x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
MrParumiV18
5.11.2023 03:09 Masamune-kun no Revenge R - krótka wzmianka o recenzji
Sulpice9 to według mnie zdecydowanie najbardziej przystępny recenzent na tanuki dla pospolitego czytelnika wortalu. Nieskomplikowanie, ale za to treściwie, jak najbardziej przystępnie i ciekawie opisuje serię oraz swoje wrażenia po jej obejrzeniu. Czytam już którąś z kolei recenzję z pod jego łapki (specjalnie do tytułów, których nie widziałem) i za każdym razem zachęca mnie ona do obejrzenia tytułu, nawet jak podchodzi do niej krytycznie. Ja gościa polecam.
Miałem już do tego anime nie wracać, bo znam już zakończenie i mam te same przemyślenia co Tamago‑chan, ale po przeczytaniu recenzji postanowiłem sprawdzić przynajmniej 2 odcinki. Bardziej mnie ciekawiło jak przedstawią Paryż i paryskie przysmaki, bo mam hopla na punkcie gotowania :)
Wygląda na to, że w Paryżu przeważają parki…, od razu mi się przypomniało Ikoku Meiro no Croisée i rewelacyjnie narysowany XIX‑wieczny Paryż… W kawiarni podają ciastka wymyślone przez rysownika, któremu nie chciało się nawet zajrzeć do Internetu. Jedyne coś do czegoś trochę podobne to crème brûlée wyglądające bardziej jak soupe à l’oignon, bo to zielone cóś to raczej cebulka a nie mięta (co potwierdza brak wykończenia owocami jagodowymi). Całość narysowana tak pokracznie, że ja zrobiłbym to lepiej, chociaż ostatni raz rysowałem od ręki w podstawówce :) Dodajmy do tego Gasou, który chwali się, że znalazł cukiernię z churrosami :) i w drugim odcinku jambon‑beurre z sałatą :)
Sumując swoje kilka miesięcy w tym mieście, to Ogród Luksemburski jest super, ale tak, to nie nazwałbym tego miasta przesadnie zielony (choć do lasku bulońskiego nigdy nie dotarłem, był za daleko), chociaż ma ładne dzielnice :) Natomiast gdy tylko wracałem ze stażu, pierwsza rzecz jaką robiłem to prysznic, by pozbyć się wszy i paru innych rodzajów insektów. „Syndrom paryski” nie jest z czapy, jakby ktoś mnie pytał :)
Dodajmy do tego Gasou, który chwali się, że znalazł cukiernię z churrosami :) i w drugim odcinku jambon‑beurre z sałatą :)
Dodam jeszcze od siebie, że kliknij: ukryte w rozmówkach francusko‑japońskich „la creme” jest tłumaczone na „bitą śmietanę” – jadłem w swoim życiu w dziesiątkach knajp i kawiarni we Francji (jeśli już nie w setkach) i zawsze podają desery i inne takie z „le chantilly” (wiem, formalnie powinno być z wanilią, ale w praktyce jest tak ;) przed recenzją nawet pytałem kolegów z pracy :D). Jakby zapytał o „creme” albo chodziło by o śmietankę do kawy, albo (np. na targu) mógłby dostać nawet śmietanę. Ja wiem, że niuans językowy, ale scenarzystka mogła chociaż sięgnąć do porządnego słownika :) No i te wszystkie „dżaponizmy”, gdzie „j” czytają po angielsku (dż), zamiast „ż”) :)
Japończykom chyba ciągle się wydaje, że anime ogląda się tylko w Japonii i USA, a że Amerykanie wiedzą o Europie tyle samo co Japończycy, to można ściemniać :). Co do Amerykanów i polityki głównych dystrybutorów to już osobny temat, mam tylko nadzieje, że w ciągu najbliższych lat powstanie jakaś europejska platforma, a Crunchyroll i Funimation obudzą się z ręką w nocniku :)
Nie wydaje im się, tylko 90% anime powstaje z myślą tylko o japońskim widzu i nie będą się specjalnie starać, by zadowolić Amerykanów czy Europejczyków. Dużo też zależy od konkretnego przypadku, bo są anime, które świetnie oddają realia historyczne, inne kultury (np. Golden Kamuy), a inne lecą po łebkach, bo nie jest to dla autorów zajmujący temat albo zwyczajnie im się nie chce, bo produkt i tak się sprzeda.
Myślę, że obaj macie trochę racji – gdybym na bazie własnych doświadczeń miałbym podsumować Japończyków powiedziałbym, że ich wiedza na temat Europy jest o niebo większa od tej stereotypowo amerykańskiej, ale fakt, ciągle nie ogarniają o co chodzi z tymi europejskimi państwami lub (co częściej) przerabiają rozmaite elementy kultury pod własny gust. Z tego powodu na trzy wyjazdy do Japonii raptem w jednym miejscu trafiłem na kawę, która nie była przesłodzoną, wodnistą plują :D Idąc niewinnymi stereotypami, zastanawiam się jak Włosi mogą podróżować po tym kraju (a turystów z Włoch jest mnóstwo)...
Chyba najlepszym podsumowaniem była wizyta we wschodnim Tokio w jednej z „francuskich kawiarni” – chciałem zrobić prezent nauczycielce, która, z racji bycia skromną emerytką, nigdy nie robiła tam zakupów (więc, tak jak w anime, te miejsca mają otoczkę luksusu) Wchodzę do kawiarni, francuskie ciasta są nawet podobne do tych z Francji (choć też bym nie szastał z pochwałami), proszę sprzedawcę o ciasto (podając francuską nazwę, która jest załączona w roumaji do produktu), a pan sprzedawca patrzy na mnie z uprzejmym niezrozumieniem :D W końcu użyłem uniwersalnego „kore” i pokazałem palcem :)
ZSRRKnight ma rację, że faktycznie coraz częściej zdarzają się anime, które lepiej rozumieją obcą kulturę (w przeciwieństwie do omawianego tu tytułu) – i myślę, że będzie to trend zwyżkujący. Np. Sally Amaki, która dubbingowała Carol w Tomo‑chan wa Onnanoko! mówi nie tylko biegle po angielsku (będąc Japonką urodzoną w USA/amerykańską Japonką), ale zna też podstawy francuskiego i chyba hiszpańskiego. Z drugiej strony, skoro agencje dysponują takimi aktorkami i aktorami, dlaczego częściej ich nie zatrudniają w rolach cudzoziemców? Na to pytanie już nie mam mądrej odpowiedzi, może faktycznie Japończykom na tym nie zależy…
Co do Crunchyrolla, to można mieć konto w Polsce. Fakt, tylko z angielskimi napisami, ale w normalnej cenie i płaci się w PLN‑ach. Wiem, bo sam korzystam (droga Redakcjo, to żadna reklama, tylko informuję :D ).
Seria doczekała się zakończenia. kliknij: ukryte Oczywiście bez zaskoczeń. Co prawda pojawiła się chwilowa nadzieja dla zwolenników Yoshino, ale szybko okazało się, że to tylko podpucha i skończyło się tak, jak można było spodziewać się właściwie od początku. W sumie trochę szkoda, bo wybranka głównego bohatera coraz bardziej działała mi na nerwy. Po drodze była cała masa dziwnych akcji, z których sporą część przewinęłam. Za dużo czasu minęło od pierwszego sezonu i ciężko było się faktycznie dać wciągnąć w historię, zainteresować. Nie jest chyba jednak najgorzej, bo po tylu latach coś tam pamiętałam (w sensie kto jest kim, przynajmniej częściowo), więc postaci były na tyle charakterystyczne, aby w pamięci pozostać.
Tak czy siak, 5/10 i teraz już do zapomnienia raczej, bo zdecydowanie nic to wyjątkowego, choć tragedii też nie ma.
Masamune-kun no Revenge R - krótka wzmianka o recenzji
Wygląda na to, że w Paryżu przeważają parki…, od razu mi się przypomniało Ikoku Meiro no Croisée i rewelacyjnie narysowany XIX‑wieczny Paryż… W kawiarni podają ciastka wymyślone przez rysownika, któremu nie chciało się nawet zajrzeć do Internetu. Jedyne coś do czegoś trochę podobne to crème brûlée wyglądające bardziej jak soupe à l’oignon, bo to zielone cóś to raczej cebulka a nie mięta (co potwierdza brak wykończenia owocami jagodowymi). Całość narysowana tak pokracznie, że ja zrobiłbym to lepiej, chociaż ostatni raz rysowałem od ręki w podstawówce :) Dodajmy do tego Gasou, który chwali się, że znalazł cukiernię z churrosami :) i w drugim odcinku jambon‑beurre z sałatą :)
Sumując swoje kilka miesięcy w tym mieście, to Ogród Luksemburski jest super, ale tak, to nie nazwałbym tego miasta przesadnie zielony (choć do lasku bulońskiego nigdy nie dotarłem, był za daleko), chociaż ma ładne dzielnice :) Natomiast gdy tylko wracałem ze stażu, pierwsza rzecz jaką robiłem to prysznic, by pozbyć się wszy i paru innych rodzajów insektów. „Syndrom paryski” nie jest z czapy, jakby ktoś mnie pytał :)
Dodam jeszcze od siebie, że kliknij: ukryte w rozmówkach francusko‑japońskich „la creme” jest tłumaczone na „bitą śmietanę” – jadłem w swoim życiu w dziesiątkach knajp i kawiarni we Francji (jeśli już nie w setkach) i zawsze podają desery i inne takie z „le chantilly” (wiem, formalnie powinno być z wanilią, ale w praktyce jest tak ;) przed recenzją nawet pytałem kolegów z pracy :D). Jakby zapytał o „creme” albo chodziło by o śmietankę do kawy, albo (np. na targu) mógłby dostać nawet śmietanę. Ja wiem, że niuans językowy, ale scenarzystka mogła chociaż sięgnąć do porządnego słownika :) No i te wszystkie „dżaponizmy”, gdzie „j” czytają po angielsku (dż), zamiast „ż”) :)
Chyba najlepszym podsumowaniem była wizyta we wschodnim Tokio w jednej z „francuskich kawiarni” – chciałem zrobić prezent nauczycielce, która, z racji bycia skromną emerytką, nigdy nie robiła tam zakupów (więc, tak jak w anime, te miejsca mają otoczkę luksusu) Wchodzę do kawiarni, francuskie ciasta są nawet podobne do tych z Francji (choć też bym nie szastał z pochwałami), proszę sprzedawcę o ciasto (podając francuską nazwę, która jest załączona w roumaji do produktu), a pan sprzedawca patrzy na mnie z uprzejmym niezrozumieniem :D W końcu użyłem uniwersalnego „kore” i pokazałem palcem :)
ZSRRKnight ma rację, że faktycznie coraz częściej zdarzają się anime, które lepiej rozumieją obcą kulturę (w przeciwieństwie do omawianego tu tytułu) – i myślę, że będzie to trend zwyżkujący. Np. Sally Amaki, która dubbingowała Carol w Tomo‑chan wa Onnanoko! mówi nie tylko biegle po angielsku (będąc Japonką urodzoną w USA/amerykańską Japonką), ale zna też podstawy francuskiego i chyba hiszpańskiego. Z drugiej strony, skoro agencje dysponują takimi aktorkami i aktorami, dlaczego częściej ich nie zatrudniają w rolach cudzoziemców? Na to pytanie już nie mam mądrej odpowiedzi, może faktycznie Japończykom na tym nie zależy…
Co do Crunchyrolla, to można mieć konto w Polsce. Fakt, tylko z angielskimi napisami, ale w normalnej cenie i płaci się w PLN‑ach. Wiem, bo sam korzystam (droga Redakcjo, to żadna reklama, tylko informuję :D ).
5/10
Po drodze była cała masa dziwnych akcji, z których sporą część przewinęłam. Za dużo czasu minęło od pierwszego sezonu i ciężko było się faktycznie dać wciągnąć w historię, zainteresować. Nie jest chyba jednak najgorzej, bo po tylu latach coś tam pamiętałam (w sensie kto jest kim, przynajmniej częściowo), więc postaci były na tyle charakterystyczne, aby w pamięci pozostać.
Tak czy siak, 5/10 i teraz już do zapomnienia raczej, bo zdecydowanie nic to wyjątkowego, choć tragedii też nie ma.