Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 7/10 grafika: 6/10
fabuła: 8/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,33

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 14
Średnia: 7,43
σ=1,64

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (fm, 616)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Yuusha Ou GaoGaiGar

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 1997
Czas trwania: 49×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Brave King GaoGaiGar
  • GaoGaiGar: King Of Braves
  • 勇者王ガオガイガー
zrzutka

Opowieść o tym, że każdy z nas może być bohaterem i odpowiedź na Neon Genesis Evangelion. Nie czas na zamartwianie się! ZWYCIĘSTWO NALEŻY DO ODWAŻNYCH!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: 616

Recenzja / Opis

Rok 1997. Marzenie młodego małżeństwa o posiadaniu dziecka zostaje spełnione w prawdopodobnie najdziwniejszy sposób od czasu, kiedy na Ziemi rozbił się mały Superman – gigantyczny, mechaniczny lew spada z nieba i zostawia pod ich opieką niemowlaka. Chłopcu zostaje nadane imię Mamoru Amami

Roku 2003 Ziemię zaatakował statek kosmiczny obcego pochodzenia. Wchodząc w atmosferę został zestrzelony przez mechanicznego lwa i rozbił się w Tokio, gdzie zniknął. Wydarzenie zostało zatuszowane, ale rząd nie pozostaje bezczynny – obawiając się inwazji, powołana zostaje tajna organizacja Gutsy Geoid Guard – GGG. Wspomniany już lew, Galeon, dostarcza GGG technologii do walki z najeźdźcą. Gai Shishioh, młody astronauta, który doznał poważnych obrażeń w czasie ataku obcych, dzięki nowej technologii zostaje odbudowany jako cyborg. Od tej pory może połączyć się z Galeonem i trzema maszynami bojowymi, tworząc potężnego robota, obrońcę Ziemi – GaoGaiGara.

Rok 2005. Gdy obcy zaczynają wreszcie swój atak, drogi Gaia i Mamoru stają się ze sobą nierozerwalnie związane. Tylko ten pierwszy może zniszczyć tworzone przez obcych mechaniczne potwory, Zondery, a tylko ten drugi ma moc, by dokonać „oczyszczenia” ich rdzeni i przywrócić im ludzką postać.

Yuusha Ou GaoGaiGar to anime o bogatej historii. Jest to ostatnie anime wyprodukowane przez Sunrise w ramach „Brave Series”. Był to cykl niepowiązanych ze sobą anime, w których pojawiały się roboty zdolne do transformacji w pojazdy. Celem serii było zastąpić Transformers (do którego Sunrise dopiero co utraciło prawa), więc wszystkie wchodzące w jej skład anime były wymierzone w młodych chłopców, którzy mieli kupować zabawkowe wersje dzielnych robotów. Gdy ruszyły prace nad opowieścią o Królu Odważnych, trwał właśnie szczególny okres w historii anime o mechach. Neon Genesis Evangelion zapoczątkował modę na mroczniejsze, miejscami wręcz depresyjne historie i wiele późniejszych anime, nawet poprzednia część Brave Series – Brave Command Dagwon – czerpało inspirację z dzieła Hideakiego Anno. W tej sytuacji wydawało się, że z rynku ostatecznie zniknęły dawne anime z gatunku Super Robot, szczególnie te, w których do powstania mecha dochodziło z połączenia kilku różnych pojazdów. Dawny, dziecięcy idealizm został zastąpiony cynizmem i realizmem. Ludzie, którzy stoją za Yuusha Ou GaoGaiGar, postanowili to zmienić. Stworzyli anime, które jest wielkim listem miłosnym do dawnych serii, a przy tym zabiera widza na wciągającą przygodę. Zadanie wskrzeszenia dogorywającego gatunku wydawało się niemożliwe, ale upór, talent i odwaga twórców wystarczyły, by tego dokonać. Jak przekazują nam poprzez to anime, odwaga jest w stanie zamienić jeden procent szansy w sto.

Fabuła pierwszych dwudziestu sześciu odcinków opiera się na prostej formule „potwora tygodnia” – jedno z czworga obcych, Zonderian, zmienia jakąś osobę w Zondera, ten zaś łączy się z tym, co ma pod ręką, przybierając postać ogromnego, mechanicznego potwora. GaoGaiGar pokonuje go i zdobywa jego rdzeń, który Mamoru oczyszcza, przemieniając Zondera z powrotem w człowieka. Świadom tego, podejrzewałem, że znajdą się tu odcinki, będące tylko nic nie wnoszącymi zapychaczami. Nie miałem racji. Praktycznie nie ma odcinka, który nie wprowadziłby jakiegoś elementu wykorzystanego później. Albo pojawiają się nowe postaci, nowe roboty lub nowe technologie, albo dostajemy wskazówki o naturze najeźdźców i ich prawdziwych planach. Następne parę odcinków, do trzydziestego, to finał wątku Zonderian i ostateczne starcie między siłami dobra i zła. Jednakże kolejny odcinek wprowadza nowych, o wiele lepszych wrogów – 31 Primevals. Ich pojawienie się znacząco wpływa na ton historii. Nowi przeciwnicy okazują się o wiele większym zagrożeniem, a Gai i jego sojusznicy często muszą włożyć tytaniczny wysiłek nie tyle w walkę o ratowanie świata, co własne przetrwanie. Pierwsza połowa anime to porządna, niczym nie wyróżniająca się historia dla dzieci. Druga to porażająca rozmachem epicka saga o odwadze i determinacji.

Wbrew pozorom anime nie ignoruje kwestii, na jakie uwagę zwróciło dzieło studia Gainax i inne dekonstrukcje. Pojawiają się takie problemy jak zniszczenia, do jakich dochodziłoby w walce gigantów, przeciążenia, jakich doznawałby pilot, czy fakt, że przeciwnik nie będzie biernie czekał, aż dokona się transformacja mecha. Ale zamiast akceptować je, spuszczać głowę i przyznawać, że ich uniknięcie byłoby niemożliwe, anime daje nam rozwiązania zgodne z duchem gatunku, czyli pozytywnie zakręcone.

Co mnie ujęło, to fakt, że – jak na anime powstałe w dziewięćdziesiątym siódmym roku – realistycznie przedstawiono wizję „dalekiej przyszłości” roku dwa tysiące piątego. Nie licząc technologii uzyskanej dzięki informacjom od Galeona, nie ma tam chyba nic, czego byśmy naprawdę w tym okresie nie mieli. GGG posiada zaawansowaną technologię, ale zwykli ludzie nie latają na plecakach odrzutowych.

Siły dobra w tym anime reprezentują członkowie GGG, z Gaiem i Mamoru na czele. Gai jest ucieleśnieniem prawego bohatera – zawsze pewny siebie, odważny i gotowy na wszystko. Jest jednak równocześnie potwornie sympatycznym facetem, który ma serce na właściwym miejscu, a do ludzi żywi naturalny szacunek i sympatię. Widać to w jego relacjach z resztą postaci, szczególnie z Mamoru oraz Mikoto (która jest, na dobrą sprawę, jego dziewczyną). Gdy nie walczy, jest spokojny, grzeczny i prezentuje sobą coś więcej niż tylko determinację. Gdy rusza do akcji, staje się dziki niczym lew, a jego krew gorąca jak lawa. Tworzy to dobry kontrast między nim a bohaterami typowych shounenowych serii, które starają się pokazać, jaki to heros jest odważny i zapominają, że powinien mieć też jakieś inne cechy charakteru.

Odwaga i upór są cechami, które na różne sposoby charakteryzują większość członków GGG. W statucie organizacji znajduje się nawet specjalny zapis zabraniający jej członkom kiedykolwiek się poddawać. Doskonałym uosobieniem tego okazuje się dyrektor Taiga, którego odwaga ujawnia się w formie nadziei, jaką pokłada w naszych bohaterach – jak ciężka nie byłaby sytuacja, zawsze podejmuje szybkie i odważne decyzje, napędzany pewnością, że Gai zdoła dokonać cudów. Wspomniana już Mikoto, która również należy do GGG, jest szczególnie ciekawym przypadkiem. Często widzimy, jak paraliżuje ją strach o życie Gaia, ale, jak on sam to nawet podkreśla, to ona osobiście aktywuje program pozwalający mu na transformację w GaoGaiGara, a później też na użycie jego najpotężniejszej broni. Dla dobra ludzkości jest gotowa narazić najdroższą osobę w swoim życiu, choćby nie wiadomo, jak się o nią bała. Mamy też ojca Gaia, profesora Leo Shishioha, zwariowanego i przezabawnego staruszka, który wszędzie jeździ na odrzutowych rolkach. Ujął mnie sceną, w której wyjaśnia, czemu pozwala swojemu cudem ocalonemu synowi tak się narażać, również pokazując przy tym swoisty rodzaj odwagi i spory kręgosłup moralny. Z kolei sierżant Hyuuma to narwany członek organizacji, który, jeśli trzeba, gotów jest sam rzucić się na wroga ze wszystkim, co ma – nawet własnym okrętem. Nie są to wszyscy członkowie GGG – to duża organizacja, pełna sympatycznych postaci jak Swan White czy brat Leo, Lieger. Owszem, wpisują się oni w standardowe, do bólu wałkowane role, typowe dla „centrum dowodzenia” wielu mecha anime, ale rozwijają je i sprawiają, że nawet zwykłe wydawanie i wykonywanie komend robi wrażenie (to głównie zasługa Taigi i Mikoto, którzy swoje role spełniają w niesamowicie wręcz przedramatyzowany sposób). Sama ich obecność i działania sprawiają, że choć to Gai musi rozwalać przeciwników, tak naprawdę nigdy nie walczy sam.

Dobrym przykładem standardowej roli rozwiniętej w coś nowego jest Mamoru – mały chłopak, który uczy się, co to naprawdę znaczy być bohaterem. Zazwyczaj nie lubię dzieci doczepianych na siłę do obsady i nie czuję się w tym odczuciu osamotniony. Takie dzieciaki są dodawane historii po to, by małoletni widzowie mieli się z kimś utożsamiać, ale kończą jako znienawidzone przez widzów. Niezależnie od wieku, jeśli człowiek ogląda serial o twardych bohaterach, to chce oglądać tychże twardych bohaterów, a nie jakieś bezużyteczne bachory. Mamoru jest jednak inny – z przyjemnością śledziłem ewolucję tej postaci. Z przeciętnego dzieciaka wyrósł na w pełni rozwiniętą, wspaniała postać i najtwardszego dziewięciolatka, jakiego widziałem w całej znanej mi fikcji.

Jeśli kogoś należałoby uznać za wkurzającego dzieciaka, byłaby nim Hana, najlepsza przyjaciółka Mamoru, strachliwa i milutka aż do bólu. Ma tendencję do pakowania się w tarapaty, której mogłaby jej pozazdrościć Lois Lane i pozostaje w nich bardziej bezradna niż Śpiąca Królewna. Potwornie szybko zaczęła mnie denerwować powtarzaniem sobie, że się nie boi, ilekroć wyraźnie się czegoś boi. A przeraża ją chyba wszystko. Na szczęście nadrabiają to jej pozytywnie zakręcona starsza siostra i przezabawni przyjaciele ze szkoły, pozytywne postaci trzeciego planu, z których oglądania miałem wiele radochy.

Oczywiście GaoGaiGar szybko zyskuje wsparcie innych robotów. Sojusznikami Króla Odważnych nie są tutaj mechy pilotowane przez innych ludzi, a inteligentne roboty, zdolne do transformacji w pojazdy. Były one wzorowane na Transformers i to widać – gdybym któregokolwiek wyjął z tego anime i wsadził do pierwszej kreskówki o zakamuflowanych robotach, tylko brak symbolu Autobotów lub Decepticonów by go jakoś wyróżniał. To jednak bardzo interesująca ekipa. Choć ich wygląd nie jest oryginalny, wszyscy mają fajnie zaprojektowane osobowości i nietrudno wybrać spośród nich jakiegoś swojego ulubieńca. A jest z czego. „Smocze rodzeństwo” robotów zmieniających się w ciężarówki – HonRyu, EnRyu, FuRyu i RaRyu. Volfogg – robot ninja. Silny i charakterny, ale też posiadający ogromne ego Goldymarg. Zachowujący się jak dziecko, lecz skrywający potencjał Mic Sounders 13nth. Każdy z nich to ciekawa, warta uwagi postać, która wnosi sporo do klimatu anime. Później herosów wspierają też Soldat J i Arma, duet z własnym statkiem kosmicznym, stanowiący dobry kontrast dla Gaia i Mamoru.

Zonderianie wypadają słabo. Szczerze mówiąc, nie potrafiłem ich traktować poważnie. Albo wyglądali kretyńsko (Penchinnon), albo nazywali się kretyńsko (Pizza). Jedynie przewodzący im Pasdar wyglądał fajnie i był w miarę interesujący, zwłaszcza kiedy w końcu ruszył tyłek i stanął do walki. Pizza był nawet ciekawy, ale bardziej by mnie śmieszył, tylko gdyby nazywał się Kanapka Z Szynką. Strój przywodzący na myśl flaminga po tragicznym wypadku w fabryce farby wcale nie pomagał. Muszę mu jednak przyznać, że miał wiele imponujących scen, a jego wątek był całkiem ciekawy. Na szczęście później Zonderianie zostają zastąpieni przez 31 Primevals, złoczyńców o wiele groźniejszych i przebieglejszych, którzy potrafią wodzić bohaterów za nos, z łatwością zwabiają ich w swoje pułapki i często mają plan zapasowy do planu zapasowego. To imponujący wróg, przemyślany i spełniający swoją rolę.

Grafika jest dobra. Nie jest to nic nadzwyczajnego, widziałem lepsze i widziałem gorsze. Projekty mechów są dobre, choć w większości nie porażają oryginalnością, GaoGaiGar czerpie garściami z typowych elementów spotykanych u wielu
wielkich robotów, a większość jego sojuszników wygląda jak Transformers. Zonderianie, jak już wspomniałem, wyglądają kiczowato, za to Zondery i Primevals przyjmują wiele interesujących, często bardzo oryginalnych form. Ludzie są zaprojektowani różnie – w większości bardzo poprawnie, ale z elementami przerysowania wrzuconymi tu i ówdzie. Irytowało mnie częste używanie tych samych fragmentów animacji, nie tylko w postaci sekwencji związanych z transformacjami i wszelakimi atakami (co było raczej zamierzone), lecz również wrzucania całej góry retrospekcji. Rozumiem, że serię tworzono z myślą głównie o dzieciach i retrospekcje pozwalają tym z nich, które nie zaczęły od początku, załapać o co chodzi, ale jednak jest ich często za dużo i działają na nerwy. Czasami autorzy użycie po kilka razy tych samych scen starali się usprawiedliwić, na przykład zmieniając je w tak zwane „biegające gagi” – wydarzenia, które śmieszą, bo przytrafiają się komuś raz za razem. HoRyu nigdy nie potrafi prawidłowo lądować i zawsze się rozbija, a ilekroć Hana wyprowadza psa na spacer koło siedziby GGG, w tym miejscu pojawia się potwór, na którego widok ów pies zaczyna uciekać. To nieco poprawia używanie leniwej animacji, przynajmniej po części ma to jakiś sens.

Seyiuu są dobrzy, potrafią oddać charakter postaci i emocje, jakie te w danej chwili odczuwają. Drażnił mnie jednak sposób, w jaki używają angielskiego – nikt tu nie potrafi mówić poprawnie w tym języku, jest on kaleczony co chwila. Szczególnie irytujące robi się to, gdy zostaje wprowadzony wątek mocy nazywanej The Power, co wszyscy wymawiają „Za Powah”. Zapewniam was, nie da, najnormalniej w świecie nie da się tego traktować poważnie.

Muzyka dobrze wkomponowuje się w całość. Każda transformacja i każdy robot ma swój własny motyw muzyczny, który bardzo dobrze oddaje klimat doń pasujący. Volfoggowi towarzyszy muzyka przywodząca na myśl różnego rodzaju seriale policyjne. HonRyu i EnRyu posiadają wspólny motyw muzyczny, który niezmiennie przywodzi mi na myśl muzykę z seriali przygodowych o wszelkiego rodzaju ratownikach, a FuRyu i RaRyu, co bardzo przypadło mi do gustu, mają zmodyfikowaną wersję tego utworu, wzbogaconą o elementy powszechnie kojarzone z Chinami. To ładnie podkreśla zarówno ich pokrewieństwo z pierwszą dwójką, jak i Chińskie korzenie. Muzykę towarzyszącą wielu akcjom GaoGaiGara, zwłaszcza jego transformacji i atakom, takim jak Hell And Heaven czy Goldion Hammer, można opisać jednym słowem – epicka. Słysząc ją, od razu wiemy, że mamy do czynienia z niepowstrzymaną siłą dobra. Wielu utworom towarzyszy też wokal. To z jego powodu mocno zapadł mi w pamięć jeden z motywów muzycznych Soldata J, podobnie jak odcinek, w którym bohaterowie przygotowywali się do swojej najtrudniejszej (w tamtym momencie) bitwy. Opening utrzymany jest w starym stylu – sławi głównego bohatera i tytułowego robota, wpadając przy tym w ucho. Ending wypada na tym tle dosyć nudno i jakoś nie na miejscu. Dopiero po obejrzeniu całej serii zrozumiałem, w jaki sposób wpasowuje się w całokształt tej produkcji.

Yuusha Ou GaoGaiGar to jak dwa anime złączone w jedną całość. Pierwsza połowa jest zaledwie dobra, druga zasługuje na najwyższe noty. Razem dają świetne anime, które polecam każdemu, a zwłaszcza fanom gatunku Super Robot. Nie rozczarujecie się.

616, 24 września 2010

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Sunrise
Projekt: Kunio Ookawara, Takahiro Kimura
Reżyser: Yoshitomo Yonetani
Scenariusz: Fuyunori Gobu
Muzyka: Kouhei Tanaka