x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
W zasadzie w jeden film. Masa jakichś dziwnych scen, infantylnych dialogów, „nadreakcji”, niezrozumiałych reakcji bohaterów, a na koniec kliknij: ukryte dziesięciominutowa scena związana z macaniem cycków przewodniczącej i prawie gwałtu na niej. Szczególnie trzeci film to jakiś miks słabego softporno dla spierdoksów, banalnych i bezsensownych często dialogów, przeciągania widowiska i szybkiego zakończenia. 4/10 za całość, 3/10 naciągane za ostatni film. A był mega potencjał…
Damian
18.08.2021 21:52 Re: Można było to upchnąć
a oglądałeś serię wcześniej?
quantum2000
20.08.2021 19:40 Tak to jest jak się zaczyna oglądać serię od końca.
Kizumonogatari może i jest chronologicznie pierwsze ale podstawową/pierwszą serią jest Bakemonogatari i to od niej trzeba zaczynać. Kizu powstało jako prequel ale przede wszystkim dla ludzi, którzy mają już jakieś pojęcie o świecie Araragiego i innych. Dla widzów serii Monogatari jest z grubsza jasne kim była Shinobu i dlaczego jest kim jest a Kizumonogatari tylko dopowiada historię przemiany z Kiss‑Shot na dziewczynko‑wampirka.
Jeśli sceny z Hanekawą uważasz za „porno dla spierdoksów” a dialogi za infantylne to chyba nie ma sensu żebyś brnął w serię Monogatari, bo erotyki dalej jest sporo a i specyficznych dialogów również.
A
Damian
26.02.2018 01:43
Niezwykła i niestandardowa przygoda rozbita na trzy wspaniałe filmy. Polecam każdemu.
A
Rokoko
23.11.2017 23:12
Nie obwiniałabym „ciężkiej reki scenarzysty”. Pomimo dzikiej zabawy formą, adaptacja jest bardzo, bardzo wierna oryginalnej nowelce. Jeśli Hanekawa wyskakuje jak Filip z konopii bez większego sensu, to chyba wina Nishio Ishina, a nie scenarzysty.
Nie konkretyzuję, kim owy scenarzysta był, bo mnie to specjalnie nie interesuje. Jeśli się trzymają ściśle książki, to ona jest postawą scenariusza, a rolę głównego scenarzysty odgrywa Nishio.
Rokoko
26.11.2017 14:33
To trochę niefajnie, że recenzenta nie interesuje scenarzysta, bo na każde dzieło filmowe składa się solidna praca grupowa… Co do drugiego zdania, to trochę tak, jakby powiedzieć, że nie ma co rozdzielać pracy Petera Jacksona (jako scenarzysty) w ekranizacji Hobbita od pracy Tolkiena i że Tolkien robi za głównego scenarzystę owej ekranizacji.
...
18.08.2021 13:23 Kanwa
Co do drugiego zdania, to trochę tak, jakby powiedzieć, że nie ma co rozdzielać pracy Petera Jacksona (jako scenarzysty) w ekranizacji Hobbita od pracy Tolkiena i że Tolkien robi za głównego scenarzystę owej ekranizacji.
Problem z adaptacjami ogólnie jest taki, że jeśli scenarzysta za bardzo rozminie się z oryginałem, to wielbiciele oryginału go zhejtują. (Przykład pierwsze FMA) .
Natomiast jeżeli tylko wykorzystuje motyw przewodni, to może stworzyć (a nie dostosować /rozpisać) niemal zupełnie nową wartość.
Innymi słowy do pierwszego założenia potrzebny jest rzemieślnik, do drugiego twórca.
Dobry rzemieślnik może jednak jak jubiler wydobyć piękno odpowiednim szlifem, o ile jest co wydobywać.
Diament ma inne cechy, szkiełko inne, ale dobre umiejętności i narzędzia pozwalają wiele uzyskać.
Dlatego przy ścisłej adaptacji zarówno wkład twórcy pierwowzoru jak i scenarzysta mogą pełnić równie ważne rolę.
A
Nixprazolam
6.09.2016 20:06
Ta paleta mnie nurzy. Bake, Nise, Otori etc trzymaly poziom na punkcie grafiki i kolorystyki, Kizu lezy i nie wstaje. Jest po prostu za plastikowo i pomaranczowo.
A
Hanekawa a waifu
30.07.2016 16:58 mini recka
Pora na małą recenzję. Uprzedzam, że to z punktu widzenia osoby, która czytała książkę.
A więc tak, ten film, a raczej cała trylogia jest dość specyficzna. Jeśli oczekujecie tutaj kolejnego Bake czy SS, to możecie nawet nie pobierać. Mamy tu do czynienia z typowym thrillerem, w którym cały nacisk poszedł na akcję i fajerwerki. Hiperbole widać tutaj na każdym kroku, szczególnie na początku i na końcu (w książce mieliśmy tylko krótkie opisy, tutaj dramaturgia trwa bite 5 minut). Ogółem jest to zrobione dość ciekawie, chociaż nie obyło się bez wad. Przede wszystkim w niektórych scenach można odnieść wrażenie, że SHAFT pierwszy raz zabrał się za CGI. Poza tym sama jakość obrazu niczego nie urywa – to typowy film, więc mamy pasy (1920x816), a sam proces produkcyjny to HD, jak nie niżej, więc faktycznie mamy tutaj 1280x544, które wygląda trochę jak SD. No ale narzekał zbytnio nie będę, bo idzie się przyzwyczaić do tej gorszej ostrości niż w seriach TV. Zresztą samo Kizu wygląda bardzo specyficzne — zupełnie inna kolorystyka i tak dalej.
Wydaje mi się, że sama adaptacja miała z założenia być inna niż książka. Tzn. o ile Bake czy SS pewnie przypomina LN, jest tam pełno rozkmin bohatera i takich tam, to tutaj ugryziono temat inaczej. Czy wyszło to filmowi na dobre? Podejrzewam, że tak, bo treść z książki ciężko byłoby sensownie przenieść na ekran, ale przez to dla czytelników oryginału całość wygląda na dość… wybrakowaną. Podejrzewam zresztą, że nie tylko dla nich, bo czuć taki inny klimat. Ogólnie, jak mówiłem na początku, całość poszła na akcję. Z jednej strony pasuje to do tej części, a z drugiej sprawia wrażenie pewnego niedosytu. Na przykład taki dialog Araragiego z Hanekawą był o wiele bardziej rozbudowany (przez to Hanekawę można inaczej odebrać) i przy czytaniu zwijałem się ze śmiechu.
kliknij: ukryte Nic dziwnego]W końcu Araragi najpierw przez jakieś trzy strony opisuje widok majtek Tsubasy, a potem dochodzi do wniosku, że dzięki temu poczuł się lepszym człowiekiem, ot, wzbił się na wyżyny ludzkiej cywilizacji.
Trochę chaotycznie to opisałem, ale kiepski ze mnie recenzent.
W każdym razie w całym filmie nie podobały mi się tylko trzy rzeczy:
1) Wspomniany brak przemyśleń bohatera (w książce jest tego pełno).
2) Dziwnie zrobili scenę z łowcami wampirów:
kliknij: ukryte W książce najpierw mówią w obcym języku, a potem stwierdzają, że należy mówić w języku kraju, w którym się znajdują. Dlatego potem mieliśmy normalny dialog i dowiedzieliśmy się sporo o Oshino. Przy okazji uciekł gdzieś detal związany z imionami — oni mówią na nią Heart Under Blade, podczas gdy Araragi zwraca się do niej Kiss‑Shot. O ile dobrze pamiętam, Meme też na początku powiedział „Kiss‑Shot”, na co ona odparła, że ma do niej mówić „Heart Under Blade”. 3) Było trochę QUALITY i przesadzonych scen. Niby musieli to jakoś dramatycznie nakręcić, ale opisy z książki nadal podobały mi się bardziej.
Ode mnie naciągane 8/10. Kolejne filmy powinny być lepsze.
Swoją drogą, jeśli ktoś rozważa zakup książki, to z czystym sumieniem polecam. Wydawnictwo Vertical odwaliło naprawdę kawał dobrej roboty — to chyba najlepiej przetłumaczona LN, jaką miałem przyjemność czytać. Już nie mogę się doczekać ich wydania Bake.
A
Kenavru
27.07.2016 23:03 hmm
wygląda to troche inaczej niż się spodziewałem, ale nie znam oryginału. Jeżeli chodzi o technikalia – zdecydowanie za dużo CGI .
Można było to upchnąć
Re: Można było to upchnąć
Tak to jest jak się zaczyna oglądać serię od końca.
Jeśli sceny z Hanekawą uważasz za „porno dla spierdoksów” a dialogi za infantylne to chyba nie ma sensu żebyś brnął w serię Monogatari, bo erotyki dalej jest sporo a i specyficznych dialogów również.
Kanwa
Problem z adaptacjami ogólnie jest taki, że jeśli scenarzysta za bardzo rozminie się z oryginałem, to wielbiciele oryginału go zhejtują. (Przykład pierwsze FMA) .
Natomiast jeżeli tylko wykorzystuje motyw przewodni, to może stworzyć (a nie dostosować /rozpisać) niemal zupełnie nową wartość.
Innymi słowy do pierwszego założenia potrzebny jest rzemieślnik, do drugiego twórca.
Dobry rzemieślnik może jednak jak jubiler wydobyć piękno odpowiednim szlifem, o ile jest co wydobywać.
Diament ma inne cechy, szkiełko inne, ale dobre umiejętności i narzędzia pozwalają wiele uzyskać.
Dlatego przy ścisłej adaptacji zarówno wkład twórcy pierwowzoru jak i scenarzysta mogą pełnić równie ważne rolę.
mini recka
A więc tak, ten film, a raczej cała trylogia jest dość specyficzna. Jeśli oczekujecie tutaj kolejnego Bake czy SS, to możecie nawet nie pobierać. Mamy tu do czynienia z typowym thrillerem, w którym cały nacisk poszedł na akcję i fajerwerki. Hiperbole widać tutaj na każdym kroku, szczególnie na początku i na końcu (w książce mieliśmy tylko krótkie opisy, tutaj dramaturgia trwa bite 5 minut). Ogółem jest to zrobione dość ciekawie, chociaż nie obyło się bez wad. Przede wszystkim w niektórych scenach można odnieść wrażenie, że SHAFT pierwszy raz zabrał się za CGI. Poza tym sama jakość obrazu niczego nie urywa – to typowy film, więc mamy pasy (1920x816), a sam proces produkcyjny to HD, jak nie niżej, więc faktycznie mamy tutaj 1280x544, które wygląda trochę jak SD. No ale narzekał zbytnio nie będę, bo idzie się przyzwyczaić do tej gorszej ostrości niż w seriach TV. Zresztą samo Kizu wygląda bardzo specyficzne — zupełnie inna kolorystyka i tak dalej.
Wydaje mi się, że sama adaptacja miała z założenia być inna niż książka. Tzn. o ile Bake czy SS pewnie przypomina LN, jest tam pełno rozkmin bohatera i takich tam, to tutaj ugryziono temat inaczej. Czy wyszło to filmowi na dobre? Podejrzewam, że tak, bo treść z książki ciężko byłoby sensownie przenieść na ekran, ale przez to dla czytelników oryginału całość wygląda na dość… wybrakowaną. Podejrzewam zresztą, że nie tylko dla nich, bo czuć taki inny klimat. Ogólnie, jak mówiłem na początku, całość poszła na akcję. Z jednej strony pasuje to do tej części, a z drugiej sprawia wrażenie pewnego niedosytu. Na przykład taki dialog Araragiego z Hanekawą był o wiele bardziej rozbudowany (przez to Hanekawę można inaczej odebrać) i przy czytaniu zwijałem się ze śmiechu.
kliknij: ukryte Nic dziwnego]W końcu Araragi najpierw przez jakieś trzy strony opisuje widok majtek Tsubasy, a potem dochodzi do wniosku, że dzięki temu poczuł się lepszym człowiekiem, ot, wzbił się na wyżyny ludzkiej cywilizacji.
Trochę chaotycznie to opisałem, ale kiepski ze mnie recenzent.
W każdym razie w całym filmie nie podobały mi się tylko trzy rzeczy:
1) Wspomniany brak przemyśleń bohatera (w książce jest tego pełno).
2) Dziwnie zrobili scenę z łowcami wampirów:
kliknij: ukryte W książce najpierw mówią w obcym języku, a potem stwierdzają, że należy mówić w języku kraju, w którym się znajdują. Dlatego potem mieliśmy normalny dialog i dowiedzieliśmy się sporo o Oshino. Przy okazji uciekł gdzieś detal związany z imionami — oni mówią na nią Heart Under Blade, podczas gdy Araragi zwraca się do niej Kiss‑Shot. O ile dobrze pamiętam, Meme też na początku powiedział „Kiss‑Shot”, na co ona odparła, że ma do niej mówić „Heart Under Blade”.
3) Było trochę QUALITY i przesadzonych scen. Niby musieli to jakoś dramatycznie nakręcić, ale opisy z książki nadal podobały mi się bardziej.
Ode mnie naciągane 8/10. Kolejne filmy powinny być lepsze.
Swoją drogą, jeśli ktoś rozważa zakup książki, to z czystym sumieniem polecam. Wydawnictwo Vertical odwaliło naprawdę kawał dobrej roboty — to chyba najlepiej przetłumaczona LN, jaką miałem przyjemność czytać. Już nie mogę się doczekać ich wydania Bake.
hmm