Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 grafika: 9/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

9/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,50

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 32
Średnia: 7,16
σ=1,79

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Strona oficjalna
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Chłopiec i czapla

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 2023
Czas trwania: 125 min
Tytuły alternatywne:
  • Kimitachi wa Dou Ikiru ka
  • The Boy and the Heron
  • 君たちはどう生きるか
Gatunki: Dramat, Przygodowe
Miejsce: Japonia
zrzutka

Katalog ptaków Hayao Miyazakiego.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: ukloim

Recenzja / Opis

Skłamałbym i to poważnie, gdybym powiedział, że nie czekałem na najnowszy film Hayao Miyazakiego. Jednak w przeciwieństwie do zniecierpliwienia, które towarzyszyło mi przed premierą Zrywa się wiatr, tym razem tłumiłem w sobie ekscytację. Choć powątpiewałem w zapewnienia reżysera, że przechodzi na emeryturę (od 1997 roku obwieszcza, że następny film będzie ostatnim), to jednak rozpoczął ten projekt, będąc już mocno po siedemdziesiątce. Inna sprawa, że pomiędzy dwoma ostatnimi pełnometrażowymi dziełami tego autora minęła dekada, a było to dziesięć lat, które sporo zmieniło w świecie japońskiej animacji.

Na początek muszę się wytłumaczyć z zakończenia popełnionej wiele lat temu recenzji Zrywa się wiatr: Pytanie, czy japońska animacja przetrwa bez następnych arcydzieł Miyazakiego…. Wyszło na to, że niepotrzebnie się bałem. Możemy narzekać, iż współczesne anime jest obciążone rozmaitymi grzechami i grzeszkami, jednak japońska animacja żyje i ma się dobrze. Powiem więcej, na Zachodzie w końcu wyszła z szafy i zyskała ogromne grono fanów, także w głównym nurcie. Nadal pamiętam jak jeszcze rok­‑dwa po premierze Zrywa się wiatr plotkowałem o anime z kolegą w pracy, ale tak, by nikt postronny nie dowiedział się o naszym hobby. W końcu kto to widział, by dwóch dorosłych facetów oglądało „głupie chińskie bajki”… Dziś taka sytuacja wydaje się mało prawdopodobna.

Kończąc tę długą dygresję – popularność japońskiej animacji zatacza coraz szersze kręgi, ale po drodze do sukcesu nieco się ona zmieniła, również w ostatniej dekadzie. Nowe nurty niekoniecznie wszystkich przekonały, a wśród osób krytykujących najnowszą falę znalazł się właśnie Hayao Miyazaki. Co prawda znany tekst przypisany mu w memie „anime było błędem” jest nieprawdziwy, ale szacowny artysta kilkukrotnie wbijał szpile swoim młodszym kolegom. Zatem zwyczajnie się bałem, czy Chłopiec i czapla nie stanie się tyradą starego dziada wygarniającego młodym, że są tacy i owacy.

Ostatnia uwaga na wstępie – film miał premierę w Japonii praktycznie bez jakiejkolwiek reklamy i w związku z tym postanowiłem pójść na seans bez zaznajomienia się z materiałami promocyjnymi. Uważam, że był to dobry ruch i wam również szczerze polecam iść do kina „w ciemno”. Tym bardziej że polski zwiastun (czy raczej międzynarodowy z polskimi napisami) zawiera spojlery do końca trzeciego aktu (swoją drogą, kto na to pozwolił?). Ze swojej strony postaram się ograniczyć opis fabuły do absolutnego minimum.

Akcja filmu rozgrywa się w czasie II wojny światowej. Główny bohater, Mahito Maki, to małomówny jedenastolatek, nadzwyczaj poważny jak na swój wiek. Nie ma się zresztą czemu dziwić, życie mocno go doświadczyło – w czasie bombardowania Tokio ginie jego matka, a po krótkim czasie ojciec żeni się z jej siostrą. Ostatecznie wyprowadzają się ze stolicy i trafiają na wieś, gdzie pan Maki spędza większość czasu, kierując fabryką. Towarzystwo Mahito ogranicza się do starszych służących i ciotki­‑macochy. Choć młoda kobieta stara się, jak może, by wszystko się ułożyło, chłopak nie przepada za jej towarzystwem. To zresztą nie jego jedyny kłopot, bowiem coraz częściej nęka go bardzo nietypowa czapla… W wyniku dziwnych zdarzeń wyruszy z nią w tajemniczą podróż, poznając inne fascynujące ptaki, zagadkowe uniwersum i przede wszystkim – samego siebie.

Najnowszy obraz Miyazakiego charakteryzuje się dość nietypową strukturą, która normalnie by mnie drażniła, ale tutaj działa – według mnie to jeden akt z bardzo długim prologiem. Pierwsze pół godziny służy nie tylko wprowadzeniu bohaterów, ale także specyficznej zabawie gatunkiem, gdyż dziwne zachowanie czapli jest więcej niż niepokojące. Nie przypominam sobie, by reżyser kiedykolwiek brał się za animowany horror, jednak chyba nigdy nie był tak blisko kina grozy, jak tutaj. Z tym że nie chodzi o proste straszenie widza z zaskoczenia ani pokaz potwornych bestii (choć czapla z zębami jest czymś przerażającym), lecz o stopniowe budowanie narastającego niepokoju. Początek przypomina wiktoriańską powieść z dreszczykiem, gdzie nie do końca wiemy, co jest prawdą, a co fikcją. Jeśli Miyazaki na starość chce sobie poeksperymentować, to według mnie powinien częściej zapuszczać się w nieznane sobie rejony.

To, co dzieje się we „właściwej” części filmu, jest już czymś, czego oczekiwałem od studia Ghibli i po deklaracjach samego reżysera. Dla niezaznajomionych ze sprawą – w czasie prac nad Zrywa się wiatr w Japonię uderzyła olbrzymia fala tsunami, która sprowadziła na kraj spustoszenie. Wstrząśnięty wydarzeniami Miyazaki oznajmił, że nie ma zamiaru wracać do kina fantasy, bo kto to widział, by rysować wesołe czarownice, kiedy na świecie dzieją się takie rzeczy. Jednak choć dzieło z 2012 roku dostało całkiem dobre recenzje, wielu krytyków wskazywało, że najlepszą częścią filmu są baśniowe sekwencje snu. Krótko mówiąc – lud domagał się magii, podczas gdy artysta chciał z niej zrezygnować. W związku z tym Miyazaki, pracując nad Chłopcem i czaplą, wybrał moim zdaniem najlogiczniejsze rozwiązanie: stworzył fantastykę, która jest tak mocną alegorią rzeczywistości, że w czasie seansu nie byłem w stanie rozdzielić baśniowych wydarzeń od konkretnych symboli. Uważam, że osiągnął swój cel – zadowolił zarówno tych, którzy przyszli na magiczny seans, jak i fanów kina obyczajowego, nie płosząc przy tym żadnej ze stron.

Jednakże by tego dokonać, reżyser zrezygnował z istotnej zasady własnej twórczości, redukując warstwę interpretacyjną filmu. Zazwyczaj kiedy zasiadałem do nowego dzieła Miyazakiego (Podniebna poczta Kiki, W krainie bogów, Ruchomy zamek Hauru), to po pierwszym seansie nawet nie bardzo rozumiałem, co stanowi motyw przewodni. Potrzebowałem trzech­‑czterech powtórzeń, by w końcu wyłapać rozmaite symbole i niuanse scenariusza. Jednak jeżeli moja teoria jest prawdziwa i Miyazaki nie chciał, by widz utknął w przesadnie rozbudowanym magicznym świecie (nie zatracił „realnej” części tej historii), należało ograniczyć wieloznaczność do minimum. Przyznaję, że po powrocie z kina zaskoczyły mnie komentarze i recenzje zarzucające Miyazakiemu stworzenie zbyt chaotycznej i skomplikowanej historii. W moim odczuciu to jedno z prostszych dzieł reżysera. Oczywiście na pewno nie odkryłem wszystkiego i mądrzejsi ode mnie znajdą tu jeszcze więcej, ale nie zakończyłem seansu z poczuciem przyjemnego mętliku, jaki miałem przy wielu innych filmach studia. Ci, którzy preferują jego obrazy skąpane w oniryzmie i mnogościach interpretacyjnych, mogą być nieco rozczarowani, ale z drugiej strony to lekkie uproszczenie bynajmniej nie czyni obrazu prymitywnym. Historia jest nadzwyczaj zwarta, pozbawiona dłużyzn i mimo wszystko wystarczająco skomplikowana na przynajmniej jeden seans. Innymi słowy – coś za coś.

Szczęśliwie szybkie tempo filmu nie zostało uzyskane kosztem postaci. We wspomnianym prologu Miyazaki wykorzystuje praktycznie każdą scenę, by zaprezentować Mahito, jednego z najbardziej nietypowych bohaterów w karierze reżysera. Chłopak ewidentnie doświadcza traumy i nie ma nikogo, kto byłby w stanie mu pomóc. Owszem, rodzina i najbliższe otoczenie wyciągają do niego dłoń, ale czasami dobre słowo i chęci to zwyczajnie za mało. Niezmiernie mi się podoba, jak świetnie udało się uchwycić tę z trudem tłumioną rozpacz i wściekłość schowaną za sformalizowaną japońską uprzejmością. Gdyby bohater był starszy, powiedziałbym, że zachowuje się jak dobrze wychowany wojskowy po przejściach, który z trudem, ale jeszcze skutecznie blokuje rzekę wiecznie kotłującego się gniewu. Jednocześnie jego reakcje na pojawiającą się czaplę dowodzą rozsądku, znajomości realiów życia, konsekwencji w działaniu, poczucia własnej wartości i, co spodobało mi się najbardziej, bardzo trzeźwej analizy sytuacji. Co więcej, w przeciwieństwie do wielu współczesnych anime, Miyazaki prawie każdą z tych cech demonstruje działaniami, a nie komentarzami o tym, że bohater jest taki i taki. Ujmę to w ten sposób – na początku dzieła protagonista z pewnych powodów używa kamienia jako narzędzia. To, dlaczego z niego skorzystał i jaki ma to wpływ na resztę fabuły, bardziej mnie zaintrygowało niż całe sezony niejednej współczesnej animacji.

Myślę, że unikając spojlerów, jestem w stanie przynajmniej symbolicznie opowiedzieć o czapli, towarzyszu podróży Mahito. Reżyser stosuje starą, ale prawie zawsze działającą sztuczkę, by szlachetnego bohatera konfrontującego się z problemami „większymi niż życie” skontrastować z postacią bardziej zgryźliwą i cyniczną. Co prawda w pewnym momencie czapla wchodzi na nieco schematyczne szlaki, ale w ogólnym rozrachunku jest również ciekawą postacią. O reszcie obsady nie da się powiedzieć za wiele, bo nawet samo zasugerowanie, kto będzie istotny, może sporo zdradzić – w każdym razie jak na tak wypełnione akcją anime nie narzekałem na brak interesujących postaci.

Jednak nie mogę powiedzieć, że jest to projekt bez wad. Przede wszystkim, choć przez większość seansu symbole i fabuła są traktowane jako równorzędni partnerzy, kilkukrotnie historia traci kosztem interpretacji. Mniej więcej w połowie seansu pojawia się scena, gdzie główny bohater może wybrać alternatywną drogę, którą akceptuję jako prezentację kolejnych interpretacji. Jednak analizując ją na sucho, nie ma ona większego sensu. Szkoda, bo wystarczyło poprawić dosłownie dwa drobiazgi w scenariuszu i już przyjąłbym tę sekwencję bez zastrzeżeń. Podobny problem mam z zakończeniem paru scen, w których nasz bohater dogodnie dla reżysera zwyczajnie mdleje. Poza kilkoma drobnymi dziurami fabularnymi mamy niedociągnięcie, które dla wielu może być kluczowe – od pewnego momentu film robi się dość przewidywalny. Co prawda nie wiedziałem, jak zostaną zakończone rozmaite wątki poboczne, natomiast to, jak zakończy się wyprawa Mahito, jest według mnie dość łatwe do odgadnięcia.

Myślę, że dla wielu oprawa wizualna może być dość zaskakująca, szczególnie dla tych, którzy spodziewali się odtworzenia animacji starszych projektów z użyciem współczesnej technologii. Nie wiem dlaczego, ale ogromna część zamieszczonych w internecie kadrów pokazuje sceny, w których Miyazaki faktycznie sięga po inspiracje ze swoich poprzednich dzieł. Podejrzewam, że niektórzy przed seansem mogli oczekiwać zwyczajnego recyklingu starych animacji podanych w odświeżonej formie. Prawda jest taka, że choć w filmie znajdziemy sporo elementów dobrze nam znanych, to projekt prezentuje się zadziwiająco oryginalnie i po prostu pięknie.

O ile główni bohaterowie są narysowani w charakterystyczny dla studia Ghibli sposób (pewne rzeczy jednak się nie zmieniają), o tyle na dalszym planie spotkamy dosłownie nowe twarze. W początkowych scenach reżyser zaskoczył mnie specyficznymi, ponurymi facjatami mieszkańców Tokio, a później poznajemy dość nietypowo narysowaną grupę staruszek usługujących rodzinie Mahito. Tu muszę zaznaczyć, że w przypadku jednej coś poszło nie tak, bowiem zza okularów czasem spoglądały na nas dwie pary oczu… Po drugie, film serwuje nam to, w czym studio Ghibli zawsze było wspaniałe, czyli przepiękne tła. To kolejne z ich dzieł, gdzie poszczególne kadry mogą służyć za tapetę na komputerze albo plakat; są one nie tylko cudnie skomponowane i znakomicie oświetlone, ale też zachwycają szczegółowością. Do tego ciągłe zmiany perspektywy i budowanie poszczególnych scen to światowa klasa. Po trzecie, dostajemy kilka ciekawych eksperymentów wizualnych, choćby operowanie ogniem. Po czwarte, studio wciąż potrafi demonstrować prace wymagające znajomości rzemiosła w przekonujący sposób – konstruowanie łuku, fachowa obsługa łodzi, oprawianie ryb… Co prawda nie znam się na żadnej z tych czynności, ale jestem gotów uwierzyć, że rysownicy są w danej dziedzinie ekspertami. Po piąte i dla wielu najważniejsze – reżyser nadal dysponuje bogatą wyobraźnią, ukazując oryginalne i zróżnicowane lokalizacje. Mógłbym jeszcze tak długo wyliczać, ale ograniczmy się do „po szóste” – jak na tak proste projekty twarzy, film pokazuje bogatą, wypełnioną szczegółami mimikę.

Pomimo tych wszystkich zachwytów mam jeden problem z animacją i są nią efekty komputerowe. Chociaż przed premierą krążyły plotki, że Chłopiec i czapla będzie zrobiony wyłącznie tradycyjnymi metodami, to jednak zdecydowano się na podparcie najnowszymi technologiami. Niestety, moim zdaniem coś poszło nie tak – w kilku miejscach ruch wygląda sztucznie, a czasem miałem wrażenie, jakby postacie zostały wklejone do tła. Co prawda zdarzało się to dość rzadko, jednak raz czy dwa wybiło mnie z seansu.

Miyazakiemu znowu towarzyszy kompozytor Joe Hisaishi i choć może zabrakło utworu tak chwytliwego jak Tonari no Totoro lub motyw przewodni z Księżniczki Mononoke, to wykonał kawał wspaniałej roboty. Nieraz w czasie seansu nie tylko zachwycałem się pięknem kadru, ale i fenomenalnie dopasowaną do danej sceny muzyką. Do tego jest ona mocno zróżnicowana, od lirycznej i melancholijnej poprzez całkiem ciekawe utwory grozy, kończąc na interesujących eksperymentach rodem ze współczesnej muzyki klasycznej. Poza soundtrackiem muszę pochwalić efekty dźwiękowe, bo są zwyczajnie świetne – skrzypiące liście, odgłosy kroczących ptaków, buty obijające się o kostki brukowe… Dawno nie spotkałem się z animacją, przy której tak często cieszyłyby mnie takie drobiazgi.

Na początku recenzji wspomniałem o obawach, na ile potencjalny artystyczny testament Miyazakiego będzie ględzeniem starego ramola pouczającego młodych. Analizując jedną z możliwych interpretacji, uważam, że jest tu zamieszczona krytyka współczesnych reżyserów anime i mangaków. Lecz według mnie Miyazaki równie surowo gani samego siebie (choć z innych powodów), dzięki czemu film unika łatki protekcjonalnego wykładu starego mistrza lub listu miłosnego do samego siebie. Zresztą reżyser zamieścił tu kilka innych wątków autobiograficznych, ale ich znajomość nie jest wymagana w czasie seansu i stanowi wartość dodaną całej historii. Natomiast muszę uprzedzić, że w dużej mierze zgadzam się z zarzutami stawianymi przez Miyazakiego, więc istnieje szansa, że widzów skłonnych do polemiki ta krytyka może irytować.

Powroty po latach rzadko kiedy kończą się triumfem artystycznym. Na szczęście w przypadku Chłopca i czapli z czystym sumieniem oznajmiam, że Miyazaki znów dał radę. Jasne, to nie jest najlepszy film w jego karierze, w moim prywatnym zestawieniu nie trafi nawet do czołowej piątki, jednak to wciąż bardzo dobra rzecz, która nie potrzebuje usprawiedliwienia w stylu „jak na reżysera z osiemdziesiątką na karku”. Nawet jeśli czasy Miyazakiego przeminęły i jest to faktycznie ostatni film studia, to artysta i jego rysownicy z klasą zamknęli pewną epokę.

Sulpice9, 6 lutego 2024

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Studio Ghibli
Autor: Hayao Miyazaki
Reżyser: Hayao Miyazaki
Scenariusz: Hayao Miyazaki
Muzyka: Joe Hisaishi