x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Fajnie
Seria jest lekka, Ryo z molestatora zabójcy, staje się raczej „żartem ecchi” oraz obrońcą. Który wraz z trwaniem serii, bardziej stara się rozwiązać sytuacje, godząc, niż jak strzelając (choć i tak na strzelaniu się kończy). Oglądając, można dojść do wniosku, że seria łagodnieje, choć moim zdaniem, z tym całym wątkiem, że Ryo szuka tylko okazji by porzucić Kaori dla jej bezpieczeństwa jest to dość… zrozumiałe. Kaori, ze względu na to, że jest nowa w branży wyłapuje proste zadania, Makimura mógł robić to znacznie inaczej. Więc fabułą postępuje dość sprawnie.
Nie mniej, fakt, że w pierwszych odcinkach, widać krew i obrażenia, tak potem Kaori wyskakuje ze swoim 100 tonowym młotem i… już jak to brzmi. Jednak wydaje się to być obok, i w większości przypadków nie wpływa na fabułę odcinka.
Dochodzą też nowe postacie, choćby Umibozu, który wydaje się być początkowo tylko jednoodcinkowym wtrącaniem, by z czasem pojawiał się coraz częściej. Podobnie jest z Saeko. Z jednej strony fajnie, że większość bohaterów pojawia się tylko na jeden wątek i nie mamy po chwili przesytu, acz z drugiej strony traci się szanse na jakieś zemsty czy kontynuacje jakieś „rozwiązanej sprawy”.
Nie mniej, seria mi się podobała. W prawdzie z czegoś cięższego zamienia się w lekką serie, a i potem, nie raz wprowadzenie czegoś cięższego, średnio działa, tak jak mówił autor, chciał zrobić lekką serie i dobrze, że przekonał wydawców do tego.
Seria dziś wygląda… dobrze. Szczególnie mi się podobają realistyczne proporcje postaci. Nie ma tu oczu wielkości jajek albo biustu, który jest określany „przeciętnym” jak jest wielkości arbuzów. Wręcz kreska zbliżona do amerykańskiej, która też stawiała na realizm.
Warto
Kwestia wieku?
Dużym plusem jest też muzyka, a zwłaszcza ending, którego nigdy, ale to nigdy nie przewijałam.
Polecam raczej starszym widzom, bo ci łatwiej przełknął niemal „przedpotopową” animację, no i szybciej do nich przemówi nietypowy jak na współczesne anime fanserwis.
C.H.
City Hunter to klasyka i to klasyka którą warto znać. Raczej nie ma co nastawiać na obejrzenie wszystkiego, ach ta wtórność, ale warto spróbować choćby dla specyficznego humoru i klimatu.
M&M'sy rzucają się w oczy, a nie w dłonie ;)
( kliknij: ukryte tajemnicze okoliczności śmierci Makimury jak i sama jego postać skutecznie przykuły mnie do ekranu na długie godziny, to dzięki temu poważnemu wątkowi City Hunter mnie wciągnął i miałem ochotę na jeszcze.
Do braku realizmu szybko się przyzwyczaiłem, ale było kilka momentów, które mnie całkowicie rozbroiły, ot chociażby przestrzelenie sobie ręki, by spowolnić pocisk, strzelanie do siebie z bazook bez żadnych efektów czy zatrzymywanie kul małego kalibru własnymi mięśniami… Seria ma jednak taki styl i albo się to zaakceptuje albo trzeba zmienić anime.
Jeśli chodzi o wykonanie techniczne to ja nie mam zastrzeżeń. Nie zauważyłem powtarzalności projektów postaci (powtarzalność to jest u Norihiro, Kishimoto, itd.), a animacja do dziś się broni IMO.
Serię zdecydowanie polecam wielbicielom filmów sensacyjnych rodem z Hong‑Kongu i wszystkim tym, którzy chcą poczuć klimat lat 80' i obejrzeć coś egzotycznego, a jednocześnie wciągającego. Niestety kolejne serie są niczym więcej jak klonami City Huntera 1, a odcinki to „spermutowane” wcześniejsze historie. Będę musiał jeszcze obejrzeć Angel Heart'a, ale nadziei na powrót mojego entuzjazmu towarzyszącego mi przy pierwszej serii nie mam.
Dobre