x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Ta seria którą można zaliczyć do tego samego „kręgu” co Ichigo Mashimaro albo wyśmienite Minami‑ke. Ma nieco bardziej zwartą, skupioną na szkole fabułę, ale ogląda się całkiem przyjemnie… a obie piosenki Megumi Hayashibary mają tą niezwykłą atmosferę, po której łatwo jest poznać, że ona też jest mamą dziewczynki (młodszej niż bohaterki, ale niewiele).
Costly
23.07.2009 21:12 Re: Miło się ogląda...
O ile jak najbardziej podpisuje się pod stwierdzeniem, że Minami‑ke jest wyśmienite, o tyle nie zestawiał bym go z Manabi Straight. Dla dobra tej ostatni serii. Przynajmniej ja w obu produkcjach znalazłem zupełnie inne rzeczy i myślę, że podejście do Manabi w oczekiwaniu na coś podobnego do Minami‑ke skazuje bardzo wielu widzów na rozczarowanie.
Tak a propos widowni dla Manabi Straight! – choć mam dobre zdanie o serii, to autorzy przyjmując takową konwencje dla niego sami skazali się na dość wąską publikę. I nie mam tu na myśli „wyrobionej publiczności” – bo dla większości owych będzie to jednak pozycja zbyt banalna. Pozostać może tylko dla nielicznych młodszych widzów, którzy cieszyć mogą się seansem na temat życia ludzi podobnych im samym, albo dla tych starszych, którzy lubią czasami zatrzymać się i z uśmiechem spojrzeć za siebie. Powinienem powiedzieć „szkoda” – ale gdyby nie to, to i seria nie byłaby tym czym jest. A i tego byłoby szkoda.
btw. strasznie się ciesze, że inni recenzent też zwrócił uwagę na ten tytuł ;) Trochę żałowałem, że został taki zapomniany, bo nie zasłużył sobie na to ;)
Miło się ogląda...
Re: Miło się ogląda...
Tak a propos widowni dla Manabi Straight! – choć mam dobre zdanie o serii, to autorzy przyjmując takową konwencje dla niego sami skazali się na dość wąską publikę. I nie mam tu na myśli „wyrobionej publiczności” – bo dla większości owych będzie to jednak pozycja zbyt banalna. Pozostać może tylko dla nielicznych młodszych widzów, którzy cieszyć mogą się seansem na temat życia ludzi podobnych im samym, albo dla tych starszych, którzy lubią czasami zatrzymać się i z uśmiechem spojrzeć za siebie. Powinienem powiedzieć „szkoda” – ale gdyby nie to, to i seria nie byłaby tym czym jest. A i tego byłoby szkoda.
btw. strasznie się ciesze, że inni recenzent też zwrócił uwagę na ten tytuł ;) Trochę żałowałem, że został taki zapomniany, bo nie zasłużył sobie na to ;)