x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Kyoukai no Rinne jest najgorszym tytułem autorki. Nie wiem dlaczego. Brak wątku przewodniego jak w Inuasha. Nie jest tak zakręcone jak Ranma i Urusai Yatsura. Nie jest tak dopracowane jak Maison Ikkoku. Co prawda nie ma tych irytujących dołków, które miała większość z tych tytułów, ale nie ma i tych szczytów zostaje przeciętność.
Niby nie ma się do czego przyczepić – kreska jest przyjemna, postacie względnie sympatyczne (chociaż Mamiya Sakura trochę mnie denerwowała), gagi w miarę zabawne…ale i tak w pewnym momencie się znudziłem i musiałem się zmuszać do dokończenia tego anime. Może gdyby była w tym jakaś główna linia fabularna, byłoby lepiej – 25 epizodów, które w zasadzie można oglądać w dowolnej kolejności, potrafi zmęczyć…parę odcinków z niezbyt ciekawymi duchami można by spokojnie wyrzucić i seria nic by na tym nie straciła (a nawet zyskała).
Jak ktoś tu już słusznie zauważył – nie jest to złe, ale jakieś takie nijakie.
Czegoś zabrakło.
Drugiego sezonu raczej nie obejrzę.
Gdyby przyszło mi oceniać to anime tylko pod fabularnym, nie mógłbym wystawić więcej niż 5/10. Głównego wątku tu właściwie nie uświadczymy, całość jest mocno epizodyczna, a serwowane historyjki są w większości banalne i prościutkie, więc ciężko mówić o tym, by mogły wciągnąć i zainteresować. Jako że seria jest widocznie niskobudżetowa, oprawa wizualna i sceny akcji również tej bajki nie ciągną. A mimo to bawiłem się naprawdę dobrze.
Wszystko za sprawą wszechobecnego humoru (doskonale czuć tutaj rękę pani Rumiko Takahashi) i potraktowania wszelkich wydarzeń oraz postaci z mocnym przymrużeniem oka. Muszę przyznać, że początkowo nieraz ziewałem, spodziewając się w końcu, że coś ruszy z kopyta, jednak nie doczekałem się tego. I wcale nie żałuję, bo Rinne znakomicie sprawdza się w roli komedii, w której fabuła stanowi jedynie bazę dla często przezabawnych perypetii i interakcji między bohaterami. W recenzji zostało wspomniane, że gdyby nie odrealnienie całości, to sytuacja niesamowicie ubogiego Rinne byłaby prawdziwie tragiczna, a „główny zły” mógłby z powodzeniem uchodzić za najgorszego i najpodlejszego, pozbawionego sumienia i krzty człowieczeństwa skurczybyka, jakiego nosiła ziemia. Na całe szczęście nie musimy się o tym przekonywać, a zamiast tego możemy cieszyć się z niezwykle udanych i budzących sympatię bohaterów, których codzienne zmagania z nadnatrualną rzeczywistością są pożywką dla masy gagów i stanowią ciągły powód do śmiechu. Jak tu nie polubić biednego Rinne, szanującego każdy grosik, krwawymi łzami nieoczekiwane straty, a za porządny posiłek gotowego zbudować darczyńcy pomnik. Albo uroczo stoickiej Sakury, zawsze dającej się porwać biegowi wydarzeń, z niewzruszoną miną przyjmującej najdziwniejsze z dziwactw, nie raz i nie dwa sprowadzającą ciętymi komentarzami wszystko i wszystkich na ziemię. A to tylko dwójka z wielu barwnych postaci, z „czarnym charakterem” (serio, ten facet jest momentami potężnie komiczny) na czele.
Co prawda skłamałbym mówiąc, że Kyoukai no Rinne spełniło moje oczekiwania, liczyłem w końcu raczej na serię przygodową z prawdziwego zdarzenia, ale niezwykle przyjemna komedia jaką otrzymałem w zamian nie pozwala mi narzekać. Polecam na odprężenie i wyzbycie się kiepskiego nastroju, skuteczność gwarantowana.
Strasznie podoba mi się kreska w tym anime. W sumie ogólnie graficznie przypadło mi do gustu: postaci są ładnie narysowane, jest kolorowo i bardzo, bardzo ładnie. Faktycznie styl rysowania postaci jest specyficzny, ale w pozytywny sposób.
Seria była dla mnie miłym zapełniaczem wolnego czasu. Oglądając ją jakoś nie odczuwałam potrzeby myślenia o niczym innym poza tym co widzę na ekranie. Mimo powtarzalności pewnych motywów podobały mi się dość często pojawiające się tutaj wątki komediowe. Właściwie to cieszę się, że nie zrobiono praktycznie wcale żadnych dramatów i traum, choć były ku temu warunki. Nawet Rinne, któremu życie wciąż podkłada kłody pod nogi nie użalał się nad sobą (pomimo krwawych łez), wykonując bez gadania swe obowiązki shinigami.
Humor humorem, głównym źródłem czerpanej przeze mnie podczas oglądania przyjemności, była sympatyczna zgraja postaci na czele z głównym bohaterem, którego polubiłam praktycznie od momentu, w którym pierwszy raz go zobaczyłam. Większy problem miałam z Sakurą, wydawała mi się zbyt zimna, bez emocji, jednak ostatecznie przyzwyczaiłam się i nawet zaczęłam ją lubić. Mimo wszystko nie jest to jedna z moich ulubionych kobiecych postaci, ale na szczęście nie irytuje zanadto. Szkoda trochę, że nie rozwinięto nieco bardziej wątku romantycznego, ale podejrzewam, że na wszystko przyjdzie pora. Czekam więc na ciąg dalszy, a na ten moment ode mnie 7/10.
Ryuki
30.10.2015 23:53
Faktycznie styl rysowania postaci jest specyficzny, ale w pozytywny sposób.
Hmmm, nigdy nie zetknęłaś się z kreską Rumiko? Bo akurat jej styl jest wciąż zakorzeniony w latach 80 co rzeczywiście czyni go obecnie unikatowym. Natomiast co do Rinne pomijając jak niewiele autorka zmieniła styl to powiem, że sam design postaci mi się akurat podobał. Anime zrobione przez tak dobre studio jak Brains Base pewnie do grafiki jeszcze dodało.
Mimo powtarzalności pewnych motywów podobały mi się dość często pojawiające się tutaj wątki komediowe. Właściwie to cieszę się, że nie zrobiono praktycznie wcale żadnych dramatów i traum, choć były ku temu warunki.
Trochę zazdroszczę tak świeżego i pozytywnego odczucia. Niestety dla mnie Rinne jest zwyczajnie po raz enty tą samą historią, z takimi samymi bohaterami i humorem jak zawsze.
Szkoda trochę, że nie rozwinięto nieco bardziej wątku romantycznego, ale podejrzewam, że na wszystko przyjdzie pora.
To praca Rumiko… dlatego nie liczyłam bym na nic^^ Sama nie lubię romansów ale nie mogę być ślepa na fakt, że autorka ich zwyczajnie nigdy nie kończy.
Rzadko czytam mangi, więc nie zetknęłam się wcześniej z tą kreską. Chociaż w sumie oglądałam anime Inuyasha, którego to tytułu pierwowzór podobno wychodził spod ręki tej samej autorki i widać oczywiście podobieństwo w projekcie postaci (choć pewnie ich animacja też co nieco zmieniła w porównaniu do oryginalnego wyglądu), innych prac autorki nie znam. Mimo wszystko uważam styl rysowania za specyficzny w porównaniu do innych tytułów, zarówno tych współczesnych, jak i nieco starszych.
To praca Rumiko… dlatego nie liczyłam bym na nic^^ Sama nie lubię romansów ale nie mogę być ślepa na fakt, że autorka ich zwyczajnie nigdy nie kończy.
Nie ukrywam, że zasmuciłaś mnie tym faktem, bo tak jak wspomniałam nie znam zbyt dobrze innych dzieł autorki. Ale nadzieja umiera ostatnia, więc nadal będę po cichu liczyć na jakiś konkretniejszy rozwój relacji między bohaterami…
Ryuki
31.10.2015 04:52
Ale są inne ekranizacje^^ jej mang. Te, które ja widziałam: Ranma 1/2( Rinne jest wręcz spokojniejszą wersją tego xD i z mniejszą ilością fanservisu ), Inuyasha( tak to dzieło Rumiko, anime zostało zrobione przez Sunrise, które lekko zmieniło kreskę ale animacyjnie było równo a samo anime uważam za lepsze niż manga ) i Mermaid Saga( moja ulubiona jej manga ). Oprócz tego jest jeszcze multum innych anime: [link] prawie wszystko zostało zekranizowane co stworzyła.
Niestety po moim czytaniu Inuyashy‑_- straciłam jakąkolwiek ochotę na jej twórczość. Przejadło mi się albo przejście przez coś koło 20 tomów tylko dla zobaczenia kliknij: ukryte śmierci Kikyo na mnie tak wpłynęło.
Nie chcę cię mocniej zasmucić czy zdołować więc nie powymieniam końcówek. Jednak pocieszę cię, że Sunrise poprawiło zakończenie Inuyashy i rzuciło przysłowiową kość dla fanów romansu. kliknij: ukryte W mandze Inu z Kagome nawet nigdy się nie cmoknęli. Stan taki jest według samej autorki z powodu tego, że jest ona zbyt nieśmiała do tych spraw więc zawsze je w jakiś sposób przerywa. Jedno pytanie tylko to pozostawia, dlaczego więc robi głównie romansowe komedie( Mermaid Saga nią nie jest i wyszło o wiele lepiej )?
Mi bardzo się podoba, a widzę, że jakieś jakby nie docenione jest, więc chciałam napisać od siebie, że świetnie się przy tym bawię i jest to jeden z moich ulubionych tytułów tego sezonu. Lekki, zabawny, ma świetne tempo akcji, o co w dzisiejszych czasach bywa trudno, i to nawet mimo połączenia wielu różnych motywów – od sił nadprzyrodzonych przez szkolne życie, pierwsze zauroczenie, problemy rodzinne, no i oczywiście finansowe. Odpowiada mi poczucie humoru, niezmiernie mi się podoba przedstawienie zaświatów, bardzo szczegółowe, z tymi wszystkimi departamentami, rewelacja. Lubię postacie, szczególnie czworokąt romantyczny, bardzo dobrze wyważone przedstawienie relacji między bohaterami, na takim poziomie akurat mi odpowiada w tytule tego rodzaju, bez zbędnego dramatyzmu. Charakterystyczny jest też ojciec Rina, prawdziwy cesarz chciwości. Co do strony wizualnej anime też przedstawia się całkiem dobrze, graficznie trochę w starym stylu, wyraziste kolory, ładne tła, szczególnie te zaświaty, widać, że podeszli do tego z fantazją, a to zawsze jest dla mnie szczególnie ważne. Może ta seria nie jest jakaś szczególnie mądra i odkrywcza, ale taka fajna, że w drodze wyjątku, oglądam po angielsku, bo braknie mi cierpliwości żeby czekać na polskie napisy. Nie chcę oceniać przed zakończeniem, ale jak dla mnie to będzie 8 albo i nawet 9 na 10 w swojej kategorii. Jeśli ktoś szuka sympatycznej komedii przygodowej średniego lotu, bez przymulania, to naprawdę warto.
Bardzo sympatyczne seria, która nie udaje, że pretenduje do miana czegoś ambitniejszego. Idealna do obejrzenia przy obiedzie po całym dniu pracy. Ani mózg się nie przemęczy, a i usta uniosą się czasem w niewymuszonym uśmiechu. A relacja Sakura – Rinne jest nawet całkiem fajnie nakreślona. Polecam jako miły odmóżdzacz :)
Nie jest to złe, ale jakieś takie… nijakie, a przy tym strasznie powtarzalne. W dodatku mam wrażenie, że bohaterowie są po prostu tępi, bo nie potrafią łączyć ze sobą faktów, które się ze sobą wiążą w oczywisty sposób. Przykładowo taka Sakura raczej nie miała być postacią głupią, a często wygląda jakby strasznie wolno myślała. 12‑13 epków tego bym może jakoś przebolała, ale przez 25 się nie będę przedzierała tylko dlatego, by zobaczyć jak się rozwinie relacja pomiędzy Rinne i Sakurą, a jest to jedyna rzecz, która mnie tutaj ciekawi.
Chaotyczne (w sensie prowadzenia fabuły) i nudne. Liczyłem na coś w stylu Inuyashy, a tymczasem dostałem jakieś dziwadło. Nie podoba mi się interakcja między bohaterami, jakaś taka nierealistyczna. Stanowczo za dużo elementów komediowych, a na dodatek bohater życiowy nieudacznik. W skrócie: nie dla mnie, więc drop…
Ryuki
16.04.2015 11:16
Powiem ci, że Rinne jest w skrócie spokojniejszą wersją Ranmy 1/2. Czyli to co piszesz jest jeszcze mocniejsze im dalej, ten chaos się z czasem pogarsza. Sama rzuciłam mangę po kilku tomach kiedy się kapnęłam w co Rumiko idzie. Nie wiem przejadły mi się jej historie po wmuszeniu końcówki Inuyashy. Ech, choć osobiście lubiłam charakter Rinne. Za anime przemawia co prawda studio( Brain Base jest świetne ) ale przy 6/7 seriach tej wiosny zwyczajnie mi wystarczy.
Pierwszy odcinek był fajny. Oglądało się go przyjemnie. Bohaterowie są nieźle dobrani, fajnie patrzało się na ich poczynania w odcinku pierwszym. Kreska przypomina bardzo inne mangi Takahashi, a Rinne nie wiem czemu przypomina mi Miroku z Inuyashy. Na plus też całkiem fajny opening i ending.
Nic specjalnego
Jak ktoś tu już słusznie zauważył – nie jest to złe, ale jakieś takie nijakie.
Czegoś zabrakło.
Drugiego sezonu raczej nie obejrzę.
Przednia zabawa
Wszystko za sprawą wszechobecnego humoru (doskonale czuć tutaj rękę pani Rumiko Takahashi) i potraktowania wszelkich wydarzeń oraz postaci z mocnym przymrużeniem oka. Muszę przyznać, że początkowo nieraz ziewałem, spodziewając się w końcu, że coś ruszy z kopyta, jednak nie doczekałem się tego. I wcale nie żałuję, bo Rinne znakomicie sprawdza się w roli komedii, w której fabuła stanowi jedynie bazę dla często przezabawnych perypetii i interakcji między bohaterami. W recenzji zostało wspomniane, że gdyby nie odrealnienie całości, to sytuacja niesamowicie ubogiego Rinne byłaby prawdziwie tragiczna, a „główny zły” mógłby z powodzeniem uchodzić za najgorszego i najpodlejszego, pozbawionego sumienia i krzty człowieczeństwa skurczybyka, jakiego nosiła ziemia. Na całe szczęście nie musimy się o tym przekonywać, a zamiast tego możemy cieszyć się z niezwykle udanych i budzących sympatię bohaterów, których codzienne zmagania z nadnatrualną rzeczywistością są pożywką dla masy gagów i stanowią ciągły powód do śmiechu. Jak tu nie polubić biednego Rinne, szanującego każdy grosik, krwawymi łzami nieoczekiwane straty, a za porządny posiłek gotowego zbudować darczyńcy pomnik. Albo uroczo stoickiej Sakury, zawsze dającej się porwać biegowi wydarzeń, z niewzruszoną miną przyjmującej najdziwniejsze z dziwactw, nie raz i nie dwa sprowadzającą ciętymi komentarzami wszystko i wszystkich na ziemię. A to tylko dwójka z wielu barwnych postaci, z „czarnym charakterem” (serio, ten facet jest momentami potężnie komiczny) na czele.
Co prawda skłamałbym mówiąc, że Kyoukai no Rinne spełniło moje oczekiwania, liczyłem w końcu raczej na serię przygodową z prawdziwego zdarzenia, ale niezwykle przyjemna komedia jaką otrzymałem w zamian nie pozwala mi narzekać. Polecam na odprężenie i wyzbycie się kiepskiego nastroju, skuteczność gwarantowana.
Seria była dla mnie miłym zapełniaczem wolnego czasu. Oglądając ją jakoś nie odczuwałam potrzeby myślenia o niczym innym poza tym co widzę na ekranie. Mimo powtarzalności pewnych motywów podobały mi się dość często pojawiające się tutaj wątki komediowe. Właściwie to cieszę się, że nie zrobiono praktycznie wcale żadnych dramatów i traum, choć były ku temu warunki. Nawet Rinne, któremu życie wciąż podkłada kłody pod nogi nie użalał się nad sobą (pomimo krwawych łez), wykonując bez gadania swe obowiązki shinigami.
Humor humorem, głównym źródłem czerpanej przeze mnie podczas oglądania przyjemności, była sympatyczna zgraja postaci na czele z głównym bohaterem, którego polubiłam praktycznie od momentu, w którym pierwszy raz go zobaczyłam. Większy problem miałam z Sakurą, wydawała mi się zbyt zimna, bez emocji, jednak ostatecznie przyzwyczaiłam się i nawet zaczęłam ją lubić. Mimo wszystko nie jest to jedna z moich ulubionych kobiecych postaci, ale na szczęście nie irytuje zanadto. Szkoda trochę, że nie rozwinięto nieco bardziej wątku romantycznego, ale podejrzewam, że na wszystko przyjdzie pora. Czekam więc na ciąg dalszy, a na ten moment ode mnie 7/10.
Hmmm, nigdy nie zetknęłaś się z kreską Rumiko? Bo akurat jej styl jest wciąż zakorzeniony w latach 80 co rzeczywiście czyni go obecnie unikatowym. Natomiast co do Rinne pomijając jak niewiele autorka zmieniła styl to powiem, że sam design postaci mi się akurat podobał. Anime zrobione przez tak dobre studio jak Brains Base pewnie do grafiki jeszcze dodało.
Trochę zazdroszczę tak świeżego i pozytywnego odczucia. Niestety dla mnie Rinne jest zwyczajnie po raz enty tą samą historią, z takimi samymi bohaterami i humorem jak zawsze.
To praca Rumiko… dlatego nie liczyłam bym na nic^^ Sama nie lubię romansów ale nie mogę być ślepa na fakt, że autorka ich zwyczajnie nigdy nie kończy.
Rzadko czytam mangi, więc nie zetknęłam się wcześniej z tą kreską. Chociaż w sumie oglądałam anime Inuyasha, którego to tytułu pierwowzór podobno wychodził spod ręki tej samej autorki i widać oczywiście podobieństwo w projekcie postaci (choć pewnie ich animacja też co nieco zmieniła w porównaniu do oryginalnego wyglądu), innych prac autorki nie znam. Mimo wszystko uważam styl rysowania za specyficzny w porównaniu do innych tytułów, zarówno tych współczesnych, jak i nieco starszych.
Nie ukrywam, że zasmuciłaś mnie tym faktem, bo tak jak wspomniałam nie znam zbyt dobrze innych dzieł autorki. Ale nadzieja umiera ostatnia, więc nadal będę po cichu liczyć na jakiś konkretniejszy rozwój relacji między bohaterami…
Niestety po moim czytaniu Inuyashy‑_- straciłam jakąkolwiek ochotę na jej twórczość. Przejadło mi się albo przejście przez coś koło 20 tomów tylko dla zobaczenia kliknij: ukryte śmierci Kikyo na mnie tak wpłynęło.
Nie chcę cię mocniej zasmucić czy zdołować więc nie powymieniam końcówek. Jednak pocieszę cię, że Sunrise poprawiło zakończenie Inuyashy i rzuciło przysłowiową kość dla fanów romansu. kliknij: ukryte W mandze Inu z Kagome nawet nigdy się nie cmoknęli. Stan taki jest według samej autorki z powodu tego, że jest ona zbyt nieśmiała do tych spraw więc zawsze je w jakiś sposób przerywa. Jedno pytanie tylko to pozostawia, dlaczego więc robi głównie romansowe komedie( Mermaid Saga nią nie jest i wyszło o wiele lepiej )?
trzyma poziom
Przyjemne to to :)
Jednak drop...