x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Cycki + ekonomia = anime sezonu (przynajmniej wedle japończyków)
Yuusha to „wielki bohater” cierpiący na kompleks rycerza w lśniącej zbroi i patrząc na rozwój akcji, jego użyteczność w serii będzie zmniejszać się adekwatnie do ilości scen w których będziemy mogli podziwiać (nad wyraz) okazałą, falującą pierś Maou. Sam duet ciekawy, ale oklepana schematyczność rodem z najstarszych powieści fantasy nie działa w tej sytuacji zbyt zachęcająco. Za plus uznam jednak ukazanie średniowiecznej sprawy wojen z odmiennej niż zwykle perspektywy. Czas pokaże, czy należycie.
Seria zapowiada się całkiem sympatycznie. Będę oglądać – bo tak czy inaczej – szykuje się najpewniej najlepsze anime tego sezonu, w dodatku niezwykle dopracowane wizualnie, ale żadnych rewelacji póki co się nie spodziewam.
Szykuje się absurd sezonu :]
Tak niepojętej, absurdalnej i kompletnie idiotycznej mieszanki już dawno nie widziałem i powoli tracę resztki cierpliwości jaką żywię do japońskich twórców oglądając szajs tego pokroju.
Sam już początek (dwie minuty) raczy nas dwoma, wybitnie fanserwiśnymi ujęciami. Do tego dochodzi jeszcze motyw mahou shoujo (w sci‑fi), „specjalnej klasy” kombinezony bojowe (skrajnie specyficzny fetyszyzm Kazuhiro) i fakt, że najważniejsze wątki fantastyczno‑naukowe opierają się na energii biorącej się dosłownie z „powietrza”, co rozwiązało wszystkie światowe problemy (ale nie jako taką „biedę” rodziny bohaterki) sprawiają, że całość naprawdę ciężko traktować poważnie, choć patos dosłownie wisi w powietrzu. O złych (na siłę) „kosmitach” już nawet nie wspomnę.
Co jak co, ale chyba wyrosłem z oglądania bajek tego pokroju. Szkoda, bo wizualnie seria prezentuje się naprawdę na poziomie.
Solidny film
A co niby miał zrobić? Zgrywać bohatera? kliknij: ukryte Tak czy inaczej, zarówno on jak i Kei dostaliby kulkę w łeb. Mamy tu do czynienia z przypadkiem człowieka ciężko doświadczonego przez życie, borykającym się z wynikłymi z tego problemami natury psychicznej a przy tym beznadziejnie lojalnego i wiernego wyznawanym wartościom. Nie problem w tym, by próbować coś zmienić; Fuse chciałby ale po prostu wie, że w tej sytuacji nie może uczynić kompletnie nic pozytywnego i to jest najbardziej bolesne.
Ten film to nie dramat, a klasyczna tragedia oparta na kanwie militarnej. Utsuge. Ciężka i przytłaczająca produkcja, którą nie każdy będzie w stanie skonsumować. Jin‑roh polecałbym otwartym widzom, którzy cenią sobie powagę i realistyczne historie.
PS. Katharzis pisze się przez „s”, nie „z”.
Re: O borze, ale to się zrobiło głupie...
Re: O borze, ale to się zrobiło głupie...
Re: O borze, ale to się zrobiło głupie...
PS. „borze” pisze się przez „ż”.
Przeciętniak
Twórcy z GoHands tym razem starali się zbyt mocno i wygląda na to, że na zdrowie im to raczej nie wyjdzie. Szkoda.
Porażka sezonu
Tak beznadziejnego anime dawno nie widziałem, przy czym zawiodłem się kompletnie; Całość dawała spore pole do popisu na stworzenie czegoś pokroju Chobits w wykonaniu cybernetycznych, obdarzonych sztuczną inteligencją lalek (BJD, dokładnie mówiąc). Autorzy kompletnie zmarnowali potencjał, czyniąc z tej serii kolejny pastisz tandetnych chwytów i ogólnej głupoty, przesłodzonej do granic niemożliwości. Nic dziwnego, skoro seria miała posłużyć głównie za reklamę tandetnej linii figurek od Konami. Tylko dla zagorzałych fanów gatunku, zdolnych przymknąć oko na wszechobecną infantylność.
Uzupełnienie
Wyjątkowa pozycja
Na świecie istnieją dwie grupy widzów – ci, którzy pochwycą przesłanie jakie niesie Ao no Roku‑go i ci, którzy filmu kompletnie nie zrozumieją; ci ostatni najprawdopodobniej zawsze będą wychwalać „niebywałą” (owszem, ale tylko jak na tamte czasy) grafikę i wartką akcję, której w anime nie brakuje, ale nie docenią samego sedna filmu, traktując go jak przeciętną pozycję.
Największe zalety? Ciekawy pomysł, doskonałe projekty postaci, maszyn i świata przedstawionego, genialna wręcz muzyka (która o dziwo wyjątkowo świetnie pasuje i buduje niesamowitą atmosferę) i wyjątkowo ładne, solidne wykonanie (dobre tła, ładna kreska).
Nie mogę zgodzić się co do mało unikalnej fabuły i „płytkich” postaci; jedyne czego zabrakło, to trochę więcej czasu na przedstawienie i rozwinięcie osobowości bohaterów, ale nawet bez tego postacie są ciekawe i wyjątkowo ludzkie, a całość trzyma się kupy wyjątkowo dobrze. Co do fabuły – rzeczywiście, nie przedstawia sobą nic nadzwyczajnego, jeśli weźmiemy pod uwagę główny wątek (konflikt na masową skalę wywołany przez „szalonego” naukowca, koniec świata etc.), ale wszystko to wyłącznie przykrywka do opowiedzenia niezwykle poruszającej historii o znaczeniu wzajemnego zrozumienia i poszanowania dla życia, niezależnie jakim jest. Wartości te przejawiają się najmocniej w parze głównych bohaterów – Hayamim i Myutio. Choć dzieli ich przysłowiowa przepaść i pozostają niezdolni do rozmowy, potrafili stworzyć między sobą mocną więź opartą na wzajemnej empatii, kliknij: ukryte nie wspominając o tym, że zarówno Hayami jak i Myutio stanowią przysłowiowych „wyrzutków” pośród swoich; Hayami jest człowiekiem po przejściach, który doświadczył wojnę na własnej skórze i ostatecznie postanowił powiedzieć wszystkiemu „nie”, natomiast u Myutio jest to o wiele bardziej dosłowne – już sam jej wygląd zewnętrzny (inny, niż u jej „sióstr”), jak i zachowanie zdradzają jej kompletną odmienność od reszty swych współbratymców.Najciekawszą postacią okazał się sam główny antagonista – profesor Zorndyke. Z jednej strony, Zorndyke stanowi personifikację całej ideologii przedstawionej w anime z drugiej zaś, jest on zarówno niebywałym geniuszem jak i potwornym psychopatą. Mimo tego co uczynił, po bliższym poznaniu ciężko nie czuć do niego sympatii.
Jest to właśnie jedna z najmocniejszych stron anime – wszyscy bohaterowie, wszystkie postacie są pełne sympatii. To istoty myślące z krwi i kości, nie zaś tekturowe figurki oparte na stereotypach, których mamy na pęczki we współczesnych produkcjach. Kierują się własnymi motywami i posiadają przekonania, by uznać swe czyny za słuszne. Są istotami, które nieustannie błądzą i poszukają odpowiedzi na pytania, jednocześnie doprowadzając do wielu pamiętnych scen ( kliknij: ukryte Moment w którym Hayami daruje życie Myutio, śmierć Akahage, manto jakie Verg spuszcza Myutio po jej spoufaleniu się z ludźmi, poświęcenie ludzi podczas finałowej bitwy pod lodami antarktydy, ostateczna walka między Hayamim a Vergiem, pochód żałobny) W tym anime można lubić i dopingować każdej ze stron – wszyscy mają bowiem powody by czynić to, co czynią, ale żadna ze stron nigdy nie będzie miała racji. To ukazuje beznadziejność całego konfliktu.
Większość produkcji tego typu polega przeważnie na szczytowym wyzwoleniu całego napięcia – tzw. ostatecznym starciu „dobra” ze „złem”, ale rzeczy te istnieją tylko w bajkach. Rzeczywistość bowiem to nie „czerń” i „biel”; To bezgraniczna szarość a w każdym z nas tkwi tyle samo dobra, co zła. Wszystko to zostało sprytnie zamaskowane pod otoczką dynamicznego filmu akcji; Ao no Roku‑go to anime o budowaniu związków z innymi a te przeważnie rzadko kiedy powstają w wyniku niezwykle dramatycznych zdarzeń. Z tego powodu właśnie, większość widzów zapewne uzna zakończenie za kompletnie rozczarowujące. Ale to właśnie owo zakończenie – kompletnie enigmatyczne, pełne niedomówień i niepokoju stanowi wyśmienite ukoronowanie całej serii. Prezentuje coś rzadko spotykanego w kinie tego typu – szlachetne poświęcenie, ale nie w imię swoich czy z powodu chęci zemsty, lecz z pragnienia pokoju i miłości, bez względu na narodowość, wyznanie czy ideologię. I patrząc na świat, który nas otacza – ta niesamowita empatia i wzajemne zrozumienie jest czymś, co jest nam w tej chwili wyjątkowo obce a za czym wielu z nas bardzo mocno tęskni.
Błogosławieni niechaj będą pacyfiści.
O czym ta dyskusja?
Odnośnie ocen redakcji – śmiać mi się chce, jak widzę tak skrajne opinie. Owszem, anime nie jest niczym nadzwyczajnym, ale na boga – pozytywne oceny nie biorą się z powietrza; ludzie są po prostu zadowoleni z tego co otrzymali i kropka. Wystawianie takich negatywów po prostu źle świadczy o poszczególnych redaktorach.
Re: jak można...
Zmarnowany potencjał
Osobiście uważam, że całość jako opowieść to zmarnowany potencjał. Styl Kawahary sprawia, że SAO czyta się z zapartym tchem, jedno jest jednak pewne – jego wiedza na temat mmorpg jako gatunku (oraz wszelakich, związanych z nim koncepcji) jest bardzo znikoma, co odbija się na samej powieści.