x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Ore o Suki na no wa Omae Dake ka yo po 12 odcinku (koniec)
ef: A Tale of Memories po 12 odcinku (koniec)
Enen no Shouboutai po 24 odcinku (koniec)
Subiektywnym osądem, to nie tyle sympatyczna (dzięki postaciom), co naprawdę pomysłowa, zabawna, satysfakcjonująca, w pewnym momencie nawet zaskakująco wzruszająca i dobrze, a momentami wręcz świetnie zrealizowana pod względem technicznym seria. Dzięki temu niezapomnianych momentów było wiele i to już wysuwa ten tytuł powyżej tych co najwyżej dobrych z puli już przeze mnie obejrzanych, a liczę, że to tak naprawdę dopiero początek.
Nie będę się za bardzo rozwodził na temat jakości animacji i stylu kreski, ponieważ wystarczy nadmienić, że pierwsze było nierówne, ale gdy trzeba było to wykonane perfekcyjnie, a za animacje i udźwiękowienie ognia, wybuchów etc. to powinni Oskara dostać (to ta przysłowiowa patelnia, której tak większość nienawidzi :D), natomiast drugie wykonane z należytą starannością, że aż pobudzało moje oczy, ponieważ styl ów kreski jaki nam zaserwowano i nieszablonowe zabiegi z kadrowaniem wielu scen wkupiły się w mój gust wręcz idealnie. Praktycznie nieskazitelna mieszanka, gdyby nie tylko budżetowe spadki jakości tu i ówdzie.
Za utworami i ogólnym wykonaniem pierwszego openingu Inferno i endingu Veil tęsknić nie mam zamiaru, bo już dawno wylądowały na mojej playliście jak i w topce jako jedne z najlepszych jakie kiedykolwiek słyszałem i widziałem, a o drugim otwarciu i zamknięciu wolę jak najszybciej zapomnieć, bo to po prostu niewypały. Nie jako osobne twory, ponieważ muzyka to kwestia gustu, a technicznie jest okej, ale kompozycja tego jest nieporozumieniem. Co do udźwiękowienia otoczenia, walk etc. to według mnie wykonali to powyżej oczekiwań, po prostu bardzo dobrze, natomiast zabrakło mi jakiś wartych do zapamiętania ostów w tle.
Fabuła jak i pomysł na nią bardzo ciekawy (poza kilkoma sztampowymi zagraniami to o dziwo świeży i w ogólnym rozrachunku raczej inny niż to co widziałem wcześniej), nawet jak były momenty, które lekko obniżały poziom oraz prędkość narracji. Co najważniejsze, nie występuje tutaj jakiś nadmiar schematycznych rozwiązań, a to dzięki światowi przedstawionemu, który został z należytą starannością zaprezentowany i pod względem wizualnym (abstrakcja, shaftowa technika za którą nie zawsze przepadam, ale tutaj jest ideolo i wspomniane już kadrowanie na mega plus) jak i przeszłości, historii powstania, życia, czy zasad w nim panujących.
O postaciach też już napomknąłem na początku, ale nie mogę ich pominąć bez jakiegokolwiek opisu. Cała paczka z 8 brygady (jak i również postaci pobocznych, drugoplanowych) mega przyjemna… a co się będę ograniczał, ubóstwiam ich :D, główny bohater z jasno nakreślonym celem i nie będący jakimś przygłupem już powoduje pozytywny odbiór, a reszta jego kompanów tylko podnosi już wysokie wrażenie. Same charaktery może i nieco już oklepane, ale te ich beztroskie i często prze zabawne relacje zapadną mi w pamięci na długo, a szczególnie memiczny Arthur i urocza Tamaki, lecz naprawdę wszystkie postacie bardzo sympatyczne. Główni antagoniści również zaliczeni przeze mnie na plus za sprawą kreacji, pomysłowości i motywu działania, chociaż i tak jeszcze niewiele wiemy. A wszystko dopieszcza należycie wykonana praca przez aktorów głosowych, wszyscy się spisali, a zgrzytów nie wychwyciłem.
Ogólnie dzięki całościowej prezentacji i połączeniu tego wszystkiego za sprawą studia powoduje, że można wyczuć niesamowicie unikalny klimat, który z racji na specyfikę i oryginalność, albo zostanie z miejsca odrzucony, a to zaowocuje drastycznym obniżeniem oceny na koniec lub porzuceniem w trakcie, albo zostanie ciepło przyjęty już na starcie, a tacy pomimo kilku przeciwności raczej powinni się bardzo dobrze bawić do samego końca. Nawet jeśli serii momentami brakowało budżetu ewidentnie, a ten dostępny trzeba było odpowiednio rozłożyć, aby TE sceny były należycie wykonane, to ja jestem bezapelacyjnie w tej drugiej grupie, która została oczarowana przedstawionym światem, postaciami i klimatem. Nie jest to może coś wybitnego, wady ma, które nawet widać gołym okiem, ale z pewnością wybija się wysoko ponad tonę innych pozycji z tego i poprzednich lat, dlatego też podsumowując, ja bawiłem się bardzo, ale to bardzo dobrze, serię serdecznie polecam i stanowczo pochwycę za drugi sezon jak tylko go potwierdzą i będzie miał swoją premierę, a jeśli fundusze oraz czas pozwolą to i nawet mangę z naszego rodzimego rynku zakupię.
Bokutachi wa Benkyou ga Dekinai! po 13 odcinku (koniec)
Re: Odpowiedź na komentarz użytkownika Nikodemsky
Napisałem to powyżej, pewnie nie doczytałeś. ;P
Odpowiedź na komentarz użytkownika Nikodemsky
Assassins Pride po 12 odcinku (koniec)
Re: Sword Art Online: Alicization - War of Underworld po 12 odcinku (koniec)
Krótki komentarz do recenzji Tsuujou Kougeki...
Re: Sword Art Online: Alicization - War of Underworld po 12 odcinku (koniec)
chyba faktycznie zaczyna mi się udzielać autor nowelki, bo znowu popłynąłem… ~~~~~~
Re: Sword Art Online: Alicization - War of Underworld po 12 odcinku (koniec)
Re: Sword Art Online: Alicization - War of Underworld po 12 odcinku (koniec)
Sword Art Online: Alicization - War of Underworld po 12 odcinku (koniec)
Aaa… kogo ja oszukuję… to jest po prostu gniot i tyle. Nawet potencjalni obrońcy chyba już to wiedzą. I jeszcze to zakończenie, żenada. Gdyby nie ten ładny papierek to czekoladka już dawno byłaby w koszu. No i LiSA… jeszcze ona to jakoś ratuje, bo gdy ją tylko usłyszę w endingu to od razu jakoś się uspokajam. Nawet mi jej szkoda, bo walczy z tyloma wiatrakami i na wygraną szans nie widzę. A w tym świecie czarny szermierz na ratunek nie przybędzie… prawda?
Przydałaby się patelnia, jakiś tajny agent i opłacenie wycieczki do Japonii. Może gdy autorowi nowelek ktoś przydzwoni w piaskownicę to obudzi się następnego ranka i coś mu jednak przeskoczy w głowie. :P
Pewnie też niektórzy zapytają: To po co ty to w ogóle oglądasz? Proste pytanie to i prosta odpowiedź. Żeby skomentować. No i dla papierka też, nie ukrywam.
Boku no Hero Academia 4 po 11 odcinku
Odpowiedź na komentarz użytkownika skrytyfankamena
Jak już mowa o patologi to niezłe jaja tam wyprawia Kimetsu no Yaiba. To dopiero „odkrycie”. :D Nawet przez to pierwowzór mangowy pokonał OP w rankingu Japońskim, więc to jest dopiero cyrk. xD
Shinchou Yuusha po 12 odcinku (koniec)
A ogólnie to bardzo przyjemny, pozytywny i zaskakujący seans. W planach tego nie miałem (o czym już pisałem) i nie żałuję, że wskoczyło to w moją co tygodniową ramówkę. Technicznie przeciętnie (nawet bardzo), a szczególnie w drugiej połowie, natomiast trochę to ratuje ost w ostatnich odcinkach, który fajnie i udanie podkreślał emocje i powagę sytuacji. Co do fabuły to prosta jak cep i myślałem (pewnie jak wszyscy co nie znali pierwowzoru), że będzie to stricte komedia polegająca na robieniu sobie jaj z min. Ristarte, co rzecz jasna miało miejsce, ale później opowieść skręciła w trochę innym kierunku, nie zapominając o poprzednich założeniach, ale dodając coś ekstra, a to urozmaiciło seans i uważam, że ostatecznie zaplusowało jako całość. Postacie to chyba najmocniejsza część tej pozycji, głównie dzięki gagom z nimi w roli głównej i ich relacjom, ale chyba wiadomo kto miał największy wpływ na widza. Nawet twórcy to wiedzieli już w pierwszym odcinku i zapodali nam jej figurki, aby ukierunkować kto tutaj będzie grał pierwsze skrzypce.
Podsumowując, to naprawdę udany tytuł, który rzecz jasna mógłby być lepszy pod każdym względem, ale będąc w takim stanie mnie usatysfakcjonował i spełniał swoje zadania należycie do samego końca, dlatego liczę na to, że powstanie kontynuacja.
PS. Nawet ostatecznie opening poprawili. Jak na początku był mega lichy i tylko muzyka jakoś go ratowała, tak teraz wypada naprawdę solidnie.
PSS. To Kamen ma już swoich fanów? \/ Szanuję i zazdroszczę. ;P
Shokugeki no Souma: Shin no Sara po 12 odcinku (koniec)
Fate/stay night: Heaven's Feel po 2 części filmu (Lost Butterfly)
Bez wątpienia był to fantastyczny i przez wiele kwestii również niezapomniany seans, który według mnie podniósł już i tak bardzo wysoko zawieszoną sobie samemu poprzeczkę przez studio ufotable przy praktycznie każdym z możliwych aspektów podlegających ocenie. No może oprócz udźwiękowienia i muzyki, która nadal (po pierwszej części) trzyma ten sam wysoki i staranny poziom wykonania, ale aby coś tutaj można było podwyższyć to musiałbym uświadczyć jakiś niezapomnianych utworów czy ostów do słuchania po seansie, niestety takich nie otrzymałem. Nie oznacza to, że ów aspekt jest wadliwy lub jest minusem tych dwóch filmów, wręcz przeciwnie, ale zabrakło efektów ŁAŁ, do których już nas ufotable w tym aspekcie przyzwyczaił przy innych jego produkcjach.
Przechodząc dalej, to co poniektórzy mogą być odrobinę zaskoczeni, że uważam iż jednym z aspektów wartych ocenienia wyżej jest strona techniczna, która w poprzedniej części już była na niebotycznie wysokim poziomie i mało tutaj poprawiono względem niej, więc nie za bardzo jest za co podwyższać i dawać tego maksa. Jednak zdecydowałem się to zrobić, a jest to spowodowane czysto subiektywnymi odczuciami przy scenach, które tak wgniotły mnie w fotel (nie było takich w Presage Flower), że wręcz musiałem przystopować, otworzyć paszczę z wrażenia i powiedzieć w końcu to kolokwialne ŁAŁ. Takie sceny są warte zapamiętania i odtworzenia przynajmniej raz. Było ich oczywiście kilka i wspomnę o nich przy okazji fabuły, ale teraz ograniczę się do wypisania jedynie dwóch. Pierwszą była oczywiście walka Alter Saber z Berserkerem. Dawno nie widziałem tak długiej, świetnie zrealizowanej pod względem choreograficznym i technicznym walki dwóch postaci, a wszystko mega epicko zfinalizowane, a więcej wymagać się nie da od tego typu scen. Druga natomiast to już kompletnie inna para kaloszy, slow przy spotkaniu w deszczu Shirou i Sakury. Coś zaskakującego, krótkiego i w sumie niepotrzebnego, ale z racji wystąpienia i tak bardzo dobrego wykonania powoduje tylko same pozytywne odczucia zachwytu nad jakością prezentacji. Reszta to już same mroki oraz ciężkie klimaty, które już pochwaliłem po części pierwszej i ogólnie nie uświadczyłem w żadnych z zapamiętanych przeze mnie scen spadku jakości względem poprzedniego filmu, dlatego tak bardzo nie rozumiem oceny użytkownika Prox, która widnieje poniżej, ale to tak tylko na zasadzie wspominki.
Historia i podejście do bohaterów już od początku odpowiadało mi najbardziej właśnie w tej wersji i nawet nie wiem za bardzo co mógłbym więcej napisać aby to oddać w całości. Już wspominałem, że o wiele bardziej mi odpowiada po prostu taki ciężki klimat niepewności i tajemniczości, który w drugiej części wywoływał w głównej mierze „Cień”. Sceny z jego udziałem, odpowiednio dawkowane, wzbudzały niewyobrażalny niepokój, mroczność i dyskomfort u widza w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Szczególnie zapada w pamięć moment spotkania z blondaskiem. Wiem, że niektórzy mogą się dziwić z takiego porównania, ale jak np. w Madoce abstrakcja momentami mnie przytłaczała i się w niej dusiłem tak przy tej sekwencji Sakury poczułem tylko i wyłącznie odpowiednie dawkowanie. Od strony wizualnej po kontrast emocji i prezentacji dwóch światów – świetnie wyreżyserowany moment według mnie. Do tego mogę jedynie dopowiedzieć, że porównując z częścią pierwszą uświadczyliśmy większego rozwoju postaci (czego oczekiwałem), a w głównej mierze naszej głównej bohaterki czyli Sakury, która z sceny na scenę coraz bardziej zyskiwała w moich oczach pod względem ciągłych zmian emocjonalnych i tragizmu jaki musi przeżywać. Nie oznacza to, że z powodu Sakury inne postacie tracą lub stoją w miejscu, wręcz zyskują przez to, że jest w centrum uwagi i co się z nią dzieje. Wiadomo, Shirou, ale i Illya, Tohsaka czy nawet sługi się odrobinę zmieniają i otwierają co tylko plusuje. Sam finał drugiej części był dla mnie lekko spodziewany biorąc pod uwagę fakt kto jest kim, ale i tak z racji realizacji i emocji jakie wywołuje niesamowicie mnie zszokował i wzbudził zachwyt, co jeszcze bardziej nakręca na finał, którego mam nadzieję, że ufotable nie spiep… i wykonają to należycie.
Podsumowując, już teraz (przed finałem) chyba mogę stwierdzić, że jest to według mnie najlepsza z trzech dostępnych ścieżek i chyba też najlepszy Fate jakiego oglądałem, a widziałem raczej wszystko co warte uwagi. Ale ostatecznie myślę, że jeszcze się powstrzymam od tego drugiego stwierdzenia, ponieważ zawsze wychodziłem z założenia (nie chcę tego zmieniać), że nie ważne jak coś się zaczyna i rozwija, ale ważne jak się kończy, a na to trzeba jeszcze trochę poczekać. W naszym przypadku niestety około rok licząc od teraz i oby to oczekiwanie było tego warte, bo naprawdę nie chcę cofać swoich powyższych słów. To chyba będzie już na tyle, dlatego dziękuję bardzo za przeczytanie i pozdrawiam. ;)
Fate/stay night: Heaven's Feel po 1 części filmu (Presage Flower)
Plunderer po 1 i 2 odcinku
Sword Art Online: Alicization - War of Underworld po 11 odcinku
Shokugeki no Souma: Shin no Sara po 11 odcinku
Dr. Stone po 24 odcinku (koniec)
Odpowiedź na komentarz użytkownika Mio
Shokugeki no Souma: Shin no Sara po 8 odcinku
Natomiast jeżeli chodzi o sam epizod i resztę poprzednich to bawię się wybitnie, nawet jak wiem jaki będzie tego ostateczny rezultat. Nie da się oderwać oczu od ekranu, a gęsia skórka w moim przypadku nie znika przez cały seans. Dla mnie magia, aż sam się sobie dziwię jak się w to wkręcam, a przecież nie jest to coś nadzwyczajnego, wybijającego się poza schematy, czy nieprzewidywalnego.