Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 4/10 grafika: 5/10
fabuła: 4/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 7 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,14

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 137
Średnia: 6,95
σ=1,6

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (fm)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Kimikiss pure rouge

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2007
Czas trwania: 24×25 min
Tytuły alternatywne:
  • キミキス pure rouge
zrzutka

Co z tego, że róż czysty, skoro materiał marnej jakości? Przeciętne romansidło na podstawie symulatora randkowego.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Co byście zrobili, gdyby nieznajoma dziewczyna wdarła się do waszego mieszkania, zaczęła molestować stolik, a następnie postanowiła wziąć prysznic, jednocześnie odmawiając wam prawa do podglądania? Podejrzewam, że pomysłów byłoby sporo – od straszenia policją do zaparzenia większej ilości herbaty (w przypadku atrakcyjnej powierzchowności intruza). Na Kouichiego jednak płeć piękna (albo po prostu bardziej zdecydowane osoby) działa najwyraźniej jak kryptonit na Supermana, ponieważ nie potrafił sam znaleźć odpowiednich środków zaradczych. Z osłupienia wyrwał go dopiero Kazuki, zupełnie przypadkowo znajdujący się w pobliżu kumpel, który rozpoznał w nieznajomej Mao – ich wspólną przyjaciółkę z dzieciństwa. Okazało się, że po powrocie z Francji nie dość, że zamierza ona zamieszkać pod jednym dachem ze swym kolegą i jego rodziną (obrońcy moralności nie mają tym samym powodu do zaniepokojenia), to jeszcze zacząć uczęszczać do tej samej szkoły (a w niej, jak można się spodziewać po obejrzeniu kilku podobnych serii, edukacja ogranicza się do pewnego działu matematyki praktycznej, czyli tworzenia trójkątów miłosnych).

Przyznam, że Kimikiss zainteresowało mnie głównie ze względu na osobę reżysera – Kenichiego Kasai, znanego z takich serii jak Hachimitsu to Clover i Nodame Cantabile. Zastanawiałem się, czy uda mu się wyłamać ze stereotypów, jakie obowiązują w ekranizacjach symulatorów randkowych. Najwidoczniej jednak zrobienie porządnego shoujo na podstawie gry dla nastoletnich chłopców, którzy rumienią się na samą myśl o pocałunku (wyróżnik eroge, dotyczący oryginalnego materiału, może być trochę mylący, bo nie ma tam żadnych śmielszych scen), okazało się nadmiernie ambitnym zadaniem. Po obejrzeniu całości nasuwają mi się refleksje w stylu: „I Salomon z próżnego nie naleje”, czy też „Same nazwiska anime nie czynią”.

O grafice można powiedzieć, że ma ładne, pastelowe kolory i na tym właściwie kończy się lista zalet. Scenografia jest wyjątkowo biedna (pewnie ciągle wieje jej wiatr w oczy, więc zagubione detale nie śpieszą się z powrotem). Na przykład drzewa w tle często wyglądają, jakby komuś rozlała się na płótno zielona farbka. Natomiast w projektach postaci zwraca uwagę głównie nienaturalnie szeroki rozstaw oczu. Jeśli kogoś raził wygląd Hagu w Hachimitsu to Clover, to tutaj znajdzie całe stadko w tym stylu (jeśli wziąć pod uwagę maskotki, można stwierdzić, że żaby stały się wiodącym motywem serii).

W muzykę zacząłem baczniej się wsłuchiwać dopiero, gdy trzeba było ją ocenić na potrzeby tej recenzji. W większej części składa się z fortepianowego podkładu – ani szczególnie wybitnego, ani wartego zganienia. Za to początkowa piosenka brzmi prawie jak Sakura Kiss z Ouran Koukou Host Club (każdy może sobie w myślach dopowiedzieć dalszy ciąg tego sformułowania).

Twórcy, żeby uniknąć zaliczenia ich produkcji do gatunku haremówek, postanowili rozbić protagonistę z gry na trzy osoby. W efekcie otrzymano jednak… może niekoniecznie kilku jedna­‑trzecia­‑główków, ale nastolatków o niekompletnych osobowościach. Mamy Kouichiego – płaczliwego melancholika, Kazukiego – wesołka oraz Kaia, który w przeciwieństwie do dwóch poprzednich bohaterów ma w sobie odrobinę testosteronu, za to wykazuje się wysokim stopniem upośledzenia społecznego (jego naturę samotnego wilka podkreślają zwykle wyludnione pomieszczenia i korytarze). Kolekcja dziewcząt również nie zasługuje na zbyt wiele pochwał, ponieważ zgromadzono w niej większość typów znanych z dziesiątków podobnych anime – dziewczyna­‑sportowiec (oczywiście rzuca piłką w głowę chłopaka), chodząca nieśmiałość, geniusz (obowiązkowo komplet punktów na każdym możliwym teście), młodsza siostra, a w tle przewija się jeszcze dziedziczka fortuny i obrończyni moralności. O dziwo nie ma żadnej fajtłapy z wadą wzroku (podejrzewam, że zakłady optyczne miałyby problemy ze zrobieniem dopasowanych okularów). Pewne nadzieje wiązałem z Mao, która niczym odświeżający wiatr wdarła się w życie innych postaci. Jej osobowość szybko została jednak zredukowana do stereotypowej przyjaciółki z dzieciństwa, a swoim postępowaniem pozbawiła się resztek mojego szacunku.

Gdybym szukał argumentów przeciwko temu, że większa liczba odcinków zapewnia więcej zabawy, to Kimikiss dostarcza ich w ilościach hurtowych. Przez sporą część serii fabuła posuwa się z prędkością ślimaka, który szybko się męczy i musi się porządnie wyspać celem zregenerowania sił. Natomiast późniejsze odcinki wypełniają powtarzające się sceny z irytującymi zachowaniami niektórych bohaterów. Gdyby to anime było krótsze o połowę, nie musiałbym pewnie po raz n­‑ty oglądać, jak Kouichi nagle zaczyna się gapić w dal, a jego dziewczyna smutnieje, bo zauważa tam swoją rywalkę (choć w kategorii „najbardziej traumatyczne sceny” i tak wygrywają całujące się żaby). Dolom i niedolom Kazukiego przy tworzeniu własnego miniharemu poświęcono mniej czasu ekranowego i pewnie dzięki temu ten wątek można oglądać z przyjemnością (inna sprawa, że zainteresowane osoby postępują logicznie i nie czekają z podjęciem wszystkich decyzji do ostatniego odcinka).

Jako osoba umiarkowanie zezgredziała patrzę na sprawy uczniów liceum z trochę innej perspektywy. Być może osoby w zbliżonym wieku miałyby szansę bardziej utożsamiać się z bohaterami. Nawet one jednak powinny się zastanowić nad ograniczeniem ilości oglądanego anime, jeśli w ich otoczeniu nie znajdują się bardziej interesujące osoby. Przy dużej konkurencji w gatunku romansideł można z pewnością trafić gorzej, ale nie ma też problemu ze znalezieniem ciekawszej pozycji. Od siebie dodam, że seans kończyłbym z mniejszym niesmakiem, gdyby w wyniku nagłego zwrotu akcji główny bohater i jego ostateczna wybranka wpadli pod pociąg albo wybrali się na przejażdżkę łódką z Jigoku Shoujo.

fm, 29 marca 2008

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: J.C.STAFF
Autor: Enterbrain
Projekt: Kazunori Iwakura, Kisai Takayama
Reżyser: Ken'ichi Kasai
Scenariusz: Michihiro Tsuchiya
Muzyka: Hikaru Nanase, Masaru Yokoyama, Noriyuki Iwadare