Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Komentarze

Yuffy

  • Avatar
    A
    Yuffy 16.04.2015 00:52
    Tokyo ESP
    Komentarz do recenzji "Tokyo ESP"
    Mówi się, że im dalej w las tym więcej drzew. W przypadku tego anime te drzewa zamieniły się w do niczego potrzebne badyle. Nastawiałam się na ciekawe anime z całkiem przyzwoitą kreską i sympatycznie wyglądającymi postaciami, a dostałam 12 odcinków nudy. Znowu walka dobra i zła. Trening Rinki, który do teraz wydaje mi się, że trwał z cztery razy dłużej niż w rzeczywistości. W sumie mogę powiedzieć, że zaledwie kilka minut mi się podobało w Tokyo ESP. Początek odcinka pierwszego i jedyny moment zaskoczenia zaserwowanego przez Azumę w akcji na statku. Reszta serii zlewa się w jedną beznamiętną całość. I to tyle można powiedzieć o fabule.
    O bohaterach tak naprawdę nie wiem co myśleć – zwłaszcza tych głównych, a mam tutaj na myśli przede wszystkim białowłosą Rinkę i wspomnianego niedawno Azumę. Odnośnie dziewczyny bardziej skłaniałabym się do stwierdzenia nijakości, za to chłopak chwilami wzbudzał we mnie jakąś nutkę sympatii. Natomiast co do reszty postaci po prostu chyba brakuje mi słów, ponieważ jeśli stwierdziłam, że Rinka jest nijaka to nie mam bladego pojęcia na jaki opis oni zasługują. Na dodatek ten pingwin. Nie potrafiłam go strawić, a w głowie ciągle pobrzmiewa to jak mówi „peggy”.
    Ogólnie podsumowując, podobała mi się kreska, zwłaszcza charakteryzacja bohaterów, i muzyka jest całkiem wpadająca w ucho. Jednak dla tych raptem kilku plusików (nawet nie nazwę tego plusami, bo są na to za „małe”) nie warto poświęcać tyle czasu. Chyba, żeby nudą zabić nudę to owszem – można spróbować. W sumie za to wszystko daję 3/10.
  • Avatar
    A
    Yuffy 11.04.2015 19:24
    Tokyo Ravens
    Komentarz do recenzji "Tokyo Ravens"
    Minęło sporo czasu od kiedy obejrzałam to anime, a zapamiętałam je głownie dzięki wspaniałym ostatnim odcinkom. To dzięki nim mimo wszystko miło wspominam to anime. Jednak czasami widząc ten tytuł zastanawiam się, czy warto poświęcać tyle czasu (w końcu to 24 odcinki), żeby tylko obejrzeć przyzwoitą końcówkę?
    Bohaterowie. Szczerze powiedziawszy bardziej z tej serii lubię dorosłą część niż samych głównych bohaterów. Gdyby nie oni to anime uzyskałoby ode mnie znacznie niższą ocenę. Wyjątkiem od tego byłaby dla mnie Kon. Była często śmieszna, ale też zarazem sympatyczna. Nie odrzucała swoją „słodkością”. Aczkolwiek ogólnie rzecz biorąc, oglądając to anime lepiej się nie nastawiać na barwnych i zapadających w pamięć bohaterów. Grafika  – odnośnie tego mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony pamiętam wierzchowca Natsume  – Yukikaze (tak mi się spodobał aż go zapamiętałam!) – z drugiej w głowie tkwią dalej obrazy strażników Kyouko. Obie te rzeczy kompletnie od siebie różne. Może to celowe zestawienie. Takiego starego i nowego postrzegania magii, ale mi niestety średnio przypadł do gustu. Chyba jeszcze nie jestem aż tak bardzo przyzwyczajona do 3D w anime. Jeśli chodzi natomiast o muzykę to stwierdzam, że była ok – dobre i przyjemne do słuchania op oraz end.
    Ogółem. Przez pryzmat czasu uważam, iż swobodnie mogliby zwęzić całą serię, po prostu wycinając z niej średni środek bądź też zwyczajnie poprowadzić go w bardziej emocjonujący sposób, co osiągnęli dopiero w ostatnich odcinkach. Gdybym teraz pewnie zabrała się za tę serię prawdopodobnie przewijałabym co nudniejsze momenty, wyłapując główną fabułę i dążąc szybko do końca. Pojedyncze epizody pamiętam jako takie, które raczej nie mijają zbyt prędko, bo po prostu nie wciągają aż tak mocno jakby się chciało. Jednakże! To anime ma swój urok, który chociażby mi pozwolił dobrnąć do końca.
    Na początku zadałam pytanie, czy warto poświęcić na nie tyle czasu? Moja odpowiedź brzmi: tak! Mnie końcówka rozbroiła kompletnie i była wręcz wyjątkową nagrodą za całą (szczerze powiedziawszy średnią) serię.
    Daję mocne i zasłużone 7/10!
  • Avatar
    A
    Yuffy 20.01.2014 18:17
    Uchouten Kazoku
    Komentarz do recenzji "Uchouten Kazoku"
    Według mnie anime jak najbardziej godne polecenia. Mimo swej skomplikowanej i złożonej fabuły, którą naprawdę ciężko wytłumaczyć, potrafi urzec, a tym samym zainteresować widza. Tak przynajmniej było w moim przypadku. Mogę nawet dodać, że miło mnie zaskoczyło, bo po prostu nie spodziewałam się tak lekkiego oraz miłego seansu.
    Wśród zalet śmiało można wymienić wyraziste (aż nadto) postacie, które nie sposób zapomnieć nawet po dłuższym czasie od obejrzenia. Zwłaszcza mam tutaj na myśli Benten, która z pozoru wydaje się być chłodna i bezwzględna, to w rzeczywistości ma w sobie jeszcze tę (malutką) cząstkę zwykłego człowieka, zachowaną z czasów młodości, przez którą tęskni za prawdziwym, pełnym ludzkich emocji, życiem. W Yasaburou natomiast najbardziej spodobała mi się jego rodzinność, którą osobiście sama bardzo sobie cenię. Żałuję tylko, że nieco więcej czasu nie poświęcili dla Kaisei, bo naprawdę już od początku spodobała mi się jej postać. Ale z drugiej strony, gdyby twórcy mieli tak mocno skupiać się na każdej z postaci to anime liczyłoby znacznie więcej odcinków, co według mnie mogłoby poważnie zaszkodzić.
    Od strony technicznej warto wspomnieć o kresce i animacji, dodające anime niepowtarzalnego uroku oraz klimatu. Nieprędko zapomnę ten tramwaj mknący po ulicach Kioto bądź liście spadające w którymś z odcinków. Jednakże, najbardziej podczas oglądania pierwszych odcinków, jakoś nie potrafiłam przyzwyczaić się do wyglądu uszu bohaterów, chyba po raz pierwszy przy oglądaniu anime zwróciłam na to uwagę, ale z czasem się do nich przyzwyczaiłam, bo zwyczajnie przyćmiła to cała oprawa graficzna. A muzyka? Opening oddawał charakter całego anime – zwariowany, szalony, zaś ending i pojawiające się w nim obrazki z Benten nadawały pewnej lekkości, a przez co doskonale się równoważyły. Sam soundtrack też jest w porządku, chociaż nie będę ukrywać, iż momentami mnie denerwował.
    Moja ocena to zasłużone 8,5/10.
  • Avatar
    A
    Yuffy 23.11.2013 17:22
    Kami-sama no Inai Nichiyoubi
    Komentarz do recenzji "Kami-sama no Inai Nichiyoubi"
    Przyznam szczerze, że po obejrzeniu wszystkich 12 odcinków, nie byłam zawiedziona, ponieważ tak naprawdę nie spodziewałam się po tej serii czegoś więcej. Nawet teraz zastanawiam się, dlaczego w ogóle zaczęłam to oglądać, ale w każdym razie tego nie żałuję. Kami­‑sama no Inai Nichiyoubi jest przyjemnym anime, aczkolwiek kilka razy trzeba było się nagłowić, o co tym razem chodziło twórcą. Mogłabym też dodać, iż jest poniekąd zaskakujące, bo sama nie spodziewałam się tak szybkiej zmiany akcji, która nastąpiła niemalże na samym początku. To można uznać za plus – w końcu spodziewałam się innego poprowadzenia akcji – jednakże z drugiej strony dostrzegam w tym minus, gdyż  kliknij: ukryte  Fabułę ogólnie oceniam całkiem pozytywnie, chociaż można było dostrzec pewien schemat, gdzie to Ai podczas swojej podróży poznaje „nietypowe” pary. Z pozoru wydaje się to słabe i mało wciągające, ale otoczka wokół nich robi nieco lepsze wrażenie, mianowicie mam tutaj na myśli świat oraz opowiedziane (niedosłownie) przez nich historie.
    Postacie. Kiedy o nich myślę to chyba mam chyba najbardziej mieszane odczucia. Z jednej strony były w porządku, bo każdy z nich swoimi cechami sprawiał, że były indywidualne, a więc na swój sposób wciągające. Jednak takie wrażenie odniosłam wyłącznie podczas oglądania, ponieważ po zakończeniu doszłam do wniosku, że bardzo bardzo daleko im było od ideału. Zacznę może od głównej bohaterki – Ai. W trakcie oglądania nie wydawała mi się taka nijaka i bezbarwna, jak teraz. Wówczas sprawiała wrażenie ciepłej osoby, która z odcinka na odcinek poznaje prawdziwe oblicze świata opuszczonego przez Boga. Nie potrzebowała nieustannego ratunku ze strony innych bohaterów ani nie piszczała na każdym kroku. Z pryzmatu czas Ai stała się dla mnie, jak wspomniałam kilka linijek wcześniej, nijaka. Nie miała niczego, co mogłoby sprawić, że dodałabym ją do zakładki z ulubionymi postaciami. Strasznie zawiodłam się na Scar. Tak strasznie, że aż wzdryga mnie na samą myśl, chociaż nie wiem dlaczego. Spodziewałam się, że będzie przykładem nieobliczalnego grabarza, że kupi mnie swoim matowym głosem i przez całe anime będzie reprezentować boską obojętność na sytuację na Ziemi. Ale twórcy i tym razem zaskoczyli, co kompletnie nie przypadło mi do gustu. Chyba jedyną postacią, która pozostawiła po sobie „dobre” wrażenie, jest Kiriko. Bardzo podobało mi się odcinki z jego udziałem i chyba one były – jak dla mnie – jednymi z lepszych w całym anime.
    Według mnie największymi plusami Kami­‑sama jest świat, kreska i muzyka. Świat jest dziwny i chaotyczny, czego może dobrym przykładem jest miasto Ortus. Sam wygląd miasta jest na swój sposób wyjątkowy, a mieszkańcy noszący weneckie maski, stanowią jakby dopełnienie do dziwności. Dużą rolę tutaj dla takiego wrażenie odegrała, która wydaje się momentami aż nazbyt kolorowa, kreska oraz muzyka (opening zarówno jak i ending wpadają w ucho).
    Jak napisałam na początku – nie zawiodłam się – bo seria jest naprawdę znośna. Można ją obejrzeć, jeśli ma się odrobinę więcej czasu. Czy polecam? Tak, chociażby dla samego świata przedstawionego.
  • Avatar
    A
    Yuffy 4.03.2012 21:22
    Hotarubi no Mori e
    Komentarz do recenzji "Hotarubi no Mori e"
    Czekałam na to anime, jak tylko zobaczyłam je po którymś odcinku Natsume Yuujinchou i już czułam, że może być to coś naprawdę niepowtarzalnego. Czy się myliłam? Jak dla mnie odpowiedź jest jedna i jasna – nie!
    Fabularnie szału nie ma, bo co tutaj ukrywać, że nie znajdzie tutaj się żadnych wielkich zwrotów akcji ani nic podobnego. Jednakże niesamowita, magiczna atmosfera, która towarzyszy przez cały czas oglądania, jak sami bohaterowie nadrabiają po prostu wszystko. Te 45 minut trwało zupełnie jak 4, a serce aż błagało o więcej i nie mogło się pogodzić z momentem, kiedy nastał koniec. Chociaż z jednej strony, po krótkim ochłonięciu, stwierdzam, że czas przeznaczony na przekazanie całej opowieści zupełnie wystarcza. Dzięki tym 45 minutom Hotarubi no Mori e sprawia, że jest jedyne i w swoim rodzaju. Małym minusem jak dla mnie była muzyka, która czasami była idealna­‑magiczna, ale za chwilę mi nie pasowała. Natomiast kreska według mnie doskonale wpasowuje się w klimaty tego anime.
    Ogółem oceniam 9/10.
  • Avatar
    A
    Yuffy 20.08.2011 01:35
    Pandora Hearts.
    Komentarz do recenzji "Pandora Hearts"
    Pamiętam, jak dziś, kiedy zobaczyłam trailer do tego anime powiedziałam sobie, że muszę je obejrzeć i z niecierpliwością zacierałam ręce aż do premiery. Nakręciłam się do tego stopnia, że jeszcze tego samego dnia pochłonęłam wszystkie chaptery mangi, jakie znalazłam.
    I tu powiem, pierwsze odcinki nie zawodziły mnie w ogóle. Fabuła toczyła się, tak jak było przedstawione w mandze. Z jednej strony niezmiernie cieszyłam się z tego powodu, lecz z drugiej już brakowało tego efektu zaskoczenia. No,ale miałam to na własne życzenie, więc nie marudziłam. Z przyjemnością przyglądałam się animowanym, pełnym kolorów postaciom, ale im bliżej końca tym czułam się bardziej rozczarowana. Największe żal odczuwam wobec jednej rzeczy, a mianowicie  kliknij: ukryte  Mam wrażenie, jakby ten fakt został zrzucony na inny tor, a fabuła zmierzyła w zupełnie innym kierunku. Mimo wszystko mogę powiedzieć, że pod względem fabuły jest ok. Jest pewna ciągłość, a z odcinka na odcinek robi się coraz bardziej interesująco, zaś wraz z tym można w pewien sposób zaprzyjaźnić się z bohaterami.
    Przechodząc od strony technicznej, to zacznę od muzyki. Jednym słowem – genialna! Dodaje niesamowitego klimatu i soundtracku można słuchać nawet po obejrzeniu serii. Kajiura Yuki według mnie spisała się tutaj na medal. Kreska natomiast jest dobra. Nie zła ani wspaniała tylko po prostu dobra. Nie przeszkadza w oglądaniu, zaś kolorystyka jest dobrze oddaje atmosferę. Domyślam się, iż dokładne przeniesienie kreski z mangi do anime, wymagałoby większych kosztów i pracy, tak więc ta zaprezentowana w PH jest zadowalająca.
    Ostatecznie jednak nie wróciłabym do tego anime. Jest ono według mnie na tzw. raz. Ci, którzy nie czytali mangi, mogą swobodnie zabrać się za tą serię, bo jest ona naprawdę przyjemna, a zakończenia mogą odszukać w mandze Jun Mochizuki (oczywiście niedosłownego zakończenia, jedynie przyjemność dalszego śledzenia pierwowzoru fabuły oraz samych postaci).
    Moja ocena to 8/10.
  • Avatar
    A
    Yuffy 24.06.2011 23:17
    Przyjemne.
    Komentarz do recenzji "Shounen Onmyouji"
    Wielokrotnie próbowałam podejść do tej serii, ale za każdym razem rezygnowałam, kiedy tylko (prawie) obejrzałam pierwszy odcinek. Wtedy irytował mnie główny bohater, nie podobała mi się kreska ani muzyka. Ogólnie stwierdziłam, że sobie odpuszczę tą serię, chociaż fabularnie brzmiało nawet ciekawie. Minęło trochę czasu, a anime wróciło niczym bumerang. Powiedziałam sobie wtedy, raz kozie śmierć. I obejrzałam. Czy mam czego żałować? Raczej nie.
    Shonen Onmyouji pod względem postaci nie powala na kolana,ale też nie jest najgorsze. Ot sobie jest główny bohater, Masahiro, który wyraźnie ma kompleks dziadka – tytułowego wielkiego i potężnego onmyouji. Jednak jego postawa nieco ulega zmianie w chwili, kiedy spotyka Mokkuna. Postać wraz z rozwojem akcji przechodzi zupełną przemianę. Z świadomego swej beznadziejności dzieciaka, do kogoś kto śmiało mógł nazwać się spadkobiercą potężnego onmyouji. Mimo pierwszej niechęci do Masahiro, mogę swobodnie powiedzieć, że polubiłam ową postać. Duet, który tworzyli z Mokkunem sprawiał, iż nie tylko przyjemnie oglądało się całą serię, ale też nie raz wprawiał w śmiech. Sam Mokkun zasługuję na drobną pochwałę, ponieważ chyba zawsze te anime będę wiązać głównie z jego postacią. Pod fajnym wyglądem, kryje się też dobre poczucie humoru i swoją postacią sprawił, że dobrnęłam z Shounen Onmyouji do samego końca.
    Kreska, jak już mówiłam, nie przypadła do gustu od samego początku. Jakoś dziwnie patrzyło mi się na oczy głównych bohaterów, a gdzieniegdzie na sam obrys ich twarzy. Później, z biegiem odcinków, nieco się do niej przyzwyczaiłam, ale nadal twierdzę, iż nie jest to kreska, która zapadnie mi w pamięć. Muzyka w ogóle mi nie wpadła w ucho i tak pozostało do końca serii.
    Całe anime oceniłam 8/10. Ktoś by się zapytał, dlaczego tak wysoko, przecież prawie nie wymieniłam żadnych zalet? Otóż chyba rozbroiło mnie samo zakończenie, które miało w sobie coś, co sprawiło, że moje serce zmiękło i nie potrafiłabym wystawić oceny poniżej 8. Poza tym podobał mi się ciąg przyczynowo­‑skutkowy, który był obecny niemalże przez cały czas. I chyba najbardziej urzekli mnie bohaterowie, którzy z irytujących zamienili się w bardzo ciekawych i lubianych.
    Podsumowując, anime bardzo sympatyczne i przyjemne do oglądania. Ciężko jest mi określić, konkretnie komu mogłabym je polecić. Chociaż akurat może pójdę swoim przykładem. Podoba Ci się opis? Nie rezygnuj po pierwszym odcinku i oglądaj dalej! Może akurat spodobają Ci się przygody Masahiro oraz Mokkuna :)
  • Avatar
    A
    Yuffy 15.06.2011 23:10
    Przeciętny plus.
    Komentarz do recenzji "Nabari no Ou"
    Za anime zabrałam się zupełnie przypadkowo. Kolejny akt nudy, i chyba dlatego nawet mi się to spodobało.

    Pod względem fabularnym Nabari no Ou nawet ujdzie, jedynie przy końcówce czułam się rozczarowana. Można powiedzieć, że wszystko staczało się na równi pochyłej. Jednak zacznę od początku. Pierwsze odcinki były naprawdę świetne, zapowiadały dobre widowisko. Podobał mi się, ziejący apatią, Miharu. Thobari­‑sensei też miał w sobie coś zabawnego. Jednak wraz z rozwojem, zapętlaniem się fabuły wszystkie ich cechy jakoś wyblakły. Tragizm każdej postaci po prostu przytłaczał widza. Powoli również zaczynało brakować humoru. Fabułę mogłabym porównać do puszki, która na początku przyciągała i miało ochotę się z niej napić, ale w miarę upływu odcinków ta puszeczka była zgniatana aż w końcu z nic niej nie zostało. Ostatnie odcinki strasznie mi się nie podobały, niesamowicie męczyłam się przy ich oglądaniu. Bohaterowie są ciekawi, ale jak mówiłam wcześniej, dramatyzm przeważa pod koniec serii, co możze mniej lub więcej denerwować, irytować.
    Muzykę i kreskę uważam za bardzo dobre. Podobał mi się opening, natomiast ending już trochę mniej. Świat także miał w sobie coś urokliwego, dzięki tej ładnej kresce.

    Podsumowując, anime poleciłabym tym, którzy mają ochotę na małą acz poważna odmianę od podobnych gatunkowo serii. Osobiście wystawiłam ocenę 7/10, ale zaważyła na tym większość początkowych odcinków, które mi się podobały.
  • Avatar
    A
    Yuffy 8.05.2011 14:49
    Nijakość.
    Komentarz do recenzji "Uragiri wa Boku no Namae o Shitteiru"
    Za to anime zabrałam się zupełnie przypadkowo. Chyba w wyniku nudy, znalazłam coś tam w sieci i obejrzałam to zupełnie od niechcenia. Od samego początku wywoływało u mnie ono obojętność. Nie zachwyca praktycznie niczym, ale też nie sprawiło, że rzuciłam to po pierwszym odcinku. Ba, mogę śmiało powiedzieć, że dobrnęłam do samego końca.
    Na początku zacznę może od fabuły i samego świata przedstawionego. Nie ma w tych obu rzeczach nic szczególnego. Fabuła jest prostoliniowa, żadnych głębszych znaczeń. Ot jest sobie dobra i zła strona, która walczy ze sobą już od zarania dziejów. Jak łatwo można przewidzieć, któraś z tych stron przegra. Kwestią pozostaje tylko która, czy to będą „wysłannicy” Boga posiadający nadnaturalne zdolności czy też mroczny książę – Regia z durasami za plecami. Sama konwencja przedstawiona w Uraboku nie jest najgorsza. Twórcy mieli dobry pomysł, ale z praktyką im trochę nie wyszło. Wszystko się ciągnie, co męczarnią było kiedy oglądało się jeden odcinek raz w tygodniu. Utkwił mi jeden z odcinków, gdzie Yuki przechadzał się po jakimś lasku przez ponad pół odcinka. Takich momentów jest znacznie więcej, przez co widz traci główny wątek, czego końcowym skutkiem jest zupełny brak orientacji w fabule. Ponad to pozostało wiele niewyjaśnionych wątków odnośnie głównej postaci – Yuki, a także Ruki. Ogólnie rzecz ujmując, gdyby tylko twórcy się postarali, mogliby znacząco rozwinąć każdą z postaci. Niestety wyszli im bohaterowie, który byli owiani płaszczem tajemnicy, którego sami później nie potrafili zdjąć, czyli wyjaśnić albo pociągnąć. Fakt. Gdyby mieli skupić się na każdej postaci z osobna wyszłoby im znacznie więcej odcinków, ale w takim razie mogliby zrobić zupełnie inaczej niż im wyszło. Dlatego według mnie słabością tego anime są również bohaterowie. Najbardziej irytujące z tego wszystkiego było nieustanne wykrzykiwanie imienia Yuki. Czy zamiarem twórców było, abyśmy poprawnie zapamiętali jego imię czy co? Ostatni raz nawiąże jeszcze do samej głównej postaci. Nie polubiłam jej. Jest okropna przez swoją niezdarność i nieumiejętność pogodzenia się z zaistniałymi faktami. Rozumiem, można w coś nie wierzyć, ale po prostu rzeczywistość odbijała się od Yukiego jak grochem o ścianę. Nie ma nic przeciwko chwilowym brakiem zaradności, ale to co prezentował sobą Yuki było dla mnie wręcz nie do wytrzymania. Dlatego zasłużenie daję mu dyplom najgorszej postaci w Uraboku. Zaraz po nim jest Takashiro, który non stop biadolił, że pokona wielkie zło, ale jakoś w praniu nie za bardzo mu to wychodziło. Reszta postaci nawet ujdzie w tłoku, na którego czele bez wątpienia stanie Ruka (jedyna pozytywna postać, która nawet dobrze im wyszła).
    Teraz przejdę do strony graficznej oraz oprawy muzycznej. Kreska nawet mi się podobała, tworzyła klimat, dzięki któremu dobrnęłam do końca tegoż to anime. Kiedy trzeba było była ciemna i mroczna. Jedynym minusikiem są twarze postaci. Za spiczaste jak na mój gust. Idąc dalej. Muzyka natomiast jakoś nie wprawiła mnie w zachwyt, bo miałam nieodparte wrażenie, że ciągle słyszę jeden i ten sam kawałek. Dziwne uczucie, ale nie było ono aż tak nieznośne. Nie skomentuje op i end, ponieważ przyznam z czystym sumieniem, że po prostu je przewijałam. Nie wiem dlaczego to robiłam, ale jakoś nie specjalnie zaciekawiła mnie ich nutka.
    Anime polecę chyba tylko tym, którzy naprawdę się nudzą i nie mają co ze sobą zrobić. Uraboku to zapychacz w sam raz. Natomiast ci, którzy poszukują czegoś z dobrą akcją i wciągającymi postaciami, niech zabiorą się za coś innego. Nie znajdzie się tutaj nic ciekawego poza jedną, góra trzema walkami. Zapierająca dech w piersiach akcja oraz wartka fabuła, nie idą w parze razem z Uragiri wa Boku no Namae wo Shitteiru.
    Ocena: 4,5/10
  • Avatar
    A
    Yuffy 7.05.2011 15:12
    Całkiem całkiem.
    Komentarz do recenzji "Gosick"
    Po Gosick nie spodziewałam się szału. Dotychczasowe odcinki oglądało mi się całkiem przyjemnie. Muzyka budowała klimat, a pierwszy ending po prostu mnie zauroczył, podobnie zresztą jak opening. Drugi end. już mi się mniej podoba, bo jest lekko niemrawy, co ma się dokładnie tak samo jak fabuła. Nie twierdzę, że jej nie ma, jednak toczy się ona tak wolno, iż czasami nie chce mi się tego oglądać. Postacie jakoś też nie wywierają na mnie ogromnego wrażenia. Mają swoje tajemnice i różne sposoby zachowania, ale nie ma w tym nic charakterystycznego, co spowodowałby, że zapamiętam którąś z nich. Victorique przypomina nieco rozkapryszone dziecko, które non stop objada się słodyczami, ale też w głębi serca jest bardzo wrażliwą, kruchą istotką. W niektórych momentach potrafi być irytująca, ale za chwilę nadrabia, gdy rozwiązuję jakąś tajemnicę. Kujo­‑kun ogólnie to ciekawy bohater, ale czasem mam wrażenie, iż odbija się w nim kompleks mniejszości w stosunku co do swojej rodziny. Kreska natomiast jest przyzwoita i dzięki niej nawet fajnie ogląda się każdy odcinek. Zobaczymy, jak cała seria się zakończy.
  • Avatar
    A
    Yuffy 24.11.2010 00:26
    Świetne!
    Komentarz do recenzji "Ruchomy zamek Hauru"
    Od dawna chciałam zabrać się za to anime. Nigdy nie potrafiłam znaleźć czasu lub stawała ku temu jakaś inna wymówka. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo żałowałabym, gdybym tego nie obejrzała.
    Fabularnie, faktycznie nie da się tego streścić, na tyle by zepsuć najlepszego przyszłym widzom. Myślę, że recenzentka ma rację akurat w tym punkcie. Kreska mi się podobała. Przyjemnie oglądało się wszystkie postacie, zwłaszcza Calcifera oraz (oczywiście) głównego bohatera. Niemniej jednak każdy z bohaterów miał swój własny charakter i tym do (mnie) do siebie przyciągał. Pod względem graficznym wywarł na mnie największe wrażenie sam zamek, tego jak się poruszał, zmieniał i co nim sterowało. Odnośnie muzyki towarzyszącej temu anime nie powiem zbyt dużo, bo niestety czasami miałam wrażenie, że w ogóle jej nie ma albo była zbyt stłumiona. Jednak, gdy dałam rade coś usłyszeć to naprawdę dodawało to uroku. Dlatego nie zgodzę się z recenzentką, która wystawiła za muzykę ocenę 3 oraz oceniła postaci 7/10. Uważam, że mimo wszystko zasługują one na więcej.
    Ruchomy zamek Hauru jest i chyba pozostanie anime, które wywarło na mnie ogromne wrażenie. Mimo iż przez większość dawało się odczuć bajkowy klimat, który w tym jedynym przypadku mnie zauroczył, to sama opowieść o miłości wydaje się być idealnie skomponowana do tamtej połówki. Ponad to w anime możemy odnaleźć nie tylko słodziuchne wątki o miłości i czarach, ale także w dobry i ciekawy sposób ukazanie jak brutalna potrafi być wojna, że ludzie podczas jej trwania nie rozróżniają, kto jest wrogiem a kto nie.
    I na zakończenie powiem szczerze, że po raz pierwszy w życiu popłakałam się na zakończeniu, żałując w duszy, że ta historia nie mogła ciągnąć się dalej i dalej.

    Zdecydowanie, bez chwili zastanowienia stawiam 10/10! :)
  • Avatar
    A
    Yuffy 8.10.2010 22:21
    Niedosyt.
    Komentarz do recenzji "Hakuouki: Shinsengumi Kitan"
    Wprost – spodziewałam się czegoś lepszego po tym tytule i smaczkach, które zrobiła mi grafika Yone Kazuki. Fabuła jest średnia, idealna zapchaj dziura, kiedy ma się trochę wolnego czasu i nie wie się jak go spożytkować. Pierwszy odcinek, a także dwa kolejne, nie zrobił na mnie większego wrażenia, bo widziało się lepsze starty, jedynym plusem na samym początku są dość dobrze ukazani, nawet przystojni osobnicy płci męskiej. Bohaterowie ogólnie są znośni z kilkoma wyjątkami, ale czasem miało się wrażenie, że są takimi lalkami, w których nie ma żadnych emocji. Jednak największym minusem i problemem w tym anime jest postać Chizuru, która chyba przez całą serie myślała, że biega u boku z kijem od szczotki, ni jeżeli z mieczem. Jak dla mnie sprawia wrażenie takiej zagubionej dziewczynki, która tak naprawdę nie wie czego chce i biega z kąta w kąt. Na razie jest ona dla mnie płaską postacią, którą najlepiej byłoby wyciąć, porządnie przerobić i dopiero oddać do oglądania.
    Muzyka oraz kreska są całkiem całkiem, lecz na kolana na powalają ani szczególnie nie zapadają w pamięć. Mogę jednak pokusić się o stwierdzenie, że dodają nieco uroku tejże serii.
    Hakuouki polecam tym, którzy mają czas oraz chęci do obejrzenia czegoś, co nie będzie wymagało większych obrotów mózgu, ponieważ głównie pozostaje zachwycanie się głównymi bohaterami. Za serię mogą się chwycić także ci, którzy mają stalowe nerwy przy irytujących postaciach albo w ogóle nie zwracając na nich uwagi.
  • Avatar
    A
    Yuffy 8.10.2010 21:16
    W porządku.
    Komentarz do recenzji "Kuroshitsuji"
    Od obejrzenia pierwszej serii Kuroshitsuji minęło sporo czasu, ale dość niedawno zakończyła się emisja drugiego sezonu. Mogłabym porównać je obie, jednak na razie skupię się na tej pierwszej części, bo o Kuroshitsuji II nie ma co za dużo mówić.

    Pamiętam, jak dziś, kiedy zobaczyłam spis anime na jesień 2008 i ujrzałam krótki opis nowego wówczas anime. Pierwsza myśl – może być naprawdę interesująco. XIX­‑wieczna Anglia, pan oraz jego lokaj. Na dodatek sam obrazek jakoś skusił mnie do oglądania. I tak oto zaczęła się moja znajomość z tym anime, a później wspaniałą mangą. Bodajże po pierwszych sześciu odcinkach miałam dość dobre wrażenie. Oglądało się przyjemnie, zwłaszcza zaciekawił mnie wątek Kuby Rozpruwacza. Same postacie były intrygujące, przez co nawet miło oglądało się ich na ekranie. Do czasu. Pojawił się Książę Soma i od tamtej pory anime zaczęło mi się, co raz mniej podobać pod względem fabularnym. Niektóre odcinki, przyznam szczerze, po prostu pomijałam bądź przewijałam. Co raz częściej zdarzały się nudne momenty. Humor wtedy do mnie jakoś specjalnie nie trafiał, bo pamiętam, że chyba od 13 odcinka do samego końca zaśmiałam się raz, góra dwa. Natomiast ostatnie odcinki zapamiętałam dość nijako. Skąd wynikła moja niechęć? Otóż nim ukazało się więcej epizodów anime, zdążyłam przeczytać do przodku kilka rozdziałów mangi. Po prostu z ogromną niecierpliwością chciałam zobaczyć, jak to wyjdzie w wersji animowanej. I niestety bardzo się zawiodłam. Jednakże to nie przekreśliło całej serii. Dobrnęłam do końca i mogę tylko lekko, bez większego entuzjazmu kiwnąć głową, gdyby ktoś zapytał się mnie, czy mi się podobało. Fabuła 7/10

    Bohaterowie według mnie podciągają poziom całej serii. Nie będę się rozpisywać na temat, jak wspaniałe są postacie Sebastiana i Ciela, bo to według mnie nie ulega wątpliwości, choć muszę powiedzieć, że do ideału trochę im brakuje. Warto jednak zwrócić uwagę na innych, chociażby Madam Red, Undertakera albo nawet i Grella, który pomimo kilku minusów jest całkiem znośną postacią. Każda z tych oraz pozostałych postaci jest inna o jakże wyrazistych i różnych charakterach. Bohaterowie 9/10

    Muzyka w tle poszczególnych odcinków nie była jakaś porywająca, do której mogłabym wrócić, ale też nie należała do tych najgorszych. Uchodzi w tłumie. Kilka utworów wpadało w ucho, ale niestety nic więcej. Opening i endingi były dobre, szczególnie spodobał mi się utwór Lacrimosa Kalafiny, który budował naprawdę dobrą atomsferę. Muzyka 8/10

    Podsumowując, Kuroshitsuji według mnie nie jest anime, które należy obowiązkowo obejrzeć, ale w wolnej chwili warto zwrócić na nie odrobinę uwagi. W pełni zgadzam się z Recenzentką, która dobrze oceniła muzykę oraz inne elementy Kuroshitsuji. Ogólnie to anime ogląda się całkiem fajnie i można przy nim miło spędzić czas. Gdybym miała komuś je polecić to zdecydowanie tym, którzy lubią obejrzeć barwne postacie, a także tym, którzy chcą poczuć odrobinę niesamowitego klimatu towarzyszącego przez większość odcinków.
    Ogółem 8/10