x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
To nie jest kolejne anime dla nastolatków
Zostawmy jednak kwestię oryginalności. Anime to nie jest klasyczną sportówką. Nie ma tu schematu „od zera do bohatera”, ani „geniusz od urodzenia”. Został tu wykorzystany zupełnie inny pomysł i aż dziw bierze, że jeszcze nie został on skopiowany (AFAIK). Widać jest to zbyt trudne i twórcy wolą pójść przetartymi ścieżkami. Zapomnijcie o rozwlekłych pojedynkach, komentarzach na pół odcinka czy nawale szczęśliwych zbiegów okoliczności. Tutaj nigdy nie wiadomo co się stanie, liczą się przede wszystkim dramat i realizm (choć niezupełnie, ale na pewno nie znajdziecie tu powalania niedźwiedzi czy wstawania po 20‑tu knockdownach). Jeśli szukacie koszarowego humoru to również źle trafiliście, bo choć zdarzą się powalające teksty są one jedynie marginalnym dodatkiem.
Ashita no Joe ma klimat. Tutaj widać, słychać i czuć kto jest s‑synem, a kto poczciwym chłopem. W ringu natomiast rzeczywiście wiadomo, że jest to walka, w której zawodnicy nie poszli się poklepać po buzi, ale pona***ać. M. in. tego brakuje mi w Ippo (jedyne walki gdzie odrobinę było to czuć to Takamura vs. Hawk i Mashiba vs. Sawamura, choć seria ta nadrabia to humorem). Świat slumsów, więzienie (to co dzieje się w Rainbow to pikuś) i Japonia w okresie gospodarczych przekształceń tworzą niepowtarzalną i przekonującą scenerię. Czuć tutaj trud i wysiłek włożony przez pracujących ludzi, rozpacz i radość. W AnJ świat nie kończy się na ringu czy w sali treningowej, a bohaterami nie są jedynie bokserzy i ich rodziny. Nie ma tu monotonii (choć po 17 odcinkach pewnie trudno to stwierdzić), ani konwencjonalnych rozwiązań, nie ma tu sielanki. Dla jednych może być to wadą, ale dla osób, które widziały już standardowe chwyty setki razy AnJ będzie na pewno miłą odskocznią.
Osobny akapit należy się oprawie graficznej. Pomimo swej wiekowości nie odstrasza, a wręcz jest perfekcyjna dla tego rodzaju serii. Wyraźne kontury i pastelowe kolory idealnie wpasowują się w klimat serii. Co ważne w tego rodzaju serii, faceci wyglądają jak chłopy, a nie homosie albo ET (*cough* Claymore *cough*). Przede wszystkim jednak znakomicie zrobione są animacja i choreografia walk. Może to się wydać śmieszne i niewiarygodne, ale tutaj naprawdę czuć siłę ciosów i ból zawodników (czego o Hajime no Ippo powiedzieć niestety nie mogę). Zęby fruwają na prawo i lewo, ślina leje się mililitrami, a krew nie bryzga na prawo i lewo, ale wsiąka w rękawice.