Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 6/10
fabuła: 4/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

3/10
Głosów: 5 Zobacz jak ocenili
Średnia: 3,40

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 56
Średnia: 4,75
σ=2,15

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Wizard Barristers: Benmashi Cecil

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2014
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ウィザード・バリスターズ~弁魔士セシル
zrzutka

Prosty (i sprawdzony) przepis na niewypał: weź garść magów, pełną oryginałów kancelarię adwokacką, średnią grafikę, nieświeży humor i niekonsekwentną fabułę. Wymieszaj i patrz, jak nie wychodzi.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Omawiane dziś anime zgodnie z zapowiedziami miało być powrotem do korzeni, naśladującym hitowe produkcje lat dziewięćdziesiątych: Mezzo DSA i Cowboy Bebop. Autorzy zapowiadali inteligentną kryminalną opowieść dla dojrzałego widza, z jednej strony niepróbującą uciekać od trudnych tematów, z drugiej potrafiącą przełamać trudną tematykę poczuciem humoru i ironicznym spojrzeniem na świat.

Zapowiedzi przykuły moją uwagę i sprawiły, że czekałem na premierę serii z sercem pełnym nadziei, tym bardziej że za dzieło to odpowiadać miał twórca takich tytułów, jak Kite czy wymienione już Mezzo DSA. Gdy wreszcie anime się ukazało, rozpocząłem seans. I faktycznie poczułem się jak w latach dziewięćdziesiątych, moje oczy bowiem zostały zaatakowane przez kiepską grafikę komputerową, sztywną animację i schematyczne postaci. Szybko okazało się jednak, że Wizard Barristers faktycznie kontynuuje spuściznę duchowych przodków. Niestety jednocześnie dzieli go od Mezzo DSA taka sama przepaść, jak ta dzieląca Mezzo DSA od Cowboy Bebop. Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka, a ja wymienię tylko najważniejsze: głupią fabułę, durny świat przedstawiony, wymuszony humor i średnią grafikę.

Zacznijmy może od pierwszych dwóch zarzutów. Przenosimy się do alternatywnej wersji Japonii, do niewielkiej kancelarii adwokackiej, gdzie do pracy zostaje właśnie przyjęta nowa prawniczka, niejaka Cecil Sudou. Agencja nie jest duża, lecz ważna, specjalizuje się bowiem w obronie postawionych przed sądem magów. Świat, który przyjdzie nam odwiedzić, tym bowiem różni się od naszej Ziemi, że działają w nim tajemne moce. Niestety czarodzieje nie są lubiani. W szczególności zaś nie lubi ich aparat prawodawczy, który prześladuje ich legislaturą tak ostrą, że ustawy norymberskie brzmią przy niej jak racjonalne rozporządzenie. Tak więc niewinności trzeba dowieść, sędzia zdaje się nie pamiętać, że istnieje coś takiego jak dowody, a wyroki wahają się od kary śmierci za przestępstwo, którego się nie popełniło, do dożywocia w łagrze za zawracanie głowy sądowi.

Bohaterowie są, jak wspomniałem, pracownikami niewielkiej, acz oryginalnej kancelarii adwokackiej. Główną postacią i osią fabuły jest Cecil Sudou, roztrzepana stażystka pełna dobrych chęci, a jednocześnie potężna magiczka bojowa. W zasadzie jest też chyba jedyną postacią ważną, bowiem, pomimo że kancelaria zatrudnia dziesięć osób i trzy maskotki, to większość z nich, mimo że stanowi bohaterów barwnych, zarówno pod względem wyglądu, jak i zachowania, jest mało interesująca, a ich rola sprowadza się do udziału w dyżurnych żartach i tworzenia tła. Między postaciami jest niewiele chemii i tak naprawdę spotykani w poszczególnych odcinkach bohaterowie trzecioplanowi są ciekawsi. Niemniej jednak do najbardziej charakterystycznych należą: druga stażystka imieniem Natsuna Hotaru, były prokurator Mistuhisa Hachiya, skrywająca mroczne moce Moyo Tentou oraz para policjantów, Shizumu Ekuso i Quinn Erari.

Zgodnie z regułami serialu sensacyjnego praca naszych prawników polega raczej na prowadzeniu śledztw, gromadzeniu dowodów niewinności klientów i strzelaniu się z bandytami niż na chodzeniu do sądu. Zresztą ten ostatni, podobnie jak inne organa wymiaru sprawiedliwości, potraktowany został po macoszemu, z wielką powiedziałbym naiwnością. Jest ona, nawiasem mówiąc, największą wadą tego anime. Naiwność prowadzi bowiem do tego, że sceny, których jesteśmy świadkami, jeśli się nad nimi choć przez chwilę zastanowić, mrożą krew w żyłach. Jednocześnie autorzy wyraźnie nie są zdolni do żadnej refleksji nad nimi, pokazują je jako coś bardzo ich zdaniem zabawnego i odpowiedniego dla serii rozrywkowej. My tymczasem patrzymy, jak policja zaciąga przed oblicze Temidy przypadkowych ludzi, których jedynym przewinieniem było to, że dali się złapać w okolicy miejsca zbrodni. Sąd, nie pytając nawet, „czy oskarżony przyznaje się do winy”, wydaje wyroki śmierci, które zostają wykonane natychmiast, a przedstawiciele specjalnej jednostki do tropienia magicznych przestępców bez powodu, w biały dzień i w publicznych miejscach zabijają ludzi…

Dura lex, sed lex chciałoby się powiedzieć, jednak jest to nieprawda. To, co widzimy, nie jest prawem, tak samo jak prawem nie były zbrodnie Hitlera czy Stalina. Pierwotnie myślałem, że ta odrażająca działalność ma jakieś usprawiedliwienie, że pokazuje się nam ją, by uzasadnić późniejsze działania bohaterki, która (dajmy na to) dołączy do ruchu oporu i obali tyranię lub uczyni coś w tym stylu. Jak się jednak okazało, nie miało to miejsca. Zamiast tego otrzymujemy fabułę złożoną z pojedynczych epizodów, z których każdy jest odrębną kryminalną zagadką oraz jedną dłuższą historię opowiedzianą w ostatnich odcinkach. Bohaterka natomiast walczy w obronie tego systemu, zupełnie jakby było za co umierać. Paskudztwo.

Troszeczkę wynika to z zasad konwencji. Skoro bowiem twórcy chcieli trzymać się narzuconych sobie ram i faktycznie wzorować się na wymienionych tytułach, to tak naprawdę nie mieli innego wyboru, jak zdecydować się na epizodyczną fabułę, a ta, jak wiadomo, nie lubi skomplikowanych fabuł. Koniec końców Mezzo DSA, miało właśnie taką konstrukcję. Podobnie założeniem gatunku jest fakt, że państwo adwokaci, zamiast na sali sądowej lub w biurze, czas spędzają, ścigając przestępców. Jednak to nie stanowi problemu. Problem stanowi zupełny brak refleksji twórców nad stworzonym światem, skrajnie niesprawiedliwym, represyjnym systemem prawnym i społeczeństwem. Co więcej, autor nie sugeruje buntu przeciwko niemu, nie pokazuje (bo sam nie zauważa) też jego niesprawiedliwości, nie uprawia nawet satyry politycznej. Zamiast tego proponuje pogodzenie się z rzeczywistością, w której czarodzieje (czy jak chce lokalny slang, „Wud­‑owie”) są obywatelami drugiej kategorii, skazywanymi na śmierć po kilkuminutowych fasadowych procesach, np. za bycie świadkiem przestępstwa. I to właśnie ta niesłużąca niczemu zimna obojętność sprawia, że anime jest przerażające, bowiem jedyne, z czym kojarzy mi się system prawny, który widzimy, to nazistowskie Niemcy i prześladowania Żydów. Przeraża jednak nie to, co się dzieje na ekranie, tylko raczej to, że można było coś takiego nakręcić i nie wyciągnąć z tego żadnych wniosków.

Cechą charakterystyczną Cowboy Bebop i anime pokrewnych, takich jak Trigun czy Phantom Quest Corporation, było poczucie humoru, bardzo charakterystyczne, czasem gorzkie lub odrobinę wisielcze, oparte niejednokrotnie na absurdalności poszczególnych scen. Rozładowywało ono napięcie i sprawiało, że naprawdę paskudne sytuacje stawały się dla widza strawne. Była to niewątpliwa zaleta, sprawiająca, że anime te da się oglądać z przyjemnością po dziś dzień. Niestety jest to też kolejna cecha oryginałów, której twórcom nie udało się odwzorować. Podstawowym problemem poczucia humoru w Wizard Barristers jest fakt, że bazuje na żartach dyżurnych, jak kłótnia głównej bohaterki z sędzią o nieodpowiedni strój (która to kłótnia tak naprawdę poniża ją w oczach widza, świadcząc o jej braku profesjonalizmu) czy wyczyny jej maskotki, zboczonej żaby o imieniu Genie, która to żaba bardzo chce z bohaterką kopulować. Owszem, takie żarty mogłyby wpasować się w gust części widzów, choć niewątpliwie brak im lekkości i polotu tytułów, jednak nawet ta krztyna potencjału nie zostaje wykorzystana, twórcy bowiem torturują nas tym sucharem bez końca.

Przejdźmy do oprawy technicznej. W latach dziewięćdziesiątych, tak jak i dzisiaj, zdarzało się, że słaba treść maskowana była przez piękną formę. To niestety nie jest ten przypadek. Grafika Wizard Barristers jest tematem bardzo ciekawym. Powiem szczerze: gdyby to anime powstało dziesięć lat temu, byłbym jego oprawą wizualną zachwycony i wystawiłbym mu bardzo wysokie noty. Niestety powstało dzisiaj. I nie wiem, czy to wina świadomej stylizacji, czy brak umiejętności, ale mówiąc krótko: nie jest dobrze. Najgorsze chyba wrażenie wywołują nadużywane elementy animacji komputerowej, które wyglądają tak, jakby twórcy ściągnęli ze strychu stare pecety, wygrzebali z piwnic stacje graficzne i spróbowali pokazać, na jak mało stać było technologię przełomu obydwu stuleci. Tak więc już w pierwszych scenach widzimy rażącą brakiem szczegółów, połyskliwą i odbijającą się z tła, niewykorzystującą zjawisk światłocienia bryłę pociągów, a wkrótce potem atakują nas takie same klocki samochodów tłoczących się na autostradzie. W tym jednym aspekcie twórcy faktycznie zdołali nas przenieść w lata dziewięćdziesiąte.

Podobny problem stanowi też rysunek postaci. O ile ich projekty faktycznie są udane, brak też koślawych, niedopracowanych rysunków, zdarzających się (co charakterystyczne) nawet w najlepszych starych anime, to już animacja jest dziwnie statyczna, sztywna i jakby powolna. Owszem, dość dopracowana, ale daleko jej do dynamiki i płynności ruchów współczesnych tytułów. Bohaterowie poruszają się jak w starej, niezbyt dobrej serii. Kłuje to w oczy tym bardziej, że zdarzają się sceny naprawdę dobre, efektowne i wymagające wiele pracy, na przykład wybuch, który widzimy w pierwszych minutach serii. W efekcie grafikę uznać należy za bardzo nierówną. Twórcy albo przesadzili ze stylizacją, albo po prostu nie umieli (lub z przyczyn pozaartystycznych nie mogli) w pełni wykorzystać swojego potencjału.

Warstwa dźwiękowa jest chyba jedynym elementem tego anime, który, mimo chęci twórców i ich szumnych słów, unika porównania do lat dziewięćdziesiątych oraz serii w rodzaju Cowboy Bebop. Niestety, kto jak kto, ale Kayou Konishi i Yukio Kondou, odpowiedzialni za muzykę tego tytułu, nie są Youko Kanno. Nie oznacza to oczywiście, że są to twórcy źli, czy brakuje im talentu. Po prostu jest on mniejszy od umiejętności wymienionej artystki, bardzo ważnej dla charakteru japońskiej animacji w wymienionej dekadzie. O ile jestem w stanie wskazać ludzi, którzy po dziś dzień mają na playlistach utwory z Cowboy Bebop, Samurai Champloo czy innych klasyków, tak wątpię, by za kwartał ktokolwiek słuchał muzyki z Wizard Barristers. Podobnie o ile bohaterowie wykreowani w tamtych animacjach nadal zamieszkują serca wiernych fanów, tak role odegrane przez Rui Tanabe, Ayanę Taketatsu czy Ayumi Tsunematsu, mimo że aktorki głosowe włożyły w nie wiele wysiłku, serca i uzdolnień, prawdopodobnie szybko zostaną zapomniane. W dużej mierze związane jest to z faktem, że wymienione serie były dobrymi filmami z zaskakującym scenariuszem, z którymi nie tylko wiąże się nostalgia i wspomnienie dawnych emocji, ale też ogląda się je świetnie po dziś dzień. Wizard Barristers natomiast, nawet uciekając od porównań z tytułami, do których rzekomo nawiązuje, ogląda się średnio, a za kilka lat lub nawet miesięcy, gdy urok nowości zniknie, lepiej nie będzie. Dla mnie było to rozczarowanie sezonu.

Zegarmistrz, 19 lipca 2014

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: ARMS
Autor: Yasuomi Umetsu
Projekt: Yasuomi Umetsu
Reżyser: Yasuomi Umetsu
Scenariusz: Michiko Itou, Yasuomi Umetsu
Muzyka: Kayou Konishi, Yukio Kondou