x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Zgadzam się z recenzją kompletnie.
Jestem wielką fanką Labiryntu Uczuć, to chyba moje ulubione yaoi. Posiadam wersję polską, a zanim ta została wydana wielokrotnie czytałam tę mangę po angielsku. Kiedy kilka miesięcy temu zobaczyłam, że wyszła wersja aktorska, to sama nie i wiedziałam co myśleć, bo jakie są japońskie, aktorskie ekranizacje mang yaoi wie chyba każdy (bardzo słabe), ale z drugiej strony ruchomi i gadający Shima i Togawa kusili.
No i teraz juz wiem, że nie powinnam była włączać tego filmu. Pamiętam, że w czasie oglądania bardzo się frustrowałam i otwarłam gorącą linię z koleżanką (niemalże kompletnym yaistycznym i slasherskim laikiem), na bieżąco jej tam jęczałam i klęłam (stanowiło to główne źródło rozrywki w czasie seansu).
Zabrali wszystko co sprawiało, że manga była taka fajna. Charakterne postacie, humor i naprawdę przemyślane sceny erotyczne (w mandze nigdy nie były jakąś sztuką dla sztuki, w filmie jest ich mniej, a ich wymowa jest bardzo zmieniona – na gorsze) bardzo ograniczony podział na te głupkowate seme i uke – wszystko co niosło jakiś ładunek emocjonalny.
Poza tym film wyglada tanio, praca kamery jest kretyńska, montaż beznadziejny, scenografii prawie nie ma, muzyki nie zauważyłam, aktorów nie skomentuje (szczególnie Shimy), bo nie dysponuję odpowiednio negatywnymi określeniami. Strona techniczna jest gorsza niż średni poziom w tego typu produkcjach, których tam kilka widziałam.
Podsumowując, widzę jedną zaletę: tak zdewastować taką perełkę to też trzeba umieć. Jeśli tak mają wyglądać wszystkie ekranizacje sensowniejszych mang z tego nurtu, to niech nikt tego nie robi. Nigdy.
Albo i się nie cieszcie, bo te produkcje to prawdziwa kolekcja koszmarów kinematografii, przy których jedyne, co warto, to upić się z żalu.
Nowożytnie kino japońskie trzyma się zasady: dużo + szybko + tanio = zapomnij o jakości. Mam taką małą teorię, że większość ludzi z talentem oraz tych którym zalży na artystycznym przekazie wybiera pracę nad anime. A adaptacje mangi to już dolna półka i tak niskiego poziomu.
tamakara
20.01.2017 09:17 Re: I po co się katować?
Nowożytne kino japońskie… w odróżnieniu od średniowiecznego? hih.
i weź, bo to co piszesz, zabrzmiało, jakby anime to były same przynajmniej dobre produkcje tworzone przez zdolnych ludzi z wizją, w żadnym wypadku niskobudżetowe, na odwal się i w celu szybkiego i łatwego zapchania odbiorcy badziewia :D Obie wiemy, że łatwiej trafić na ten drugi typ.
Powtórzę napisane w recenzji – są dobre japońskie filmy, serio! Powiem więcej, w Japonii powstają filmy bardzo dobre, średnie, guilty pleasure i coś, czym można jedynie nakarmić świnię. Jak wszędzie, obawiam się. Podobnie jak seriale. To nie jest tak, że robienie złych filmów jest japońską cechą narodową. Bosz… takie GO!, jyuryoku pierrot, hana to alice, paco to mahou no ehon, laundry… przecież to są świetne filmy! Tyle, że nie będą mieć recenzji na tanuku, bo nie powstały w oparciu o komiks. Podobnie jak seriale: obie serie legal high, pierwsza seria galileo, spec, haikiei chichiue‑sama, hitorishizuka – same świetne rzeczy! (przykłady na szybko, tylko to co mi przychodzi do głowy bez przekopywania neta)
a takie produkcje, które są na podstawie mang? Pierwsze z brzegu – kenshin, można mieć masę zarzutów, ale zrobiony świetnie! bakuman – bardzo w porządku, sangatsu no lion – trailery krzyczą, że będzie super (jest kamiki i kase, na 100% będzie super). ao haru ride to oczywiście już inna liga, ale dało się normalnie oglądać, koukou debut było przepocieszne, himitsu no akko‑chan absolutnie kochane. i wszystkie te serialowe ekranizacji josei… no dobra, z seriami bywa jeszcze bardziej rozmaicie niż z filmami, ale takie kimi wa petto, kyou wa kaisha yasumimasu, albo nigehaji… nigehaji było naprawdę fajne, albo 5ji kara 9ji made! to na pewno lepsze niż oryginał. seigi no mikata też lepsze niż oryginał. kuitan ZDECYDOWANIE lepsze niż oryginał i kultowe (?) IWGP!
Oczywiście, że Japonia ma te swoje klisze i koleiny bezpieczeństwa, z których ciężko wyjść. I oczywiście, że jest tam cała masa słabego aktorstwa, bo castingi wyglądają jak wyglądają, ale jest też naprawdę dużo ludzi z talentem, nawet tona takiego syfu jak doushitemo furetakunai czy innych tytanów tego nie zmieni :D
Dla naprawdę nikogo.
Jestem wielką fanką Labiryntu Uczuć, to chyba moje ulubione yaoi. Posiadam wersję polską, a zanim ta została wydana wielokrotnie czytałam tę mangę po angielsku. Kiedy kilka miesięcy temu zobaczyłam, że wyszła wersja aktorska, to sama nie i wiedziałam co myśleć, bo jakie są japońskie, aktorskie ekranizacje mang yaoi wie chyba każdy (bardzo słabe), ale z drugiej strony ruchomi i gadający Shima i Togawa kusili.
No i teraz juz wiem, że nie powinnam była włączać tego filmu. Pamiętam, że w czasie oglądania bardzo się frustrowałam i otwarłam gorącą linię z koleżanką (niemalże kompletnym yaistycznym i slasherskim laikiem), na bieżąco jej tam jęczałam i klęłam (stanowiło to główne źródło rozrywki w czasie seansu).
Zabrali wszystko co sprawiało, że manga była taka fajna. Charakterne postacie, humor i naprawdę przemyślane sceny erotyczne (w mandze nigdy nie były jakąś sztuką dla sztuki, w filmie jest ich mniej, a ich wymowa jest bardzo zmieniona – na gorsze) bardzo ograniczony podział na te głupkowate seme i uke – wszystko co niosło jakiś ładunek emocjonalny.
Poza tym film wyglada tanio, praca kamery jest kretyńska, montaż beznadziejny, scenografii prawie nie ma, muzyki nie zauważyłam, aktorów nie skomentuje (szczególnie Shimy), bo nie dysponuję odpowiednio negatywnymi określeniami. Strona techniczna jest gorsza niż średni poziom w tego typu produkcjach, których tam kilka widziałam.
Podsumowując, widzę jedną zaletę: tak zdewastować taką perełkę to też trzeba umieć. Jeśli tak mają wyglądać wszystkie ekranizacje sensowniejszych mang z tego nurtu, to niech nikt tego nie robi. Nigdy.
I po co się katować?
Nowożytnie kino japońskie trzyma się zasady: dużo + szybko + tanio = zapomnij o jakości. Mam taką małą teorię, że większość ludzi z talentem oraz tych którym zalży na artystycznym przekazie wybiera pracę nad anime. A adaptacje mangi to już dolna półka i tak niskiego poziomu.
Re: I po co się katować?
i weź, bo to co piszesz, zabrzmiało, jakby anime to były same przynajmniej dobre produkcje tworzone przez zdolnych ludzi z wizją, w żadnym wypadku niskobudżetowe, na odwal się i w celu szybkiego i łatwego zapchania odbiorcy badziewia :D Obie wiemy, że łatwiej trafić na ten drugi typ.
Powtórzę napisane w recenzji – są dobre japońskie filmy, serio! Powiem więcej, w Japonii powstają filmy bardzo dobre, średnie, guilty pleasure i coś, czym można jedynie nakarmić świnię. Jak wszędzie, obawiam się. Podobnie jak seriale. To nie jest tak, że robienie złych filmów jest japońską cechą narodową. Bosz… takie GO!, jyuryoku pierrot, hana to alice, paco to mahou no ehon, laundry… przecież to są świetne filmy! Tyle, że nie będą mieć recenzji na tanuku, bo nie powstały w oparciu o komiks. Podobnie jak seriale: obie serie legal high, pierwsza seria galileo, spec, haikiei chichiue‑sama, hitorishizuka – same świetne rzeczy! (przykłady na szybko, tylko to co mi przychodzi do głowy bez przekopywania neta)
a takie produkcje, które są na podstawie mang? Pierwsze z brzegu – kenshin, można mieć masę zarzutów, ale zrobiony świetnie! bakuman – bardzo w porządku, sangatsu no lion – trailery krzyczą, że będzie super (jest kamiki i kase, na 100% będzie super). ao haru ride to oczywiście już inna liga, ale dało się normalnie oglądać, koukou debut było przepocieszne, himitsu no akko‑chan absolutnie kochane. i wszystkie te serialowe ekranizacji josei… no dobra, z seriami bywa jeszcze bardziej rozmaicie niż z filmami, ale takie kimi wa petto, kyou wa kaisha yasumimasu, albo nigehaji… nigehaji było naprawdę fajne, albo 5ji kara 9ji made! to na pewno lepsze niż oryginał. seigi no mikata też lepsze niż oryginał. kuitan ZDECYDOWANIE lepsze niż oryginał i kultowe (?) IWGP!
Oczywiście, że Japonia ma te swoje klisze i koleiny bezpieczeństwa, z których ciężko wyjść. I oczywiście, że jest tam cała masa słabego aktorstwa, bo castingi wyglądają jak wyglądają, ale jest też naprawdę dużo ludzi z talentem, nawet tona takiego syfu jak doushitemo furetakunai czy innych tytanów tego nie zmieni :D
Re: I po co się katować?
Może być tylko druga litera.
Re: I po co się katować?
Re: I po co się katować?
Re: I po co się katować?
ale porażka też może być ;D
Re: I po co się katować?