Anime
Oceny
Ocena recenzenta
9/10postaci: 9/10 | grafika: 7/10 |
fabuła: 8/10 | muzyka: 10/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Stalowy alchemik
- Fullmetal Alchemist
- Hagane no Renkin Jutsushi
- 鋼の錬金術師
Podróż, której celem jest… szczęście? Neverending Story made by Studio BONES.
Recenzja / Opis
Istnieją swobodne adaptacje mang, pełne radosnej twórczości producentów, mające niewiele wspólnego z oryginalnym uniwersum, lecz pomimo to zasługujące na uwagę niemniejszą od poświęcanej tytułom wiernie trzymającym się swoich pierwowzorów. Takim anime bez wątpienia jest Fullmetal Alchemist. W tym przypadku mamy do czynienia z własną koncepcją twórców, w pierwszej połowie serialu uwzględniającą wydarzenia z mangi Hiromu Arakawy, w drugim sezonie nieodwołalnie zrywającą z pierwowzorem i dążącą odmiennym torem ku własnemu celowi. Z tego między innymi względu seria zyskała zarówno zwolenników, jak i zagorzałych przeciwników.
Długo zastanawiałam się, jak ocenić ten twór, który zawiódł oczekiwania tak wielu fanów pierwotnej historii. Nie jestem jednak osobą twierdzącą, że tylko mangacy mają patent na tworzenie „wspaniałości” i że adaptacje muszą być zawsze najwierniejsze. Przypuszczam też, że pomimo wielkiej popularności mangi Arakawy, nie każdy przecież musi ją znać, by obejrzeć serial z tak odmienną linią fabularną. W związku z tym zdecydowałam się odrzucić punkt widzenia, jaki często przyjmują amatorzy tej mangi i możliwie jak najsprawiedliwiej ocenić anime takim, jakie jest.
Historia toczy się w świecie alternatywnym (realia z czasów początku XX wieku z elementami steampunku i science‑fiction), gdzie znana nam nauka ustąpiła pola alchemii – potężnej sile rządzącej tym światem. „Nie można stworzyć czegoś z niczego” jest kwintesencją wszelkich dotyczących jej zasad. Tajniki alchemii od najmłodszych lat starają się zgłębić główni bohaterowie, Edward i Alphonse Elricowie. Spokojnie mijające dzieciństwo braci w wiosce Resembool przerywa najpierw nieoczekiwane odejście ich ojca, a niedługo potem śmierć ukochanej matki. Chłopcy nie porzucają jednak nadziei i sumiennie przygotowują się do przeprowadzenia alchemicznego eksperymentu. Wbrew powszechnemu zakazowi ostrzegającemu przed transmutacją człowieka, decydują się przywrócić rodzicielkę do życia. Próba kończy się katastrofą, a grozę sytuacji pogłębia fakt, że bracia stworzyli coś, co pod żadnym względem nie przypomina ludzkiej istoty. Ponadto, zgodnie z zasadą równoważnej wymiany, Edowi zostaje odebrana lewa noga, zaś Al traci całe ciało. By ocalić jego duszę i przytwierdzić ją mocą alchemii do stojącej w pobliżu zbroi, Edward poświęca prawą rękę. Dotkliwie okaleczeni, trafiają pod opiekę protetyczki Pinako Rockbell i jej wnuczki Winry, a ledwie żywy Ed otrzymuje pomoc oraz metalowe protezy – tak zwane automaile. Po rocznej rehabilitacji postanawia dołączyć do armii jako Państwowy Alchemik, a w zamian otrzymuje środki i możliwość poszukiwania w całym kraju legendarnego kamienia filozoficznego. Bracia, świadomi swojej winy, pragnąc za pomocą wszechmocnego artefaktu naprawić popełniony błąd i odzyskać utracone ciała, ruszają w drogę, nieodwołalnie wkraczając na „ścieżkę dorosłych”.
Fabuła jako całość jest, niestety, dość nierówna. O wątku głównym mogę powiedzieć, że uważam go i pewnie zawsze uważać będę za niemal idealny. Nieustannie trzyma w napięciu, skłania do głębokich przemyśleń, nie pozwala zasnąć… Dlatego tym bardziej szkoda, że wątkom pobocznym poświęcono znacznie mniej uwagi i starań. O ile w pierwszej połowie serii akcja w mniejszym lub większym stopniu dotyczy wątków związanych z głównymi bohaterami, to potem, gdy drugoplanowe historie zaczynają odgrywać coraz większą rolę, chwilami najzwyczajniej wkracza nuda. Błąd nie tkwi w samych pomysłach, które są zazwyczaj dobre, to sposób ich zaprezentowania nie budzi dostatecznie dużego zainteresowania, by mogły z powodzeniem towarzyszyć głównemu nurtowi fabuły. Chwilami może to nawet zniechęcać do seansu – tak jakby nieoczekiwanie zabierano nam sprzed nosa bardzo smaczne danie (główny wątek) i zastępowano je nieciekawą, skromną przystawką (słabszy wątek poboczny).
Plejada postaci, choć nie dorównująca różnorodnością tej z mangi, jest całkiem pokaźna i pełna interesujących osobistości. Edward jest bohaterem, którego trudno jednoznacznie zaszufladkować. Często podejmuje nieoczywiste decyzje, ma rozbudowany świat wewnętrzny, a w trakcie trwania serialu przechodzi wyraźną przemianę charakteru. Alowi również nie można pod względem złożoności charakteru wiele zarzucić, ale im bliżej końca, tym wyraźniej widać, że twórcom coraz trudniej zaangażować jego postać w rozgrywające się wydarzenia. Ma oczywiście swoje „momenty”, lecz nie da się ukryć, że to starszemu bratu poświęcono więcej uwagi. Całą resztę ważniejszych bohaterów można podzielić na: ludzi wspierających młodych alchemików, osoby wobec nich obojętne oraz najważniejszych antagonistów. Każda z istotniejszych postaci ma w jakimś stopniu rozwinięty charakter, nie trafimy tu na papierowe schematy wypełniające tła. Ci najbliżej związani z braćmi Elric – przełożony Eda pułkownik Roy Mustang, jego najlepszy przyjaciel Maes Hughes, nauczycielka chłopców Izumi Curtis, Ishvarczyk Scar, Lust (jedna z ciekawszych postaci negatywnych) i wielu, wielu innych – każdy bez wyjątku ma swoją historię, cele, marzenia i problemy, z jakimi musi się zmierzyć, wszyscy też zmieniają się pod wpływem wydarzeń, w których uczestniczą. Żeby nie było jednak zbyt przyjemnie, w przypadku niektórych postaci twórcom również zabrakło zaangażowania i konsekwencji. Problem staje się bardziej zauważalny w miarę zbliżania się anime do końca – dążąc do zaplanowanego finału, niejednokrotnie na jego rzecz poświęcano logikę. Trafiają się nieoczekiwanie wyskakujący i równie szybko znikający ze sceny bohaterowie, absurdalne deus ex machina, niektóre wydarzenia wołają o pomstę do nieba, zaś uczestnicy są częściowo pozbawiani wolnej woli (by nie rzec dosadniej – inteligencji). Wszystko, by dotrzeć do spektakularnego końca.
Zakończenie jest jednym z najczęściej krytykowanych elementów tej serii. Pomijając to, jak mało logicznie do niego doprowadzono, został w nim wykorzystany typowy motyw „niekończącej się opowieści”, który jednych może zachwycić, a innych zirytować – to już kwestia gustu. Jeśli brać pod uwagę jedynie zawarte w nim emocje, przekazywane życiowe prawdy oraz podsumowanie całości, to tak, jestem tym zakończeniem zachwycona. Szkoda tylko, że twórcom zabrakło dyscypliny/umiejętności/chęci, by w bardziej przekonujący sposób doprowadzić do tych wydarzeń (i zadowolić malkontentów).
Na uwagę zasługuje klimat, w jakim utrzymana jest historia. Piszę o tym, ponieważ panuje powszechna opinia, że nawet jeśli Fullmetal Alchemist odbiega fabularnie od pierwowzoru, to i tak powinien trzymać się oryginalnej stylistyki. Wielu przeżywa głębokie rozczarowanie, gdy stwierdza, że jest inaczej i odbiera to jako oburzający błąd lub złośliwość twórców. Niesłusznie. Fullmetal Alchemist nie jest czystym shounenem. Bliżej mu do gatunkowej hybrydy, pozbawionej najważniejszych, typowo shounenowych schematów, obecnych w mandze Arakawy. Częściowo zachowano tu charakterystyczny dla oryginału humor, jednak producenci anime postawili na cięższy kaliber – przede wszystkim więcej dramatu, ale także elementów kryminału, science‑fiction i horroru, okraszonych dodatkowo mnóstwem nawiązań do historii alchemii, symboli religijnych itp. Można bez przesady spekulować, czy serial nie powinien być, przynajmniej pod niektórymi względami, klasyfikowany dla widowni seinen. Świat przedstawiony jest jeszcze bardziej niegościnny niż w mandze. Bohaterowie nie pod każdym względem stają się coraz silniejsi, a z porażkami nieraz muszą się po prostu pogodzić – i nie ma zmiłuj. Choć Ed i Al mają wokół siebie wielu wspierających ich ludzi, to jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że są tak naprawdę osamotnieni w obliczu piętrzących się przed nimi przeszkód. Niemal każdy wydaje się skupiony wyłącznie na swoich własnych celach i problemach. Oczywiście nie wszystkim musi odpowiadać taki klimat – przypominający codzienną szarą rzeczywistość – jednak uważam, że to dzięki niemu całość jest znacznie bardziej przekonująca, a bohaterowie wydają się bardziej prawdziwi w swoich zachowaniach; choć trzeba jednocześnie przyznać, że seria traci przez to na typowo shounenowym optymizmie i atrakcyjności.
Oceniając grafikę i animację, należy przede wszystkim pamiętać, że seria powstawała na przełomie 2003 i 2004 roku. W tamtym czasie uważano ją pod tym względem za jedną z najlepszych wśród seriali telewizyjnych. I choć minęło już wiele lat, to anime nadal prezentuje się naprawdę dobrze. Nie ustrzeżono się jednak drobnych błędów czy wpadek, animacja czasami wygląda zbyt „sztywno”. Na szczęście szybko można o tych niedogodnościach zapomnieć, gdy oglądamy starannie dopracowaną, jak na tamte lata, grafikę – klimatyczne kadrowanie, tła, rysunki postaci (przede wszystkim w sytuacjach dramatycznych) – albo bardzo płynny i dynamiczny ruch w najistotniejszych ujęciach akcji (jest ich wiele, jednak trwają krótko). Po obejrzeniu całości łatwo o stwierdzenie, że graficy najwięcej dawali z siebie właśnie w takich scenach, choć spokojniejsze fragmenty i tak wyglądają nie najgorzej.
Muzyka jest chyba jedynym elementem całości, do którego nie mogę się przyczepić. Piosenki w openingu są przyjemne, utrzymane w rockowych klimatach i świetnie komentują omawianą historię. Endingi są znacznie spokojniejsze, choć moim zdaniem tylko trzeci może prosić się o każdorazowe przewinięcie. Przy okazji – warto zwrócić baczniejszą uwagę na zapowiedzi kolejnych odcinków, czy też ich brak, lub na zmieniające się wprowadzenie, drobną zmianę w pierwszym endingu… To takie drobiazgi budujące klimat, dla uważnych widzów. Wracając do tematu muzyki – dźwięki i motywy słyszane w samych odcinkach są po prostu genialne (stwierdzam subiektywnie) i zróżnicowane, niektóre z nich słychać najwyżej w dwóch, trzech scenach w całej serii. Wraz z kolejnymi odcinkami pojawia się coraz więcej utworów nawiązujących do muzyki klasycznej. Nie wyobrażam sobie osoby, która nie uznałaby tego soundtracku przynajmniej za bardzo dobry.
Jak na adaptację mangi, która z czasem przerodziła się w realizację pomysłów twórców ze studia BONES, Fullmetal Alchemist wypada naprawdę świetnie. Jako samodzielnie funkcjonująca historia, którą można poznawać bez znajomości oryginału, również sprawdza się dobrze. Jeśli podejść do tego anime bez uprzedzeń i wstępnych oczekiwań, jest szansa na całkiem przyjemny seans i inteligentną rozrywkę – pomimo dość istotnych błędów i luk w fabule. Historia przez większość czasu jest opowiadana z pasją i ogromnym ładunkiem emocji, a poruszana problematyka i przekazywane życiowe wartości zasługują na bliższą uwagę. Plus oprawa audio‑wizualna, która mimo swoich lat i niewielkich wpadek nadal może się podobać. Wyjątkiem jest muzyka, której świetności nie zaszkodził jeszcze upływ czasu, o ile kiedykolwiek zaszkodzi…
Serię mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, kogo interesują kategorie gatunkowe, do jakich należy Fullmetal Alchemist. Każdemu, kto daleki jest od chyba nieśmiertelnego sporu „co lepsze/gorsze?”. I wszystkim tym, którzy po prostu mają ochotę spróbować. Jeśli chcecie zobaczyć, co roiło się w głowach twórców z BONES, i jakie są tego efekty – serdecznie polecam, bo warto.
Recenzje alternatywne
-
Eltanin - 16 lutego 2005 Ocena: 7/10
Czy alchemia to droga do samopoznania? A może to tylko narzędzie, umożliwiające zdobycie potęgi? Gdzie przebiega granica między tym, co moralne, a tym, co możliwe? więcej >>>
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | BONES |
Autor: | Hiromu Arakawa |
Projekt: | Hideki Fukushima, Jun'ya Ishigaki, Shinji Aramaki |
Reżyser: | Seiji Mizushima |
Scenariusz: | Akatsuki Yamatoya, Aya Yoshinaga, Jun Ishikawa, Katsuhiko Takayama, Natsuko Takahashi, Shou Aikawa, Toshiki Inoue |
Muzyka: | Michiru Ooshima |
Odnośniki
Tytuł strony | Rodzaj | Języki |
---|---|---|
Full Metal Alchemist — recenzja na Anime Forever | Nieoficjalny | pl |
Fullmetal Alchemist - artykuł na Wikipedii | Nieoficjalny | pl |
Fullmetal Alchemist: fanfiki na Czytelni Tanuki | Nieoficjalny | pl |
Podyskutuj o Fullmetal Alchemist na forum Kotatsu | Nieoficjalny | pl |