Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 10 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,20

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 422
Średnia: 7,77
σ=1,5

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Altramertes)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Overlord

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2015
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • オーバーロード
Gatunki: Fantasy
Widownia: Seinen; Postaci: Anioły/demony, Magowie/czarownice; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Świat alternatywny; Inne: Magia
zrzutka

Szkieletem jestem, utłukę, czego nie utłukłem jeszcze. Na, na, na.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Ci z państwa, którzy poznają, niech podniosą ręce, resztę proszę o ciszę. Rok co za różnica który, jeden z graczy VRMMO o nazwie Yggdrasil, Momonga, jest ostatnim członkiem gildii czekającym na ostateczne zamknięcie serwerów gry po ponad dekadzie działania. Ostatnie chwile przed północą spędza na wspominaniu starych dobrych czasów, zabawie z ustawieniami NPC­‑ów z siedziby gildii, oraz smęceniu, że rano znów trzeba iść do roboty. I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie to, że po północy gra przestała być grą, NPC­‑e zaczynają zachowywać się jak ludzie, a Momonga znajduje się w zupełnie innym świecie. Brzmi jak typowe wprowadzenie do serii „gra przechodzi w rzeczywistość”. Z tą drobną różnicą, że Momonga jako coś w rodzaju arcylisza kieruje grobowcem pełnym potworów.

Czasami zdarza mi się przeczytać, że jakieś anime bądź manga są kompletnie pozbawione oryginalności. A to używają utartych schematów, a to powielają stereotypowe postaci, jakich milion klonów zdążyło się przez rynek przewinąć, a to mają estetykę tak bezpłciową, że nie sposób odróżnić ich od reszty serii. Zawsze w takiej sytuacji odpowiadam, że oryginalność nie ma znaczenia, liczy się to, jak autorzy zutylizują dostępne im narzędzia i czy ostatecznie wyjdzie z nich coś ciekawego. Overlord jest ucieleśnieniem tej tezy, bo wykorzystuje utarty schemat, ale nadaje mu własną, wyjątkową estetykę i tworzy coś bardzo ciekawego, nawet jeśli niepozbawionego wad.

Wyjątkowość tej serii leży w założeniu, że zamiast kolejnego człowieka­‑rycerza do świata fantasy trafia Władca CiemnościTM z całym dobrodziejstwem inwentarza. Bardzo silną stroną serii jest pokazanie efektów przeniesienia od strony logistycznej, czyli wysłanie pomagierów na przeszpiegi, możliwie szybkie ukrycie bazy przed oczami wścibskich podróżników i sprawdzenie, jak system gry działa w realnym świecie. Momonga cały czas stawia sobie za cel zabezpieczenie obecnej pozycji, a dopiero potem zastanawia się nad dalszymi poczynaniami. Ciekawe jest też to, że typowe dla tego typu serii założenie „szukamy drogi z powrotem do domu” tutaj nie występuje. Może i bohater nie czuje się w pełni komfortowo w nowej sytuacji, ale nie planuje powrotu do dawnego życia, co stanowi powiew świeżości w porównaniu do rzeszy innych serii, podobnie jak to, że Momonga myśli. Ponieważ seria skupia się w większości na „strategii”, a akcja zajmuje jej pomniejszą część, niektórzy widzowie bez wątpienia poczują się znużeni tym podejściem, za co trudno ich winić. Wahałbym się jednak ze wskazaniem tego jako wady, bowiem seria od początku stawia raczej na powolne odkrywanie kart i rozwijanie świata przedstawionego (może i w mniejszym stopniu niż Log Horizon, ale jednak). Kolejną niewątpliwą zaletą jest protagonista, który nie jest uosobieniem cnót wszelakich, tylko oportunistą wykorzystującym dane mu szanse, by osiągać własne cele, nieważne, ile trupów padnie po drodze. Nie oznacza to jednak, że morduje on ludzi na prawo i lewo (przynajmniej nie cały czas); bohater stara się stworzyć własny kąt w nowym świecie i jest doskonale świadomy, że tyrania zazwyczaj kończy się krwawo dla despoty, więc stara się dbać o swoich „podopiecznych”.

Niestety Overlord należy do serii z cyklu „reklama light novel o tym samym tytule” i jest anime dość krótkim, dlatego dostajemy ledwo fragment fabuły. Chcąc rozkoszować się daniem głównym, będziemy zmuszeni albo sięgnąć po oryginał, albo modlić się o drugi sezon, zakończenie pozostawia nas bowiem z uczuciem ogromnego niedosytu i urywa fabułę w bardzo niefortunnym miejscu, średnio nadającym się na jakąkolwiek konkluzję – innymi słowy, konkluzji żadnej nie ma.

Czymże jednak jest nawet najlepsza fabuła bez postaci, które nadają jej barwy? Na szczęście Overlord i w tej kwestii nie zawodzi, prezentując widzom bandę zdeprawowanych potępieńców, za nic mających sobie ludzkie życie. Na czele Grobowca Nazaricka stoi Momonga, czyli wyżej wspomniany Władca CiemnościTM z kryzysem osobowości. Z jednej strony to człowiek nieco zagubiony, próbujący odnaleźć się w nowej sytuacji i niedający po sobie poznać, że nie rozumie, co w nim widzą jego pomagierzy. Momonga bardzo stara się dorównać wizji jego podwładnych, co nie zawsze mu się udaje, czasem z prześmiesznym skutkiem. Jednocześnie jest to postać (tu celowo unikam określenia osoba), która bez najmniejszego wahania morduje ludzi, manipuluje nimi i wykorzystuje, jeśli nadarza się po temu okazja. Nie jest bohaterem pozytywnym, ale wobec mieszkańców Grobowca zachowuje się niczym ojciec i dokłada wszelkich starań, by zabezpieczyć swój nowy dom. Jest on postacią bardzo ludzką, próbująca dopasować się do wizji otoczenia i często radzącą sobie jedynie dzięki szczęściu, co ułatwia utożsamianie się z jego problemami, a momenty zażenowania tym, co stworzył, były przezabawną parodią tego, jak postrzegamy nasze dziecięce fantazje.

Clementine może nie należy do ścisłej obsady serii, ale pominięcie jej byłoby grzechem ciężkim. To zdecydowanie najbardziej udana postać w serii, płynnie i bez przeszkód przeskakująca pomiędzy uroczą, słodką i diabelnie ponętną pięknością a chorą sadystką gotową w dowolnym momencie torturować, kogo popadnie. Kradła światło reflektorów w każdej scenie, w jakiej brała udział, i przyciągała wzrok samą charyzmą (a także mocno roznegliżowanym ubiorem, ale to detal). Bez wątpienia ogromną zasługę ma tu Aoi Yuuki, która podkładała jej głos i tchnęła w tę postać życie. Żeby jednak nie było, Clementine nie jest jedyną wartą uwagi postacią żeńską w serii. Albedo i Shalltear, czyli podwładne Momongi są mu bezwarunkowo oddane i gotowe spełnić każdą jego zachciankę. Jednocześnie nie definiuje to ich charakteru, cały czas bowiem pozostają kobietami o nienagannych manierach i aparycji, skacząc sobie do gardeł jedynie w obecności innych strażników bądź swojego szefa. Ostatnią z pań, o których dowiedzieliśmy się nieco więcej, jest Narberal Gamma, jedna z Plejad, bojowych pokojówek (nie pytajcie) na usługach Momongi. Podobnie jak reszta, jest ona oddana głównemu bohaterowi, ale jej brak „życiowego obycia” prowadzi do prześmiesznych konfrontacji ze zwykłymi ludźmi, z którymi zmuszona jest przebywać. Przy okazji jej opisu warto też wspomnieć o bardzo ciekawej kwestii, a mianowicie pozycji kobiet w tej serii, która, że pozwolę sobie na takie porównanie, stoi w kompletnej sprzeczności z chociażby takim Sword Art Online, gdzie bohaterki służyły wyłącznie jako cukierki dla oczu i damy w opałach, by zostać odstawione na bok, gdy już przestały być potrzebne. Overlord też ma cukierki dla oczu, nawet całkiem ich sporo, ale po pierwsze są one integralną częścią obsady i każda z nich ma swoje obowiązki, a po drugie każda z tych pań byłaby w stanie zetrzeć na miazgę niejednego protagonistę z anime. Kobieta mnie bije etc.

Tym natomiast, co na pewno nie wyróżnia serii spośród innych, jest grafika. O ile projekty postaci są ciekawe, to niestety ogólny poziom techniczny Overlorda można uznać w najlepszym razie za przyzwoity. Animacja jest relatywnie płynna, choć zalicza czkawkę podczas wszelkiego rodzaju pojedynków czy większych walk, co widać zwłaszcza w finałowym starciu. Płynną animację zobaczymy tylko wtedy, gdy na ekranie pojawiają się komputerowo wygenerowane potwory, które są fantastycznie zaprojektowane, ale widać że oszczędzano na ich realizacji, bo i tekstury, i oświetlenie modeli jest kiepskie. Dość często akcja ma też miejsce w nocy, przez co widzowi umykają detale otoczenia, a jeśli pojedynki czy większe młócki mają miejsce w dzień, to uczestnicy po obu stronach najczęściej stoją w miejscu. Zdaję sobie sprawę, że jako mag, Momonga nie musi dużo biegać, ale przez to wszelkie walki wyglądają na dużo bardziej statyczne niż są faktycznie. Skoro już o magii mowa, to efekty specjalne również nie zachwycają, ot, typowe zaklęcia, jakie można znaleźć w większości serii fantasy. Nie znaczy to jednak, że nie ma tu perełek: Czarna dziura z odcinka czwartego wyglądała fantastycznie, a Sharknado z finałowej walki było równie fazowe, co urocze. Brawa należą się za projekty wszelkiego rodzaju uzbrojenia, ponieważ choć de facto pochodzi ono z MMO, nieważne, czy są to tylko napierśniki, czy pełne zbroje płytowe, wszystko wygląda sensownie, w miarę wygodnie i nawet panie, zazwyczaj ubierane w kolcze bikini lub napierśniki z dekoltem, tutaj biegają odziane w stal od stóp do głów, a jedyna, która nie jest sensownie ubrana, ma nie po kolei w głowie. Sensowny ubiór przekłada się na sensowny fanserwis, którego nie ma za dużo, ale gdy już się pojawia, to nigdy nie jest natarczywy i z jednym wyjątkiem trzyma się z daleka od ważnych fabularnie wydarzeń, zagospodarowując „lżejsze” momenty.

Udźwiękowienie to osobna sprawa. Do gry aktorskiej nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Wszyscy aktorzy spisali się na medal, ale na wyjątkowe uznanie zasługują Satoshi Hino, który bardzo sprawnie przechodził pomiędzy rolami Władcy CiemnościTM i zwykłego człowieka próbującego odnaleźć się w nieoczekiwanej sytuacji. Jego bardzo charakterystyczne reakcje na nietypowe sytuacje były urocze i nieraz przyprawiły mnie o salwę śmiechu. Trzeba przyznać, że nie jest to rola łatwa, bo wymagała oddania całego charakteru postaci głosem (Momonga jako szkielet mimiki nie posiada) i całkowicie się to udało. Drugą osobą, której należą się brawa jest wspomniana wyżej Aoi Yuuki, podkładająca głos Clementine. Jasno i wyraźnie słychać, że świetnie się bawiła, wcielając się w rolę jednej z największych wariatek w serii.

Trzeba przyznać, że muzyka często budowała klimat odpowiednich scen, ale jednocześnie tylko trzy kawałki zapadły mi w pamięć. Podczas najbardziej „podniosłych” scen możemy usłyszeć pełen patosu chór, idealnie komponujący się z przesadzoną do granic możliwości grą Momongi i bardzo jednostronnymi pojedynkami z udziałem głównego bohatera. Dwa pozostałe utwory to odpowiednio opening i ending. Pierwszy to całkiem udany rockowy kawałek, pełen energii i z absolutnie fazowym tekstem, podobnie jak ending, który opowiada o mocno zakochanej i niezrównoważonej pannie, a wzbogacony został przepięknymi ilustracjami Albedo w wykonaniu so­‑bina, czyli autora ilustracji do cyklu light novel.

Warto zainteresować się Overlordem choćby tylko po to, by przekonać się, że nie tylko nastolatki pełne cnót wszelakich mogą być bohaterami tego typu historii, oraz dlatego, że tej konwencji na ekranach monitorów nie mamy okazji oglądać często, a tym samym jest przyjemnie odświeżająca. Warto dla bandy potępieńców zasiedlających Grobowiec Nazaricka, szalenie charyzmatycznej Clementine czy dziesiątek mordowanych w widowiskowy sposób przez Momongę ludzi. Wreszcie warto, bo ja tak mówię.

Altramertes, 24 października 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Madhouse Studios
Autor: Kugane Maruyama
Projekt: Juuki Izumo, Momoko Maebara, So-Bin, Takahiro Yoshimatsu
Reżyser: Naoyuki Itou
Scenariusz: Yukie Sugawara
Muzyka: Shuji Katayama

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Overlord - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl