Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,50

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 96
Średnia: 7,09
σ=1,41

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Dungeon ni Deai o Motomeru no wa Machigatte Iru Darouka: Familia Myth II

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2019
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Is It Wrong to Try to Pick Up Girls in a Dungeon? [2019]
  • ダンジョンに出会いを求めるのは間違っているだろうか FAMILIA MYTH II
Gatunki: Fantasy
zrzutka

Czy można podrywać dziewczyny w lochach, w ogóle do tych lochów nie zaglądając?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

W świecie, w którym bogowie całkiem dosłownie i bezpośrednio bawią się śmiertelnikami, Bell Cranel nie jest już całkowicie anonimowym początkującym poszukiwaczem przygód. Pozostaje wprawdzie jedynym członkiem familii bogini Hestii, ale ma swoją drużynę, z którą może eksplorować lochy, zaś jego błyskawiczne postępy zwróciły na niego uwagę wielu osób. Niestety – na dobre i na złe, bowiem okazuje się, że upatrzył go sobie Apollo, opiekun licznej rodziny. Jak możemy pamiętać, zgodnie z obecnie obowiązującą wersją mitologii greckiej (za dużo Gravesa się naczytałam, by pisać „zgodnie z mitologią grecką”) Apollo jest bogiem bezwzględnie dążącym do zdobycia tego, co wpadnie mu w oko. Bell oczywiście nie zamierza grzecznie słuchać polecenia zmiany rodziny, ale jak sobie poradzi w War Games, uświęconych tradycją zawodach pomiędzy dwoma familiami?

To zaś dopiero jeden wątek, gdy bowiem opadnie kurz po zamieszaniu z familią Apolla, bohaterowie – tym razem za sprawą Mikoto – pakują się w kolejny pasztet związany z kontrolowaną przez familię bogini Isztar dzielnicą uciech. Na sam koniec serii zaś dostajemy starcie z familią Aresa, ale potraktowane już bardzo po łebkach i okrojone do tego stopnia, że trudno się nie zastanawiać, po co w ogóle postanowiono je akurat tutaj wepchnąć.

Jak widać, charakter fabuły w porównaniu do pierwszej serii (pomijam tu Sword Oratoria, jako że jest to spin­‑off) uległ dość wyraźnej zmianie. Tam obserwowaliśmy pierwsze kroki Bella w Orario i znajdującym się pod miastem gigantycznym lochu – zdobywanie podstawowych umiejętności, wyposażenia, towarzyszy… Ten etap mamy już za sobą, ale zamiast na eksploracji niższych i bardziej niebezpiecznych poziomów labiryntu, fabuła koncentruje się na starciach z innymi familiami. Jak bowiem można było podejrzewać już poprzednio, dla wielu bogów rozgrywki i intrygi personalne są bardziej istotne niż rywalizowanie na liczbę ubitych potworów czy wydobytych skarbów. Oznacza to także, że zamiast z bezosobowym zagrożeniem, bohaterowie mają do czynienia z przeciwnikami, którzy planują swoje działania i kierują się bardzo określoną motywacją. W zasadzie powinno się to przekładać na większe napięcie i widowiskowość fabuły, jednak DanMachi II wpada w kilka pułapek – a przynajmniej części z nich mogłoby uniknąć.

O pierwszej napisałam powyżej – nie potrafię zrozumieć sensu takiego skoncentrowania wątku wojny z Aresem. Podejrzewam, że chodziło o to, żeby zmieścić w serii kilka zapowiedzi sugerujących (wreszcie) coś, co należałoby nazwać głównym wątkiem. Niewykluczone, że część towarzyszących tym wydarzeniom epizodów trafi do jakichś OAV. Jednak z punktu widzenia samej konstrukcji serii jest to paskudny kiks scenariuszowy. Trudno przejąć się wydarzeniami, których skala wydaje się absurdalnie przesadzona w porównaniu do faktycznych konsekwencji, do tego zaś anime zamiast wyraźniejszą puentą, kończy się właśnie kompletnie nijako. Nie jestem także przekonana (tu wina leży po stronie materiału źródłowego), czy dobrym pomysłem było wykorzystywanie motywu konfrontacji z inną familią w trzech kolejnych wątkach. Jakkolwiek różnią się i okoliczności, i przebieg wypadków, daje to ogólne wrażenie powtarzalności. To, że każdy z wątków wymaga do startu całego stada zbiegów okoliczności, także im nie pomaga – odnosiłam wrażenie, że w pierwszej serii fabuła płynęła bardziej naturalnie.

Nie da się także nie zauważyć, że seria nabiera coraz wyraźniej charakteru haremowego, co wprawdzie było zapewne nieuniknione, ale wydaje mi się okropnym marnowaniem potencjału. Oczywiście rozumiem siły marketingowe oraz wymagania fanów, ale Fujino Oomori ma rzadki dar kreowania ze zużytych elementów intrygującego świata oraz pisania postaci, których nie da się zamknąć w kilku stereotypach. Właśnie dlatego przeładowanie obsady postaciami żeńskimi zwraca uwagę jako zabieg mocno nienaturalny, bez którego ten tytuł miałby się szanse spokojnie wybronić. Raz jeszcze podkreślam jednak, że znam wymogi gatunku, więc właściwie nie czynię z tego zarzutu – tylko obserwację.

Na pierwszy rzut oka Bell wpisuje się w schemat „miłego chłopca”, jednak raz jeszcze należy podkreślić, że autorka oryginału potrafi tworzyć postaci bardziej złożone niż w przeciętnej lightnovelowej sieczce. Bell jest bohaterem napisanym bardzo spójnie – prostolinijnym i pełnym ideałów, ale niepozbawionym całkowicie zdrowego rozsądku. To zresztą sprawia, że w wątku Isztar te ideały przeżywają pierwszą konfrontację z rzeczywistością, która nie zawsze chce do nich pasować – i sądzę, że podobne konfrontacje będą miały miejsce także w przyszłości, ponieważ DanMachi bardzo wyraźnie dokumentuje proces dorastania bohatera. Właśnie: Bell dorasta i dojrzewa psychicznie, a nie tylko zdobywa kolejne moce i poziomy. To, że nadal zdarzają mu się chwile słabości, czyni go bardziej ludzkim, acz tu muszę zaznaczyć, że nie wszystkim widzom taka konstrukcja postaci odpowiada, co widać po lekturze dowolnych komentarzy do serii.

Spośród licznych postaci otaczających głównego bohatera najmniejszą rolę odgrywa tym razem Welf (co niestety wiąże się z większą koncentracją na motywach haremowych), zaś Lili po wątku Apolla także schodzi raczej na dalszy plan. Mimo to oboje stanowią dla Bella wsparcie psychiczne wtedy, gdy tego potrzebuje i nie znikają z fabuły całkowicie. Hestia na pierwszy rzut oka jest sobą, ale dostaje kilka scen przypominających dobitnie, że jest bytem z zupełnie innej skali czasowej niż zwykli, a nawet niezwykli śmiertelnicy, i z całą pewnością nie daje się zakwalifikować tylko jako element komediowy. Fani Ais Wallenstein także mają na co czekać, bo chociaż nie poświęcono jej zbyt wiele czasu antenowego, drobne sceny z jej udziałem także pozwalają rozbudować jej charakter. Najmniej interesująca wydała mi się chyba Mikoto z familii Takemikazuchiego, ponieważ na razie wpisuje się w stereotyp „szlachetnej samurajki” i niewiele poza tym prezentuje. Nie ukrywam jednak, że najgorsze wrażenie zrobiła na mnie Haruhime, pojawiająca się w wątku związanym z familią Isztar. Jeśli bardzo pilnie nie dorobi się kręgosłupa i charakteru, będzie chyba pierwszą postacią tej serii (antagonistów nie licząc) budzącą moją zdecydowaną niechęć. Jak sądzę, miała być naiwna i łagodna, ale sprawia wrażenie rozmemłanej i głupiej jak gęś.

Z przyjemnością poświęciłabym parę słów antagonistom, ale przybliżenie ich sylwetek i motywacji zdradziłoby zbyt wiele ze związanych z nimi wątków. Są wystarczająco antypatyczni, by jasne było, komu należy kibicować, ale jednocześnie obdarzeni dostateczną charyzmą, by rozumieć, dlaczego stoją na czele potężnych familii. Ciekawsze jak zwykle są postaci moralnie ambiwalentne – Freja, Hermes czy nawet Soma – przypominające o tym, że dla bogów świat ludzki jest gigantyczną sesją RPG. Owszem, niektórzy spośród nich, jak choćby Hestia, Hefajstos czy Loki, angażują się emocjonalnie i przejmują swoimi „dziećmi”, ale innym nie jest to potrzebne do szczęścia i czerpią satysfakcję z innych źródeł.

Druga odsłona DanMachi ustępuje miejsca pierwszej pod względem wizualnym, ale wydaje się, że przynajmniej po części odpowiada za to materiał źródłowy. Chociaż zdarzają się sceny widowiskowe, w fabule brakuje walk na miarę tej z minotaurem, pozwalających wykazać się animatorom i oszołomić widza dynamiką. Reszta, czyli tła i animacja scen mniej istotnych, pozostaje na poziomie zadowalającym, zaś jak zwykle przyłożono się zarówno do mimiki, jak i zróżnicowania pokazanych strojów i uzbrojenia. Aktorzy głosowi mają tutaj szansę się wykazać, ponieważ niewiele postaci jest granych „na jedną nutę” – choćby Inori Minase w roli Hestii udowadnia to bardzo ładnie, zaś Yoshitsugu Matsuoka nadal brzmi bardzo przekonująco jako młodziutki Bell. Spośród nowych postaci uwagę zwraca oczywiście nadęty pychą i pewnością siebie Apollo (Ryouta Oosaka), a także dominująca i uwodzicielska Isztar (Takako Honda), choć oczywiście Youko Hikasa jako Freja kradnie każdą scenę, w której się pojawia.

Przyznaję, że drugą serię DanMachi obejrzałam z przyjemnością i nie obraziłabym się o kontynuację, ponieważ pokazany świat ma spory potencjał, a fabuła da się prowadzić z sensem jeszcze przez dłuższy czas. Jest to przyzwoite fantasy i udana seria rozrywkowa, ale kilka wrodzonych cech sprawia, że nie wszystkim widzom przypadnie do gustu. Amatorzy „czystego” fantasy mogą nie być zachwyceni ostentacyjnymi nawiązaniami do papierowych i komputerowych RPG (poziomy, umiejętności i tak dalej); nie każdemu będzie także odpowiadać haremowa struktura obsady, chociaż w porównaniu do przeciętnej adaptacji light novel wykorzystującej ten motyw jest o niebo lepiej niż zwykle.

Avellana, 1 grudnia 2019

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: J.C.STAFF
Autor: Fujino Oomori
Projekt: Shigeki Kimoto, Suzuhito Yasuda
Reżyser: Hideki Tachibana
Scenariusz: Hideki Shirane
Muzyka: Keiji Inai