Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 6/10 grafika: 8/10
fabuła: 6/10 muzyka: 9/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 18
Średnia: 6,28
σ=2,23

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Gundam Build Fighters

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2013
Czas trwania: 25×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ガンダムビルドファイターズ
Gatunki: Przygodowe
Widownia: Kodomo, Shounen; Postaci: Uczniowie/studenci; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Mechy
zrzutka

Taki duży, taki mały, może mecha mieć!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Nie lubię Gundamów. Wielkie to, nawet nie ma kamuflażu, najeżone niepotrzebnymi ozdobami i w ogóle bezsensowne koncepcyjnie. Na nieszczęście tak właśnie musi wyglądać wielki animowany robot, by sprzedał się jako figurka, a maszyna bojowa z prawdziwego zdarzenia niekoniecznie przypadłaby dzieciom do gustu. Jest jednak sposób, w dodatku banalnie prosty, by tej gargantuicznej zabawce nadać sens. Wystarczy bowiem porzucić iluzję niepowstrzymanej człekokształtnej broni i pogodzić się z rzeczywistością, że gundamy najlepiej prezentują się jako podarunek dla dzieciaków. W ten oto sposób dostajemy najsensowniejszego Gundama w historii franczyzy, a zwie się on Build Fighters!

Nieco nagiąłem fakty, bowiem Gundam Build Fighters nie traktuje o zabawkach… a raczej nie o zwyczajnych zabawkach, lecz o gunpla, czyli własnoręcznie składanych modelach wielkich robotów. W świecie anime można je nawet wprawić w ruch i toczyć pojedynki na specjalnych stołach­‑arenach, a wszystko to dzięki cząstkom Plawskiego, które pozwalają na dowolne modelowanie pola bitwy, formowanie promieni energii i wiele innych rzeczy, bez których gundamy i im pokrewne nie byłyby tak efektowne. Gunpla to rozrywka łącząca pokolenia, nic więc dziwnego, że Sei Iori wdał się w ojca i również buduje własne miniaturki, a idzie mu to perfekcyjnie. Pod nieobecność taty, podróżującego po świecie wicemistrza GunPla Battle, chłopak pomaga matce w prowadzeniu sklepu hobbystycznego poświęconego, a jakże, gunpla. Niestety Iori, jak dobrym modelarzem by nie był, zupełnie nie odnajduje się w sterowaniu swoimi dziełami i przez to notorycznie ponosi porażki. Los w końcu uśmiecha się do naszego bohatera i dosłownie jak z nieba zsyła mu kompana, który od pierwszego kontaktu z modelami okazuje się doskonałym zawodnikiem GunPla Battle. Mimo to Aria von Reiji Asuna, dla przyjaciół Reiji, nie od razu przekonuje się do tej formy rozrywki, lecz ostatecznie duet w postaci genialnego konstruktora i fenomenalnego pilota stawia sobie za cel zwycięstwo w następnych mistrzostwach świata. Na ich drodze staną nie tylko doświadczeni przeciwnicy, lecz także ludzie kierujący się chciwością i pychą. Inni chętnie poznaliby pilnie strzeżony sekret cząstek Plawskiego, które z pewnością znajdą inne zastosowanie niż tylko wprawianie w ruch zabawek.

Brzmi dziecinnie? Owszem, Gundam Build Fighters fabularnie niewiele różni się od całego grona podobnych serii, jak chociażby szalenie popularnego niegdyś w Polsce Bakuten Shoot Bayblade. To swoiste połączenie Pokemonów z reklamą zabawek hobbystycznych, ale za to jakie efektowne i wciągające! To nic, że bohaterami są uczniowie gimnazjum, bowiem serial ewidentnie kierowany jest do o wiele szerszej widowni. Już sama ilość nawiązań do Gundamów sprzed dekady i starszych ewidentnie daje znać, kto jest prawdziwym adresatem. Nieskomplikowana, ale wciągająca fabuła, przyprawiająca o masę emocji akcja, przykuwające wzrok pojedynki wielkich robotów i sympatyczni bohaterowie ze swoimi mniej lub bardziej dziecinnymi problemami to sposób, by zainteresować zarówno małego, jak i dużego miłośnika mecha. Dla tych pierwszych są niezwykłe przygody i zacięta rywalizacja, dla drugich sentyment i sposobność ujrzenia całej gamy maszyn zaprojektowanych w studiu Sunrise. Czerpaniu radości z seansu w żaden sposób nie przeszkadza fabuła, oparta głównie na schemacie pokonywania coraz to silniejszych i dziwniejszych przeciwników, stojących na drodze ku walce z tym jedynym, z którym bohaterowie już od samego początku postanowili stoczyć przyjacielską, pełną pasji bitwę. Nie liczy się bowiem zwycięstwo samo w sobie, lecz właśnie sposobność pojedynkowania się z mistrzem i to, że każdy pokonany wróg staje się nowym przyjacielem! Zanim to jednak nastąpi, emocje podtrzymują liczne zwroty akcji, suspens i młodzieńcza pasja, która pcha Seia i Reijiego przez tłumy kolejnych oponentów. Walki są nieprzewidywalne, a w dodatku każdy zawodnik prezentuje charakterystyczny dla siebie, niepowtarzalny styl i nietypowe, często zakrawające na supermoce zdolności. Oto właśnie przepis na perfekcyjną realizację schematu, który już w przeszłości oczarowywał dzieciaki, co odcinek coraz bardziej skore do kupna kolejnych latających dysków, mieczy, świecidełek i innych gadżetów. Ta sama strategia jest z powodzeniem powtarzana do dziś, lecz Gundam Build Fighters nie popełnia głównego błędu konkurencji i nie ignoruje roli rodzica w dokonywaniu zakupów. Zamiast tego pokazuje, że składanie miniaturek robotów dzięki ich różnorodności może być frajdą dla całej rodziny, a jako hobby twórcze, pobudza kreatywność i stanowi pierwszy krok na drodze do modelarstwa z prawdziwego zdarzenia. Dobrze, akurat tego ostatniego w anime nie powiedziano, lecz każdy wie, że pierwszy krok jest najważniejszy.

Bardzo chciałbym w tym miejscu i na przekór wszystkim gorliwym fanatykom Gundama postawić ołtarzyk, lecz nawet Build Fighters nie uniknęło kilku istotnych potknięć. W późniejszych odcinkach uwidacznia się brak dobrych pomysłów na przebieg walk, gdyż najlepsze triki pojawiły się już wcześniej. W efekcie niemal wszystkie późniejsze pojedynki kończą się widowiskowym mordobiciem miniaturowych robotów, z których sypią się snopy iskier i odpadają kolejne plastikowe elementy. O ile pierwsze dwie walki w tym stylu były rzeczywiście ciekawe i potrafiły wciągnąć widza wraz z butami w wir akcji, tak każda późniejsza coraz dobitniej uwidacznia deficyt pomysłów. W efekcie wrażenia z seansu psują się, a moment kulminacyjny i ostatnia, najważniejsza przecież walka są najwyżej przeciętne i nie umywają się do tego, co twórcy pokazywali widzowi na samym początku.

Znaczący wpływ na wrażenia z seansu miały wysiłki animatorów i rysowników, bowiem to właśnie walory wizualne są głównym elementem, który definiuje jakość anime o mechach. Studio Sunrise po raz kolejny pokazało, że w kwestii animacji robotów nie ma się czego wstydzić i od lat trzyma wysoki poziom wykonania. Jeśli ktoś ma ochotę na ręcznie rysowane i dynamiczne wielkie roboty w formie niezobowiązującej rozrywki, to już wie, czego powinien szukać. O ile projekty mechów są pomysłowe, tak w przypadku postaci Gundam Build Fighters niewiele różni się od typowych przygodowych anime skierowanych do młodszej widowni, chociaż w kwestii ekstrawaganckich fryzur z pewnością daleko mu do Yu­‑Gi­‑Oh!. Stroje bohaterów są z reguły grzeczne, chociaż mama Seia wcale nie musi nosić kusych kiecek, by podkreślić kształty, acz nawet jej figura nie przywodzi na myśl zakompleksienia rysowników. Ogólnie postaci wyglądają odpowiednio do przypisanego im wieku, a na ekranie pojawiają się także starsi panowie, których trudno nazwać bishounenami. Oczywiście telewizyjna powściągliwość w rozumieniu japońskim nie jest spójna z wizją amerykańską, dlatego też miał miejsce sztandarowy odcinek plażowy, a dorosłym bohaterom zdarza się wychylić kilka głębszych.

Na szczególną uwagę zasługuje oprawa muzyczna, łącząca rytmy flamenco z żywiołowym brzmieniem skrzypiec i energiczną elektroniczną muzyką trance, pełną hip­‑hopowych sampli, dopełnioną gitarą. Hiszpańskie brzmienia doskonale wpisują się w dynamiczny charakter anime, a dzięki nim widz jest w stanie czerpać jeszcze większą przyjemność z seansu. W ścieżce muzycznej znaleźć można także rockowe kawałki stylizowane na tradycyjną muzykę japońską, ale nie brakuje industrialnego, ciężkiego brzmienia z naleciałościami dubstepu i hardcore'u. Nic jednak nie porywa lepiej w świat anime niż dobry opening, a piosenka Nibun no Ichi zespołu Back­‑On właśnie do takowych się zalicza. Energiczna i pozytywnie nastrajająca muzyka zestawiona ze spektakularną animacją mechów przedstawia najważniejszych bohaterów i zaprasza widza w świat gunpla w sposób, któremu aż żal się oprzeć. A na pożegnanie widz zagłębi się w fantastyczny sen Seia za sprawą piosenki Imagination > Reality w wykonaniu Airi, podczas której, dzięki przyjemnym ilustracjom, ujrzy bohaterów przebranych za swoje ulubione maszyny.

Trochę gorzej wypada drugi opening, czyli Wimp, ponownie w wykonaniu Back­‑On, lecz tym razem wspartego wokalem Lil’ Fang. Piosenka ma ten problem, że zaczyna się bardzo energicznie i słuchacz ma nadzieję, że właśnie w takiej rytmice pozostanie do końca. Niestety po dynamicznym wejściu tempo spada, tak jakby nagle zaczynał się zupełnie inny utwór, by znowu wzrosnąć wraz z refrenem. Na szczęście czołówkę ratuje pierwszorzędna animacja i trochę szkoda, że podobnie widowiskowych scen zabrakło w samej treści. Zupełnie inny jest też drugi ending, Hanpan Spirit, bądź co bądź sławnego w Japonii kompozytora muzyki elektronicznej, jakim jest Ken'ichi Maeyamada. Melodyjny, ale zdecydowanie za spokojny i dziecinny utwór w porównaniu do poprzednika wypada blado i usypiająco niczym kołysanka, chociaż takie właśnie mogło być jego założenie.

Gundam Build Fighters to anime zrywające z największą bolączką produkcji spod znaku Gundama, czyli naiwnością. W moich oczach nawet Gundam 0080 nie uchronił się przed nią, a to ponoć najbardziej realistyczna i poważna część cyklu Universal Century. A jeśli ten przykład jest zbyt kontrowersyjny, to przecież mamy jeszcze wątpliwe dylematy moralne połączone z podwójnymi standardami znane z Winga, a jestem przekonany, że to nie zamyka wyliczanki. Przygodowa opowieść o walkach plastikowych figurek odcina się od demonów przeszłości i wiele na tym zyskuje, bowiem nie zmusza widza do współczucia bohaterom przeżywającym wewnętrzne rozterki. Oglądając Build Fighetrs, odbiorca prędzej czy później sam wczuje się w role Seia i Reijiego, a nawet jeśli nie, to nieokupionej dramatem rozrywki z pewnością mu nie zabraknie.

Slova, 21 czerwca 2014

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Sunrise
Autor: Hajime Yatate, Yoshiyuki Tomino
Projekt: Jun'ichi Akutsu, Jun'ya Ishigaki, Kanetake Ebikawa, Ken'ichi Oonuki, Kenji Teraoka, Kunio Ookawara, Suzuhito Yasuda
Reżyser: Kenji Nagasaki
Scenariusz: Yousuke Kuroda
Muzyka: Yuuki Hayashi