x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Lekkie zaskoczenie, na film trafiłem przez przypadek, a po obejrzeniu naprawde sie zdziwiłem. Jakieś ludzie strzelające piorunami, mocy tyle ile pułk państwowych alchemików. Moim zdaniem alchemią można by stworzyć piorun ale chyba nie rzucać nimi jak imperator Palpatine. Naprawde takie nieprzemyślane. Nie uświadczyłem żadnego gagu, które zawsze podkręcały akcje. Mustang, Riza i Winry ogólnie bezpotrzebni, kliknij: ukryte nawet nie zauważyłem kiedy Edowi sie ręka zepsuła i czemu Winry nie zabrała ze sobą narzędzi skoro jechała mu pomóc. Brak też tych zwrotów akcji toważyszących całej serii no i trudny do określenia czas. Na początku myślałem że to sie dzieje za czasów jak Elrici przebywały w West City a potem jest Al nie używający kregów a potem znają już pochodzenie kamienia. Co do grafiki to duży plus bo jest wyrazista. W mojej opini film do obejrzenia ale z lekkim przymrużeniem oka bo naprawde nie umywa sie do Seriali.
A
Nocker
13.05.2013 13:10
Śmieszna sprawa z tym filmem, bo grafika jest okropna a fabuła niespecjalnie wciągająca(chociaż bardzo podobał mi się ten wątek z kliknij: ukryte miastem‑blenderem do robienia Kamienia Filozoficznego) ale i tak bardzo przyjemnie mi się oglądało. Któregoś wieczoru leciało na AXN i chyba ze względu na to, że dawno z siostrą nie oglądałyśmy anime, bawiłyśmy się przednio. Szczególnie że przez pierwsze 30minut tyle się dzieje, że w sumie nie wiadomo o co chodzi. Odradzam jednak jeśli ktoś lub FMA i woli zachować pozytywne wrażenie, jakie pozostawił po sobie Brotherhood. Wyszło takie nie wiadomo co i nie wiadomo po co.
Daję 0/10. Grafika na odwal- w porównaniu do tej grafiki w tym filmie to moje rysunki to istne arcydzieło.Postacie nijakie, a akcja taka,że miałam ochotę przysnąć.
A
shokugana
23.05.2012 14:45 Walka o niepodległość na tle melodramatów i takich tam.....
Eeeeee….Jakoś to przełknęłam. Liczne dramaty, romantyzmy, wariactwa, cuda i wiele innych rzeczy ponawciskali twórcy tego filmu w świat Eda i Ala. Nie wiem, czy to BONES zatęskniło się za Stalowym i nie wiedziało jaką jeszcze nie ponawymyślać najgłupszą fabułę, byle by tylko to wróciło i było? O, nie….Dziękuję. Historyjka taka sobie, rewelacji żadnej nie robi, by ją upiększyć dodali zwrotów akcji i walki, bo bez nich to by było w ogóle do niczego. Julia to strasznie naiwna postać, niezdecydowana- niby chce coś zrobić, ale nie jest pewna. Na szczęście oprócz niej będzie nam towarzyszyć dobrze znana nam gromadka z FMA i to główna atrakcja z tego tytułu (wyraźnie widać, że specjalnie wciśnięta, by choć zatęsknieni fani tej serii jeszcze raz zobaczyli swoich ulubionych bohaterów). Lecz ze strony technicznej jest inaczej: ładna grafika i nieniskobudżetowe 3D ładnie ze sobą współgrają. To chyba jedyny powód, dla którego wysiedziałam te 110 minut. Ostateczna ocena: 5/10. Obejrzeć można, lecz żadnych większych emocji nie wzbudzi: a wot tak, by zabić czas.
A
lastwhisper
2.05.2012 21:36 The Sacred Star of Milos, czyli jak zrobić z czegoś - NIC.
Ja was bardzo przepraszam, ale z której strony to przypomina Alchemika? Jak tak bajecznie i poetycko można zawalić sprawę? Owszem, pojawiły się postacie, która wskazywałyby na ten tytuł, ale poza tym to nijak przypominało mi Stalowego. Po pierwsze – klimat. Tak przez wszystkich uwielbiany „alchemicki” klimat, pełen humoru, dramatyzmu i przede wszystkim wiarygodności. Tutaj brakowało dosłownie wszystkich elementów, z kolei hektolitry krwi przelewały się przez ekran od jednego brzegu do drugiego. Wydaje mi się, że studio BONES nie do końca wyżyło się w kwestii ludzkich rzezi, jeśli chodzi o serię TV, albo po prostu na tym polegała fabuła. No właśnie – a co z fabułą? Piękny przykład tego, jak wykorzystać popularność serii i udać, że jeśli da się zdeterminowaną bohaterkę budzącą współczucie swoją beznadziejnością i mroczną przeszłością oraz owinie się w to historię uciśnionego narodu – to na pewno wystarczy. A to był jedynie gwóźdź do trumny. Nie dość, że fabuła przewidywalna bardziej już być nie może, a większość faktów pojawia się znikąd, to jeszcze w dodatku znaczenie naszych ukochanych bohaterów – Eda i Ala – zostało ewidentnie olane. Wiem, że ten film był zrobiony głównie z myślą o pokazaniu kolejnych życiowych wartości, którymi rządziła się cała seria, ale zostało to zobrazowane w patetyczny, wręcz desperacki sposób, tym bardziej, że Julia do ostatnich chwil nie wydawała się ani odrobinę bardziej kumata. Grafika – błagam, powiedzcie mi, że to się nie stało. Że grafika jest wciąż taka sama, jak w Brotherhoodzie. Niestety, modlitwa modlitwą, a ich włosy wciąż do złudzenia przypominają macki kreskówkowej meduzy. Wielka szkoda, że woleli skupić się na płynności ruchów aniżeli szczegółach. Przez tą grafikę, Ed wyglądał jakby miał 10 lat, choć wierzę, że cały ten proces miał za zadanie poprawić jakość scen walki. Ano właśnie, sceny walki to akurat duży plus całego filmu. Dużo, dużo, DUŻO akcji, a to lubimy najbardziej. Chyba na łamach całej serii telewizyjnej nie było aż tyle akcji, jak tutaj. Z tej części jestem wyjątkowo zadowolona i to chyba jedyny element, jaki ratuje ocenę. A postacie zostawiłam sobie na deser. Cóż, nie mogę narzekać, bo powtarza się sytuacja z pierwszego filmu Alchemika – Roy w chwili kryzysu, oczywiście, na nic się nie przydaje, Riza robi za tło, a Winry zostaje potraktowana jak szmatka. Scena, w której Ed kliknij: ukryte przebiega koło niej, uganiając się za Julią, jest dla mnie nad wyraz chamska. Po prostu chamska. To tak, jakby wykorzystywał ją tylko do tego, aby naprawiała jego automaila. Czyżby studio wyjątkowo brzydziło się tej postaci? Co do głównych charakterów, tj. Julii i Ashley'a – ... To może ja już tutaj zakończę swoją wypowiedź. Nawet zawiodły mnie kreacje postaci Edwarda i Alphonse'a. Zawsze pojawiali się tam, gdzie musieli. To przykre, bo było to niesamowicie oczywiste i przewidywalne. Większej roli nie odegrali. Byli tam tylko po to, aby można dać tytuł Fullmetal Alchemist. Ocena? 5/10. Komu polecam? Szkoda psuć sobie opinię, jeśliś fan Alchemika. Jednak w sumie powinien do tego przystąpić, chociażby po to, aby docenić twórczość oryginalnej historii.
A
Resonansdusz
22.04.2012 11:18 Fabuła fajna.. Gorzej z grafiką...
Co do fabuły, uważam, że nie była zła… Ale grafika ... Porażka. Nie postarali się, nad szczegółami.. Nie wiem czy się przyjrzał ktoś z was, ale ja zauważyłam, że płaszcz Eda, nie miał wcale światłocieni.. Zwracam na takie coś szczególną uwagę, i bardzo mi się z grafiki nie podobało. Dlatego dałam 7/10.
To wszystko już było.. A Ed i Al wypadli w tym filmie niezwykle nieprzekonująco. Wielka fabularna skucha, bardzo przewidywalna. Zabrakło też humoru, a może nie starczyło na niego czasu? Tylko dla fanatycznych fanów dwóch alchemików. Nie polecam, nudne.
Tutejsze z pewnością zasługują na tą nazwę. Nie tylko nie wynikały z żadnych wcześniejszych przesłanek, ale wręcz stały z nimi w wyraźnej sprzeczności, niewątpliwie były więc niespodziewane.
Emm… podaj przykład, bo jak pragnę zdrowia nie umiem nic takiego wygrzebać.
Używającego do tego pozbawionego sensu planu i alchemii, jaka nawet Ojca w Centrali wprawiłaby w podziw.
Bez przesady. Po pierwsze jego plan był prosty – doprowadzić do wojny domowej i zdobyć kliknij: ukryte kamień filozoficzny. Po drugie na byle pierwszą lepszą z brzegu alchemię bracia Elricowie by nie polecieli. Poza tym wcale tak wybitna nie była, w porównaniu do tego, co reprezentowała płomienna alchemia Mustanga – nic niezwykłego.
ciemiężona ludność miejscowa się nie poddaje, idealistka Julia się nie poddaje, bracia Elric się nie poddają, nikt się nie poddaje ani nikt nie komentuje tej historyjki ku pokrzepieniu serc.
Klasyczny schemat typowy dla późnego romantyzmu? Łącznie z późniejszą przemianą bohatera. A pokrzepienie serc nie pasowało, bo to już inna epoka.
Dość często wałkowany temat i tak zginął z ręki scenarzysty. Pozostała dawka dramatu i trochę prozy życia codziennego – nieszczególnie dobre, ale i nieszczególnie złe.
Dlaczego zginął? Bo ktoś stwierdził, że dobro ogółu warte jest najwyższych poświęceń jednostki? Znowu romantyzm jak w mordę strzelił. Pamiętaj, że z dylematów wynikł ostatecznie dalszy pęd fabuły.
Jest grafika, powinna też być muzyka. Jest, a jakby jej nie było. Straszna sztampa à la Hollywood.
Albo napisałeś to z zasady, że „o muzyce coś napisać trzeba, bo tak wypada”, albo słoń Ci na ucho nadepnął.
Skądś już znam te melodie. Z kilkuset innych filmów.
Bluźnisz… Oj, nawet nie wiesz, jak mocno bluźnisz w tym momencie. Jako poniekąd koneser muzyki filmowej mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że to, o czym piszesz, a to, co słychać w filmie, to dwie zupełnie inne rzeczy. Orkiestry grające dla Hollywood brzmią zupełnie inaczej.
Hu hu, dużo uwag, więc odpowiedź też będzie długa.
Po drugie na byle pierwszą lepszą z brzegu alchemię bracia Elricowie by nie polecieli.
To jest argument na nieudolność scenarzystów, nie logikę fabuły.
Po pierwsze jego plan był prosty.
kliknij: ukryte Melvin dał się skazać na 5 lat do więzienia, aby uciec przed wilkołakami. Uciekł 2 miesiące przed czasem, zwracając na siebie powszechną uwagę, a wystarczyłoby odsiedzieć swoje, pojechać do Milos i Julia podałaby się mu na talerzu, w końcu miał twarz jej brata. Wcześniej przeszczepił sobie jego twarz – rozumiem, że zaraz po tym akcie był dorosłym człowiekiem z twarzą chłopca, liczącym na to, że za lat kilka Julia będzie liderem ruchu oporu, tak aby móc przejąć nad nim kontrolę. Przy okazji – w świecie alchemików to rzecz niemal niemożliwa – przeszczepiać części ciała potrafił wyłącznie brat Scara, który sam odkrył odpowiednią alchemię. Bardzo. Prosty. Plan. Przy okazji – tatuowanie alchemicznych formuł na ciałach swoich dzieci jest głupie. Wiem, odbyło się na Hawkeye – wtedy też było głupie, ale przynajmniej Arakawa nie eksploatowała tego wątku. O Ashleyu nie wspomnę. Miał kamień filozoficzny od lat. Czego chciał? Spotkać się z siostrą? Mordowanie jej towarzyszy za pomocą wilkołaków to świetna ku temu strategia. Wybić tubylców? Mógł to zrobić w każdej chwili, nikt by nie splunął. Zdobyć więcej kamienia (i po co)? Czekanie, aż ktoś inny go wyprodukuje – bardzo produktywne.
Klasyczny schemat typowy dla późnego romantyzmu? Łącznie z późniejszą przemianą bohatera. A pokrzepienie serc nie pasowało, bo to już inna epoka.
kliknij: ukryte Ruch oporu wiedział, że nie ma szans, wciśnięty między potęgi, co było ze wszech miar rozsądne, więc szczypali, ale nie marzyli o niepodległości. Pod koniec ich sytuacja polityczna nie zmieniła się ani o jotę, ale teraz mają już więcej wiary we własne siły. Bzdury. Chyba, że stwierdzimy, że Amestris chodziło tylko o kamień, co stawia Ojca w świetle idioty, skoro wcześniej się nie zorientował, co się święci (nie poznać kręgu transmutacyjnego – taa, jasne; chimery to pewnie ze wsi się wzięły, ichnie psy pasterskie). A, nigdzie nie użyłem słowa romantyzm, to Twoje wizje, nie moje.
Dlaczego zginął? Bo ktoś stwierdził, że dobro ogółu warte jest najwyższych poświęceń jednostki? Znowu romantyzm jak w mordę strzelił.
kliknij: ukryte Nie, nie korzystaj z kamienia! To złe, tam siedzą dusze! Później z niego skorzystała i wszyscy zrobili „Nooo, trudno, żyje się dalej.” Jego połykanie ma cudowne skutki swoją drogą (np. nagle uczysz się alchemii). Kimbleyowi nic takiego nie było :(
Pamiętaj, że z dylematów wynikł ostatecznie dalszy pęd fabuły.
Kolejny dowód nieudolności scenarzysty, skoro potrzebuje do napędzenia fabuły takich bzdur.
Albo napisałeś to z zasady, że „o muzyce coś napisać trzeba, bo tak wypada”, albo słoń Ci na ucho nadepnął.
Albo napisałeś to z zasady, że „o muzyce coś napisać trzeba, bo tak wypada”, albo słoń Ci na ucho nadepnął. Odpowiedź, jaka i Twoja. Tak samo pasuje, tak samo konstruktywna. Zwracam uwagę, w dalszej części mówiłem, mimo nieoryginalności, o jej wysokiej jakości i oceniłem ją, jako sprawne rzemiosło na 7/10! Spierasz się o gust muzyczny. Przegrana sprawa.
Fabuła, muzyka, postacie – można dyskutować, ale nikt mi nie wmówi, że ten film ma rozsądną fabułę.
kliknij: ukryte i Julia podałaby się mu na talerzu, w końcu miał twarz jej brata.
Tak, ale przecież kliknij: ukryte jej prawdziwy brat też jej szukał i pewnie dotarł by do niej przed Melvinem. Nie było czasu na opieszałość.
A, nigdzie nie użyłem słowa romantyzm, to Twoje wizje, nie moje.
Tak. I o to właśnie chodzi – bez wspomnienia o romantyzmie nie da się wytłumaczyć zachowania powstańców.
Film ma dobrą fabułę na tyle, na ile pozwalały na to ramy mangi. Właściwie, to poza wzmianką o przeszczepie twarzy widzę tu tylko czepialstwo.
A Ashley widocznie był nienormalny jeszcze na długo przed wydarzeniami z filmu.
kliknij: ukryte Przypominam, że Malivin do ostatniej chwili nie miał pojęcia, że Ashley żyje, więc nie mógł tak rozumować.
Romantyzm – tak, prawda, to tłumaczy zachowanie powstańców. kliknij: ukryte Nie tłumaczy pozytywnego zakończenia, w którym powstańcy kończą broniąc praktycznie zamku na środku pustyni. Ich nawet nie trzeba atakować, wystarczy poczekać, aż wymrą z głodu. Albo daje się im jakąkolwiek czansę na zwycięstwo (mogę iść na kompromisy z jej rozsądnością), albo kończy film w bardziej morowym tonie. Na pewno nie stawia się (jakże symbolicznych) mostów, po których wojska Crety mogłyby tam raźnie wmaszerować.
Film ma dobrą fabułę na tyle, na ile pozwalały na to ramy mangi. Właściwie, to poza wzmianką o przeszczepie twarzy widzę tu tylko czepialstwo.
Uhuhu. Właśnie nie! Czepiam się dokładnie dlatego, że manga ma wyjątkowo dobrą i rozsądną fabułę, a film to wszystko (literalnie wszystko – wskaż jeden normalny wątek) chrzani, podobnie jak poprzedni zresztą. Tak zawsze wychodzi, kiedy się dopasowuje fabułę do scen akcji, a nie odwrotnie, jak robi Arakawa. kliknij: ukryte
A Ashley widocznie był nienormalny jeszcze na długo przed wydarzeniami z filmu.
He he, to fakt. Szkoda, że jest nienormalny w sztampowy sposób.
Nie tłumaczy pozytywnego zakończenia, w którym powstańcy kończą broniąc praktycznie zamku na środku pustyni. Ich nawet nie trzeba atakować, wystarczy poczekać, aż wymrą z głodu. Albo daje się im jakąkolwiek czansę na zwycięstwo (mogę iść na kompromisy z jej rozsądnością), albo kończy film w bardziej morowym tonie. Na pewno nie stawia się (jakże symbolicznych) mostów, po których wojska Crety mogłyby tam raźnie wmaszerować.
Ale właśnie na tym polega romantyzm…
He he, to fakt. Szkoda, że jest nienormalny w sztampowy sposób
.
A jaki byś chciał?
Poza tym nie wiem, co się tyle fabuły czepiasz, to typowa fabuła dobrego kina akcji. Zapewne gdyby twórców nie ograniczała linia historyczna mangi, to zrobili by coś innego. Dla mnie to fabuła na poziomie, ni więcej ni mniej. Od zawiłości jest pierwowzór, film ma opowiedzieć historię i ją zamknąć.
Rozróżniam romantyzm od skłonności samobójczych. Często bliskoznaczne… ale jednak. Nie uważam, że wolą scenarzysty było sportretowanie grupy romantyków, wtedy bym to zaakceptował jako część fabuły (co prawda niezgodną klimatem z resztą Fullmetala, tam myślą, kiedy coś robią). Nie tylko powstańcy, tutaj wszyscy zachowują się jak idoci. To nie wola scenarzysty, to jego niekompetencja.
A jaki byś chciał?
Alex DeLarge, Hannibal Lecter, Daniel Plainview, Commodus, Anton Chigurh… Za duże oczekiwania? Już Scar z Króla Lwa jest ciekawszy.
Poza tym nie wiem, co się tyle fabuły czepiasz
Przez pół recenzji i 2 odpowiedzi w rozmowie prawie wyłącznie wymieniam kolejne jej nielogiczności i w odpowiedzi słyszę tylko, że się czepiam. Aby fabuła była średnia, nie powinna mieć nielogiczności. Aby była ponadprzeciętna powinna pokazywać coś nowego i poruszającego. To proste.
Zapewne gdyby twórców nie ograniczała linia historyczna mangi, to zrobili by coś innego.
Prawie wcale ich nie ograniczała. Musieli tylko: kliknij: ukryte 1. ograniczyć się do spraw lokalnych na peryferiach – ok 2. nie mieszać w to kamienia – schrzanili
Od zawiłości jest pierwowzór, film ma opowiedzieć historię i ją zamknąć.
kliknij: ukryte Dokładnie! Pisałem o tym w recenzji! Po co tworzyć fikuśne wieloletnie nierealne spiski i egzotyczną alchemię, wyciągać szaleńców z pudełka, skoro można przedstawić proste losy rodzeństwa rozdzielonego przez wojnę i powstanie narodowowyzwoleńcze. To klasyka, ale sporo da się z niej ukręcić. Święta gwiazda Milos podążyła swoją drogą…
Ale w romantyzmie nie liczy się to, co jest po walce, liczy się sama walka o wolność jako wartość nadrzędna.
Co do postaci, które wymieniłeś – w większości to antagoniści. Tutaj braciszka nie da się jasno określić jako złego.
Przez pół recenzji i 2 odpowiedzi w rozmowie prawie wyłącznie wymieniam kolejne jej nielogiczności i w odpowiedzi słyszę tylko, że się czepiam.
Jedyną nielogicznością było to o twarzy, a reszta, to Twoja własna interpretacja tego, co jest słuszne w świecie FMA, a co nie, jakby pani Arakawa sama o tym nie wiedziała, bo na pewno film był z nią konsultowany.
losy rodzeństwa rozdzielonego przez wojnę i powstanie narodowowyzwoleńcze.
I jak to ma się wtedy do historii Elriców i motywu przewodniego FMA? Na takiej podstawie to można zrobić OVA, a nie film kinowy.
Co ty z tym romantyzmem? Już pisałem, nic nie mam do romantyzmu. Mam wąty do tego, że plany ludzi nie trzymają się kupy. „Plan” powstańców jeszcze trzyma się kupy najbardziej, zawodzi nie z ich winy – nie mogli przewidzieć tak absurdalnego obrotu sytuacji. W reszcie FMA otrzymujemy okrutną historię Ishvaru i szczegółowy opis przygotowań do powstania w Amestris. W filmie mamy „romantyzm”, który ma wg Ciebie tłumaczyć wszystko. Jest różnica. kliknij: ukryte
Co do postaci, które wymieniłeś – w większości to antagoniści. Tutaj braciszka nie da się jasno określić jako złego.
Chyba żartujesz. Przez całą akcję nasyłał wilkołaki, które mordowały, kogo popadnie, a pod koniec chciał zatopić slumsy Milos w lawie z mieszkańcami włącznie! Czy my oglądaliśmy ten sam film? (I co to ma do rzeczy? Złe postaci porównujemy tylko ze złymi postaciami?) kliknij: ukryte
Jedyną nielogicznością było to o twarzy, a reszta, to Twoja własna interpretacja tego, co jest słuszne w świecie FMA, a co nie
Do czego chcesz mnie przekonać? Że 2 szaleńców pragnących mocy i władzy to oryginalny motyw? Jest przysłowiowo nieoryginalny. Że jest sprawnie i lgocznie poprowadzony? Wymieniam konkretne przykłady nielogiczności, a w odpowiedzi otrzymuję, że „to moje interpratacje”. To nie jest argument. Argumentem jest uzasadnienie, że fabuła jest logiczna.
jakby pani Arakawa sama o tym nie wiedziała, bo na pewno film był z nią konsultowany
Aha. Na pewno miała dużo do powiedzenia. Scenarzyści radzili się jej bez przerwy, a kiedy miała jakiekolwiek uwagi, natychmiast je uwzględniali. To taka powszechna praktyka w ekranizacji komiksów. Tylko skąd się w takim razie biorą te wszystkie tragiczne ekranizacje?
I jak to ma się wtedy do historii Elriców i motywu przewodniego FMA? Na takiej podstawie to można zrobić OVA, a nie film kinowy.
Litości, to przykład. Chciałem uzasadnić coś tak oczywistego, że nie powinienem tego robić, mianowicie, że da się napisać film z lepszą fabułą o podobnej tematyce. Twoje wypowiedzi zrozumiałem tak, „że się nie da” – ponieważ muszą się trzymać alchemikowych realiów, ponieważ to film akcji, „od zawiłości jest pierwowzór” (?), ponieważ jest w środku fabuły i tak dalej. Niech Ci bedzie – są usprawiedliwieni, że zrobili przeciętny film z fatalną fabułą.
Nie wiem, co miałbym napisać, aby przynajmniej po części Cię przekonać. Przeprowadziłem eksperyment myślowy. Jeśli ta fabuła nie jest sztampowa, to jaka jest? Jeśli ta nie jest źle nielogicznie zaplanowana, to jaka jest? Co jest poniżej? Ja staram się i wiele poniżej nie widzę.
Chyba żartujesz. Przez całą akcję nasyłał wilkołaki, które mordowały, kogo popadnie, a pod koniec chciał zatopić slumsy Milos w lawie z mieszkańcami włącznie!
Ale on je nasyłał w celu ochrony siostry. Miał swój cel, środki i go realizował tak, jak tylko mu na to pozwalała sytuacja. Na pewno nie był antagonistą.
Do czego chcesz mnie przekonać? Że 2 szaleńców pragnących mocy i władzy to oryginalny motyw?
Nie. To sztampa. Sęk w tym, że tu mamy dobrze zrealizowaną sztampę, dzięki czemu sama historia jest oryginalna, chociaż główny motyw już nie.
Wymieniam konkretne przykłady nielogiczności, a w odpowiedzi otrzymuję, że „to moje interpratacje”. To nie jest argument. Argumentem jest uzasadnienie, że fabuła jest logiczna.
Ale po co mam szukać kontrargumentów na zarzuty, które słusznie brzmiałyby co najwyżej z ust autorki… Po prostu stwierdzasz, że w FMA tak być nie powinno, trzeba inaczej. Skąd to wiesz?
I gdzie ta nielogicznie zaplanowana fabuła? Bo powstanie nie było takie, jak w Ishvarze? Ishvarczycy po pierwsze wpierw chcieli zemsty, a potem pomagali „konfederatom”. Ty się rzucasz o to, że w filmie powstańcy nie planowali tego, co będzie potem – po pierwsze, stali się narzędziem w rękach swojego wroga, po drugie dalej nie rozumiesz, że w romantyzmie liczy się walka sama w sobie. Przestudiuj dzieje naszego kraju, będzie dużo zbieżności.
Poza tym to, co było w Ishvarze, to nie jest romantyzm, więc po co to porównujesz?
He he, ta dyskusja wielokrotnie przekracza już całą recenzję. Czemu by nie!
kliknij: ukryte Bronisz Ashleya z wilkołakami, zalewanie lawą zostawiasz w spokoju, ciekawe… Człowiek pragnący wymordować wszystkich wokół poza 1 osobą jest antagonistą. Właściwie to, czy jest, czy nie jest to sprawa drugorzędna, zostawmy to. Chociaż to kolejny przykład nielogiczności. Wysyłał wilkołaki, aby ją chronić. A przed kim konkretnie? Bo Mervin wyszedł z więzienia ostatnio, a powstańcy mówili, że wilkołaki terroryzowały ich dużo wcześniej. Dziwna to ochrona.
Ale po co mam szukać kontrargumentów na zarzuty, które słusznie brzmiałyby co najwyżej z ust autorki…
Zwróciłem uwagę, że twórcy filmu zmieniają reguły gry. Kamień działa inaczej, pojawia się potężna alchemia znikąd, itd. Mam prawo to krytykować, bo nikt mi niczego nie tłumaczy, a Ed i Al, którzy powinni być zdrowo zaskoczeni nie reagują. Twórcy mają wizję – niechże ją uzasadnią jakkolwiek, cudów nie wymagam.
Przestudiuj dzieje naszego kraju, będzie dużo zbieżności.
Co ty z tym powstaniem i romantyzmem! W poście wyżej napisałem że jego plan „trzyma się kupy najbardziej” i że nie krytykuję romantyzmu, a Ty nadal swoje. Sam zacząłeś ten temat, o przebiegu powstania w recenzji napisałem tylko tyle, że jest mało oryginalne, z czym się akurat zgadzasz. Chodzi mi cały czas o to samo – brak uzasadnienia i spójności. Podałem przykład Ishvaru nie dlatego, że wg mnie wszystkie powstania powinny tak wyglądać, tylko ponieważ u Arakawy mieliśmy podane: przyczyny, przebieg i skutki. Cały czas o to mi chodzi. Wyłącznie o to. Powstanie jest mniej istotne, nie poświęcają mu za dożo uwagi, to takie „dynamiczne tło” do poszukiwań kamienia i historii rodzeństwa.
W planie Ahleya również chciałbym znać: przyczyny, przebieg i skutki. Jak sam napisałeś, jego działania można uzasadnić tylko uznając, że zdrowo stuknięty. Tak samo cały plan Mervina można przyjąć tylko na zasadzie, że Mervin z logiką jest na bakier. Powstańcy również nie muszą za dużo myśleć, bo są przedstawieni w klimacie romantycznym. Ty chyba skłaniasz się ku uznaniu, że jeśli takie były potrzeby akcji filmu, to można zaakceptować takie rozwiąznie. To chyba clu różnicy między nami, ponieważ ja tego nie zaakceptuję. Dla mnie, jeśli przedstawiamy szaleńca, to dlatego, że mamy pomysł na pokazanie ciekawej szalonej postaci, jeśli przedstawiamy romantyków, to aby powiedzieć coś ciekawego o romantyzmie itd. I szaleńcy i romantycy w tym filmie są sztampowi, to również przyznałeś. Dla mnie są wytrychem zasłaniającym nieudolność scenarzysty. Nie zaakceptuję takiego rozumowania – przyjmując, że „film starał się przedstawić bohaterów idiotów” można uzasadnić najgłupszą nawet fabułę.
Drobna uwaga: lepiej zasłaniaj tekst, bo edycja może nie być zachwycona szczegółami fabuły na wierzchu…
Wysyłał wilkołaki, aby ją chronić. A przed kim konkretnie? Bo Mervin wyszedł z więzienia ostatnio, a powstańcy mówili, że wilkołaki terroryzowały ich dużo wcześniej. Dziwna to ochrona.
Bo uznał ich za wrogów? Powstańcy byli wrogo nastawieni do jego rodziny, więc uznał ich za niebezpiecznych.
Kamień działa inaczej, pojawia się potężna alchemia znikąd, itd.
Jak inaczej? Działa dokładnie tak, jak w mandze, tak samo używali go wszyscy. CO do 'potężnej alchemii' – alchemia ognia Mustanga też nie była wyjaśniona do końca, a było na to kupę czasu. A sytuacja mistrza Mustanga była dokładnie taka sama, co rodziców naszego kochanego rodzeństwa – wszyscy oni opracowali bardzo potężne techniki alchemiczne.
u Arakawy mieliśmy podane: przyczyny, przebieg i skutki.
Przyczyna – mieszkamy w slumsach, mamy dość ucisku.
Przebieg – kabum pierdut i kosa w łeb
skutki – mało który powstaniec o tym myśli, nawet w realnym świecie.
W planie Ahleya również chciałbym znać: przyczyny, przebieg i skutki.
Przyczyny – chciał chronić siostrę i się zemścić. Przebieg – jak widać w filmie. Skutki – okazało się, że jego siostra nie podziela jego opinii. Tym gorzej dla niej.
Bo uznał ich za wrogów? Powstańcy byli wrogo nastawieni do jego rodziny, więc uznał ich za niebezpiecznych.
A jego siostra była jednym z ich liderów. Trudne nie do zauważenia.
Jak inaczej?
Czerwonych oczu i efektów specjalnych się nie czepiam – niech im będzie, że czasami tak wychodzi. Ale dowiadujemy się, że kamień ma niszczący wpływ na psychikę (o Ashleyu coś takiego mówią), co nijak się ma do wcześniejszego użycia. Ale dobra, nie rozwodzą się nad tym, to drobnostka. Dlaczego Julia, która jak sama stwierdza nie ma pojęcia o alchemii nagle zaczyna strzelać piorunami – oto jest pytanie.
alchemia ognia Mustanga też nie była wyjaśniona do końca, a było na to kupę czasu.
To była najlepiej wyjaśniona alchemia w mandze. Podpala cząsteczki pyłu znajdujące się w powietrzu. Nie jest to mistrzostwo realizmu, ale Melvin rządzi błyskawicami, lodem i robi eksplozje oraz transplantacje, a Ashley z kamieniem to półbóg w pełnej krasie z armią wilkołaków do dyspozycji. Julia jw. Ogólnie: typowa inflacja mocy. Pomysłowe walki z FMA, łączące fizyczną nawalankę z wspomaganiem alchemią zastąpiło nawalanie błyskawicami. Przejaskrawiam tutaj trochę, bo sama realizacja walk mi się podobała – po prostu psuje to klimat FMA.
Przyczyna – mieszkamy w slumsach, mamy dość ucisku. Przebieg – kabum pierdut i kosa w łeb skutki – mało który powstaniec o tym myśli, nawet w realnym świecie.
Mogę tylko odesłać do postu wyżej. Nie zaakceptuję fabuły opartej na niejawnym założeniu, że postacie to idioci.
Przyczyny – chciał chronić siostrę i się zemścić. Przebieg – jak widać w filmie. Skutki – okazało się, że jego siostra nie podziela jego opinii. Tym gorzej dla niej.
Sam wcześniej przyznałeś, że zachowuje się jak wariat. Gdyby przyczyny były jw., to przebieg nie ma sensu, gdyby przebieg był jw., to skutki nie mają sensu – potężny alchemik chciał ich wszystkich zabić, więc zostawiamy go po zajściu niepilnowanego w szpitalu i „niespodziewanie” ucieka. przyczyny – to wariat przebieg – to wariat skutki – wszyscy to wariaci Nie do zaakceptowania z przyczyn już wymienionych.
Sprawa jet prosta. W zbyt wielu punktach filmu postacie podejmowały działania, dla których nie widzę uzasadnienia. Albo to uzasadnienie otrzymam, albo podtrzymam swoją fatalną opinię o tej fabule. Zewnętrzne „pozafabularne” okoliczności nie są istotne.
I poza tym, że znałeś już samą mechanikę jej działania, to nie było o niej wiadomo nic więcej. A to też był ten rodzaj alchemii, którego wyrzekł się nawet jego stwórca. Dlaczego? Bo była potężna. Też mi przyczyna! No, ale Arakawa miała chociaż kilka stron czasu na opisanie tego, gdzie byś takie technikalia zmieścił w filmie?
Mogę tylko odesłać do postu wyżej. Nie zaakceptuję fabuły opartej na niejawnym założeniu, że postacie to idioci.
Znaczy, że wg. Ciebie większość naszych narodowych bohaterów z czasów zaborów i okupacji, to też idioci? TU chodzi o samą walkę dla walki o wolność, nic więcej. Naprawdę tego nie umiesz zrozumieć? Wolność w tym przypadku jest wartością nadrzędną i i nie znaczenia to, co ze sobą przyniesie. Nazywanie bojowników idiotami to czyste niezrozumienie.
Gdyby przyczyny były jw., to przebieg nie ma sensu,
Dlaczego? Chce zjednoczyć się z siostrą, ma potężne środki, ale siostra wpierw się ukrywa, potem ląduje za granicą wrogiego kraju. Czeka więc do momentu, aż będzie mógł wziąć sprawy w swoje ręce.
przyczyny – to wariat
przebieg – to wariat
skutki – wszyscy to wariaci
Przecież to jest piękne!
Jeszce co do kamienia – on korumpował już w mandze. Ja bym bardziej przyczepił się do faktu, że jego przyswojenie nie dla każdego kończyło się pomyślnie.
No, ale Arakawa miała chociaż kilka stron czasu na opisanie tego, gdzie byś takie technikalia zmieścił w filmie?
Powiedziałem „nie jest to mistrzostwo realizmu”. Poza tym krytyka FMA nie ma wpływu na ocenę tego filmu. Takie technikalia spokojnie bym w filmie zmieścił. Filmy biograficzne mieszczą się w 100 min, na jakiś komentarz odnośnie alchemii starczą 2 minuty. W sumie nikt mi akurat tego faktu wyjaśniać nie musi. Rzecz w tym, że Mervin jest litaralnie postacią z nikąd. Przybył, ma potężną alchemię i jest szalony. To nie jest pełnokrwista postać, to jest popychacz fabuły.
Znaczy, że wg. Ciebie większość naszych narodowych bohaterów z czasów zaborów i okupacji, to też idioci? TU chodzi o samą walkę dla walki o wolność, nic więcej.
To zależy od sytuacji. Powstanie listopadowe – niewątpliwie idioci, nie mieli szans od początku, co było oczywiste patrząc na ówczesną sytuację polityczną. Powstanie warszawskie – dyskusyjne, mogło im się udać, nie mogli przewidzieć „miłego gestu” armii radzieckiej. Powstańcy Milos – nie idioci, plan ze zdobyciem kamienia mógł się udać, ile razy mam to pisać i pytać o co Ci chodzi z krytyką mojej nieistniejącej krytyki romantyzmu?
My się ciągle nie rozumiemy. Film może przedstawiać idotów, może ich nie przedstawiać – to nieważne dla jego jakości. Tutaj wszyscy zachowują się jak idioci, kiedy to pasuje scenarzyście, co jest, do diabła, ewidentne. Pasuje im popisowe wejście Ashleya na końcu – niech przez lata siedzi w bazie kilometr od niej i nasyła na nią wilkołaki, a dać jej znać, że żyje niech nie może. Nieśmiały taki, poczekanie aż wybuchnie powstanie to idealny moment na odnowienie więzi rodzinnych poprzez zabicie wszystkich jej przyjaciół. Będzie zdecydowanie dramatyczniej. A, i niech broń Boże nie ostrzeże jej (liścik dałby radę, zresztą mógłby to nawet wykrzyczeć przez magafon), że ten facet z jego twarzą będzie próbował ją zabić, żeby go zapytała o wspomnienia z dzieciństwa, czy coś… To by zepsuło niespodziankę. Pasuje im ucieczka Ashleya – proszę bardzo, niech nikt go nie pilnuje i ten sobie wyjdzie. Jego zlinczowanie zepsułoby pozytywne zakończenie przecież. Pasuje im pojawienie się Mustanga (coby fani nie sarkali) – niech powstańcy chwilowo ignorują ludzi w mundurze Amestris, a władze Amestris niech chwilowo ignorują fakt, że Mustang pomaga w powstaniu przeciw Amestris, o Edzie i Alu nie wspominając.
Przecież to jest piękne!
Kwestia gustu. Ale powtórzę – nie o to chodzi. Tutaj luki logiczne nie układają się w obraz „pochłonięci emocjami bohaterowie w feworze walki nie mają czasu na przemyślenie strategii”. Układają się w „ma być dużo jatki, 2 duże zwroty akcji, Ed, Al, Mustang i Winry, no i pozytywne zakończenie”. Szczegóły techniczne, kogo obchodzą szczegóły techniczne? Otóż mnie obchodzą. Jeśli komuś to nie wadzi – niechże ogląda, napisałem, że reszta filmu jest na wysokim poziomie.
Co do kamienia – nie wiem, czy Julię należy podciągać pod Kimbleya i Ala, którzy z niego korzystali jako źródła mocy, ale żadnej korupcji, ani wzrostu umiejętności, nie było, czy Wratha i Greeda, którzy się z nim stopili, co było bardziej widowiskowe. Średnio pasuje do obu.
Z przykrością muszę stwierdzić, że zgadzam się z większością słów z poniższych komentarzy. Na film oczekiwałam z niecierpliwością, ale również i nie nastawiając się na nic nadzwyczajnego. Niestety, zawodzi kreska – choć momentami wygląda całkiem fajnie, kolory również. Nie można jednak nie zwrócić uwagi na niedopracowane projekty postaci w dalszym tle, czasem nawet na pierwszym planie. Całość z wyglądu jest nierówna – wielkie sceny akcji są starannie dopracowane, te spokojniejsze fragmenty potraktowane „na odwal”. Niedociągnięcia stara się tuszować animacja – bardzo fajna i płynna, choć trafiają się dłuższe chwile „przestoju” – jednak widać, że twórcy więcej czasu poświęcili właśnie jej, zamiast kresce. Za to komputerowe wstawki o wiele lepsze niż w CoS (no, to chyba oczywiste :P). Muzyka, opening, ending i OST – bardzo fajne, lecz nie powalające. Zresztą, to kwestia gustu :).
Co do fabuły, to faktycznie nic odkrywczego, niemal powtórka z Ishval, tylko bardziej napakowana dramatyzmem – który prawie wcale nie porusza. Jeszcze przed wycieknięciem filmu do Internetu w licznych komentarzach obiecywano wartką akcję i mnóstwo krwi; co do akcji, to nie przeczę (pod koniec musiałam kilka razy zatrzymywać, żeby zobaczyć, co się właściwie stało :P), zaś krew, owszem była, ale mnie osobiście nieszczególnie poruszyła (już w CoS krwawe sceny, choć mocno przesadzone, robiły większe wrażenie). Charakterystyczny humor został okrojony – w CoS doczekaliśmy się paru całkiem zabawnych scenek, tutaj choć niby możemy uśmiechać się częściej, to jednak porządnego gagu nie znajdziemy. Wszystko, jak już zauważono opiera się na schematach i do samej historii FMA nie wnosi nic nowego – ot, jedna z wielu przygód braci Elric na drodze do osiągnięcia celu. Takie historyjki można mnożyć w kółko, i tak będą tylko fillerami.
Jeśli chodzi o postacie… Julia i Ashley kliknij: ukryte (ten prawdziwy) są najlepiej opracowani. O pozostałych „nowych” niewiele można powiedzieć, nie zostają zbyt długo w pamięci. Roy, Riza i Winry? Moim zdaniem najlepiej wyglądające postacie w filmie :> – jednak wiele do roboty w nim nie mają. Zwłaszcza Roy – aż żal było patrzeć na jego bezradność wobec potęgi posiadaczy kliknij: ukryte Kamieni Filozoficznych. A Winry została ponownie potraktowana, jak w CoS – brak słów po prostu :(. Ludzie z Bones chyba naprawdę nie znoszą tej postaci. Scena, gdy Ed przebiega obok, nawet jej nie zauważając – chyba lepiej nie mogli pokazać, jak bardzo jest tu zbędna. Riza jako cień Roya poradziła sobie świetnie – momentami zapominałam o jej obecności. Na koniec Ed i Al – niby biorą udział w całym zamieszaniu, lecz nie można oprzeć się wrażeniu, że na siłę próbują być zauważalni. Z całą pewnością nie są głównymi bohaterami tej historii. Choć więcej niż zwykle dzieje się wokół Ala (plusik za to), to jednak razem z Edem mają niewielki wpływ na rozwój wydarzeń – niby coś robią, ciągle gdzieś biegają, ale jakby ich nie było – historia spokojnie mogłaby potoczyć się bez nich. Jeszcze Edowi dano pod koniec powalczyć z głównym „bossem”, coby nikt się nie czepiał, że nie jest tu taki ważny :P.
Czy warto zabierać się za te „popłuczyny”? Myślę, że tak, choćby po to, żeby wyrobić sobie własne zdanie. Całość mimo wszystko wciąga, animacja i efekty robią swoje, fajnie też popatrzeć na Elriców w akcji :). Nie ma co nastawiać się na oryginalną opowieść, jednak choć schematycznie, nie jest tragicznie. Ja tam z przyjemnością obejrzałam całość (dziś oglądam drugi raz :P) i bynajmniej nie uważam, żeby to była strata czasu. Trochę szkoda, że fabuła jest mniej wyszukana, a nasze ulubione postacie odsunięte na dalszy plan – cóż, można to przeboleć ;). Cieszę się, że pomimo tylu wad zdołałam obejrzeć ten film (ACTA), poza tym byłam nastawiona na to, że będę musiała czekać jeszcze parę miesięcy :P. Tak więc zamiast narzekać – lepiej po prostu obejrzeć.
A nawiasem mówiąc: jeśli chodzi o to, w którym momencie historii z mangi zaczyna się film… Tak się składa, że wiem :). Jest dodatkowy rozdział, 45.5 (jakieś 20 stron), przedstawiający wydarzenia na krótko przed ucieczką Ashleya z więzienia. Wszystko zaczyna się wtedy, gdy Ed i Al próbują sprowokować Scara do ataku. Bynajmniej nie jest to końcówka mangi, więc wydaje mi się, że Ed pod względem wieku wygląda dobrze (jeszcze wyraźnie kurduplowato :P) Co nie zmienia faktu, że w tym filmie ma najbrzydszy design, niestety :(.
A
miko_kikyou
22.02.2012 22:36 Wynudziłam się jak smok ;(
Na moje ten film był zbędny, nic nie wnosił. Intryga grubymi nićmi szyta,w ogóle nie wciąga. Nawet Maaya Sakamoto tu nic nie poradzi. Jej postać to taki chodzący ideał przypominający księżniczki z bajek disneya, które są słodkie, miłe i szlachetne. Główni, źle biegają tylko dookoła z szaleńczym śmiechem, żadnych emocji we mnie nie wzbudzają. Podczas seansu Brotherhood, wielu z tych złych potrafiło człowieka czymś zainteresować, nawet dało się ich polubić, można by powiedzieć, że już wyprany z emocji Ojciec ma bogatszą osobowość niż charaktery z Milosa.Po za tym kreska jest przepaskudna, naprawdę nie rozumiem, czemu nie można było zrobić filmu podobną techniką tak jak anime, nieważne już czy w stylu 1 albo 2 adaptacji. Al jeszcze jakoś uszedł w tłoku, ale Edward wyglądał koszmarnie, podobno fabuła filmu ma miejsce gdzieś pod koniec mangi, a tutaj wydaje się, że Stalowy ma z jakieś 10 lat…Co z tego, że jest pełno wybuchów i efektów komputerowych skoro zatracano prawdziwego ducha serii. Gdyby to była oddzielna produkcja, pewnie miałabym o niej lepsze zdanie. Jednak FMA przyzwyczaiło mnie do wyższego standardu i lepszej zabawy dlatego jestem zawiedziona…
Nie wiem, jak mozna pisać, że to anime było nudne. Na ekranie cały czas się coś działo, dawno nie widziałem filmu, który tak przykułby moją uwagę.
Poza tym to kawał dobrego kina, na pewno warte zobaczenia.
Coś oglądałam, ale na pewno to nie było FMA. Zniknął gdzieś ten klimat, za który tą serię tak kocham. Kreska bohaterów rodem z 1 serii, tylko w dużo gorszym wydaniu. Nie mogę przyczepić się to teł, bo naprawdę był to kawał dobrej roboty; szczegółowe krajobrazy itd. Cała reszta leży i kwiczy. Historia nie porywa – jest nudna, przez co widz jedynie pragnie tego, aby się to skończyło. Podczas oglądania nie pojawia się we mnie ani krzta współczucia. Śledziłam losy bohaterów bardzo niechętnie, a czas dłużył mi się i dłużył. Alchemia została podrasowana, postacie ze starego FMA; BH wciśnięci na siłę, a tak czy siak wszystko na końcu zostało w rękach kliknij: ukryte głównej postaci, czyli Julii. I nagle zaśmierdziało typowymi schematami. Bo jakby nie patrzeć, na ich podstawie to anime powstało. Jest główne zUo, biedni ludzie, nastolatka którą wszyscy uwielbiają bo jest taka dobra, pomocna i kochana i jakiś popapraniec, który chce rządzić światem. A żeby zapachniało nieco FMA wrzucono braciszków Elric, Mustanga i Winry (tak na marginesie,najbardziej wciśnięta na siłę postać postać) Jakoś nie umiem się szerzej wypowiedzieć odnośnie tej serii. Nie oczekiwałam od niej zbyt wiele, a i tak mnie zawiodła. Czemu obejrzałam to do końca? Bo FMA: BH jest moim ulubionym anime i cokolwiek jest z nim związane, ja muszę obejrzeć. Podsumowując: 'Milos…' nie porywa. Jest nudne. Z góry mniej‑więcej wiadomo jak się skończy, nie spodziewamy się jakiegokolwiek większego zaskoczenia, dlatego w głowie nie powtarzamy ciągle, tak jak za czasów 2 serii 'Czy to uratują?', a 'Kiedy wreszcie to uratują?'.
A
Enevi
10.02.2012 20:16 Święta gwiazda Milos, czyli jak nie wiadomo, o chodzi, to chodzi o ...
czyli kliknij: ukryte Kamień Filozoficzny. Taaaak, no to główna tajemnica rozwiązana… Można iść do domu? Ten film to przede wszystkim grafika i Maaya Sakamoto. Za resztę serdecznie dziękujemy, czyli resztki głównego dania wrzucamy do kubeczka, zamykamy i wstrząsamy. Intryga jest… banalna. Uciśniony lud jest? Jest. Skorumpowani oficerowie są? Są. Szaleńcy są? Są. Ruch oporu jest? Jest. Sens jest? Nie ma… Znaczy coś tam niby gdzieś tam… Ale po co? Od pierwszej sceny wiadomo, kto jest podejrzany i jakie ma motywy… Główni bohaterowie (nie bracia Elric) są tak przepakowani, że wszyscy alchemicy przy nich powinni zapaść się ze wstydu pod ziemię. Ile litrów krwi jest w ludzkim ciele? DUŻO. A Riza i Roy robią za ozdoby, a ci nowi są tacy papierowi… ALE Julia przynajmniej potrafi strzelać. W skrócie? Popłuczyny po oryginalnej historii, za które chyba nie warto się zabierać.
Hmm
Odradzam jednak jeśli ktoś lub FMA i woli zachować pozytywne wrażenie, jakie pozostawił po sobie Brotherhood. Wyszło takie nie wiadomo co i nie wiadomo po co.
Nudy
Walka o niepodległość na tle melodramatów i takich tam.....
Ostateczna ocena: 5/10. Obejrzeć można, lecz żadnych większych emocji nie wzbudzi: a wot tak, by zabić czas.
The Sacred Star of Milos, czyli jak zrobić z czegoś - NIC.
Po pierwsze – klimat. Tak przez wszystkich uwielbiany „alchemicki” klimat, pełen humoru, dramatyzmu i przede wszystkim wiarygodności. Tutaj brakowało dosłownie wszystkich elementów, z kolei hektolitry krwi przelewały się przez ekran od jednego brzegu do drugiego. Wydaje mi się, że studio BONES nie do końca wyżyło się w kwestii ludzkich rzezi, jeśli chodzi o serię TV, albo po prostu na tym polegała fabuła.
No właśnie – a co z fabułą? Piękny przykład tego, jak wykorzystać popularność serii i udać, że jeśli da się zdeterminowaną bohaterkę budzącą współczucie swoją beznadziejnością i mroczną przeszłością oraz owinie się w to historię uciśnionego narodu – to na pewno wystarczy. A to był jedynie gwóźdź do trumny. Nie dość, że fabuła przewidywalna bardziej już być nie może, a większość faktów pojawia się znikąd, to jeszcze w dodatku znaczenie naszych ukochanych bohaterów – Eda i Ala – zostało ewidentnie olane. Wiem, że ten film był zrobiony głównie z myślą o pokazaniu kolejnych życiowych wartości, którymi rządziła się cała seria, ale zostało to zobrazowane w patetyczny, wręcz desperacki sposób, tym bardziej, że Julia do ostatnich chwil nie wydawała się ani odrobinę bardziej kumata.
Grafika – błagam, powiedzcie mi, że to się nie stało. Że grafika jest wciąż taka sama, jak w Brotherhoodzie. Niestety, modlitwa modlitwą, a ich włosy wciąż do złudzenia przypominają macki kreskówkowej meduzy. Wielka szkoda, że woleli skupić się na płynności ruchów aniżeli szczegółach. Przez tą grafikę, Ed wyglądał jakby miał 10 lat, choć wierzę, że cały ten proces miał za zadanie poprawić jakość scen walki.
Ano właśnie, sceny walki to akurat duży plus całego filmu. Dużo, dużo, DUŻO akcji, a to lubimy najbardziej. Chyba na łamach całej serii telewizyjnej nie było aż tyle akcji, jak tutaj. Z tej części jestem wyjątkowo zadowolona i to chyba jedyny element, jaki ratuje ocenę.
A postacie zostawiłam sobie na deser. Cóż, nie mogę narzekać, bo powtarza się sytuacja z pierwszego filmu Alchemika – Roy w chwili kryzysu, oczywiście, na nic się nie przydaje, Riza robi za tło, a Winry zostaje potraktowana jak szmatka. Scena, w której Ed kliknij: ukryte przebiega koło niej, uganiając się za Julią, jest dla mnie nad wyraz chamska. Po prostu chamska. To tak, jakby wykorzystywał ją tylko do tego, aby naprawiała jego automaila. Czyżby studio wyjątkowo brzydziło się tej postaci? Co do głównych charakterów, tj. Julii i Ashley'a – ... To może ja już tutaj zakończę swoją wypowiedź.
Nawet zawiodły mnie kreacje postaci Edwarda i Alphonse'a. Zawsze pojawiali się tam, gdzie musieli. To przykre, bo było to niesamowicie oczywiste i przewidywalne. Większej roli nie odegrali. Byli tam tylko po to, aby można dać tytuł Fullmetal Alchemist.
Ocena? 5/10.
Komu polecam? Szkoda psuć sobie opinię, jeśliś fan Alchemika. Jednak w sumie powinien do tego przystąpić, chociażby po to, aby docenić twórczość oryginalnej historii.
Fabuła fajna.. Gorzej z grafiką...
Tylko dla fanatycznych fanów dwóch alchemików. Nie polecam, nudne.
Emm… podaj przykład, bo jak pragnę zdrowia nie umiem nic takiego wygrzebać.
Bez przesady. Po pierwsze jego plan był prosty – doprowadzić do wojny domowej i zdobyć kliknij: ukryte kamień filozoficzny. Po drugie na byle pierwszą lepszą z brzegu alchemię bracia Elricowie by nie polecieli. Poza tym wcale tak wybitna nie była, w porównaniu do tego, co reprezentowała płomienna alchemia Mustanga – nic niezwykłego.
Klasyczny schemat typowy dla późnego romantyzmu? Łącznie z późniejszą przemianą bohatera. A pokrzepienie serc nie pasowało, bo to już inna epoka.
Dlaczego zginął? Bo ktoś stwierdził, że dobro ogółu warte jest najwyższych poświęceń jednostki? Znowu romantyzm jak w mordę strzelił. Pamiętaj, że z dylematów wynikł ostatecznie dalszy pęd fabuły.
Albo napisałeś to z zasady, że „o muzyce coś napisać trzeba, bo tak wypada”, albo słoń Ci na ucho nadepnął.
Bluźnisz… Oj, nawet nie wiesz, jak mocno bluźnisz w tym momencie. Jako poniekąd koneser muzyki filmowej mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że to, o czym piszesz, a to, co słychać w filmie, to dwie zupełnie inne rzeczy. Orkiestry grające dla Hollywood brzmią zupełnie inaczej.
To jest argument na nieudolność scenarzystów, nie logikę fabuły.
kliknij: ukryte
Melvin dał się skazać na 5 lat do więzienia, aby uciec przed wilkołakami. Uciekł 2 miesiące przed czasem, zwracając na siebie powszechną uwagę, a wystarczyłoby odsiedzieć swoje, pojechać do Milos i Julia podałaby się mu na talerzu, w końcu miał twarz jej brata. Wcześniej przeszczepił sobie jego twarz – rozumiem, że zaraz po tym akcie był dorosłym człowiekiem z twarzą chłopca, liczącym na to, że za lat kilka Julia będzie liderem ruchu oporu, tak aby móc przejąć nad nim kontrolę. Przy okazji – w świecie alchemików to rzecz niemal niemożliwa – przeszczepiać części ciała potrafił wyłącznie brat Scara, który sam odkrył odpowiednią alchemię. Bardzo. Prosty. Plan.
Przy okazji – tatuowanie alchemicznych formuł na ciałach swoich dzieci jest głupie. Wiem, odbyło się na Hawkeye – wtedy też było głupie, ale przynajmniej Arakawa nie eksploatowała tego wątku.
O Ashleyu nie wspomnę. Miał kamień filozoficzny od lat. Czego chciał? Spotkać się z siostrą? Mordowanie jej towarzyszy za pomocą wilkołaków to świetna ku temu strategia. Wybić tubylców? Mógł to zrobić w każdej chwili, nikt by nie splunął. Zdobyć więcej kamienia (i po co)? Czekanie, aż ktoś inny go wyprodukuje – bardzo produktywne.
kliknij: ukryte Ruch oporu wiedział, że nie ma szans, wciśnięty między potęgi, co było ze wszech miar rozsądne, więc szczypali, ale nie marzyli o niepodległości. Pod koniec ich sytuacja polityczna nie zmieniła się ani o jotę, ale teraz mają już więcej wiary we własne siły. Bzdury. Chyba, że stwierdzimy, że Amestris chodziło tylko o kamień, co stawia Ojca w świetle idioty, skoro wcześniej się nie zorientował, co się święci (nie poznać kręgu transmutacyjnego – taa, jasne; chimery to pewnie ze wsi się wzięły, ichnie psy pasterskie).
A, nigdzie nie użyłem słowa romantyzm, to Twoje wizje, nie moje.
kliknij: ukryte Nie, nie korzystaj z kamienia! To złe, tam siedzą dusze! Później z niego skorzystała i wszyscy zrobili „Nooo, trudno, żyje się dalej.” Jego połykanie ma cudowne skutki swoją drogą (np. nagle uczysz się alchemii). Kimbleyowi nic takiego nie było :(
Kolejny dowód nieudolności scenarzysty, skoro potrzebuje do napędzenia fabuły takich bzdur.
Albo napisałeś to z zasady, że „o muzyce coś napisać trzeba, bo tak wypada”, albo słoń Ci na ucho nadepnął. Odpowiedź, jaka i Twoja. Tak samo pasuje, tak samo konstruktywna. Zwracam uwagę, w dalszej części mówiłem, mimo nieoryginalności, o jej wysokiej jakości i oceniłem ją, jako sprawne rzemiosło na 7/10! Spierasz się o gust muzyczny. Przegrana sprawa.
Fabuła, muzyka, postacie – można dyskutować, ale nikt mi nie wmówi, że ten film ma rozsądną fabułę.
Tak, ale przecież kliknij: ukryte jej prawdziwy brat też jej szukał i pewnie dotarł by do niej przed Melvinem. Nie było czasu na opieszałość.
Tak. I o to właśnie chodzi – bez wspomnienia o romantyzmie nie da się wytłumaczyć zachowania powstańców.
Film ma dobrą fabułę na tyle, na ile pozwalały na to ramy mangi. Właściwie, to poza wzmianką o przeszczepie twarzy widzę tu tylko czepialstwo.
A Ashley widocznie był nienormalny jeszcze na długo przed wydarzeniami z filmu.
Romantyzm – tak, prawda, to tłumaczy zachowanie powstańców. kliknij: ukryte Nie tłumaczy pozytywnego zakończenia, w którym powstańcy kończą broniąc praktycznie zamku na środku pustyni. Ich nawet nie trzeba atakować, wystarczy poczekać, aż wymrą z głodu. Albo daje się im jakąkolwiek czansę na zwycięstwo (mogę iść na kompromisy z jej rozsądnością), albo kończy film w bardziej morowym tonie. Na pewno nie stawia się (jakże symbolicznych) mostów, po których wojska Crety mogłyby tam raźnie wmaszerować.
Uhuhu. Właśnie nie! Czepiam się dokładnie dlatego, że manga ma wyjątkowo dobrą i rozsądną fabułę, a film to wszystko (literalnie wszystko – wskaż jeden normalny wątek) chrzani, podobnie jak poprzedni zresztą. Tak zawsze wychodzi, kiedy się dopasowuje fabułę do scen akcji, a nie odwrotnie, jak robi Arakawa.
kliknij: ukryte
He he, to fakt. Szkoda, że jest nienormalny w sztampowy sposób.
Ale właśnie na tym polega romantyzm…
.
A jaki byś chciał?
Poza tym nie wiem, co się tyle fabuły czepiasz, to typowa fabuła dobrego kina akcji. Zapewne gdyby twórców nie ograniczała linia historyczna mangi, to zrobili by coś innego. Dla mnie to fabuła na poziomie, ni więcej ni mniej. Od zawiłości jest pierwowzór, film ma opowiedzieć historię i ją zamknąć.
Rozróżniam romantyzm od skłonności samobójczych. Często bliskoznaczne… ale jednak. Nie uważam, że wolą scenarzysty było sportretowanie grupy romantyków, wtedy bym to zaakceptował jako część fabuły (co prawda niezgodną klimatem z resztą Fullmetala, tam myślą, kiedy coś robią). Nie tylko powstańcy, tutaj wszyscy zachowują się jak idoci. To nie wola scenarzysty, to jego niekompetencja.
Alex DeLarge, Hannibal Lecter, Daniel Plainview, Commodus, Anton Chigurh… Za duże oczekiwania? Już Scar z Króla Lwa jest ciekawszy.
Przez pół recenzji i 2 odpowiedzi w rozmowie prawie wyłącznie wymieniam kolejne jej nielogiczności i w odpowiedzi słyszę tylko, że się czepiam. Aby fabuła była średnia, nie powinna mieć nielogiczności. Aby była ponadprzeciętna powinna pokazywać coś nowego i poruszającego. To proste.
Prawie wcale ich nie ograniczała. Musieli tylko:
kliknij: ukryte
1. ograniczyć się do spraw lokalnych na peryferiach – ok
2. nie mieszać w to kamienia – schrzanili
kliknij: ukryte Dokładnie! Pisałem o tym w recenzji! Po co tworzyć fikuśne wieloletnie nierealne spiski i egzotyczną alchemię, wyciągać szaleńców z pudełka, skoro można przedstawić proste losy rodzeństwa rozdzielonego przez wojnę i powstanie narodowowyzwoleńcze. To klasyka, ale sporo da się z niej ukręcić. Święta gwiazda Milos podążyła swoją drogą…
Co do postaci, które wymieniłeś – w większości to antagoniści. Tutaj braciszka nie da się jasno określić jako złego.
Jedyną nielogicznością było to o twarzy, a reszta, to Twoja własna interpretacja tego, co jest słuszne w świecie FMA, a co nie, jakby pani Arakawa sama o tym nie wiedziała, bo na pewno film był z nią konsultowany.
I jak to ma się wtedy do historii Elriców i motywu przewodniego FMA? Na takiej podstawie to można zrobić OVA, a nie film kinowy.
kliknij: ukryte
Chyba żartujesz. Przez całą akcję nasyłał wilkołaki, które mordowały, kogo popadnie, a pod koniec chciał zatopić slumsy Milos w lawie z mieszkańcami włącznie! Czy my oglądaliśmy ten sam film? (I co to ma do rzeczy? Złe postaci porównujemy tylko ze złymi postaciami?)
kliknij: ukryte
Do czego chcesz mnie przekonać? Że 2 szaleńców pragnących mocy i władzy to oryginalny motyw? Jest przysłowiowo nieoryginalny. Że jest sprawnie i lgocznie poprowadzony? Wymieniam konkretne przykłady nielogiczności, a w odpowiedzi otrzymuję, że „to moje interpratacje”. To nie jest argument. Argumentem jest uzasadnienie, że fabuła jest logiczna.
Aha. Na pewno miała dużo do powiedzenia. Scenarzyści radzili się jej bez przerwy, a kiedy miała jakiekolwiek uwagi, natychmiast je uwzględniali. To taka powszechna praktyka w ekranizacji komiksów. Tylko skąd się w takim razie biorą te wszystkie tragiczne ekranizacje?
Litości, to przykład. Chciałem uzasadnić coś tak oczywistego, że nie powinienem tego robić, mianowicie, że da się napisać film z lepszą fabułą o podobnej tematyce. Twoje wypowiedzi zrozumiałem tak, „że się nie da” – ponieważ muszą się trzymać alchemikowych realiów, ponieważ to film akcji, „od zawiłości jest pierwowzór” (?), ponieważ jest w środku fabuły i tak dalej. Niech Ci bedzie – są usprawiedliwieni, że zrobili przeciętny film z fatalną fabułą.
Nie wiem, co miałbym napisać, aby przynajmniej po części Cię przekonać. Przeprowadziłem eksperyment myślowy. Jeśli ta fabuła nie jest sztampowa, to jaka jest? Jeśli ta nie jest źle nielogicznie zaplanowana, to jaka jest? Co jest poniżej? Ja staram się i wiele poniżej nie widzę.
Ale on je nasyłał w celu ochrony siostry. Miał swój cel, środki i go realizował tak, jak tylko mu na to pozwalała sytuacja. Na pewno nie był antagonistą.
Nie. To sztampa. Sęk w tym, że tu mamy dobrze zrealizowaną sztampę, dzięki czemu sama historia jest oryginalna, chociaż główny motyw już nie.
Ale po co mam szukać kontrargumentów na zarzuty, które słusznie brzmiałyby co najwyżej z ust autorki… Po prostu stwierdzasz, że w FMA tak być nie powinno, trzeba inaczej. Skąd to wiesz?
I gdzie ta nielogicznie zaplanowana fabuła? Bo powstanie nie było takie, jak w Ishvarze? Ishvarczycy po pierwsze wpierw chcieli zemsty, a potem pomagali „konfederatom”. Ty się rzucasz o to, że w filmie powstańcy nie planowali tego, co będzie potem – po pierwsze, stali się narzędziem w rękach swojego wroga, po drugie dalej nie rozumiesz, że w romantyzmie liczy się walka sama w sobie. Przestudiuj dzieje naszego kraju, będzie dużo zbieżności.
Poza tym to, co było w Ishvarze, to nie jest romantyzm, więc po co to porównujesz?
kliknij: ukryte Bronisz Ashleya z wilkołakami, zalewanie lawą zostawiasz w spokoju, ciekawe… Człowiek pragnący wymordować wszystkich wokół poza 1 osobą jest antagonistą. Właściwie to, czy jest, czy nie jest to sprawa drugorzędna, zostawmy to. Chociaż to kolejny przykład nielogiczności. Wysyłał wilkołaki, aby ją chronić. A przed kim konkretnie? Bo Mervin wyszedł z więzienia ostatnio, a powstańcy mówili, że wilkołaki terroryzowały ich dużo wcześniej. Dziwna to ochrona.
Zwróciłem uwagę, że twórcy filmu zmieniają reguły gry. Kamień działa inaczej, pojawia się potężna alchemia znikąd, itd. Mam prawo to krytykować, bo nikt mi niczego nie tłumaczy, a Ed i Al, którzy powinni być zdrowo zaskoczeni nie reagują. Twórcy mają wizję – niechże ją uzasadnią jakkolwiek, cudów nie wymagam.
Co ty z tym powstaniem i romantyzmem! W poście wyżej napisałem że jego plan „trzyma się kupy najbardziej” i że nie krytykuję romantyzmu, a Ty nadal swoje. Sam zacząłeś ten temat, o przebiegu powstania w recenzji napisałem tylko tyle, że jest mało oryginalne, z czym się akurat zgadzasz. Chodzi mi cały czas o to samo – brak uzasadnienia i spójności. Podałem przykład Ishvaru nie dlatego, że wg mnie wszystkie powstania powinny tak wyglądać, tylko ponieważ u Arakawy mieliśmy podane: przyczyny, przebieg i skutki. Cały czas o to mi chodzi. Wyłącznie o to. Powstanie jest mniej istotne, nie poświęcają mu za dożo uwagi, to takie „dynamiczne tło” do poszukiwań kamienia i historii rodzeństwa.
W planie Ahleya również chciałbym znać: przyczyny, przebieg i skutki. Jak sam napisałeś, jego działania można uzasadnić tylko uznając, że zdrowo stuknięty. Tak samo cały plan Mervina można przyjąć tylko na zasadzie, że Mervin z logiką jest na bakier. Powstańcy również nie muszą za dużo myśleć, bo są przedstawieni w klimacie romantycznym. Ty chyba skłaniasz się ku uznaniu, że jeśli takie były potrzeby akcji filmu, to można zaakceptować takie rozwiąznie. To chyba clu różnicy między nami, ponieważ ja tego nie zaakceptuję. Dla mnie, jeśli przedstawiamy szaleńca, to dlatego, że mamy pomysł na pokazanie ciekawej szalonej postaci, jeśli przedstawiamy romantyków, to aby powiedzieć coś ciekawego o romantyzmie itd. I szaleńcy i romantycy w tym filmie są sztampowi, to również przyznałeś. Dla mnie są wytrychem zasłaniającym nieudolność scenarzysty. Nie zaakceptuję takiego rozumowania – przyjmując, że „film starał się przedstawić bohaterów idiotów” można uzasadnić najgłupszą nawet fabułę.
Drobna uwaga: lepiej zasłaniaj tekst, bo edycja może nie być zachwycona szczegółami fabuły na wierzchu…
Bo uznał ich za wrogów? Powstańcy byli wrogo nastawieni do jego rodziny, więc uznał ich za niebezpiecznych.
Jak inaczej? Działa dokładnie tak, jak w mandze, tak samo używali go wszyscy. CO do 'potężnej alchemii' – alchemia ognia Mustanga też nie była wyjaśniona do końca, a było na to kupę czasu. A sytuacja mistrza Mustanga była dokładnie taka sama, co rodziców naszego kochanego rodzeństwa – wszyscy oni opracowali bardzo potężne techniki alchemiczne.
Przyczyna – mieszkamy w slumsach, mamy dość ucisku.
Przebieg – kabum pierdut i kosa w łeb
skutki – mało który powstaniec o tym myśli, nawet w realnym świecie.
Przyczyny – chciał chronić siostrę i się zemścić. Przebieg – jak widać w filmie. Skutki – okazało się, że jego siostra nie podziela jego opinii. Tym gorzej dla niej.
Ty się tu celowo doszukujesz zawiłości?
A jego siostra była jednym z ich liderów. Trudne nie do zauważenia.
Czerwonych oczu i efektów specjalnych się nie czepiam – niech im będzie, że czasami tak wychodzi. Ale dowiadujemy się, że kamień ma niszczący wpływ na psychikę (o Ashleyu coś takiego mówią), co nijak się ma do wcześniejszego użycia. Ale dobra, nie rozwodzą się nad tym, to drobnostka. Dlaczego Julia, która jak sama stwierdza nie ma pojęcia o alchemii nagle zaczyna strzelać piorunami – oto jest pytanie.
To była najlepiej wyjaśniona alchemia w mandze. Podpala cząsteczki pyłu znajdujące się w powietrzu. Nie jest to mistrzostwo realizmu, ale Melvin rządzi błyskawicami, lodem i robi eksplozje oraz transplantacje, a Ashley z kamieniem to półbóg w pełnej krasie z armią wilkołaków do dyspozycji. Julia jw. Ogólnie: typowa inflacja mocy. Pomysłowe walki z FMA, łączące fizyczną nawalankę z wspomaganiem alchemią zastąpiło nawalanie błyskawicami. Przejaskrawiam tutaj trochę, bo sama realizacja walk mi się podobała – po prostu psuje to klimat FMA.
Mogę tylko odesłać do postu wyżej. Nie zaakceptuję fabuły opartej na niejawnym założeniu, że postacie to idioci.
Sam wcześniej przyznałeś, że zachowuje się jak wariat. Gdyby przyczyny były jw., to przebieg nie ma sensu, gdyby przebieg był jw., to skutki nie mają sensu – potężny alchemik chciał ich wszystkich zabić, więc zostawiamy go po zajściu niepilnowanego w szpitalu i „niespodziewanie” ucieka.
przyczyny – to wariat
przebieg – to wariat
skutki – wszyscy to wariaci
Nie do zaakceptowania z przyczyn już wymienionych.
Sprawa jet prosta. W zbyt wielu punktach filmu postacie podejmowały działania, dla których nie widzę uzasadnienia. Albo to uzasadnienie otrzymam, albo podtrzymam swoją fatalną opinię o tej fabule. Zewnętrzne „pozafabularne” okoliczności nie są istotne.
I poza tym, że znałeś już samą mechanikę jej działania, to nie było o niej wiadomo nic więcej. A to też był ten rodzaj alchemii, którego wyrzekł się nawet jego stwórca. Dlaczego? Bo była potężna. Też mi przyczyna! No, ale Arakawa miała chociaż kilka stron czasu na opisanie tego, gdzie byś takie technikalia zmieścił w filmie?
Znaczy, że wg. Ciebie większość naszych narodowych bohaterów z czasów zaborów i okupacji, to też idioci? TU chodzi o samą walkę dla walki o wolność, nic więcej. Naprawdę tego nie umiesz zrozumieć? Wolność w tym przypadku jest wartością nadrzędną i i nie znaczenia to, co ze sobą przyniesie. Nazywanie bojowników idiotami to czyste niezrozumienie.
Dlaczego? Chce zjednoczyć się z siostrą, ma potężne środki, ale siostra wpierw się ukrywa, potem ląduje za granicą wrogiego kraju. Czeka więc do momentu, aż będzie mógł wziąć sprawy w swoje ręce.
Przecież to jest piękne!
Jeszce co do kamienia – on korumpował już w mandze. Ja bym bardziej przyczepił się do faktu, że jego przyswojenie nie dla każdego kończyło się pomyślnie.
Powiedziałem „nie jest to mistrzostwo realizmu”. Poza tym krytyka FMA nie ma wpływu na ocenę tego filmu. Takie technikalia spokojnie bym w filmie zmieścił. Filmy biograficzne mieszczą się w 100 min, na jakiś komentarz odnośnie alchemii starczą 2 minuty. W sumie nikt mi akurat tego faktu wyjaśniać nie musi. Rzecz w tym, że Mervin jest litaralnie postacią z nikąd. Przybył, ma potężną alchemię i jest szalony. To nie jest pełnokrwista postać, to jest popychacz fabuły.
To zależy od sytuacji. Powstanie listopadowe – niewątpliwie idioci, nie mieli szans od początku, co było oczywiste patrząc na ówczesną sytuację polityczną. Powstanie warszawskie – dyskusyjne, mogło im się udać, nie mogli przewidzieć „miłego gestu” armii radzieckiej. Powstańcy Milos – nie idioci, plan ze zdobyciem kamienia mógł się udać, ile razy mam to pisać i pytać o co Ci chodzi z krytyką mojej nieistniejącej krytyki romantyzmu?
My się ciągle nie rozumiemy. Film może przedstawiać idotów, może ich nie przedstawiać – to nieważne dla jego jakości. Tutaj wszyscy zachowują się jak idioci, kiedy to pasuje scenarzyście, co jest, do diabła, ewidentne. Pasuje im popisowe wejście Ashleya na końcu – niech przez lata siedzi w bazie kilometr od niej i nasyła na nią wilkołaki, a dać jej znać, że żyje niech nie może. Nieśmiały taki, poczekanie aż wybuchnie powstanie to idealny moment na odnowienie więzi rodzinnych poprzez zabicie wszystkich jej przyjaciół. Będzie zdecydowanie dramatyczniej. A, i niech broń Boże nie ostrzeże jej (liścik dałby radę, zresztą mógłby to nawet wykrzyczeć przez magafon), że ten facet z jego twarzą będzie próbował ją zabić, żeby go zapytała o wspomnienia z dzieciństwa, czy coś… To by zepsuło niespodziankę. Pasuje im ucieczka Ashleya – proszę bardzo, niech nikt go nie pilnuje i ten sobie wyjdzie. Jego zlinczowanie zepsułoby pozytywne zakończenie przecież. Pasuje im pojawienie się Mustanga (coby fani nie sarkali) – niech powstańcy chwilowo ignorują ludzi w mundurze Amestris, a władze Amestris niech chwilowo ignorują fakt, że Mustang pomaga w powstaniu przeciw Amestris, o Edzie i Alu nie wspominając.
Kwestia gustu. Ale powtórzę – nie o to chodzi. Tutaj luki logiczne nie układają się w obraz „pochłonięci emocjami bohaterowie w feworze walki nie mają czasu na przemyślenie strategii”. Układają się w „ma być dużo jatki, 2 duże zwroty akcji, Ed, Al, Mustang i Winry, no i pozytywne zakończenie”. Szczegóły techniczne, kogo obchodzą szczegóły techniczne? Otóż mnie obchodzą. Jeśli komuś to nie wadzi – niechże ogląda, napisałem, że reszta filmu jest na wysokim poziomie.
Co do kamienia – nie wiem, czy Julię należy podciągać pod Kimbleya i Ala, którzy z niego korzystali jako źródła mocy, ale żadnej korupcji, ani wzrostu umiejętności, nie było, czy Wratha i Greeda, którzy się z nim stopili, co było bardziej widowiskowe. Średnio pasuje do obu.
8/10
Co do fabuły, to faktycznie nic odkrywczego, niemal powtórka z Ishval, tylko bardziej napakowana dramatyzmem – który prawie wcale nie porusza. Jeszcze przed wycieknięciem filmu do Internetu w licznych komentarzach obiecywano wartką akcję i mnóstwo krwi; co do akcji, to nie przeczę (pod koniec musiałam kilka razy zatrzymywać, żeby zobaczyć, co się właściwie stało :P), zaś krew, owszem była, ale mnie osobiście nieszczególnie poruszyła (już w CoS krwawe sceny, choć mocno przesadzone, robiły większe wrażenie). Charakterystyczny humor został okrojony – w CoS doczekaliśmy się paru całkiem zabawnych scenek, tutaj choć niby możemy uśmiechać się częściej, to jednak porządnego gagu nie znajdziemy. Wszystko, jak już zauważono opiera się na schematach i do samej historii FMA nie wnosi nic nowego – ot, jedna z wielu przygód braci Elric na drodze do osiągnięcia celu. Takie historyjki można mnożyć w kółko, i tak będą tylko fillerami.
Jeśli chodzi o postacie… Julia i Ashley kliknij: ukryte (ten prawdziwy) są najlepiej opracowani. O pozostałych „nowych” niewiele można powiedzieć, nie zostają zbyt długo w pamięci. Roy, Riza i Winry? Moim zdaniem najlepiej wyglądające postacie w filmie :> – jednak wiele do roboty w nim nie mają. Zwłaszcza Roy – aż żal było patrzeć na jego bezradność wobec potęgi posiadaczy kliknij: ukryte Kamieni Filozoficznych. A Winry została ponownie potraktowana, jak w CoS – brak słów po prostu :(. Ludzie z Bones chyba naprawdę nie znoszą tej postaci. Scena, gdy Ed przebiega obok, nawet jej nie zauważając – chyba lepiej nie mogli pokazać, jak bardzo jest tu zbędna. Riza jako cień Roya poradziła sobie świetnie – momentami zapominałam o jej obecności. Na koniec Ed i Al – niby biorą udział w całym zamieszaniu, lecz nie można oprzeć się wrażeniu, że na siłę próbują być zauważalni. Z całą pewnością nie są głównymi bohaterami tej historii. Choć więcej niż zwykle dzieje się wokół Ala (plusik za to), to jednak razem z Edem mają niewielki wpływ na rozwój wydarzeń – niby coś robią, ciągle gdzieś biegają, ale jakby ich nie było – historia spokojnie mogłaby potoczyć się bez nich. Jeszcze Edowi dano pod koniec powalczyć z głównym „bossem”, coby nikt się nie czepiał, że nie jest tu taki ważny :P.
Czy warto zabierać się za te „popłuczyny”? Myślę, że tak, choćby po to, żeby wyrobić sobie własne zdanie. Całość mimo wszystko wciąga, animacja i efekty robią swoje, fajnie też popatrzeć na Elriców w akcji :). Nie ma co nastawiać się na oryginalną opowieść, jednak choć schematycznie, nie jest tragicznie. Ja tam z przyjemnością obejrzałam całość (dziś oglądam drugi raz :P) i bynajmniej nie uważam, żeby to była strata czasu. Trochę szkoda, że fabuła jest mniej wyszukana, a nasze ulubione postacie odsunięte na dalszy plan – cóż, można to przeboleć ;). Cieszę się, że pomimo tylu wad zdołałam obejrzeć ten film (ACTA), poza tym byłam nastawiona na to, że będę musiała czekać jeszcze parę miesięcy :P. Tak więc zamiast narzekać – lepiej po prostu obejrzeć.
A nawiasem mówiąc: jeśli chodzi o to, w którym momencie historii z mangi zaczyna się film… Tak się składa, że wiem :). Jest dodatkowy rozdział, 45.5 (jakieś 20 stron), przedstawiający wydarzenia na krótko przed ucieczką Ashleya z więzienia. Wszystko zaczyna się wtedy, gdy Ed i Al próbują sprowokować Scara do ataku. Bynajmniej nie jest to końcówka mangi, więc wydaje mi się, że Ed pod względem wieku wygląda dobrze (jeszcze wyraźnie kurduplowato :P) Co nie zmienia faktu, że w tym filmie ma najbrzydszy design, niestety :(.
Wynudziłam się jak smok ;(
Poza tym to kawał dobrego kina, na pewno warte zobaczenia.
Święta gwiazda Milos, czyli jak nie wiadomo, o chodzi, to chodzi o ...
Ten film to przede wszystkim grafika i Maaya Sakamoto. Za resztę serdecznie dziękujemy, czyli resztki głównego dania wrzucamy do kubeczka, zamykamy i wstrząsamy. Intryga jest… banalna. Uciśniony lud jest? Jest. Skorumpowani oficerowie są? Są. Szaleńcy są? Są. Ruch oporu jest? Jest. Sens jest? Nie ma… Znaczy coś tam niby gdzieś tam… Ale po co? Od pierwszej sceny wiadomo, kto jest podejrzany i jakie ma motywy… Główni bohaterowie (nie bracia Elric) są tak przepakowani, że wszyscy alchemicy przy nich powinni zapaść się ze wstydu pod ziemię. Ile litrów krwi jest w ludzkim ciele? DUŻO. A Riza i Roy robią za ozdoby, a ci nowi są tacy papierowi… ALE Julia przynajmniej potrafi strzelać. W skrócie? Popłuczyny po oryginalnej historii, za które chyba nie warto się zabierać.
Zamaskowano spoiler. Moderacja