x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Nie rozumiem o.O
„Wrota Babilonu” to tylko nazwa używanego przez niego noble phantasm.
Twórcy – jak widać po Tobie, błędnie – zakładali, że „Gilgamesz” z miejsca będzie przywoływał z pamięci widza wiedzę dotyczącą Eposu o Gilgameszu.
Preczytaj go, to zrozumiesz o co z tym wszystkim chodzi. My tu mamy do czynienia z ożywioną legendą, a nie z podróżami w czasie :>
Odcinek 2
Jednak było na co czekać… kolejny niemal godzinny odcinek zawiera historię ataku braci Valentine na siedzibę Hellsinga… a organizacja Millenium kliknij: ukryte - czyli naziści - zostaje zidentyfikowana jako główny protagonista. Nie brak też i odrobiny humoru… Spełnia się więc obietnica że HU będzie bliskim odpowiednikiem mangi.
Generalnie, grafika trzyma poziom, bardzo dobra jest też oprawa muzyczna. Odcinek ten zawiera jedne z najbardziej spektakularnych i widowiskowych scen walki ostatnich lat, a Alucard NAPRAWDĘ może się przyśnić.
Podsumowując, świetna rzecz, dużo lepsza od starej serii Gonzo – oglądać!
Re: bo schematy rządzą...
A teraz was jeszcze dobiję… jesienią rusza drugi sezon Jigoku Shoujo…
Obowiązkowa pozycja
Ale nie tylko.
Jest też i romans, i bardzo interesująca warstwa mistyczna trącąca Däenikenem.
A krajobrazy tropikalnej wyspy pokrytej dźunglą są szalenie malownicze i bardzo starannie, szczegółowo narysowane.
Tą serię zwyczajnie TRZEBA obejrzeć.
pozycja obowiązkowa dla miłośników retro SF
Widzowie dyskutujący o fizyce kwantowej i krytykujący „wydające dźwięk w locie przez kosmos” statki w Star Wars nie mają czego tu szukać :>
Długość również wcale mi nie przeszkadza – przeciwnie, bez mocnego akcentu „akcji” u końca, zachwiana byłaby równowaga w całym dziele.
Film spodoba się tym, którzy z upodobaniem oglądali „Wild Wild West” z Willem Smithem – tyle że tu jest sporo mniej komedii. Zapewne z przyjemnością obejrzą go też ci, którzy widzieli i polubili „Laputę: Zamek w Chmurach” Miyazakiego, tyle że zamiast mistyki, „słodkich” postaci i ślepej, nachalnej antywojennej agitki mamy technikę i postaci dobrze pasujące do „alternatywnej wersji przełomu XIX i XX wieku”, oraz dużo bardziej przemyślane przesłanie antywojenne, doprawione odrobiną sceptycyzmu.
krwawa jatka
Tyle, że mnie aż tak nie przeszkadzał styl animacji. Bo osobiście sądzę, że był to zamierzony efekt – w końcu we wszystkich pokemonach/digimonach postacie też są z deka przerysowane… już bardziej bolała „leniwa animacja”.
Ale ten przedwczesny, nienaturalnie „ucięty” koniec bez rozwiązania zagadek smoków (nie wspominając o braku wyjaśnienia tego co dzieje się z kliknij: ukryte Akirą, zwłaszcza między nią a jej ojcem) woła o pomstę do niebios.
Niestety, tak samo jest z mangą, która zaraz po części pokazanej w anime zbacza w stronę kliknij: ukryte mistycznego „bełkotu” mocno wzorowanego na Evangelionie – niemal dokładna kalka filmu End of Evangelion – uzupełnionego absolutnie zboczonym gwałtem i morderstwem z wypruwaniem flaków żywcem, ciążami dwunastolatek, głównym pairingiem ...yuri, smoczomagiczną zmianą płci oraz „nowymi Adamem i Ewą” na końcu. Bleh… ==" Nic dziwnego że nie dokończyli…
Perełka.
Ma własny, wysmakowany styl graficzny, trudny do pomylenia z czymś innym.
Ale przede wszystkim, dowodzi jak ważna jest przemyślana fabuła – bo to ona właśnie decyduje tu o sukcesie. W dziesięciu minutach udało się przedstawić miejsce akcji, wprowadzić bohaterów, satysfakcjonująco rozwiązać historię, i to zostawiając co nieco miejsca dla fantazji widza…
Czapki z głów.
>_>
Wygląda na to, że twórcy Saikano zdali sobie sprawę z tego, jak absurdalna jest ich produkcja, ale dodatkowe dwa odcinki wiele pomóc nie mogą.
Paradoksalnie, pomijając bagaż dziedzictwa głównej serii, te odcinki – choć robią wrażenie nieco „wymuszonych” – coś jednak wnoszą i w moim przypadku nieco podniosły ocenę całości. Ale to wciąż za mało.
No ale zawsze coś…. Warto obejrzeć choćby tylko dla „pełni spojrzenia”.
Re: Trochę za mało...
Za to już jesienią w telewizji (japońskiej oczywiście) będzie wersja alternatywna, Kanon 2006.
urocze... *__*
Bardzo moé! *__*
Lekkie, wesołe, bajkowe, sprawiające niewątpliwą przyjemność po tych wszystkich gocących się nastoletnich pilotach mechów co piątek zbawiających świat ^^;
Jeśli musiabym szukać czegoś dającego podobny nastrój, poleciłbym Ichigo Mashimaro.
Warto też zwrócić uwagę na FANTASTYCZNIE dopasowane piosenki – w tym ending: wersję ludowej kołysanki: Kaerimichi (droga do domu). Tak tą piosenkę jak i podobny w nastroju, żartobliwy opening, śpiewa wyśmienita Isako Saneyoshi.
Jedynym aspektem, który niewątpliwie zwraca uwagę gaijina jest jakże charakterystyczna prostolinijność i bezpruderyjność w traktowaniu sfery ludzkiej seksualności – temat „tabu” i coś traktowanego z podejrzliwością nawet w „postępowym” EUrosojuzie, i coś nie do przyjęcia w purytańskiej Ameryce.
Re: ODLOT =D
Myli ci się ze względu na korzystanie z innego „źródła”...
Na DVD było parami, te z odcinków 3+4, 5+6, 7+8, 9+10, 11+12, 13 i parodia gundama (7) którą my mamy osobno. Tylko jeśli je liczyć po kawałku tak jak leciały „pociachane” w telewizji, to wyjdzie wszystkiego 12.
Re: Straszne Ecchi? Przecież o to chodzi!
Nie wiem gdzie to przeczytałeś, bo napewno nie w mojej recenzji… Może przeczytaj ją raz jeszcze? o.o
Re: Hanbun no Tsuki ga Noboru Sora - Fajerwerki
Re: Zowu to zrobili :/
Tutaj masz link do pierwszego tomu:
[link]
Aktualny ostatni to 12. Jest jeszcze zbiór opowiadań – tom „0”. Istniejąca seria obejmuje tylko sam początek, z czego można wnioskować, że seria – jeśli wyniki filmu będą dobre – będzie miała conajmniej jeszcze jeden sezon, a prawdopodobnie będzie się ciągnąć jeszcze NAPRAWDĘ długo.
A wracając do Flame Haze bardziej prawdopodobne jest, że autorowi chodziło o drugie, mniej popularne znaczenie słowa Haze – czasownikowe (haze, -d, hazing), gdzie oznacza on prześladowanie młodszych znane u nas jako „fala”. Spoilerując lekko… kliknij: ukryte W książkach „kontrakt” między Władcą Guze a człowiekiem jest później objaśniony bardziej szczegółowo, jako zastąpienie płomienia istienia przyszłego Flame Haze przez wybranego Władcę Guze. Dlatego jest to krok nieodwołalny, i oznaczający totalne poświęcenie się misji. Ta 'podmiana płomienia' objaśniałaby pierwszy człon, zaś ciągle podkreślana natura FH jako niestrudzonych tropicieli i prześladowców Tomogara, wyrażona byłaby przez człon drugi. Takie przekręcenie struktury językowej byłoby typowe dla japończyka… Warto też zauważyć, że książki, dając takie objaśnienie, lepiej pokazują jak bardzo ze swej natury podobni do siebie są Shana i Yuji… jego płomień egzystencji zastąpiło Reiji Maigo, a jej – Władca Guze znany jako Tenjou no Gouka, lub krócej Alastor :)
Re: Zowu to zrobili :/
Ja poprostu zadałem sobie trud sięgnięcia do japońskich nowel na podstawie których powstała ta seria.
W książkach występują フレイムヘイズ czyli Fureimuheizu i interpretacja że termin ten pochodzi od „Flame Haze” jest tylko domysłem; w powieści jest to termin „obiegowy”.
Natomiast powtarzają się tam dwa inne określenia – używane wyłącznie przez Tomogara 同胞殺し douhougurushi czyli „bratobójcy”, w odniesieniu ogólnie do pary guze no ou/flame haze, oraz sporo częstsze 討滅の道具 Toumetsu no Dougu czyli właśnie „narzędzie łowów”, albo „narzędzie zagłady”.
No, ale ty pewnie i tak widzisz kwadraciki a nie kanji w tym poście, więc po co ja się wysilam… =="
słodkie *^__^*
Ale ta 11‑minutowa oavka‑parodia‑żart to perełka xD
Zdrowo się uśmiałem.
A trzeba zauważyć, że kreska jest miła, animacja staranna, a ten „wsiowy” akcent Kimi‑chan (sprzedawczyni) xD
całkiem przyjemne
Masa ciekawych zdarzeń sugeruących, że miało być coś jeszcze, coś więcej… zostaje wrażenie niedosytu. Szkoda, ale i tak ogląda się przyjemnie.
Re: bardzo miła seria
@_@
To co tu mamy – pokazanie co jest niewłaściwe, a co właściwe poprzez przedstawienie bohaterów i interweniującej Momo – nazywa się „stylem przypowieściowym”. Całkiem popularny, na przykład w Biblii…
Fakt, że w czasach gdy dominuje forma reportażu / dziennika / relacji / blogu (jak zwał, tak zwał) coś takiego może wydawać się nieco archaiczne, ale przecież jest rozpoznawalne…
No autentycznie, bez Momo, co miałoby być: „gadająca głowa” z komentarzem „Wiadomość z ostatniej chwili na żywo: drogie dzieci, to co właśnie widziałyście w wykonaniu bohaterów jest nie‑ten‑tego”?
bardzo miła seria
Tu przesłanie jest stare jak świat: „Carpe Diem!” Żyj SWOIM życiem, i uczyń je tak pełnym, jak tylko zdołasz. Wybrano do tego 6 różnych historyjek. I fakt że kontekst jest dość miałki, a pewne fragmenty nieco naciągane – cóż, w końcu brazylijskie tasiemce też ktoś ogląda. A to jest przede wszystkim czarująca i urocza BAJKA, nie film dla dorosłych.
W odróżnieniu od innego serialu z shinigami – Bleach – ta seryjka jest mocno epizodyczna, każdy odcinek jest w zasadzie zamkniętą całością. Cały styl określić da się jako kawaii – a już Daniel jest absolutnie uroczy. Domagam się by genetycy natychmiast zabrali się do chodowania kotów z nietoperzymi skrzydłami!!!
Większych błędów technicznych nie widać, a kreska jest miękka, miła i pasuje do charakteru opowieści.
Patrząc na to, jakie gnioty ostatnio mnożą się niczym gremliny, ta seryjka pozytywnie się wyróżnia.
Re: pojawienie sie chidori..
Re: pojawienie sie chidori..
A właśnie z taką pozycją tu mamy do czynienia.
Wyobraźcie sobie, że ani ja, ani Ave, żaden z tanuków, cała Europa i całe USA – dla twórców tej serii NIC NIE ZNACZY! Oni mają nasz wszystkich w głębokim… poważaniu ;) Prawdziwą grupą dla której powstał TSR było tych marne parę(naście) milionów Japończyków które przeczytały powieści, kupowały czasopisma gdzie wersja mangowa pokazywała się w odcinkach, kupowała tankoubony, oglądała pierwszą ekranizację, a teraz – kolejną. Tę serię zrobiono dla nich. I dla nich jest zrozumiała, w tego typu „dialogu” twórcy historii i jej odbiorców – gdy oddaje im „do rąk” TRZECIĄ wersję TEJ SAMEJ historii – pewne skróty są dopuszczalne, ba, są konieczne. To że my wszyscy, nie‑skośnoocy fani włazimy na nie swoje party w spódniczce z trawy i pytamy po co komu buty, to NASZ problem. Możemy co najwyżej podkreślać w ocenie jako recenzenci że seria jest trudna w odbiorze, hermetyczna ze względu na dysonans kulturowy. Tyle. Oczywiście – dzieła naprawdę wielkie, jak już powiedziałem, są od tego „obciążenia” wolne. Co nie znaczy, moim zdaniem, że wolno nam szerokim gestem „skreślać” wszystkie te które Z NASZEJ WINY są dla nas – niezamierzonych przecież odbiorców – trudniejsze do ogarnięcia.
@_@
Ależ jest!
Do tego jeszcze wydanie DVD, OSTy, Single i wersja Mangowa.
Wie o tym każdy kto poczyta stronę domową serii…
(OK, wiem, wiem… ona jest po japońsku… no to co, uczmy się xD)
Re: pojawienie sie chidori..
Sorry Ave, ale twój odwieczny argument „ale oceniamy serię a nie powieść” jest tylko częściowo trafiony.
Równie dobrze możnaby oceniać ekranizację „Potopu” nie czytając Sienkiewicza… Oczywiście, da się, ale żadna ocena nie będzie kompletna i kompetentna bez rzetelnej wiedzy o książce – „na ile dobrze” powieść przekształcono w scenariusz. Poprostu ignorancja w tym zakresie nie pozwoli recenzentowi ocenić tego aspektu…
To o czym pisze Zeg to mocno przesadzony skrót scenarzysty, godne ubolewania „pójście na skróty” które zbyt spłyca postaci. Nie będę się rozwodził, bo sceptyków nie przekonam, a to nie jest miejsce na streszczanie książek. Zresztą gdy ogląda się FMP i SR jednym ciągiem, pewne sprawy stają się wyraźniejsze. A późniejsze sceny pozwalają się domyślić że przejazd do HK – jak w książce – kliknij: ukryte zorganizował i ochraniał Wraith, więc Chidori ani na chwilę nie wypuszczono spod skrzydeł Mithrilu, a to że trafiła na pole bitwy też nie było przypadkiem.
No ale to wiem ja – bo czytałem książki – i bardzo uważny i dociekliwy widz; ktoś kto traktuje oglądanie tej serii z mniejszym zaangażowaniem, nie ma szansy się zorientować, bo ważne clou zwyczajnie przegapi, są na ekranie ledwo chwilę – jeśli wogóle.
coś oryginalnego
Co nie zmienia faktu że rozmach wizji zapiera dech w piersiach. Czuć zadumę nad zdarzeniami współczesnymi twórcom – jak katastrofa Titanica (przypominam, to ekranizacja powieści autorstwa Kenjiego Miyazawy, który zmarł w 1933 roku).
Polemizowałbym z stwierdzeniem że powieść jest niedokończona – to częsty błąd popełniany naskutek nadinterpretacji faktu pośmiertnej publikacji dzieła. Miyazawa był zwyczajnie inny – za życia wydał tylko dwie większe prace (zbiór wierszy, i kolekcję bajek dla dzieci). Pozostałe pisał bardziej do szuflady. Umarł bardzo młodo – miał ledwie 36 lat, może zwyczajnie chciał poczekać trochę z wydaniem swoich pozostałych prac?
W Japonii ten autor jest takim odpowiednikiem naszej Konopnickiej: jego dzieła to kanon literatury, czytany w klasach na lekcjach i rozpoznawalny dla każdego.
Dzięki Aozora Bunko – japońskiemu odpowiednikowi projektu Gutenberg – dzieła Miyazakiego, w tym Ginga Tetsudou no Yoru są w pełni legalnie dostępne w sieci: po japońsku, a także po angielsku. To dość rzadka sytuacja, więc nie rozumiem czemu nasza redakcja jeszcze nie dodała tych linków do recenzji…
Re: Hanbun no Tsuki ga Noboru Sora
Re: strona medyczna...
To raczej ty znów naginasz fakty bo ci tak pasuje – kliknij: ukryte pomijasz fakt, że on wtedy uciekł ze szpitala. Poza tym wydaje ci się że pacjenci zawsze poddają się lekarzom we wszystkim jak niewolnicy?