Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Komentarze

Azdie

  • Avatar
    Azdie 2.09.2016 19:32
    Re: Classic - najlepsza część starego anime
    Komentarz do recenzji "Sailor Moon - Czarodziejka z Księżyca"
    Podobne odczucia skarbie. Sailor Moon Classic jest… Klasyczne. Szczególnie cenię czas, w którym czarodziejka działała solo, a skład prezentowany w pierwszym openingu (Usa, Rei, Ami) jest moim ulubionym. Okazjonalnie zjawiający się Tuxedo, któremu bliżej do relatywnego sojusznika, to idealna dla mnie kombinacja. Pojawienie się kolejnych czarodziejek, choć zabawnych i przyjaznych dla widza, powoduje lekkie przytłoczenie, kosztem tego każda traci na indywidualności. Brzmi to trochę ironicznie wobec pierwowzoru (gdzie niemal pełny zespół zamyka się w pierwszym tomie), ale właśnie tak zostałam rozpieszczona przez początek.
    Generałowie Królestwa Ciemności są bezkonkurencyjni i to tyle. Każda kreacja odmienna, poróżnione metody działania, każdy prezentuje inny stopień lojalności wobec Beryl oraz charakter relacji z ludzkością. Fantazja, z jaką popłynęli twórcy pierwszego anime, ma moje pełne poparcie – antagoniści nie pozostali marionetkami bez woli. Tutaj są żywymi istotami zdolnymi do znienawidzenia sojusznika i pokochania wroga. Otrzymali przy okazji dużo więcej czasu antenowego, a gdy ten się kończył, było mi fatalnie przykro.
    Stosunki Usagi i Mamoru to już sama wiśnia. Kultowe love­‑hate relation, lepszego wydania nie znam (duży + za zaangażowanie Motokiego i Rei).
  • Avatar
    A
    Azdie 24.03.2016 13:26
    Filler
    Komentarz do recenzji "Ansatsu Kyoushitsu [2015]"
    Wiemy o tym, że seria podbijała ranking na ulubionej wyspie? Ciekawi? Mnie również. Przed i po obejrzeniu. Powiem krótko jaki mam problem z tą serią: wygląda jak filler. Początkowe odcinki z prezentacją postaci były najlepsze i nieźle mnie nakręciły. Najlepszy był 3, podczas gdy 1 seria ma 22. Paraliżem był właśnie brak prób zabójstw. Pojawił się nawet ostateczny boss poza szkolny, charakterystyczne to dla zapychaczy.

    Przez cały seans trzyma głównie nadzieja na mocniejsze akcje (które się pojawiają, ale bardziej dla laików, którzy nie wyczują naiwności i schematyzmu). Mnie osobiście: kreska. Bo jest przesłodka. Można się pośmiać. Z postaci wyróżnię senseiów zabójców i Karmę (wydawał się przewałkowanym typem postaci, ale jest po prostu ciekawy)
     kliknij: ukryte 
  • Avatar
    A
    Azdie 12.12.2012 18:00
    Długość serii to błogosławieństwo, arcydzieło.
    Komentarz do recenzji "Monster"
    Będzie trochę lektury, jednak nieskromnie polecam się zapoznać z komentarzem każdemu wątpiącemu w tę pozycję. Wpierw krótkie podsumowanie serii:
    Plusy:
    *Idealny soundtrack.
    *Klimatyczny opening i „nieprzypadkowy” ending.
    *Wielowątkowość.
    *Różnorodność postaci.
    *Fabuła konsekwentnie prowadzona od początku do końca.
    *Miejsce akcji; czyli idealne wywiązanie się z historii Niemczech.
    *Wykorzystanie postaci epizodycznych; dla fabuły, głównych bohaterów i dalszych wydarzeń.
    *Kreska i animacja.
    *Brak zbytecznych wątków romantycznych.
    *Uzależnia.
    *Tytułowy Monster.
    *Wykorzystanie symbolizmu.
    *Realistycznie zachowania.
    *Brak wymuszonych sieczek czy pościgów.
    *Nieprzewidywalność.
    *Diametralne zwroty akcji.
    *Potrafi przestraszyć.
    *Jak i zarówno wzruszyć.
    *Operuje świetnym morałem.
    *Powoduje szczerą empatię wobec bohaterów.
    *Angażuje widza i zmusza do refleksji.
    *Finał
    Minusy:
    *Sprawdzanie się typowej dla kryminałów zasady „cóż za zbieg okoliczności, jak ten świat jest mały”.
    *Brak rozwinięcia historii Lunge’a oraz głębszego wglądu w tą postać.
    *Postać Anny (subiektywne)
    *Długość, bo… Za krótkie!
    Mówię tutaj o nierozwiązaniu kilku wątków. Tak prawdę mówiąc to pierdoła, ale chciałabym jeszcze zobaczyć:
     kliknij: ukryte 
    Postacie (uważniejszy wzgląd):
    Jestem widzem przywiązującym do nich sporą wagę i pod tym aspektem anime nie zawiodło. Wpierw Johan; najlepiej wykreowany seryjny morderca, z jakim miałam się „przyjemność” spotkać. Cały jego profil psychologiczny zarysował się w jedną wielką niewiadomą. Ambitny, dążący do celu, którym jest… Co? Dlaczego? Po co? Cokolwiek spekulujemy, otrzymujemy znaczący kontrast i nie mówię tu tylko o jego „wyjściowym” charakterze i doskonale obmyślonym wizerunku (nawiązanie do hitlerowskiego ideału). Miejscami raptem pojawiał się jakby nigdy nic, sprawiając wrażenie prostej postaci z dalszego planu.W ten sposób dostawaliśmy od twórców pstryczka w czoło o treści „ktoś w ogóle wspominał, że to jest tytułowy Monster?”. Wystarczy jednak jedno centralne spojrzenie tych błękitnych oczu. Jedno. Pierwszy raz podczas seansu jakiegokolwiek anime drastycznie podwinęłam nogi pod brodę i z niepokojem odwróciłam wzrok, byle jak najdalej od tego przeszywającego spojrzenia. Spojrzenia rysunkowej postaci.
    Bardzo też polubiłam Lunge'a. Cały jego zarys, charakter i niesamowity seiyuu. Już od debiutu czekałam, aż znajdzie się w jakiejś mrożącej krew w żyłach sytuacji. Jego obecność w odcinkach zwykle zwiastowała jakąś grubszą akcję. Co w jego postaci jest jednym z najlepszym posunięć autora, to tok rozumowania; pomimo, że Lunge przez szmat czasu prowadził błędne śledztwo, robił to z taki rozmachem, że aż sama zatrzymałam na chwilę suwak by dać chwilę refleksji, czy teoria ze schizofrenią Tenmy byłaby jakkolwiek w fabule opcjonalna… Poza tym, co zaskakujące, jest on osobowością nierzadko doprowadzającą widza do rozbawienia. Nawyki, pokerowa twarz… Wierzyć mi się nie chce, że nikogo w ten sposób nie uszczęśliwił na kilkanaście sekund.
     kliknij: ukryte 
    O dziwo też, na wyróżnienie zasługuje Eva. Rozpieszczona i mściwa córeczka tatusia, która nie przepuści odebrania ulubionej zabawki. Ale za to ją lubię. W porównaniu z Anną to konkretna kobieta, która jest bezwzględna i wytrwała w swych celach. Poza tym czy sama jest sobie winna za tok wychowania? Naprawdę współczułam jej z powodu nieodwzajemnionej miłości Tenmy; doktorek kochany dla każdego raptem zaczyna ją ignorować i zachowywać się jak skończony fiut. Przez całą serię miałam nadzieję, że się zejdą. Bardzo rzadko zdarza mi się kibicować jakiekolwiek parze, ale tutaj wyjątkowo; chciałam, by Eva znalazła swoje miejsce u boku mężczyzny, któremu nie zależy na kasie i seksie. Postać sama w sobie naprawdę smutna, jednak pomimo swojego stanowiska brakowało u niej wrażenia „fabularnego kozła ofiarnego”. Przeciwnie. Nierzadko za sprawą swojej osoby coś namąciła; czy to na powszechny negatyw, czy też pozytyw. Brakuje mi takich pań w mangach. Istna rzadkość niestety.
    W fabule przewijała się jeszcze innych przedstawicielka płci pięknej. Postać Anny...
    Oh my dog, jakże to dziewczę mnie drażniło. Typowa bohaterka kryminałów; śliczna, milutka, dla wrogów pyskata, ma spluwę w kieszeni i wysoce postawione cele. Natomiast gdy dochodzi co do czego, to nie potrafi pociągnąć za cholerny spust, logiczne myślenie idzie się lać, niezdrowa empatia wręcz razi, a głupota nierzadko pchnie głównego bohatera w kłopoty. Nie potrafiłam zdzierżyć tej postaci jako tako przez całą serię. Dziw człowiek bierze, że taka kretynka jest spokrewniona z geniuszem.
    Wypadało też by podsumować głównego bohatera; ten przez szmat czasu był mi obojętny. Nie denerwował, nie ekscytował. Ot, sympatyczny doktorek z jajami tam gdzie trzeba.
    Postaci to rzecz jasna rzecz subiektywna, ale z pewnością każdy znajdzie swojego ulubieńca. Z mojej strony jeszcze spore wyróżnienie dla Grimmera, Martina, Christofa i dr Gillena.

    Jeżeli chodzi o finał, to niespoilerując mam mieszane uczucia. Ale jedno jest pewne. Był piękny. Jak się okazuje w duszy człowieka przelewają się dwie natury, czego idealnym przykładem są dla nas tytułowi przeciwnicy.