Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 8/10
fabuła: 6/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 7
Średnia: 6,86
σ=1,81

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Soukyuu no Fafner: Dead Aggressor - Exodus 2

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2015
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Fafner EXODUS 2
  • 蒼穹のファフナー Dead Aggressor EXODUS 2
Postaci: Obcy, Uczniowie/studenci; Miejsce: Azja; Czas: Przyszłość; Inne: Mechy, Supermoce
zrzutka

Walka o przetrwanie trwa. Tym razem młodym pilotom przyjdzie się zmierzyć z kolejnym niespodziewanym wrogiem.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Po niespodziewanej, ale jakże brawurowej akcji ratunkowej w wykonaniu Kazukiego i Soushiego, grupa, która wyruszyła z Tatsumiyi, postanawia towarzyszyć dziesiątkom tysięcy ludzi w poszukiwaniu nowego domu na kontynencie. Przed nimi jednak daleka droga, a wróg nie śpi i tylko czeka na okazję do ataku, o czym przyjdzie im się dość szybko przekonać. Tymczasem pozostali na wyspie muszą sobie radzić z coraz częstszymi atakami coraz silniejszych potworów, ale jeszcze nic straconego, ponieważ rdzeń Tatsumiyi w postaci Orihime Minashiro obdarzył młodych pilotów nadnaturalnymi zdolnościami, mającymi pomóc im w walce z Festum. Mówi się, że nadzieja umiera ostatnia, ale dysponująca teraz mocą jasnowidzenia Kanon jako jedna z pierwszych zaczyna zdawać sobie sprawę, jak wysoką cenę przyjdzie im zapłacić za najbardziej pożądaną przyszłość…

Ostatnimi czasy twórcy upodobali sobie dzielenie produkcji na części – zabieg ten niewątpliwie pozwala zachować płynność finansową i zwłaszcza w przypadku serii bez pierwowzoru bezpiecznie wybadać, jak dany tytuł przyjmie się na rynku, zanim ostatecznie przyklepie się ciąg dalszy. Gorzej dla fanów, którzy zostają poczęstowani pierwszym daniem i, jeśli im zasmakowało, muszą sporo czekać na kolejną porcję. Nie od dziś wiadomo również, że ocenianie całości jest łatwiejsze niż wydawanie osądu na podstawie połowy materiału i decydowanie, jak dużego kredytu zaufania udzielić twórcom. Jak pisałam w recenzji pierwszej połowy serii Exodus, zważywszy na jej obiecujący finał i zapowiedź jeszcze bardziej interesujących wydarzeń, postanowiłam dać całości szansę i poczekać z ostatecznym werdyktem do zakończenia omawianej w tym tekście części. Cóż z tego wyszło?

Druga połowa różni się od pierwszej przede wszystkim znacznie większą ilością scen akcji. Są to naprawdę dobrze zrealizowane bitwy, bo w żadnym momencie nie można być pewnym, jak dane starcie się zakończy. Taka decyzja oznacza również zwiększenie tempa, które już od pierwszego odcinka wkracza na nowy poziom, a fabuła nie zwalnia aż do samego końca. W tych trzynastu odcinkach dzieje się naprawdę dużo i choć nie znaczy to, że całość staje się nagle nieprzewidywalna, to scenariusz, mimo że powiela pewne elementy obecne w poprzednich odsłonach, robi to bardzo sprawnie. Owszem, niektóre zabiegi, jak np. zyskanie przez wybranych bohaterów supermocy, można nazwać ułatwieniem sobie zadania przez twórców, ale każdy z tych motywów zostaje wprowadzony z rozwagą i w sposób interesujący, zdecydowanie nie można więc mówić tu o typowym deus ex machina. Co równie ważne: na szczęście twórcom w dalszym ciągu nie przyszło do głowy, by zamienić serial w pseudofilozoficzny bełkot (momentami robi się może nazbyt „metafizycznie”, ale nigdy nie zostaje przekroczona pewna granica) i chwała im za to.

Robi się również znacznie poważniej i niebezpieczniej. Pamiętacie może, jak pisałam, że fani na serio mogą zacząć się niepokoić o losy swoich ulubieńców? Cóż, walka rozgorzała na dobre, a żadna wojna nie obędzie się bez ofiar. Trup ściele się w tej odsłonie gęsto i tak naprawdę nikt nie jest bezpieczny, ale żadna z tych śmierci nie jest bezsensowna czy nieprzemyślana, bo są one istotne dla fabuły (przynajmniej większość z nich). Teoretycznie mogłoby to oznaczać, że wraz z bohaterami stoczymy się w otchłań rozpaczy, a zabieg ten wywoła efekt odwrotny do zamierzonego, ale mimo niemałych ilości patosu i powagi Exodus w żadnym momencie nie zamienia się w melodramat czy własną parodię. Wręcz przeciwnie, mimo łatki jednej z bardziej dołujących serii o humanoidalnych robotach, Soukyuu no Fanfer trzyma tragizm w ryzach i dzięki okazjonalnemu humorowi oraz wyważeniu klimatu, zdecydowanie daje radę utrzymać niezłą formę… prawie do samego końca.

Jak wspomniałam wcześniej, w tej serii dzieje się naprawdę dużo, bo prócz walki z Festum twórcy pokazują również otwarty konflikt zbrojny z tą częścią ludzkości, która nie uznaje jakichkolwiek kompromisów w walce z kosmicznymi najeźdźcami. Oznacza to konieczność wprowadzenia większej ilości wątków oraz bohaterów i poświęcenia im odpowiedniej ilości czasu. Nie powiem, znakomita większość zostaje wystarczająco dobrze rozwinięta, ale spora część fanów odniosła wrażenie, że przyspieszenie akcji pod sam koniec wynikało z nieumiejętności rozplanowania scenariusza, przez co można Exodus uznać za rzecz nieco wybrakowaną. Mnie również trudno jednoznacznie ocenić tę część, bo z jednej strony mamy świetnie zrealizowane sceny akcji i masę naprawdę dobrych pomysłów, a z drugiej może i zamykające pewien etap historii, ale zdecydowanie nie w pełni satysfakcjonujące zakończenie. No właśnie, recenzując poprzednią część, miałam wrażenie, że to już będzie koniec, ale sposób, w jaki poprowadzono fabułę w ostatnim odcinku, sugeruje, że twórcy w każdej chwili mogą wrócić z kolejnymi przygodami młodych pilotów, bo całość aż prosi się o ciąg dalszy. A przynajmniej o pełniejszy epilog. Czyżby furtka dla ewentualnej kontynuacji? Czas pokaże…

Przy okazji części pierwszej nie byłam również w pełni zadowolona z kreacji bohaterów, zwłaszcza głównych, bo zdawało się, że ich osobowości po prostu zatrzymały się na pewnym etapie rozwoju i twórcy postanowili poświęcić je w imię rozwoju fabuły. Po części dalej jest to prawda, ale jak się okazuje, nie wszystko stoi w miejscu. Cóż, jeśli oczekujecie satysfakcjonującego rozwiązania wątku trójkąta Soushi­‑Kazuki­‑Maya, to owszem, można się go spodziewać, aczkolwiek pewnie nie takiego, na jakie liczyli fani, a i jest to bardziej kwestia fabuły niż faktycznego rozwoju ich stosunków. Relacje tej trójki pozostają w cieniu rozkręcającego się na dobre krwawego konfliktu, który uniemożliwia im uzewnętrznienie się, ale co najmniej jedna czy dwie kwestie zostają rozwiązane przynajmniej w monologach. W ostatecznym rozrachunku nie robi to może większej różnicy, ale cieszmy się, że dostajemy chociaż tyle.

Zarówno protagoniści, jak i reszta obsady dostają wiele okazji do rozwoju osobistego – głównie w zetknięciu z realiami bezwzględnej wojny. Tak, zgadliście, bohaterowie w dalszym ciągu cierpią, nikt przecież nie mówił, że będzie łatwo, lecz kluczowy jest fakt, iż mimo wszystko potrafią odnaleźć pozytywne strony swojej sytuacji. O dziwo, zaskakująca większość (przede wszystkim postaci drugoplanowe) jest w stanie pogodzić się ze swoim losem, co w serii o takim natężeniu dramatyzmu wcale nie jest takie częste. Dotyczy to zarówno młodszej, jak i starszej obsady, choć nie należy się spodziewać cudów, bo nie od dziś wiadomo, że Fafner kładzie znacznie większy nacisk na fabułę i traktuje postaci raczej jako jej elementy niż niezależne byty. Z jednej strony odczuwa się zmarnowany potencjał niektórych, ale z drugiej miło, że mają do odegrania w historii swoją rolę i nie pałętają się bezczynnie po ekranie.

Anime jest nie tyle bezpośrednią kontynuacją serii Exodus, co po prostu jej drugą połową, trudno więc rozpisać się o stronie technicznej, bo dostajemy dokładnie to samo, co poprzednio – niezmienione projekty postaci, prześliczne i bogate w detale tła, dobrze dopasowane elementy grafiki komputerowej (trójwymiarowa woda już tak nie straszy) oraz płynną animację, którą widać zwłaszcza w licznych scenach walki. Słowem: jest na czym oko zawiesić. W kwestii muzycznej też nie zmienia się praktycznie nic, przynajmniej jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową, bo ta pozostaje poważna, wzniosła i… po prostu dobrze skomponowana. Co poniektórych może zdziwić obecność starych piosenek w czołówce i przy napisach końcowych, ale nie bójcie żaby – angela powraca z dwoma (a właściwie trzema) bardzo udanymi i zróżnicowanymi piosenkami. Należy również pochwalić seiyuu, ponieważ jak pisałam powyżej, bohaterowie, pod których podkładają oni głos, mają więcej okazji niż poprzednio, aby pokazać swoje emocje, a dzięki pracy aktorów głosowych jeszcze bardziej można wczuć się w ich sytuację.

Długo przyszło fanom Soukyuu no Fafner czekać na ciąg dalszy, który niestety nie okazał się definitywnym zakończeniem serii. Trudno mi stwierdzić, czy twórcy od początku tak planowali, czy coś im nie wyszło. Tak czy siak zarówno recenzentka, jak i pozostali fani nie są w pełni usatysfakcjonowani. Nie zmienia to jednak faktu, iż mimo pewnych braków, Exodus ma o wiele więcej zalet niż wad i jest w gruncie rzeczy dobrą kontynuacją. Mnie seria dostarczyła sporo dobrej zabawy, jeśli oczywiście można tak napisać o jednej z bardziej dołujących i autentycznie poruszających opowieści o mechach. Cóż, miejmy tylko nadzieję, że jeśli doczekamy się produkcji kolejnej części, twórcy okażą nieco więcej zdecydowania i zapobiegną zmianie Fafnera w niekończącą się opowieść…

Enevi, 21 stycznia 2016

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: XEBEC
Projekt: Hisashi Hirai, Naohiro Washio
Reżyser: Nobuyoshi Habara, Takashi Noto
Scenariusz: Tou Ubukata
Muzyka: Tsuneyoshi Saitou

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Soukyuu no Fafner: Dead Aggressor - Exodus - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl