x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Zdychający sensei
Grafika koszmarna, ale tu moja tolerancja jest duża- i nie została przekroczona jej granica.
Ponoć to parodia gry „Spelunker”. Rzuciłam okiem na przypadkowego gameplay'a by sprawdzić o co chodzi. Wygląda na zwykłą zręcznościówkę. Jakiego typu kpiną z gry miało być uczynienie ludka z niej zdychającym nauczycielem? Może coś przegapiłam?
Coś ciekawszego
Nie jest w moim w moim typie
Niemniej odpadłam szybko. W trakcie odcinka ze spermoduszkami, dokładnie chwili, kliknij: ukryte gdy Stocking rozpływa się nad nimi w zachwytach, mówiąc, że są tak słodkie, że chętnie by je połknęła. Nie mój typ humoru.
Później klimat nieco prysł, ustępując jakże emocjonującym walkom- po czym powrócił z podwójną siłą w wątku z uwięzionym w czasie miastem, prezentującym wspaniałą postać przesłodkiej Road i intrygującej Mirandy- ona właśnie nasuwa wspomniane w jednej z recenzji skojarzenia z dziełami Burtona. kliknij: ukryte Później niestety przechodzi „metamorfosse”. Nie ma to jak zasada pewnej części twórców- „postać przechodzi w życiu trudny okres- jest gothem/nosi się na czarno, przykre czasy mijają- przyodziewa kolorowe ciuszki, lubi kwiatki, i staje się statystycznym, uśmiechniętym Kowalskim”. Nie słyszeli o takiej Ruby Gloom chociażby? >:U
Potem przyszedł czas nudnawych historii- czas oczekiwania, aż serial znów wróci do wiktoriańskiego klimatu i wciągającej, ocierającej się o horror historii. Powrót nastąpił, lecz nieśmiało i na chwilkę, by zaraz potem nastały ZUE CZASY ZAPYCHACZY. Niech to diabli, jak ja przez to przebrnęłam? Sama się sobie dziwię, choć czuję, że miałam po prostu mrzonki co do tego, że Klimat za parę odcinków znowu wróci z urlopu. Niestety. Serial przeobraża się w typowego shounena- z patetycznymi tekstami o oddawaniu życia za przyjaciół (mnogość tych tekstów w połączeniu z towarzyszącymi im retrospekcjami przyprawia o ból głowy), oddawaniu życia za uwolnienie cierpiących dusz Akum, jako takim ratowaniu świata i wywodami na temat rosnącej/malejącej/traconej mocy i wkraczaniu na wyższy level. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że w zapychaczach bywały też ciekawe momenty- np. kliknij: ukryte motyw czarownic‑bliźniaczek- choć sam odcinek zawierający go był zdumiewająco nudny (jak wszystkie, w których pierwsze skrzypce grał Kanda zresztą). Prócz wątków, dzięki którym dotarłam do końca- urokliwemu spotkaniu Allena z Tykkim w lesie i trzymającej w napięciu wielkiej końcowej walce (choć w zasadzie bardziej był to moment, do którego warto było dotrwać) serial do samego końca był typową shounenową, rozwleczoną bijatyką. Reasumując, DGM to rzecz w której jak na złość pierwiastek geniuszu ujawnia się raz na jakiś czas, by po chwili zniknąć na dłużej.
Jeszcze parę słów o postaciach: z dobrych najbardziej do gustu przypadł mi Allen- po prostu lubię miłych chłopców, cóż zrobić- choć chwilami irytował postawą „poświęcenie w imię wszystkiego”. W morzu wypowiadających się na temat DGM znów okażę się wyjątkiem, bo z głównej brygady najmniej polubiłam Laviego- który zabawny wcale nie był: był głównym źródłem humoru na zasadzie „jestem super deformed, więc jestem śmieszny. No spójrz tylko- czyż nie jestem śmieszny?”, który stał się powszechny po dojściu do zapychaczy, tak na marginesie- i Kandę, którego nie da się określić mianem uroczego gbura czy nawet po prostu gbura, a postaci wypranej z czegokolwiek pod względem osobowości. Pod koniec jednak zdradza ślady jakiegoś charakteru- czym wzbudził moją sympatię. Lenalee, po prostu ładna dziewczyna bez osobowości jest mi obojętna- choć tej postaci nie da się odmówić jej ładnego, acz prostego i niezbyt oryginalnego projektu. W odcinkach, w których jej Innocence jest uszkodzone budzi momentami uśmiech politowania zbyt częstym rozklejaniem się.
O Tykkim i Road wspomniałam już wyżej, więc dorzucę jeszcze odnośnie przesympatycznej rodzinki Noah, że Skina uwielbiam za sekwencję, w której obrywa się od niego pokojówce, kliknij: ukryte „bo jajko było za słone” :D
Piosenki z openingów ubóstwiam- jednak zdecydowanie ustępują im towarzyszące animacje, zrobione bez pomysłu, po prostu przedstawiające co w danej części serialu się dzieje i kto tam będzie jak leci. Z endingowych lubię dwie pierwsze, reszta to mdły j‑pop.
Podsumowując, DGM byłby naprawdę dobrym anime, gdyby nie zapychacze, zmiana intrygującego klimatu na zahaczający o shounenową sieczkę i dłużyzny.