x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
6/10
A seria to sportówka gdzie jest tylko sport (głównie mecze + tylko trochę treningów) i główny bohater. Niestety reszta postaci (przyjaciele, rywale) to tylko dodatki – głównie do komentowania meczyków, albo tłumaczenia niuansów tenisa. Zapamiętałem tylko imię głównego bohatera i koleżanki z kortu. Ani jednego więcej, więc pod kątem fabuły/postaci jest słabo.
Nie jestem żadnym specjalistą w seriach sportowych, ale tutaj przede wszystkim zabrakło emocji, napięcia i kibicowania bohaterowi i za które uwielbiam Ippo czy bardzo cenię w miarę świeże Haikyuu. Jest mi obojętne czy „kogucik” przegra czy wygra.
Realizmu chwalonego w recenzji też nie kupuję. Zdolności analityczno/obserwatorskie Eiichiro są momentami przegięte.
Przyzwoite...
Równie dobrze mogłam się nie rozpisywać w powyższym akapicie, bo w sumie i tak wyszło pustosłowie. A na temat: seria dobra, z początku oglądałam z wielką przyjemnością, ale tracąc miejscami power, co ostatecznie poskutkowało lekkim przymuszaniem się do oglądania. Co nie oznacza, że bez przyjemności. Realia stanowiły dla mnie tutaj spory plus, mimo to trochę przeliczyłam się, sądząc, że będzie jakieś BUM! Był, ale tylko z początku, a szkoda, bo pokładałam w tej serii nadzieję na dobrą sportówkę, jakiej dawno nie oglądałam. D: Postacie dobrze wykreowane, jednak nie na tyle, aby któraś zasłużyła na OCH~! ACH~! Sam Maruo da się lubić, jednak czegoś w nim zabrakło. Zaowocowało to (już ktoś niżej o tym pisał) brakiem chęci kibicowania mu. W sumie po raz pierwszy było mi obojętne, czy main hero wygra daną rozgrywkę. A co najciekawsze, skapnęłam się o tym dopiero po obejrzeniu całej serii i zerknięciu we wspomniany wcześniej w nawiasach komentarz gdzieś pod moim.
Generalnie rzecz biorąc, przyzwoite… No i trochę się zawiodłam, oczekiwałam więcej, zwłaszcza że na początku zapowiadało się naprawdę spoko. A potem ogień wygasł i nie dało rady go rozniecić od nowa.
7/10
Iwasa, narysuj mi baranka! ^^
Lubię sportowe anime i jak dotąd jedyną sportówką z jawnymi supermocami na jaką trafiłam, było Kuroko‑Kosmiczny Mecz. Tak że – albo mam niesamowite szczęście w wyborach, albo znalezienie sportówki w miarę rozsądnie podchodzącej do tematu, nie jest aż takie znowu trudne.
A realizm w Baby Steps… Cóż, powiedzmy, że utrzymuje się w granicach normy, aczkolwiek jest się do czego przyczepić. Przede wszystkim, umiejętność Eiichiro do obserwacji i szybkiego uczenia się jest dosyć ostro podrasowana (żeby nie powiedzieć – przerysowana). Ale dopóki podczas gry nie zdarza mu się krzyczeć nic w stylu „Moc Sokolego Oka – Aktywacja!”, jestem w stanie to przełknąć.
Za to pan Iwasa od malowania obrazów trajektorią lotu piłki mnie przerósł. Czekałam na „Ostatnią Wieczerzę”, to musiałaby być naprawdę epicka wymiana.
Tak że podsumowując – pod względem realizmu Baby Steps stoi pewnie na podobnym poziomie co Haikyuu (a może nawet nieco niżej). W porównaniu do Kuroko pewnie błyszczy jak diament, ale moim zdaniem z Giant Killing czy choćby Over Drive odpada w przedbiegach.
Za to wspomniane Haikyuu ma nad Baby Steps jedną dużą przewagę – dużo bardziej sympatycznych bohaterów i angażującą historię. Muszę przyznać, że raczej nie bardzo mi zależało na tym, aby Murao wygrywał swoje mecze, a to chyba nie całkiem dobrze. I o ile początek oglądało się jeszcze całkiem dobrze, tak na końcówkę już zabrakło mi nieco zapału.
Biorąc pod uwagę całość, nie jest najgorzej, ale z pewnością nie będzie to moje ulubione anime z tego gatunku.
Re: Iwasa, narysuj mi baranka! ^^
Tak, tylko w tym miejscu zwróciłabym uwagę na określenie „w miarę rozsądnie podchodzącej do tematu”. Jeśli o mnie chodzi, to generalnie supermocy w tytułach pseudo sportowych (bo za sportowe ich nie uznaję) nie trawię i jeśli zauważę chociaż namiastkę czegoś takiego – z miejsca odrzucam. Natomiast jeśli chodzi o sam realizm, to tutaj wyróżniam dwa podejścia: realizm jako brak supermocy i realizm jako staranne podejście do tematu z uwzględnieniem wielu różnych aspektów, które ze sportem są ściśle związane, a w większości sportówek pojawiają się rzadko (przykładowo, żeby było wiadomo o co chodzi, są to zakwasy, ale to tylko jedna z wielu różnych takich kwestii). Tytuły pokroju Haikyuu są więc realistyczne w pierwszym znaczeniu, ale już do drugiego się nie łapią (zwł. że Haikyuu już lekko zahaczą o granicę i w pierwszym przypadku). W skrócie – chodzi tutaj o to, że anime a la Haikyuu są generalnie nastawione głównie na emocjonalność i efektowność (i żeby nie było – Haikyuu to zdecydowanie dobrze wyszło, a sama ten tytuł uwielbiam). Baby Steps zaś to trochę inna bajka, bo tutaj widzimy naprawdę sporo aspektów związanych z konkretną dyscypliną oraz uprawianiem sportu w ogóle. Zupełnie też inaczej przedstawiony jest tu rozwój zawodnika, bo nie ma tu szybkiej drogi od zera do bohatera.
Rzekłabym, że owszem, ale jedynie na poziomie przedstawienia tego tj. pokazywaniu niby jak on to widzi, zatrzymywaniu, zwalnianiu itp. Samo to, że chłopak ma naprawdę bystry umysł i niesamowity zmysł obserwacji akurat nie jest podrasowane, zważywszy na to, jaki jest charakter bohatera i jak kształcił się do tej pory (można powiedzieć, że on cały czas trenował swój umysł). W dodatku na samym początku jest pokazane, że Maruo choć ma bystre oczy, nie jest przyzwyczajony do aż takiej dynamiki, jaka panuje w tenisie i zwyczajnie za tym nie nadąża.
Zgadzam się, że to była przesada, acz też nie urągająca aż tak samemu realizmowi w serii. Do samego jego sposobu gry bym się nie przyczepiała, bo to można złożyć na karb bycia ekscentrykiem, mierziło mnie jedynie to, że chłopak był – jakby nie było – w czołówce.
Z wymienionych przez ciebie tytułów jedynie Giant Killing uwzględniłabym jako stojące na tym samym poziomie realistycznym, co BS. Over Drive przyznam się, że nie skończyłam, bo jak zobaczyłam, że chłopak, który dopiero co zaczyna jeździć i przewraca się z tym rowerem co i rusz, dość szybko śmiga jak profesjonalista, to mnie to przerosło. Haikyuu natomiast jest takim klasycznym shounenowym anime, w którym mnóstwo rzeczy jest wyolbrzymionych. I znowu żeby nie było – osobiście uważam, że anime bardzo dobrze oddaje grę w siatkówkę, lecz robi to w bardzo specyficzny sposób; samo cudowne zagranie dwójki bohaterów, choć nie podpadające pod kategorię supermocy, nie należy do zagrań realistycznym jeśli mowa o odniesienie do rzeczywistości; a podobnych zagrań jest tam sporo, żeby wymienić tylko wybitnie szybki mur, czy niesamowitą obronę libero głównej drużyny.
Cóż, co do tego ciężko mi coś napisać, bo to już typowo kwestia gustu, acz jeśli o mnie chodzi, to uważam bohaterów BS za lepiej wykreowanych, niż tych w Haikyuu, przy czym jednocześnie zdecydowanie o niebo większą sympatią pałam do panów z Haikyuu. Ot, oni są po prostu zbudowani z takich schematów, by łatwo ich było polubić. Postaci w BS są bardziej oryginalni, ale pewnie u wielu widzów przez to tracą i mogą wydawać się nudni.
Moje też nie (tu króluje Giant Killing), ale to nie przeszkadza mi widzieć w tym jedno z lepiej zrealizowanych anime sportowych ostatnich kilku lat, które wyłamuje się z popularnych schematów ciekawym podejściem do tematu.
A tak w ogóle, to jeśli chodzi o anime sportowe, to ja zawszę biadolę, że w tym gatunku jest straszna posucha i zdecydowanie za mało ich wychodzi. Nie wnikając w kwestie rynkowe i tym podobne pierdoły, żałuję, że na taką liczbę wypuszczanych anime nie ma choć jednej dobrej sportówki na sezon -.-
Re: Iwasa, narysuj mi baranka! ^^
On wcale nie jeździ jak profesjonalista, ale trzeba by zobaczyć całość, żeby to stwierdzić. Po prostu nauczył się jeździć na rowerze (co wcale nie wymaga dużo czasu), spodobało mu się, codziennie ciężko trenował i po jakimś miesiącu czy dwóch wziął udział w wyścigu. Brzmi prawie jak Eiichiro, co nie ;)? Jedyną różnicą jest to, że Mikoto nie ma żadnej szczególnej umiejętności, oprócz ogromnej determinacji.
Wiosna ubiegłego roku była jakaś fenomenalna, bo wtedy wyszły chyba 4 (?) serie sportowe. Tak że norma roczna została wyrobiona, nie narzekaj :).
Re: Iwasa, narysuj mi baranka! ^^
Co do OD, to przyznam, że niewiele z tego pamiętam, ale właśnie kojarzę, że odrzuciło mnie od tego totalnie nierealistycznie podejście do tematu, w sensie: w jednym momencie praktycznie nie wie co to rower, a chwilę potem już na nim śmiga. Być może kiedyś do tego wrócę, ale na razie w pierwszej kolejności ciągnie mnie do Majora, bo coś czuję, że to wielkie zaniedbanie z mojej strony, że jeszcze tego nie widziałam ;p
Ano, tamta wiosna to mnie rozpieściła, ale narzekać to i tak będę, bo to powinno wychodzić minimum po 1 serii na sezon, a resztę uznać mogę jako bonus sezonowy xd
Baby Steps
To, że nie ma tu nadnaturalnych tenisowych mocy jak w „Prince of Tennis”, nie znaczy, że z założenia powinno być nudno, bo wcale nie. A i tak wyszło nużąco, a to z tego względu, że seria posługuje się wyłącznie utartymi kliszami, dialogi bohaterów są żywcem skopiowane z innych shounenów i stanowią taką złotą bazę pogadanek typu „tylko słabi się poddają”, „polegaj na intuicji”, „pracuj, a wiele osiągniesz” itp.
Generalnie to kolejna historia od zera do bohatera, czyli gościu, który nigdy ze sportem nie miał do czynienia, okazuje się mieć ogromny ukryty talent do tenisa, który to polega na umiejętności… zapisywania i zapamiętywania, czyli po prostu analizie. Tak więc w sumie nie tyle talent do tenisa, skoro w większości sportów byłby równie dobry, ale co ja tam wiem…
Jasne, dochodzi do tego sporo ćwiczeń, ale dla mnie tak czy siak jest to mizernie przedstawione i można było to zrobić o wiele lepiej. Bardzo łatwo przekroczyć tę granicę w pokazaniu bohatera jako niedojdy idącej po sukcesy a chłopcem, który ciężką pracą i hartem ducha się doskonali. W tej serii przypomina to niestety wersję pierwszą.
Osobowością nie przyciąga, to raczej typ chodzącej ciapy na dwóch nogach, choć czasem ma swoje lepsze chwile. Mecze są średnio interesujące, bo raczej przewidywalne, a w związku z tym po kilku odcinkach można się położyć spać.
4/10.
Powód tego stanu jest trochę dla mnie niejasny. Możliwe, że mój pomysł z obejrzeniem 10 odcinków naraz mnie wypalił. Albo jestem zmęczona tym, że mecze są do siebie aż tak podobne. Realistyczne? Może, nie znam się na tenisie wystarczająco by to powiedzieć. Jednak zakładając, że tak to dla mnie ten realizm zaszkodził serii. Jest też możliwość, że zwyczajnie moja próba oglądania sportówek jednak nie wypaliła i mimo wszystko to nie dla mnie. Chociaż trochę to nie pasuje bo Haikyuu obejrzałam i nawet wysoko oceniłam a ta seria jakiś nadprzyrodzonych mocy nie ma. Jednak w tym wypadku jest możliwość, że Haikyuu zwyczajnie zbalansowało lepiej realizm i elementy fantazji, które przytrzymały uczucie napięcia w meczu.
Co do samego anime. Całkiem mi się podobało aż do mojego wspomnianego bloku. Postacie zwłaszcza główny bohater były sympatyczne a fabuła przyjemna. Pomysł z notatkami oraz powolnym, schematycznym uczeniem spodobał mi się tak jak sam problem zaczęcia tak późno sportu. Jednak z jakiegoś powodu kreska mangi okazała się kłopotliwa dla animatorów, zwyczajnie anime wygląda źle( o widowni w słabym cgi lepiej nie wspominać ). Bardzo podrzędna animacja Pierrota, która niezwykle rzadko podchodzi pod dobrą w tym nie pomogła.
Ogólnie rzecz biorąc gdyby nie ten zastój, który zamierzam jednak zwalczyć to anime jest dla mnie na 7/10. Całkiem fajna i dobra seria.
Recenzencentka a realizm?
Ja napisałbym o tej serii bardziej brutalną rzecz: ta seria jest wyjątkowo głupia.
Re: Recenzencentka a realizm?
Re: Recenzencentka a realizm?
PS. A co do zeszytu – z tego co mi wiadomo, nic dziwnego nie ma w pisaniu dziennika, będąc zjadanym :D A tak poważnie – uwierz mi, da się.
Re: Recenzencentka a realizm?
No nie. Coś takiego to w konkurencyjnych seriach sportowych. Tutaj obserwujemy tytułowe „dziecięce kroki”. Najpierw bohater ma problem nawet z odebraniem serwisu bardziej doświadczonego gracza. Po wielu miesiącach bardziej intensywnego treningu radzi sobie z luźno grającymi „leszczami”, ale spotkanie z którymkolwiek z rozstawionych zawodników oznacza pożegnanie z turniejem. Przy bardziej wyrównanych grach potrafi czasem rozgryźć przeciwnika (dopasowanie strategii pod kątem jego słabych stron), ale jeśli zgodnie ze zdrowym rozsądkiem powinien przegrać, to najprawdopodobniej przegra.
Po korcie biega z rakietą tenisową. Z zeszytów z notatkami korzysta siedząc na ławce podczas przerw. To tak w ramach uściślenia.
Re: Recenzencentka a realizm?
Nie z rzekomym na szczęście. Jest to jedna z niewielu serii sportowych, w której bohaterowie nie posługują się super mocami, by wygrywać. Nie ma tu nawet czegoś lekko zahaczającego o super moce, bo wszystkie zagrania nie dość, że są normalnymi zagraniami w tenisie, to jeszcze pasują do poziomu liceum, jaki prezentują bohaterowie tutaj.
Właściwie to wszystko.
To zdanie wyraźnie wskazuje na to, że owego anime nie oglądałeś. Pierwszego przeciwnika, który trenuje od dziecka i wkłada w to jakiś większy wysiłek (tj. nie jest to tylko takie weekendowe granie) Maruo pokonuje bodajże gdzieś tak po roku własnego treningu. Po zażartym boju, dobrym rozegraniu taktycznym meczu i małej dawce szczęścia w ostatnim zagraniu. Nie znaczy to równocześnie, że od tej pory wygrywa z każdym rozstawionym zawodnikiem, bo do tego daleka droga. Seria ta jest właśnie totalnym przeciwieństwem tych wszystkich, w których nowy zawodnik nagle pokonuje wszystkie stare wygi na korcie, bo dokładnie czegoś takiego tutaj nie ma.
Hm… i to zdanie również na to wskazuje w sumie…
W którym momencie Maruo biega z zeszytem po korcie? Bo niestety ale w tej serii w żadnym. Zeszyty ma w torbie i wyjmuje je podczas przerwy w meczu. Jest to może dość ekscentryczne, ale od początku to zachowanie jest przez wszystkich innych traktowane jako dziwne i wyróżniające bohatera wśród innych graczy.
Tak więc gdybyś miał jeszcze jakieś uwagi odnośnie tej serii, to proponowałabym ją wpierw obejrzeć, bo na razie z twoich wypowiedzi nie wynika, byś to zrobił. :)
Re: Recenzencentka a realizm?
Przyznaję bez bicia‑obejrzałam jeden ep i porwać to mnie to rzeczywiście nie porwało, ale spróbuję tej serii- w końcu Daisuke Namikawa i seria o tenisie było całkiem udanym wyborem poprzednio, może teraz też^^
Jasne, wiem, że to ma być niby sportowy romans, więc zapewne w dużej mierze wszystko skupi się na relacjach między postaciami, a nie tylko na samej grze, nadal jednak jest to anime sportowe i dlatego nie mam zamiaru przymykać oczu na niedociągnięcia w tej kwestii. A tych na razie nie zauważyłam.
W pierwszy odcinku się postarali. Ten mecz na samym początku wyglądał naprawdę dobrze – bohaterowie stosowali różne zagrania, bili ofensywnie po linii, były też skróty i gra przy siatce, czyli ogólnie tenis w widowiskowym wydaniu. Takoż samo na hali w klubie tenisowym wyglądało to poważnie – spodobało mi się, że kliknij: ukryte bohater jako takie chuchro wysiadł już przy rozgrzewce, bo to nie jest takie hop siup, przychodzę i robię to, co reszta. Nie zaniedbano nawet takiego „szczegółu” jak zakwasy. Brawo!
Sam bohater wydaje się być interesujący – lubię postaci, które mają swoje dziwactwa, bardzo realistyczne zresztą, w końcu pedantyzm Maruo wypada po prostu naturalnie.
Ładnie wyglądają też projekty postaci – są takie trochę w starym stylu, co bardzo mi się podoba :) W dodatku animacja np. podczas tego pierwszego meczu była dynamiczna i płynna – za to plus, bo w tym wypadku to robi naprawdę sporo.
Lubię tenis, lubię romanse, więc jest to kolejny tytuł, na który bardzo liczę w tym sezonie, a pierwszy odcinek tylko rozbudził mój apetyt na więcej^^