Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

10/10
postaci: 9/10 grafika: 8/10
fabuła: 10/10 muzyka: 10/10

Ocena redakcji

10/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 9,67

Ocena czytelników

9/10
Głosów: 136
Średnia: 8,76
σ=1,36

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2016
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 昭和元禄落語心中
Widownia: Josei; Postaci: Artyści; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Przeszłość, Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Siedzą, gadają, akcja się wlecze i cycków jak na lekarstwo. Strasznie nudny dramat obyczajowy dla lubiących wzruszenia bab.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Na początek, drogie dzieci, posłuchajcie, czym jest rakugo. Obco brzmiące słowo oznacza ni mniej, ni więcej tylko opowieść z puentą, mającą rozbawić lub wzruszyć słuchacza. Połączenie gawędziarstwa z teatrem jednego aktora, gdzie równie ważny jak treść opowiadanej historii, a może nawet bardziej istotny, jest sposób przekazania, odegrania jej przed publicznością. Jak wiele innych form tradycyjnej sztuki japońskiej, jak chociażby ceremonia herbaciana, to przedstawienie jest zrytualizowane i zhierarchizowane. W czasach swej świetności stanowiło popularną rozrywkę dla mas, współcześnie pozostaje zdecydowanie mniej popularne, wręcz niszowe, ale ciągle istniejące w świadomości społecznej. Nie bójcie się jednak, chociaż zanurzycie się w tę japońskość po szyję, nie powinna was ona zadławić.

Historia rozpoczyna się, kiedy młody mężczyzna opuszcza mury więzienia i z wdziękiem słonia w składzie porcelany wkracza w życie Yakumo Yuurakuteia, ósmego tego imienia mistrza rakugo, z intencją zostania jego uczniem. Mistrz, który znany jest z tego, że uczniów nie przyjmuje, powodowany kaprysem, litością, a może jeszcze czymś innym, niespodziewanie robi wyjątek dla byłego więźnia. Nadaje mu też od razu imię i tożsamość, będąc przy tym okrutnie szczerym, bo bohater ma od teraz być znany jako półgłówek, czyli yotarou. Yotarou rozpoczyna trudny termin u bardzo wymagającego mentora, który szybko pokazuje, że jest w istocie wspaniałym artystą, ale i apodyktycznym staruchem o wrednym charakterze, który nie wybacza wpadek. Pierwszy odcinek przedstawia nam też Konatsu, córkę Sukeroku, przyjaciela Yakumo, która po śmierci rodziców pozostaje pod jego opieką. Dziewczyna z estymą i uwielbieniem pielęgnuje pamięć o ojcu, również rakugoce, a jej relacja z Yakumo nacechowana jest skrywanym gniewem i żalem. Cóż ma znaczyć wykrzyczane oskarżenie, jakoby to Yakumo był odpowiedzialny za śmierć ojca dziewczyny? W tym miejscu wychodzi na jaw, że pierwszy, ponadprzeciętnie długi odcinek stanowi wprowadzenie dla właściwej historii.

Odcinki 2­‑12 to opowieść Yakumo. Opowieść mająca udzielić odpowiedzi na pytanie o śmierć Sukeroku, ponieważ właśnie to wydarzenie stanowi jej punkt kulminacyjny. W istocie jednak jest to historia życia przyszłego mistrza, od chwili, kiedy, jeszcze jako dziecko o imieniu Bon, stanął na progu domu ówczesnego Yakumo. Sentymentalna i romantyczna historia o wielkich namiętnościach splatających się w ludzkich sercach. I o rakugo. Rola rakugo jest tu dość złożona. Stanowi ono specyficznie hermetyczne i egzotyczne dekoracje dla rozgrywających się na ekranie wydarzeń. Burzliwy okres historyczny, lata wojny i przemian po kapitulacji, liczy się o tyle, o ile dotyczy rakugo właśnie, a upływ czasu widać tak naprawdę jedynie poprzez zmiany w wyglądzie bohaterów. Klasyczne opowieści stanowią również istotny element narracji, idealnie dobrane, pojawiają się w momentach, w których podkreślają aktualne wydarzenia i uwypuklają emocjonalny stan bohaterów. Podczas seansu po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że historie te są ponadczasowe i uniwersalne. Fabuła porusza ponadto problem tożsamości i wpływu, jaki ma na nią imię. Czymże jest imię? Zwyczaj przybierania nowego imienia wraz z wejściem w kolejny etap życia, tak typowy dla hermetycznych środowisk praktykujących tradycyjną japońską rozrywkę, tutaj ma jeszcze jedno znaczenie. Imiona są jak maski przywdziewane przez aktorów. Jeśli, jak mówi Yotarou, człowiek żyje, aby sprostać wymogom imienia, ile znaczy bez niego? Które z nich stanowi prawdziwe ja? Jedynym zgrzytem w serii jest końcówka, która nieco zbyt gwałtownie przenosi widza na powrót do „współczesności”, na dodatek nie całkiem w ten sam moment, w którym cofnęliśmy się w przeszłość. Tym samym można odnieść wrażenie, że cała historia pozbawiona jest konkluzji, a gwałtowne emocje, które stały się inspiracją do rozpoczęcia opowieści, jakby rozeszły się po kościach. Prawdopodobnie twórcy musieli pogodzić ograniczony czas antenowy z chęcią wprowadzenia widza w kolejny, zapowiedziany już sezon. Ten przeskok czasowy mógł wyjść zdecydowanie zgrabniej przy lepszym przemyśleniu całości, ale łatwo wybaczyć tę jedną usterkę, kiedy reszta serii stanowi czystą doskonałość.

Spójrzmy na bohaterów, owe dramatis personæ: chociaż wzbudzają szczere współczucie, nikogo nie można nazwać prawdziwie godnym sympatii. Yakumo, wcześniej Kikuhiko, wcześniej Bon, pod zewnętrznym chłodem i perfekcjonizmem kryje przemożny strach przed odrzuceniem. Pragnie bliskości, ale nie potrafi otworzyć się na innych i odpycha ciepło, które jest mu ofiarowywane. Ponieważ jego motywy i wewnętrzne rozterki poznajemy najlepiej, w naturalny sposób staniemy po jego stronie, jednak trzeba pamiętać, że widzimy historię z jego perspektywy i trudno zaprzeczyć stwierdzeniu, że to dość antypatyczny osobnik. Być może dopiero starość będzie dla niego czasem prawdziwych przemian? Sukeroku, wcześniej Hatsutarou, wcześniej Shin, to typ uroczego łajdaka. Osobnik skrajnie nieodpowiedzialny, pijak i hulaka, który potrzebuje nieustannej opieki. Wielki talent, który zgubiła własna arogancja. Tych dwóch łączy relacja współzależności, przesycona obustronną zazdrością, nieco toksyczna przyjaźń i subtelnie zarysowana nienazwana tęsknota, nieustannie balansująca na granicy dwuznaczności. I wreszcie Miyokichi, naprawdę Yurie, nemezis obu uczniów Yuurakuteia. Kobieta upadła i wyrodna matka, na zewnątrz niefrasobliwa i zawsze wychodząca na swoje, w rzeczywistości łapczywie poszukująca miłości i niefortunnie inwestująca uczucia. W gruncie rzeczy każde z tej trójki, chociaż niewątpliwie wzbudza współczucie, to skończony egoista. Egoistą jest również Yakumo VII, usilnie starający się naprawić błędy młodości, w efekcie popełniający je wciąż na nowo, ostatecznie zaś osobnik tchórzliwy, niepotrafiący wziąć odpowiedzialności za swoje działania. Już dawno nie widziałam w anime zestawu tak tragicznie ludzkich bohaterów. Na ich tle Yotarou i Konatsu, pojawiający się jedynie na początku i na końcu serii, chociaż również mają swoje za uszami, wydają się wręcz po dziecinnemu niewinni. Podobną niewinność nosi w sobie pan Matsuda, co tu dużo mówić, anioł nie człowiek.

Ocena grafiki stanowi dla mnie, jak zwykle, największy problem. Na pochwałę zdecydowanie zasługują projekty postaci. Kreska pani Kumota jest niezwykle charakterystyczna, przywodzi na myśl styl popularny dwadzieścia lat temu, co ujawnia się szczególnie mocno w scenach, gdy postać pokazuje komiczne emocje lub w rysunku dzieci. Kreska ta została bardzo ładnie przeniesiona na ekran. Pięknie prezentują się tła, szczegóły wnętrz i kolorystyka, a animacja jest naprawdę płynna przez większość czasu. Niestety, podobnie jak w przypadku zagłębiania się w las pojawia się coraz więcej drzew, tak im dalej w serię, tym więcej mniejszych i ciut większych wpadek oraz szukania oszczędności. Bohaterom zdarza się niespodziewanie zmieniać rysy twarzy, zwłaszcza w oddali, i zapadać na anatomiczną nieproporcjonalność, co widać szczególnie w przypadku małej Konatsu i jej wodogłowia. Ja wiem, że styl autorki pierwowzoru, ale bez przesady… Warto też wspomnieć o niespodziewanym wprowadzeniu na ekran kadrów z mangi. Miało to miejsce tylko dwa razy i chociaż można to interpretować jako ciekawy zabieg artystyczny, równie łatwo przyjdzie posądzić twórców o niedoróbkę. Całość prezentuje się jednak naprawdę lepiej niż przyzwoicie. Nie sposób też nie dodać, że chyba nikt nigdy nie starzał się tak ładnie jak Kikuhiko.

Oprawa dźwiękowa to natomiast majstersztyk, absolutna perła pereł. Nie, nie jestem obiektywna. Muzyka mnie zachwyciła. Począwszy od openingu skomponowanego przez Ringo Shiinę i zaśpiewanego nieco sennym, na pół szeptanym głosem Megumi Hayashibary, przywodzi na myśl przesiąknięty tytoniowym dymem klub jazzowy z lat 40. poprzedniego stulecia. Tekst, jak mało kiedy, pasuje do opowiadanej historii. Któż to jest tym znienawidzonym ukochanym? Czy są to słowa Miyokichi skierowane do Kikuhiko, Kikuhiko do Sukeroku? A może jedno i drugie? A może adresatem jest samo rakugo? Reszta ścieżki dźwiękowej to mieszanina tradycyjnej muzyki japońskiej i nastrojowego jazzu, w bajeczny sposób budująca nastrojowy klimat tajemniczości i smutku oraz pewnej egzotyki. Wielkie brawa należą się również obsadzie, a właściwie głównie obsadzie. W końcu, jak wspominam na samym początku, seria jest przegadana. I, na wszystkich świętych, oby więcej serii przegadano w ten sposób. Serię obsadzono samymi sławami, których nazwisk nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Akira Ishida, Tomokazu Seki, wspomniana już Megumi Hayashibara, Kouichi Yamadera i Yuu Kobayashi to głosy, które każdy, wydaje mi się, kojarzy, nawet jeśli nazwiska nie wywołują skojarzeń. Pochwały kieruję przede wszystkim do panów, panowie bowiem mieli tu szczególne pole do popisu. Wcielając się w jedną rolę, wcielili się w ich dziesiątki. Grali mężczyzn, kobiety, starych i młodych, łotrów i naiwniaków, ciągle pozostając w swej głównej roli. Na marginesie dodam, że od czasów Slayers mam wielką słabość do ekranowych duetów Hayashibary i Ishidy. Między tą dwójką jest doskonała chemia. Wyjątkowo smakowicie brzmią również Seki i Yamadera, odpowiednio Yotarou i Sukeroku, których specyficzny sposób mówienia wydaje się zaczerpnięty wprost z podrzędnego domu gry. Jedyne, co odrobinę nie pasowało, to Yuu Kobayashi, której nie do końca wyszło wiarygodne odegranie emocjonalnej przemowy dziecka – mała Konatsu brzmiała jak dorosła kobieta. Ale kto wie, może to było intencjonalne?

Spodziewałam się po tej serii wiele, a moje oczekiwania zostały spełnione z nawiązką, cóż, jestem lubiącą wzruszenia babą… Pozostaje tylko otrzeć łezkę i czekać na kolejny sezon.

tamakara, 7 kwietnia 2016

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Studio DEEN
Autor: Haruko Kumota
Projekt: Mieko Hosoi
Reżyser: Mamoru Hatakeyama
Scenariusz: Jun Kumagai
Muzyka: Kana Shibue

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl