Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 grafika: 8/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,00

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 9
Średnia: 8
σ=0,94

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Go! Princess Precure

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2015
Czas trwania: 50×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Go! プリンセスプリキュア
Gatunki: Przygodowe
Widownia: Shoujo; Postaci: Magowie/czarownice, Uczniowie/studenci; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Wiele dziewczynek marzy w dzieciństwie o byciu księżniczką… Ale niewiele ma odwagę, by próbować wprowadzić te marzenia w życie.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Początek gimnazjum to właściwy moment na pierwszy krok w kierunku spełniania swojego życiowego marzenia. Dlatego właśnie Haruka Haruno zbiera się na odwagę i wyjeżdża z rodzinnego miasta, by uczęszczać do słynnej szkoły z internatem, Akademii Noble. Trzeba jednak powiedzieć, że jej marzenie jest odrobinę nietypowe, szczególnie w tym wieku: Haruka, całkiem zwyczajna córka właścicieli piekarni, marzy o… zostaniu księżniczką. Taką z bajki, jak Kwietna Księżniczka z jej ukochanej książeczki dla dzieci. Trudno się dziwić, że nawet większość rówieśników nie traktuje jej poważnie! Jednak – jak łatwo zgadnąć – nad Akademią Noble zbierają się ciemne chmury. Wysłannicy Dyspear, królowej rozpaczy, która podbiła już baśniowe Hope Kingdom, ostrzą sobie teraz zęby na świat ludzi. Otrzymany dawno temu od tajemniczego chłopca drobiazg okazuje się jednak – dosłownie – kluczem, który umożliwi Haruce przemianę w magiczną wojowniczkę­‑księżniczkę. Jako kwietna księżniczka Cure Flora stanie do walki z rozpaczą zdolną sparaliżować nawet najpiękniejsze sny, ale oczywiście nie będzie sama. Dwoje wysłanników z Hope Kingdom, czyli wróżki Perf i Aroma, będzie jej pomagać na każdym kroku, poza tym niebawem pojawią się jeszcze dwie wojowniczki: morska księżniczka Cure Mermaid oraz gwiezdna księżniczka Cure Twinkle. Jednak aby ostatecznie zwyciężyć rozpacz, potrzebna jest legendarna Grand Princess… Czy którejś z naszych bohaterek uda się nią stać?

Kilka słów wyjaśnienia należy się osobom, które nie miały do tej pory do czynienia z Precure. Podobnie jak niemal wszystkie pozycje w tym cyklu, jest to zamknięta, pojedyncza historia, niewymagająca znajomości żadnej z poprzednich części. Jest to także seria, której docelową widownią są dziewczynki w tym wieku, kiedy jeszcze marzy się o różowych księżniczkach, a nie o chłopakach czy mroku i krwi. W związku z tym, chociaż oceniam tę serię wysoko, nie należy oczekiwać tutaj niczego przełomowego ani pod jakimkolwiek względem ryzykownego. To najbardziej klasyczne możliwe mahou shoujo, grzeczne i odpracowujące większość obowiązkowych schematów gatunku. Po prostu tak się składa, że w swojej kategorii okazało się tytułem wyjątkowo udanym.

Wątek główny, czyli walka ze Złem i próby oswobodzenia Hope Kingdom, został poprowadzony bez błysku, ale po prostu porządnie. Nie ma tu szarpania fabuły, nie ma przekombinowanych czy też chybionych pomysłów. Całość trzyma się kupy – wydarzenia, które doprowadziły Hope Kingdom do obecnego stanu, dają się ułożyć w dość sensowny ciąg przyczynowo­‑skutkowy. Odrobiny nieprzewidywalności dodają przepychanki między podwładnymi Dyspear, rywalizującymi o wpływy i pozycję. Dziury fabularne pozostają na poziomie stałym dla gatunku i obejmują na przykład błyskawiczne przechodzenie przez resztę ludzkości do porządku nad nagłym pojawianiem się i znikaniem potworów. Właściwie jedyną rzeczą, którą mogę wskazać jako ułatwianie sobie życia przez scenarzystów było rozwiązanie kwestii „potwora tygodnia”. Tym razem są to monstra zasilane energią rozpaczy ludzi, których życiowe marzenie zostało „zamknięte”. Do tej pory w takim przypadku wysłannicy aktualnego Zła potrzebowali jakiejś chwili zwątpienia lub słabości ofiary. Tutaj nie przejmują się tym w ogóle i mogą zaatakować każdego, niezależnie od jego stopnia pewności i wiary w siebie. Trzeba przyznać, że ma to pewną zaletę polegającą na tym, że bohaterki nie są zmuszone do każdorazowego poznawania i rozwiązywania problemów danej postaci epizodycznej, co pozwala z kolei na większą elastyczność fabuły poszczególnych odcinków.

Z mojego punktu widzenia główny wątek nie jest jednak najważniejszą składową oceny fabuły. Szczerze mówiąc, wymogi konwencji i trzymanie się kanonów gatunku sprawiają, że mało która seria Precure zalicza pod tym względem poważniejsze wpadki (chociaż zdarzało się i to). Ważniejsze dla ogólnego wrażenia jest to, co wyróżnia akurat Go! Princess Precure, czyli sposób pokazania dwóch motywów przewodnich: „bycia księżniczką” i „dążenia do swojego marzenia”. Pod oboma względami seria wypada bardzo dobrze. Domyślam się, że hasło „księżniczka” może budzić uśmiech politowania, ale warto podkreślić, że „bycie księżniczką” jest pokazane jako coś, co wymaga sporo uczciwej pracy. Wdzięk i rozmaite talenty nie spadają tutaj nikomu z nieba, wszystkiego trzeba się uczyć krok po kroku. Udało się zachować zdrową proporcję wkładanej pracy do uzyskiwanych rezultatów. Haruka (bo głównie jej to dotyczy) nie sprawia wrażenia ociężałej umysłowo ciamajdy i jeśli się czegoś uczy, to dochodzi w tym do pewnej wprawy. Jednocześnie nie oznacza to, że czego się dotknie, zaczyna robić idealnie – częściej można mówić o poziomie zadowalającym. Zwracam na to uwagę, bo ważne jest dla mnie, co seria przekazuje odbiorcom i tutaj przesłanie jest bardzo pozytywne: warto się doskonalić i nie należy się zrażać trudnościami, bo każdy odniesiony sukces to krok we właściwą stronę. Ta odsłona cyklu unika dwóch bardzo irytujących schematów: „wszystko ci się uda – jeśli tylko od początku jesteś wybranką losu (i scenarzystów)” z jednej strony, a „nieważne, że nic ci nie wychodzi, liczą się tylko dobre chęci” z drugiej.

Równie pozytywne przesłanie płynie z motywu „spełniania marzeń”, pokazywanego tu zarówno na przykładzie głównych bohaterek, jak i licznych postaci epizodycznych i drugoplanowych. Aż za często w japońskich produkcjach dla młodszych widzów w ogóle, a w Precure w szczególności wszelkie życiowe dążenia rozpatrywane są tylko i wyłącznie pod kątem tego, co można dać z siebie światu. Chociaż pasuje to do optyki japońskiej, dla widza zachodniego bywa trudne do przełknięcia, gdy wszystkie postaci kierują się wyłącznie motywacją „chcę zostać kimśtam, żeby robić to i tamto dla ludzi”. Nie mówię, że ten aspekt tutaj nie istnieje, ale jednak na pierwszym planie jest indywidualizm, dążenie do tego, co się faktycznie chce robić i co jest czyjąś pasją. W dodatku większość „marzeń życiowych” ma dość rozsądną skalę, nikt też nie ukrywa, że do ich zrealizowania potrzebne są – znowu – zwyczajna praca, a w odpowiednich przypadkach także talent. Na ogół udaje się przy tym obejść bez natrętnego moralizatorstwa, co sprawia, że pokazywane w poszczególnych odcinkach historyjki obyczajowe ogląda się po prostu bardzo dobrze. Dobrze robi także ich zróżnicowanie – seria nie staje się w żadnym momencie monotonna, nie ma tu czegoś takiego, jak cały ciąg odcinków opartych na niemal identycznym schemacie.

Biorąc pod uwagę, że w świecie Precure wszyscy ludzie są dobrzy, a już bohaterki w szczególności muszą świecić przykładem, bardzo tu łatwo o postaci papierowe lub wręcz irytujące. Także pod tym względem Go! Princess Precure wyróżnia się na plus, ponieważ scenarzystom udało się stworzyć idealną mieszankę cech charakteru – słodką, ale nie tak, żeby bolały zęby. Haruka, pełna optymizmu i entuzjazmu, jest oczywiście typową główną bohaterką serii o magicznych dziewczętach. Na szczęście jednak nie została przerysowana – to nie jest ani ideał troszczący się wyłącznie o cudze szczęście, ani ofermowata niezdara, którą trzeba doceniać tylko za to, że bardzo się stara. Mimo ogólnego roztrzepania ma dość cierpliwości i systematyczności, by pracować nad sobą, a efekty, które przynosi ta praca, nie są spektakularne, ale bardzo wyraźne. Poza tym jest bezpośrednia w bardzo naturalny sposób i rzeczywiście można uwierzyć, że jest elementem spajającym grupę. Bardzo ładnie widać to w jej relacji z Minami Kaidou (Cure Mermaid), panną z dobrego domu, wzorową uczennicą i generalnie osobą, której bardzo blisko do ideału „księżniczki”. Chociaż Minami jest od Haruki lepsza praktycznie we wszystkim, brakuje jej spontaniczności i otwarcia na świat – tego właśnie uczy się od młodszej koleżanki i dlatego ich przyjaźń jest na równych prawach. Z kolei Kirara Amanogawa (Cure Twinkle) to osóbka niezwykle zdecydowana i zdeterminowana, która ma dość energii, by zarażać nią innych, i potrafi godzić całe mnóstwo najrozmaitszych obowiązków – uczennicy, młodej modelki, wojowniczki Precure. Każdej z bohaterek poświęcono dość miejsca i nie obowiązuje tu na szczęście zasada, że tylko Haruka może rozwiązywać cudze problemy, stanowić wsparcie i generalnie coś robić. Nadmienię, że mniej więcej w połowie serii do dziewcząt dołącza jeszcze Cure Scarlet – dla osób zaznajomionych z cyklem nie będzie to zaskoczenie, jednak nie chcę zdradzać zbyt wiele na jej temat. Dodam tylko, że jest ona udanym dodatkiem do reszty i tu także udało się uniknąć pułapki, w którą wpadały inne serie. Często bowiem taka „spóźniona” wojowniczka dołączała do już ukształtowanego zespołu i widać było, że scenarzyści właściwie nie mają na nią żadnego pomysłu. Tutaj tak nie jest, to również sympatyczna postać, której użyteczność nie ogranicza się do wątku ją wprowadzającego.

Wśród pojawiających się regularnie postaci drugoplanowych należy wspomnieć o współlokatorce Haruki, Yui Nanase. Muszę przyznać, że pod tym względem seria mnie zaskoczyła: po raz pierwszy dziewczynka, która nie zostaje Precure, dostała tak dużą i w sumie bardzo ważną rolę. To mnie bardzo cieszy, bo także pozwala zerwać z niemiłym przesłaniem innych części: „jeśli nie zostaniesz wybrana na wojowniczkę, to guzik możesz zrobić”. Reszta postaci dalszoplanowych jest nakreślona pobieżnie, ale (z małymi wyjątkami) bez nadmiernego przerysowania. O dziwo, tym razem udało się znaleźć rozsądną rolę dla księcia Hope Kingdom, Kanaty – w odróżnieniu od chociażby Blue z Happiness Charge Precure! czy Coco z Yes! Precure 5 nie okazuje się on ani nadętym bufonem, ani zdolną tylko do jojczenia i chowania się za bohaterkami ofiarą losu. Trzeba może podkreślić, że w serii nie ma żadnych wątków romantycznych (może jedna czy dwie aluzje tu i tam), ale to akurat dla tego cyklu jest dość typowe. Przy omawianiu postaci pozytywnych wypada też wspomnieć o maskotkach, czyli Perf i Aromie – są urocze i słodkie, niestety mają też charakterystyczny sposób mówienia z doczepianymi końcówkami. Poza tym są jednak dość konkretne i przydatne, a przez to o wiele mniej irytujące niż maskotki z większości serii tego cyklu. Przyjemnym zaskoczeniem była postać wróżki­‑nauczycielki, Miss Shamour, którą w pierwszej chwili uznałam za dość irytujący i zadzierający nosa dodatek do głównej obsady, a która okazała się wyjątkowo udaną postacią z niezłym pomysłem na jej rolę. Trudno mi równie wyczerpująco omówić drugą stronę, ponieważ, jak pisałam wcześniej, między podwładnymi Dyspear trwają najrozmaitsze rozgrywki personalne, mające duży wpływ na ich zachowanie i charakter. W każdym razie nie są to nieciekawe „automaty”, zaprogramowane na wykonywanie rozkazów, ale także jakieś tam osobowości z indywidualnymi cechami i planami życiowymi.

Osoby, które nie miały wcześniej do czynienia z Precure, powinny pamiętać, że jest to mimo wszystko cykl nastawiony bardzo mocno na cele komercyjne. Pod tym względem Go! Princess Precure i tak jest stosunkowo stonowane, jednak temu właśnie należy przypisać projekty magicznych przedmiotów, podejrzanie przypominających podświetlany kolorowymi diodami plastik. Poza tym jednak jest to seria naprawdę ładna – chyba najładniejsza od czasu Heartcatch Precure. Projekty postaci są dość typowe, może potrzeba chwili, by przyzwyczaić się do wyjątkowo dużych nawet jak na anime oczu i odrobinę zbyt wypukłych czół części bohaterek, ale za to przyjemnie zróżnicowana jest ich mimika. Tła potrafią być naprawdę ładne, jednak tym, co zasługuje na szczególną pochwałę, są sceny akcji. Owszem, paleta barw jest zwykle cukierkowo­‑pastelowa, ale ktokolwiek odpowiadał za ten aspekt, miał naprawdę niezłe pojęcie o kompozycji dynamicznych ujęć i dobieraniu kolorów. Zdarzają się oczywiście spadki jakości, jednak właściwie wszystkie ważne sceny są ładnie i starannie kadrowane, a przy tym bardzo nastrojowe. Jak zawsze, komputer wspomaga animację magicznych ataków – jedne są mniej, inne bardziej kiczowate – a także sekwencje przemian, no i oczywiście animację tańca towarzyszącego zamykającej odcinek piosence. W większości przypadków nie ma na co narzekać, grafika komputerowa ładnie stapia się z tradycyjną, chociaż po raz kolejny trochę mi zgrzytały zbyt rumiane i „plastikowe” bohaterki w endingu. Bardzo ładna jest także oprawa dźwiękowa, poczynając od otwierającej odcinki dynamicznej piosenki, poprzez melodie w tle, a na pięknych i ważnych dla fabuły utworach skrzypcowych kończąc. O grze seiyuu trudno pisać coś specjalnego, ponieważ w rządzącym się swoimi prawami gatunku trudno o popisy aktorskie. Łowcom znanych nazwisk mogę podpowiedzieć, że sporą rolę gra tutaj Miyuki Sawashiro.

Jeśli ktoś poszukuje serii, od której chciałby zacząć znajomość z cyklem, to zdecydowanie polecałabym właśnie tę. Z zastrzeżeniami, jakie poczyniłam powyżej – że jest to produkcja dla dzieci i wpisująca się w kanon gatunku. Mimo to jest udana, interesująca, z ciekawymi postaciami i po prostu ładna wizualnie. Stąd właśnie ocena – zdecydowanie „w swojej kategorii”, ale jest to seria naprawdę warta obejrzenia, jeśli ktoś jest ciekaw, jak podobne tytuły mogą współcześnie wyglądać.

Avellana, 6 lutego 2016

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Toei Animation
Autor: Izumi Toudou
Projekt: Yukiko Nakatani
Reżyser: Yuuta Tanaka
Scenariusz: Hitoshi Tanaka
Muzyka: Hiroshi Takaki

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Go! Princess Precure - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl