x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Trzeba przyznać, że jak na serię z roku 1969 prezentuje ona niesamowity poziom. Niektóre rozwiązania fabularne naprawdę robią wrażenie. Przed seansem wydawało mi się, że większość stanowić będą jedynie walki na ringu bez żadnych głębszych motywów. Okazało się, że to opowieść zarówno o Tygrysiej Masce jak i o ludziach, z którymi ma styczność. Pięknie pokazane zostało, że wygrana na ringu nie oznacza wygranej w codziennym życiu. Postać Naoto robi niesamowite wrażenie, jego przemiana na przestrzeni serii została świetnie zobrazowana, a co bardziej wartościowe nie została spłycona i bohater nieustannie walczy ze swoimi niedoskonałościami. Przedstawiono część problemów ówczesnej Japonii – problem biedy, wykluczenia, sierot czy po prostu czysto międzyludzkich relacji. Z pozostałych bohaterów na pewno wrażenie robi Daigo Daimon, cichy bohater opowieści, który z boku wspiera głównego bohatera, a sam również walczy o zmianę samego siebie. Po stronie złoczyńców mamy szerokie spektrum ciekawych osobistości. Najbardziej jednak na czoło wysuwa się tajemniczy Mister X, który z elegancją angielskiego lorda stanowi nemezis Tygrysiej Maski. Ma on w sobie dużo charyzmy, która w połączeniu z niesamowitym lektorem i kopalnią kozackich tekstów naprawdę zapada w pamięć. Szczerze było sporo schematycznych rozwiązań, ale było równie wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji. Przyznaję, że to anime ma coś czego większość z dzisiejszych nie posiada – szacunek do widza. Kilka razy (w szczególności w przypadku zakończenia wątku Daimona, ucieczki z Jaskini Tygrysów i finałowej walki) można było oglądać wydarzenia z otwartymi ustami. Nic tylko się radować, że Tygrysia Maska wraca, toż to naprawdę klasyka.
Intro japońskiej wersji moim zdaniem było dużo lepsze niż te z Polonii 1. Pamiętam niespotykaną jak na tamte czasy i gatunek brutalność. Niemniej L'Uomo Tigre wymiatało :)
z tego anime pamiętam 3 rzeczy: opening, tajemniczego Mistera X oraz tytułowego bohatera bezbłędnie wskakującego w 2 wiadra symetrycznie wyrzucone w powietrze 15 sekund wcześniej, po to by nogami w tychże wiadrach wylądować na twarzy nic niespodziewającego się przeciwnika. klasyka!
Kiedyś pierwsze animowane mordobicie z prawdziwego zdarzenia. Jak na dzisiejsze czasy jednak zdecydowanie zbyt statyczne, żeby dało się na dłuższą metę oglądać. Tylko dla amatorów i historyków anime.
Niedowierzanie
L'Uomo Tigre
tigre, tigerman, wrrr
ilłomotigre
Ach, te czasy