wyczulony na brzydotę, a po drugie serie typu Naruto, czy Fate, nie są robione dla znawców animacji, a dla fanów klimatu tego gatunku.
Historia dość banalna, niezwiązana z kanonem, zapodająca jedynie parę smaczków z głównej serii- wiadomo- klasyczna pełnometrażówka. Mimo wszystko fabuła mnie kupiła i oglądało mi się to z przyjemnością. Poza tym podobał mi się bonus z zakończenia (oglądać po napisach!), więc jestem usatysfakcjonowany. Nie jest to może najlepszy film pełnometrażowy serii anime, jaki miałem okazję oglądać w życiu, ale był na tyle przyzwoicie zaprojektowany i zrealizowany, iż śmiało mogę stwierdzić, że warto obejrzeć. Śmiało polecam fanom Fairy Tail.
Re: Księżulek