Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 7/10 grafika: 8/10
fabuła: 9/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,17

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 22
Średnia: 7,36
σ=1,82

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Ginga Eiyuu Densetsu: Die Neue These - Kaikou

zrzutka

Początek opowieści o bohaterach wielkiego kosmicznego konfliktu, czyli dobrze zrobione wprowadzenie do nowej odsłony jednego z najlepszych anime w dziejach.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Nowe wersje ukochanych niegdyś serii nie budzą już we mnie takiego entuzjazmu, jak jeszcze kilka ładnych lat temu. Tego rodzaju oczekiwania zostały w moim przypadku brutalnie zgwałcone tworem o nazwie Sailor Moon Crystal. Ja wiem, ktoś w tym momencie spyta, czemu toto wciąż nie ma recenzji na Tanuki. No tak, a znacie kogoś, kto to obejrzał i jego jedynym pragnieniem nie było zapomnieć o tym jak najszybciej? Niewiele lepiej było z nową telewizyjną wersją Berserka. Teoretycznie science­‑fiction ma trochę więcej szczęścia – remake Space Battleship Yamato uważam za najlepszą tego rodzaju produkcję, jaką miałem okazję oglądać, a prequelowy Gundam Origin, co chwila bijący pokłony klasycznemu Mobile Suit Gundam, to także produkcja zrobiona z klasą i stylem. Toteż gdy pojawiła się pierwsza zapowiedź nowej wersji Ginga Eiyuu Densetsu, serii przez wielu uważanej za jedno z najlepszych anime, jakie kiedykolwiek powstały, pozwoliłem sobie na ostrożny optymizm. Ten jednak szybko zaczął przygasać, gdy okazało się, że zapowiadana seria liczyć będzie raptem dwanaście odcinków. Ciut mało jak na produkcję, która w oryginale miała ich sto dziesięć.

Takie podejście mogło sugerować, że ktoś wpadł na genialny pomysł spakowania któregoś z wątków fabularnych pierwszego anime do jednosezonowej serii. Że się nie da? Panie, my ze szwagrem po pijanemu nie takie… No dobra, na szczęście tak nie jest. Nowa odsłona anime okazała się dość wierna starej i dwanaście odcinków opowiada historię, którą oryginalne OAV zamknęło w czternastu.

Pisanie o fabule Ginga Eiyuu Densetsu nie jest rzeczą prostą z powodu mnogości wątków i postaci. Tutaj akurat liczba odcinków ułatwia to zadanie. Futurystyczny świat, w którym toczy się akcja, jest podzielony pomiędzy trzy państwa. Pierwszym jest Galaktyczne Cesarstwo, absolutystyczna monarchia, wyraźnie inspirowana kaiserowskimi Niemcami. Jest to społeczeństwo o charakterze mocno klasowym, z wyraźnie podkreśloną rolą arystokracji, konserwatywna w treści i formie. Przy tym pochwalić się ona może prężną i skuteczną siłą zbrojną. Jej przeciwnikiem jest Sojusz Wolnych Planet, federacja światów, które wyrwały się spod władzy Cesarstwa i które walczą o niepodległość własną oraz, jak lubią deklarować tamtejsi politycy, o wyzwolenie reszty uciskanych przez szlachtę ludzi. Jest to państwo demokratyczne, wzorowane na liberalnych demokracjach zachodnich, niewolne jednak od problemów politycznych i społecznych. To konflikt tych dwóch sił pozostaje osią fabuły. Znajdujące się na uboczu Dominium Phezzan stara się zachować dystans względem obu stron, wychodząc z założenia, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.

Na takim tle geopolitycznym widz obserwuje losy tych, których historia nazwać ma tytułowymi bohaterami – polityków, dowódców, żołnierzy, pilotów. Centralnymi postaciami są niejako dwie pary. Pierwszą z nich stanowią Reinhard von Mussel oraz jego przyjaciel Siegfried Kircheis. Kiedy siostra Reinharda zostaje zabrana na cesarski dwór jako konkubina, młody i ambitny chłopak postanawia ją uratować poprzez zdobycie najwyższej rangi w armii cesarstwa i obalenie dynastii Goldenbaumów. Odwaga, upór oraz duży talent wojskowy wydatnie mu w tym pomagają, podobnie jak przyjaźń z równie utalentowanym, choć nieco mniej porywczym Siegfriedem.

Po drugiej stronie barykady możemy śledzić karierę Yanga Wen­‑Li. Młody i zdolny oficer floty Sojuszu Wolnych Planet nie pali się do wojaczki, gdyż jego marzeniem jest raczej studiowanie historii niźli jej tworzenie. Los jednak chce inaczej i stopniowo Yang okazuje się coraz ważniejszą osobą w strukturach armii Sojuszu. Jego niepopularne poglądy sprawiają, że w oczach skrajnej prawicy staje się wrogiem, jednak talent militarny czyni zeń szybko bohatera. Rozpacz jego przyjaciółki po śmierci ukochanego powoduje, że Yang nie decyduje się na małżeństwo, ale namówiony przez przyjaciela, przyjmuje pod opiekę osieroconego przez wojnę chłopaka o imieniu Julian. Podobnie jak Reinhard, gromadzi też wokół siebie utalentowanych oficerów, a jego postawa budzi coraz większy szacunek.

Pierwsza seria nowego anime prezentuje historię kariery Reinharda, faworyzując go nieco kosztem Yanga, co zostaje wyrównane w drugiej połowie. Wynika to po trochu z bardziej złożonych losów pierwszego bohatera oraz faktu, że towarzyszy mu Siegfried. Swoje do powiedzenia ma także i to, że Reinhard od początku wie, czego chce i ku temu dąży, zaś Yang daje się bardziej nieść wydarzeniom, a charakter pokazuje dopiero wtedy, kiedy jest do tego zmuszonym. Fabuła rozwija się wielotorowo – od pól bitewnych po narady sztabowe, przez życie prywatne bohaterów po ich służbowe i polityczne perypetie.

Choć Reinhard, Siegfried, Yang i Julian są ewidentnie centralnymi postaciami, lista tytułowych bohaterów na nich się nie zamyka. Już tylko przez te dwanaście odcinków przewija się prawdziwa armia postaci pierwszego, drugiego i trzeciego planu, a czasem czysto epizodycznych. Pod tym względem Ginga Eiyuu Densetsu przywodził mi zawsze nieco na myśl Opowieści o Trzech Królestwach Luo Guanzhonga. Każda postać musi zostać obowiązkowo przedstawiona z imienia, nazwiska i tytułu, nawet jeśli za kilka minut umrze lub po jednym odcinku zniknie z fabuły. Dla niektórych widzów może to być lekko mylące, bo jak tu ich wszystkich zapamiętać bez jakiejś listy? Na szczęście historia względnie szybko daje nam do zrozumienia, kto tu jest ważny, a kto nie.

Wspomniałem o tym, że nie brakuje ludzi, którzy uważają oryginalną serię za jedno z najlepszych anime w dziejach. Nowa odsłona zachowała na szczęście większość zalet starej, będąc wierną adaptacją oryginalnej powieści, która poprzedziła oba anime. Mnie zawsze bardzo podobało się, że twórca nie uległ pokusie typowo amerykańskiego podziału na złe cesarstwo i dobrych demokratów. Seria pokazuje dobre i złe strony obu społeczeństw, unikając prostych podziałów na czarne i białe. Sposobność do tego daje prezentacja ich ze wszystkich stron – widzimy więc żywiących pogardę wobec niższych klas młodych arystokratów z cesarstwa, ale także wykorzystujących wolność słowa fanatyków i radykałów z Sojuszu. Mamy podchodzących rycersko do etosu walki szlachciców oraz ich przeciwników szczerze oddanych sprawie wolności. Po każdej ze stron znajdziemy postacie, które dadzą się szybko polubić, jak i takie, którym życzyć się będzie jedynie rychłego zgonu.

Słabsze strony? Tego, no, jakby mi już ktoś przystawił do głowy pistolet, to jakieś bym znalazł. Na pewno należy do nich konwencja graficzna, która sprawia, że po pierwszym spojrzeniu na bohatera wiemy już, kim będzie. Porządni ludzie wyglądają na porządnych, bystrzacy na bystrzaków, głupki na głupków, a mendy na mendy. Serię cechuje także cokolwiek teatralna konwencja, bohaterowie często zachowują się, jakby stali na scenie, wykonując pompatyczne gesty i wygłaszając mowy. Czasami ma to sens, gdy np. swoje słowa kierują do żołnierzy szykujących się do starcia, innym razem jednak może wydawać się ciutkę przesadzone. Wszelako podejrzewam, że jeśli komuś ta seria przypadnie do gustu, ten element nie powinien mu wadzić.

Kontrowersyjne mogą wydawać się bitwy, przywodzące jako żywo na myśl starcia ze starożytności lub średniowiecza, gdzie dwie armie grzecznie ustawiały się naprzeciwko siebie i tłukły. Manewry nie odgrywały aż tak istotnej roli, dlatego jakiekolwiek nieszablonowe zagranie potrafiło zaskoczyć nastawionego na konwencjonalne myślenie przeciwnika. Ważniejsze było wymanewrowanie wroga przed samą bitwą niż w jej trakcie. Jeśli poszukać morskich analogii, starcia w Ginga Eiyuu Densetsu przypominać mogą bardziej walki epoki ery żagla niż te współczesne. Jednakże pisząc swoją powieść, Yoshiki Tanaka raczej nie stawiał sobie za cel stworzenia realistycznej wizji futurystycznego konfliktu zbrojnego w kosmosie, tak jak np. w Expanse. Cała oprawa jest tu bardziej sztafażem, dającym autorowi większe możliwości fabularne niż analogiczna opowieść osadzona w realiach historycznych. Podobnie jak kwestie związane z pewną teatralnością zachowań lub niekiedy ciut groteskową wizją świata arystokratycznego, stanowi to element konwencji, którą trzeba przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza.

W temacie fabuły twórcy nie pozwalali sobie na przesadne zmiany względem pierwowzoru – i w sumie dobrze, bo po co zmieniać coś, co w oryginale wyszło tak zacnie? W kwestii grafiki ich swoboda była także ograniczona, dostali wszak do rąk gotowe projekty postaci czy okrętów. Sporo na początku było obaw dotyczących grafiki komputerowej – ta jednak okazała się zrobiona całkiem nieźle i dobrze dopasowana do całości, w każdym razie ja nie odczuwałem dyskomfortu, a np. sceny walk myśliwskich dzięki niej zyskały na pewno na dynamice. Muzyka również nie zawodzi, orkiestrowe wstawki znakomicie oddają klimat wydarzeń.

Jest niewątpliwie jeden element, w przypadku którego stare Ginga Eiyuu Densetsu wygrywa zdecydowanie z nowym i który może przesądzić o sensie oglądania tego anime. Mowa o długości. Nowa seria, poza tym, że krótka, ma urwaną fabułę, zaś z zapowiedzi wiemy, że kolejne wątki będą przedstawiane w postaci filmów kinowych. Jeśli ktoś obejrzał to anime i chciałby szybko poznać dalsze losy bohaterów, to nie ma wyjścia, musi sięgnąć po starszą wersję.

Ginga Eiyuu Densetsu należy do grona takich tytułów jak Cowboy Bebop, Shoujo Kakumei Utena czy Berserk, pozycji klasycznych, świetnych, ale bardziej kultowych niż faktycznie hitowych, i co więcej, takich, które jakoś nigdy nie stały się inspiracją dla licznych klonów. Choć nowa wersja zrobiona jest dobrze, to uczciwie przyznam, że nie mam pewności, czy mogę ją polecić jako zastępstwo starej. Może bardziej jako swego rodzaju wersję demonstracyjną, rzut okiem i pokazanie, z czym to się je. Gdy jednak kogoś to wciągnie, pozostaje mu albo czekać cierpliwie na filmy, albo sięgnąć po stare anime. I chyba jednak to drugie rozwiązanie wydaje mi się lepszym pomysłem.

Grisznak, 11 sierpnia 2018

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Production I.G.
Autor: Yoshiki Tanaka
Projekt: Atsushi Takeuchi, Hiyori Denforword Akishino, Iwao Teraoka, Kei Tsushima, Keiko Oota, Naoyuki Katou, Shinji Usui, Shinobu Tsuneki, Youko Kikuchi
Reżyser: Shunsuke Tada
Scenariusz: Noboru Takagi
Muzyka: Shin Hashimoto

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Ginga Eiyuu Densetsu: Die Neue These - Kaikou - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl