x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
8/10
historie różnie od fenomenalnych historii do średnich ale nie nudziłem się, graficznie wyglądało jak by nie jedno studio miało
w rękach tę serię albo wygląda pięknie lub artystycznie urokliwie
alb może być.
Bardzo polecam to anime może seria nie idzie w jakimś konkretnym
celu tylko są poszczególne przygody ale są też nawiązania w przyszłych przygodach do przeszłości
5/10
Ocena niska, ale mam ochotę na więcej. Każdy kolejny odcinek może być jednym z tych świetnych, a załogi Aloha Oe nie da się nie lubić.
Poziom zachowany
W drugim sezonie, tak jak w pierwszym, urzekł mnie klimat poszczególnych opowieści, różne style graficzne i dobre parodiowanie innych anime i schematów sci‑fi. Poza tym znalazło się kilka naprawdę świetnych odcinków, których raczej nigdy nie zapomnę. Jestem pewny, że kiedyś jeszcze powrócę do tego anime.
Ostatnie napisy dają nadzieję na kontynuację. Oby! Tylko mam nadzieję, że twórcy nie wezmą sobie do serca narzekań osób, które spodziewały się kolejnego wielkiego dzieła od Shinichiro Watanabe i nie zmienią za bardzo stylu serii.
Re: Poziom zachowany
Co do kontynuacji: rzekomo Funimation bądź Toonami (niestety nie pamiętam już dokładnie która „spółka”) zarzeka się, iż jest szansa na OVA lub film, na trzecią serię niekoniecznie. Czas pokaże ile w tym prawdy.
Re: Poziom zachowany
Re: Poziom zachowany
Film byłby ciekawym pomysłem – w serialu niektóre opowieści aż proszą się o długi metraż.
Re: Poziom zachowany
A tak serio – trochę szkoda było mi porzucać taką dobrą grafikę i ciekawy pomysł spod szyldu „po odcinku dla każdego” (lubię patrzeć jak ta sama postać wygląda w stylu różnych rysowników). Ponadto gdzieś tam ta ukryta we mnie masochistka chciała się przekonać, czy a nuż się coś zmieni i będzie to‑to strawniejsze oraz przystępniejsze w odbiorze. Jak widać udało się i teraz z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że ewentualny film też obejrzę, czemu nie. Najwyżej będę rwać sobie włosy z głowy przez półtorej godziny, jeżeli wrócą poziomem do gaci i podkoszulek.
Re: Poziom zachowany
Ale zgodzę się, mniej załogi Aloha Oe wyszło serii na dobre, bo robot jeszcze ujdzie (służył jako informacja i uzupełnienie narracji), ale kot był postacią irytującą i zupełnie niepotrzebną. Mogli chociaż z niego zrobić np. bawidamka który, przepraszam za wyrażenie, „zaliczałby panienki”, co prowadziło by to fajnych gagów między Dandym, który jest mocny w gębie, ale nie ma szczęścia w miłości a Meow‑em właśnie. Swoją drogą jakiś czas temu, jak jeszcze oglądałem zapowiedź Dandy'ego, to wydawało mi się, że Meow kimś takim właśnie będzie…
Re: Poziom zachowany
Co do załogi – mnie odpowiadała, przynajmniej było mniej schematycznie niż zazwyczaj w anime. A sam Meow był bohaterem porządnego odcinka pierwszej serii, o jego powrocie w rodzinne strony. :)
Re: Poziom zachowany
W drugim podobały mi się praktycznie wszystkie historie poza odcinkiem pierwszym, który boleśnie przypomniał mi, czemu tak wzdychałam sezon wcześniej. Do moich faworytów należą planeta umarłych rzecz jasna, potem tworzenie zespołu, Scarlet i jej zawody miłosne x2, stara miłość Dandy'ego o niezwykle oryginalnej aparycji. I TAK, High School Musical w kosmosie TEŻ mi się podobał!
Niby QT rzeczywiście się przydaje (notabene ja z kolei byłam przez cały pierwszy sezon święcie przekonana, że jest odkurzaczem płci żeńskiej…), ale totalnie mi nie przypadł do gustu. Jest nijaki, zabawny na siłę i ostatecznie nie wiadomo czy ma służyć za comic relief, info dump czy może też ma mieć osobny charakter oraz wątek. Po prostu w żadnej roli nie był dla mnie przekonujący, więc oddelegowanie go na drugi plan pasuje mi ażeby. Nad uzależnieniem Miała od Twitt… ekhem, Chwittera kilka razy udało mi się uśmiechnąć, aczkolwiek on też ostatecznie nie pokazał nic konkretnego. A szkoda, bo te solowe odcinki obu towarzyszy Dandy'ego stworzyły im fajne podwaliny pod charaktery, ale nie pociągnięto tego dalej i wyszedł guzik z pętelką (no i na dodatek umieszczono je gdzieś pod koniec serii). To ja już chyba wolę uderzać w te schematy, przynajmniej bohaterowie bardziej wyraziści.
Re: Poziom zachowany
Czy rzeczywiscie potrzebna jest recenzja?
Do tego, na dobrą sprawę wszystko już zostało napisane w pierwszej recenzji do SD i nie wyobrażam sobie, żeby ktoś zdołał napisać coś zasadniczo innego, chyba że jego ocena diametralnie różniłaby się od Tassadarowej i miałby na jej poparcie rzeczowe argumenty. Może więc nie najgorszym wyjściem byłoby podpięcie jednej recenzji pod oba sezony, o ile technicznie jest to możliwe?
Re: Czy rzeczywiscie potrzebna jest recenzja?
Re: Czy rzeczywiscie potrzebna jest recenzja?
Moim zdaniem – wyszło.
Oglądałem Space Dandy i docierało do mnie, ile pomysłów, tematów, gatunków i bohaterów pozostaje niewykorzystanymi w anime tylko dlatego, że zdominowały je niskich lotów produkcje dla dzieci i młodzieży, bardziej ceniące sobie schematyczność rozwiązań i miałkość fabuły. Kiedy przed laty zaczynałem moją pierwszą świadomą przygodę z anime, powiedziono mi, że to tak jak kino fabularne, tylko zamiast żywych aktorów mamy aktorów animowanych. Akurat. Pod względem fabularnym przytłaczająca większość anime naprawdę nie ma niczego, czym mogłoby rywalizować z kinem fabularnym. Oczywiście są chwalebne wyjątki, ale stanowią wyraźną mniejszość, do tego nie cieszącą się popularnością i popularność wypadałoby uznać tu za słowo klucz. Nie czas i miejsce by analizować przyczyny tego zjawiska, ale wspominam o nim nie bez powodu.
Oglądając Space Dandy miałem wrażenie, że w każdym odcinku twórcy próbowali przekazać widzom następującą wiadomość: „zobaczcie co moglibyśmy dla was zrobić, gdyby nie owczy pęd na lolitki w strojach pokojówek, moebloby, bezmózgich outsiderów z gimnazjum, dostających moce/mechy/superbronie by leczyć kompleksy swoje i im podobnych widzów”. To nie może być przypadek, że w ostatnim czasie jeśli już z jakiegoś anime w ogóle zapamiętałem jakieś sceny, to były to sceny z Kosmicznego Dandysa. Ot, choćby scena w pokoju hotelowy z odcinka o różnowymiarowych światach. Półmrok, światła neonów za szybą, on i ona po przejściach i oto spotkali się po latach i spędzili ze sobą noc. Rozmawiają o dokonanych kiedyś wyborach. To mógłby być dobry początek dobrego dramatu czy filmu obyczajowego, ale nie tym razem. To zaledwie sugestia tego, o czym mógłby być film, gdyby twórcom pozwolono robić to, co uważają ze powinni robić, zamiast stutysięcznej wersji przygód trzynastoletniego mściciela zbawiającego świat i walczącego z demonami, ale w jakiś dziwny sposób dostającego blokady psychicznej za każdym razem, gdy tylko zobaczy różowe majteczki w misie czy truskawki. Odcinek ze Scarlet i udawanym romansem, który omal nie przerodził się w prawdziwy, odcinek o dziewczynce z parzydełkami, o planecie roślin, zakochanym QT i poświęceniu w imię miłości, powrót Miau po latach do domu i jego konfrontacja z demonami przeszłości, odcinek roślinny o istocie istnienia, o sprzedawcy kosmicznego ramenu itd. Wszystko to podlane absurdalnym sosem, z puntu widzenia twórców być może w charakterze autoironii. Trzeba było aż Watanabe z jego charyzmą i pozycją, żeby ten czy inny reżyser ze scenarzystą mogli przemycić na ekran trochę poważniejszych tonów, nawet jeśli dla niepoznaki ukrytych za kolorowymi, karykaturalnymi dekoracjami? W jakimś sensie odbieram tę produkcję jako głos protestu środowiska twórców anime: „Umiemy coś więcej poza masową produkcją fabularnych straszydeł o niczym, ale przecież i tak nigdy nie będzie nam dane czegoś takiego wyprodukować, prawda? A skoro tak, to macie kolejną porcję obłąkanej galopady, dla odwrócenia uwagi oszołomimy was ruchem i kolorami, i zapomnijcie o tym, że cokolwiek wam sugerowaliśmy. Ech…”
Naprawdę lubię Kosmicznego Dandysa.
Re: Czy rzeczywiscie potrzebna jest recenzja?
Re: Czy rzeczywiscie potrzebna jest recenzja?
Re: Czy rzeczywiscie potrzebna jest recenzja?
No i koniec
Ciężko ocenić tą serię jako całość, bo główne postacie, łącznie z tytułowym protagonistą, były wkurzające (a jeden taki małpiszon przyprawiał mnie o ataki szału), każdy odcinek stanowił odrębną całość (jedynie ostatni połączył parę wątków) a ich poziom to taki hit n' miss, od wręcz genialnych (no w sumie jeden taki dla mnie był) po beznadziejne…
W sumie dałbym z 5/10, ale nie będę sie wyżywał, bo jednak były fajne odcinki, a samą „dwusezonową” serią (poza momentami gdy naprawdę miałem ochotę ja porzucić) bawiłem się całkiem dobrze. Serię traktuje jako taki średnio udany eksperyment. Jednym będzie się podobał, inni bedą kręcić nosem. Ja jestem gdzieś pośrodku.
Dlatego ostatecznie daje 7/10 o ile oceny liczbowe w recenzjach anime mają jakieś znaczenie ;)
PS: Ja nie widzę sensu kontynuacji, no ale oczywiście na koniec dostaliśmy hasełko „may be continued?”...
Niebo gwiaździste nade mną
A na to, że Dr. Gel, to tak naprawdę kliknij: ukryte Jet Black w przebraniu amerykańskiego alfonsa, w życiu bym nie wpadł! xD
Odc. 12
PS: Niech Dandy zutylizuje wreszcie tego kota i robota, bo strasznie mnie te postacie denewrwują (choć seria i tak się już chyba kończy, bo raczej 3 sezonu nie będzie, więc whatever…)
Re: Odc. 12
P.S. Bardzo polecam obydwa filmy, bo to zdecydowanie najwyższa kinowa półka. Stare, bo stare, ale fabularnie cudowne.
Re: Odc. 12
ep. 10
8 odcinek
8
Super klimat (zarówno muzyka, jak i po prostu cała ta „duchowa” atmosfera), fajna grafa (te klimatyczne miejscówki), dużo pomysłów, niezwykłe postacie, fajni seiyu i ogólnie nieskerempowana niczym wyobraźń twórców tego konkretnego odcinka. Mało robota i kota, no i najważniejsze: nie było Gela!
Następny odcinek zapowiada się słabo, ale cieszę się, że wciąż tą serię oglądam (raz po raz dając jej kolejne szanse), bo trafi się i taki rodzynek…
Odcinek 08
zyl zniewiescalec co lubil wielkie cyce.
musze przyznac, zawiodlem sie srogo.
tworczosc watanabe zawsze droga
mi byla, lecz teraz rysuje on tylko cyce
w dodatku w jakies koslawej grafice
miast tworzyc jak dawniej anime z polotem
juz drugi sezon rysuje idiote
co chodzi do baru ogladac panienki
wraz z odkurzaczem i kosmo- kotem
czy po sezonie pierwszym tej szmiry
te kryminalnie zboczone swiry
stwierdzily ze jeszcze im tego malo?
jak to sie do cholery stalo?
Dandy jest podobnie do Noein jedną wielką piaskownicą dla animatorów. Każdy odcinek dlatego wygląda inaczej a animatorzy jak i dyrektorzy są puszczani samopas. Dlatego jest tak nierówny i poszczególne odcinki podobają się różnym osobą. Co nie zmienia faktu, że argument o marnym budżecie i małej sile roboczej jest strasznie zabawny zwłaszcza jak się sprawdzi kto animuje… większość studiów nie miałaby na tyle kasy by zaprząc do roboty osoby stojące za Dandym.
Być może po intensywnie animowanym odcinku musicalowym zabrakło im nieco czasu i możliwości? Nazwiska same nie pracują, za tym wszystkim stoi masa rysowników, którzy często są tez potrzebni gdzie indziej.
Od razu mówię, ja lubię ten styl animacji. Nie przeszkadza mi, że postacie źle wyglądają albo są zdeformowane jeśli dostanę płynny ruch. Chociażby mój ulubiony animator tak właśnie robi a dla samego zobaczenia jego prac obejrzałam Naruto( co ciekawe jest on odpowiedzialny za wszystkie „dowody” na słabą animację tego anime ).
Ale ja tu nie pisałam o jednym czy kilku nazwiskach dyrektorów. Miałam na myśli właśnie tych rysowników o których piszesz>.>
PS. Naruto akurat zasłynęło jeśli chodzi o deformacje pewną walką, więc może nie jest do do końca fortunny przykład, bo tam chęć uzyskania płynności przeszła do ekstremum.
Kto tam wie co zobaczymy w następnym odcinku Dandy'ego. Może bardziej „schludną” animację( chociażby Nakamura już pracował przy tym anime – osoba, która bardzo dużo scen zrobiła w Cowboy Bebopie ). Tak jak pisałam to całkowita samowola, dla osób zafascynowanych animacją to wręcz skarbnica. Bones dosłownie wciąga prawie wszystkich swoich dobrze znanych animatorów^^
Natomiast seria leży w kwesti fabularnej. Co z tego, że to piaskownica, jak dostajemy same, potwornie oklepane, schematy. Jestem wyznawcą zasady, że jak coś bawi może być nawet wtórne (np. wszelkie shouneny), ale tutaj de facto widziałem może z jeden, dwa ciekawsze odcinki, a reszta to coś co równie dobrze mogłoby się dziać Ziemi i nie trzeba tej całej kosmicznej otoczki, bo otoczka ta poza zdeformowanymi postaciami kosmitów i ew. przedstawicieli fantazyjnej flory/fauny nic nie wnosi.
Najnowszy odcinek? Dziadek dziwak i gbur, który czeka lub/i wierzy w cośtam (1000‑letni krabi bóg, gejzer z legendy, legendarna małpa z Plutona), przez co jest obiektem drwin i jego wnuczka/wnuczek, która go kocha i w niego wierzy i zaprzyjaźnia się z głównym bohaterem. Na koniec oczywiście okazuje się, ze to prawda. Ileż razy to już było? Konwencja i założenia Dandy'ego są dobre, ale jest tu zbyt dużo irytujących i niedopracowanych rzeczy abym serię polubił…
Po za tym nie ma czegoś takiego jak nie wtórne pomysły. Oryginalność przestała istnieć w starożytności więc przejmować się schematami nie zamierzam. Ważniejsze jest jak się je użyje niż ile razy już dany wątek widziałam. Nauczyłam się też, że każdy schemat może być przedstawiony w sposób jaki mi się spodoba( po czytaniu Dice ) a i mój ulubiony może mnie odrzucić( Mushibugyo ). Dandy w tym jest jak pisałam strawny… naprawdę najciekawsze jest jego wykonanie i nawiązania niż cała reszta.
PS. Tak shouneny są zawsze identyczne zwłaszcza jak się porówna taką Shibatorę z Naruto, no normalnie nie do odróżnienia^^ Naprawdę wkurza mnie tykanie demografii jakby miała jakieś znaczenie>.>
A jeśli chodzi o Dandy'ego. Napiszę po raz (chyba) trzeci, że seria byłaby dla mnie strawna, nawet jeśli jest mało orginalna (bo tak jak mówisz pojęcie orginalności jest względne), gdyby nie tych kilka bezwzględnie wkurzających mnie elementów…
I zapewne masz rację, w Dandy bardziej niż o fabułę chodzi o wykonanie (choc to ostatnio kuleje), reszta to jakieś mumbo‑jumbo, tło…
PS: Historia o zabiciu orka na bagnie? Bardzo proszę! Przydałoby się wreszczie jakieś porządne dark fantasy w stylu zachodnim :D:D:D
Ja ogólnie uważam Dandyego za średnie anime. Odezwałam się by obronić animację w tym odcinku. Sama jak zauważyłeś pewnie po moim ostatnim komentarzu jestem animacją zafascynowana i lubię o niej rozmawiać. O fabule czy postaciach się nie wypowiadałam bo nie o tym był temat. Tak naprawdę jeśli miałam bym powiedzieć jaki problem to anime posiada to byłyby to postaci. Moim zdaniem właśnie brak dobrej charakteryzacji a raczej jej nierówność spowodowana różnymi dyrektorami sprawia, że anime w ogóle mnie nie śmieszy. Zaśmiałam się jedynie z nawiązania do Birtha z pierwszego odcinka tego sezonu.
Nie przepadam za zachodnim fantasy. Czyste fantasy jest gatunkiem, który omijam szerokim łukiem. Tak więc jak dla mnie brakuje mi do tego orka jeszcze statku kosmicznego^^( lubię hybrydy )
Chociaż fakt, seria jest czymś innym niż anime, które oglądam w ostatnich sezonach (czy jak to nazwali: inne niż wszystko co jest w tym momencie popularne), ale Dandy'ego uważam za raczej nieudany eksperyment…
Poziom tej serii jest niski, a z sezonem drugim obniżył się chyba jeszcze bardziej. Dandy ma przebłyski, ale jako całość jest po prostu nie do strawienia. Gdyby rozpatrywać go przez pryzmat pojedynczych odcinków, może i miałby u mnie lepszą prasę, ale niestety każdy z nich łączy szereg irytujących mnie elementów m. in. główny bohater i jego „paczka”, bliżej nieokreślony klimat i styl (lub jego brak) oraz postać, która doprowadza mnie wręcz do napadów agresji, czyli prawdopodobnie najbeznadziejniejszy niby‑antagonista w historii anime (nie wiedzieć czemu wciskany do każdego odcinka) czyli Dr. Gel…
W przeciwieństwie do mojego przedmówcy, odcinek czwarty był dla mnie dnem totalnym, ostatecznie ukazującym „potencjał” tej serii. Jak usłyszałem śpiew tej niby‑gwiazdy szkoły to myślałem, że wyskoczę przez okno. Nie mówiąc już o „Viva all”. Żeby chociaż twórcy udali, że się starają, wykazali chociaż mikroskopijną chęć bycia orginalnym. Albo, jeśli już przyjęli taktykę zabawy różnymi konwencjami (nawet oklepanymi), to chociaż robili to conajmniej solidnie…
Natomiast są i plusy. Odcinek czwarty utwierdził mnie ostatecznie w jednym: Japończycy nie potrafią tańczyć. Znaczy na pewno potrafią, ale te wywijasy, ruchy rąk i układy japońskich idoli (na których rzecz jasna wzorują się animatorzy praktycznie każdego anime), które oni uważają za „fajne”, są tak głupie, że aż żałosne. No ale co kraj to obyczaj, ważne, że im się podoba…
Space Dandy zaczyna mi przypominać bohaterów amerykańskich filmów/kreskówek lat 70‑tych, którzy gościnnie występowali w różnych serialach/uniwersach owych czasów. I tak samo jak wiele tych serii raziło tandetą, tak też w moich oczach wygląda SD. Po prostu seria próbuje być zbyt wieloma rzeczami na raz, taką chyba telewizyjną wersją „składanek” typu Animatrix, czyli grupa animatorów o różnych stylach, próbuje „ugryźć” jakiś temat, w tym wypadku wesołe podróże po kosmosie pewnego przygłupa… jaki jest tego efekt, przy takim budżecie (bo sądząc po jakości animacji, ot choćby w ww odcinku czwartym, wysoki nie jest), można zobaczyć samemu…
PS: Po co było dzielić serię na dwie części? Nawet nowego OP im się nie chciało robić…
Over and out!
Shakatak
[link]
Re: Shakatak
Dla tych co lubią Dandiego dobra wiadomość – nic się nie zmieniło.
„A co jak z klasyki SF zrobimy pod nastoletnią publikę anime w stylu Monty Pythona?”
Wierzę, że dla wielu to mało strawna mieszanka, ale akurat dla mnie OK. Uważam, że twórcy nieźle czują konwencję klasycznego SF i angielskiego humoru.
somebody never learns...
Re: somebody never learns...
Re: somebody never learns...
Re: somebody never learns...
No nie wiem czy taki bzdet. Ten odcinek był głównie zbudowany z parodii różnych serii i bawił się pomysłem alternatywnych światów. Mi się akurat podobał. Ilość nawiązań była przerażająca( od starszych serii z lat 70 po Attack on Titan” ). Nie będę też udawać, że homage w pierwszych dwóch wersjach alternatywnych do Birtha: [link] i stylu animacji Kanady nie miał nic wspólnego z moim „lubieniem”.( sama tego nie zauważyłam dopóki ktoś o tym nie wspomniał… poczułam się dosłownie jak idiota w tamtym momencie ) Najzabawniejsze jest to, że ja Dandiego do tego anime porównałam w pierwszym sezonie. Do tego dochodzi końcówka gdzie „emo” Dandy mnie na serio rozbroił, to było absurdalnie perfekcyjne. Krótko mówiąc mam pozytywne wrażenia.
Re: somebody never learns...
Re: somebody never learns...
Re: somebody never learns...