Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 5/10 grafika: 5/10
fabuła: 5/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 6
Średnia: 4,67
σ=1,89

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Project ARMS

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2001
Czas trwania: 26×24 min
Tytuły alternatywne:
  • プロジェクトアームズ
Tytuły powiązane:
Widownia: Shounen; Postaci: Androidy/cyborgi, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Supermoce
zrzutka

Grupka nastolatków obdarzonych niezwykłymi mocami walczy z tajną organizacją. Znacie? Znamy!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Ryou Takatsuki jest kolejnym zwykłym licealistą, mieszka z matką, codziennie chodzi do szkoły ze swoją przyjaciółką, Katsumi – żyć nie umierać. Tę sielankę przerywa pojawienie się w szkole nowego ucznia, Hayato Shingu, który zdaje się już od samego początku być wrogo nastawiony do głównego bohatera. Wywiązuje się między nimi walka, podczas której Katsumi jest świadkiem, jak ramiona kolegów przeobrażają się w swego rodzaju broń. Odkrywszy w sobie niezwykłe zdolności Ryou powoli dochodzi do przekonania, że muszą one mieć coś wspólnego z tajemniczym wypadkiem z dzieciństwa i zniknięciem jego ojca. Problem polega na tym, że są jeszcze inni obdarzeni podobnymi mocami, a całą sprawą zaczęła się nagle interesować organizacja zwana Egrigori. Tak rozpoczyna się walka o Sprawiedliwość i Prawdę. Czy bohaterom uda się odkryć wszystkie sekrety? Co takiego kryje mroczna przeszłość?

Tak, to kolejna opowieść z cyklu „najpierw jest trzęsienie ziemi, a potem napięcie zaczyna powoli rosnąć”. Młodzi bohaterowie nagle dowiadują się, że żyli w Nieświadomości, czyhają na nich tajemniczy wrogowie i trzeba odkryć Prawdę, aby móc toczyć nierówną Walkę o przetrwanie. Któżby nie chciał wyrwać się z codziennej monotonii? Ilu jest takich, którzy za wszelką cenę chcieliby poznać smak Przygody? I tak dalej. Anime jest ekranizacją pierwszej połowy dwudziestodwutomowej mangi Ryoujiego Minagawy i Kyouichiego Nanatsukiego. Jak większość z Was, Drodzy Czytelnicy, się domyśla, komiks ten nie należy do dzieł szczególnie odkrywczych. Teoretycznie wiele historii zaczyna się w podobny sposób i części z nich udaje się wyjść na prostą, jednak spora grupa tonie w kolejnych kalkach gatunkowych. Nie inaczej jest w tym przypadku. Strategia schematów widoczna jest niemal na każdym kroku: od konstrukcji świata przedstawionego po sposób prowadzenia fabuły. Poszczególne motywy naprawdę łatwo rozgryźć i bardzo często zdarzają się sytuacje, w których bohaterowie są o wiele bardziej zdziwieni od widzów (jeśli tych ostatnich w ogóle da się czymś zaskoczyć). Akcja rozwija się równomiernie: pojawiają się kolejni wrogowie/przyjaciele, zostaje rozwiązana jedna tajemnica, ale za to jej miejsce zajmują kolejne i tak aż do przełomowego momentu, w którym kończy się część pierwsza. Scenariusz skupia się na kolejnych starciach naszej grupki z potężną organizacją, która naturalnie nie przebiera w środkach, aby schwytać bohaterów, choć trudno powiedzieć, żeby ich pomysły działały. Sama fabuła obraca się wokół tajemniczych eksperymentów i związanych z nimi Dylematów i mocy, jakimi obdarzono protagonistów. Aspekt naukowy przedstawia się niezbyt oryginalnie, ale przynajmniej nie wzięto go z księżyca i próbowano jakoś wyjaśnić zaistniałą sytuację. Znacznie więcej miejsca poświęcono mu w kontynuacji, gdy przyszedł czas na rozwiązywanie tajemnic, ale w tej części pojawia się już zalążek odpowiedzi. Zarówno fabuła, jak i realia świata są bardzo umowne (zresztą, kto oczekiwałby realizmu od fantastyki naukowej…), ale mieszczą się w znanych schematach i nie ulegają nagłej metamorfozie za dotknięciem magicznego długopisu scenarzysty. Project ARMS konsekwentnie trzyma się wyznaczonych przez kanon ram i nie opuszcza ich, dlatego też trudno zarzucić historii brak spójności. Sporo tu pomysłów dyskusyjnych, ale należy je zrzucić na kark takiej, a nie innej konwencji i uwierzyć na słowo w zbiegi okoliczności oraz zbyt wygodne wyjaśnienia. Do tej typowej mieszanki próbowano również dodać „głębię”, czerpiąc motywy z twórczości Lewisa Carrolla, są to jednak tylko ozdobniki, które nie zmieniają faktu, iż anime do trudnych w odbiorze i nowatorskich nie należy.

Bohaterowie mają charaktery równie przewidywalne, jak scenariusz. Kluczowe jest tu stwierdzenie, iż osobowości posiadają. W wielu obejrzanych anime zetknęłam się z postaciami papierowymi, po których nawet nie wiadomo, czego się spodziewać, bo w każdej sytuacji może zadziałać wszechmocna wola scenarzystów i jeśli ktoś z cichej myszki zamieni się nagle w szaleńca wymachującego toporem, nie będzie w tym nic dziwnego. W tym przypadku na szczęście uniknięto przekombinowania i stworzono schematyczne, ale w miarę wyraziste charaktery. Ryou należy do najtrzeźwiej myślących (pomijamy wyjątki) i poukładanych postaci. Jako MacGyver i naczelny psycholog z początku pomaga wszystkim dookoła i ratuje towarzyszy z opresji. Hayato jest niesamowicie porywczy i to on najczęściej ściąga na naszą Drużynę Marzeń kłopoty. Na początku zostaje przedstawiona również przyjaciółka Ryou, Katsumi, która ze wszelkich sił stara się angażować w sprawy kolegów, jednak ze względu na brak jakichkolwiek mocy zwykle kończy jako dama w opałach albo bardzo ważny powód pewnych decyzji głównego bohatera, słowem – postać bierna. Pierwsze skrzypce grać będzie również dwójka innych postaci obdarzonych nadnaturalnymi zdolnościami. Każde z nich specjalizuje się w czym innym, dzięki czemu uzupełniają się nawzajem i stanowią niemal niepokonany zespół. Naturalnie wszystkim zafundowano tragiczną przeszłość/przyszłość/teraźniejszość (niepotrzebne skreślić) w zestawie z dość klarownymi i niekoniecznie odkrywczymi motywacjami. Z molocha, jakim jest wrogi syndykat, wynurza się kilkoro czarnych charakterów, z których wyróżniono w tej części jednego. Keith Red zjawia się zawsze, gdy trzeba zrobić bohaterom krzywdę lub przynajmniej osłabić ich morale. Nie zapomniano też o zastępach tzw. potworów tygodnia. Kolejne grupy równie uzdolnionych i doświadczonych przez los postaci walczą z niepokonanym kwartetem, aby zostać ostatecznie pokonanymi albo przejść na ich stronę – bywa różnie, jednak zwykle od razu można przewidzieć, jak skończy dany delikwent. Zadbano o różnorodność inwentarza: jedni narzekają na okrutny los, drudzy do końca pozostają szaleńcami, ale znaczna większość nawet pomimo przegranej przechodzi na jasną stronę mocy. Zdecydowanym plusem takich serii są bohaterowie, którzy działają zamiast wyłącznie rozmyślać i w żadnym przypadku nie są bierni wobec tego, co się dzieje. Spróbujcie sobie wyobrazić Drużynę Marzeń wiecznie zatopioną w dywagacjach nad złośliwością losu. Wtedy fabułę trzeba by sztucznie popychać do przodu, prawda? A tego nikt nie lubi… Jednakże w Project ARMS przeważają ludzie czynu, więc fani gatunku nie powinni być zawiedzeni. Wszyscy mają jedną cechę wspólną (dla niektórych będzie to wada, dla innych nie): łatwo ich rozgryźć, a to może popsuć dobrą zabawę, jeśli oczekuje się „czegoś więcej”.

Technicznie seria również się nie wyróżnia spośród jej podobnych. Grafikę wykonano w miarę poprawnie jak na ówczesne możliwości. Projekty postaci odpowiadają mangowym pierwowzorom, łatwo je rozróżnić i nie udziwniono ich przesadnie, choć nie należą do szczególnie oryginalnych. Animowani przedstawiają się już nieco gorzej, gdyż w zależności od ujęcia (nawet w zbliżeniach) mogą wyglądać różnie. Wszyscy poruszają się momentami dość topornie (ale ogólnie nie jest źle), a dynamizm wielu walk psują liczne statyczne ujęcia. Twarze bohaterów mają zwykle dwa wyrazy: wściekły i niesamowicie spokojny, mimika do najbogatszych nie należy, niezależnie od wyrażanych emocji zwykle tylko usta się poruszają, a reszta pozostaje nieruchoma. Kolorystyka jest raczej przygaszona, żeby nie powiedzieć – bura i niewyraźna. Widać to głównie w ciemniejszych ujęciach pejzaży, gdzie wszystko zlewa się w ciemne plamy. Za dnia sytuacja odrobinę się poprawia, jednak próżno szukać tu detali – tła nadal pozostawiają sporo do życzenia i wyglądają jak z wielu innych produkcji. Muzyka gdzieś tam sobie jest… Piosenki towarzyszące czołówkom i napisom końcowym również są, ale nie wiem, czy warto się o nich rozpisywać. Elektronika plumka w tle, zwykle podczas walk, a czasem nie ma jej wcale. Wszystkie utwory są całkowicie bezpłciowe i raczej trudno je zapamiętać na dłużej (jeśli w ogóle wpadną w ucho). Zdecydowanie zagłuszają je dialogi i przeróżne dźwięki. Z seiyuu warto wyróżnić wszystkich, którzy podkładają głosy głównym bohaterom, czyli Shinichirou Mikiego, Nobutoshiego Cannę, Minami Takayamę i Yuujiego Uedę. W roli czarnego charakteru wystąpił, jak zwykle niezastąpiony w takich kreacjach, Shou Hayami.

Project ARMS jest serią „jedną z wielu”, która nie wyróżnia się zupełnie niczym z szarego tłumu. Pomysł, prowadzenie fabuły i bohaterowie łatwo znajdą swoje odpowiedniki w innych produkcjach. Scenariusz nie powinien zaskoczyć widzów obeznanych z gatunkiem, ale młodsi i mniej wymagający fani mogą być zadowoleni. Relacje międzyludzkie do skomplikowanych nie należą i nie warto liczyć również na rozbudowane osobowości. Mimo wypisania powyżej w większości wad, nie uważam tego anime za bardzo nieudane. W swoim gatunku przedstawia się w miarę poprawnie, bez rewelacji, ale utrzymuje średni poziom. Ot, kolejna niezbyt porywająca opowiastka o Wielkiej Intrydze, Walce o Prawdę i Niesamowitych Przygodach, czyli nic nowego, ale niekoniecznie bardzo nieudanego. Tak że jeśli, Drogi Widzu, masz lat naście, zaczynasz przygodę z anime i nie liczysz na Przesłanie, serial ten jest być może właśnie dla Ciebie.

P.S. Pamiętajcie, że jest to jedynie połowa historii przerwana w kluczowym momencie. Ciekawych zapraszam do sięgnięcia po kontynuację.

Enevi, 15 listopada 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: TMS Entertainment
Autor: Ryouji Minagawa
Projekt: Masaki Satou
Reżyser: Jun'ichi Takaoka
Scenariusz: Aya Yoshinaga
Muzyka: Daisuke Ikeda